Temat ten wyodrębniam z tego wątku, aby nie robić tam OT. W pierwszej kolejności chcę odpisać Aśce, ale jeśli inni Forumowicze zajmą głos w dyskusji, może zrobić się interesująco.
Poniżej cytaty, od których się zaczęło.
Zdajesz sobie sprawę, że ten "duży procent", o którym piszesz, to marginalny odsetek? Ale OK. Na pewno jest, skoro sam poznałem prostytutkę - dyplomowaną panią psycholog.
OK. A odrzucając jakiekolwiek kwestie moralne, zakładając czysto hipotetycznie... Byłabyś w stanie zarabiać w taki sposób?
Asiu, nie zwróciłaś uwagi na drobny szczegół - nie zwracałem się li tylko do Ciebie. Mówiłem w liczbnie mnogiej, kierując moje słowa do wszystkich oburzonych w tamtym wątku dziewczyn. To po pierwsze. Po drugie, nie trzeba sprzedać czegoś za gotówkę, żeby jednak to sprzedać. Liczba dziewczyn, do których się zwróciłem, stanowi na tyle liczną próbę, że naprawdę mało prawdopodobnym jest, aby żadna z nich nigdy nie posłużyła się ciałem dla zyskania korzyści materialnej lub aby załatwić jakąś sprawę.
Cóż, widać, że faktycznie nie miałaś ani krzty kontaktu z tym środowiskiem. A ja miałem okazję porozmawiać tak od serca z niejedną prostytutką. To nie jest takie kolorowe życie, jak się może niektórym wydawać z zewnątrz. I pomijam tu, rzecz jasna, przypadki zmuszania do nierządu.
STRES I RYZYKO ZAWODOWE
Prostytutki notorycznie narażone są, że trafią na psychola. Oto przykład historii znalezionej na garsonierze:
Źródło (trzeba być zalogowanym)
URAZ PSYCHICZNY
Aż dziw mnie bierze, że piszę takie rzeczy kobiecie, ale cóż... Facet do seksu podchodzi bardzo technicznie. Ma erekcję od byle podmuchu wiatru i hipotetycznie, przespanie się z pierwszą co najmniej nieodpychającą kobietą z ulicy nie stanowiłoby dla niego jakiegoś psychicznego problemu. Przeciętny mężczyzna, gdyby mógł zarabiać jako żigolak, to byłby dla niego raj na ziemi. Kobieta natomiast ma inną psychikę. Odda się mężczyźnie, z którym cokolwiek ją wiąże, którego zna, może zaufać, przy którym czuje się bezpiecznie. Żeby przespać się z facetem z ulicy, którego widzi pierwszy raz w życiu na oczy, to nielada wyzwanie. Musi złamać swoją psychikę, żeby móc to robić. W prawdzie prostytutki starają się oddzielać pracę od swojej intymności (np. zasada niecałowania się z klientami usta - usta), ale w praktyce to nie jest takie proste, a wręcz niemożliwe. Dlatego na przykład, prostytutki bardzo cenią sobie stałych klientów, lub wręcz szukają stałego sponsora.
No i tak dla rozpędzenia ewentualnej dyskusji - co takiego złego robią prostytutki, że wywołują tak wielkie społeczne oburzenie, co ciekawe, i co należy podkreślić, zwłaszcza wśród kobiet? Powiecie, że mężczyźni zdradzają z nimi swoje żony, partnerki. OK. Tylko gdzie tu jest wina prostytutki? Powiecie, że zarażają niczego nieświadomych klientów, roznosząc w ten sposób różne paskudztwa. To się tyczy wyłącznie strefy niskobudżetowej, czyli tirówek, ulicznic i tzw. "kompociar" (narkomanek), które zarbiają na dragi na ulicy. I tu się zgodzę; tej grupie należy się napiętnowanie. Natomiast ryzyko zarażenia się jakimś świństwem od prostytutki nie pracującej "na ulicy", graniczy z niemożliwością, a na pewno jest mniejsze niż ryzyko złapania syfa od blondyny z dyskoteki. Prostytutki bardzo rygorystycznie trzymają się zasad BHP. Powiecie, że "sieją zgorszenie" lub coś w tym stylu. I tu znów, to się odnosi do sfery ulicznej, którą, jak już powiedziałem, obowiązkowo trzeba tępić.
Rasumując, prostytutki nie robią nikomu nic złego. Jeśli kogoś krzywdzą, to li tylko i wyłącznie siebie i nie mają o to do nikogo pretensji, nie domagają się równego traktowania, możliwości adopcji ani innych przywilejów.
Poniżej cytaty, od których się zaczęło.
Napisał Aśka
Napisał e-rotmantic
Napisał Aśka
Napisał Aśka
Napisał Aśka
Napisał Aśka
Napisał Aśka
STRES I RYZYKO ZAWODOWE
Prostytutki notorycznie narażone są, że trafią na psychola. Oto przykład historii znalezionej na garsonierze:
ostattnio spotkałam sie właśnie z facetem pozanym na czacie na cała nocke. Na początku rozmowy wydawał sie dość "normalnym" facetem, spokojnie myslałam ze zapłaci i mówie w koncu zeby mi zapłacił (oczywiscie z gory). Wykręcał sie, potem w koncu niby poszedł do bankomatu, za 5 min wraca i... mówi ze nie ma kasy, wział ładowarke i mówi ze jak sie nie zgodze na seks to mnie udusi. Moze smiesznie to wyglada, ale mi do smiechu nie było, jego wyraz twarzy mowił ze jest do tego zdolny... Oczywiscie tak mnie zerżnał ze miałam dosc, wszystko musiałam robic bez gumy, nie pozwolił mi pójsc do toalety sie wysikac(miałam sikac na podłoge bo to go niby podniecało), musiałam robic tak głęboko loda ze az w koncu zwymiatowałam, to zaczał mnie tą mieszanina nacierac...
URAZ PSYCHICZNY
Aż dziw mnie bierze, że piszę takie rzeczy kobiecie, ale cóż... Facet do seksu podchodzi bardzo technicznie. Ma erekcję od byle podmuchu wiatru i hipotetycznie, przespanie się z pierwszą co najmniej nieodpychającą kobietą z ulicy nie stanowiłoby dla niego jakiegoś psychicznego problemu. Przeciętny mężczyzna, gdyby mógł zarabiać jako żigolak, to byłby dla niego raj na ziemi. Kobieta natomiast ma inną psychikę. Odda się mężczyźnie, z którym cokolwiek ją wiąże, którego zna, może zaufać, przy którym czuje się bezpiecznie. Żeby przespać się z facetem z ulicy, którego widzi pierwszy raz w życiu na oczy, to nielada wyzwanie. Musi złamać swoją psychikę, żeby móc to robić. W prawdzie prostytutki starają się oddzielać pracę od swojej intymności (np. zasada niecałowania się z klientami usta - usta), ale w praktyce to nie jest takie proste, a wręcz niemożliwe. Dlatego na przykład, prostytutki bardzo cenią sobie stałych klientów, lub wręcz szukają stałego sponsora.
No i tak dla rozpędzenia ewentualnej dyskusji - co takiego złego robią prostytutki, że wywołują tak wielkie społeczne oburzenie, co ciekawe, i co należy podkreślić, zwłaszcza wśród kobiet? Powiecie, że mężczyźni zdradzają z nimi swoje żony, partnerki. OK. Tylko gdzie tu jest wina prostytutki? Powiecie, że zarażają niczego nieświadomych klientów, roznosząc w ten sposób różne paskudztwa. To się tyczy wyłącznie strefy niskobudżetowej, czyli tirówek, ulicznic i tzw. "kompociar" (narkomanek), które zarbiają na dragi na ulicy. I tu się zgodzę; tej grupie należy się napiętnowanie. Natomiast ryzyko zarażenia się jakimś świństwem od prostytutki nie pracującej "na ulicy", graniczy z niemożliwością, a na pewno jest mniejsze niż ryzyko złapania syfa od blondyny z dyskoteki. Prostytutki bardzo rygorystycznie trzymają się zasad BHP. Powiecie, że "sieją zgorszenie" lub coś w tym stylu. I tu znów, to się odnosi do sfery ulicznej, którą, jak już powiedziałem, obowiązkowo trzeba tępić.
Rasumując, prostytutki nie robią nikomu nic złego. Jeśli kogoś krzywdzą, to li tylko i wyłącznie siebie i nie mają o to do nikogo pretensji, nie domagają się równego traktowania, możliwości adopcji ani innych przywilejów.
Skomentuj