W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Ius primae noctis

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • selenograf
    Ocieracz
    • Mar 2010
    • 182

    Ius primae noctis

    Marianna wracała strudzona po całym dniu spędzonym na polu. Musiała zajść nad Prosienkę, żeby zamoczyć opuchnięte stopy i odsapnąć zdziebko. Do rozwiązania zostało tylko jakieś pięć-sześć niedziel i maluszek kręcił się już mocno. Na pewno sierpniowy upał doskwierał mu równie mocno jak przyszłej matuli. Pozostałe baby dawno już pewnie wróciły do chat stanęły przy garncach, by nagotować kaszy z okrasą na wieczerzę.
    Marianna nie musiała się spieszyć. Antek nie wróci z sobotniego jarmarku przed zmrokiem. W domu został tylko jego ojciec. Idzie mu już piąty krzyżyk, więc Pan Januchowski zwolnił go z jednego dnia pańszczyzny. A stary Wojciech jeszcze krzepki jest i wokół paleniska sam potrafi się zakręcić.
    Młoda chłopka szła krok za krokiem w stronę szpaleru drzew na granicy pól folwarcznych i klasztornych. Słońce już do połowy schowało się za lasem na zachodnich wzgórzach, ale bezwietrzne powietrze nadal przeszkadzało swobodnie oddychać. Żwir na drodze nieprzyjemnie wbijał się w podeszwy. Zwykle stwardniała skóra chroniła przed urazami, ale woda strumienia zbytnio ją rozmiękczyła. „Miał rację ksiądz proboszcz, że zbytnie folgowanie ciału na jego krzywdę się obraca”. Zerwała liść łopianu z przydrożnego rowu i w wahlowaniu szukała pociechy od skwaru.
    Od strony wiatraka rozległ się tętent kopyt. Marianna obróciła się z niepokojem. Albo to wiadomo w ten niespokojny czas, czy dobry, czy też zły los gościa przyniesie? Może rajtar się pojawić, albo inny zbój z diabelskim błyskiem w oku. Okazało się, że to nie przybysz, ale Marianna i tak poczuła zimny kamień na podołku. Pan Januchowski. Chłopka unikała swego pana od zeszłej Wielkiej Nocy. W podróży wielkiej do Rzymu i Neapolu się był wybrał i z przynależnego mu prawa przed godami Marianny i Antka nie miał sposobności skorzystać. Potem na sprawę z Kozaczyzną się wybrał i bez palca serdecznego dopiero przed pierwszymi śniegami wrócił. Zaraz potem król Władysław w posły Januchowicza na dwór we Wiedniu skierował. Ale Marianna słyszała od kuchennych, że nie raz przy miodzie się odgrażał, że quod differtur, non aufertur. I obligatoryjnie z praw swych skorzysta.
    Hej, dziewko. Gdzie reszta czeladzi? - Januchowicz osadził konia z galopu niemal w miejscu.
    A już z pola zeszli, miłościwy panie. Jedno ja zwlekałam, bo mnie duchota po pracy dopadła.
    Szlachcic uważnie przypatrywał się poddanej. Poznał od razu, że to antkowa Marianna, ale nie spodziewał się, że z brzuchem się już obnosi. „Ożeszty, mnożą się jak te króliki pod płotem” - mruknął pod wąsem. Obrzucił spojrzeniem kornie pochyloną chłopkę. Musiał przyznać, ze i w błogosławionym stanie kobieta mogłaby skusić nawet i mnicha z Góry Atos. Przeniczne wlosy zaplecione w warkocz odałaniały szyję zgrabna niczym u jednorocznej łani. Mleczne już piersi rozpychały len koszuli, a zaokrąglony brzuch dodawał tylko uroku.
    Januchowicz zeskoczył z konia. Teraz mógł lepiej docenić walory swej własności. Biodra szerokie, zgrabne do płodzenia. Koszula rozchylona ukazywała wąwóz międzi drażniętami. Skóra pod wpływem słońca nie odparzyła się na czerwono jak u proasiaka, ale zbrązowała, jak u chłopek na Sycylii. Szlachcić chrząknął na wspomnienie italiańskich dziewuch chędożonych w oliwnych gajach. Poczuł, jak jajca mu nabrzmiewają i korzeń pręży się hajdawerach. Pokręcił wąsa nie zdejmując rękawicy i ujął dłonią dziewczynę pod brodą.
    A ty waszmość panno nie jesteś mi czegoś krewna?
    Jaka ja tam waszmość panna. Zwykła dziewka folwarczna i tyle – głos Marianny zabrzmiał zadziwiająco hardo.
    No właśnie, folwarczna. A o ius primae noctis słyszeliście? Jakże to godzi się swemu panu jego należności nie oddawać. Toż to na grzech przeciwko siódmemu przykazaniu zakrawa. Trzeba by tego Antka w dyby zakuć. A tak, to by i jelenia mógł oblubieniec odstrzelić, woreczek soli bym i dołożył. Na zimowe głody dziczyzna byłaby jak znalazł.
    A ksiądz dobrodziej ostatnio o dziewiątym przykazaniu na kazaniu prawił – Marianna odchyliła głowę i spojrzała prosto w oczy dziedzica.
    Januchowicz ledwo powstrzymał się, żeby w gębę impertynenckiej dziewce się nie odwinąć.
    - Niby pańszczyźniana mierzwa, a jak herbowa gada – mężczyzna zarechotał i jeszcze raz musnął wąsa rękawicą.
    Więc ja uprzejmie proszę miłościwego pana, aby chociaż na dziecię w moim podołku miał baczenie. Toż to dziecię lada chwila światło dnia ujrzy.
    Chłopskie szczenię nie ochrzczone mniej warte, niż cielę rzeźne – Januchowicz splunął zgęstniałą od kurzu śliną wprost pod nogi Marianny.
    Szlachcic czuł wzbierający gniew. Do czego to doszło, ku czemu ten świat idzie. O tempora, o mores. Za króla Zygmunta chłopski pomiot od razu by się zadem nadstawił, żeby lędźwi swego pana zakosztować. Postanowił nauczyć moresu buntowniczkę.

    Marianna czuła napoliczkach i dekolcie dotyk gorąca. Może ona i nie herbowa, ale z putkerów. Jeszcze dziad Józef pana nad sobą nie miał i dopiero wielka susza na Zakontowiu luźne chłopstwo w te strony przygnała i w pańszczyznę wpędziła. W dodatku od wiosennych roztopów chyżej przychodził do niej i gniew, i śmiech, i smutek. Takoż i odchodziły. Babka zamawiająca mówiła że to i nie dziwota, bo dziecko pod sercem we fluidy matczyne swe humory sączy i niewiasta zbrzuchacona jako ten wiecheć słomiany na wietrze. No i Antek palcem jej nie tknął odkąd w te chabrową zapaskę przestała wchodzić. Tylko na drugi bok się odwróci i już zachrapie. Nawet ojciec spowiednik pocieszał, że to nie wina ubywającej miłości, ale lęk pogański przed urokiem od życia rosnącego się zalągł. Więc chodzi Marianna jak granat do armaty wiwatowej przy odpuście wielkim. Niby po powierzchni cicha i spokojna, a dusza kołacze się bez spokojności i grzeszne sny, a za dnia myśli sprowadza. Podobnież one humory kobiece w jestestwie się w ten czas wzbudzają i lubieżność większą ku głowie i podołkowi przynoszą. Choćby i chwilę przed odgłosem kopyt za plecami jakowaś kosmatość się przypałętała. Nie dziwota więc, że należytego respektu panu swemu trudno było okazać. Na dodatek na męskiej urodzie i jurności Januchowskiemu nie zbywało. Niejedna dziewka folwarczna przy stajni zdybana jeno dla przyzwoitości z piskiem się wyrywała, a i potem bez koniecznej przyczyny w te okolice wracała i pana swego wypatrywała.
    A chłopska niewiasta mniej od suki warta i byle pies ją może trącać? - Marianna rzuciła warkoczem i nie wypatrując przyzwolenia w kierunku osady się odwróciła.
    Ja ci dam psem swego pana mianować – znienacka Januchowski chwycił za włosy chłpopkę i przez rów przydrożny przeciągnął.
    Marianna zapierała się jak mogła, ale chciąc-nie chcąc dała się zaciągnąć do poskładanych razem snopów żyta. Koń nawykły do wojennej przygody zaczął skubać trawę mimo puszczonych wolno lejcy. Szlachcic rzucił tyłem swą ofiarę na grube wiechcie zwinętego siana tuż pod wielkim stogiem. Antkowa żona patrzyła, jak rozpina węzły żupanu, zostając w samej koszuli. Januchowicz nie sięgnął jednak do sznura w hajdawerach, tylko do zmyślnego rozcięcia, wzorem janczarów tureckich sporządzonego. Przez takież same w kalesonach zaganiacza swego na światło dnia wydobył.
    Naści suko kiełbasy – Januchowski zaśmiał się chrapliwie i stanął w rozkroku nad półleżącą kobietą. Pochylił się, ujął warkocz blisko przy głowie i sprowadził ją do pozycji siedzącej.
    Marianna wiedziała co się będzie działo. Szlachcic chce ją do pieszczot lubieżnych przymusić, aby ustami drąga smoktała. Obraz podobny pojawiał się w jednym z tych wracających snów grzesznych, jeno tam pieszczotami Antka obdarzała. Mąż jednak wolał tylko po bożemu z żoną legać i przed wszelkimi niechrześcijańskimi wynalazkami się wzbraniał.
    Chłopka postanowiła ulec francuskiej fanaberii. „Może jak się sprawię, to mnie poniecha i chęć do chędożenia odejdze, albo sił męskich nie starczy”. Chwyciła pałkę tuż przy jajcach i sama wprowadziła do ust gruszkę na jej końcu. Szlachcic jęknął. „A toż bestyjka. Niejedna kobieta w zamtuzie zdybana dłużej się przed fellatio wzbraniała”. Nie zwolnił włosów zebranych w garść, ale pozwolił Mariannie, aby sama rytm melodii na flecie poprowadziła. Ona z kolei upodobanie nieoczekiwane w smaku męskości znalazła. Ostry, niespotykany wcześniej zapach diablika w podołku obudził. Lizała z zapamiętaniem śliwkę fioletem nabiegłą, po długości człona ustami bez przerw żadnych suwała. Czuła, jak w jej łonie wzbiera wilgotność. Czubki piersi mlekiem nabiegłych i tak już od wielu niedziel nadwrażliwe, więc od samego pocierania o len koszuli stwardniały. Niewiele brakowało, a nieprzyzwoicie dłonia do nich by sięgnęła. W duchu się napomniała, że to nie o przyjemności doczesne rzecz idzie, a o obowiązek pańszczyźniany. Januchowski uznał, że pora przyspieszyć. Przed zachodem słońca miał jeszcze w rozkładzie czasu jeszcze kilka zajęć przewidzianych. Zaczął korzeniem w usta posłusznie nastawione według własnego upodobania wchodzić. Marianna starała się łapać oddech. Krztusiła się pod owocem w gardło sięgającym. A pan wchodził nieubłaganie niemal do samego końca z regularnością dzwona na jutrznię wołającego. Wtem wypreżył się i trysnął białym mleczem, głowę grajki od czubka fujary odsuwając. Ciężki krople trysnęły na kosmyki włosów, policzki i szyję, a najmniejsza nawet na rzęsie zawisła. Marianna otarła przedramieniem męską wilgotność z twarzy.
    - Czy jesteśmy kwita miłościwy panie? - zapytała patrząc nie mniej hardo, jak kilka chwil wcześniej.

    - A coś ty taka rychliwa? Nie słyszała że noblesse oblige? - Januchowski strzepnął z końca półtwardego członka resztki nasienia.
    - No, a co ja ***** przydrożna, żebym jeszcze oblizała się po takich fruktach niespodzianych? - żachnęła się Marianna. W przyklęku zdążyła wytrzeć szyje do sucha końcem spódnicy.
    Szlachcic roześmiał się na całe gardło.
    - Wiedz, nieuczpna panno że to po łacinie z oblizaniem nic wspólnego nie ma. Szlachectwo zobowiązuje. Jakiem Maurycy Januchowski herbu Gozdawa białogłowy w potrzebie nie zostawię.
    - Chyba Potrzebowski herbu Godymisz - zaśmiała się chłopka i podniosła się z kolan. Pochyliła tułów otrzepując dół ubrania ze słomianego śmiecia. Koszula rozchyliła się ukazując rozkołysane półkule. Szlachcic poczuł, jak w hajdawerach znowu pojawia się znajome gorąco. Nie myśląc wiele chwycił kobietę za ramiona jak tylko się wyprostowała i szarpnąl w dół za obrobione czerwoną nitką krawędzie tkaniny. Zatrzymały się obnażając krągłe ramiona, więc szarpnął jeszcze mocniej, aż rękawy rozerwanej koszuli zatrzymały się na przedramionach. Marianna stała z obnażonym biustem oddychając otwartymi ustami. Jeszcze tak obcesowo jej żaden chłop nie potraktował. Ani Antek w czasie przedmałżeńskich obłapianek, ani wcześniej jeszcze wiejskie chłopaki podczas schadzek nad Prosienką. Wiedziała, że mimo żartów to ona jest w większej potrzebie. Znajomy chochlik rozpoczął znowu snuć bezecną opowieść w głowie. "No oblliż, na co czekasz" - chłopka chciała krzyknąć do swego prześladowcy. Ten - jak by potrafił czytać w duszy. Sumiaste wąsy zaszeleściły o jasną skórę nabrzmiałej piersi. "Drażnięta ma białe jak hrabianka, co to nigdy na palące słońce nie wystawiana" - Januchowski nie posiadał się z zachwytu. Jasnoróżowe krążki sutków urosły już do wielkości habsburskiego talara, lada-chwila gotowe dać pokarm potomstwu. Szlachcic sięgnął do prawej brodawki. Przesunął po jej koniuszku całą długością języka. Twarda była, jak nie przymierzając korzeń w hajdawerach Maurycego. Marianna nie wydała żadnego dźwięku. Tylko jej piersi unosiły się w oddechu coraz chyżej. Szlachcic sięgnął do lewej półkuli prawą dłonią. Ścisnął sutek między palcami odzianymi w miękki nubuk. Nadal żadnego odzewu. Chwycił jedną brodawkę zębami, przygryzł lekko i jednocześnie mocniej zamknął palce na drugiej.
    - Aaaaaach - teraz chłopka wydała cichy jęk. Stała nie wykonując żadnych ruchów, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała. Tylko mięśnie ud naprężała, starając się dać choć niewielką ulgę nicerpliwemu łonu.
    Januchowski nie ustawał w pieszczotach. Zrzucił rajtarskie rękawice i teraz już nieobleczonymi dłońmi brał w posiadanie ciężkie od mleka kule. Macał je jak wymiona trzyletniej fryzyjki przed udojem. Kąsał lekko, przyszczypywał i gładził. Ujął prawą pierś w dwie dłonie i podsunął sutkiem blisko pod usta. Ssał różowy wypustek mlaszcząc i ciamkając. Marianna dyszała ciężko. Na koniuszku piersi pokazała się półprzeźroczyta kropla mleka.
    - Miłościwy panie, nie godzi się - wyszeptała chłopka, ale nadal nie odpychała głowy pana.
    Mężczyzna zlizał szybko mleczną stróżkę i przeniósł zainteresowanie na drugą pierś. I ta po chwili pieszczot zapłakała mokrymi łzami. Januchowicz zlizał je łapczywie jak psiak.
    Marianna ledwo mogła ustać na nogach. Mężczyzna zaprzestał pieszczot.
    - Teraz chyba bez problemu można by cię nobilitować Godmiszem - zaśmiał się spod wąsa. - Ale mam ochotę pasować cię moim pałaszem.
    0statnio edytowany przez sister_lu; 17-11-12, 15:13.
    “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
    Alexander Woollcott
  • MsMisska
    Perwers
    • Jan 2012
    • 1409

    #2
    Tak średnio mi się podoba.

    Skomentuj

    • Knchocolate
      Seksualnie Niewyżyty
      • May 2012
      • 210

      #3
      Niesamowicie fajny motyw, można było z tego coś ciekawszego zrobić. Ale gratuluje fantastycznego języka literackiego.
      "I'm short, fat & proud of that!"
      Winnie the Pooh

      Skomentuj

      • selenograf
        Ocieracz
        • Mar 2010
        • 182

        #4
        - Wasza miłość ma jeszcze ochotę po tym wszystkim? - Marianna dyszała ciężo. - Niewiele brakowało, a byłabym umarła z wysiłku.
        - Jedna dziewka sprzedajna koło marsylskiego portu wspominała o „la petite mort”. W człowieczym języku przekłada się "mała śmierć" i podobno płeć nadobna czasami jej doznaje.
        - Co to niby ma znaczyć - zaciekawiła się chłopka. Usiadła na sianie, żeby dać uspokoić się skołatanej duszy. Wsparła się dłońmi, odchyliła twarz do zachodzącego słońca. Nie spieszyła do okrywania się porozdzieraną koszulą. Dumna niczym kwoka wypięła mleczne drażnięta z twardymi jeszcze koniuszkami. Obok tureckim zwyczajem zasiadł Januchowski.
        - No że niby zmysły z rozkoszy białogłowa traci, krew szybko pulsuje i tchu braknie - tłumaczył niby spokojnie szlachcic, łypiąc na obnażone piersi Marianny. - I to narasta i narasta, a potem pęknięcie jak by żywot się na kawałeczki rozpękł i senność znienacka nachodzi.
        - A toooo... - rzuciła warkoczem kobieta. - Już myślałam, że to jakiś niezbożny nawyk. U nas w przysiółku baby gadają o tym, że je po prostu chłop porządnie wydupcył.
        - No na swojego Antka chyba narzekać nie możesz. Stajenni opowiadają, że niejeden ogier drąga by mu pozazdrościł.
        - Porządny cep to nie wszystko. Trzeba jeszcze umieć nim wywijać, żeby zboże pryskało jak złoto - westchnęła chłopka. - No i chęci trzeba mieć.
        - Na chęciach do obowiązków uświęconych mu zbywa - zainteresował się Maurycy. - Przecie niejeden żuraw w Twojej studni bez zbytniego nagabywania by się zanurzył.
        - Z tym brzuszyskiem? Kocham to życie pod sercem rosnące, ale... - kobieta pomasowała się po swych krągłościach. - Czy to ja ze zdrowej baby w harbuza się odmieniłam? Nawet miłościwy pan tylko jakieś zbytki wyprawiał, zamiast porządnie wziąć na sianie, jak to przykazują tradycja i obyczaj odwieczny.
        - Przyjdzie czas, będzie rada - szlachcic podwinął wąsa. - Nie o odrazę mi szło, kiedy ze szczeniaczkami tymi dwoma w igrce się puszczałem - trącił wskazujacym palcem bliższą pierś, aż zakołysała się zmysłowo.
        - A po jaki urok takie zamorskie wynalazki uskuteczniać? - Marianna namacała zostawiony przez żeńców dzban z wodą. Zmoczonym wiechciem pachnącego chabrami zboża oczyściła się z mdłego zapachu nasienia i wypłukała usta.
        - Jak mawiał złotousty Cycero "usus magister est optimus" - uśmiechnął się porozumiewawczo. - Znaczy przygody alkowiane nauczyły mnie wiele - Wyjaśnił pospiesznie widząc pytający wzrol przymusowej kochanki. - Primo, jak męskie fluidy raz z zaganiacza wyjdą, to i dłużej w twardości pozostaje. Secundo, z kobietą jak z wiatrakiem. Jak młynarz zawczasu olejem mechanizmy wysmaruje, to i śmigają jak nie przymierzając ojciec opat po jałmużnę wielkopostną.
        - To i miłościwy pan tylko po to do piersi mi się tak przyssał, aby mi łono wilgocią porządnie zaszło? - kobieta powątpiewająco spojrzała na swego towarzysza.
        - A nie zaszło?
        - No niejeden wiatrak by zafurkotał - chłopka zaśmiała się mrużąc błękitne oczy. - Ale to by znaczyło że...
        Januchowski nic nie powiedział. Uklęknął między stopami Marianny. Chwycił za krawędź spódnicy i powolutko, patrząc jej prosto w oczy ciągnął na kolana. Nic nie mówiła. Już się nie śmiała. Czuła, że chochlik w duszy znowu zaczyna się panoszyć, a wilgotna cały czas kreska pod wzdętym brzuchem znowu zaczyna palić i swędzieć jak by ją kto piaskiem boleśnie poprzecierał.
        Mężczyzna zebrał tkaninę w dłoniach i pociągnął spódnicę w dół. Poluzowane sznurki nie powstrzymały szturmu. W końcu w wielu wojennych potrzebach Januchowski do zwycięskiego ataku swego konia poprowadził.
        Marianna leżała teraz na sianie jak Ewa zanim ją Archanioł spod jabłonki pogonił. Januchowicz zrzucał kolejne częsci ubrania patrząc z góry na jej kobiece kształty. Na pięknie zarysowane trzy wzgórza - bliźniacze piersi i brzemienny brzuch. Na wychylone już ciemnoróżowe wargi połyskujące wilgocią. Na zaciskające się na wiechciach slomy dłonie. Na twarz słowiańskiej madonny ozdobionej nie prszystającym jej chochlikowym uśmiechem. Kiedy klęknął wreszcie w adamowym stroju między kolanami Marianny miał wrażenie, że klinga męskiego pałasza twardsza jest od damasceńskiej stali.
        “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
        Alexander Woollcott

        Skomentuj

        • karolp
          Świętoszek
          • Oct 2009
          • 36

          #5
          Dobre, pisz dalej

          Skomentuj

          • selenograf
            Ocieracz
            • Mar 2010
            • 182

            #6
            Chłopka zamknęła oczy, jak zwykle kiedy legła pod mężowskimi lędźwiami. Jednak zaraz powieki rozchylił chochlik kosmaty. Marianna wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w purpurą nabiegłą śliwkę u końca lekko zgiętego stercza.
            - A powiadają, że u chłopa po czwartym krzyżyku siły męskie w starczym uwiądzie nikną - oblizała spierzchnięte usta.
            - Jak mawiał Mistrz Jan z Czarnolasu: u starego dębu korzeń twardy - twardo rzucił Januchowski i rozchylił kolana chłopki jak niedźwiedź dziuplę leśnych pszczół. Ujął u podstawy swego twardosza i zanurzył go w miodową posokę. Powoli jak ruszający zastęp
            - O matulu... - jęknęła Marianna, ale nie odepchnęła agresora. Przeciwnie, zaplotła wokół włochatych nóg szlachcica nogi i piętami nacisnęła bliżej siebie. Ten warknął i zanurzył ostrze pałasza aż po sam jelec. Usiadł na piętach jednocześnie chwytając chłopkę za pośladki i przyciągnął do siebie tak, że spoczywała nimi na udach. Nie potuszal biodrami, ale czuł na trzonie zaciskający się i rozluźniający uścisk mariannowego łona. Teraz mogł sięgnąć dłońmi do krągłego brzuszka. położył je po obu bokach i czule pogładził. Kobieta się uśmiechnęła.
            - Chyba tylko ostatni patałach może odrazę poczuć to tak nadobnych krągłości - w głosie mężczyzny zadźwięczała nuta czułości.
            - Wasza miłość jak coś powie, to niewieście serce jak z marcepana ulepione zda się.
            - A ja wielkim amatorem cukrów jestem. Zwłaszcza gdy słodycz drażniąt in spe karmiących smakuje mleczkiem ptasim - Januchowski sięgnął wyżej palcami i złapał za koniuszki sutków.
            - Och... - znów z kobiecej krtani wyrwał się cichy jęk.
            Marianna czuła w dole palącą niecierpliwość. Zupełnie jak wtedy, kiedy podkuchenna Jagna wykradła z piwniczki zamorski korzeń imbirem zwany. Dla zdrowotności od kupców ze Porty idących za cieżki grosz przez medyka Iacentego kupiony. Nad kuflem magister zdradził, że ponoć ingrediencja sił żywotnych w małżeńskiej potrzebie dodaje. Brzemienna żona potajemnie sokiem imbirowym swe łono wysmarowała, w nadziei że czarodziejski eliksir ochoty Antkowi przyprawi. Ale tylko ognistą żałość za pieszczotami między uda imbir przyniósł. Chłop jak co wieczór do ściany twarzą zachrapał i Marianna musiała w potrzebie uciec się po kryjomu do walcowatej rękojeści od tłuczka.
            Szlachcic zaś zastnawiał się nad taktyką oblężenia twierdzy. Postanowił zacząc od frontalnego ataku ze zdobytego już przyczółka. Wsparł się na dloniach i rumaka swej chuci do stępa zebrał. Ujeżdżał uważnie lepkie gniazdko, co by nie uszkodzić wypukłego schronienia dla maleństwa nierodzonego . Chłopka rytmicznie oddawała lędźwiami kolejne ingerencje w swą kobiecość. Jednak taka pozycja zbytniego możliwości do rozwinięcia ataku nie dawała. Januchowski postanowił atak od ariegardy przypuścić. Wysunął się i bezceremonialnie powiódł kobietę by ułożyła się w la posizione del cane tak ulubonej przez słodką Bellę w zacisznej komnacie Pałacu Dożów. "Będzie brał mnie jak pies grzejącą się sukę" - pomyślała chłopka nieświadoma weneckich konotacji w umyśle swego pana. A szlachcic już ponownie z fruktów swej pańszczyzny raczył skorzystać pałaszem chciwym walki i w pochew aksamitną aż po kabłąk jajec się zanurzył. Ściekała kobiecymi sokami obficie, nawilżając pięknie ostrze przy każdym pchnięciu. Marianna drżała. Ostre koniuszki słomy drażniły przy każdym poruszeniu kołyszące się piersi. Czuła głową pochyloną w strone stogu zapach odchodzącego lata. Kolana i łokcie wygodnie umoszczone w siennym legowisku pozwalały na mocne oddawanie ataków zniewolenia. Rozpulchniony owoc jej niewieściej chluby kurczył się raz po raz na gorącym prąciu. Wspomnienie o Antku, putkerowej dumie i niewinności brzemiennego stanu rozpływały się w chlupotaniu chochlikowego soku. "Jak grzejąca się suka" - wróciło do głowy niechlubne porównanie. I tak też się zachowywała. Bezwstydnie nadstawiała się pod grzeszny buzdygan, jedną dłonią masowała nabiegłe znów mleczną rosą sutki. Ściskała piersi marząc, by to męskie dłonie wzięły w jasyr te soczyste jabłka.
            Sunęła dalej ręką, Gładziła wydatny brzuszek. Dotarła wreszcie do wstydliwego zakątka i bez opamiętania masowała wyprężony guziczek między płatkami. Wreszcie sięgnęła dalej, pieszcząc kołyszące się jajca.
            - O matulu.. - teraz szlachcic jęknął z rozkoszy. Dawno już żadna białogłowa tak bardzo nie rozpaliła płomienia pod jego podgoloną po sarmacku czupryną, w kosmatym torsie i w rozbychanych lędźwiach. "Jakże to tak. Nie godzi się, aby pańszczyźniana baba nawet nie wiadomo jak nadobna kręciła herbowym jak nie przymierzając młyńskie koło podczas roztopów." - rozbłysła nieoczekiwana myśl. Postanowił przypuścić finalny atak od strony tylniego bastionu. Nie przerywajac rytmicznych ataków swej kopii w bramę główną podstępnie wdarł się paluchem w fosę między pośladkami uprzednio zwilżywszy damskimi sokami. Naparł zdecydowanie i wepchnął kciuk po knykieć.
            - Nie goooodziiiii sięęęęęę - krzyknęła Marianna. W panice myślała o wizycie w klasztornym konfesjonale. Obowiązek pańszczyźniany miałaby przez Ojca Spowiednika w mig odpuszczony. Skończyłoby się na nowennach i różańcach pokutntych. Ale grzech sodomski to już nie taka lekka rzecz. Może nawet o na sumie by ją z ambony wskazano jako niepoprawną grzesznicę, co to Januchowskiego na pokuszenie zawiodła.
            Jednak szlachcic nie zaprzestawał ataków na tylnie wrota. Rozwierał ciasne zakamarki w tym samym rytmie, w jakim dobijał się do samego końca swego pałasza w zmaltretowaną kobiecość. Chłopka z przerażeniem skonstatowała, że chochlik w podołku rozbestwił się niemożebnie i tyłek sie wraził, zapodając przy niechrześnijańskiej penetracji bezecne ukontentowanie.
            - Poniechajcie mego zadka miłościwy panie. Jam tylko prosta chłopka. Dla mnie takie bezeceństwa to ino sromota i niechybna zguba dla spokojności duszy - Marianna starała się wybronić swój anus, ale jej ciało mówiło zupełnie innym językiem. Pulsowanie jestestwa narastało przy każdym kolejnym ruchu trzonu i kciuka.
            - Jam Ci jest twój pan w prawie swym in statu nascendi działania podejmujący i całaś ty moja, jak to i wasza chata, twój Antek i spłachetek ziemi przy chacie - wywarczał Januchowski. - Mogę was wszystkich hen za Dniestr pognać i tam będziecie swego losu szukać. I pod Antkiem swym w ciemnościach chaty zalegać, kiedy mu zapału i sposobności starczy.
            Marianna zamarła, kiedy szlachcic przestał szturmować jej obie bramy. Wysunął lepiącego się od niewieścich soków pałasza i położył główkę na gwiazdce dupki lekko rozchylonej po igraszkach palcem .
            - Albo możesz na każde me skinienie pozostwać i swe ciało ofiarować na każde drgnienie mego zapału - Maurycy położył pulsującą głowkę między rozwartymi pośladkami.
            - I nic w nim nie pozostanie nie tknięte - szlachcic trzymał dłonią trzon, ale to chłopka naparła pośladkami na śliwkę główki.
            .- Ani gardziel.
            Kobieta nie przestawała pchać ciasną dziurką się na spotkanie męskich lędźwi. Dyszała przez szeroko otarte usta
            - Ani kuciapka.
            Marianna czuła, że w płatkach pomiędzy udami rośnie lepkość i gorącość. Wsparła się na prostych rękach i czuła, jak po kawałeczku zgrubienie na końcu stercza wnika w zakazane miejsce.
            - Ani zadek - Januchowski ujął za biodra swą poddaną i wcisnął się w pupę od razu do połowy pałasza. Zaczął teraz dobijać się głębiej i głębiej, tym łatwiej, że i maryjański rowek nie zaciskał się już jak wprzódy, jeno rytmicznie oddawał rytm.
            Marianna nie przestawała już jęczeć. Żałowała tylko, że nie ma pod ręką przyjaznej rękojeści tłuczka, żeby między płatki kobiecości go wrazić. Tymczasem tańcowała między nimi palcami. Wiedziała, że Antek nie ma ani chęci, ani zdolności by tak jej dogodzić, jak to się w stogu właśnie działo. Postanowiła Księdzy Spowiednikowi ani słowem nie wspomnieć, co jej chochlik w jestestwie narozrabiał. "Pewnie będę musiała do folwarku częściej zachodzić, by swemu panu jak sobie raczy najstosowniej służyć" - zachichotała jej kosmatość w głębi pomyślunku.
            - Nie pozostanie nietknięta też spokojność twej duszy - szlachic jak by czytał w jej myślach. Dobijał się teraz już rytmicznie w samą gorącość ciasnego aksamitu. Szybko i mocno jak werbel grający do ostatecznego szturmu twierdzy. - We dnie i w nocy w tęsknocie mego zaganiacza wszystkie twe senne i bezsenne chwile będą się...
            Męski bukłak pod balistą rozpalił się jak panewka i puścił w ruch wrzącą smołę męskich soków. Januchowski zdążył wyskoczyć.
            - ...Dopominać - skończył tyradę i trysnął miałym mleczem na plecy i pośladki Marianny. Te właśnie krople spływajace w dół po skórze przechyliły kielich jej ksomatości i cała w drgawkach z dłonią wciśniętą między uda zwaliła się na siano i cicho jęcząc leżała z zamkniętymi oczami.
            - Ot i rzeczone o „la petite mort” w krasie słowiańskiego żniwa - uśmiechnął się Maurycy i otarł podbrzusze wiechciem siana.
            “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
            Alexander Woollcott

            Skomentuj

            • selenograf
              Ocieracz
              • Mar 2010
              • 182

              #7
              Z Maurycego taki erudyta jak z Pana Zagłoby

              ale Dahrehor szacun za znajomość klasyki
              0statnio edytowany przez sister_lu; 17-11-12, 15:12.
              “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
              Alexander Woollcott

              Skomentuj

              • przyjaciel40
                Perwers
                • Jul 2010
                • 1116

                #8
                szacunek za seksi opowiadanie proszę o dalszy ciąg
                Nie dyskutuję z debilem! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.

                Skomentuj

                • selenograf
                  Ocieracz
                  • Mar 2010
                  • 182

                  #9
                  Skrzypnęły drzwi od chaty. Marianna weszła pochylona przytrzymując pod szyją poły rozdartej koszuli. Szybko dotarła do gospodarstwa - szlachcic wciągnął nową kochanicę na siodło i kłusem pokonał drogę do sioła. Kobieta uprosiła Januchowicza żeby sromoty jej nie czynił i wysadził już przy ostatnim zakręcie drogi. Do swojego domostwa miała stamtąd trzy rzuty kamieniem i kołatanie w sercu jeszcze nie ustało. Skóra lepka była jeszcze od męskiego spełnienia, a pulsowanie w podołku i otarte lnem czubki piersi nie dawały zapomnieć o pańszczyźnianych igrcach.
                  - Jużem myślał, że jakieś licho cię pode drogą dopadło - z półmroku dobiegł silny głos starego Wojciecha. Marianna zmrużyła oczy przyzwyczajając je do zmiany natężenia światła. - Pewnieś głodna jak stado wilków na przednówku?
                  W smugę jasności rozchylającą się od progu chaty wszedł z ciemności chłop wyższy o głowę od córki swego syna. Rysy twarzy miał ostrzejsze od antkowych, bardziej rozrośnięty w barach. Często się uśmiechał, jak by na zmartwieniach mu zbywało. Od czwartego krzyżyka już trzy roki minęły, więc ciemną czuprynę śnieg czasu znacznie już przyprószył. Teraz jednak się zasromał.
                  - A cóż to za zbytek. Nowa koszula porozdzierana? Czy ty szaleju się objadła przy sianokosach?
                  - Januchowicz... Dopadł i zbałamucił...
                  Marianna spućiła bezradnie ręce wzdłuż ciała. Wojciech przełknął ślinę. Z rozchylonej koszuli wychynęły dwie półkule. Potarł wierzchem dłoni czoło. "Nie jest dobrze, kiedy chłop jeszcze całkiem ruchawy tyle bez baby musi sobie radzić. Wtedy chuć go dopada aby i przy snesze". Od czasu pogrzebania żony dwie zimy przed godami syna ani razu Wojciech niewieścich pieszczot nie zaznał. Nie to, że by chętnej nie było. A chociażby i wdowa po kowalu. Ale jak sobie pomyślał, że wieś by go zaraz na języki wzięła, to wolał w zaciszu izby sam swoją gałęź strugać. A że soki męskie w nim buzowały, kiedy w alkowie syn swej ślubnej dogadzał, to i powód do spowiedzi często się pojawiał. Jęki i skomlenia maryjannowe takim go gorączką czyniły, że już dwa razy krzyżem w nawie głownej musiał pokutnie zalegać.Do tej poty jednak po bożemu ręce z dala od sneszki trzymał. A teraz... Nie dość, że skrzypienia alkowiane od wielu niedziel ustały, to jeszcze teraz obcemu zadek nastawiła. Jeszcze zapach januchowyczowego mlecza od niej bil jak nie przymierzając od klaczy źrebnej, co dzikiemu ogierowi z Dzikich Pól jeszcze się nastawia.
                  - Broniła się od swawoli ? - warknął Wojciech.
                  - A jakżeby inaczej - Marianna spuściła głowę.
                  - A nie łżesz? Przecie Januchowyczowi niejedna baba w wiosce byłaby łaskawa.
                  - A niech by mnie szpakami karmili. Przecie widzi Wojciech, że całe giezło potargane jak po przemarszu Tatarzyna.
                  - No do bata chyba nie sięgnął. Bo skóra nienaruszona.
                  - Nie sięgnął.
                  - Może nie miał potrzeby sięgać. Co? - świekr podszedł bliżej i ujął kobietę pod brodę. Chciał jej w oczy spojrzeć, ale wzrok odwróciła.
                  - A więc powolna mu byłaś. Jak sie Antek wywie, to na poniewierkę wyrzuci i pleban z ambony wychłoszcze srogim słowem. Ciekawe czy wtedy tak Januchowicz chętnie będzie brał co nie swoje. Może na świniarkę przyjmie to i dopasowanie będzie jak tłuczek do moździerza - Wojciech rzucał bezlitosne słowa raz za razem jak by gradem o klepisko.
                  Marianna opadła na kolana. Mężczyzna odwrócił się do niej plecami
                  - Zmiłujże sie Wojciechu dobry. Poniechaj mnie. Zamilknij jak nagabywać nie będzie. Na cóż mi taka hańba i poniewierka. Czym ja mogła się przeciwić, rzeknij sam. Czy ja ci jednym złym uczynkiem zaszkodziła? Drugiej takiej dobrej snechy w całym powiecie nie uwidzisz. Wszystko zrobię, tylko poniechaj mnie. Dwa razy bardziej robotna będę i uczynna.
                  - Uczynna powiadasz... - Wojciech na powrót staną twarzą do klęczącej. Czuł, jak korzeń portki mu już całkiem twardo wypełnił. Grzeszne myśli walczyły z potępnieniem dla grzesznicy.
                  Marianna z przerażeniem patrzyła na wyraz twarzy chłopa. Tak właśnie mierzył ją Januchowicz kiedy z konia dzisiaj zsiadał. Modliła się w duchu, żeby ją przeczucie myliło. Ale modlitwy niewiasty dzisiaj omijały wrota niebieskie. Wojciech ujął ją za ramiona i uniosłszy wpił się ustami w korale ust swej sneszki. Poczuła zapach potu - pełen męskiego pragnienia. Odpychał i zniewalal zarazem. Marianna stała bezwolna jak nornica, która zamarła w obliczu żmiji, ufna że biernością na wzór padliny oszuka gada. Gdyby to zdarzyło się innego dnia, w innej godzinie. Pewnie by siłę i wolę znalazła, by grzesznego świekra odepchnąć i wybiec na podwórzec ratunku szukając. Ale Januchowiczowe pieszczoty złamały bezgrzeszność duszy z siłą kopyta roznoszącego pole stokrotek. Czuła, że sutki znowu budzą się do życia, a pulsowanie w podołku z odległych mruczeń burzowej chmury raz za razem gromem uderzać zaczyna.
                  - Poniechaj mnie...
                  Wojciech bez słowa pociągnął ją ku stołowi sosnowemu. Marianna w posagu go do gospodarstwa wniosła. Solidny, szeroki z mocnymi nogami na konarach z grubsza tylko ciosanych.
                  - Poniechaj mnie - szeptała snecha do wojciechowego ucha, ale jedną dłonią już sznur w portkach znalazła. Nie raz korzeń świekra w balii podczas ablucji świątecznych podejrzała. Natura chojniej obdarzyła ojca niż syna i zdarzyło się Mariannie lubieżne myśli o Wojciechu piastować gdy tłuczek między nogi wrażała w nocach postnych od antkowych zapałów.
                  Mężczyzna cały czas milczał. Jednym ruchem spódnicę ściągnął. Gestem skłonił kobietę do legnięcia plecami i zadkiem na blacie. Błogosławiła półmrok izby, który nie odkrywał jak bardzo kreska między nogami rosą miłosną zaszła. Rozchyliła kolana piętami o blat stołu nogi wspierając. Wojciech zamiast zaganiacza swego od razu w łono wrazić chwycił go u nasady i samą śliwką nabrzmiałą jął pulsujące wargi drażnić. Suwał półzanurzoną między wargami, uderzał w nabrzmiałt guziczek, lepki od kobiecego i swego pożądania do dziurki zakazanej sięgał. Ale nie wchodził głębiej.
                  - Zerżnij mnie Wojciechu wreszcie, bo z pragnienia na wiór wyschnę.
                  - No suchości to ja nijak nie dostrzegam - uśmiechął się Wojciech, ale drażniących pieszczot poniechał. Ujął znienacka za stopy kobiece i na ramiona każdą z nich sobie zarzucił, aż pośladki musiała Marianna od blatu oderwać. Wtedy poczuła, jak wpycha się męski członek między wargi już mało-wiele rozchylone. Potarcie siłę swą zwiększyło i doznania jeszcze większym strumieniem od podbrzusza popłynęły. Kobieta sięgnęła do swych piersi. Masowała je jak by nad strumieniem poprzecieraną ze starości pościel z nadmiaru wody wyciskała. Mocno, ale z wyczuciem. A Wojciech swoim pługiem żeńską skibę raz za razem penetrował. Dyszał jak cherlawy mnich, ale w jego czynach nic cherlawości nie było. Trzymał Mariannę za biodra i chędożył ją mocarnie. Jednak lędźwiom kobiecych słodkości spragnione wiele wysiłku nie było trzeba. Przyspieszył więc chłop swoją niebiańską orkę. Marianna sięgnęła dłonią do perły nabrzmiałem spodziewając się rychłego kresu świekrowego rżnięcia.
                  I stało się. Wojciech stanął na sztywnych nogach i pompował, pompował, pomował kolejne porcje gorącej nalewki w łono żonu swego syna. A ona jęczała już na całe gardło czując płynny ołów krążący w jestestwie. A kiedy mężczyzna ostatni raz szarpnął biodrami poczuła nadchodzące fale miodowego doznania. Kuciapka kurczyła się jeszcze rytmicznie kiedy męski korzeń flaczał między poobcieranymi wargami.
                  - La petite mort. Po raz wtóry tego samego dnia - szepnęła Marianna z uśmiechem. Czuła nasienie spływające po jej łonie w dól na blat. Wojciech wysunął się i stał dysząco obok stołu z zaciśniętymi pięściami. Spojrzał snechę spoczywającą z rochylonymi nogami jak dziewka wszeteczna i poczuł, że w lędżwiach ponownie zaczynają żywo soki krażyć.
                  “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
                  Alexander Woollcott

                  Skomentuj

                  • nef
                    Świętoszek
                    • Mar 2013
                    • 5

                    #10
                    Świetne, naprawdę świetne. Czekam na kolejne historie cnotliwej chłopki . Albo rówieśniczych jej panien kuchennych?

                    Skomentuj

                    • przyjaciel40
                      Perwers
                      • Jul 2010
                      • 1116

                      #11
                      faktycznie pobudzające zmysły proszę o dalszy ciąg
                      Nie dyskutuję z debilem! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.

                      Skomentuj

                      • selenograf
                        Ocieracz
                        • Mar 2010
                        • 182

                        #12
                        Ale póki co jeno ochotność w duszy Wojciecha powstała. Korzeń pozostał miękkotwardy po niedawnym wypluciu soków żywotnych. Bez słowa podszedł do stołu od strony głowy swej snechy. Przygarnął ją do swych lędźwi. Ujął męski członek u nasady i przyłożył do ust dziewczyny.
                        - Smoktaj – warknął.
                        - Jeszcze Ci nie dosyć? – Marianna uśmiechnęła się niewinnie. Sama była ledwo żywa po igrcach na stogu z Januchowiczem i niespodzianego ataku świekra.
                        Smoktaj – naparł śliwą na kobiece wargi.
                        I Marianna jak wcześniej swego pana pańszczyźnianego, teraz i ojca swego męża głowicę w usta przyjęła. Chciała jako i wcześniej zabawiać się to delikatnie to mocniej. Ssać, całować, pieścić i główkę i trzon i jajca. Jednak Wojciechowi obce były subtelne upodobania Januchowicza. Po prostu potraktował pakowanie kutasa w usta niczym zjadanie uchy z płoci w postny dzień. Jej zadaniem nie jest nacieszyć smakiem żołądek, a tylko go na świąteczne wiktuały przygotować. Walił zatem starzec młódkę w usta wchodząc aż po same gardło. Raz za razem, bez zbędnych atrakcji. Przyniosło to planowany efekt. Korzeń nabrzmiał od suwania w ustach i stwardniał na tyle, że do dalszej orki był sposobny. Takoż i po wykonaniu zadania wargi nieco zawiedzionej kobiety opuścił.
                        - Zlazuj z tego blatu. Nastaw się.
                        Marianna nieruchawa przez swą brzemienność zgramoliła się opuszczają stopy na klepisko.
                        Będziesz mnie dalej chędożył?
                        Ano będę. Nastaw się.
                        Marianna stanęła rozstawionymi stopami na tkaninie spódnicy, bo już chłód od ziemi ciągnął. Oparła się na przedramionach o blat stołu i zadek wystawiła jak najwyżej.
                        - Ughhhh... - jęknął Wojciech wchodząc w damską kreskę aż po samą nasadę trzonu.
                        - Ohhhh – jęknęła kobieta. Pchnięcie od tyłu potarło końcówkami sutków o sosnowe deski.
                        Mężczyzna chwycił kobietę za biodra.
                        - Komu tu nie dosyć – zaśmiał się chrapliwie. - Wrzącaś i wilgotna między nogami niczym kisiel wielkanocny.
                        - Chcę was poczuć jak najmocniej Wojciechu. Dacie radę? - dziewczyna sama nie wierzyła, że te grzeszne słowa uszły z jej podołka.
                        - A co mam nie dać. Tylem od garnca z miodem był odstawiony, że teraz apetytu mi nie brak.
                        Co powiedział, to też zrobił. Rozpychał się w ciasnościach snechy na wszystkie strony. Bódł ją niczym kłonicą snopek żyta. Mocno, z chłopską zawziętością. Z zaciśniętymi zębami. A Marianna tylko jęczała raz za razem. Rozstawiła łokcie szeroko, żeby móc dłońmi sięgnąć do swych piersi. Skubała ich czubeczki, aż krople mleka spadały i mieszały się na blacie z plamami męskiego mlecza. Czuła się, jak by ktoś ją wzniósł nad przysiółkiem, polami i lasami i niósł daleko ponad chmury i deszcze aż pod słońce. Twardy członek bódł ją w rytmie uderzeń skrzydeł jastrzębia. Niespiesznie, ale z całą mocą drapieżnego ptactwa.
                        - Taaak... Taaaak... Taaaak – oddawała tyłkiem pchnięcia. Była cała poocierana i porozpychana, ale niedbała o to. Czas zdawał się ciągnąć niczym nitki lnu podczas skręcania na konopny sznur. Wojciech nie przestawał. Po pierwszym ujściu nasienia był gotów do długiej i stromej drogi. Uderzał zatem w zachłanną ****ę bez wytchnienia. Coraz głębiej, mocniej i wytrwalej. Jajca uderzały rozkołysane w tym samym rytmie w podbrzusze kobiety.
                        Marianna jednak zatęskniła do szlacheckiego rozpasania, jakiego doznała na żniwnym polu. Rżnięcie świekra było przy pieszczotach rozzuchwalonego Januchowicza jak rosół z chudego koguta przy pieczonym bażancie. Może da się to z dużym smakiem zjeść, ale wspominać nie będzie po co. Wyobraźnia dziewczyny oderwała się ponownie od wojciechowej chaty, ale tym razem pogalopowała do dłoni, korzenia i ust Januchowicza. Przypomniało jej się, jak ją przymusił do wpuszczenia w zakazane wejście. I jak bardzo tego nie żałowała. Tym razem jednak wiedziałaby, jak czerpać więcej przyjemności.
                        Kobieta postanowiła wprowadzić myśl w czy. Uniosła się nieco i sięgnęła do tyłu. Odnalazła dłonią suwający się trzon. Pozwoliła, żeby suwała się między palcami. Wojciech suwał się bez zmiany rytmu. Jednak kiedy miał wziąć większy impet i odsunął się wypchnęła członka z kuciapki i powracającą gruchę poprowadziła między pośladki.
                        - Ożeszszszty – krzyknął świekr. Niemal cała główka wniknęła w ciasną dziurkę. Marianna nauczona doświadczeniem ze stogu siana rozluźniła mięśnie i korzeń miał mniej ciasną drogę przed sobą.
                        - Ależ z Ciebie ***** – jęknął Wojciech, ale nie uciekał spomiędzy pośladków kobiety. - Sodomii chcesz mnie uczyć?
                        - A bo wam jakieś nauki potrzebne, jak mlecz codziennie w dłoń upuszczacie na widok mego zadka?
                        Mężczyzna postanowił nauczyć młódkę moresu. Pchnął mocniej. I jeszcze raz. I do przodu. Marianna kwiliła ze słodkiego bólu. Korzeń Januchowskiego był mniej okazały, a szlachcic bardziej wprawny w takich zabawach. Gospodarz po prostu wpychał się w tyłek jak drewniany klin w rąbany pieniek. Jeszcze nigdy nie zaznał tak pięknego ciasnego uchwytu damskiego ciała na swoim kutasie. Kobieta sięgnęła w tym czasie do swego guziczka. Masowała się intensywnie, czując że ****a znowu przebogata w lepką rosę. Wojciech przyspieszył rąbanie drew. Teraz już cały trzon suwał się w tyłku Marianny bez większych przeszkód. Sięgnął od dołu i masował brzuszysko i kołyszące się dydle przyszłej matki swego wnuka. Ugniatał piersi w wielkich dłoniach, ściskał i szczypał. Kobieta tym intensywniej oddawała suwy nie przestając kwilić ni na chwilę.
                        Mężczyzna czuł, że do zdobycia najwyższego szczytu niewiele już mu trzeba. Wysunął się z anusa.
                        - Co robicie – dziewczyna odwróciła głowę.
                        Wojciech zaczął się brandzlować bliziutko jej ud. Czuła, że uderza główką to w tyłek to w cipkę, do w jedno i drugie udo. Nagle jęknął. Zamknęła oczy, wyczekując na uderzenie ciepłych kropel o skórę. Nic z tego. Nagle poczuła na ustach męską dłoń pokrytą lepką wilgocią. Wojciech musiał skończyć w swej dłoni, jak to zwykł czynić w samotności.
                        - Smoktaj – usłyszała jego głos przy uchu.
                        - Nie chcę...
                        - Obliż suko, no inaczej opowiem Antkowi jaka z Ciebie wielka *****...
                        I dziewczyna zaczęła zlizywać z męskiej dłoni gorzki smak męskiej przyjemności.
                        “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
                        Alexander Woollcott

                        Skomentuj

                        • Niuniek16v
                          Seksualnie Niewyżyty
                          • Apr 2013
                          • 249

                          #13
                          Jak zwykle świetne.

                          Skomentuj

                          • przyjaciel40
                            Perwers
                            • Jul 2010
                            • 1116

                            #14
                            faktycznie dobre może coś dalej
                            Nie dyskutuję z debilem! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.

                            Skomentuj

                            Working...