Sluchajcie, jestem troche na rozdrozu "zwiazkowym". Od razu powiem, o pewnych rzeczach powiem w duzym skrocie i uproszczeniu z bardzo wielu powodow ale mam nadzieje, ze calosc bedzie zrozumiala.
Od dluzszego czasu jestem w luznej, niezobowiazujacej relacji - na wylacznosc, by bylo jasne. Takie typowe fwb. Od razu, od samego poczatku oboje nakreslilismy sobie jasne zasady. Czyli przede wszystkim szczerosc, urwanie tego gdy bedzie "zbyt goraco" z roznych powodow i przede wszystkim - rozejscie sie jak ludzie w normalnej atmosferze.
Oboje sie w te nasza relacje wkrecilismy, lozkowo i nie tylko. Dobrze nam sie rozmawia i tak dalej. Ale jakis czas temu po jej stronie wydarzyly sie pewne rzeczy (nie, absolutnie nie zwiazane z kims trzecim, sprawy, ze tak powiem mocno przyziemne), ktore wyrzucily nasze spotkania w blizej nieokreslona przyszlosc a w zasadzie "odlozyly". Sytuacja z covidem oczywiscie tego wszystkiego nie poprawia.
I gdy stalo sie jasne, ze przez x czasu nasze spotkania nie beda mialy miejsca to z jej strony poszla jasna informacja na zasadzie: daje Ci wolna reke, jesli kogos w tym czasie poznasz to smialo. Ktos powie, super podejscie. Odwazne i bardzo takie szczere i ofiarne na swoj sposob. Jednak ja stety-niestety w glebi serca wiem, ze ona to mocno przezyje, w sumie chyba kazdy by tak to znosil.
Niedawno powiedzmy "zapoznalem" kogos kto mnie bardzo mocno kreci. Nie, nie spotkalismy sie jeszcze przez sprawy przyziemne ale bylismy oboje na to gotowi po ledwie kilku dniach, ja na pewno wyczuwam w jej strony pewne pozytywne wibracje, nie umiem tego okreslic. Ona z tego co wiem i co wyczytuje rowniez.
Co robic? Czy to fair spotkac sie z ta druga w obecnej sytuacji? Czy jednak zostac przy obecnej relacji liczac, ze spotkania wroca do lask? Nie chce niczego robic pochopnie ale jestem zwyczajnie zmieszany.
Od dluzszego czasu jestem w luznej, niezobowiazujacej relacji - na wylacznosc, by bylo jasne. Takie typowe fwb. Od razu, od samego poczatku oboje nakreslilismy sobie jasne zasady. Czyli przede wszystkim szczerosc, urwanie tego gdy bedzie "zbyt goraco" z roznych powodow i przede wszystkim - rozejscie sie jak ludzie w normalnej atmosferze.
Oboje sie w te nasza relacje wkrecilismy, lozkowo i nie tylko. Dobrze nam sie rozmawia i tak dalej. Ale jakis czas temu po jej stronie wydarzyly sie pewne rzeczy (nie, absolutnie nie zwiazane z kims trzecim, sprawy, ze tak powiem mocno przyziemne), ktore wyrzucily nasze spotkania w blizej nieokreslona przyszlosc a w zasadzie "odlozyly". Sytuacja z covidem oczywiscie tego wszystkiego nie poprawia.
I gdy stalo sie jasne, ze przez x czasu nasze spotkania nie beda mialy miejsca to z jej strony poszla jasna informacja na zasadzie: daje Ci wolna reke, jesli kogos w tym czasie poznasz to smialo. Ktos powie, super podejscie. Odwazne i bardzo takie szczere i ofiarne na swoj sposob. Jednak ja stety-niestety w glebi serca wiem, ze ona to mocno przezyje, w sumie chyba kazdy by tak to znosil.
Niedawno powiedzmy "zapoznalem" kogos kto mnie bardzo mocno kreci. Nie, nie spotkalismy sie jeszcze przez sprawy przyziemne ale bylismy oboje na to gotowi po ledwie kilku dniach, ja na pewno wyczuwam w jej strony pewne pozytywne wibracje, nie umiem tego okreslic. Ona z tego co wiem i co wyczytuje rowniez.
Co robic? Czy to fair spotkac sie z ta druga w obecnej sytuacji? Czy jednak zostac przy obecnej relacji liczac, ze spotkania wroca do lask? Nie chce niczego robic pochopnie ale jestem zwyczajnie zmieszany.
Skomentuj