Witam serdecznie,
Piszę tutaj mając nadzieję na odpowiedzi rozniaśniające ogląd na moją sprawę; od razu przejdę więc do rzeczy.
Mam 22 lata, dziewczyna ma troszkę mniej - poznaliśmy się rok temu, jako część pewnego stowarzyszenia studenckiego, wiadomo, najpierw co jakiś czas jakieś piwko wspólnie w towarzystwie, ale że dziewczyna jest bardzo mądra oraz ma kobiece kształty tak więc zacząłem myśleć o czymś więcej. Jednak że nieśmiały ze mnie osobnik to zwlekałem z tym aż do stycznia, gdy dostałem jej numer telefonu - zadzwoniłem wieczorem, niewiasta miała dość trzęsący się głos, gdy zapytałem się czy nie miałaby nic przeciwko wyjściu na miasto w tygodniu. Powiedziala, że to przemyśli, ale że nie dawała odpowiedzi, to zadzwoniłem dzień/dwa później ponawiając moją prośbę, ale i tym razem dała mi wymówki, więc dałem sobie spokój, co jednak nie znaczy, że przestała mi się podobać czy też że przestałem mieć nadzieję na coś więcej (jak to typowy facet).
Złożyło się jednak tak, że od nieco ponad miesiąca mieszkamy razem pod jednym dachem wraz z innymi - dziewczyna przez ten czas dawała pewne znaki (przebywanie razem, patrzenie w oczy, chęć wspólnych spacerów, wysyłanie "snapów" z serduszkami w miejsce oczu (chociaż robiła to na początku mieszkania razem, potem ta częstotliwość się zmniejszyła); tak wiem, że to brzmi dziecinnie, ale tak było. Nie będąc pewny jej intencji chciałem być bardzo delikatny, zwłaszcza że mieszkamy pod jednym dachem. Zdarzyła się jednak okazja i w niedzielę wieczorem ponowiłem moje pytanie odnośnie wyjścia na miasto, mówiąc jej, że mam w świadomości fakt, że zignorowała mnie ostatnim razem. Dałem jej kolejny dzień na zastanowienie i wczoraj wieczorem przyszedłem do jej pokoju z nią porozmawiać oczekując odpowiedzi.
Jakie było moje zdziwienie podczas wczorajszej rozmowy, gdy okazało się, że według niej nigdy nic do mnie nie czuła i te snapy z serduszkami to wysyła "wszystkim". Powiedziała mi że lubi ze mną przebywać, ale na spotkanie nie ma co liczyć - wiadomo, po prostu zostałem w tzw. friendzone. Nie będę kłamał - zabolało mnie to, ale dzięki temu zacząłem analizować moje zachowanie względem kobiet. Co boli bardziej to to, że teraz cały czas spędza z naszym współlokatorem.
Piszę tutaj prosząc o wyjaśnienie odnośnie kobiecej psychiki - czy jest możliwe, że coś wcześniej do mnie czuła, ale po prostu za długo zwlekałem (czyt. byłem ciotą) i wrzuciła mnie do swoich "przyjaciół" zmyślając podczas wczorajszej rozmowy odnośnie braku zainteresowania mną, etc.? Czy da się z tego wyjść np. wprawiając ją w zazdrość?
Będę wdzięczny za odpowiedź dłuższą niż "tak/nie", inne poszlaki oraz wskazówki na przyszłość odnośnie związków (jak nie z tą to z inną ).
Piszę tutaj mając nadzieję na odpowiedzi rozniaśniające ogląd na moją sprawę; od razu przejdę więc do rzeczy.
Mam 22 lata, dziewczyna ma troszkę mniej - poznaliśmy się rok temu, jako część pewnego stowarzyszenia studenckiego, wiadomo, najpierw co jakiś czas jakieś piwko wspólnie w towarzystwie, ale że dziewczyna jest bardzo mądra oraz ma kobiece kształty tak więc zacząłem myśleć o czymś więcej. Jednak że nieśmiały ze mnie osobnik to zwlekałem z tym aż do stycznia, gdy dostałem jej numer telefonu - zadzwoniłem wieczorem, niewiasta miała dość trzęsący się głos, gdy zapytałem się czy nie miałaby nic przeciwko wyjściu na miasto w tygodniu. Powiedziala, że to przemyśli, ale że nie dawała odpowiedzi, to zadzwoniłem dzień/dwa później ponawiając moją prośbę, ale i tym razem dała mi wymówki, więc dałem sobie spokój, co jednak nie znaczy, że przestała mi się podobać czy też że przestałem mieć nadzieję na coś więcej (jak to typowy facet).
Złożyło się jednak tak, że od nieco ponad miesiąca mieszkamy razem pod jednym dachem wraz z innymi - dziewczyna przez ten czas dawała pewne znaki (przebywanie razem, patrzenie w oczy, chęć wspólnych spacerów, wysyłanie "snapów" z serduszkami w miejsce oczu (chociaż robiła to na początku mieszkania razem, potem ta częstotliwość się zmniejszyła); tak wiem, że to brzmi dziecinnie, ale tak było. Nie będąc pewny jej intencji chciałem być bardzo delikatny, zwłaszcza że mieszkamy pod jednym dachem. Zdarzyła się jednak okazja i w niedzielę wieczorem ponowiłem moje pytanie odnośnie wyjścia na miasto, mówiąc jej, że mam w świadomości fakt, że zignorowała mnie ostatnim razem. Dałem jej kolejny dzień na zastanowienie i wczoraj wieczorem przyszedłem do jej pokoju z nią porozmawiać oczekując odpowiedzi.
Jakie było moje zdziwienie podczas wczorajszej rozmowy, gdy okazało się, że według niej nigdy nic do mnie nie czuła i te snapy z serduszkami to wysyła "wszystkim". Powiedziała mi że lubi ze mną przebywać, ale na spotkanie nie ma co liczyć - wiadomo, po prostu zostałem w tzw. friendzone. Nie będę kłamał - zabolało mnie to, ale dzięki temu zacząłem analizować moje zachowanie względem kobiet. Co boli bardziej to to, że teraz cały czas spędza z naszym współlokatorem.
Piszę tutaj prosząc o wyjaśnienie odnośnie kobiecej psychiki - czy jest możliwe, że coś wcześniej do mnie czuła, ale po prostu za długo zwlekałem (czyt. byłem ciotą) i wrzuciła mnie do swoich "przyjaciół" zmyślając podczas wczorajszej rozmowy odnośnie braku zainteresowania mną, etc.? Czy da się z tego wyjść np. wprawiając ją w zazdrość?
Będę wdzięczny za odpowiedź dłuższą niż "tak/nie", inne poszlaki oraz wskazówki na przyszłość odnośnie związków (jak nie z tą to z inną ).
Skomentuj