„Prawda”, „Polska”, „ludzkie życie”, „patriotyzm”, „rodzina” - to w Polsce coraz mniej znaczące pojęcia. Państwo i jego elity systematycznie deprecjonują najważniejsze dla ludzi wartości.
W ostatnich latach pogłębia się w Polsce kryzys procesu wychowania. Państwo nie buduje w społeczeństwie systemu wartości, nie wpaja mu zasad patriotyzmu. Zamiast tego promuje w życiu publicznym fałsz, obłudę, konformizm i niechęć do ojczyzny. Obywatele obserwując życie polityczne kraju często nieświadomie przejmują lansowany przez otoczenie model wychowania.
Kryzys wartości wynika w dużej mierze z braku odcięcia się od PRLowskiej przeszłości. III RP powstała na bazie komunistycznej Polski. Transformację przeprowadzono w sposób „kompromisowy”, co oznaczało, że nie rozliczono ludzi z czasów PRL. Dzięki temu w wolnej Polsce dużo łatwiejszy start miały osoby włączające się w budowę socjalistycznej Polski lub zachowujące się wobec niej neutralnie. To one były lansowane przez władze przed 1989 rokiem. Swoją popularność w wolnej Polsce wzmacniały, stając się często nie tylko ekspertami, ale również pełniąc rolę autorytetów mówiących rodakom jak żyć. Jednak co rusz okazywało się, że te „drogowskazy życia” same w latach PRL zachowywały się w sposób karygodny, donosząc lub wspierając socjalistyczne władze. Reżimowi dziennikarze, będący w PRL częścią systemu kontroli nad społeczeństwem, stali się obrońcami wolności słowa. Nawet osoby stojące na pierwszej linii walki z opozycją w Polsce Ludowej, byli esbecy czy ZOMOwcy, w III RP stali się specami i wyjaśniali kwestie bezpieczeństwa państwa i ochrony ładu demokratycznego.
Współcześnie często mówi się, że Polacy niszczą wszystkie autorytety. Jednak należy się zastanowić, dlaczego III RP, głosząca demokratyczne hasła, włączyła się w tworzenie autorytetów z ludzi wspierających represyjny system Polski Ludowej, niszczący opozycję i człowieka. Wspieranie ludzi żyjących konformistycznie w czasach komunistycznych zbiegało się przez wiele lat z jednoczesnym marginalizowaniem aktywnych działaczy opozycji antykomunistycznej. Dopiero Lech Kaczyński, jako prezydent Warszawy, a potem Rzeczypospolitej, starał się przywrócić tym ludziom należne im w kraju miejsce. To on doprowadził do stworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego, to on rozpoczął także akcję honorowania ludzi opozycji odznaczeniami państwowymi. Wcześniej osoby te były skazane na zapomnienie. Do dziś ich byt jest również dużo gorszy niż ludzi z niegdysiejszego obozu władzy. Haniebnym dla III RP jest fakt, że ludzie walczący o wyzwolenie ojczyzny otrzymują dużo niższe emerytury niż ci, którzy w imię utrwalania władz zależnych od Moskwy wsadzali opozycjonistów do więzienia, mordowali, czy wbijali im pod paznokcie pinezki. Brak rozliczenia czasów PRLu doprowadził w Polsce do powstania w życiu publicznym bardzo niedobrego modelu wychowawczego. Ci, którzy walczyli o wolną Polskę, są dużo gorzej traktowani niż osoby, które cementowały jej zniewolenie. Wzmacnia to w ludziach, szczególnie młodych, konformizm, a osłabia chęć poświęcenia dla ojczyzny, czy dobra ogólnego.
Kompromisowe zabijanie
Brak wartości w życiu publicznym to jednak nie tylko wynik błędów systemowych, związanych z transformacją. Do kryzysu moralnego przyczynia się również bieżąca działalność tzw. elity kraju, która niszczy podstawowe dla niego wartości. Dotyczy to nawet wartości najwyższej, jaką jest ludzkie życie. Od kilkunastu lat obowiązuje w kraju ustawa umożliwiająca w konkretnych sytuacjach zabijanie nienarodzonych dzieci. Politycy ustawę antyaborcyjną lubią nazywać „kompromisem”. Jest to jednak kompromisowa zgoda na zabójstwo niewinnych ludzi, dokonywane dla wygody ich rodziców. Kompromisem tym, jawnie godzącym w naukę Kościoła, zadowalają się co dziwnie, tylko politycy i partie prawicowe. Gdy mają władzę, mówią głośno, że przepisów nie należy naruszać i wywoływać sporów w społeczeństwie. Takich sentymentów nie ma SLD, które wielokrotnie próbowało ustawę tą liberalizować, łamiąc rzekomy „kompromis”.
To również politycy konserwatywni, skupieni w PiS i LPR, zaprzepaścili w 2007 roku szansę na wzmocnienie ochrony życia poczętego. Nieudana zmiana konstytucji, mająca ją zapewnić, była skutkiem braku determinacji partii prawicowych i prowadzenia zakulisowych gierek wokół nowelizacji. Popełnione wtedy błędy mogą w przyszłości skutkować zmianami prowadzącymi do legalizacji eutanazji, czy liberalizacji przepisów aborcyjnych. Dyskusję o eutanazji rozpoczęła już Platforma Obywatelska i prawdopodobnie w przyszłości politycy do niej powrócą, dążąc do legalizacji tego procederu.
Polska - „dziki kraj”
Jeśli w Polsce mamy do czynienia z brakiem odpowiedniego podejścia do życia ludzkiego, trudno, by inne wartości były odpowiednio krzewione w życiu publicznym. Również tak ważne dla państwa, jak poczucie patriotyzmu. Jest ono stale marginalizowane i ośmieszane. W sposób najbardziej rażący było to widoczne w trakcie żałoby narodowej po śmierci polskiego prezydenta. „Żałoba może obudzić demona polskiego patriotyzmu”, „żałoba narodowa zmienia się w generalną histerię”, „patrząc na ten cyrk, który nazywamy w Polsce żałobą narodową, mam jednoznaczne uczucia. To, co widzę, to absurdalne zachowanie stadne, zbiorowa histeria", "mroczne wyziewy polskiego pseudo-mesjanizmu”, „cierpiętniczy, niemal nekrofilski polski nacjonalizm” – w ten sposób media i osoby uchodzące za intelektualne przywództwo kraju komentowały to, co się dzieje w Polsce po katastrofie smoleńskiej. Kazimierz Kutz atakował PiS, że wykorzystuje tragedię smoleńską do kampanii wyborczej. „To są maniery Mao Tse-tunga. Ja myślałem, że jestem w mauzoleum Lenina. To co robi teraz PiS, to czarna propaganda. Robi się z tego czarna komedia” - mówił o początkach kampanii wyborczej.
Te wypowiedzi wpisują się w retorykę polityków Platformy Obywatelskiej, którzy od lat osłabiają przywiązanie Polaków do państwa. Taki efekt ma m.in. rozpoczęta w 2007 roku walka z ośrodkiem prezydenckim. Jej wynikiem było nie tylko zakłamanie obrazu Lecha Kaczyńskiego, ale również osłabienie znaczenia urzędu Prezydenta RP w państwie. Wmawianie Kaczyńskiemu, że nie ma prawa niczego robić bez zgody rządu, że jest alkoholikiem, że niczego dobrego nie robi, że tylko przeszkadza w reformach, że prezydenckie weto jest niepotrzebne – to wszystko miało na celu zdyskredytowanie najważniejszego w Polsce urzędu. Urzędu, którego pełnienie powinno być najwyższym honorem dla polityka. Tymczasem słowa działaczy PO sprowadzały rolę głowy państwa do żyrandola i pałacu, o czym wprost powiedział Donald Tusk. Cyniczna działalność Janusza Palikota także niszczy znaczenie państwa w społeczeństwie. Zmienia on bowiem politykę w happeningi, za którymi nic się nie kryje oprócz chamstwa i uciechy dla mas. Dzięki pomocy usłużnych mediów, które lansują lubelskiego posła, polityka kojarzy się w coraz większym stopniu ze świńskim łbem, sztucznym penisem i „małpką” pitą na ulicy. PO pozwalając na podobną aktywność przyczynia się do ogłupiania społeczeństwa i obrzydzania mu własnego państwa.
Łaskawym okiem na akcje Palikota patrzy jak dotąd szef PO Donald Tusk, choć są one szkodliwe dla państwa polskiego. Tę łagodność łatwiej zrozumieć, gdy przeczyta się artykuł autorstwa Tuska sprzed kilku lat. „Polskość to nienormalność - takie skojarzenie nasuwa mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. (...) Polskość wywołuje u mnie odruch buntu. (...) Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski - tej ziemi konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem" – pisał Tusk w artykule dotyczącym polskości. Od przytoczonych słów nigdy się nie odciął. W podobnym tonie wypowiadał się także partyjny kolega premiera, Kazimierz Kutz. Polski patriotyzm nazywał „nawiedzeniem”. „Widać w dzieciństwie mieli jakieś fatalne zabawki i zamiast jeździć na rowerze i kopać piłkę, czytali patriotyczne czytanki. I to im się w tych głowach zalęgło” - mówił poseł PO o braciach Kaczyńskich. Dodawał, że ma nadzieję, że wyczerpie się „tęsknota za Polską narodową”. Inny z działaczy PO, były minister polskiego rządu Mirosław Drzewiecki, w słynnym już wywiadzie mówił, że Polska to „dziki kraj”.
„Prawda leży tam, gdzie leży”
Partia rządząca uderza nie tylko w przywiązanie społeczeństwa do Polski i polskości, ale również osłabia pozycję prawdy w życiu publicznym. Działalność tą rozpoczęła w czasie rządów PiS, kiedy kłamstwem postanowiła walczyć z politycznymi przeciwnikami. To wtedy PO wmawiała Polakom, że żyją w państwie totalitarnym, to wtedy grzmiała, że stosowanie podsłuchów przez służby specjalne to coś nienormalnego, to wtedy Paweł Graś mówił, że rumuńskie Securitate było łagodne w porównaniu do polskich specsłużb, to wtedy z pełną premedytacją sączono Polakom do ucha stek kłamstw tylko po to, by osłabić rządzącą ówcześnie formację. Po oddaniu władzy przez PiS żadne oskarżenia PO nie potwierdziły się.
Jaskrawym przykładem walki z prawdą była również burza po opublikowaniu książki „SB a Lech Wałęsa”. Gdy Instytut Pamięci Narodowej wydał pracę o związkach byłego prezydenta ze Służbą Bezpieczeństwa, politycy Platformy Obywatelskiej oraz sprzyjające im media rozpoczęły ostrą nagonkę na Instytut. Jednak oskarżenia pod adresem autorów i samej pracy były amerytoryczne i nie odnosiły się w większości do jej zawartości. Dominująca część krytyków w ogóle tej pacy nie czytała. Oskarżano Instytut o to, że atakuje "narodowy skarb”, „bohatera narodowej legendy”. Błędem autorów pracy – zdaniem polityków PO oraz części historyków i mediów – było nie tyle złe podanie faktów o Wałęsie, ile w ogóle zajmowanie się jego przeszłością. W imię obrony transformacji oraz doraźnych korzyści, płynących z poparcia byłego prezydenta dla PO, partia rządząca postanowiła zakrzyczeć prawdę o Wałęsie, mówiąc, że to nie ona jest ważna, tylko mit „bohatera Solidarności”.
Również afera hazardowa i reakcja PO na jej odkrycie jest przykładem niszczenia prawdy w życiu politycznym. Wraz z ujawnieniem przez media nieprawidłowości związanych z ustawą o grach hazardowych ruszyła ostra nagonka Platformy Obywatelskiej na CBA i jego szefa. Retoryka polityków Platformy miała na celu pokazanie, że największą patologią w całej sprawie jest akcja Biura kierowanego przez Mariusza Kamińskiego. Tylko jemu politycy PO zarzucali nieczyste intencje, broniąc jednocześnie swoich partyjnych kolegów. Premier Tusk dymisję swoich ministrów zamieszanych w aferę hazardową ogłosił w tym samym czasie, co dymisję Kamińskiego. Wbrew prawdzie postawił go w tej samej roli co ludzi zamieszanych w nieczyste gry wokół ustawy hazardowej. Jednak był to tylko początek zamazywania obrazu działań Sobiesiaka, Koska, Drzewieckiego, Chlebowskiego i innych. Wraz z powołaniem komisji hazardowej politycy PO postanowili walczyć o nieujawnianie prawdy w tej sprawie. Rozciągając zakres prac pokazali, że za czasów wszystkich rządów były jakieś nieprawidłowości, a po jednym z przesłuchań poseł PO mówił, że właściwie to nie należy mówić o aferze hazardowej, tylko o „aferze Przemysława Gosiewskiego”. Komisja hazardowa, dzięki staraniom PO, działa jak komisja zaciemniania prawdy o aferze. W obawie o spadek wyników poparcia społecznego partia Tuska postanowiła rzeczywisty obraz afery zamazać.
Determinacji w dążeniu do prawdy zabrakło polskiemu rządowi w sprawie śledztwa dotyczącego przyczyn katastrofy smoleńskiej. Premier Donald Tusk otwarcie przyznał, że dla dobrych relacji z Rosją poświęcił prowadzenie przez Polskę śledztwa w tej sprawie. Decyzję swoją podjął w kilka dni po katastrofie. Nie mógł wtedy wykluczyć, że strona rosyjska jest współodpowiedzialna, albo odpowiedzialna za tę tragedię. Podejmując decyzję musiał więc liczyć się z tym, że Rosjanie będą chcieli całą sprawę zatuszować. To oznacza, że w duchu zgodził się na poświęcenie prawdy o katastrofie w imię dobrych układów z Kremlem.
Sąd: prawda nieistotna
Działalność PO prowadzi do typowego dla liberałów relatywizowania prawdy, przekonania, że każdy ma swoją prawdę, a obiektywizm nie istnieje. Ten sposób patrzenia na rzeczywistość zaczął się udzielać polskim sądom. To nie prawda ma znaczenie w dochodzeniu swoich praw, tylko umiejętność udowodnienia czegoś, przekonania sędziego, czy wręcz możliwość wyłożenia tysięcy złotych, by prowadzić wieloletnie sądowe boje. Jednym z najgłośniejszych procesów w ostatnim czasie był proces jaki Alicja Tysiąc wytoczyła „Gościowi Niedzielnemu”. Naczelny tygodnika napisał, że obecnie na świecie jest równie strasznie, jak za czasów nazistów, bo sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przyznali Tysiąc odszkodowanie za to, że nie pozwolono jej w Polsce zabić własnego dziecka. Sędziowie dopatrzyli się w tekście porównania Alicji Tysiąc do nazistów i posługiwania się językiem nienawiści, za co skazali wydawcę „GN”. Ten skandaliczny wyrok wpisał się w cały ciąg spraw rozstrzyganych przez sądy w ostatnim czasie. Odkąd „Gazeta Wyborcza” i jej naczelny zaczęli wytaczać procesy w związku z publicystycznymi opiniami wygłaszanymi w mediach, sędziowie coraz częściej wydają wyroki nie w oparciu o prawdę, czy prawo, ale w oparciu o przekonanie sędziego, czy zdolności oratorskie adwokatów. Sądownictwo przeżywa ogromny kryzys postrzegania prawdy. Skuteczne mechanizmy egzekwowania orzeczeń prowadzą do obiektywizacji relatywizmu. Osoby, które zostały skazane w procesach o naruszenie dóbr osobistych, coraz częściej muszą przepraszać publicznie za coś, czego nie zrobiły.
Kościół w kozim rogu
W sprawie wartości w życiu społecznym błędy popełnia niestety także Kościół, który powinien wskazywać, czym należy się kierować w życiu. Pierwszym z nich była niechętna postawa części hierarchów kościelnych wobec lustracji. Najwyżsi duchowni zachowywali się tak, jakby nie zauważali problemu związanego z potrzebą rozliczenia się z czasów PRL. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który jako pierwszy rozpoczął badanie uwikłania księży w kontakty z SB, był publicznie szkalowany przez swoich przełożonych. Arcybiskup Stanisław Dziwisz zabronił mu wypowiadać się publicznie w sprawie lustracji, a kardynał Józef Glemp nazwał go "szukającym sensacji nadubowcem", za co później przeprosił. Dopiero, gdy sprawą lustracji księży zajęły się media, hierarchowie kościelni postanowili rozpocząć badanie historii polskiego Kościoła. Jednak ich reakcja była zdecydowanie spóźniona. Brak stanowczej reakcji hierarchów wyglądał tak, jakby dla Kościoła rozliczenie się z niemoralnego zachowania z przeszłości nie było czymś ważnym.
Kościół również popełnia błędy w związku z aferami związanymi z pedofilią wśród księży, często nie przykładając należytej wagi do pogłosek na temat haniebnych działań duchownych. Polskie media niechętne Kościołowi skłonne są nagłaśniać przypadki wykorzystywania dzieci przez duchownych. Choć często to media rozdmuc***ą problem, budując w opinii publicznej obraz Kościoła uwikłanego głównie w skandale seksualne, często sami hierarchowie nie podejmują wystarczająco konsekwentnych i surowych działań, dając zły sygnał wiernym i społeczeństwu. Dają im też zły sygnał wycofując się z życia politycznego. W czasie kampanii prezydenckiej Kościół nie tylko nie krytykował Bronisława Komorowskiego za poparcie dla zapłodnienia in vitro, ale również uznał, że poparcie dla tej metody, sprzecznej z nauką Kościoła, nie stanowi obiektywnej przeszkody w przystępowaniu do Komunii Świętej. Wielu hierarchów mówiło, że jest to sprawą sumienia. Choć poparcie Komorowskiego dla in vitro powinno spowodować sprzeciw Kościoła katolickiego, nic takiego nie miało miejsca. Hierarchowie w imię dobrych relacji z kandydatem PO na prezydenta postanowili nie bronić najważniejszej wartości, jaką jest życie ludzkie. Kościół nie angażując się w życie publiczne daje się zapędzić w kozi róg, przez co jego wpływ w społeczeństwie staje się coraz mniejszy. Głos zwolenników likwidacji wpływu Kościoła i religii na życie publiczne, zdejmowania krzyży i zakazywania eksponowania symboli religijnych również w Polsce staje się coraz bardziej słyszalny. Świadczyć może o tym choćby ostry atak Sławomira Nowaka na Kościół w Polsce.
Rodzinie już dziękujemy
Wraz z marginalizacją Kościoła część polityków rozpoczęła akcję marginalizacji znaczenia rodziny. Podpisana ostatnio przez Bronisława Komorowskiego ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie stawia nad nią urzędników, mających prawo do zabierania dzieci rodzicom. Nowe prawo osłabia władzę rodzicielską, nakazując jej model wychowania zaakceptowany przez Sejm. Uderza to bezpośrednio w suwerenność rodzin i osłabia ich pozycję w społeczeństwie. Dodatkowo regulacje zawarte w ustawie nakazują rodzinom wychowanie dzieci w sposób zbliżony do modelu liberalnego, które w trafny sposób charakteryzuje powiedzenie Jerzego Owsiaka „róbta, co chceta”. Ustawa przyjęta przez Sejm to niebezpieczny zwrot w kierunku krajów skandynawskich, w których możliwość ingerowania państwa w życie rodziny zbliża je do ustrojów totalitarnych, a dzieci namawia się do donoszenia na własnych rodziców, gdy ci złamią ustawowe reguły wychowania. Również zmiany w systemie oświaty, które przeprowadza resort Katarzyny Halla, osłabiają pozycję rodzin w życiu publicznym. Rząd zdecydował o przymusowym posyłaniu dzieci do przedszkola czy obligatoryjnym obniżeniu wieku szkolnego. Zrobił to, choć Konstytucja RP gwarantuje rodzicom wolność w wychowywaniu dzieci. Wraz z marginalizacją pozycji rodziny w życiu społecznym coraz częściej widoczne jest lansowanie lobby radykalnych liberałów, walczących o realizację swoich postulatów. Dołączają do niego naukowcy, politycy, czy dziennikarze. W życiu publicznym zaczyna być już widoczne przechylenie na korzyść liberalnego modelu, w którym homoseksualiści są lepiej traktowani niż normalne rodziny. Symbolicznym przykładem podejścia rządzących dziś polityków do znaczenia rodziny jest brak wsparcia dla Marszu dla Życia i Rodziny przy jednoczesnym wspieraniu homoseksualnych inicjatyw związanych z paradą Europride 2010 w Warszawie.
W Polsce, jak w całym współczesnym świecie, mamy do czynienia z kryzysem podstawowych wartości. Proces ten prowadzi do powstania w kraju generacji pozbawionej jakichkolwiek cnót i tożsamości narodowej, ludzi nie czujących przywiązania do prawdy i państwa. Wyzucie społeczeństwa z tych wartości spowoduje, że bezrefleksyjnie da się ono prowadzić w kierunku kosmopolitycznego, socjalistycznego narodu, przesiąkniętego poprawnością polityczną, coraz bardziej typowego dla współczesnej Europy Zachodniej.
Stanisław Żaryn
Tekst jeden z lepszych jakie czytałem.
W ostatnich latach pogłębia się w Polsce kryzys procesu wychowania. Państwo nie buduje w społeczeństwie systemu wartości, nie wpaja mu zasad patriotyzmu. Zamiast tego promuje w życiu publicznym fałsz, obłudę, konformizm i niechęć do ojczyzny. Obywatele obserwując życie polityczne kraju często nieświadomie przejmują lansowany przez otoczenie model wychowania.
Kryzys wartości wynika w dużej mierze z braku odcięcia się od PRLowskiej przeszłości. III RP powstała na bazie komunistycznej Polski. Transformację przeprowadzono w sposób „kompromisowy”, co oznaczało, że nie rozliczono ludzi z czasów PRL. Dzięki temu w wolnej Polsce dużo łatwiejszy start miały osoby włączające się w budowę socjalistycznej Polski lub zachowujące się wobec niej neutralnie. To one były lansowane przez władze przed 1989 rokiem. Swoją popularność w wolnej Polsce wzmacniały, stając się często nie tylko ekspertami, ale również pełniąc rolę autorytetów mówiących rodakom jak żyć. Jednak co rusz okazywało się, że te „drogowskazy życia” same w latach PRL zachowywały się w sposób karygodny, donosząc lub wspierając socjalistyczne władze. Reżimowi dziennikarze, będący w PRL częścią systemu kontroli nad społeczeństwem, stali się obrońcami wolności słowa. Nawet osoby stojące na pierwszej linii walki z opozycją w Polsce Ludowej, byli esbecy czy ZOMOwcy, w III RP stali się specami i wyjaśniali kwestie bezpieczeństwa państwa i ochrony ładu demokratycznego.
Współcześnie często mówi się, że Polacy niszczą wszystkie autorytety. Jednak należy się zastanowić, dlaczego III RP, głosząca demokratyczne hasła, włączyła się w tworzenie autorytetów z ludzi wspierających represyjny system Polski Ludowej, niszczący opozycję i człowieka. Wspieranie ludzi żyjących konformistycznie w czasach komunistycznych zbiegało się przez wiele lat z jednoczesnym marginalizowaniem aktywnych działaczy opozycji antykomunistycznej. Dopiero Lech Kaczyński, jako prezydent Warszawy, a potem Rzeczypospolitej, starał się przywrócić tym ludziom należne im w kraju miejsce. To on doprowadził do stworzenia Muzeum Powstania Warszawskiego, to on rozpoczął także akcję honorowania ludzi opozycji odznaczeniami państwowymi. Wcześniej osoby te były skazane na zapomnienie. Do dziś ich byt jest również dużo gorszy niż ludzi z niegdysiejszego obozu władzy. Haniebnym dla III RP jest fakt, że ludzie walczący o wyzwolenie ojczyzny otrzymują dużo niższe emerytury niż ci, którzy w imię utrwalania władz zależnych od Moskwy wsadzali opozycjonistów do więzienia, mordowali, czy wbijali im pod paznokcie pinezki. Brak rozliczenia czasów PRLu doprowadził w Polsce do powstania w życiu publicznym bardzo niedobrego modelu wychowawczego. Ci, którzy walczyli o wolną Polskę, są dużo gorzej traktowani niż osoby, które cementowały jej zniewolenie. Wzmacnia to w ludziach, szczególnie młodych, konformizm, a osłabia chęć poświęcenia dla ojczyzny, czy dobra ogólnego.
Kompromisowe zabijanie
Brak wartości w życiu publicznym to jednak nie tylko wynik błędów systemowych, związanych z transformacją. Do kryzysu moralnego przyczynia się również bieżąca działalność tzw. elity kraju, która niszczy podstawowe dla niego wartości. Dotyczy to nawet wartości najwyższej, jaką jest ludzkie życie. Od kilkunastu lat obowiązuje w kraju ustawa umożliwiająca w konkretnych sytuacjach zabijanie nienarodzonych dzieci. Politycy ustawę antyaborcyjną lubią nazywać „kompromisem”. Jest to jednak kompromisowa zgoda na zabójstwo niewinnych ludzi, dokonywane dla wygody ich rodziców. Kompromisem tym, jawnie godzącym w naukę Kościoła, zadowalają się co dziwnie, tylko politycy i partie prawicowe. Gdy mają władzę, mówią głośno, że przepisów nie należy naruszać i wywoływać sporów w społeczeństwie. Takich sentymentów nie ma SLD, które wielokrotnie próbowało ustawę tą liberalizować, łamiąc rzekomy „kompromis”.
To również politycy konserwatywni, skupieni w PiS i LPR, zaprzepaścili w 2007 roku szansę na wzmocnienie ochrony życia poczętego. Nieudana zmiana konstytucji, mająca ją zapewnić, była skutkiem braku determinacji partii prawicowych i prowadzenia zakulisowych gierek wokół nowelizacji. Popełnione wtedy błędy mogą w przyszłości skutkować zmianami prowadzącymi do legalizacji eutanazji, czy liberalizacji przepisów aborcyjnych. Dyskusję o eutanazji rozpoczęła już Platforma Obywatelska i prawdopodobnie w przyszłości politycy do niej powrócą, dążąc do legalizacji tego procederu.
Polska - „dziki kraj”
Jeśli w Polsce mamy do czynienia z brakiem odpowiedniego podejścia do życia ludzkiego, trudno, by inne wartości były odpowiednio krzewione w życiu publicznym. Również tak ważne dla państwa, jak poczucie patriotyzmu. Jest ono stale marginalizowane i ośmieszane. W sposób najbardziej rażący było to widoczne w trakcie żałoby narodowej po śmierci polskiego prezydenta. „Żałoba może obudzić demona polskiego patriotyzmu”, „żałoba narodowa zmienia się w generalną histerię”, „patrząc na ten cyrk, który nazywamy w Polsce żałobą narodową, mam jednoznaczne uczucia. To, co widzę, to absurdalne zachowanie stadne, zbiorowa histeria", "mroczne wyziewy polskiego pseudo-mesjanizmu”, „cierpiętniczy, niemal nekrofilski polski nacjonalizm” – w ten sposób media i osoby uchodzące za intelektualne przywództwo kraju komentowały to, co się dzieje w Polsce po katastrofie smoleńskiej. Kazimierz Kutz atakował PiS, że wykorzystuje tragedię smoleńską do kampanii wyborczej. „To są maniery Mao Tse-tunga. Ja myślałem, że jestem w mauzoleum Lenina. To co robi teraz PiS, to czarna propaganda. Robi się z tego czarna komedia” - mówił o początkach kampanii wyborczej.
Te wypowiedzi wpisują się w retorykę polityków Platformy Obywatelskiej, którzy od lat osłabiają przywiązanie Polaków do państwa. Taki efekt ma m.in. rozpoczęta w 2007 roku walka z ośrodkiem prezydenckim. Jej wynikiem było nie tylko zakłamanie obrazu Lecha Kaczyńskiego, ale również osłabienie znaczenia urzędu Prezydenta RP w państwie. Wmawianie Kaczyńskiemu, że nie ma prawa niczego robić bez zgody rządu, że jest alkoholikiem, że niczego dobrego nie robi, że tylko przeszkadza w reformach, że prezydenckie weto jest niepotrzebne – to wszystko miało na celu zdyskredytowanie najważniejszego w Polsce urzędu. Urzędu, którego pełnienie powinno być najwyższym honorem dla polityka. Tymczasem słowa działaczy PO sprowadzały rolę głowy państwa do żyrandola i pałacu, o czym wprost powiedział Donald Tusk. Cyniczna działalność Janusza Palikota także niszczy znaczenie państwa w społeczeństwie. Zmienia on bowiem politykę w happeningi, za którymi nic się nie kryje oprócz chamstwa i uciechy dla mas. Dzięki pomocy usłużnych mediów, które lansują lubelskiego posła, polityka kojarzy się w coraz większym stopniu ze świńskim łbem, sztucznym penisem i „małpką” pitą na ulicy. PO pozwalając na podobną aktywność przyczynia się do ogłupiania społeczeństwa i obrzydzania mu własnego państwa.
Łaskawym okiem na akcje Palikota patrzy jak dotąd szef PO Donald Tusk, choć są one szkodliwe dla państwa polskiego. Tę łagodność łatwiej zrozumieć, gdy przeczyta się artykuł autorstwa Tuska sprzed kilku lat. „Polskość to nienormalność - takie skojarzenie nasuwa mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. (...) Polskość wywołuje u mnie odruch buntu. (...) Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski - tej ziemi konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem" – pisał Tusk w artykule dotyczącym polskości. Od przytoczonych słów nigdy się nie odciął. W podobnym tonie wypowiadał się także partyjny kolega premiera, Kazimierz Kutz. Polski patriotyzm nazywał „nawiedzeniem”. „Widać w dzieciństwie mieli jakieś fatalne zabawki i zamiast jeździć na rowerze i kopać piłkę, czytali patriotyczne czytanki. I to im się w tych głowach zalęgło” - mówił poseł PO o braciach Kaczyńskich. Dodawał, że ma nadzieję, że wyczerpie się „tęsknota za Polską narodową”. Inny z działaczy PO, były minister polskiego rządu Mirosław Drzewiecki, w słynnym już wywiadzie mówił, że Polska to „dziki kraj”.
„Prawda leży tam, gdzie leży”
Partia rządząca uderza nie tylko w przywiązanie społeczeństwa do Polski i polskości, ale również osłabia pozycję prawdy w życiu publicznym. Działalność tą rozpoczęła w czasie rządów PiS, kiedy kłamstwem postanowiła walczyć z politycznymi przeciwnikami. To wtedy PO wmawiała Polakom, że żyją w państwie totalitarnym, to wtedy grzmiała, że stosowanie podsłuchów przez służby specjalne to coś nienormalnego, to wtedy Paweł Graś mówił, że rumuńskie Securitate było łagodne w porównaniu do polskich specsłużb, to wtedy z pełną premedytacją sączono Polakom do ucha stek kłamstw tylko po to, by osłabić rządzącą ówcześnie formację. Po oddaniu władzy przez PiS żadne oskarżenia PO nie potwierdziły się.
Jaskrawym przykładem walki z prawdą była również burza po opublikowaniu książki „SB a Lech Wałęsa”. Gdy Instytut Pamięci Narodowej wydał pracę o związkach byłego prezydenta ze Służbą Bezpieczeństwa, politycy Platformy Obywatelskiej oraz sprzyjające im media rozpoczęły ostrą nagonkę na Instytut. Jednak oskarżenia pod adresem autorów i samej pracy były amerytoryczne i nie odnosiły się w większości do jej zawartości. Dominująca część krytyków w ogóle tej pacy nie czytała. Oskarżano Instytut o to, że atakuje "narodowy skarb”, „bohatera narodowej legendy”. Błędem autorów pracy – zdaniem polityków PO oraz części historyków i mediów – było nie tyle złe podanie faktów o Wałęsie, ile w ogóle zajmowanie się jego przeszłością. W imię obrony transformacji oraz doraźnych korzyści, płynących z poparcia byłego prezydenta dla PO, partia rządząca postanowiła zakrzyczeć prawdę o Wałęsie, mówiąc, że to nie ona jest ważna, tylko mit „bohatera Solidarności”.
Również afera hazardowa i reakcja PO na jej odkrycie jest przykładem niszczenia prawdy w życiu politycznym. Wraz z ujawnieniem przez media nieprawidłowości związanych z ustawą o grach hazardowych ruszyła ostra nagonka Platformy Obywatelskiej na CBA i jego szefa. Retoryka polityków Platformy miała na celu pokazanie, że największą patologią w całej sprawie jest akcja Biura kierowanego przez Mariusza Kamińskiego. Tylko jemu politycy PO zarzucali nieczyste intencje, broniąc jednocześnie swoich partyjnych kolegów. Premier Tusk dymisję swoich ministrów zamieszanych w aferę hazardową ogłosił w tym samym czasie, co dymisję Kamińskiego. Wbrew prawdzie postawił go w tej samej roli co ludzi zamieszanych w nieczyste gry wokół ustawy hazardowej. Jednak był to tylko początek zamazywania obrazu działań Sobiesiaka, Koska, Drzewieckiego, Chlebowskiego i innych. Wraz z powołaniem komisji hazardowej politycy PO postanowili walczyć o nieujawnianie prawdy w tej sprawie. Rozciągając zakres prac pokazali, że za czasów wszystkich rządów były jakieś nieprawidłowości, a po jednym z przesłuchań poseł PO mówił, że właściwie to nie należy mówić o aferze hazardowej, tylko o „aferze Przemysława Gosiewskiego”. Komisja hazardowa, dzięki staraniom PO, działa jak komisja zaciemniania prawdy o aferze. W obawie o spadek wyników poparcia społecznego partia Tuska postanowiła rzeczywisty obraz afery zamazać.
Determinacji w dążeniu do prawdy zabrakło polskiemu rządowi w sprawie śledztwa dotyczącego przyczyn katastrofy smoleńskiej. Premier Donald Tusk otwarcie przyznał, że dla dobrych relacji z Rosją poświęcił prowadzenie przez Polskę śledztwa w tej sprawie. Decyzję swoją podjął w kilka dni po katastrofie. Nie mógł wtedy wykluczyć, że strona rosyjska jest współodpowiedzialna, albo odpowiedzialna za tę tragedię. Podejmując decyzję musiał więc liczyć się z tym, że Rosjanie będą chcieli całą sprawę zatuszować. To oznacza, że w duchu zgodził się na poświęcenie prawdy o katastrofie w imię dobrych układów z Kremlem.
Sąd: prawda nieistotna
Działalność PO prowadzi do typowego dla liberałów relatywizowania prawdy, przekonania, że każdy ma swoją prawdę, a obiektywizm nie istnieje. Ten sposób patrzenia na rzeczywistość zaczął się udzielać polskim sądom. To nie prawda ma znaczenie w dochodzeniu swoich praw, tylko umiejętność udowodnienia czegoś, przekonania sędziego, czy wręcz możliwość wyłożenia tysięcy złotych, by prowadzić wieloletnie sądowe boje. Jednym z najgłośniejszych procesów w ostatnim czasie był proces jaki Alicja Tysiąc wytoczyła „Gościowi Niedzielnemu”. Naczelny tygodnika napisał, że obecnie na świecie jest równie strasznie, jak za czasów nazistów, bo sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przyznali Tysiąc odszkodowanie za to, że nie pozwolono jej w Polsce zabić własnego dziecka. Sędziowie dopatrzyli się w tekście porównania Alicji Tysiąc do nazistów i posługiwania się językiem nienawiści, za co skazali wydawcę „GN”. Ten skandaliczny wyrok wpisał się w cały ciąg spraw rozstrzyganych przez sądy w ostatnim czasie. Odkąd „Gazeta Wyborcza” i jej naczelny zaczęli wytaczać procesy w związku z publicystycznymi opiniami wygłaszanymi w mediach, sędziowie coraz częściej wydają wyroki nie w oparciu o prawdę, czy prawo, ale w oparciu o przekonanie sędziego, czy zdolności oratorskie adwokatów. Sądownictwo przeżywa ogromny kryzys postrzegania prawdy. Skuteczne mechanizmy egzekwowania orzeczeń prowadzą do obiektywizacji relatywizmu. Osoby, które zostały skazane w procesach o naruszenie dóbr osobistych, coraz częściej muszą przepraszać publicznie za coś, czego nie zrobiły.
Kościół w kozim rogu
W sprawie wartości w życiu społecznym błędy popełnia niestety także Kościół, który powinien wskazywać, czym należy się kierować w życiu. Pierwszym z nich była niechętna postawa części hierarchów kościelnych wobec lustracji. Najwyżsi duchowni zachowywali się tak, jakby nie zauważali problemu związanego z potrzebą rozliczenia się z czasów PRL. Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który jako pierwszy rozpoczął badanie uwikłania księży w kontakty z SB, był publicznie szkalowany przez swoich przełożonych. Arcybiskup Stanisław Dziwisz zabronił mu wypowiadać się publicznie w sprawie lustracji, a kardynał Józef Glemp nazwał go "szukającym sensacji nadubowcem", za co później przeprosił. Dopiero, gdy sprawą lustracji księży zajęły się media, hierarchowie kościelni postanowili rozpocząć badanie historii polskiego Kościoła. Jednak ich reakcja była zdecydowanie spóźniona. Brak stanowczej reakcji hierarchów wyglądał tak, jakby dla Kościoła rozliczenie się z niemoralnego zachowania z przeszłości nie było czymś ważnym.
Kościół również popełnia błędy w związku z aferami związanymi z pedofilią wśród księży, często nie przykładając należytej wagi do pogłosek na temat haniebnych działań duchownych. Polskie media niechętne Kościołowi skłonne są nagłaśniać przypadki wykorzystywania dzieci przez duchownych. Choć często to media rozdmuc***ą problem, budując w opinii publicznej obraz Kościoła uwikłanego głównie w skandale seksualne, często sami hierarchowie nie podejmują wystarczająco konsekwentnych i surowych działań, dając zły sygnał wiernym i społeczeństwu. Dają im też zły sygnał wycofując się z życia politycznego. W czasie kampanii prezydenckiej Kościół nie tylko nie krytykował Bronisława Komorowskiego za poparcie dla zapłodnienia in vitro, ale również uznał, że poparcie dla tej metody, sprzecznej z nauką Kościoła, nie stanowi obiektywnej przeszkody w przystępowaniu do Komunii Świętej. Wielu hierarchów mówiło, że jest to sprawą sumienia. Choć poparcie Komorowskiego dla in vitro powinno spowodować sprzeciw Kościoła katolickiego, nic takiego nie miało miejsca. Hierarchowie w imię dobrych relacji z kandydatem PO na prezydenta postanowili nie bronić najważniejszej wartości, jaką jest życie ludzkie. Kościół nie angażując się w życie publiczne daje się zapędzić w kozi róg, przez co jego wpływ w społeczeństwie staje się coraz mniejszy. Głos zwolenników likwidacji wpływu Kościoła i religii na życie publiczne, zdejmowania krzyży i zakazywania eksponowania symboli religijnych również w Polsce staje się coraz bardziej słyszalny. Świadczyć może o tym choćby ostry atak Sławomira Nowaka na Kościół w Polsce.
Rodzinie już dziękujemy
Wraz z marginalizacją Kościoła część polityków rozpoczęła akcję marginalizacji znaczenia rodziny. Podpisana ostatnio przez Bronisława Komorowskiego ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie stawia nad nią urzędników, mających prawo do zabierania dzieci rodzicom. Nowe prawo osłabia władzę rodzicielską, nakazując jej model wychowania zaakceptowany przez Sejm. Uderza to bezpośrednio w suwerenność rodzin i osłabia ich pozycję w społeczeństwie. Dodatkowo regulacje zawarte w ustawie nakazują rodzinom wychowanie dzieci w sposób zbliżony do modelu liberalnego, które w trafny sposób charakteryzuje powiedzenie Jerzego Owsiaka „róbta, co chceta”. Ustawa przyjęta przez Sejm to niebezpieczny zwrot w kierunku krajów skandynawskich, w których możliwość ingerowania państwa w życie rodziny zbliża je do ustrojów totalitarnych, a dzieci namawia się do donoszenia na własnych rodziców, gdy ci złamią ustawowe reguły wychowania. Również zmiany w systemie oświaty, które przeprowadza resort Katarzyny Halla, osłabiają pozycję rodzin w życiu publicznym. Rząd zdecydował o przymusowym posyłaniu dzieci do przedszkola czy obligatoryjnym obniżeniu wieku szkolnego. Zrobił to, choć Konstytucja RP gwarantuje rodzicom wolność w wychowywaniu dzieci. Wraz z marginalizacją pozycji rodziny w życiu społecznym coraz częściej widoczne jest lansowanie lobby radykalnych liberałów, walczących o realizację swoich postulatów. Dołączają do niego naukowcy, politycy, czy dziennikarze. W życiu publicznym zaczyna być już widoczne przechylenie na korzyść liberalnego modelu, w którym homoseksualiści są lepiej traktowani niż normalne rodziny. Symbolicznym przykładem podejścia rządzących dziś polityków do znaczenia rodziny jest brak wsparcia dla Marszu dla Życia i Rodziny przy jednoczesnym wspieraniu homoseksualnych inicjatyw związanych z paradą Europride 2010 w Warszawie.
W Polsce, jak w całym współczesnym świecie, mamy do czynienia z kryzysem podstawowych wartości. Proces ten prowadzi do powstania w kraju generacji pozbawionej jakichkolwiek cnót i tożsamości narodowej, ludzi nie czujących przywiązania do prawdy i państwa. Wyzucie społeczeństwa z tych wartości spowoduje, że bezrefleksyjnie da się ono prowadzić w kierunku kosmopolitycznego, socjalistycznego narodu, przesiąkniętego poprawnością polityczną, coraz bardziej typowego dla współczesnej Europy Zachodniej.
Stanisław Żaryn
Tekst jeden z lepszych jakie czytałem.
Skomentuj