Jak byłem mały wierzyłem że ludzie pobierają się ze sobą tylko z miłości. Potem stopniowo otwierały mi się oczy, ale to co ostatnio obserwuję w swoim otoczeniu przerasata wszelkie moje wczesniejsze wyobrazenia.
Jako że moje otoczenie to ludzie którzy nieuchronnie zbliżają się do końca studiów lub już je skończyli, widze w jaki popłoch przed samotnością wpadają ludzie którzy jakoś nie zdażyli wczesniej dobrać się do pary z inną osobą? Nie wiedziałem jak łatwo można sobie samemu wmówić miłość do innej osoby, na zasadzie "to ostatnia szansa, innego/innej już nie znajdę".
Z najbardziej rażącym przykładem obcuję prawie codziennie (znajoma mojej dziewczyny). Dziewczyna caly czas bawiła się związakami i sexem jak nastolatka. Jej związki mało kiedy trwały dłużej niż 2-4 miesiące. Gdy zaczynała z kimś być zawsze na wejściu ustalała, ze jak stracą soba zainteresowanie (tj. chemia przestanie działać), to ze sobą zrywają. Poprostu lubiła być zakochana. To coś takiego jakby co pół roku wymieniać psa, bo najfajniejszy jest taki mały szczeniaczek. W sexie też były trójkąciki, pokery rozbierane itp. W kilku słowach luz blus i zero myślenia o założeniu powąznego związku na dłuzej, czysta zabawa. Tak skończyła studia i wpadła w popłoch ze już teraz nie będzie miała okazji nikogo poznać i zostanie starą panną. Los chciał że trafiła do pracy z duża przewagą facetów. Jak dziś pamiętam jak upatrzyła sobie dwóch i na zimno rozważała za którego tu się brać, bo ten ma samochód, a tamten nie ma ale tez jest fajny itp. Zwykłe kalkulowanie który jest bardziej forsiasy. Wybrała elegancika z samochodem i odrazu zmienila się nie do poznania. Wszyscy z jej otoczenia się dziwili, jaką to ona przeszła metamorfoze i jak się przed nim płaszczy, żeby tylko z nim być. Facet może tresować ją jak chce. Np. laska kiedyś rzuciała pigułki i rozpowiadala wszem i wobec jak świetnie się z tym czuje że już się nie truje tym świństwem i zarzekała ze już nigdy truć się nie będzie. Wystarczylo jedno słowo od jej nowego boy-ka, aby odrazu pobiegała do lekarza po receptę. Robi dosłownie wszystko, co on jej karze. Wszyscy się z niej teraz śmieją za jej plecami że dla kasy zrobi wszystko. Bo tu już nawet zakup mieszkania jest w planach. Oczywiście nawet po cześci nie za jej kasę. No i oczywiście milość pełną gębą z niej teraz bije. Maślane oczy przytulanka, ciełe słówka.... jakby nie pamiętała że kilka miesięcy tymu przewazyło tylko to ze ma samochód.
Znacie podobne przypadki?
EDIT: teraz uwazam ze najwłaściwszy wiek na poznanie życiowej półwki to wiek okolo 20 lat. Potem nie ma miejsca na spontaniczną milość i wybór uczuciem. Zostaje już tylko poszukiwanie partnera przypominające rozmowę kwalifiokacyjną o pracę i odrzucanie kandydatów nie spełniających kryteria.
Jako że moje otoczenie to ludzie którzy nieuchronnie zbliżają się do końca studiów lub już je skończyli, widze w jaki popłoch przed samotnością wpadają ludzie którzy jakoś nie zdażyli wczesniej dobrać się do pary z inną osobą? Nie wiedziałem jak łatwo można sobie samemu wmówić miłość do innej osoby, na zasadzie "to ostatnia szansa, innego/innej już nie znajdę".
Z najbardziej rażącym przykładem obcuję prawie codziennie (znajoma mojej dziewczyny). Dziewczyna caly czas bawiła się związakami i sexem jak nastolatka. Jej związki mało kiedy trwały dłużej niż 2-4 miesiące. Gdy zaczynała z kimś być zawsze na wejściu ustalała, ze jak stracą soba zainteresowanie (tj. chemia przestanie działać), to ze sobą zrywają. Poprostu lubiła być zakochana. To coś takiego jakby co pół roku wymieniać psa, bo najfajniejszy jest taki mały szczeniaczek. W sexie też były trójkąciki, pokery rozbierane itp. W kilku słowach luz blus i zero myślenia o założeniu powąznego związku na dłuzej, czysta zabawa. Tak skończyła studia i wpadła w popłoch ze już teraz nie będzie miała okazji nikogo poznać i zostanie starą panną. Los chciał że trafiła do pracy z duża przewagą facetów. Jak dziś pamiętam jak upatrzyła sobie dwóch i na zimno rozważała za którego tu się brać, bo ten ma samochód, a tamten nie ma ale tez jest fajny itp. Zwykłe kalkulowanie który jest bardziej forsiasy. Wybrała elegancika z samochodem i odrazu zmienila się nie do poznania. Wszyscy z jej otoczenia się dziwili, jaką to ona przeszła metamorfoze i jak się przed nim płaszczy, żeby tylko z nim być. Facet może tresować ją jak chce. Np. laska kiedyś rzuciała pigułki i rozpowiadala wszem i wobec jak świetnie się z tym czuje że już się nie truje tym świństwem i zarzekała ze już nigdy truć się nie będzie. Wystarczylo jedno słowo od jej nowego boy-ka, aby odrazu pobiegała do lekarza po receptę. Robi dosłownie wszystko, co on jej karze. Wszyscy się z niej teraz śmieją za jej plecami że dla kasy zrobi wszystko. Bo tu już nawet zakup mieszkania jest w planach. Oczywiście nawet po cześci nie za jej kasę. No i oczywiście milość pełną gębą z niej teraz bije. Maślane oczy przytulanka, ciełe słówka.... jakby nie pamiętała że kilka miesięcy tymu przewazyło tylko to ze ma samochód.
Znacie podobne przypadki?
EDIT: teraz uwazam ze najwłaściwszy wiek na poznanie życiowej półwki to wiek okolo 20 lat. Potem nie ma miejsca na spontaniczną milość i wybór uczuciem. Zostaje już tylko poszukiwanie partnera przypominające rozmowę kwalifiokacyjną o pracę i odrzucanie kandydatów nie spełniających kryteria.
Skomentuj