Hej pisze do was, bo mam taki problem. Mam 24 lata, męża od 4,5 roku z nim jestem ogólnie 5,5 roku. Już spory czas temu zaczął się u nas kryzys życia codziennego, który na swój sposób pojawił się tez w sferze seksu.
Nie jestem typem kobiety dominującej czy prowokatorki. Raczej bym zaryzykowała stwierdzenie że jestem " grzeczna" i wstydliwa. Nie akceptuje swojej nagości, mnie nawet sex w dzień zawstydza, krepuje, o reszcie nie wspomnę.....
By czas że otwierałam się przed moim mężem i starałam się przełamywać bariery chyba bardziej natury psychicznej, np kwestia tak uwielbianego przez facetów - loda. Jednak gdy zawitał kryzys zaczęłam się blokować psychicznie na nowo. Poza tym jak mój coś chciał "nowego" wprowadzić to ja zawsze że nie, ze tamto siamto. W końcu odpuszczał. I po 5,5roku stwierdzam że u nas nastala RUTYNA i nuda. Z drugiej strony nawet rozmawianie o sexie mnie krępuje. Nawet dziś mu powiedziałam ze gdyby wybierał żonę pod względem sexu to ja bym na pewno nią nie została. Nie uważam się ze jestem najgorsza, ale czytając tutaj fora, to ja jestem na początku drogi.. A mój mąż jednak ma temperament i uważam, ze nie jest spełniony w życiu seksualnym.
Nie wiem jak nasze pożycie małżeńskie rozpalić od nowa i na nowo. Jak go w ogóle zachęcić, skoro kiedyś skrupulatnie go zniechęcałam. Przykład dzisiejszy - rozmawiał przez telefon ja zaczęłam go dotykać, a on wstał wkurzony że rozmawia, i że jakby zaczął się śmiać to ktoś by się obraził . No a ja potem nie dziw się że ja się blokuje bo lęk na swój sposób przed odrzuceniem bierze góre. Powiedziałam mu również ze do grzecznych chłopców to ja wiem ze nie należy ale przy mnie się zmienił...
Życie przed nami... Nie chce zmieniać partnera, tylko chciałabym z nim od nowa zacząć.
Rozmowę z nim przerobiłam. Ale mam obawy ze on za chwile wyjdzie z jakąś inicjatywa i ja znowu go zgaszę, bo wstyd weźmie gore. Zaraz myślę sobie co o mnie pomyśli ect.
W głębi duszy zazdroszczę parom, które np maja odwagę na sex w nietypowym miejscu czy to łono natury czy nie wiem jakaś przymierzalnia w sklepie, itp. Ale wstydzę się.
Jest praktycznie moim jedynym partnerem, pierwszy raz tylko miałam z kimś innym ( nic specjalnego ).
Alkoholu raczej nie pije bo biorę leki. W sumie nie wiem jakbym musiała się zakropić żeby hamulce popuścić. Z drugiej strony nie chce żeby za ileś lat kryzys zawitał bo sex nam nie daje satysfakcji. Bo pomimo przeżytego orgazmu nic więcej się nie zmienia. Na dzień dzisiejszy oboje wiemy czego po sobie się spodziewać możemy- ach ta przewidywalność.
I żeby nie było on kocha mnie i ja go tez. Jakby było inaczej nie byłoby tego postu. A nie chce go pisać jako 40-latka. I tak długo zwlekałam. I proszę się ze mnie nie naśmiewać, jaką mój men ma kiepską żonę.....Ja przynajmniej mam tego świadomość i chce to zmienić. Gdybym wiedziała jak tylko nabrać pewności siebie i radzić sobie z tą wstydliwością.
Nie jestem typem kobiety dominującej czy prowokatorki. Raczej bym zaryzykowała stwierdzenie że jestem " grzeczna" i wstydliwa. Nie akceptuje swojej nagości, mnie nawet sex w dzień zawstydza, krepuje, o reszcie nie wspomnę.....
By czas że otwierałam się przed moim mężem i starałam się przełamywać bariery chyba bardziej natury psychicznej, np kwestia tak uwielbianego przez facetów - loda. Jednak gdy zawitał kryzys zaczęłam się blokować psychicznie na nowo. Poza tym jak mój coś chciał "nowego" wprowadzić to ja zawsze że nie, ze tamto siamto. W końcu odpuszczał. I po 5,5roku stwierdzam że u nas nastala RUTYNA i nuda. Z drugiej strony nawet rozmawianie o sexie mnie krępuje. Nawet dziś mu powiedziałam ze gdyby wybierał żonę pod względem sexu to ja bym na pewno nią nie została. Nie uważam się ze jestem najgorsza, ale czytając tutaj fora, to ja jestem na początku drogi.. A mój mąż jednak ma temperament i uważam, ze nie jest spełniony w życiu seksualnym.
Nie wiem jak nasze pożycie małżeńskie rozpalić od nowa i na nowo. Jak go w ogóle zachęcić, skoro kiedyś skrupulatnie go zniechęcałam. Przykład dzisiejszy - rozmawiał przez telefon ja zaczęłam go dotykać, a on wstał wkurzony że rozmawia, i że jakby zaczął się śmiać to ktoś by się obraził . No a ja potem nie dziw się że ja się blokuje bo lęk na swój sposób przed odrzuceniem bierze góre. Powiedziałam mu również ze do grzecznych chłopców to ja wiem ze nie należy ale przy mnie się zmienił...
Życie przed nami... Nie chce zmieniać partnera, tylko chciałabym z nim od nowa zacząć.
Rozmowę z nim przerobiłam. Ale mam obawy ze on za chwile wyjdzie z jakąś inicjatywa i ja znowu go zgaszę, bo wstyd weźmie gore. Zaraz myślę sobie co o mnie pomyśli ect.
W głębi duszy zazdroszczę parom, które np maja odwagę na sex w nietypowym miejscu czy to łono natury czy nie wiem jakaś przymierzalnia w sklepie, itp. Ale wstydzę się.
Jest praktycznie moim jedynym partnerem, pierwszy raz tylko miałam z kimś innym ( nic specjalnego ).
Alkoholu raczej nie pije bo biorę leki. W sumie nie wiem jakbym musiała się zakropić żeby hamulce popuścić. Z drugiej strony nie chce żeby za ileś lat kryzys zawitał bo sex nam nie daje satysfakcji. Bo pomimo przeżytego orgazmu nic więcej się nie zmienia. Na dzień dzisiejszy oboje wiemy czego po sobie się spodziewać możemy- ach ta przewidywalność.
I żeby nie było on kocha mnie i ja go tez. Jakby było inaczej nie byłoby tego postu. A nie chce go pisać jako 40-latka. I tak długo zwlekałam. I proszę się ze mnie nie naśmiewać, jaką mój men ma kiepską żonę.....Ja przynajmniej mam tego świadomość i chce to zmienić. Gdybym wiedziała jak tylko nabrać pewności siebie i radzić sobie z tą wstydliwością.
Skomentuj