Miłość do przyjaciela- moje doświadczenia

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • edvin
    Świętoszek
    • Sep 2009
    • 6

    Miłość do przyjaciela- moje doświadczenia

    Pewnie niektórzy z Was pomyślą, że taki temat już był, ale przeszukałem całe forum i stwierdziłem, że mój przypadek jednak trochę się różni i chciałbym opisać go w innym wątku. Długo myślałem nad napisaniem tego postu, sam do końca nie wiem, czy chciałbym się z kimś tym dzielić, jednak kiedy widzę odpowiedzi innych osób w podobnych tematach, nabrałem nadziei, że i mi uda się jakoś pomóc i okazać zrozumienie. Potrzeba wygadania się jest coraz silniejsza, a niestety wśród moich znajomych nie ma osoby, która byłaby w temacie i nie wstydziłbym się z nią porozmawiać. Postaram się nie rozpisywać i streścić to wszystko w miarę logicznie. Mam zamiar poruszyć parę wątków. Zacznę może od tego, że mam 23 lata, od niedawna swoją orientację określam, jako biseksualną, co się jednak okazuje, sprawa nie jest tak prosta, jak mi się wydawało. Bardzo długo nie byłem w stanie tego faktu zaakceptować i sporą część życia spędziłem starając się głęboko to w sobie zakopać. Sprawę utrudnia mi mój przyjaciel, którego nieustannie i ciągle tak samo mocno kocham od 10 lat. On oczywiście nie jest niczego świadomy, podobnie jak i moja dziewczyna, z którą jestem od 2 lat. Oboje myślą, że łączy nas głęboka, prawdziwa, męska przyjaźń. No cóż... w moim odczuciu to nie tylko przyjaźń. Wszystko zaczęło się jakieś 10 lat temu, kiedy zaczynałem naukę w gimnazjum. Od pierwszej klasy, razem z M. bardzo mocno się przyjaźniliśmy, nie było momentu w naszym życiu, którego nie spędzaliśmy razem lub o którym sobie nie opowiedzieliśmy. Tak zleciało 10 lat... pierwsze miłości, pierwsze pocałunki, pierwszy seks (oczywiście z kobietami), pierwsze porażki, pierwsze sukcesy i każde kolejne przygody zawsze na świeżo obgadywaliśmy. Na imprezach razem, na wakacjach razem, a obok nas wielu stałych i "dochodzących" przyjaciół. Zawsze wiedziałem, że łączy nas jakieś głębsze uczucie, niż tylko przyjaźń, często w myślach, w samotności pragnąłem czegoś więcej... Jak już wspomniałem, starałem się to zakopywać, gdzieś w głębi moich pragnień, uważając się za nienormalnego i niemoralnego. Czasami szukałem odpowiedniej literatury, w której dowiedziałem się, że szukanie swojej orientacji seksualnej w moim wieku jest rzeczą naturalną u wielu nastolatków. Z taką myślą też żyłem,kierując swój popęd seksualny na kobiety. Miałem wiele udanych związków z kobietami, zarówno w sferze seksualnej, jak i psychicznej. Takich związków, które pamięta się do końca życia. W jednym z nich znajduje się obecnie, uważam, że kocham moją dziewczynę i chcę spędzić z nią resztę życia, założyć rodzinę, dać jej bezpieczeństwo i to wszystko, czego będzie potrzebowała. Tutaj właśnie pojawia się pytanie, jakiej jestem orientacji? Powiecie, że biseksualnej? Ale przecież nie kręcą mnie mężczyźni, nie oglądam gejowskiego porno, nie kręcą mnie koledzy z pracy, ze studiów, czy inni znajomi. Nie pragnąłem żadnego z nich, a wręcz przeciwnie, sama myśl, że mogłoby mnie coś łączyć z innym mężczyzną jest dla mnie nawet nie do przyjęcia. Oprócz tego jednego... Dla niego zrobiłbym i oddał wszystko. Na jego widok mocniej bije mi serce, jego głos mnie uspokaja, jego spojrzenie sprawia, że nie mogę myśleć o niczym innym. Przypadkowy dotyk przywołuję w pamięci przez długi czas. A takie sytuacje, kiedy mnie przytulił, kiedy przypadkowo usnęliśmy obok siebie, kiedy patrzyłem, jak śpi, kiedy widziałem jego ciało, w mojej pamięci są ciągle żywe. Najgorsze jest to, że od 10 lat nic w tym temacie się nie zmienia, a ja ciągle czuję to samo. Męczy mnie udawanie... ale wiem, że nigdy nie będę na tyle silny i nigdy nie znajdę w sobie tyle odwagi, żeby powiedzieć o tym jemu lub mojej dziewczynie, co wiem, że z mojej strony nie jest w porządku. Ale pomyślcie tylko, jak głupio by to brzmiało, kiedy na pytanie dlaczego jestem smutny, odpowiedziałbym, że tęsknię za M. Tutaj właśnie pojawia się moja refleksja nad tematem homoseksualności i biseksualności. Czy rzeczywiście nie da się nic z tym zrobić? Mój ojciec zmarł, kiedy miałem 12 lat, od tego czasu wychowywałem się prawię wyłącznie w towarzystwie kobiet, wiele z moich znajomych, to kobiety, z którymi jeszcze jakiś czas temu świetnie się dogadywałem. Tutaj można wysnuć przypuszczenie, że w ciągu życia nabyłem wiele schematów zachowania i myślenia, podobnych do kobiecych. Być może również moje potrzeby stały się bardziej kobiece? M. zawsze był moim autorytetem, kiedy poszliśmy na studia i zamieszkaliśmy razem, często zachowywał się, jak ojciec. Troszczył się o mnie, umoralniał, kiedy za dużo piłem i imprezowałem, ciągłe wyrzuty o palenie papierosów, rozmowy do późnych godzin o problemach i często dawanie "ojcowskich" rad, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Być może wplątałem go w swoją grę na poziomie psychiki: syn-ojciec, którego pewnie tak bardzo potrzebowałem i potrzebuję nadal. Jak wszyscy wiemy, nasza psychika jest bardzo skomplikowana i często płata nam figle, być może M. stał się najważniejszym mężczyzną życia, dla nieświadomości, jako ojciec, dla serca i świadomości, (płeć tutaj nie gra roli) jako druga połowa duszy, z którą aby się połączyć przyjaźń to za mało. Więc jeśli to rzeczywiście wynik nieprawidłowo ukształtowanych schematów, to być może da się to odwrócić? Być może psychoterapia by pomogła? Jedyne pytanie, jakie się pojawia, to czy naprawdę chcemy się pozbywać tego uczucia, które nas uskrzydla, napełnia szczęściem i spokojem nasze serce, kiedy jesteśmy obok tej osoby. Być może, gdyby nie myśleć o wszystkich uprzedzeniach innych osób, stereotypach, z którymi walczymy a skupić się wyłącznie na naszych uczuciach, to byłoby łatwiej? Gdyby odrzucić płeć i skupić się na duszy.... Głęboko wierzę w to, że Bóg dając nam takie uczucie pokazuje nam, czym jest miłość, która nie zwraca uwagi na nic. Co jednak, gdy cierpimy z tego powodu? Gdy to uczucie nas wyniszcza? Gdy nie daje nam spokoju? Może warto się zastanowić, poszukać pomocy. Ja sam stoję teraz przed dylematem...kocham dwie osoby. Kocham kobietę i mężczyznę... Kocham swojego przyjaciela. Którą z tych osób wybrałbym, gdyby na świecie, to z kim jesteś zależało wyłącznie ode mnie? Gdyby od dziecka mówiono Ci, że możesz być kim chcesz? Gdyby nie istniały wbijane do głowy schematy, które są tak silne, że niektórzy muszą stanąć przed wyborem. Założenie rodziny, czy bycie upokarzanym do końca życia, przez nietolerancyjne rodziny, kościół i społeczeństwo. To chyba jeden z największych dylematów osób biseksualnych, bo jeśli rzeczywiście taki jestem, to przecież całe życie nie mogę balansować między jednym a drugim... Kiedyś muszę dokonać wyboru. Dzisiaj wydaje się on oczywisty, że zostanę z moją kobietą, a to co czuję pozostanie tajemnicą dla wszystkich. Dlaczego z moją kobietą? Bo podobnie, jak z M. serce mocniej bije mi na jej widok, uwielbiam rozmowy z nią, seks jest cudowny i oboje się w nim spełniamy, mamy wspólne plany, jest nam razem dobrze. Chcę oddać jej całe swoje serce. Boję się tylko, że kiedyś przyjdzie czas na podsumowanie tego, co przeżyłem, bo już niewiele będzie przede mną, a to uczucie do M. nigdy nie wygaśnie... Resztę życia mogę spędzić na żałowaniu.

    Dziękuję, że przeczytałeś wszystko do końca i poświęciłeś swój cenny czas. Jeśli masz jakieś pytania to pisz. Chciałbym, żeby odpowiadały jedynie osoby, które są w stanie zrozumieć o czym mówię, a dla nietolerancyjnych półgłówków są inne tematy.
  • onamalinowa
    Świętoszek
    • Apr 2010
    • 7

    #2
    Witam Cię gorąco. Niestety życie nie jest proste, a miłość nie wybiera. Nie jesteś pierwszym, ani ostatnim który ma taki dylemat. Twoim jedynym lekarstwem będzie rozmowa z M., albo cie wyleczy - M. odrzuci twoje uczucie, albo cie pogrąży jeszcze bardziej bo gdy M. odwzajemni to co ty czujesz do niego to będziesz musiał wybierać. Albo ułożone życie z dziewczyną - normalna rodzina, potomstwo, święta zawsze w rodzinnym gronie, w niedziele z całą rodzinką do kościoła, ALBO 'nienormalny' związek z kolegą - szalone życie pełne niespodzianek, miny sąsiadów jak widzą was razem ;-), zero monotonności.

    Wybór wydaje się Tobie oczywisty dlatego ze nie wiesz czy M. odwzajemni twoje uczucie. Może wydawać się tobie to żałosne, ale wybierzcie sie razem na jakas wspolna popijawę (tylko we 2wóch), palnij jakas glupote ze jestes gotów spedzic z nim życie, ale spróbuj go pocałować. Jak się nie uda jesteś kryty - byłeś zalany w trupa, jesteś na pewno hetero bo przecież masz juz za soba udane zwiazki z kobietami. pozdrawiam

    Skomentuj

    • pixie
      Świętoszek
      • May 2009
      • 2

      #3
      Dziwne wrażenie odniosłem czytając Twój post. Trochę jakbym czytał o sobie. W swoim życiu przeżyłem coś podobnego w liceum. Od pierwszej klasy podkochiwałem się w koledze. Objawy mniej więcej takie jak u Ciebie, tyle że ja nie miałem dziewczyny. On oczywiście był hetero. Z jednej strony było to fajne, bo w końcu nie ma chyba przyjemniejszego uczucia niż zakochanie. Z drugiej jednak taka niespełniona miłość jest dosyć destrukcyjna. W gruncie rzeczy nie byłem szczęśliwy bo cały czas zastanawiałem się "co by było gdyby..." i tworzyłem jakieś wyimaginowane sytuacje w których mógłbym się do niego zbliżyć, przytulić itd. W czwartej klasie stwierdziłem że muszę coś z tym zrobić. Na początek przyznałem się przed nim że podobają mi się faceci. Zareagował bardzo w porządku chociaż z tydzień myślał, że go wkręcam i nie mógł w to uwierzyć (do dzisiaj mi mówi że po mniej by się w życiu tego nie spodziewała, ale to przypuszczam wina stereotypów funkcjonujących w społeczeństwie). Poczułem ulgę bo już mogliśmy rozmawiać bardziej otwarcie. Po jakimś czasie stwierdziłem, że raz kozie śmierć i mu zwyczajnie powiedziałem, że go kocham. I tu mnie zaskoczył bo stwierdził, że wiedział o tym od dłuższego czasu. Oczywiście nie było happy endu jak w filmie. Nie powiedział że on mnie też kocha i żyli szczęśliwie przez następne parę lat. On był hetero, a ja już wiedziałem że nie ma żadnego "co by było gdyby..". Skończyło się wyobrażanie sobie że jesteśmy razem itd. Po jakimś czasie uczucie nie mogąc się karmić nadzieją samo wygasło. Od tamtego czasu wyznaję zasadę że takie jednostronne zadurzenia trzeba rozwiązywać jak najszybciej poprzez jakąś formę konfrontacji. Inaczej miotasz się i nie masz szans się z tego wyrwać.

      Nie lubię radzić innym. Mogę powiedzieć, że ja w takiej sytuacji wybieram rozmowę i wyjaśnienie sytuacji.

      Powiem jeszcze, że obecnie jesteśmy z moim byłym obiektem westchnień dobrymi przyjaciółmi. Bardzo dobrze mi się z nim rozmawia praktycznie na każdy temat. Został mi pewien sentyment do niego, ale miłości nie ma. Została przyjaźń i myślę że naprawdę fajnie się to ułożyło.

      Skomentuj

      • gay_boi
        Świętoszek
        • Mar 2010
        • 7

        #4
        Gdybyś był het*******ualny nie potrafiłbyś zakochać się w drugim mężczyźnie, a ty go na pewno kochasz.

        Zastanów się z kim byłoby Ci w życiu lepiej i czy wolałbyś spędzić ja z nim czy z dziewczyną. Może on także coś do Ciebie czuje. Nie myśl o tym tylko zdaj się na swoją intuicję.

        Wiem o czym piszę bo kiedyś miałem ten sam problem. Zakochałem się bez pamięci w koledze z byłych studiów (nadal go zresztą kocham i jest dla mnie ucieleśnieniem wszystkich najpiękniejszych chwil jakie kiedykolwiek przeżyłem). Niestety ja zamiast wrodzonej intuicji zaufałem rozumowi i źle na tym wyszedłem.

        Proponuję po prostu szczerą, męską rozmowę (może być po alkoholu). Jeśli naprawdę jest Twoim przyjacielem nie powinieneś bać się odtrącenia.

        Skomentuj

        • Greeneyed
          Świntuszek
          • Aug 2010
          • 56

          #5
          Rozumiem Cię, bo miałam kiedyś podobną sytuację, jeszcze w szkole średniej, czyli naprawdę dawno temu. Do mojej klasy doszła dziewczyna, przeciętna, średnio ładna, strasznie zamknięta w sobie i zupełnie nie w moim typie jeśli mogę tak powiedzieć. Na początku wydawało mi się, że to niemożliwe, żeby interesowała mnie dziewczyna, bo zawsze kręcili mnie faceci, ale jednak w końcu zaakceptowałam ten fakt, choć było mi ciężko. Zwierzyłam się nawet z tej miłości moim przyjaciółkom, były zaszokowane i oburzone. Zostałam więc z tym uczuciem sama. Sama, bo chociaż starałam się do niej zbliżyć, zaprzyjaźnić, przestałam nawet opuszczać zajęcia i w ciągu półrocza miałam tylko jeden dzień nieobecności, to jednak nic z tego nie wyszło, choć myślę, nie, jestem pewna, że ona wiedziała, zrozumiała to, choć ukrywałam to uczucie przed całym światem. Gdyby jednak zrobiła choć najmniejszy gest... wtedy zrobiłaby, dla niej wszystko, bez względu na to, co pomyśleliby o nas inni i jakie byłyby konsekwencje. Byleby tylko być przy niej, a reszta... do cholery z resztą. Myślę, że Twój przyjaciel też wie, domyśla się. Często w moim życiu było tak, że to, co chciałam najgłębiej ukryć, stawało się w końcu najbardziej widoczne. Tak to bywa, problem w tym, co zrobi z tym ta druga osoba, jeżeli się domyśli. Tamta dziewczyna nie zrobiła nic. Żałuję. Życzę Ci powodzenia.
          No Hell to discover
          I've got it all inside myself

          Skomentuj

          • Ahead
            Ocieracz
            • Sep 2010
            • 188

            #6
            Nie jestem pewna Edvinie, czy dobrym pomysłem jest powiedzenie przyjacielowi o swoich uczuciach. Mógłby się przestraszyć i poczuć oszukany. Poza tym wcale nie jest to takie pewne, czy jesteś w nim zakochany. Ja skłaniałabym się ku postrzeganiu go w pewien sposób jako zastępczego ojca (wyrzuty o ppierosy, rady itp.) i to że jesteście w tym samym wieku nie ma tu znaczenia. Sam napisałeś, że psychika ludzka jest skomplikowana.
            Jeżeli chciałbyś z nim jednak pogadać, to radzę powiedzieć, tak jak tutaj to opisałeś, czyli, że nie wiesz czy to miłość, czy tęsknota za ojcem. A dziewczynie póki co nie mów. Ty nie wiesz co się dzieje, a dla niej to mógłby być wstrząs, łacznie z odrzuceniem Twojego przyjaciela. A tego na bank nie chcesz
            Pozdrawiam i życzę powodzenia

            Skomentuj

            • YoPuta
              Ocieracz
              • Aug 2010
              • 102

              #7
              eeeeee nie ma czegoś takiego jak przyjaźń męsko-damska. prędzej czy później ktoś kogoś będzie chciał przelecieć. chociaż opcja FUCK'N FRIENDS jest całkiem rozsądna, po co wchodzić w jakieś związki, wmawiać sobie że wielka miłość nas połączyła etc, prędzej czy później to się kończy często w nienawiści, a tak-obie strony dostarczają sobie przyjemności, jest coś piękniejszego ?
              If u want 2 be my boy lick my pussy 4 my joy, lick it up, lick it down, lick my pussy all around, here i am

              Skomentuj

              • bishy
                Świętoszek
                • Jan 2010
                • 10

                #8
                powiem wam tak. kocham przyjaciela, przyznałem mu sie, że jestem bi ... i tyle. mam opory, zeby mu to powiedzieć
                trzeba w życiu spróbować wszystkiego ...


                ... PRAWIE

                Skomentuj

                • bishy
                  Świętoszek
                  • Jan 2010
                  • 10

                  #9
                  panowie.. myślę, że łatwiej byłoby z kimś obcym.. ale szczerze - tęż mnie łapie nieśmiałość
                  trzeba w życiu spróbować wszystkiego ...


                  ... PRAWIE

                  Skomentuj

                  • robi2
                    Świętoszek
                    • Mar 2009
                    • 1

                    #10
                    Witajcie,
                    Rozumiem edvina. Hm, nie jest to prosta sprawa, wiem sam po sobie. Sam jestem żonaty i powiem wam, że to jest trudne. Nie wyobrażam sobie życia bez rodziny, dzieci. Zawsze o tym marzyłem. Po prostu ich kocham i tyle. Ale jest coś takiego w naturze, że potrzebuję kontaktu z facetem. Chociaż od czasu do czasu. Poznałem jakiś czas temu faceta, zupełnie przypadkiem i od tamtej chwili już nic nie jest takie samo. Po prostu jest niesamowity. I co zrobić w takim wypadku? To wszystko nie jest takie proste, krytykować jest bardzo łatwo, ale uwierzcie nie czuję się z tym dobrze. Wybaczcie chaos myślowy ale ostatnio to właśnie dzieje się w mojej głowie.
                    Pozdrawiam wszystkich
                    Robi

                    Skomentuj

                    • edvin
                      Świętoszek
                      • Sep 2009
                      • 6

                      #11
                      po 3 latach

                      To ciekawe wrócić tutaj, do tego wpisu po 3 latach. Z jednej strony dziwnie czyta się siebie sprzed takiego czasu, bo widzę ile się zmieniło i ile nawet w tej wypowiedzi było różnych kłamstw i mechanizmów obronnych. Okłamywałem samego siebie i unieszczęśliwiałem się na siłę. Z jednej strony pamiętam, jak niesamowite było napisać o tym wszystkim, a z drugiej przypominam sobie, jak wiele smutku i żalu było wtedy we mnie. Dużo się wydarzyło w ciągu tych trzech lat. Był kolejny związek z kobietą i kolejne 3 lata miłości do M. aż w końcu zdecydowałem się na psychoterapię i zaprzestanie unieszczęśliwiania kobiet. To było kłamstwo, nigdy nie potrafiłem się zakochać i tęsknić oraz dać kobiecie to, czego potrzebuje. Bałem się ludzi, bałem się otoczenia i okropnie bałem się odrzucenia. Nawet Wam skłamałem. Pomimo anonimowości bałem się, że będziecie mnie oceniać i padnie to straszne zdanie: "ej jesteś gejem". Doprowadziło to do tego, że sam siebie oszukiwałem, że mogę kochać, że lubię seks, że lubię się przytulać. Nie rozumiem dlaczego pisałem, że seks jest cudowny, kiedy każdy kolejny raz był dla mnie upokorzeniem. Żałuję tylko dzisiaj, że te związki tworzyłem i mam nadzieję, że kiedyś zdobędę się na odwagę do przeproszenia i spojrzenia im w oczy. 3 lata były oczywiście pełne smutku, upokorzenia, ciężkiej depresji i uzależnienia od alkoholu, żeby sobie z tym wszystkim poradzić. Była próba samobójcza, było przypalanie papierosem. Pomyśleć dzisiaj, że to wszystko przez to, że bałem się ludzi i otoczenia i ich reakcji na moją inność. Jak głęboko na dnie trzeba być, żeby woleć umrzeć, niż otworzyć się na świat.

                      Piszę to, bo dzisiaj jest idealnie. Jestem prawdziwie zakochany. Mam chłopaka. Kocham i tęsknię i już lubię się przytulać. Już nie przejmuje się tym, co mówią ludzie. Kto by na to zwracał uwagę? To uczucie towarzyszy mi w zasadzie pierwszy raz, ale jest tak naturalne i normalne w moim odczuciu, że nigdy nie byłem bardziej prawdziwy, nigdy nie byłem bardziej sobą. Zamiast się wyniszczać, rosnę w górę, bo codziennie dostaję motywację do tego, żeby trwać i być szczęśliwym. Cieszę się, że uwolniłem się z miłości do M. W końcu 13 lat musi być toksyczne, jeśli nie jest odwzajemnione. Jeśli zdobędziecie się na odwagę, to nie mówię, że będzie łatwo. Jest cholernie źle i cholernie ciężko... Ale za jakiś czas okazuje się, że ma się wspaniałych przyjaciół, prawdziwe relacje i niesamowite wsparcie. Dla tych chwil, które mogę przeżywać teraz, wiem, że było warto przez to wszystko przejść. Dzisiaj ja chciałem życzyć Wam powodzenia i podziękować tym, którzy mi odpisali. Przez te 3 lata wracałem do Waszych wpisów, ale nie miałem odwagi się odezwać. Piszę dzisiaj. Nie wiem, co przyniesie jutro, ale wiem jedno na pewno- dzisiaj jestem szczęśliwy I do wszystkich takich niedowiarków i smutnych ludzi, jakim ja byłem kiedyś: it's get better!!!

                      Skomentuj

                      • tronko_mallorca
                        Świntuszek
                        • May 2009
                        • 51

                        #12
                        Gratuluję samoakceptacji!!! Lepiej późno niż wcale Z drugiej strony niewyobrażalne jest dla mnie to, że można myśleć o śmierci z powodu orientacji seksualnej... Ja sam siebie zaakceptowałem praktycznie od razu, mając jakieś 16 lat. Wydaje mi się że wiele zależy od wychowania i od otoczenia. Nie wspominając już o tym że w dużych miastach Polski jest łatwiej niż w miasteczkach.
                        Jeszcze raz Ci gratuluję i po prostu bądź sobą i bądź szczęśliwy!
                        "Vivir para uno significaría vivir a medias. El que vive para otros comparte muchas vidas"

                        Skomentuj

                        Working...