- o cholera jasna- zakląłem w chwili gdy mijający mnie pojazd wjechał w sporą kałuże i większość jej podniesiona z asfaltu wylądowała na moich ubraniach.
Prócz tego że lał cholerny deszcz i nie miałem gdzie się skryć to teraz byłem kompletnie przemoczony. Że też mojej matce zachciało się bym jechał do dobrej krawcowej znanej od lat 15 kilometrów od miejsca gdzie mieszkałem. Fakt, gdy wyjeżdzałem pogoda była bajeczna jak na kwiecień, lecz po minięciu sporej rzeki zaczęło lać jak z cebra. I na dodatek jeszcze ten marsz od przystanku , dobre dwa kilometry. Wściekły i przemoczony skręciłem z głównej drogi w gruntówkę prowadzącą do domu krawcowej. Pekaes ,którym przyjechałem już dawno zniknął za zakrętem drogi. Wkurzony i przemoknięty pokonywałem kolejne metry dzielącej mnie drogi. Marzyłem tylko o tym by dotrzeć tak jak najszybciej , załatwić to co jest do załatwienia i spadać do domu. Jak na złość nie zabrałem ze sobą żadnej kurtki i w przemoczonym polarze kontynuowałem marsz. Mogłem być tylko wściekły sam, na siebie, toż matka mówiła mi bym zabrał coś od deszczu, ja jednak mądrzejszy wolałem postawić na swoim. Na dodatek to cholerne wesele kuzynki i konieczność zrobienia nowego garnituru gdyż z starego wyrosłem już dawno. Nic dziwnego, gdy miało się szesnaście lat i w dalszym ciągu człowiek rósł. Taka to natura i tego nie dało się przeskoczyć. Coraz bardziej przemoczony w końcu dotarłem do domu krawcowej, tak polecanej przez wszystkich w okolicy. Był piątek popołudniu i na siedemnastą byłem umówiony z ową Panią. Pamiętałem ją jeszcze jako nastolatek gdy szyty miałem garnitur na bierzmowanie. Pamiętałem ze już w tym czasie była rozwódką , podobno mąż znalazł sobie inną, o wiele młodszą. Z rozmów pamiętałem również że nie był z niego jakiś typ playboya, ot zwykły facet , który po czterdziestce chciał zasmakować owocu o wiele młodszego. Banał jakich wiele. Otworzyłem śmiało furtkę od podwórka i szybkim krokiem skierowałem się na werandę. Wreszcie nie lało. Otarłem zmoczone włosy mokrą dłonią i zapukałem do drzwi wejściowych.
- Proszę- dało się słyszeć zza drzwi.
Nacisnąłem na klamkę i po chwili znalazłem się we wnętrzu domu.
- Dzień dobry,to ja Sebastian- rzuciłem od progu zamykając za sobą wrota.
- Wejdź , proszę, straszna ta pogoda- usłyszałem w odpowiedzi.
Zrobiłem może z dwa kroki nim w drzwiach od następnego pomieszczenia gdzie była pracownia krawiecka zobaczyłem panią Olgę.
- O Boże Ty jesteś kompletnie przemoczony, dlaczego nie zabrałeś kurtki- stwierdziła i zapytała widząc jak wyglądam.
- Było ładnie jak wyjeżdżałem , a teraz przemokłem do suchej nitki- odparłem patrząc na nią.
Nie zmieniła się bardzo od czasu gdy ją ostatni raz widziałem. Może trochę na twarzy się postarzała. lecz jak na swoje czterdzieści parę lat wyglądała całkiem, całkiem. Ubrana w zapinaną na guziki kremową podomkę ,cieliste rajstopy i skomponowane kolorystycznie z tym wsuwane kapcie wyglądała tak jak ją ostatnio zapamiętałem. Normalnie i bez ekstrawagancji. Nienagannie upięte w kok włosy, nie wyróżniający się delikatny makijaż. Ot, standard przeciętnej gospodyni domowej. Popatrzyła na mnie.
- Maszeruj natychmiast do łazienki, bierz ciepły prysznic, zostaw tam mokre ubrania, ręcznik wisi przy lustrze i jest czysty, mydło i szampon znajdziesz bez problemu - zakomenderowała.
- Ale .... - odparłem będąc trochę zaskoczony jej komendami.
- Żadne, ale, Twoja matka by mi nie darowała gdybyś złapał zapalenie płuc a w tym okresie to nie trudno - odparła tonem dość poważnym by protestować.
- Ubrania, szybko wrzucimy do suszarki w łazience i w pół godziny będą suche - dodała.
Nie pozostałą mi nic innego jak posłuchać jej poleceń. Bez słowa sprzeciwu skierowałem się w kierunku łazienki z ubikacją. Dobrze jeszcze pamiętałem gdzie to jest i bez trudu znalazłem się tam po chwili.
- Ubrania zostaw na podłodze to jak się wykąpiesz to je wrzucę do suszarki. Zostaw wszystko co masz mokre - dodała gdy zniknąłem za drzwiami łazienki.
Rozglądnąłem się po łazience. Nie był to szał, lecz i nie jakaś nora. Lustro, kabina prysznicowa, sedes, kosmetyki na półce, prako-suszarka, higienicznie i czysto. Bez trudu znalazłem ręcznik i rzeczy o których wspomniała. Rzeczywiście miała rację, ciepły prysznic był jak najbardziej wskazany gdyż było mi coraz bardziej zimno a mokre ubranie wprost lepiło się do ciała. Przekręciłem klucz w drzwiach łazienki i począłem zrzucać z siebie mokre ubranie. Fakt, przemokłem do suchej nitki i podkoszulek i majtki były kompletnie mokre. Odsunąłem drzwi kabiny prysznicowej i kompletnie nagi wsunąłem się do jej wnętrza. Pomajstrowałem przy pokrętłach z wodą i po chwili wskazany poziom ciepłoty wody obmywał już moje ciało. Miała rację, ciepły prysznic to było to czego potrzebowałem będąc tak przemoknięty. Z lubością skierowałem na swe ciało ciepły strumień wody , rozgrzewając się zarazem. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na to by ta przyjemność trwała w nieskończoność. W planach miałem szybkie załatwienie sprawy tutaj i powrót do domu. Zdawałem sobie sprawę również że suszenie ubrania zajmie trochę czasu i na planowany Pekaes nie zdążę z pewnością. Pozostawał mi kolejny , za jakąś godzinę. Pal, licho godzinę, najważniejsze by był bym suchy. Zakręciłem wodę, nie myjąc głowy, szamponem , a tylko ją spłukując. Wygramoliłem się z kabiny i począłem wycierać ręcznikiem mokre ciało. Czułem się o wiele lepiej niż wtedy gdy zmoknięty jak kura pukałem do jej drzwi. Gdy zakończyłem wycieranie , opasałem się ręcznikiem wzdłuż bioder i pozostawiwszy mokre fatałachy na podłodze , tak jak zaleciła pani Olga opuściłem łazienkę kierując się do pracowni.
- No szybko się uwinąłeś, mam nadzieję że nie chwycisz jakiegoś choróbska – usłyszałem gdy dotarłem do pracowni.
- To był dobry pomysł, bo przemokłem do imentu – odparłem.
- Usiądź, a ja wrzucę rzeczy do suszarki – odparła kierując się tam skąd ja wyszedłem.
Przycupnąłem na krześle vis a vis maszyny do szycia. W pracowni było jak dawniej , manekin na którym spoczywał jakiś niedokończony garnitur, jakieś bele materiału, wersalka, owa maszyna do szycia , stół a na nim nożyce, miarka do mierzenia, stos nici i igieł. Słowem, normalka jak na krawiecki zakład.
- No już załadowałam by się suszyło, za pół godziny będzie suche- usłyszałem gdy mnie minęła.
Podniosłem się z krzesła. Jakoś tak samo z siebie to wyszło. Pani Olga popatrzyła na mnie.
- Urosłeś i zmężniałeś od czasu jak Cię ostatni raz widziałam- stwierdziła
- E , tam – odpowiedziałem.
- No dobrze, bierzmy się do roboty – odparła i chwyciła za miarkę krawiecką.
Teraz dopiero zdałem sobie sprawę w jakiej jestem sytuacji. Ona miała pobrać miarę na spodnie i garnitur, a ja pozostawałem na chwile obecną przepasany tyko i wyłącznie ręcznikiem na biodrach.
- Garnitur, na weselicho ma być, bo z poprzedniego trochę wyrosłeś – stwierdziła
zbliżając się do mnie.
- Yhm – rzeknąłem , zdając sobie sprawę z niesforności sytuacji.
- Urosłeś od ostatniego czasu, to Cię muszę dokładnie obmierzyć – usłyszałem.
- Ale czy to aż tak bardzo konieczne – zapytałem.
Jej wyraz twarzy był wyraźną odpowiedzią na moje głupie pytanie. Co najgorsze poczułem że mój ptaszek ukryty pod ręcznikiem mimo woli powoli zaczyna się podnosić.
- Dobrze, zaczniemy od garnituru – stwierdziła i zbliżywszy się do mnie od tyłu przyłożyła miarkę krawiecką do pleców biorąc rozmiar od około patki do łopatki.
- To pas barkowy – odparła mierząc mnie tam z tyłu.
Dotyk jej palców zmieszany z zimnem końcówki miary krawieckiej spowodował że mój penis znacznie się powiększył i znacząco uniósł. Spojrzałem w dół i ku mojemu zadowoleniu jeszcze nie odznaczał się spod skrawków ręcznika , który mnie osłaniał..
- Teraz długość garnituru – powiedziała sama do siebie i poczułem jak od szyi w dół wędruje miarka i jej ciepłe dłonie.
Jedna z jej rąk dotknęła okolic moich pośladków okrytych ręcznikiem.
- O, dotąd będzie dobrze – usłyszałem/
Nie odparłem nic zdając się na jej wiedzę i doświadczenie. Najgorsze w tym wszystkim było to że mój ptaszek w tej chwili już miał pełną erekcję i co gorsza delikatnie zaczął odznaczać się pod ręcznikiem.
- Dobrze, teraz w klatce – dotarło do mnie i poczułem jak taśma oplata moją klatkę piersiową.
Pani Olga przemieściła się teraz do przodu i patrząc na wymiar powoli zaczęła schylać się do dołu. W tym momencie zauważyłem że tam zapisuje swoje dane dotyczące wymiarów.
- No cholera , nie wiem ile , jeszcze raz muszę zmierzyć- stwierdziła i jeszcze raz podnoszą się z kucek opasała mnie metrówką.
Mierząc mnie dotknęła moich sutek. To podziałało jak płachta na byka, czułem że mój penis już sterczy na maxa.
- No już mam , teraz marę bierzemy na spodnie- oznajmiła.
- Ale czy to konieczne, może spodnie tak jak te w których przyszedłem- sparowałem od razu zdając sobie sprawę że za chwilę obluka to że mój mały sterczy jak najęty, a na dodatek staje się coraz bardziej wilgotny/
- Twoje spodnie są w suszarce, a na dodatek to inny model, nie taki jak do garnituru- usłyszałem w odpowiedzi.
- I naprawdę to konieczne – zapytałem.
Jej kiwnięcie głową mówiło że tak. Nie wiedziałem czy zdaje sobie sprawę w jakiej sytuacji ja jestem, że mój ptaszek tam pod ręcznikiem sterczy jak najęty i w ogóle że jestem zbyt mocno zażenowany tym co się tu miało stać. Przykucnęła i zaczęła od mierzenia szerokości nogawek.
- Tyle będzie dobrze – zapytała.
Nie miałem głowy do tego by stwierdzić że jest OK. Bardziej byłem zajęty tym co działo się z moim ciałem a konkretnie z fallusem.
- Yhm – odparłem.
- No to teraz chłopcze zmierzymy od krocza do kostek, no i muszę wejść z pomiarem tam pod ręcznik – stwierdziła.
Już sama myśl o tym i jej stwierdzenie spowodowało że mój mały przybrał maksymalne rozmiary i na dodatek stał się dość mocno wilgotny.
- Ale , jak – wydukałem.
- Normalnie, ot tak – odparła i bezpretensjonalnie poczęła wsuwać dłoń uzbrojoną w miarę krawiecką pod ręcznik , który okrywał moje przyrodzenie.
Byłem na tyle sparaliżowany i zaskoczony tym co się dzieje że nie zdołałem zareagować w momencie gdy zimny metal krawieckiej miarki i ciepłe palce pani Olgi znalazły się w okolicy mojej moszny. Obca kobieta kucała przede mną i już po chwili czułem jak jej paluszki delikatnie muskają moje otorbienie. Ptaszek szalał, sterczał jak wściekły i nie mogłem na to nic poradzić. Spojrzałem tylko w dół i mój wzrok przez chwilę skrzyżował się z wzrokiem Pani Olgi. Dojrzałem jakiś błysk w jej oczach i poczułem jakby taki przypadkowy dotyk moszny. Kolejny , niby przypadkowy.
- No , to polecimy wyżej – stwierdziła i poczęła podnosić się z kolan po zapisaniu wymiaru.
Nie miała już nastu lat , a może fakt że chciała coś więcej spowodował że w momencie kiedy podniosła się z kolan jakoś straciła równowagę i chwytają c się czegoś co jest najbliżej uchwyciła się mnie na wysokości moich bioder, a nawet delikatniej poniżej nich. Pech chciał że zamiast moich bioder uchwyciła ręcznik , który mnie okalał i pociągając go w dół spowodowała że momentalnie zsunął on się w dół ku ziemi odsłaniając mnie do końca.
Prócz tego że lał cholerny deszcz i nie miałem gdzie się skryć to teraz byłem kompletnie przemoczony. Że też mojej matce zachciało się bym jechał do dobrej krawcowej znanej od lat 15 kilometrów od miejsca gdzie mieszkałem. Fakt, gdy wyjeżdzałem pogoda była bajeczna jak na kwiecień, lecz po minięciu sporej rzeki zaczęło lać jak z cebra. I na dodatek jeszcze ten marsz od przystanku , dobre dwa kilometry. Wściekły i przemoczony skręciłem z głównej drogi w gruntówkę prowadzącą do domu krawcowej. Pekaes ,którym przyjechałem już dawno zniknął za zakrętem drogi. Wkurzony i przemoknięty pokonywałem kolejne metry dzielącej mnie drogi. Marzyłem tylko o tym by dotrzeć tak jak najszybciej , załatwić to co jest do załatwienia i spadać do domu. Jak na złość nie zabrałem ze sobą żadnej kurtki i w przemoczonym polarze kontynuowałem marsz. Mogłem być tylko wściekły sam, na siebie, toż matka mówiła mi bym zabrał coś od deszczu, ja jednak mądrzejszy wolałem postawić na swoim. Na dodatek to cholerne wesele kuzynki i konieczność zrobienia nowego garnituru gdyż z starego wyrosłem już dawno. Nic dziwnego, gdy miało się szesnaście lat i w dalszym ciągu człowiek rósł. Taka to natura i tego nie dało się przeskoczyć. Coraz bardziej przemoczony w końcu dotarłem do domu krawcowej, tak polecanej przez wszystkich w okolicy. Był piątek popołudniu i na siedemnastą byłem umówiony z ową Panią. Pamiętałem ją jeszcze jako nastolatek gdy szyty miałem garnitur na bierzmowanie. Pamiętałem ze już w tym czasie była rozwódką , podobno mąż znalazł sobie inną, o wiele młodszą. Z rozmów pamiętałem również że nie był z niego jakiś typ playboya, ot zwykły facet , który po czterdziestce chciał zasmakować owocu o wiele młodszego. Banał jakich wiele. Otworzyłem śmiało furtkę od podwórka i szybkim krokiem skierowałem się na werandę. Wreszcie nie lało. Otarłem zmoczone włosy mokrą dłonią i zapukałem do drzwi wejściowych.
- Proszę- dało się słyszeć zza drzwi.
Nacisnąłem na klamkę i po chwili znalazłem się we wnętrzu domu.
- Dzień dobry,to ja Sebastian- rzuciłem od progu zamykając za sobą wrota.
- Wejdź , proszę, straszna ta pogoda- usłyszałem w odpowiedzi.
Zrobiłem może z dwa kroki nim w drzwiach od następnego pomieszczenia gdzie była pracownia krawiecka zobaczyłem panią Olgę.
- O Boże Ty jesteś kompletnie przemoczony, dlaczego nie zabrałeś kurtki- stwierdziła i zapytała widząc jak wyglądam.
- Było ładnie jak wyjeżdżałem , a teraz przemokłem do suchej nitki- odparłem patrząc na nią.
Nie zmieniła się bardzo od czasu gdy ją ostatni raz widziałem. Może trochę na twarzy się postarzała. lecz jak na swoje czterdzieści parę lat wyglądała całkiem, całkiem. Ubrana w zapinaną na guziki kremową podomkę ,cieliste rajstopy i skomponowane kolorystycznie z tym wsuwane kapcie wyglądała tak jak ją ostatnio zapamiętałem. Normalnie i bez ekstrawagancji. Nienagannie upięte w kok włosy, nie wyróżniający się delikatny makijaż. Ot, standard przeciętnej gospodyni domowej. Popatrzyła na mnie.
- Maszeruj natychmiast do łazienki, bierz ciepły prysznic, zostaw tam mokre ubrania, ręcznik wisi przy lustrze i jest czysty, mydło i szampon znajdziesz bez problemu - zakomenderowała.
- Ale .... - odparłem będąc trochę zaskoczony jej komendami.
- Żadne, ale, Twoja matka by mi nie darowała gdybyś złapał zapalenie płuc a w tym okresie to nie trudno - odparła tonem dość poważnym by protestować.
- Ubrania, szybko wrzucimy do suszarki w łazience i w pół godziny będą suche - dodała.
Nie pozostałą mi nic innego jak posłuchać jej poleceń. Bez słowa sprzeciwu skierowałem się w kierunku łazienki z ubikacją. Dobrze jeszcze pamiętałem gdzie to jest i bez trudu znalazłem się tam po chwili.
- Ubrania zostaw na podłodze to jak się wykąpiesz to je wrzucę do suszarki. Zostaw wszystko co masz mokre - dodała gdy zniknąłem za drzwiami łazienki.
Rozglądnąłem się po łazience. Nie był to szał, lecz i nie jakaś nora. Lustro, kabina prysznicowa, sedes, kosmetyki na półce, prako-suszarka, higienicznie i czysto. Bez trudu znalazłem ręcznik i rzeczy o których wspomniała. Rzeczywiście miała rację, ciepły prysznic był jak najbardziej wskazany gdyż było mi coraz bardziej zimno a mokre ubranie wprost lepiło się do ciała. Przekręciłem klucz w drzwiach łazienki i począłem zrzucać z siebie mokre ubranie. Fakt, przemokłem do suchej nitki i podkoszulek i majtki były kompletnie mokre. Odsunąłem drzwi kabiny prysznicowej i kompletnie nagi wsunąłem się do jej wnętrza. Pomajstrowałem przy pokrętłach z wodą i po chwili wskazany poziom ciepłoty wody obmywał już moje ciało. Miała rację, ciepły prysznic to było to czego potrzebowałem będąc tak przemoknięty. Z lubością skierowałem na swe ciało ciepły strumień wody , rozgrzewając się zarazem. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na to by ta przyjemność trwała w nieskończoność. W planach miałem szybkie załatwienie sprawy tutaj i powrót do domu. Zdawałem sobie sprawę również że suszenie ubrania zajmie trochę czasu i na planowany Pekaes nie zdążę z pewnością. Pozostawał mi kolejny , za jakąś godzinę. Pal, licho godzinę, najważniejsze by był bym suchy. Zakręciłem wodę, nie myjąc głowy, szamponem , a tylko ją spłukując. Wygramoliłem się z kabiny i począłem wycierać ręcznikiem mokre ciało. Czułem się o wiele lepiej niż wtedy gdy zmoknięty jak kura pukałem do jej drzwi. Gdy zakończyłem wycieranie , opasałem się ręcznikiem wzdłuż bioder i pozostawiwszy mokre fatałachy na podłodze , tak jak zaleciła pani Olga opuściłem łazienkę kierując się do pracowni.
- No szybko się uwinąłeś, mam nadzieję że nie chwycisz jakiegoś choróbska – usłyszałem gdy dotarłem do pracowni.
- To był dobry pomysł, bo przemokłem do imentu – odparłem.
- Usiądź, a ja wrzucę rzeczy do suszarki – odparła kierując się tam skąd ja wyszedłem.
Przycupnąłem na krześle vis a vis maszyny do szycia. W pracowni było jak dawniej , manekin na którym spoczywał jakiś niedokończony garnitur, jakieś bele materiału, wersalka, owa maszyna do szycia , stół a na nim nożyce, miarka do mierzenia, stos nici i igieł. Słowem, normalka jak na krawiecki zakład.
- No już załadowałam by się suszyło, za pół godziny będzie suche- usłyszałem gdy mnie minęła.
Podniosłem się z krzesła. Jakoś tak samo z siebie to wyszło. Pani Olga popatrzyła na mnie.
- Urosłeś i zmężniałeś od czasu jak Cię ostatni raz widziałam- stwierdziła
- E , tam – odpowiedziałem.
- No dobrze, bierzmy się do roboty – odparła i chwyciła za miarkę krawiecką.
Teraz dopiero zdałem sobie sprawę w jakiej jestem sytuacji. Ona miała pobrać miarę na spodnie i garnitur, a ja pozostawałem na chwile obecną przepasany tyko i wyłącznie ręcznikiem na biodrach.
- Garnitur, na weselicho ma być, bo z poprzedniego trochę wyrosłeś – stwierdziła
zbliżając się do mnie.
- Yhm – rzeknąłem , zdając sobie sprawę z niesforności sytuacji.
- Urosłeś od ostatniego czasu, to Cię muszę dokładnie obmierzyć – usłyszałem.
- Ale czy to aż tak bardzo konieczne – zapytałem.
Jej wyraz twarzy był wyraźną odpowiedzią na moje głupie pytanie. Co najgorsze poczułem że mój ptaszek ukryty pod ręcznikiem mimo woli powoli zaczyna się podnosić.
- Dobrze, zaczniemy od garnituru – stwierdziła i zbliżywszy się do mnie od tyłu przyłożyła miarkę krawiecką do pleców biorąc rozmiar od około patki do łopatki.
- To pas barkowy – odparła mierząc mnie tam z tyłu.
Dotyk jej palców zmieszany z zimnem końcówki miary krawieckiej spowodował że mój penis znacznie się powiększył i znacząco uniósł. Spojrzałem w dół i ku mojemu zadowoleniu jeszcze nie odznaczał się spod skrawków ręcznika , który mnie osłaniał..
- Teraz długość garnituru – powiedziała sama do siebie i poczułem jak od szyi w dół wędruje miarka i jej ciepłe dłonie.
Jedna z jej rąk dotknęła okolic moich pośladków okrytych ręcznikiem.
- O, dotąd będzie dobrze – usłyszałem/
Nie odparłem nic zdając się na jej wiedzę i doświadczenie. Najgorsze w tym wszystkim było to że mój ptaszek w tej chwili już miał pełną erekcję i co gorsza delikatnie zaczął odznaczać się pod ręcznikiem.
- Dobrze, teraz w klatce – dotarło do mnie i poczułem jak taśma oplata moją klatkę piersiową.
Pani Olga przemieściła się teraz do przodu i patrząc na wymiar powoli zaczęła schylać się do dołu. W tym momencie zauważyłem że tam zapisuje swoje dane dotyczące wymiarów.
- No cholera , nie wiem ile , jeszcze raz muszę zmierzyć- stwierdziła i jeszcze raz podnoszą się z kucek opasała mnie metrówką.
Mierząc mnie dotknęła moich sutek. To podziałało jak płachta na byka, czułem że mój penis już sterczy na maxa.
- No już mam , teraz marę bierzemy na spodnie- oznajmiła.
- Ale czy to konieczne, może spodnie tak jak te w których przyszedłem- sparowałem od razu zdając sobie sprawę że za chwilę obluka to że mój mały sterczy jak najęty, a na dodatek staje się coraz bardziej wilgotny/
- Twoje spodnie są w suszarce, a na dodatek to inny model, nie taki jak do garnituru- usłyszałem w odpowiedzi.
- I naprawdę to konieczne – zapytałem.
Jej kiwnięcie głową mówiło że tak. Nie wiedziałem czy zdaje sobie sprawę w jakiej sytuacji ja jestem, że mój ptaszek tam pod ręcznikiem sterczy jak najęty i w ogóle że jestem zbyt mocno zażenowany tym co się tu miało stać. Przykucnęła i zaczęła od mierzenia szerokości nogawek.
- Tyle będzie dobrze – zapytała.
Nie miałem głowy do tego by stwierdzić że jest OK. Bardziej byłem zajęty tym co działo się z moim ciałem a konkretnie z fallusem.
- Yhm – odparłem.
- No to teraz chłopcze zmierzymy od krocza do kostek, no i muszę wejść z pomiarem tam pod ręcznik – stwierdziła.
Już sama myśl o tym i jej stwierdzenie spowodowało że mój mały przybrał maksymalne rozmiary i na dodatek stał się dość mocno wilgotny.
- Ale , jak – wydukałem.
- Normalnie, ot tak – odparła i bezpretensjonalnie poczęła wsuwać dłoń uzbrojoną w miarę krawiecką pod ręcznik , który okrywał moje przyrodzenie.
Byłem na tyle sparaliżowany i zaskoczony tym co się dzieje że nie zdołałem zareagować w momencie gdy zimny metal krawieckiej miarki i ciepłe palce pani Olgi znalazły się w okolicy mojej moszny. Obca kobieta kucała przede mną i już po chwili czułem jak jej paluszki delikatnie muskają moje otorbienie. Ptaszek szalał, sterczał jak wściekły i nie mogłem na to nic poradzić. Spojrzałem tylko w dół i mój wzrok przez chwilę skrzyżował się z wzrokiem Pani Olgi. Dojrzałem jakiś błysk w jej oczach i poczułem jakby taki przypadkowy dotyk moszny. Kolejny , niby przypadkowy.
- No , to polecimy wyżej – stwierdziła i poczęła podnosić się z kolan po zapisaniu wymiaru.
Nie miała już nastu lat , a może fakt że chciała coś więcej spowodował że w momencie kiedy podniosła się z kolan jakoś straciła równowagę i chwytają c się czegoś co jest najbliżej uchwyciła się mnie na wysokości moich bioder, a nawet delikatniej poniżej nich. Pech chciał że zamiast moich bioder uchwyciła ręcznik , który mnie okalał i pociągając go w dół spowodowała że momentalnie zsunął on się w dół ku ziemi odsłaniając mnie do końca.
Skomentuj