W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Wczesny związek, wczesne małżeństwo, wczesny rozwód?

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • neseber
    Świętoszek
    • Nov 2009
    • 7

    Wczesny związek, wczesne małżeństwo, wczesny rozwód?

    Poznaliśmy się z moim mężem w nastoletnim wieku, zaczęliśmy być razem mając 18-19 lat, trzy lata później zaręczyny, w międzyczasie zamieszkaliśmy razem, po kolejnych trzech latach ślub. Przez cały ten okres idylla, nigdy się nawet nie pokłóciliśmy, nie licząc jakichś drobnych sprzeczek. Wszystko tak jak ma być, krok po kroku, jakby według ułożonego planu.

    Pozornie.

    Teraz jesteśmy rok po ślubie i jestem w kropce. Nie ukrywam, że jeszcze przed zaręczynami miewałam przejściowe problemy z libido (niespowodowane antykoncepcją), w zasadzie od początku studiów gdzieś w głowie pojawiała się złośliwa myśl o tym, że to jest czas na wyszalenie się, spróbowanie wielu rzeczy, ale zawsze tłumaczyłam sobie, że mam zbyt wiele do stracenia i że nie to jest przecież w życiu ważne. Złośliwie okazało się, że jest, bardziej niż się wydaje.

    Mam go dość, jestem zmęczona nim i zmęczona tym związkiem kompletnie pozbawionym emocji, miałkiego seksu głównie dającego satysfakcję jemu, wszelkimi ograniczeniami jakie niesie ze sobą. Myślę o tych wszystkich rzeczach, których nie zrobiłam, a zrobiły moje koleżanki - nie mam nawet na myśli seksu, ale na przykład wyjazd za granicę na wymianę studencką (bo przecież mam zbyt wiele do stracenia na miejscu), praca za granicą, wszystko to, co mogłam zrobić dla siebie, swojego wykształcenia i co mogłam przeżyć w czasie przeznaczonym na nas itp. Wiem, że czasu nie cofnę, ale nie przeżyłam nawet jednego dnia swojego dorosłego życia wolna. Nie miałam kiedy zatęsknić za byciem z kimś, przekonania się kim jestem ja, w oderwaniu od niego. Mam wyrzuty sumienia, że to czuję, uważam, że nie zasłużyłam na te wszystkie dobre rzeczy, które mnie spotkały, bo przecież mam wszystko, a wciąż marudzę. Mam wobec niego dużo czułości, wiele nas łączy i to były zgodne lata, ale niestety - nie pociąga mnie, nie lubię się nawet z nim całować. Był pierwszą miłością, jedyną jaką znałam, to nie jest tak, że widzę te rzeczy dopiero teraz - widziałam je wcześniej, ale spychałam te myśli, że nie do końca jest mi tak dobrze, bo uważałam, że warto. Nie wiem czy rzeczywiście warto. On za to nie ma żadnych wad i to jest jego największa wada - nie kłócimy się, bo nie ma o co, on zawsze robi to, co trzeba, moja rodzina go uwielbia, od lat wierny, zakochany, niezawodny. Jeżeli są jakieś sprzeczki, to wyłącznie przez to, że ja zrobię coś nie tak, bo jemu się takie wpadki po prostu nie zdarzają. Jest miły, kulturalny, jest moim przyjacielem, ale to raczej ten typ faceta, którego kobiety zawsze zrzucają do friendzone, chociaż obiektywnie niczego mu nie brakuje. Raczej nie typ, który cię zerżnie na stole

    Oczywiście - jakby sprawa była mało skomplikowana - poznałam kogoś. Nie jest to fascynacja erotyczna, takie mi się zdarzały wcześniej i zawsze potrafiłam ocenić, że to tylko kwestia hormonów. Tym razem chodzi o coś innego, czuję, że się zakoc***ę. Boję się. Odkrywam, że mogę mieć w życiu inne miłości, a wtedy znacznie trudniej uciszać te złośliwe myśli, które mówią, że przecież wszystko jest w porządku.

    Nie potrafię wyrzucić z głowy myśli, że mam 25 lat i tak naprawdę wszystko co najlepsze już za mną, że nie mam co liczyć na emocjonalne porywy, nigdy nie przeżyję wakacyjnej miłości, nie zakocham się, nie poczuję motyli w brzuchu, a jeśli tak, to jeszcze gorzej...

    Czy poprzewracało mi się w dupie i mogę liczyć na to, że to minie, czy mam podjąć jakieś kroki? Doradźcie. Potrzebuję kopa do przodu, ale nie mam pojęcia, gdzie jest przód.

    [uprzedzając: nie, nie rozmawiałam z nim, on jest przekonany, że wszystko jest idealnie, nie chcę go zranić. Tak, udaję orgazmy od lat, większość. Jak mu powiem, że coś jest nie tak, to stwierdzi, że to dlatego że spędzamy ze sobą mało czasu albo co gorsza zaproponuje jakiś wyjazd, co jest mi ewidentnie nie na rękę ze względu na imperatyw uprawiania seksu na wyjazdach oraz obawy o mdłości z nadmiaru słodkości. Nie potrzebuję więcej czasu z nim, bo w zasadzie chciałabym go mniej. Nie wiem do czego chciałabym żeby prowadziła taka rozmowa]
  • diablo1990
    Ocieracz
    • Feb 2009
    • 88

    #2
    a myslalem,ze tylko mojej bylej od****lo... skoro masz takie przeczucia to sie rozstancie i wezcie rozwod,po co masz sie meczyc cale zycie skoro jestes jeszcze mloda. i uwazasz ze 25 lat to wszystko Cie ominelo? tez mam 25 lat i nie uwazam tak, poprostu popadlas w taka rutyne ze nie widzisz otaczajacego Cie swiata.

    Skomentuj

    • znowuzapilem
      SeksMistrz
      • Nov 2010
      • 3555

      #3
      Napisał neseber
      ale na przykład wyjazd za granicę na wymianę studencką
      Ten już słynny erazmus i ssanie ciapatych fiutów?

      A tak serio to jedynym wyjściem z sytuacji jest rozstanie. I to teraz zanim sprawy z tym drugim nie zaszły za daleko. Bedzie mega cieżko ale dużo łatwiej niż miała byś zostać z swoim mężem.
      Synek Ślonski - w barach szeroki, w żici wonski

      Skomentuj

      • neseber
        Świętoszek
        • Nov 2009
        • 7

        #4
        Napisał znowuzapilem
        Ten już słynny erazmus i ssanie ciapatych fiutów?
        Nieee, gałę robię dopiero po prześledzeniu historii do 5 pokoleń wstecz i upewnieniu się, że wszyscy byli pochodzenia europejskiego

        Skomentuj

        • znowuzapilem
          SeksMistrz
          • Nov 2010
          • 3555

          #5
          Uff, uspokoiłaś mnie
          Synek Ślonski - w barach szeroki, w żici wonski

          Skomentuj

          • rimmingator
            Perwers
            • Apr 2009
            • 967

            #6
            Napisał neseber
            Poznaliśmy się z moim mężem w nastoletnim wieku, zaczęliśmy być razem mając 18-19 lat, trzy lata później zaręczyny, w międzyczasie zamieszkaliśmy razem, po kolejnych trzech latach ślub. Przez cały ten okres idylla, nigdy się nawet nie pokłóciliśmy, nie licząc jakichś drobnych sprzeczek. Wszystko tak jak ma być, krok po kroku, jakby według ułożonego planu.

            Pozornie.

            Teraz jesteśmy rok po ślubie i jestem w kropce. Nie ukrywam, że jeszcze przed zaręczynami miewałam przejściowe problemy z libido (niespowodowane antykoncepcją), w zasadzie od początku studiów gdzieś w głowie pojawiała się złośliwa myśl o tym, że to jest czas na wyszalenie się, spróbowanie wielu rzeczy, ale zawsze tłumaczyłam sobie, że mam zbyt wiele do stracenia i że nie to jest przecież w życiu ważne. Złośliwie okazało się, że jest, bardziej niż się wydaje.

            Mam go dość, jestem zmęczona nim i zmęczona tym związkiem kompletnie pozbawionym emocji, miałkiego seksu głównie dającego satysfakcję jemu, wszelkimi ograniczeniami jakie niesie ze sobą. Myślę o tych wszystkich rzeczach, których nie zrobiłam, a zrobiły moje koleżanki - nie mam nawet na myśli seksu, ale na przykład wyjazd za granicę na wymianę studencką (bo przecież mam zbyt wiele do stracenia na miejscu), praca za granicą, wszystko to, co mogłam zrobić dla siebie, swojego wykształcenia i co mogłam przeżyć w czasie przeznaczonym na nas itp. Wiem, że czasu nie cofnę, ale nie przeżyłam nawet jednego dnia swojego dorosłego życia wolna. Nie miałam kiedy zatęsknić za byciem z kimś, przekonania się kim jestem ja, w oderwaniu od niego. Mam wyrzuty sumienia, że to czuję, uważam, że nie zasłużyłam na te wszystkie dobre rzeczy, które mnie spotkały, bo przecież mam wszystko, a wciąż marudzę. Mam wobec niego dużo czułości, wiele nas łączy i to były zgodne lata, ale niestety - nie pociąga mnie, nie lubię się nawet z nim całować. Był pierwszą miłością, jedyną jaką znałam, to nie jest tak, że widzę te rzeczy dopiero teraz - widziałam je wcześniej, ale spychałam te myśli, że nie do końca jest mi tak dobrze, bo uważałam, że warto. Nie wiem czy rzeczywiście warto. On za to nie ma żadnych wad i to jest jego największa wada - nie kłócimy się, bo nie ma o co, on zawsze robi to, co trzeba, moja rodzina go uwielbia, od lat wierny, zakochany, niezawodny. Jeżeli są jakieś sprzeczki, to wyłącznie przez to, że ja zrobię coś nie tak, bo jemu się takie wpadki po prostu nie zdarzają. Jest miły, kulturalny, jest moim przyjacielem, ale to raczej ten typ faceta, którego kobiety zawsze zrzucają do friendzone, chociaż obiektywnie niczego mu nie brakuje. Raczej nie typ, który cię zerżnie na stole

            Oczywiście - jakby sprawa była mało skomplikowana - poznałam kogoś. Nie jest to fascynacja erotyczna, takie mi się zdarzały wcześniej i zawsze potrafiłam ocenić, że to tylko kwestia hormonów. Tym razem chodzi o coś innego, czuję, że się zakoc***ę. Boję się. Odkrywam, że mogę mieć w życiu inne miłości, a wtedy znacznie trudniej uciszać te złośliwe myśli, które mówią, że przecież wszystko jest w porządku.

            Nie potrafię wyrzucić z głowy myśli, że mam 25 lat i tak naprawdę wszystko co najlepsze już za mną, że nie mam co liczyć na emocjonalne porywy, nigdy nie przeżyję wakacyjnej miłości, nie zakocham się, nie poczuję motyli w brzuchu, a jeśli tak, to jeszcze gorzej...

            Czy poprzewracało mi się w dupie i mogę liczyć na to, że to minie, czy mam podjąć jakieś kroki? Doradźcie. Potrzebuję kopa do przodu, ale nie mam pojęcia, gdzie jest przód.

            [uprzedzając: nie, nie rozmawiałam z nim, on jest przekonany, że wszystko jest idealnie, nie chcę go zranić. Tak, udaję orgazmy od lat, większość. Jak mu powiem, że coś jest nie tak, to stwierdzi, że to dlatego że spędzamy ze sobą mało czasu albo co gorsza zaproponuje jakiś wyjazd, co jest mi ewidentnie nie na rękę ze względu na imperatyw uprawiania seksu na wyjazdach oraz obawy o mdłości z nadmiaru słodkości. Nie potrzebuję więcej czasu z nim, bo w zasadzie chciałabym go mniej. Nie wiem do czego chciałabym żeby prowadziła taka rozmowa]
            Bad boy 4 life! Olej ten mdly ideal!
            Mieszkasz w poblizu Wro? Pisz na priv to pomoge rozwiesc czy to juz nie aby reklama? Omg alez ja nieetyczny zawodowo...

            Skomentuj

            • opowiedzmiotym
              Gwiazdka Porno
              • Feb 2012
              • 1880

              #7
              Rim szatanie

              Ja polecam wyjazd przed rozstaniem. Sama rzecz jasna. To pomaga uswiadomic to i owo. Albo zatesknisz albo utwierdzisz sie w przekonaniu.
              Dupa Cycki

              Skomentuj

              • joedoe
                Perwers
                • Aug 2014
                • 1272

                #8
                w/w plus rozstanie sie zanim narobicie dzieci w chwilach nawrotu namietnosci.
                Mniej bedzie nieszczescia na swiecie.

                Kiedys rzeczy byly proste.
                Malzenstwo to byla firma co miala przynosci korzysci dla obu stron.
                Do kochania byly kochanki, metressy, nałożnice a dla kobiet malarze i muzycy.

                PS:
                Zawsze lubilem udawanie orgazmu, fair play gra ze strony kobiety.
                Skoro ci dobrze - mam szczescie ze tak latwo da sie ci dogodzic.
                0statnio edytowany przez joedoe; 25-12-15, 13:49.

                Skomentuj

                • elKoj69
                  Perwers
                  • Sep 2012
                  • 1195

                  #9
                  Jak mi ktoś kiedyś jeszcze powie, żebym się ustatkował to pokaże chyba ten post jako moja odpowiedź. Jak dla mnie decyzja o ślubie była niedojrzała, a na pewno nieprzemyślana. Nie powiem nic odkrywczego , prędzej czy później ciekawosc wygra, potem będą wyrzuty sumienia, coraz większe i większe. Więc albo się ich pozbądź, albo pozbądź się faceta. Jedno i drugie razem są przeszkodą.
                  Związek oparty tylko o namiętność jest krótki..... choć miewa długie orgazmy.

                  Skomentuj

                  • al64
                    Świntuszek
                    • May 2015
                    • 57

                    #10
                    teraz zastanow sie co jest wazniejsze... i podejmij decyzje

                    Skomentuj

                    • analityk
                      Ocieracz
                      • Jul 2011
                      • 188

                      #11
                      Napisał neseber
                      Poznaliśmy się z moim mężem w nastoletnim wieku, zaczęliśmy być razem mając 18-19 lat, trzy lata później zaręczyny, w międzyczasie zamieszkaliśmy razem, po kolejnych trzech latach ślub. Przez cały ten okres idylla, nigdy się nawet nie pokłóciliśmy, nie licząc jakichś drobnych sprzeczek. Wszystko tak jak ma być, krok po kroku, jakby według ułożonego planu.

                      Pozornie.

                      Teraz jesteśmy rok po ślubie i jestem w kropce. Nie ukrywam, że jeszcze przed zaręczynami miewałam przejściowe problemy z libido (niespowodowane antykoncepcją), w zasadzie od początku studiów gdzieś w głowie pojawiała się złośliwa myśl o tym, że to jest czas na wyszalenie się, spróbowanie wielu rzeczy, ale zawsze tłumaczyłam sobie, że mam zbyt wiele do stracenia i że nie to jest przecież w życiu ważne. Złośliwie okazało się, że jest, bardziej niż się wydaje.

                      Mam go dość, jestem zmęczona nim i zmęczona tym związkiem kompletnie pozbawionym emocji, miałkiego seksu głównie dającego satysfakcję jemu, wszelkimi ograniczeniami jakie niesie ze sobą. Myślę o tych wszystkich rzeczach, których nie zrobiłam, a zrobiły moje koleżanki - nie mam nawet na myśli seksu, ale na przykład wyjazd za granicę na wymianę studencką (bo przecież mam zbyt wiele do stracenia na miejscu), praca za granicą, wszystko to, co mogłam zrobić dla siebie, swojego wykształcenia i co mogłam przeżyć w czasie przeznaczonym na nas itp. Wiem, że czasu nie cofnę, ale nie przeżyłam nawet jednego dnia swojego dorosłego życia wolna. Nie miałam kiedy zatęsknić za byciem z kimś, przekonania się kim jestem ja, w oderwaniu od niego. Mam wyrzuty sumienia, że to czuję, uważam, że nie zasłużyłam na te wszystkie dobre rzeczy, które mnie spotkały, bo przecież mam wszystko, a wciąż marudzę. Mam wobec niego dużo czułości, wiele nas łączy i to były zgodne lata, ale niestety - nie pociąga mnie, nie lubię się nawet z nim całować. Był pierwszą miłością, jedyną jaką znałam, to nie jest tak, że widzę te rzeczy dopiero teraz - widziałam je wcześniej, ale spychałam te myśli, że nie do końca jest mi tak dobrze, bo uważałam, że warto. Nie wiem czy rzeczywiście warto. On za to nie ma żadnych wad i to jest jego największa wada - nie kłócimy się, bo nie ma o co, on zawsze robi to, co trzeba, moja rodzina go uwielbia, od lat wierny, zakochany, niezawodny. Jeżeli są jakieś sprzeczki, to wyłącznie przez to, że ja zrobię coś nie tak, bo jemu się takie wpadki po prostu nie zdarzają. Jest miły, kulturalny, jest moim przyjacielem, ale to raczej ten typ faceta, którego kobiety zawsze zrzucają do friendzone, chociaż obiektywnie niczego mu nie brakuje. Raczej nie typ, który cię zerżnie na stole

                      Oczywiście - jakby sprawa była mało skomplikowana - poznałam kogoś. Nie jest to fascynacja erotyczna, takie mi się zdarzały wcześniej i zawsze potrafiłam ocenić, że to tylko kwestia hormonów. Tym razem chodzi o coś innego, czuję, że się zakoc***ę. Boję się. Odkrywam, że mogę mieć w życiu inne miłości, a wtedy znacznie trudniej uciszać te złośliwe myśli, które mówią, że przecież wszystko jest w porządku.

                      Nie potrafię wyrzucić z głowy myśli, że mam 25 lat i tak naprawdę wszystko co najlepsze już za mną, że nie mam co liczyć na emocjonalne porywy, nigdy nie przeżyję wakacyjnej miłości, nie zakocham się, nie poczuję motyli w brzuchu, a jeśli tak, to jeszcze gorzej...

                      Czy poprzewracało mi się w dupie i mogę liczyć na to, że to minie, czy mam podjąć jakieś kroki? Doradźcie. Potrzebuję kopa do przodu, ale nie mam pojęcia, gdzie jest przód.

                      [uprzedzając: nie, nie rozmawiałam z nim, on jest przekonany, że wszystko jest idealnie, nie chcę go zranić. Tak, udaję orgazmy od lat, większość. Jak mu powiem, że coś jest nie tak, to stwierdzi, że to dlatego że spędzamy ze sobą mało czasu albo co gorsza zaproponuje jakiś wyjazd, co jest mi ewidentnie nie na rękę ze względu na imperatyw uprawiania seksu na wyjazdach oraz obawy o mdłości z nadmiaru słodkości. Nie potrzebuję więcej czasu z nim, bo w zasadzie chciałabym go mniej. Nie wiem do czego chciałabym żeby prowadziła taka rozmowa]
                      problem z libido :
                      po ok 2 latach spada poziom hormonów "zakochania",
                      biologii/naturze chodzi o to żeby kobieta zajęła się bardziej dzieckiem bo już powinno być

                      "brak emocji"
                      mało facetów wie, żeby właśnie "dawkować" swoim kobietom emocje bo to je nakręca

                      jeżeli chcesz kontynuacji związku nakieruj go w necie na jakieś artykuły dotyczące jw

                      jeżeli nie macie dzieci sugerowałbym rozstanie się

                      Skomentuj

                      • Shani
                        Świntuszek
                        • Aug 2012
                        • 71

                        #12
                        Nie trać życia na bycie z kimś, z kim tak tak naprawdę nie chcesz być. 25 lat to dopiero początek, masz jeszcze mnóstwo czasu, aby zrealizować to, co jest niemozliwe na chwile obecną. A to, że jesteście po slubie, albo fakt, że rodzina uwielbia Twojego męża nie jest żadnym argumentem. To jest Twoje życie, Twój czas i Twoje decyzje i tylko Ty poniesiesz konsekwencje wyborów, jakich dokonasz. Wyobraź sobie, co będzie np. za 10 lat, jeśli jednak zostaniesz z mężem? Jak poradzisz sobie z rosnącą frustracją? Gdzie upchniesz te wszystkie wątpliwości, złość i żal? Owszem, sa pary, które trwają w takim chorym związku i Ty mozesz zrobić to samo. Pytanie tylko, czy warto tak zmarnować życie.

                        Skomentuj

                        • Kalilah
                          Administrator
                          • Mar 2012
                          • 2704

                          #13
                          Jakbym czytała swoją historię, tyle że moja jest w bardziej pikantnej wersji o ja się trochę wyszalałam i nie przestaję...

                          Efekt i tak jest taki, że składam wniosek o rozwód.

                          Napisał opowiedzmiotym

                          Ja polecam wyjazd przed rozstaniem. Sama rzecz jasna. To pomaga uswiadomic to i owo. Albo zatesknisz albo utwierdzisz sie w przekonaniu.
                          To też polecam, sama nawet wymyśliłam, że wyprowadzę się zanim złożę wniosek, ale w międzyczasie ta decyzja we mnie dojrzała i w sumie i tak wiem co zrobię. Szansę jednak muszę dać abym sobie kiedyś w brodę nie pluła.. więc najpierw wyprowadzka, później papiery.
                          My life would be so much easier if I wasn't intelligent enough to realize how fucking stupid some people are.

                          Regulamin forum

                          Skomentuj

                          • ma_petite

                            #14
                            Story of maj lajf. Ja się rozwiodłam i nie żałuję, bo z perspektywy czasu widzę, jak bardzo mało nas łączyło.
                            Minus jest taki, że w prawie każdym kolejnym związku szybko przychodziła faza "mdło", czyli jednak wniosek jest kapkię inny. To ze sobą samym trzeba się rozwieść.

                            Skomentuj

                            • lyrath
                              Świętoszek
                              • Feb 2009
                              • 6

                              #15
                              @neseber,

                              Jeśli nie ma dzieci to lepiej chyba jednak zakończyć to w czym tkwisz obecnie. Nikt Ci nie powie czego Ty chcesz, to sama najlepiej powinnaś wiedzieć.
                              Myślę, że najgorsze jest to:
                              "Jest miły, kulturalny, jest moim przyjacielem, ale to raczej ten typ faceta, którego kobiety zawsze zrzucają do friendzone, chociaż obiektywnie niczego mu nie brakuje. Raczej nie typ, który cię zerżnie na stole "
                              Może nie jest całkiem stracony tylko trzeba wzbudzić w nim trochę więcej życia i akcji. Kiedyś za młodu podobnie postępowałem jako chłopak tj robiłem wszystko co trzeba. Najgorszy błąd Prędzej czy później wiało nudą.
                              Z tego co piszesz to gdybyś chciała odejść, cały świat będziesz miała przeciwko sobie i do końca życia będziesz słyszała jaki to .... nie był wspaniały.

                              Skomentuj

                              Working...