Nad swoją samooceną pracuję pracuję/pracujemy.
Aktualny post trwa miesiąc. Kiedyś, kiedy wyskoczył pobyt w szpitalu było dłużej. Przyczyny upatruję właśnie w tym że jestem młoda i mi hormony trochę szaleją. W sumie późno zaczęłam i jako, że to mój pierwszy partner na bardzo, bardzo poważnie, to z nim przeżywałam fascynacje związaną z łóżkiem, poznawałam swoje ciało.
Niby banał, ale życie nie opiera się na seksie. Zwłaszcza jeśli decydujesz się na związek z chorym facetem - musisz mieć świadomość że będziesz musiała coś poświęcić i coś z siebie dać. Coś za coś.
W międzyczasie kup sobie solidny, różnorodny zestaw do masturbacji i korzystaj kiedy masz ochotę. Chociaż tobie nie chodzi o sam seks, tylko o coś zupełnie innego.
Zaostrzenia choroby nie hamują mnie bo... na pierwszy rzut oka nie są widoczne. On też nie skupia się na chorobie - pracuje więc wszystko często stwarza pozory normalności. W sytuacji gdy coś jest na rzeczy, a on wie, że to nie dziś po prostu zachęca mnie do pójścia spać. A mi czasami nie potrzeba seksu tylko właśnie zachęty, bo w zasadzie... wystarczyłaby mi jego obecność i tak jak mówisz obsłużyłabym się sama.
I teraz tak: zastanawiam się jak to ugryźć. Skoro już tyle razy usłyszałam odmowę, to zastanawiam się jak bardzo facet może wsiąść do siebie to, że skoro on fizycznie nie daje rady (leki-->hydraulika, ale dobry nastrój) to jego kobieta sama sobie poradzi...?
Dziękuję Ci bardzo
Holly za zwrócenie uwagę na to że w sumie to we mnie pewnie może po części być sedno problemu - nie zawsze umiem wyłapać mechanizmy