Witam wszystkich. Temat dla wytrwałych, sporo czytania. Jak w temacie, mam problem z przedwczesnym wytryskiem. Temat wałkowany był milion razy, jednak chciałbym zadać parę pytań na moim przykładzie.
No więc... mam 24 lata i problem ten występuje u mnie odkąd tylko pamiętam. Z pierwszą dziewczyną przez kilka lat był problem, nawet po x- razach. Pomyślałem, że jestem młody, pierwsze takie kontakty, więc z czasem minie. Nie minęło. Po kilku latach pojawiła się druga dziewczyna i wciąż jest ten sam problem. Ona bardzo szybko dochodzi, co jest moim błogosławieństwem, a ja i tak mam problem żeby ją zaspokoić i udaje się to bardzo rzadko. Całość trwa wyjątkowo krótko. Oczywiście od samego początku staram się kontrolować sytuację, bo gdybym poruszał się normalnie, tak, aby sprawić sobie przyjemność, wytrysk byłby jeszcze szybciej, więc od samego początku kontroluje ruchy, aby moje odczucia były jak najmniejsze, ale przy okazji partnerce sprawiać przyjemność. Zauważyłem, że dłużej wytrzymuje, kiedy te ruchy są szybsze, ale krótsze. Śmieje się sam z siebie, że jestem królikiem, tak mi się czasami te moje ruchy kojarzą hehe Chociaż nic śmiesznego właściwie w tym nie ma, przynajmniej z mojej perspektywy.
Czytałem, że częstym powodem może być stres, ale po kilku latach raczej ten element bym wyeliminował, więc szukam innego powodu mojego odwiecznego problemu.
Czytałem również aby przed seksem się masturbować, jeżeli ma się przedwczesny wytrysk, ale u mnie to nie pomaga. Jak zrobię to raz, to nie ma różnicy, po dwóch razach różnica jest minimalna, nie warta zachodu, a po trzech już nie mam kompletnie ochoty na seks.
W tych sporadycznych przypadkach, kiedy udaje się doprowadzić partnerkę do orgazmu (kwestia może 3 minut kontrolowanych ruchów), muszę przez cały czas kompletnie o czymś innym myśleć w trakcie, tylko nie o seksie i jak już wspomniałem, sporadycznie udaje się wykonać 'zadanie', ale co to za seks, kiedy nawet nie można patrzeć, czy myśleć o osobie, z którą się to robi... podobnie kiedy mam męczący dzień, przysypiam i wszystkie bodźce w mniejszym stopniu do mnie docierają, wtedy dłużej pociągnę, ale to jest na tej zasadzie, że już nie do końca stoi tak, jak powinien i jak tylko go wyjmę, żeby np. zmienić pozycję, to już nie stanie na tyle sztywno, aby włożyć go ponownie i nie ma siły, która by mnie wtedy podnieciła, ale to jak wspominałem, to są przypadki kiedy organizm jest już poważnie zmęczony całym dniem. W moim przypadku takie zmęczenie jest jednocześnie dobre, jak i złe.
Cofając się do mojego dzieciństwa, kiedyś obiło mi się o uszy, że po urodzeniu miałem stulejkę, która była usuwana operacyjnie. To było chyba jakoś niedługo po urodzeniu (o ile dobrze usłyszałem), więc oczywiście nie mogę tego pamiętać. Czy to prawda, to nie wiem, bo zawsze głupio było mi zapytać rodziców o to (czy można do tego dojść w papierach medycznych ?), ale napletek podczas wzwodu dochodzi idealnie do podstawy żołędzia, a z tego co się orientuje, to powinien swobodnie nachodzić na całego. No i tutaj wysnułem pewną teorię. Wiadomo, że penis pod napletkiem jest bardziej wrażliwy. Kiedy zakładam prezerwatywę, napletek zsunięty jest maksymalnie do dołu tak, że właśnie ta górna- wrażliwsza część penisa ma bezpośredni kontakt z pochwą (noo, pomijając oczywiście prezerwatywę). Tutaj pytanie, czy rzeczywiście może mieć to wpływ ? Jeżeli tak, to jak sobie z tym radzić ? Próbować tak zakładać prezerwatywę, aby napletek był na całej długości penisa ? Może mężczyźni z tego forum wypowiedzieliby się, jak to wygląda u nich, jak napletek ułożony jest w trakcie ? Myślę, że bardzo by mi to pomogło z moim problemem.
Druga sprawa, również zapamiętana z dzieciństwa, to nauka mojej masturbacji. Wiadomo, każdy kiedyś się uczył jak to się robi, ale myślę, że u mnie wyglądało to dosyć nietypowo. Ważne w tej historii jest to, aby poruszyć kwestię mięśni kegla. Otóż, ucząc się masturbacji, wydawało mi się, że aby osiągnąć orgazm, przez cały czas trzeba zaciskać mięśnie w tym właśnie miejscu (jeszcze wtedy nie znałem ich nazwy). Kilka lat masturbowałem się właśnie w ten sposób. Dopiero po ok. 6 latach zorientowałem się, że wcale tych mięśni nie trzeba zaciskać, aby mieć orgazm, więc tyle lat je ćwiczyłem nieświadomie. Nie wiem, czy to normalne, czy nie, ale potrafię je tak zacisnąć, że podczas orgazmu nie uronię ani jednej kropli. Oczywiście używam do tego tylko i wyłącznie mięśni kegla. Orgazm jest wtedy dużo mocniejszy, ale gdzieś czytałem, że podobno jest to niezdrowe. Do tej pory nie wiem jak to w końcu jest. Wracając do tematu, wyczytałem gdzieś, że pomagają one kontrolować moment wytrysku, ALE... jakieś 2 lata temu na tym forum ktoś założyć temat, w którym pisał o mięśniach kegla, a właściwie, to strasznie narzekał na nie, bo twierdził, że przez intensywne ćwiczenia tych mięśni, za szybko dochodzi, że ma problem z przedwczesnym wytryskiem, a wcześniej tego nie miał i ogólnie narzekał na nie, więc jak to w końcu jest ? Pomagają, czy wręcz przeciwnie ? Ja zauważyłem u siebie, że kiedy zaciskam te mięśnie, to przyjemność w tym momencie jest większa, więc skutkuje to szybszym dojściem, dlaczego więc tyle artykułów było o tym, jakie to mięśni kegla są wspaniałe w przeciwdziałaniu problemowi przedwczesnego wytrysku ?
Zauważyłem również, że jestem bardzo podatny na podniecenie. Wystarczy, że dziewczyna coś do mnie mówi, czy ja sobie coś pomyślę, nawet nie musi mnie dotykać, to ja już jestem gotowy do działania. Czy to normalne ? Czy po tylu latach to podniecenie nie powinno być mniejsze ? Z jednej strony to dobrze, że moja dziewczyna mnie skutecznie podnieca, ale z drugiej strony, chciałbym w końcu pozbyć się tego problemu.
Dodam, że kiedy dziewczyna robi to ustami, co przy okazji sprawia mi większą przyjemność niż seks, nie dochodzę tak szybko, jak podczas seksu.
Czy jest sens w moim przypadku udać się do seksuologa, czy raczej lekarz nic nie pomoże ? Jak myślicie ?
No więc... mam 24 lata i problem ten występuje u mnie odkąd tylko pamiętam. Z pierwszą dziewczyną przez kilka lat był problem, nawet po x- razach. Pomyślałem, że jestem młody, pierwsze takie kontakty, więc z czasem minie. Nie minęło. Po kilku latach pojawiła się druga dziewczyna i wciąż jest ten sam problem. Ona bardzo szybko dochodzi, co jest moim błogosławieństwem, a ja i tak mam problem żeby ją zaspokoić i udaje się to bardzo rzadko. Całość trwa wyjątkowo krótko. Oczywiście od samego początku staram się kontrolować sytuację, bo gdybym poruszał się normalnie, tak, aby sprawić sobie przyjemność, wytrysk byłby jeszcze szybciej, więc od samego początku kontroluje ruchy, aby moje odczucia były jak najmniejsze, ale przy okazji partnerce sprawiać przyjemność. Zauważyłem, że dłużej wytrzymuje, kiedy te ruchy są szybsze, ale krótsze. Śmieje się sam z siebie, że jestem królikiem, tak mi się czasami te moje ruchy kojarzą hehe Chociaż nic śmiesznego właściwie w tym nie ma, przynajmniej z mojej perspektywy.
Czytałem, że częstym powodem może być stres, ale po kilku latach raczej ten element bym wyeliminował, więc szukam innego powodu mojego odwiecznego problemu.
Czytałem również aby przed seksem się masturbować, jeżeli ma się przedwczesny wytrysk, ale u mnie to nie pomaga. Jak zrobię to raz, to nie ma różnicy, po dwóch razach różnica jest minimalna, nie warta zachodu, a po trzech już nie mam kompletnie ochoty na seks.
W tych sporadycznych przypadkach, kiedy udaje się doprowadzić partnerkę do orgazmu (kwestia może 3 minut kontrolowanych ruchów), muszę przez cały czas kompletnie o czymś innym myśleć w trakcie, tylko nie o seksie i jak już wspomniałem, sporadycznie udaje się wykonać 'zadanie', ale co to za seks, kiedy nawet nie można patrzeć, czy myśleć o osobie, z którą się to robi... podobnie kiedy mam męczący dzień, przysypiam i wszystkie bodźce w mniejszym stopniu do mnie docierają, wtedy dłużej pociągnę, ale to jest na tej zasadzie, że już nie do końca stoi tak, jak powinien i jak tylko go wyjmę, żeby np. zmienić pozycję, to już nie stanie na tyle sztywno, aby włożyć go ponownie i nie ma siły, która by mnie wtedy podnieciła, ale to jak wspominałem, to są przypadki kiedy organizm jest już poważnie zmęczony całym dniem. W moim przypadku takie zmęczenie jest jednocześnie dobre, jak i złe.
Cofając się do mojego dzieciństwa, kiedyś obiło mi się o uszy, że po urodzeniu miałem stulejkę, która była usuwana operacyjnie. To było chyba jakoś niedługo po urodzeniu (o ile dobrze usłyszałem), więc oczywiście nie mogę tego pamiętać. Czy to prawda, to nie wiem, bo zawsze głupio było mi zapytać rodziców o to (czy można do tego dojść w papierach medycznych ?), ale napletek podczas wzwodu dochodzi idealnie do podstawy żołędzia, a z tego co się orientuje, to powinien swobodnie nachodzić na całego. No i tutaj wysnułem pewną teorię. Wiadomo, że penis pod napletkiem jest bardziej wrażliwy. Kiedy zakładam prezerwatywę, napletek zsunięty jest maksymalnie do dołu tak, że właśnie ta górna- wrażliwsza część penisa ma bezpośredni kontakt z pochwą (noo, pomijając oczywiście prezerwatywę). Tutaj pytanie, czy rzeczywiście może mieć to wpływ ? Jeżeli tak, to jak sobie z tym radzić ? Próbować tak zakładać prezerwatywę, aby napletek był na całej długości penisa ? Może mężczyźni z tego forum wypowiedzieliby się, jak to wygląda u nich, jak napletek ułożony jest w trakcie ? Myślę, że bardzo by mi to pomogło z moim problemem.
Druga sprawa, również zapamiętana z dzieciństwa, to nauka mojej masturbacji. Wiadomo, każdy kiedyś się uczył jak to się robi, ale myślę, że u mnie wyglądało to dosyć nietypowo. Ważne w tej historii jest to, aby poruszyć kwestię mięśni kegla. Otóż, ucząc się masturbacji, wydawało mi się, że aby osiągnąć orgazm, przez cały czas trzeba zaciskać mięśnie w tym właśnie miejscu (jeszcze wtedy nie znałem ich nazwy). Kilka lat masturbowałem się właśnie w ten sposób. Dopiero po ok. 6 latach zorientowałem się, że wcale tych mięśni nie trzeba zaciskać, aby mieć orgazm, więc tyle lat je ćwiczyłem nieświadomie. Nie wiem, czy to normalne, czy nie, ale potrafię je tak zacisnąć, że podczas orgazmu nie uronię ani jednej kropli. Oczywiście używam do tego tylko i wyłącznie mięśni kegla. Orgazm jest wtedy dużo mocniejszy, ale gdzieś czytałem, że podobno jest to niezdrowe. Do tej pory nie wiem jak to w końcu jest. Wracając do tematu, wyczytałem gdzieś, że pomagają one kontrolować moment wytrysku, ALE... jakieś 2 lata temu na tym forum ktoś założyć temat, w którym pisał o mięśniach kegla, a właściwie, to strasznie narzekał na nie, bo twierdził, że przez intensywne ćwiczenia tych mięśni, za szybko dochodzi, że ma problem z przedwczesnym wytryskiem, a wcześniej tego nie miał i ogólnie narzekał na nie, więc jak to w końcu jest ? Pomagają, czy wręcz przeciwnie ? Ja zauważyłem u siebie, że kiedy zaciskam te mięśnie, to przyjemność w tym momencie jest większa, więc skutkuje to szybszym dojściem, dlaczego więc tyle artykułów było o tym, jakie to mięśni kegla są wspaniałe w przeciwdziałaniu problemowi przedwczesnego wytrysku ?
Zauważyłem również, że jestem bardzo podatny na podniecenie. Wystarczy, że dziewczyna coś do mnie mówi, czy ja sobie coś pomyślę, nawet nie musi mnie dotykać, to ja już jestem gotowy do działania. Czy to normalne ? Czy po tylu latach to podniecenie nie powinno być mniejsze ? Z jednej strony to dobrze, że moja dziewczyna mnie skutecznie podnieca, ale z drugiej strony, chciałbym w końcu pozbyć się tego problemu.
Dodam, że kiedy dziewczyna robi to ustami, co przy okazji sprawia mi większą przyjemność niż seks, nie dochodzę tak szybko, jak podczas seksu.
Czy jest sens w moim przypadku udać się do seksuologa, czy raczej lekarz nic nie pomoże ? Jak myślicie ?
Skomentuj