Eh. Szkoda tylko, że mam do pisania tego większą chęć niż do pisania licencjatu.
Moja opowieść
Collapse
X
-
-
Na ogół ciągnie nas do rzeczy, które sprawiają nam większą przyjemność.
Ja na przykład zamiast się uczyć, wertuję BT
A opowiadanie jak mówiłam wyżej - super, bardzo wciąga i nie przeraża mnie ilość stron.To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.Skomentuj
-
A żeście się rozpisali... Zamierzałam dorzucić coś nowego, ale choroba mi to uniemożliwiła niestety. Ale liczę, że w najbliższych dniach się uda, już to sobie układam w głowie.Skomentuj
-
czekam i czekam na kolejną część.
poświęć nam trochę czasu, bo uwielbiam czytać Twoje opowiadanieSkomentuj
-
Och jej. Chciałabym, ale chyba jednak dopiero za miesiąc będzie na to czas. SesjaSkomentuj
-
Teraz nabywam doświadczenie, żeby było o czym pisać
Ale postaram się, chociaż teraz siedzę naraz w trzech opowiadaniach.Skomentuj
-
Łykane na raz rzeczywiście może być zbyt długie
Zdecydowana większość z tego, co tu opisuję, naprawdę mnie spotkało. Ale wolę zostawić niedomówieniem, co konkretnie ;]
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na kolejną część. Jako usprawiedliwienie powiem, że wrzuciłam ze dwa opowiadania pomiędzy... no i że zaangażowałam się w ważną sprawę - czyli jeśli chcesz adoptować kota, to z której części Polski byś nie był, napisz do mnie
A teraz już zapraszam do kolejnej części mojej opowieści.
Wszystkie fotki za zgodą autorki z www.pinked.fotolog.pl
Roztropny
Zmarszczycie może brwi, może zastanowicie się, które to już imię przewija się w mojej opowieści i jak dużo ich jeszcze będzie. Może nieliczni z Was sięgną pamięcią do pierwszej mojej wzmianki o Roztropnym – poznany na obozie strzeleckim, przyjaciel Indianina, wtedy zajęty, wkrótce zostawiony przez „miłość swojego życia” i od tamtej pory stale nieszczęśliwy.
Tkwiąca we wręcz niewolniczej relacji z Muzykiem nie pozwalałam sobie na zbyt wiele. Nie nawiązałam prawie żadnych nowych znajomości, z ledwością zaś udało mi się utrzymać kilka starszych. Roztropny miał szczęście – Muzyk znał go dość dobrze, chodzili do jednej klasy w liceum, do tego mój Pan nie miał żadnych podstaw, bo odmówić nam kilku spotkań, zwłaszcza że odbywały się zawsze na towarzyskim gruncie, w świetle dnia, w publicznym miejscu.
A ja uczepiłam się tej ostatniej kropli wolności rozpaczliwie, jakbym wiedziała, że tonę. Jeszcze na początku naszego związku może nie aż tak bardzo, ale już po pół roku, gdy pojechaliśmy na wakacje razem z jego matką, która od tamtej pory nie mogła ścierpieć mojego widoku... od tamtej pory szukałam oparcia wszędzie, starając się nie polegać tylko na łasce i niełasce Muzyka. Przez kolejny rok te dwa, trzy spotkania w miesiącu dawały mi odrobinę wytchnienia. To nic, że telefon musiał być ciągle na wierzchu, że po powrocie do domu musiałam się odmeldować, że miałam ścisły przydział tego, co mogę wypić, że nie wolno mi było ubrać się zbyt ładnie czy pomalować paznokci. Cieszyłam się, że mam chociaż tyle – dwa, trzy wyjścia w miesiącu z kumplem na piwo.
Roztropny ciągle nie mógł się podnieść po swojej stracie, co odbijało się na jego kolejnych relacjach – nie umiał cieszyć się będąc w związku, angażował się więc w krótkie romansiki, by zaraz uciec do kolejnej kobiety. Słuchałam jego opowieści, zakończonych zawsze obustronnym rozczarowaniem i marzyło mi się, że kiedyś będzie szczęśliwy. Czasem nawet przelotnie poznawałam jego kolejne wybranki, pełna nadziei patrzyłam na te chwile, gdy jeszcze mu zależało, a potem nawet czasem pocieszałam te nierozumiejące co je spotkało istotki. Zawsze tak samo zaskoczone, tak samo w niego zapatrzone. Miał w sobie coś, co sprawiało, że kobiety lgnęły do niego, wręcz nie mógł się opędzić – i to bez żadnych ruchów z jego strony, bez zbytniego zainteresowania czy zaangażowania.
Półtora roku po tym, jak po raz pierwszy wprowadziłam Muzyka w tajniki alkowy, on wyjechał na wakacje. W to samo miejsce, gdzie rok wcześniej podpadłam jego matce, znowu razem z nią, tylko beze mnie, mającej czekać w Warszawie. Właśnie wtedy od Roztropnego przyszło zaproszenie na imprezę. „Impreza” było wręcz za dużym słowem na to, co miało się odbyć, ot niewielka posiadówka na pięć czy sześć osób, żadnych rewelacji, posiedzieć, popić piwko. Ja szykowałam się co najmniej jak na bal studniówkowy, tak byłam podekscytowana.
Pojechałam tam razem ze Zdolną, którą także znaliśmy z wyjazdów strzelniczych. Cóż to była za dziewczyna! O przepięknych, wielkich oczach, sylwetce zgrabnej i szczupłej tak, że chciało się ją przygarnąć do piersi i przytulić. Do tego czego się nie dotknęła zamieniało się w cudo, jej rysunki były absolutnie zachwycające i wszyscy wiedzieliśmy, że studia na ASP pójdą jej jak po maśle.
Wiedziałam, że Roztropny się jej podoba – zresztą komu się nie podobał! Nawet ja czasem lubiłam przytulić go nieco dłużej niż tylko po przyjacielsku, potargać mu włosy tylko po to, by dotknąć go chociaż przez chwilę. Nigdy jednak nie zauważyłam, by odnotował to moje uleganie zachciankom, wiecznie zaaferowany sobą i kolejną kobietą, która przewijała się przez jego życie.
To spotkanie było jak esencja relaksu. Chwila spokoju i normalności w moim zwariowanym życiu. Pogaduszki o wszystkim i o niczym, beatlesi w głośnikach, „Yesterday” wyśpiewane z przejęciem... Przysypiałam z głową Zdolnej opartej na moim ramieniu i było mi po prostu dobrze.
Zdolna... wspaniała dziewczyna. Czułam, jak jej ręka powoli wspina się po moim udzie, brzuchu, piersiach... To było takie naturalne, gdy po chwili podniosła głowę do góry i nieśmiało pocałowała. Niemal nie otwierając oczu oddałam pocałunek, delikatne miękkie wargi smakowały strachem, niepewnością, zaciekawieniem.
Miała takie drobne usta! Takie śliczne, malutkie ząbki. Taki cudny, zręczny języczek... Całowała coraz pewniej i łapczywiej, aż w końcu chwyciłam jej głowę w ręce i odsunęłam od siebie, by móc całować policzki, powieki, czoło, nosek. By zsunąć się do ucha, skubnąć jego płatek, przesunąć językiem po jego krawędzi, zatopić zęby w szyi, słuchać gardłowego jęku.
Osunęłyśmy się na łóżko wśród sączącej się muzyki, by przycisnąć się do siebie mocno w szale pocałunków, ale napięta atmosfera i nagłe ucięcie rozmów ostudziło nas szybko. Nie byłyśmy przecież same...
Szybkie przejście do drugiego pokoju, ale nie starczyło nam już sił, by dotrzeć na małą kanapę stojącą w kącie – niemal z rozkoszą przyjęłyśmy twardość podłogi pod naszymi walczącymi ciałami. Puchaty dywan może i tłumiłby schrypnięte westchnienia, gdybyśmy w swoim oślepieniu zwróciły uwagę na tak błahą rzecz jak zamknięcie drzwi.
Kocham całować kobiety! Mogłabym tylko je całować, smakować niepewność i pożądanie, czytać namiętność w ich oczach, dawać i brać, kąsać i drapać, badać giętkość i gibkość ciał. Kocham te opuszczone nieśmiałością powieki pod którymi eksplodują fajerwerki.
Kocham przygryzione wargi, zaciśnięte dłonie, gwałtowne oddechy, poruszane drżeniem nozdrza. Głaskać i pieścić kobiety pozwólcie mi do końca moich dni, a umrę szczęśliwa.
Kiedy drzwi się zamknęły żadna z nas nie zwróciła na to uwagi. Kiedy na naszych ramionach spoczęły czyjeś dłonie – odskoczyłyśmy od siebie niemal ze strachem.
Roztropny.
Wiedziałam, że podobał się Zdolnej. Podejrzewałam, że ona jemu też. Widziałam, jak iskrzą się jego oczy – i po chwili i w jej źrenicach zobaczyłam przyzwolenie. W ciszy chrapliwych oddechów położył się między nami. Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, a Zdolna położyła na niej swoją dłoń, zaciskając palce tak mocno, że poczułam ból zadrapań ostrych paznokci.
Trójkąt. Czy nie o tym marzy każdy, kto zasmakował już tak wiele jak ja?
Tuż nad spiętym i czujnym ciałem Roztropnego pochyliłam się do ust Zdolnej, które już czekały na połączenie. Świst powietrza – to nasz kochanek zareagował na ten widok, jeszcze bardziej nas zachęcając. Jego dłonie po prostu nas obejmowały, nasze zaś powoli rozpoczynały wędrówkę po nowym ciele w naszym ciemnym sanktuarium rozkoszy. Zdolna ruszyła w górę, ku obojczykom, szyi, podbródkowi, jej palce przesunęły się po rozchylonych ustach, by za chwilę za jej dłonią powędrowały i wargi. Roztropny odchylił się w jej stronę, a moje samotne usta nie mogły się oprzeć zagięciu jego szyi, delikatnie polizałam ten wygięty łuk, całowałam, próbowałam uchwycić zębami... Moja ręka zaś powoli sunęła w dół jego ciała, palce zmysłowo otaczały pępek, by po chwili nieustającym, pieszczotliwym ruchem otoczyć uwagą pasek jego spodni. Kiedy w końcu udało mi się go pokonać, kiedy już niemal czułam pulsującą męskość, Roztropny odwrócił twarz w moją stronę i teraz to ja miałam być nauczona jego powolnego rytmu – w życiu nikt nie całował mnie tak delikatnie, na skraju uczucia rozdrażnienia, tak powoli, leniwie wręcz...
Coś było nie tak. Coś było zdecydowanie nie tak. Rozpaczliwe myśli próbowały przebić się przez mgłę alkoholu i upojenia, a kiedy w końcu przesłały swoją wiadomość już wiedziałam, jak to się dalej potoczy.
Mój schrypnięty głos zelektryzował wszystkich, czułam jak nagle zesztywnieli.
- Jesteś prawiczkiem, prawda?
Nie widziałam jego oczu. Nie musiałam ich widzieć, za długo znaliśmy się, by mnie okłamał.
- Tak.
I nim mój mózg rozpoczął choćby katalogowanie tej informacji, w ciszy dobiegł mnie szept Zdolnej.
- Ja też jeszcze nie...
Nie musiałam myśleć, nie musiałam się zastanawiać. To nie tak powinno wyglądać. Mnie zrobiono krzywdę kiedyś, dawno temu, gdy pozwolono potraktować seks jak zabawkę. Nie chciałam robić tego komuś innemu, a tym bardziej ludziom, na których mi zależało.
- Nie zrobię tego z wami. Z mojej strony to koniec na dziś. Było miło, przepraszam, ale nie tak to powinno wyglądać, nie tak wygląda pierwszy raz. Wybaczcie.
Chciałam wyjść z pokoju, ale zatrzymali mnie. To niesamowite, jak w jednej chwili cały erotyzm wyparował, jakby ktoś nagle otworzył okno wpuszczając logikę czy wystawił nas nagich na mróz. Przytuleni zasnęliśmy.
Rankiem, nim ktokolwiek się obudził, spojrzałam jeszcze na nich. Wydawali się tacy niewinni... póki nie zauważyłam, że Roztropny obserwuje mnie spod przymrużonych powiek. Powoli, z rozmysłem, patrząc mi w oczy, starając się nie obudzić wtulonej w niego Zdolnej sięgnął po moją rękę, kierując ją w dół swojego ciała.
Ona się jednak obudziła. Ale ja wiedziałam, że to koniec tylko na ten jeden dzień... a co było przed nami..?
Last edited by daj_mi; 15-02-11, 02:38.Skomentuj
-
Martynka.... eh, połknąłem jednym, zapartym tchem jak młody pelikan na wiosnę... a jak skończyłem, to tłukła mi się po głowie jedna myśl - dlaczego tak szybko się skończyło?
Pisz więcej i częściej - czytanie Twoich opowiadań naprawdę powoduje drżenie i to nie tylko kolanSkomentuj
-
Oj bo ja o seksie nie umiem pisać i jak przychodzi co do czego to mam pietra i kończę
Ale cieszę się, że dobrze się czytaSkomentuj
Skomentuj