W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Pomoc potrzebna na gwałt (bi)

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • trujnik
    Seksualnie Niewyżyty
    • Mar 2018
    • 201

    Pomoc potrzebna na gwałt (bi)

    Pejzaż za oknem zaczął powoli szarzeć, po jakimś czasie rozmył się zupełnie za sprawą mżawki i rozmazujących się na szybie refleksów światła. Tylko gdzieś daleko świeciły czerwone punkciki wieży nadawczej na Ślęży. Dodatkowo włączone w wagonie mdłe, żółte światła rozmyły go zupełnie. Marek patrzył w okno automatycznie, to co miał przed oczyma doskonale komponowało się z jego nastrojem.
    Zwariowałem, oszalałem zupełnie – miął w myślach słowa. Najbardziej pragnął, by pociąg nie dojechał do celu. Stanął gdzieś między Strzelinem a Kłodzkiem i już nie ruszył. Albo nie wyjechał z tunelu koło Barda. Wszystko jedno. Jeśli nie pomyślał o spektakularnej katastrofie kolejowej, to tylko z szacunku dla anonimowych współpasażerów. Oni tu nic nie zawinili. Tymczasem pociąg był pośpieszny i triumfalnie, lekceważąco mijał kolejne stacyjki. Marek czuł się coraz bardziej zdenerwowany. Niestety, o zapaleniu papierosa mógł tylko pomarzyć. Wsadził w usta kawałek wstrętnej, szczypiącej gumy z nikotyną i spłukał pierwszą piekącą gorycz colą. Zastanawiał się, czy nie zrejterować. Mógł to jeszcze zrobić w Ziębicach. Z chwilą, gdy postawi nogę na dworcu Kłodzko Miasto, nie będzie odwrotu.
    ***
    Zaczęło się niepozornie – niewinny romans z chłopakiem poznanym na internetowym czacie, sporo mlodszym. Polubili się, i to nawet szybko, ale każdy lubił tego drugiego inaczej – Marek zakochał się w Zdziśku bez pamięci, ten zaś cenił przyjaciela, ale wiązać z nim nie zamierzał. Po dwóch gorących nocach przestali zresztą ze sobą sypiać, ku ogromnej rozpaczy Marka, bo mimo krótkiego malucha Zdzisiek kochać się umiał i Marek osiągał ogromną satysfakcję. Zdzisiek stwierdził po prostu, że chciał tylko spróbować miłości z facetem, przeszło mu i to nie jest to, co lubi najbardziej. Każdy zatem poszedł w swoją stronę: Marek dość nieporadnie szukał nowego faceta, Zdzisiek znalazł dziewczynę. Nie od razu, ta właściwa trafiła się za trzecim razem. Był ślub, a jakże, Marek do dziś pamięta, jak się schlał i mało nie zrobił awantury. Oprócz rodziców państwa młodych był chyba jedyną osobą w kościele, która uroniła łzę przy sakramentalnym "tak". To wesele było zresztą dla niego swoistą stypą, stypą po kimś kogo kocha i kto właśnie definitywnie przepada. Po którejś wódce pomyślał nawet, że to gorsze niż śmierć tego drugiego. W ogóle nie powinien być na tym weselu... Najmilszym zaskoczeniem była panna młoda. Joasia okazała się wesołą, rezolutną i ładną dziewczyną. Jeśli to wesele kojarzyło mu się z czymkolwiek pozytywnym, to wyłącznie z przekonaniem, że Zdzisiek dostaje się w dobre ręce. Tylko życie szczęściem per proxy nie jest wcale przyjemne.
    Po ślubie Zdziśka spotykali się coraz rzadziej, co nie przeszkadzało im przegadać wielu godzin przez telefon. Może to i lepiej, Marek męczyłby się potwornie, jak to mówił, macając towar przez szybę; zdzisiek alergicznie reagował nawet na polożenie ręki na ramieniu, nie mówiąc o czymś innym. Zastanawiał się, kiedy Joasia zajdzie w ciążę. Ale mijały miesiące i cisza, przynajmniej na ten temat. Marek nie łączył rozdrażnienia przyjaciela z niczym, aczkolwiek intuicyjnie wyczuwał, że coś jest nie tak. Może jednak kobiety to nie to, co Zdzisiek lubi najbardziej? Pamiętając jego zaangażowanie w męsko-męski seks, nie było to wcale takie niemożliwe. Przy którejś rozmowie nawet zażartował: To te bociany omijają Nową Rudę? Nie doczekał się jednak odpowiedzi a wprost pytać jednak nie wypadało, niezależnie od tego jak bliskimi są przyjaciółmi.

    ***
    Marek wpatrywał się w nieruchomą twarz Zdziśka. Siedzieli w małej poznańskiej knajpce, w jakiejś wnęce. Rozmowa nie kleiła się, jak rzadko, tym bardziej, że przecież Zdzisiek przyjechał do niego i to na jego własne żądanie. Zawsze mieli sobie tyle do powiedzenia, robili to zwykle bez podchodów, podjazdów, taktyki. Tym razem Marek widział, że Zdzisiek szuka jakiegoś sposobu na rozmowę. Unika spojrzenia prosto w oczy, bezmyślnie miętosi palcami rąbek serwety, pali jednego papierosa za drugim. W końcu wypalił.
    – Marek, czy chciałbyś być ojcem mojego dziecka?
    Cisza.
    – Mógłbyś powtórzyć pytanie? Bo nie zrozumiałem?
    – Czy mógłbyś, no wiesz, zastąpić mnie w procesie prokreacji? Ja nie mogę. No nie da się. Chcesz, to powiem dlaczego, żadna tajemnica, choć to tu nie jest najważniejsze.
    Marek nie odpowiedział od razu. Niezwykłość, a nawet bezczelność tej prośby pozbawiła go mowy na kilkadziesiąt sekund.
    – Nie rozumiem. Nie możesz adoptować? – zdenerwował się. Przecież to chyba oczywiste?
    – Nie chcę. Adoptujesz jednak obcego dzieciaka i nigdy nie wiesz, na kogo trafisz. Ja wierzę w geny, a do adopcji dzieciaki z dobrymi genami rzadko trafiają.
    – A z tobą? Jakaś terapia? Operacja? No przecież chyba wiesz co ci jest, mimo że nie chcesz o tym mówić?
    – Odpada.
    Cały Zdzisiek, pomyślał Marek. Odpowiedzi niczym kule z karabinu maszynowego. Szybkie, krótkie, ostre, ostateczne.
    – No dobrze, ale dlaczego ja? – westchnął ciężko Marek.
    – Długo myślałem, kto. I nie tylko ja. Brzydki nie jesteś, inteligentny, masz miły, niewkurzający charakter, nie chorujesz, wszystko masz na swoim miejscu. Byłbyś dobrym...
    – ... reproduktorem – wpadł mu w słowo Marek. – Nie krępuj się, nazywaj rzeczy po imieniu, znalazłeś buhaja.
    Za ostro to zabrzmiało, pomyślał. Zawsze gdy się kłócili, robił wszystko, by go nie stracić. Wiedział jak daleko może się posunąć i czuł, że tym razem zbliża się do granicy. Ale Zdzisiek nie zareagował na niemal jawną zaczepkę.
    – Przemyślisz to? – jego głos był prawie błagalny.
    – Nie wiem, jak to sobie wyobrażasz. Wiesz, że ja...
    – Wiem. Nie robiłeś tego z kobietą – domyślił się Zdzisiek.
    – Właśnie.
    – Mam ci dać jakieś pornosy jako materiał poglądowy? – Marek mógłby przysiąc, że nie zabrzmiało to jak żart.
    – Nie wygłupiaj się, przerabiałem to w wieku dwunastu lat. Ja się po prostu nie będę mógł przemóc a co dopiero... No wiesz, nie stanie mi – to ostatnie dodał bardzo cicho i przy okazji rozejrzał się dyskretnie dokoła. Co prawda seks nie był w ich rozmowach tematem tabu, tu jednak nieco się krępował.
    – Pomyślałem i o tym.
    – To znaczy? – zaciekawił się Marek. Co on ma na myśli?
    – Szczegóły techniczne omówimy kiedy indziej.
    Marek zapalił papierosa i, po pierwszym zaciągnięciu się, ogarnął całą historię bez słów.
    – No a Joasia? a ty? Przecież to zdrada?
    – Wliczone w koszty. Jaka zdrada? – żachnął się Zdzisiek. – Ani ona się nie będzie angażować emocjonalnie, ani ty... Jakoś przeżyję – Marek mógłby się założyć, że ten uśmieszek jest nieco obleśny. – Poza tym to będzie dla nas więc... Nic nie grozi.
    – Aśka wie, że ja jestem homo?
    – Nie i nie ma potrzeby jej o tym mówić.
    – A jak.... jak ja... no... Nie wiem, jak to powiedzieć. W końcu to dziecko będzie moje.
    – Za dobrze cię znam. Nie przewiduję problemów. Oczywiście zobaczysz dzieciaka – jak ci się uda go wyprodukować. No i swoją nagrodę też dostaniesz.
    Cynizm? Wyrachowanie? Marek zupełnie nie umiał ocenić tego, co się właśnie stało. Bo że się zgodzi, to było dla niego oczywiste. Kiedyś poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by Zdzisiek był szczęśliwy. Bo tak po prawdzie, nie odkochał się jeszcze. Jego uczucie przeszło raczej w stan uśpienia i co jakiś czas dawało o sobie znać. W różnej formie. A już na pewno nie odmówił żadnej prośbie Zdziśka i nawet nie zauważał, że nie jest to obustronne. A ta obiecana nagroda? Już na wet nie chciał wnikać, co to będzie, choć miał nadzieję, że to nie będzie zapłata pieniędzmi. Zdzisiek co prawda był materialistą ale nie aż takim. No i jeszcze: jak on go chce pobudzić? Viegra? Odpada, Marek miał już stan przedzawałowy i niebieska pigułka byla w jego przypadku zakazana. Poza tym nawet jeśliby zaryzykował, viagea postawi człona, ale nie wykona wytrysku, do tego jest potrzebne podniecenie. Skończy się tak, że będzie ją piłował przez godzinę aż mu oklapnie.

    ***
    – Proszę bilety do kontroli – wyrwał go z zamyślenia gruby, gburowaty głos.
    – Mamy jakieś opóźnienie? – spytał Marek pro forma. nawet jeśli, Zdzisiek będzie na niego czekał na peronie.
    – Nie, jedziemy punktualnie, Zaraz będzie Kamieniec i za piętnaście minut Kłodzko. – odpowiedział konduktor, oddał bilet i oddalił się. Marek czuł, jak narasta w nim napięcie. Gdy pociąg ruszył ze skąpo oświetlonej stacji w Kamieńcu, wiedział już, że nie ma odwrotu. Czuł narastającą suchość w gardle. Gdy za oknem zamajaczyły pierwsze światła Kłodzka, pomyślał, że tak naprawdę wszystko mu jedno. Przestał się nawet zastanawiać, kiedy to się stanie, dziś czy jutro.
    Zdzisiek czekał na peronie sam. Przywitali się chłodno, zwykłym podaniem ręki a i Marek nie ucieszyl się na widok przyjaciela tak jak zawsze.
    – Gdzie Joasia?
    – W domu.
    Przez całą drogę na przedmieścia Nowej Rudy nie odzywali się do siebie. Marek obserwował bezmyślnie pasy na drodze i usiłował wyłuskać z ciemności profil Gór Sowich. W każdym innym przypadku poczułby ekscytację, góry lubił a te zwłaszcza. Tu odbył pierwszą samodzielną wycieczkę, tu po raz pierwszy, i ostatni zresztą, zgubił się poważnie na szlaku, miał też skojarzenia bardziej seksualne, tu, w jednym ze schronisk zobaczył nago chłopaka, w którym się wtedy kochał. Miał wtedy chyba trzynaście lat i pierwszy raz widział chłopaka nago i ze sztywnym. Zresztą podobnego do Zdziśka bo od zawsze lubil chlopaków większychy i grubszych. Wszystko to w tej chwili nie miało już jakiegokolwiek znaczenia. Kolejne zakręty przybliżały go coraz bardziej do tego, czego się bał. Zdzisiek nawet nie naciskał, widząc stan Marka.
    Weszli do kuchni. Aśka czyniła jakieś przygotowania przy kolacji. Na ich widok uśmiechnęła się i Markowi wydawało się, że to był uśmiech jak najbardziej szczery. Zasiedli przy stole. Rozmawiali o rzeczach zupełnie nieistotnych, główny temat wieczoru w ogóle nie wypłynął. Do kurczaka na ostro i sałatki greckiej popijali dobre francuskie wino i Marek czuł, jak alkohol powoli rozlewa mu się falą ciepła po organizmie.
    – Dobra, to wy tu sobie panowie gadajcie a ja idę się wykąpać – oznajmiła Aśka, uśmiechnęła się promiennie, jak to miala w zwyczaju i zniknęła za drzwiami.
    – Jak to planujesz? – zapytał Marek, gdy usłyszał już zatrzaskiwane drzwi do łazienki.
    – Wszystko już jest przygotowane – uspokoił go Zdzisiek. – Aśka się wykąpie i pójdzie na górę. Potem ty się wykąpiesz i przygotujesz, a następnie do jej sypialni wejdziesz ty a nie ja. Światło będzie zgaszone. Zero rozmów, zrobisz to co masz i wyjdziesz. Będziesz spać na dole. Ja zresztą też, to chyba byłaby przesada, gdybym ja tam wszedł po tobie.
    Ma chłopak resztki przyzwoitości – pomyślał Marek. A głośno powiedział:
    – Ale ja... no wiesz, nic. Nic z tego nie będzie. Patrzyłem na nią – podniecenia tyle, co przy obserwowaniu kawałka kamienia.
    – I to wziąłem pod uwagę. Poczekajmy tylko aż Aśka wyjdzie z łazienki.
    Nastąpiło to później niż przewidywał. W tej chwili chciał mieć wszystko za sobą a najlepiej być w pociągu powrotnym.
    – Chodź do łazienki.
    Gdy wszedł, Zdzisiek napuszczał właśnie wody.
    – Rozbieraj się. Wskakuj.
    Wypite wino zaszumiało mu w głowie jeszcze raz. Dziwnie się czuł, rozbierając się przy Zdziśku. Gdy już był nagi, namydlona ręka Zdziśka dotknęła brzucha i zaczęła powoli posuwać się w stronę krocza. Znany i tak bardzo wczekiwany wstrząs przeszedł jego ciało, a czlonek zareagował natychmiast. Działo się coś, o czym Marek marzył od kilku lat i na co zareagował niemal automatycznie.
    – Ładnie, ładnie pęczniejesz – powiedział jakimś zduszonym głosem i odetchnął głęboko.
    Marek zauważył, że dla Zdziśka to też nie było obojętne. Powoli wyciągnął rękę, z ociąganiem rozpiął mu rozporek, świadom, że w każdej chwili może dostać po łapach. Nie tym razem jednak. Charakterystyczny męski zapach wdarł się w jego nozdrza. Zdziśkowy członek ruchem sprężyny wyskoczył w powietrze i już wkrótce Marek przyssał się do niego z rozkoszą, pieszcząc każdy zakamarek.
    – Tylko mi się nie spuść – ostrzegł go Zdzisiek i na wszelki wypadek cofnął swoją rękę z przyrodzenia kolegi. – No starczy tego dobrego – przerwał w pewnym momencie, kiedy Marek sądził, że jest już blisko wytrysku. On wcale nie chciał kończyć i z rozczarowaniem patrzył na Zdziśkowego fiuta ginącego w czeluści dżinsów. Jednak Zdzisiek był bezlitosny.
    Gdy Marek wychodził z wanny, był idealnie przygotowany. Dawno już nie miał tak silnego wzwodu. Brakowało mu tylko zakończenia i to pilnie. Zdzisiek szybko wycierał Marka.
    – No jazda na górę póki możesz. Sypialnia pierwsze drzwi po lewej, pamiętaj – przypomniał, poprawiając szlafrok na ciele przyjaciela.
    Marek był tak oszołomiony, że nawet nie czuł większego strachu. Ze sterczącym, drgającym z podniecenia fiutem pod szlafrokiem, oczywiście Zdziśka, wszedł na górę i cichutko chylił drzwi. W pokoju panowała prawie idealna ciemność. Z łatwością ustalił pozycję łóżka. Delikatnymi ruchami położył się i naciągnął kołdrę. Serce waliło mu jak oszalałe, ale mimo zdenerwowania członek nie stracił nic a nic ze swej sztywności. Nie wiedząc co ma robić, zachował się tak jakby był sam na sam z facetem, zlokalizował Aśkę po czym legł na niej, między rozłożone nogi. I co dalej? Jakby w odpowiedzi ciepła ręka zbadała go i naprowadziła w odpowiednie miejsce. Pchnął. Za chwilę był w środku, weszło gładziej, niż myślał. Nawet nie zastanawiał się co dalej, instynktownie ruszał biodrami, myśląc o dopiero co przeżytej rozkoszy ze Zdziśkiem. I czuł coraz większe podniecenie. I nagle spotkała go niespodzianka. Dziewczyna zaczęła współpracować. Nie była już tym sztywnym klocem, co jeszcze kilkadziesiąt sekund wcześniej. Zaczęła oddychać coraz głębiej. Marek czuł, że jego członek jest w coraz większym potrzasku, pochwy. Zaczął, wbrew sobie, wbrew przyzwyczajeniom, cieszyć się chwilą. Zaraz będzie koniec... Na który, o dziwo, nie czekal z utęsknieniem. To wcale nie było takie złe.
    Ze zdziwieniem skonstatował, że doprowadził ją do orgazmu. Długiego, głośnego, choć dziewczyna robiła wszystko by opanować efekty głosowe. Oddychała głęboko, łapczywie. Tego się nie spodziewał, tego nie było w planie. Sam też padł bez życia i oddychał łapczywie. Zgodnie z umową, naciągnął majtki i bez pożegnania zszedł na dół. Zdzisiek czekał w kuchni i beznamiętnie palil papierosa. Jakby w tej chwili nie przyprawiano mu rogów.
    – I jak? – zapytał z nieco drwiącym uśmiechem.
    – Chyba dałem radę.
    – Miałeś wytrysk? Reszta się nie liczy.
    – Tak. Ale pozwól, że resztę wrażeń zostawię dla siebie – Marek był zbyt zmęczony i zdenerwowany, by wszystko opowiadać. Zresztą o czym tu mówić? To chyba jedyna czynność, któ©a nie zmieniła się od początku świata. A tajniki babskiej anatomii Zdzisiek zna o wiele lepiej od niego.
    – Masz prawo... Należy ci się coś ode mnie. Chodź, pójdziemy już spać.
    – Aśka nie będzie miała nic przeciw, że śpimy razem?
    – Nie, dlaczego? To też zostało ustalone. To znaczy że śpimy na dole. A że jest jedno łóżko to ona sama wie, na tyle jest domyślna.
    Nie spali jednak długo. Marek zastanawiał się do jakiego stopnia Zdzisiek spłaca dług wdzięczności a do jakiego sam bawi się znakomicie. Wyglądało to tak, jakby wróciło to, co było kiedyś między nimi najpiękniejszego. Nie było słynnego odrabiania pańszczyzny, obaj się zaangażowali jak tylko można było najbardziej, choć Marek czuł efekty zbliżenia z Aśką. Padl chyba po czwartym tej nocy orgazmia, w strużkach Zdziśkowego nasienia.
    Przy śniadaniu Marek zwrócił uwagę, że Aśka zachowywała się, jakby nic się nie stało, traktowała go dalej życzliwie i serdecznie. Tak samo Zdzisiek, nic nie pozostało z jego oschłości z poprzedniego dnia. Rozmawiali, dowcipkowali, zasadniczy temat nie istniał. Coś jednak w głębi serca mówiło Markowi, że coś poszło nie tak. Na razie było to tylko przeczucie, bez żadnych konkretów. Przy pożegnaniu wydawało mu się, że Aśka patrzy na niego jakoś inaczej niż zwykle.
    E tam, wydaje mi się – pomyślał. Temat wrócił dopiero w samochodzie.
    – Dam ci znać jak się będzie rozwijać.
    – A jak nie?
    – To nie wiem, nie myślałem jeszcze. Może powtórzymy operację. Ty też o tym za dużo nie myśl. Wiesz co...
    – No?
    – Chyba będzie mi łatwiej to dziecko zaakceptować. Bo to był pomysł Aśki, nie mój. Ma być dziecko i koniec. Ja tylko chcę utrzymać małżeństwo. Dobrze mi i ją kocham. Ale już było coraz gorzej. Aśka co prawda nie powiedziała mi wprost, ale czułem jej zawód, z dnia na dzień coraz większy. Mam nadzieję, że teraz wszystko wróci do normy.
    – Oby – powiedział bez przekonania Marek i to uczucie towarzyszyło mu podczas drogi powrotnej.
    Po miesiącu dostał esemesa, na którego czekał z dużym zdenerwowaniem. A jednak. Będzie ojcem. To znaczy nie będzie nim. Sam nie wiedział, dlaczego tak mocno to przeżywa. Po kilku dniach poczuł nagłą chęć dowiedzenia się, jak czuje się Aśka. Zadzwonił do Zdziśka, który niespecjalnie się zdziwił tym telefonem.
    – Wszystko w porządku – uspokoił go, choć marek wyczul pewne na pozór niedostrzegalne wahanie.
    – Na pewno?
    – Tak, chyba tak.
    – Jak Aśka?
    – Chyba normalnie.
    – Chyba? – Marek wyczuł niepewność w głosie.
    – Nieważne.
    Koniec rozmowy. Nie trzeba było zbyt głęboko myśleć by wiedzieć, że coś jest nie tak. Po jakimś czasie postanowił zadzwonić znów. Niestety, Zdzisiek odrzucił połączenie. Na esemesa nie odpowiedział. I tak przez kilka tygodni. Już nie mogło być mowy o braku czasu i innych wymówkach, które Zdzisiek zwykł był stosować często i gęsto.
    ***
    Tym razem nikt nie czekał na niego na dworcu w Kłodzku. Dojechawszy, Marek wysłał wiadomość tekstową: "Jestem w Kłodzku, czekam, musimy porozmawiać". Celowo wybrał metodę faktów dokonanych, na rozmowę innym trybem nie miał szans. Telefon zapikał po kilku minutach. "Czekaj na stacji."
    Zdzisiek pojawił się po pół godzinie. W takim stanie Marek go jeszcze nie widział. Nawet nie przywitali się, o ile za przywitanie nie liczyć bełkotliwych pomruków. Wsiedli do samochodu. Marek zorientował się, że nie jadą do Nowej Rudy, posuwali się drogą międzynarodową na Kudowę – Słone.
    – Gdzie jedziemy?
    – Do Dusznik, do Muflona. Udało mi się tam klepnąć noclegi.
    – Mów co się dzieje.
    – Aśka... – przerwał. Marek nie popędzał go wiedząc, że Zdzisiek pokonuje największą barierę.
    – Aśka... zakochała się w tobie.
    Marek nie zdziwił się. Coś tam świtało, nie wiedział tylko, jak to nazwać.
    – Coś ty jej zrobił? Tam, wtedy? – natarł Zdzisiek.
    – Nic ponad to, co było umówione. Sam wiesz, że nie nie znam się na tym. Po prostu ruchałem. Ale...
    – Od tamtego czasu wszystko zaczęło jej przeszkadzać. Seks zwłaszcza. Niby bolała ją głowa. Kiedyś złośliwie zapytałem: Bo Marek miał dłuższego, prawda? o całych pięć centymetrów? A wiesz co ona? Że tak dobrego seksu jeszcze nie miała. Że tęskni za tobą, że ja to...
    – Nie mam ochoty tego słuchać – zdenerwował się Marek. – Nie czuję się winny. Chcę tylko wiedzieć jak dziecko.
    – Dobrze. Masz syna, Maciek ma na imię. Zresztą dziecko jest teraz najmniejszym problemem, teraz muszę ratować nasz związek...
    – No ja już w tym ci nie pomogę. Najwyżej jeszcze bardziej zaszkodzę.
    Jedyne w czym Marek mógł mu pomóc, to w uwolnieniu się z nadmiaru napięcia, gdy już dojechali na miejsce. Przynajmniej to wyszło znakomicie.
    Po jakimś czasie Marek dostał esemesa. że sprawa rozwodowa w toku. Pozostaje tylko ustalić, kto będzie się zajmował dzieckiem...
    onanizm po węgiersku – vàlenye kőnyà
Working...