Rozstaliśmy się po latach.
Teraz dogadaliśmy się i luz. To mnie zostawiono.
Pogodziłem się z tym, doszedłem do wniosku - chłodno kalkulując że nasz związek się wypaił i tylko nas trzymały przyzwyczajenia.
Sex był bardzo lużny, nikt się nie puszczał, ale pieprzyliśmy się niemal wszędzie. Teraz gdy już nie jesteśmy parą i się spotykamy, serce mi już nie bije do niej. Tak jakoś się po kościach rozeszło.
Było między nami dobrze. Kilka orgazmów za jednym razem. Mnie też źle nie było.
Mimo to, spotykamy się ze znajomymi i luźno rozmawiamy.
Ostatnio rozmawialiśmy na temat sexu.
Wybieramy się zaufaną grupą, do klubu. znamy się od lat.
Mimo tego, powiedziała że idziemy do klubu "zaruchać" trochę smutne. Nigdy nie miałem życia singla. Znamy się bardzo długo. Znam ją trochę i wiem, że jak sobie postawi cel, to nie popuści. Jak sama mówi, krew w człowieku buzuje. Nie o to chodzi że jest jakąś "labadziarą" Zwyczajnie ma ochotę. Mnie odmówiła zabaw.
I mnie nic nie ruszało. Do tej pory.
Wiem, że jakiś nie świadomy jeszcze szczęśliwiec opróżni sobie w niej jaja. I to mnie jakoś w****ia. Nie potrafię tego wyjaśnić.
Moja osoba od lat. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy już razem. Jednak czuje... zazdrość? Nie wiem. Dlatego tu piszę.
Wiem, że ktoś jej zrobi dobrze, a ona się zabawi z kimś kogo nie zna. Nie wiem, czy to pierwsze objawy wolności? Może ja też powinienem? To była moja pierwsza. Ja jej też.
Pomóżcie. Jak o tym myśleć.
Teraz dogadaliśmy się i luz. To mnie zostawiono.
Pogodziłem się z tym, doszedłem do wniosku - chłodno kalkulując że nasz związek się wypaił i tylko nas trzymały przyzwyczajenia.
Sex był bardzo lużny, nikt się nie puszczał, ale pieprzyliśmy się niemal wszędzie. Teraz gdy już nie jesteśmy parą i się spotykamy, serce mi już nie bije do niej. Tak jakoś się po kościach rozeszło.
Było między nami dobrze. Kilka orgazmów za jednym razem. Mnie też źle nie było.
Mimo to, spotykamy się ze znajomymi i luźno rozmawiamy.
Ostatnio rozmawialiśmy na temat sexu.
Wybieramy się zaufaną grupą, do klubu. znamy się od lat.
Mimo tego, powiedziała że idziemy do klubu "zaruchać" trochę smutne. Nigdy nie miałem życia singla. Znamy się bardzo długo. Znam ją trochę i wiem, że jak sobie postawi cel, to nie popuści. Jak sama mówi, krew w człowieku buzuje. Nie o to chodzi że jest jakąś "labadziarą" Zwyczajnie ma ochotę. Mnie odmówiła zabaw.
I mnie nic nie ruszało. Do tej pory.
Wiem, że jakiś nie świadomy jeszcze szczęśliwiec opróżni sobie w niej jaja. I to mnie jakoś w****ia. Nie potrafię tego wyjaśnić.
Moja osoba od lat. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy już razem. Jednak czuje... zazdrość? Nie wiem. Dlatego tu piszę.
Wiem, że ktoś jej zrobi dobrze, a ona się zabawi z kimś kogo nie zna. Nie wiem, czy to pierwsze objawy wolności? Może ja też powinienem? To była moja pierwsza. Ja jej też.
Pomóżcie. Jak o tym myśleć.
Skomentuj