Witam serdecznie drodzy forumowicze,
konto mam od wielu lat, ale praktycznie się nie udzielam.
Założyłem ten wątek w zasadzie bez żadnego konkretnego powodu, sam nie wiem dlaczego - chyba po prostu chcę wyrzucić z siebie parę rzeczy, słów, bo w terapię online nie wierzę.
Nie jestem również pewien, czy założyłem temat w odpowiednim dziale, jeśli nie, to z góry przepraszam.
Mam 21 lat, mieszkam w Poznaniu i...
nie jestem szczęśliwy.
Od wielu lat.
Na wstępie napiszę, iż moje życie jest naprawdę bardzo dobre i nie mam powodów do zmartwień.
Pochodzę z dość bogatej rodziny, więc od strony materialnej niczego mi nie brakuje. Mam kochającą rodzinę, rodzeństwo, rodzice to normalni ludzie, którzy są ze sobą szczęśliwi, świetnie się z nimi dogaduję, z bratem trochę gorzej ale to dlatego, że młody jest i jest w ciężkim wieku. Absolutnie nie jesteśmy rozpieszczeni, nie jesteśmy snobami - normalni z nas ludzie.
Jeżdżę dobrym samochodem, na który sam zarobiłem, ukończyłem dobrą szkołę średnią a aktualnie jestem na trzecim roku studiów w trybie stacjonarnym (dzienne)
Ponad to pracuję w agencji finansowej traktując to jako inwestycję w siebie a także by dorobić, bo cenię sobie samodzielność i pracowitość.
Grono znajomych się ostatnio mocno skurczyło, ale najbliżsi pozostali, mam wspaniałych przyjaciół, których znam od dziecka, znamy się jak "łyse konie" i możemy powiedzieć sobie dosłownie wszystko.
Mam pasje, zainteresowania, prowadzę bardzo aktywny tryb życia, dbam o siebie, zdrowo się odżywiam, chodzę na siłkę, jestem zadbany i ponoć przystojny, zawsze miałem duże powodzenie u dziewczyn, ale nie jest to istotne, ponieważ mam kobietę, którą darzę ogromnym uczuciem, które kwitnie i się rozwija.
Jest nam ze sobą dobrze, często się spotykamy, niemalże codziennie, jej rodzina bardzo mnie lubi, moja rodzina bardzo ją lubi, w łóżku jest nam cudownie, dogadujemy się w większości kwestiach naprawdę doskonale.
Chodzę do kina, na imprezy, basen, do teatru a także korzystam z innych atrakcji w mieście, nie muszę sobie też za wiele odmawiać.
Co roku jeżdżę na wakacje, festiwale muzyczne....
Jestem zupełnie zdrów, tak samo jak wszystkie bliskie mi osoby.
Wszystko wygląda wspaniale, prawda?
Tylko co z tego.
Nie czuję się szczęśliwy. Niby mam bardzo mało wolnego czasu, ponieważ jestem osobą dość ambitną i łapię się wielu rzeczy.
Kończę studia, pracuję w ciekawym miejscu a posadę zdobyłem sam, nie poprzez znajomości, uprawiam wiele sportów, w ogóle robię wiele różnych rzeczy starając się urozmaicać sobie życie, w miłości się układa.
Schematyczny, stereotypowy a nawet trochę psychologiczny plan pt. "szczęście" wykonany, a jednak ja się tak nie czuję.
Wciąż mi czegoś w życiu brakuje, często jestem smutny, przybity, słucham smutnej muzyki, nie mam ochoty na NIC (choć zawsze się zmuszam i robię wszystko co mam zaplanowane, nie pozwalam sobie na leżenie w łóżku i wpadanie w depresję), średnio co trzeci dzień nie mam humoru, zdarza mi się raz na miesiąc czy dwa wieczorem, przed snem - po prostu płakać, ze smutku, którym jest spowodowanym poczuciem... jakiejś beznadziejności.
Mam świadomość, że prowadzę życie, którego wielu znajomych może mi zazdrościć, staram się być dobrym człowiekiem, ale nie wiem czego chcę od życia.
Jednego dnia jestem naładowany energią i uśmiechnięty, by kolejnego obudzić się i czuć się jak gówno.
Często uciekam wspomnieniami w przeszłość - jak to fajnie było w liceum, jakie życie było inne, ciekawsze, łatwiejsze, chętnie wspominam pewne wyjazdy we wakacje w czasach licealnych, które zaliczam do najlepszych w życiu.
Ale nie tęsknię za przeszłością(choć wydaje mi się, że jest odwrotnie), bo w liceum czułem się tak samo i też miewałem te doły.
W liceum z kolei myślałem i wspominałem jak to fajnie było w gimnazjum, ALE będąc w gimnazjum było to samo - też miewałem doły, miałem takie poczucie beznadziejności i smutki.
Strasznie mnie to męczy, patrzę na ludzi, którzy są szczęśliwi i im tego zazdroszczę, chcę wiedzieć JAK to robią!!
Życie naprawdę od wielu lat dobrze mi się układa, może nie wszystko jest po mojej myśli w 100%, były po drodze jakieś nieprzyjemne sytuacje życiowe, ale kurczę, cały czas sobie powtarzam, że nie mam prawa być nieszczęśliwym, nie mam powodów do tego, że jest tak wiele ludzi, mających problemy, które dla mnie nie istniały i nie istnieją i takie osoby znajdują się również w gronie moich znajomych.
Boję się trochę przyszłości, jak się ona potoczy, niby tak wiele robię a miewam wrażenie, że moje życie jest tak bardzo przeciętne, że ja jestem przeciętny, często wydaje mi się, że życie innych jest lepsze, ciekawsze... Niedługo przyjdzie czas na rodzinę, wyprowadzkę niby jestem gotów na to i nawet troszkę tego wyczekuję, ale z drugiej strony mam wrażenie, że moje życie w ogóle nie jest takie, jakbym oczekiwał, ale z drugiej strony, nie wiem jakbym chciał aby ono wyglądało, czasami mam tak dobry humor, ale równie często jestem zdołowany tym, że jestem już w takim wieku, że nie wiele mogę zmienić, że już się na jakieś konkretne tory, których nie potrafię dokładnie określić, skierowałem.
Wcześniej byłem pewien, że te moje smutki są spowodowane okresem dojrzewania - tak było i w gimnazjum i w liceum, byłem pewien, że z czasem mi przejdzie.
Niestety, kompletnie nic się nie zmienia a lata mijają, myślę, że ta sytuacja trwa 5-6 lat już, a przecież na chwilę obecną wydaje mi się, że jestem już dojrzałym człowiekiem... Przecież nie jestem już chłopcem tylko mężczyzną, z psychicznego punktu widzenia też widzę, że w stosunku do rówieśników jestem dojrzalszy, nie balowanie mi w głowie tylko praca, miłość, kobieta, rodzina, chętnie myślę i marzę o tym jak za parę lat założę własną rodzinę itd, gdzie większość osób w moim wieku - przykro mi to mówić - ale jest zwyczajnie głupia.
Niestety, co by się nie działo, szczęścia nie odczuwam. Nie wiem już co robić. Jestem tym wszystkim zmęczony a jeśli to nie ustanie, to z biegiem lat będę się wykańczać takim stanem rzeczy.
Może mam depresję? Tylko co miałoby być jej podłożem i skąd wzięłaby się w tak młodym wieku...
Do żadnego lekarza na pewno nie pójdę, nie uznaję "specjalistów od głowy", szkoda mi na to pieniędzy, czułbym się z tym źle, a 90% z nich i tak wciska od razu prozac - jak mojej ex, która poszła do takiego jednego, powiedziała, że jest ostatnio smutna a ten jej od razu tabletki wcisnął po których była wrakiem - nie, dziękuję.
Poza tym jestem samcem alfa, nie uznaję półśrodków, narzekania, biegania do lekarza z najmniejszymi dolegliwościami. To dlatego też wszystko to, co tu piszę duszę w sobie, choć najbliżsi znajomi wiedzą, że często miewam doła, zresztą nie raz po alkoholu zdarzało mi się prowadzić dyskusje, w których się zdradzałem, że wszystko wydaje mi się takie beznadziejne.
A może to podłoże genetyczne? Po tacie widzę, że chyba zdarza mu się czuć podobnie - choć nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy, natomiast babcia od strony taty to chyba całe życie jest nieszczęśliwa - choć ma pewne usprawiedliwienie, straciła syna, gdy ten miał 6 lat w wyniku niedopilnowania co poskutkowało nieszczęśliwym wypadkiem...
Co sądzicie na ten temat forumowicze?
Zapraszam do dyskusji.
konto mam od wielu lat, ale praktycznie się nie udzielam.
Założyłem ten wątek w zasadzie bez żadnego konkretnego powodu, sam nie wiem dlaczego - chyba po prostu chcę wyrzucić z siebie parę rzeczy, słów, bo w terapię online nie wierzę.
Nie jestem również pewien, czy założyłem temat w odpowiednim dziale, jeśli nie, to z góry przepraszam.
Mam 21 lat, mieszkam w Poznaniu i...
nie jestem szczęśliwy.
Od wielu lat.
Na wstępie napiszę, iż moje życie jest naprawdę bardzo dobre i nie mam powodów do zmartwień.
Pochodzę z dość bogatej rodziny, więc od strony materialnej niczego mi nie brakuje. Mam kochającą rodzinę, rodzeństwo, rodzice to normalni ludzie, którzy są ze sobą szczęśliwi, świetnie się z nimi dogaduję, z bratem trochę gorzej ale to dlatego, że młody jest i jest w ciężkim wieku. Absolutnie nie jesteśmy rozpieszczeni, nie jesteśmy snobami - normalni z nas ludzie.
Jeżdżę dobrym samochodem, na który sam zarobiłem, ukończyłem dobrą szkołę średnią a aktualnie jestem na trzecim roku studiów w trybie stacjonarnym (dzienne)
Ponad to pracuję w agencji finansowej traktując to jako inwestycję w siebie a także by dorobić, bo cenię sobie samodzielność i pracowitość.
Grono znajomych się ostatnio mocno skurczyło, ale najbliżsi pozostali, mam wspaniałych przyjaciół, których znam od dziecka, znamy się jak "łyse konie" i możemy powiedzieć sobie dosłownie wszystko.
Mam pasje, zainteresowania, prowadzę bardzo aktywny tryb życia, dbam o siebie, zdrowo się odżywiam, chodzę na siłkę, jestem zadbany i ponoć przystojny, zawsze miałem duże powodzenie u dziewczyn, ale nie jest to istotne, ponieważ mam kobietę, którą darzę ogromnym uczuciem, które kwitnie i się rozwija.
Jest nam ze sobą dobrze, często się spotykamy, niemalże codziennie, jej rodzina bardzo mnie lubi, moja rodzina bardzo ją lubi, w łóżku jest nam cudownie, dogadujemy się w większości kwestiach naprawdę doskonale.
Chodzę do kina, na imprezy, basen, do teatru a także korzystam z innych atrakcji w mieście, nie muszę sobie też za wiele odmawiać.
Co roku jeżdżę na wakacje, festiwale muzyczne....
Jestem zupełnie zdrów, tak samo jak wszystkie bliskie mi osoby.
Wszystko wygląda wspaniale, prawda?
Tylko co z tego.
Nie czuję się szczęśliwy. Niby mam bardzo mało wolnego czasu, ponieważ jestem osobą dość ambitną i łapię się wielu rzeczy.
Kończę studia, pracuję w ciekawym miejscu a posadę zdobyłem sam, nie poprzez znajomości, uprawiam wiele sportów, w ogóle robię wiele różnych rzeczy starając się urozmaicać sobie życie, w miłości się układa.
Schematyczny, stereotypowy a nawet trochę psychologiczny plan pt. "szczęście" wykonany, a jednak ja się tak nie czuję.
Wciąż mi czegoś w życiu brakuje, często jestem smutny, przybity, słucham smutnej muzyki, nie mam ochoty na NIC (choć zawsze się zmuszam i robię wszystko co mam zaplanowane, nie pozwalam sobie na leżenie w łóżku i wpadanie w depresję), średnio co trzeci dzień nie mam humoru, zdarza mi się raz na miesiąc czy dwa wieczorem, przed snem - po prostu płakać, ze smutku, którym jest spowodowanym poczuciem... jakiejś beznadziejności.
Mam świadomość, że prowadzę życie, którego wielu znajomych może mi zazdrościć, staram się być dobrym człowiekiem, ale nie wiem czego chcę od życia.
Jednego dnia jestem naładowany energią i uśmiechnięty, by kolejnego obudzić się i czuć się jak gówno.
Często uciekam wspomnieniami w przeszłość - jak to fajnie było w liceum, jakie życie było inne, ciekawsze, łatwiejsze, chętnie wspominam pewne wyjazdy we wakacje w czasach licealnych, które zaliczam do najlepszych w życiu.
Ale nie tęsknię za przeszłością(choć wydaje mi się, że jest odwrotnie), bo w liceum czułem się tak samo i też miewałem te doły.
W liceum z kolei myślałem i wspominałem jak to fajnie było w gimnazjum, ALE będąc w gimnazjum było to samo - też miewałem doły, miałem takie poczucie beznadziejności i smutki.
Strasznie mnie to męczy, patrzę na ludzi, którzy są szczęśliwi i im tego zazdroszczę, chcę wiedzieć JAK to robią!!
Życie naprawdę od wielu lat dobrze mi się układa, może nie wszystko jest po mojej myśli w 100%, były po drodze jakieś nieprzyjemne sytuacje życiowe, ale kurczę, cały czas sobie powtarzam, że nie mam prawa być nieszczęśliwym, nie mam powodów do tego, że jest tak wiele ludzi, mających problemy, które dla mnie nie istniały i nie istnieją i takie osoby znajdują się również w gronie moich znajomych.
Boję się trochę przyszłości, jak się ona potoczy, niby tak wiele robię a miewam wrażenie, że moje życie jest tak bardzo przeciętne, że ja jestem przeciętny, często wydaje mi się, że życie innych jest lepsze, ciekawsze... Niedługo przyjdzie czas na rodzinę, wyprowadzkę niby jestem gotów na to i nawet troszkę tego wyczekuję, ale z drugiej strony mam wrażenie, że moje życie w ogóle nie jest takie, jakbym oczekiwał, ale z drugiej strony, nie wiem jakbym chciał aby ono wyglądało, czasami mam tak dobry humor, ale równie często jestem zdołowany tym, że jestem już w takim wieku, że nie wiele mogę zmienić, że już się na jakieś konkretne tory, których nie potrafię dokładnie określić, skierowałem.
Wcześniej byłem pewien, że te moje smutki są spowodowane okresem dojrzewania - tak było i w gimnazjum i w liceum, byłem pewien, że z czasem mi przejdzie.
Niestety, kompletnie nic się nie zmienia a lata mijają, myślę, że ta sytuacja trwa 5-6 lat już, a przecież na chwilę obecną wydaje mi się, że jestem już dojrzałym człowiekiem... Przecież nie jestem już chłopcem tylko mężczyzną, z psychicznego punktu widzenia też widzę, że w stosunku do rówieśników jestem dojrzalszy, nie balowanie mi w głowie tylko praca, miłość, kobieta, rodzina, chętnie myślę i marzę o tym jak za parę lat założę własną rodzinę itd, gdzie większość osób w moim wieku - przykro mi to mówić - ale jest zwyczajnie głupia.
Niestety, co by się nie działo, szczęścia nie odczuwam. Nie wiem już co robić. Jestem tym wszystkim zmęczony a jeśli to nie ustanie, to z biegiem lat będę się wykańczać takim stanem rzeczy.
Może mam depresję? Tylko co miałoby być jej podłożem i skąd wzięłaby się w tak młodym wieku...
Do żadnego lekarza na pewno nie pójdę, nie uznaję "specjalistów od głowy", szkoda mi na to pieniędzy, czułbym się z tym źle, a 90% z nich i tak wciska od razu prozac - jak mojej ex, która poszła do takiego jednego, powiedziała, że jest ostatnio smutna a ten jej od razu tabletki wcisnął po których była wrakiem - nie, dziękuję.
Poza tym jestem samcem alfa, nie uznaję półśrodków, narzekania, biegania do lekarza z najmniejszymi dolegliwościami. To dlatego też wszystko to, co tu piszę duszę w sobie, choć najbliżsi znajomi wiedzą, że często miewam doła, zresztą nie raz po alkoholu zdarzało mi się prowadzić dyskusje, w których się zdradzałem, że wszystko wydaje mi się takie beznadziejne.
A może to podłoże genetyczne? Po tacie widzę, że chyba zdarza mu się czuć podobnie - choć nigdy na ten temat nie rozmawialiśmy, natomiast babcia od strony taty to chyba całe życie jest nieszczęśliwa - choć ma pewne usprawiedliwienie, straciła syna, gdy ten miał 6 lat w wyniku niedopilnowania co poskutkowało nieszczęśliwym wypadkiem...
Co sądzicie na ten temat forumowicze?
Zapraszam do dyskusji.
Skomentuj