Ewa szybko zrzuciła ubranie i weszła do kabiny.
- Prysznic – ten, kto go wymyślił, zasługuje na Nagrodę Nobla – pomyślała
Strumień gorącej wody uderzył w jej ciało z siłą gwałtownością latynoskiego kochanka. Miliony kropel pieściły zmęczoną skórę, sięgając błogosławionym masażem głęboko, aż do napiętych całodniowym wysiłkiem mięśni. Pozwoliła, aby udzieliła się jej gorąca temperatura wody. Jej bujna wyobraźnia natychmiast podsunęła jej obraz Pawła.
Paweł... Spotkała go niedawno, pół roku temu. Pracował w firmie, z którą jej kancelaria podpisywała umowę. Elegancki, wykształcony, z nienagannymi manierami. A przy tym zabójczo przystojny. Wysoki, ciemny brunet, z granatowym odcieniem śladu po goleniu, który zawsze tak na nią działał. Żaden tam metroseksualny yuppie, ani tym bardziej prostacki biurowy macho. No i te oczy. Ciemne, pełne wirujących, tajemnych ogników. Wszystko zaczęło się od niewinnej, wspólnej kawy w kawiarni. Zaimponował jej. Poprowadził umiejętnie całe spotkanie, ze smakiem balansując pomiędzy subtelną randką a interesującą rozmową. A potem umówili się ponownie. I jeszcze raz. Cholernie podobało się jej, że Paweł okazał się należeć do wymierającego gatunku mężczyzn, którzy potrafią uwodzić kobiety. W starym dobrym stylu. Trudno było zaprzeczyć, że zapomnianą sztukę flirtu Paweł opanował do perfekcji. Była szalenie ciekawa, czy równie dobry okaże się w łóżku. Nie zawiodła się. Był naprawdę świetny.
Ewa była namiętną, samodzielną kobietą. Seks był dla niej naturalnym uzupełnieniem życia – jego drugą, pełnoprawną stroną. Uwielbiała eksperymentować i nie bała się tego. Wydawało jej się, że wie wszystko na ten temat, ale szybko okazało się, że to on mógł ją wiele nauczyć. Otworzył jej oczy choćby fascynujący świat seksu w oryginalnych miejscach. Do tej pory robiła to głównie w domu – on wprowadził ją w dziwny, odrobinę mroczny świat swoich pragnień. Winda, do której każdy mógł wejść; zaplecze sklepu, w którym słyszała krzątających się ludzi; dach warszawskiego wieżowca; opuszczone działki, po których kręcili się jacyś menele ...
Jednostajny, kojący szum gorącej wody sprawił, że myśli Ewy pomknęły ku ich dzisiejszej sesji. Paweł zaprosił ją na spotkanie służbowe i przedstawił jako swoją asystentkę. Była obecna podczas jego rozmów z komendantem straży pożarnej. Potem zostawił swojego podwładnego z oficerem, a sam udał się z Ewą na zwiedzanie posterunku – pod pozorem oceny technicznej budynku. Wiedziała, że podczas rozmów myśli wyłącznie o niej – specjalnie dla niego ubrała się w efektowny żakiet, który jednak doskonale podkreślał jej kształty. Gdy tylko znaleźli się w garażu rzucił się na nią, całując namiętnie i pchając w stronę wielkiego, czerwonego samochodu strażackiego. Wziął ją na nim, wśród tych obłędnych czerwieni, błyszczących chromów i zapachu naoliwionej stali. Szybki, ostry numerek. I to szalone uczucie, że za chwilę zostaną odkryci...
Palce Ewy zaczęły błądzić po jej rozgrzanym ciele. Stojąc w kłębach wirującej pary kreśliła na sobie linie, które jeszcze kilka godzin temu pozostawiły jego dłonie. Czuła, że w jej brzuchu budzi się do lotu stado kolorowych motyli. Jej palce zatoczyły delikatne kręgi podkreślając kształty zgrabnych piersi. Tak by chciała, żeby Paweł tu był w tej chwili, razem z nią... Żeby pomógł jej pieścić swoje ciało. Żeby mogła zanurzyć się w tych męskich, silnych objęciach... Westchnęła. Nie mogła pozwolić sobie na drobną przyjemność pod prysznicem, bo bała się, że przeoczy telefon od Pawła. Zamknęła kurki i kapiąc wodą na podłogę wyszła z kabiny. Szybko przesuszyła włosy i włożyła na siebie szorstki, męski szlafrok. Jego szlafrok. Wciągnęła resztki jego zapachu. Gdyby Paweł teraz tu był, rzuciłaby go na łóżko i ujeżdżała, jak dzikiego mustanga. Po jej ciele przeszedł słodki dreszcz, ale zdusiła natrętnie pojawiającą się wizję i wyszła z łazienki. Skoro nie ma kochanka, musi zadowolić się winem.
Telefon zadzwonił koło szóstej. Dopiero o szóstej! Cholera, czekała przecież na niego cały dzień.
- Cześć kochanie – usłyszała tak wyczekiwane słowa
Uwielbiała ten głos. Niski, zmysłowy, męsko wibrujący i wręcz ociekający seksualnością. Rozsiadła się w fotelu i nalała sobie kieliszek wina.
- Nareszcie, ty paskudny łobuzie! Przecież ja tu na ciebie czekam, odchodzę od zmysłów. Po naszym ostatnim razie... jeszcze mi nogi drżą...
Zaśmiał się cicho.
- Podobno kobiety lubią przedłużać sobie oczekiwanie?
- Perfidny drań z ciebie, seksisto! – fuknęła na niego
- No dobrze. Słuchaj, Ewuniu, nie mogę za długo dziś gadać, bo zaraz wyjeżdżam do klienta. I tak jestem spóźniony. Ale powiem ci, że mam nowy pomysł... Chciałabyś popróbować czegoś nowego? Takiego naprawdę crazy?
- Jesteś niewyżytym łajdakiem i za to cię właśnie kocham. Pewnie, że chcę.
- No dobra, to zrobimy tym razem trochę tajemniczego nastroju. Przyślę jutro po ciebie, bądź gotowa na trzecią. Zdążysz?
- Cholera, nie wyrobię. Rano będę w firmie, a potem muszę jeszcze skoczyć do matki pomóc jej na grobach. Najwcześniej o szóstej.
- Hm.... to trochę gorzej, bo będzie już ciemno i może być zimno...
- Mrrrrau... outdoor szykujemy?
- Zobaczysz... A co, trochę za zimno?
- Dla mnie nie ma problemu, jeśli tylko nie każesz mi się rozebrać do naga. A jeśli nawet... może być fajnie... Wiesz, jak mi będą stały sutki? Mrrrr... podoba mi się. Czekaj, może zgadnę. Chcesz mnie zabrać na jakiś taras widokowy i tam wsadzisz mi tego swojego wielkiego kutasa w nagą, bezbronną cipeczkę? Będziesz musiał się postarać, bo ja będę bardzo marzła. Zaziębię się, jeśli nie będziesz mnie mocno posuwał...
- Nie mów mi tak, bo ja tu sam jestem i nie wolno mi się za bardzo podniecać! Zwłaszcza przed wizytą u klienta.
- Mrrrr.... Pobawimy się w sekstelefon?
- Cholera, chciałbym, ale nie mam czasu.
- Uuuu, szkoda, lubię sobie z tobą świntuszyć, zwłaszcza kiedy jesteś w pracy...
- Kochanie, nie tym razem, proszę. I tak jestem już spóźniony.
- Szkoda. No, ale co się odwlecze, to nie uciecze...
- Mam nadzieję. Dobra, to robimy tak – umawiamy się na szóstą po południu. Może to nawet i lepiej. Bądź gotowa. Wysłałem ci maila – zajrzyj sobie do szczegółów planu. I jeszcze jedno: do jutrzejszego spotkania nie będę się z tobą kontaktował. Zobaczysz mnie dopiero na miejscu.
- Żartujesz chyba! Oszaleję...
- Nie, to część planu. Do jutra kochanie. Pa!
- Paweł...!
Połączenie zostało przerwane. Zaklęła ciężko i rzuciła telefon w kąt. Jak mógł ją tak traktować? Chociaż z drugiej strony... może to faktycznie doda pieprzu jutrzejszemu spotkaniu? Westchnęła i podeszła do komputera. Szybko wyszukała nową wiadomość.
Zostaniesz zawieziona na miejsce. Kiedy wysiądziesz, przejdziesz aleją około 500 metrów. Skręć w prawo koło największego kamienia, jaki znajdziesz. Ścieżką pod górę pójdziesz aż do samotnego drzewa. Potem w lewo i idź prosto, dopóki będziesz mogła. Potem zamknij oczy i czekaj na mnie. Pragnę cię jak cholera. KOCHAM CIĘ.
Najpierw pomyślała, że to jakieś dziwaczne podchody. Cholera, to ma być randka, czy jesienne gonitwy po mieście?! Potem jednak zaczęła wyobrażać sobie scenerię ich następnej schadzki. Gdzie to mogło być? Jak się spotkają? Jak się będą kochać? Gdzie? Poczuła dreszcz nieznanego podniecenia. Rozsiadła się na krześle i pozwoliła, aby poły jej szlafroka rozsunęły się, ukazując jej długie, zgrabne nogi. Rozsunęła uda i powiodła nóżką kieliszka po ich wewnętrznej stronie. Iskierki podniecenia przebiegły po jej kręgosłupie, gdy zimne szkło przesuwało się po jej rozgrzanym kąpielą ciele. Odchyliła głowę do tyłu i wyobraziła się sobie delikatne muśnięcia rąk kochanka na swoich nabrzmiałych oczekiwaniem piersiach. Potem powiodła rękę niżej. Stłumiony jęk wyrwał się z jej ust, gdy kieliszek dotknął wrażliwej, wygolonej skóry jej kobiecości...
Następny dzień upłynął błyskawicznie i tylko dzięki temu nie Ewa nie oszalała z niecierpliwości. Wreszcie, tuż przed godziną piątą, wylądowała we własnym mieszkaniu. Wzięła prysznic i, cała parująca, wyszła nago z łazienki. Chłodne powietrze przyjemnie szczypało jej rozgrzaną skórę. Podeszła do okna i nie przejmując się, że ktoś może ją zobaczyć, wyjrzała na zewnątrz. Ciemne korony drzew pochylały się pod łagodną ręką wiatru. Listopadowy chłód nie był dojmujący, ale drobna mżawka nie nastrajała optymistycznie. Mimo to gdzieś w środku czuła przyjemny dreszcz niepewności... i rosnącego podniecenia. Czuła się tak jak wtedy, gdy pierwszy raz Paweł zawiązał jej oczy i poprowadził gdzieś, gdzie kochali się namiętnie po raz pierwszy. Nie pozwolił jej zdjąć przepaski. Nigdy nie dowiedziała się, gdzie to było. Wiedziała tylko, że był to jakiś opuszczony dom, a na podłodze leżał pachnący słomą materac. Czasem miała przelotną nadzieję, że robili to na oczach wielu ludzi...
Wróciła do kuchni i nalała sobie mocnego drinka. Jak szaleć to szaleć. Szybko poczuła jak ognisty płyn rozlewa przyjemne ciepło po jej ciele. Kusiło ją, żeby jeszcze przed wyjściem zrobić sobie krótką wprawkę... jej ulubiony wibrator leżał na samym wierzchu – wystarczyło tylko po niego sięgnąć. Po krótkiej walce wewnętrznej uznała jednak, że lepiej będzie zachować całą energię na spotkanie. Pozostało tylko wybrać kreację na dzisiejsze spotkanie. Ewa uśmiechnęła się do siebie. Już wiedziała. Znalazła w szafie ciepły, długi płaszcz. Będzie odpowiedni. Ochroni jej nagie – zupełnie nagie ciało. Wyobraziła sobie minę Pawła, gdy odkryje, że wystarczy rozpiąć jej wierzchnie okrycie, żeby dobrać się do słodkiej nagrody. Lubieżny dreszcz przebiegł jej po plecach. A może jeszcze coś? Tak – samonośne pończochy! Uwielbiała ich dotyk na skórze – i ten szczególny błysk w oczach Pawła, gdy prezentowała się ubrana tylko w ich delikatną mgiełkę. To było coś, co *ona* mu pokazała. I natychmiast przekonała się, jak silnie działa to na jej mężczyznę.
Dochodziła szósta, gdy była już gotowa. Jeszcze tylko jeden, ostatni drink na rozgrzewkę przed zderzeniem z październikową pogodą i rzut oka na lustro. Musiała przyznać, że wygląda bosko. Długie nogi w pończochach zwieńczonych rozkoszną koronką. Szczupła, elegancka figura. Aksamitnie gładka, opalona skóra. Krągłe, choć nie za duże piersi, zakończone różowymi koronkami sutków. Per-fec-to! Zadrżała, gdy przyjemnie chłodna wyściółka płaszcza zetknęła się z jej ciałem. Już czuła, że w jej środku wzbiera mroczne, wibrujące pożądanie. Pogładziła ręką świeżo wygolony wzgórek, z największym wysiłkiem powstrzymując swoje palce przed zanurzeniem się w słodką wilgoć. Przełknęła ślinę i ruszyła na spotkanie Nieznanego.
Wyszła przed dom. Mżyło. Zimne, nieprzyjazne światło lamp z trudem przeciskało się przez wilgotną zawiesinę mgły. Wzdrygnęła się. Jesień. Poczuła chłód, wciskający się w szczeliny jej okrycia i boleśnie szczypiący jej skórę. Przez chwilę wahała się, czy nie wrócić do domu i czy nie uzupełnić garderoby, ale w nagłym przebłysku odwagi zdecydowała się nie tracić czasu. Rozejrzała się. Pora była późna i nie dostrzegła nawet jednego, spóźnionego przechodnia. Za to opodal, po drugiej stronie ulicy czekała samotna taksówka. W odrapanym, kanciastym kształcie rozpoznała poloneza. No tak, prywaciarz i samotnik – zapewne jeden z ostatnich. Żadna korporacja nie przyjęłaby takiego grata. Jedynym znakiem przewoźnika był ciemny, jakby przygaszony, smętny znak TAXI, pamiętający chyba czasy PRL.
Kierowca najwyraźniej czekał na nią od dłuższego czasu, bo nasunął głęboko czapkę na oczy i wydawał się drzemać. Szczelnie okrywając się płaszczem, podeszła do samochodu i zapukała w okienko. Siedzący w środku mężczyzna poruszył się i otworzył drzwi.
- Dobry wieczór – powiedziała niepewnie, nie mając pewności, czy czeka właśnie na nią.
Spojrzał na nią, jakby usiłował ją rozpoznać.
- Pani...? – zawiesił głos
- Ewa. Kolega zamówił dla mnie taksówkę. I podobno przekazał panu adres.
Spojrzał na nią dziwnie.
- Tak, tak. Proszę siadać.
Usiadła tylnym siedzeniu. Taksówka nie była nowa i z całą pewnością nie zapewniała komfortu. Zdezelowany polonez, zapewne jeden z ostatnich jeżdżących po mieście. Westchnęła – nie było co liczyć na przyjemne ciepło podczas drogi. Kiedy była mała, podobny samochód miał jej ojciec. Do dziś pamiętała, że w jakiś przedziwny sposób samochód potrafił wychłodzić jej stopy, gdy jednocześnie pracująca dziko nagrzewnica sprawiała, że od pasa w górę pasażerowie siedzieli w ciepłym zaduchu.
- Oby to nie była daleka podróż – pomyślała Ewa.
Ruszyli. Przymknęła oczy, zastanawiając się, dokąd jadą. Gdzieś w środku, czuła narastające, przyjemne uczucie. Uzmysłowiła sobie nagle, że oto jedzie w nieznane z obcym, zupełnie nieznanym jej mężczyzną. Gdyby tylko wiedział, że pod ciepłym płaszczem, jego pasażerka jest zupełnie naga... A może powinna nachylić się do niego pod byle pretekstem, pozwalając, żeby poły płaszcza rozsunęły się, niby to przypadkiem...? A może obserwuje ją teraz we wstecznym lusterku? Bawiła się tą myślą, powoli rozchylając nogi. Przeciągnęła po nich palcem, niby to poprawiając niedostrzegalną zmarszczkę na pończoszce, ale jednocześnie zmysłowo podkreślając elegancką linię swojego uda. Prowadziła dłoń wyżej, coraz wyżej – choć nie na tyle, aby pokazać, że jest naga. Wystarczyło jednak, żeby pozwolić wyobraźni podsunąć właśnie taką, kuszącą możliwość. Niech sobie myśli, że Ewa ma na sobie krótką... bardzo krótką spódniczkę. Niech się zastanawia, jak wysoko sięga, ukryta w delikatnej samonośnej pończosze, biel jej długich, zgrabnych nóg. Może właśnie teraz ten obcy facet nie może oderwać od niej wzroku, może usiłuje zrobić coś z rosnącym penisem, z obscenicznie podnoszącym się namiotem spodni. Może gdy tylko Ewa opuści jego taksówkę, sięgnie ręką między nogi, by jakoś rozładować nagromadzone napięcie... Ciekawe, czy wróci do domu i do żony z wielką, mokrą plamą na spodniach.
Nagle poczuła, że samochód zwalnia i zatrzymuje się. Otworzyła oczy i wróciła do realnego świata.
- To koniec – rzucił taksówkarz dziwnym, głuchym głosem
Ewa wzdrygnęła się
- Słucham? – spytała, odrobinę nieswojo
- No, mówię przeca. Koniec. Dojechalimy.
Wyjrzała za okno i jednym rzutem oka rozpoznała miejsce, do którego została przywieziona. Stary, zamknięty cmentarz. Paweł – pomyślała z przerażaniem – Coś ty wykombinował?
- Dziękuję – powiedziała – Kolega uregulował już za kurs?
– Ktoś tu na panią czeka? - powiedział taksówkarz, jakby nie słysząc jej pytania
- Dlaczego pan pyta? – powiedziała, zdjęta nagłym lękiem. Ten dziwny taksówkarz, prywaciarz nie należący do żadnej korporacji... Odosobnione miejsce... Cholera, o co tu chodziło?
- No wie pani, sama, na takim odludziu... Ja tam nie chcę nic mówić, ale pani ma takie piękne nogi... i figurka też taka, że oko się samo chwyta... szkoda kusić los..
- Widział wszystko – pomyślała – Łajdak, podglądał mnie w lusterku
- Proszę się nie martwić – powiedziała lodowatym tonem – Kolega, który zamówił kurs umówił się tu ze mną
- Skoro tak... – wzruszył ramionami – W każdym razie, ja dowiozłem, gdzie trza. Kolega już płacił.
Uśmiechnęła się. Wszystko było w porządku. Skinęła na pożegnanie i wysiadła. Chłodny powiew przewinął się między jej nogami. Zadrżała. Otaczała ją nieprzyjemna, wszechobecna mgła, ścieląca się nisko przy ziemi, osiadająca zimnymi kroplami na skórze.
- Cholera, Ewka, jesteś naprawdę zdrowo pieprznięta – powiedziała, żeby dodać sobie odwagi – Umawiać się na seksrandkę w takim miejscu...
- Prysznic – ten, kto go wymyślił, zasługuje na Nagrodę Nobla – pomyślała
Strumień gorącej wody uderzył w jej ciało z siłą gwałtownością latynoskiego kochanka. Miliony kropel pieściły zmęczoną skórę, sięgając błogosławionym masażem głęboko, aż do napiętych całodniowym wysiłkiem mięśni. Pozwoliła, aby udzieliła się jej gorąca temperatura wody. Jej bujna wyobraźnia natychmiast podsunęła jej obraz Pawła.
Paweł... Spotkała go niedawno, pół roku temu. Pracował w firmie, z którą jej kancelaria podpisywała umowę. Elegancki, wykształcony, z nienagannymi manierami. A przy tym zabójczo przystojny. Wysoki, ciemny brunet, z granatowym odcieniem śladu po goleniu, który zawsze tak na nią działał. Żaden tam metroseksualny yuppie, ani tym bardziej prostacki biurowy macho. No i te oczy. Ciemne, pełne wirujących, tajemnych ogników. Wszystko zaczęło się od niewinnej, wspólnej kawy w kawiarni. Zaimponował jej. Poprowadził umiejętnie całe spotkanie, ze smakiem balansując pomiędzy subtelną randką a interesującą rozmową. A potem umówili się ponownie. I jeszcze raz. Cholernie podobało się jej, że Paweł okazał się należeć do wymierającego gatunku mężczyzn, którzy potrafią uwodzić kobiety. W starym dobrym stylu. Trudno było zaprzeczyć, że zapomnianą sztukę flirtu Paweł opanował do perfekcji. Była szalenie ciekawa, czy równie dobry okaże się w łóżku. Nie zawiodła się. Był naprawdę świetny.
Ewa była namiętną, samodzielną kobietą. Seks był dla niej naturalnym uzupełnieniem życia – jego drugą, pełnoprawną stroną. Uwielbiała eksperymentować i nie bała się tego. Wydawało jej się, że wie wszystko na ten temat, ale szybko okazało się, że to on mógł ją wiele nauczyć. Otworzył jej oczy choćby fascynujący świat seksu w oryginalnych miejscach. Do tej pory robiła to głównie w domu – on wprowadził ją w dziwny, odrobinę mroczny świat swoich pragnień. Winda, do której każdy mógł wejść; zaplecze sklepu, w którym słyszała krzątających się ludzi; dach warszawskiego wieżowca; opuszczone działki, po których kręcili się jacyś menele ...
Jednostajny, kojący szum gorącej wody sprawił, że myśli Ewy pomknęły ku ich dzisiejszej sesji. Paweł zaprosił ją na spotkanie służbowe i przedstawił jako swoją asystentkę. Była obecna podczas jego rozmów z komendantem straży pożarnej. Potem zostawił swojego podwładnego z oficerem, a sam udał się z Ewą na zwiedzanie posterunku – pod pozorem oceny technicznej budynku. Wiedziała, że podczas rozmów myśli wyłącznie o niej – specjalnie dla niego ubrała się w efektowny żakiet, który jednak doskonale podkreślał jej kształty. Gdy tylko znaleźli się w garażu rzucił się na nią, całując namiętnie i pchając w stronę wielkiego, czerwonego samochodu strażackiego. Wziął ją na nim, wśród tych obłędnych czerwieni, błyszczących chromów i zapachu naoliwionej stali. Szybki, ostry numerek. I to szalone uczucie, że za chwilę zostaną odkryci...
Palce Ewy zaczęły błądzić po jej rozgrzanym ciele. Stojąc w kłębach wirującej pary kreśliła na sobie linie, które jeszcze kilka godzin temu pozostawiły jego dłonie. Czuła, że w jej brzuchu budzi się do lotu stado kolorowych motyli. Jej palce zatoczyły delikatne kręgi podkreślając kształty zgrabnych piersi. Tak by chciała, żeby Paweł tu był w tej chwili, razem z nią... Żeby pomógł jej pieścić swoje ciało. Żeby mogła zanurzyć się w tych męskich, silnych objęciach... Westchnęła. Nie mogła pozwolić sobie na drobną przyjemność pod prysznicem, bo bała się, że przeoczy telefon od Pawła. Zamknęła kurki i kapiąc wodą na podłogę wyszła z kabiny. Szybko przesuszyła włosy i włożyła na siebie szorstki, męski szlafrok. Jego szlafrok. Wciągnęła resztki jego zapachu. Gdyby Paweł teraz tu był, rzuciłaby go na łóżko i ujeżdżała, jak dzikiego mustanga. Po jej ciele przeszedł słodki dreszcz, ale zdusiła natrętnie pojawiającą się wizję i wyszła z łazienki. Skoro nie ma kochanka, musi zadowolić się winem.
Telefon zadzwonił koło szóstej. Dopiero o szóstej! Cholera, czekała przecież na niego cały dzień.
- Cześć kochanie – usłyszała tak wyczekiwane słowa
Uwielbiała ten głos. Niski, zmysłowy, męsko wibrujący i wręcz ociekający seksualnością. Rozsiadła się w fotelu i nalała sobie kieliszek wina.
- Nareszcie, ty paskudny łobuzie! Przecież ja tu na ciebie czekam, odchodzę od zmysłów. Po naszym ostatnim razie... jeszcze mi nogi drżą...
Zaśmiał się cicho.
- Podobno kobiety lubią przedłużać sobie oczekiwanie?
- Perfidny drań z ciebie, seksisto! – fuknęła na niego
- No dobrze. Słuchaj, Ewuniu, nie mogę za długo dziś gadać, bo zaraz wyjeżdżam do klienta. I tak jestem spóźniony. Ale powiem ci, że mam nowy pomysł... Chciałabyś popróbować czegoś nowego? Takiego naprawdę crazy?
- Jesteś niewyżytym łajdakiem i za to cię właśnie kocham. Pewnie, że chcę.
- No dobra, to zrobimy tym razem trochę tajemniczego nastroju. Przyślę jutro po ciebie, bądź gotowa na trzecią. Zdążysz?
- Cholera, nie wyrobię. Rano będę w firmie, a potem muszę jeszcze skoczyć do matki pomóc jej na grobach. Najwcześniej o szóstej.
- Hm.... to trochę gorzej, bo będzie już ciemno i może być zimno...
- Mrrrrau... outdoor szykujemy?
- Zobaczysz... A co, trochę za zimno?
- Dla mnie nie ma problemu, jeśli tylko nie każesz mi się rozebrać do naga. A jeśli nawet... może być fajnie... Wiesz, jak mi będą stały sutki? Mrrrr... podoba mi się. Czekaj, może zgadnę. Chcesz mnie zabrać na jakiś taras widokowy i tam wsadzisz mi tego swojego wielkiego kutasa w nagą, bezbronną cipeczkę? Będziesz musiał się postarać, bo ja będę bardzo marzła. Zaziębię się, jeśli nie będziesz mnie mocno posuwał...
- Nie mów mi tak, bo ja tu sam jestem i nie wolno mi się za bardzo podniecać! Zwłaszcza przed wizytą u klienta.
- Mrrrr.... Pobawimy się w sekstelefon?
- Cholera, chciałbym, ale nie mam czasu.
- Uuuu, szkoda, lubię sobie z tobą świntuszyć, zwłaszcza kiedy jesteś w pracy...
- Kochanie, nie tym razem, proszę. I tak jestem już spóźniony.
- Szkoda. No, ale co się odwlecze, to nie uciecze...
- Mam nadzieję. Dobra, to robimy tak – umawiamy się na szóstą po południu. Może to nawet i lepiej. Bądź gotowa. Wysłałem ci maila – zajrzyj sobie do szczegółów planu. I jeszcze jedno: do jutrzejszego spotkania nie będę się z tobą kontaktował. Zobaczysz mnie dopiero na miejscu.
- Żartujesz chyba! Oszaleję...
- Nie, to część planu. Do jutra kochanie. Pa!
- Paweł...!
Połączenie zostało przerwane. Zaklęła ciężko i rzuciła telefon w kąt. Jak mógł ją tak traktować? Chociaż z drugiej strony... może to faktycznie doda pieprzu jutrzejszemu spotkaniu? Westchnęła i podeszła do komputera. Szybko wyszukała nową wiadomość.
Zostaniesz zawieziona na miejsce. Kiedy wysiądziesz, przejdziesz aleją około 500 metrów. Skręć w prawo koło największego kamienia, jaki znajdziesz. Ścieżką pod górę pójdziesz aż do samotnego drzewa. Potem w lewo i idź prosto, dopóki będziesz mogła. Potem zamknij oczy i czekaj na mnie. Pragnę cię jak cholera. KOCHAM CIĘ.
Najpierw pomyślała, że to jakieś dziwaczne podchody. Cholera, to ma być randka, czy jesienne gonitwy po mieście?! Potem jednak zaczęła wyobrażać sobie scenerię ich następnej schadzki. Gdzie to mogło być? Jak się spotkają? Jak się będą kochać? Gdzie? Poczuła dreszcz nieznanego podniecenia. Rozsiadła się na krześle i pozwoliła, aby poły jej szlafroka rozsunęły się, ukazując jej długie, zgrabne nogi. Rozsunęła uda i powiodła nóżką kieliszka po ich wewnętrznej stronie. Iskierki podniecenia przebiegły po jej kręgosłupie, gdy zimne szkło przesuwało się po jej rozgrzanym kąpielą ciele. Odchyliła głowę do tyłu i wyobraziła się sobie delikatne muśnięcia rąk kochanka na swoich nabrzmiałych oczekiwaniem piersiach. Potem powiodła rękę niżej. Stłumiony jęk wyrwał się z jej ust, gdy kieliszek dotknął wrażliwej, wygolonej skóry jej kobiecości...
Następny dzień upłynął błyskawicznie i tylko dzięki temu nie Ewa nie oszalała z niecierpliwości. Wreszcie, tuż przed godziną piątą, wylądowała we własnym mieszkaniu. Wzięła prysznic i, cała parująca, wyszła nago z łazienki. Chłodne powietrze przyjemnie szczypało jej rozgrzaną skórę. Podeszła do okna i nie przejmując się, że ktoś może ją zobaczyć, wyjrzała na zewnątrz. Ciemne korony drzew pochylały się pod łagodną ręką wiatru. Listopadowy chłód nie był dojmujący, ale drobna mżawka nie nastrajała optymistycznie. Mimo to gdzieś w środku czuła przyjemny dreszcz niepewności... i rosnącego podniecenia. Czuła się tak jak wtedy, gdy pierwszy raz Paweł zawiązał jej oczy i poprowadził gdzieś, gdzie kochali się namiętnie po raz pierwszy. Nie pozwolił jej zdjąć przepaski. Nigdy nie dowiedziała się, gdzie to było. Wiedziała tylko, że był to jakiś opuszczony dom, a na podłodze leżał pachnący słomą materac. Czasem miała przelotną nadzieję, że robili to na oczach wielu ludzi...
Wróciła do kuchni i nalała sobie mocnego drinka. Jak szaleć to szaleć. Szybko poczuła jak ognisty płyn rozlewa przyjemne ciepło po jej ciele. Kusiło ją, żeby jeszcze przed wyjściem zrobić sobie krótką wprawkę... jej ulubiony wibrator leżał na samym wierzchu – wystarczyło tylko po niego sięgnąć. Po krótkiej walce wewnętrznej uznała jednak, że lepiej będzie zachować całą energię na spotkanie. Pozostało tylko wybrać kreację na dzisiejsze spotkanie. Ewa uśmiechnęła się do siebie. Już wiedziała. Znalazła w szafie ciepły, długi płaszcz. Będzie odpowiedni. Ochroni jej nagie – zupełnie nagie ciało. Wyobraziła sobie minę Pawła, gdy odkryje, że wystarczy rozpiąć jej wierzchnie okrycie, żeby dobrać się do słodkiej nagrody. Lubieżny dreszcz przebiegł jej po plecach. A może jeszcze coś? Tak – samonośne pończochy! Uwielbiała ich dotyk na skórze – i ten szczególny błysk w oczach Pawła, gdy prezentowała się ubrana tylko w ich delikatną mgiełkę. To było coś, co *ona* mu pokazała. I natychmiast przekonała się, jak silnie działa to na jej mężczyznę.
Dochodziła szósta, gdy była już gotowa. Jeszcze tylko jeden, ostatni drink na rozgrzewkę przed zderzeniem z październikową pogodą i rzut oka na lustro. Musiała przyznać, że wygląda bosko. Długie nogi w pończochach zwieńczonych rozkoszną koronką. Szczupła, elegancka figura. Aksamitnie gładka, opalona skóra. Krągłe, choć nie za duże piersi, zakończone różowymi koronkami sutków. Per-fec-to! Zadrżała, gdy przyjemnie chłodna wyściółka płaszcza zetknęła się z jej ciałem. Już czuła, że w jej środku wzbiera mroczne, wibrujące pożądanie. Pogładziła ręką świeżo wygolony wzgórek, z największym wysiłkiem powstrzymując swoje palce przed zanurzeniem się w słodką wilgoć. Przełknęła ślinę i ruszyła na spotkanie Nieznanego.
Wyszła przed dom. Mżyło. Zimne, nieprzyjazne światło lamp z trudem przeciskało się przez wilgotną zawiesinę mgły. Wzdrygnęła się. Jesień. Poczuła chłód, wciskający się w szczeliny jej okrycia i boleśnie szczypiący jej skórę. Przez chwilę wahała się, czy nie wrócić do domu i czy nie uzupełnić garderoby, ale w nagłym przebłysku odwagi zdecydowała się nie tracić czasu. Rozejrzała się. Pora była późna i nie dostrzegła nawet jednego, spóźnionego przechodnia. Za to opodal, po drugiej stronie ulicy czekała samotna taksówka. W odrapanym, kanciastym kształcie rozpoznała poloneza. No tak, prywaciarz i samotnik – zapewne jeden z ostatnich. Żadna korporacja nie przyjęłaby takiego grata. Jedynym znakiem przewoźnika był ciemny, jakby przygaszony, smętny znak TAXI, pamiętający chyba czasy PRL.
Kierowca najwyraźniej czekał na nią od dłuższego czasu, bo nasunął głęboko czapkę na oczy i wydawał się drzemać. Szczelnie okrywając się płaszczem, podeszła do samochodu i zapukała w okienko. Siedzący w środku mężczyzna poruszył się i otworzył drzwi.
- Dobry wieczór – powiedziała niepewnie, nie mając pewności, czy czeka właśnie na nią.
Spojrzał na nią, jakby usiłował ją rozpoznać.
- Pani...? – zawiesił głos
- Ewa. Kolega zamówił dla mnie taksówkę. I podobno przekazał panu adres.
Spojrzał na nią dziwnie.
- Tak, tak. Proszę siadać.
Usiadła tylnym siedzeniu. Taksówka nie była nowa i z całą pewnością nie zapewniała komfortu. Zdezelowany polonez, zapewne jeden z ostatnich jeżdżących po mieście. Westchnęła – nie było co liczyć na przyjemne ciepło podczas drogi. Kiedy była mała, podobny samochód miał jej ojciec. Do dziś pamiętała, że w jakiś przedziwny sposób samochód potrafił wychłodzić jej stopy, gdy jednocześnie pracująca dziko nagrzewnica sprawiała, że od pasa w górę pasażerowie siedzieli w ciepłym zaduchu.
- Oby to nie była daleka podróż – pomyślała Ewa.
Ruszyli. Przymknęła oczy, zastanawiając się, dokąd jadą. Gdzieś w środku, czuła narastające, przyjemne uczucie. Uzmysłowiła sobie nagle, że oto jedzie w nieznane z obcym, zupełnie nieznanym jej mężczyzną. Gdyby tylko wiedział, że pod ciepłym płaszczem, jego pasażerka jest zupełnie naga... A może powinna nachylić się do niego pod byle pretekstem, pozwalając, żeby poły płaszcza rozsunęły się, niby to przypadkiem...? A może obserwuje ją teraz we wstecznym lusterku? Bawiła się tą myślą, powoli rozchylając nogi. Przeciągnęła po nich palcem, niby to poprawiając niedostrzegalną zmarszczkę na pończoszce, ale jednocześnie zmysłowo podkreślając elegancką linię swojego uda. Prowadziła dłoń wyżej, coraz wyżej – choć nie na tyle, aby pokazać, że jest naga. Wystarczyło jednak, żeby pozwolić wyobraźni podsunąć właśnie taką, kuszącą możliwość. Niech sobie myśli, że Ewa ma na sobie krótką... bardzo krótką spódniczkę. Niech się zastanawia, jak wysoko sięga, ukryta w delikatnej samonośnej pończosze, biel jej długich, zgrabnych nóg. Może właśnie teraz ten obcy facet nie może oderwać od niej wzroku, może usiłuje zrobić coś z rosnącym penisem, z obscenicznie podnoszącym się namiotem spodni. Może gdy tylko Ewa opuści jego taksówkę, sięgnie ręką między nogi, by jakoś rozładować nagromadzone napięcie... Ciekawe, czy wróci do domu i do żony z wielką, mokrą plamą na spodniach.
Nagle poczuła, że samochód zwalnia i zatrzymuje się. Otworzyła oczy i wróciła do realnego świata.
- To koniec – rzucił taksówkarz dziwnym, głuchym głosem
Ewa wzdrygnęła się
- Słucham? – spytała, odrobinę nieswojo
- No, mówię przeca. Koniec. Dojechalimy.
Wyjrzała za okno i jednym rzutem oka rozpoznała miejsce, do którego została przywieziona. Stary, zamknięty cmentarz. Paweł – pomyślała z przerażaniem – Coś ty wykombinował?
- Dziękuję – powiedziała – Kolega uregulował już za kurs?
– Ktoś tu na panią czeka? - powiedział taksówkarz, jakby nie słysząc jej pytania
- Dlaczego pan pyta? – powiedziała, zdjęta nagłym lękiem. Ten dziwny taksówkarz, prywaciarz nie należący do żadnej korporacji... Odosobnione miejsce... Cholera, o co tu chodziło?
- No wie pani, sama, na takim odludziu... Ja tam nie chcę nic mówić, ale pani ma takie piękne nogi... i figurka też taka, że oko się samo chwyta... szkoda kusić los..
- Widział wszystko – pomyślała – Łajdak, podglądał mnie w lusterku
- Proszę się nie martwić – powiedziała lodowatym tonem – Kolega, który zamówił kurs umówił się tu ze mną
- Skoro tak... – wzruszył ramionami – W każdym razie, ja dowiozłem, gdzie trza. Kolega już płacił.
Uśmiechnęła się. Wszystko było w porządku. Skinęła na pożegnanie i wysiadła. Chłodny powiew przewinął się między jej nogami. Zadrżała. Otaczała ją nieprzyjemna, wszechobecna mgła, ścieląca się nisko przy ziemi, osiadająca zimnymi kroplami na skórze.
- Cholera, Ewka, jesteś naprawdę zdrowo pieprznięta – powiedziała, żeby dodać sobie odwagi – Umawiać się na seksrandkę w takim miejscu...
Skomentuj