Mam problem ze swoją dziewczyną. Ja mam 22 lata, ona 20. Studiujemy w jednym mieście. Mieszkamy osobno. Jesteśmy razem od 10 miesięcy. Problem polega na tym, że jeszcze nie zrobiliśmy tego pierwszy raz. Mieliśmy kilka podejść (4-5), ale się nie udało. Na początku byłem zbyt delikatny, potem psychika - niepełny wzwód, za bardzo chcę. Poza tym dosłownie kilka razy zaspokajałem ją językiem, ona mnie ręką. Problem w tym, że nie ma w naszym związku namiętności, do zbliżenia dochodzi bardzo rzadko. Gdy próbuję coś zainicjować, ciągle słyszę: nie dziś, jestem zmęczona, brzuch mnie boli, boli mnie głowa, weź rękę, albo po prostu usypia. Potrafi też przerwać bez powodu gdy ją pieszczę lub gdy robi mi dobrze ręką też czasami przestaje. Pytam co się stało, słyszę tylko: Nic, nie dziś, nie mam ochoty. Nic już nie rozumiem. Ja chodzę tylko sfrustrowany, ciągle o tym myślę, to pochłania wszystkie moje myśli, nic mi nie wychodzi, zawalam studia, nie mogę zasnąć w nocy. Wszystko mnie w****ia. Wiadomo jak jest na studiach: współlokatorzy, czasami nie jest łatwo o wolny pokój, gdy już jesteśmy sami (bo cały czas myślę/kombinuję jak tu mieć wolny pokój) to też bardzo, bardzo rzadko dochodzi do jakiegokolwiek zbliżenia. Czekam tygodniami, a gdy już możemy być sami to mi odmawia. Nie ma dla mnie nic gorszego. Boli mnie też to, że ona nigdy nic nie inicjuje, nie potrafi nawet powiedzieć, że jej współlokator wyjechał.
Gdy się spotykamy to potrafi siąść w jednym kącie z laptopem i oglądać serial albo czytać, a ja "mam robić co tam mam do roboty" (czyli uczyć się albo pracować {na kompie}). Mnie chce trafić szlag, nie spotykamy się codziennie, dlatego jeśli już jesteśmy razem to moglibyśmy spędzić czas wspólnie. Tłumaczyłem to, ale z marnym skutkiem.
Gdy się spotykamy u mnie zawsze robię jej obiad, śniadanie do łóżka - staram się jak mogę, a u niej muszę zrobić sobie sam, gdy mi poda talerz to już awantura że "nie jest niczyją służącą!"... W nocy też jest słabo, usypia plecami do mnie, bez przytulenia, bez głupiego "dobranoc". Ja wiem, że to są pierdoły, ale to wg mnie buduje więzi.
Apogeum mojego w****ienia nastapilo w sylwestra, zaprosila mnie do siebie do domu pierwszy raz, rodzice wyjechali na kilka dni. Naprawde nie moglem sie doczekac, przyjechalem. Wchodze do domu: zero zainteresowania. Jedzenie? Zrob sobie. To nic, ze kompletnie nie wiem gdzie, co i jak. Mam sobie zrobic, bo przeciez ona nie jest niczyja sluzaca. Sylwester? Caly dzien sie uczyla do egzaminu, ktory ma... za ponad miesiac. Wygladalo to tak ze ja siedze w jednym kacie z laptopem, ona w drugim kacie pokoju z ksiazka. Drugi i trzeci dzien to samo: mimo, ze mowilem jej ze moze pokazalaby mi okolice, moze jakies zdjecia z dziecinstwa, cokolwiek, moze zrobi sobie chwile przerwy i poswieci mi troche czasu... Nic, spacer? "Tu nie ma co pokazywac". Zdjecia? "NIe wiem gdzie sa". Troche czasu? "MUSZE sie uczyc". W sylwestra spalismy niby razem, ale tak napawde jakby osobno, zero przytulenia, czulosci, NIC. Drugi dzien - zasnela po kilkunastu minutach filmu, trzeci - poszla spac wczesniej "Bo jest zmeczona"..
Powiedzcie mi, czy to ja jestem jakis niedo****ny czy to z nią cos nie tak? Naprawdę nie mam juz pomyslu, jak do niej dotrzeć. Probowalem z nia rozmawiac, mowic ze potrzebuje wiecej namietnosci, bliskości, to usłyszalem: "a to nie ma bliskosci?"... Mowilem, ze mysle caly czas o naszym pierwszym razie, o tym ze mi sie sni, ze tego pragne, ze o tym marze. To uslyszalem tylko, "ze nie musimy sie spieszyc". Nie wiem, podpowiedzcie cos, bo ja juz zaczynam wysiadac psychicznie...
Gdy się spotykamy to potrafi siąść w jednym kącie z laptopem i oglądać serial albo czytać, a ja "mam robić co tam mam do roboty" (czyli uczyć się albo pracować {na kompie}). Mnie chce trafić szlag, nie spotykamy się codziennie, dlatego jeśli już jesteśmy razem to moglibyśmy spędzić czas wspólnie. Tłumaczyłem to, ale z marnym skutkiem.
Gdy się spotykamy u mnie zawsze robię jej obiad, śniadanie do łóżka - staram się jak mogę, a u niej muszę zrobić sobie sam, gdy mi poda talerz to już awantura że "nie jest niczyją służącą!"... W nocy też jest słabo, usypia plecami do mnie, bez przytulenia, bez głupiego "dobranoc". Ja wiem, że to są pierdoły, ale to wg mnie buduje więzi.
Apogeum mojego w****ienia nastapilo w sylwestra, zaprosila mnie do siebie do domu pierwszy raz, rodzice wyjechali na kilka dni. Naprawde nie moglem sie doczekac, przyjechalem. Wchodze do domu: zero zainteresowania. Jedzenie? Zrob sobie. To nic, ze kompletnie nie wiem gdzie, co i jak. Mam sobie zrobic, bo przeciez ona nie jest niczyja sluzaca. Sylwester? Caly dzien sie uczyla do egzaminu, ktory ma... za ponad miesiac. Wygladalo to tak ze ja siedze w jednym kacie z laptopem, ona w drugim kacie pokoju z ksiazka. Drugi i trzeci dzien to samo: mimo, ze mowilem jej ze moze pokazalaby mi okolice, moze jakies zdjecia z dziecinstwa, cokolwiek, moze zrobi sobie chwile przerwy i poswieci mi troche czasu... Nic, spacer? "Tu nie ma co pokazywac". Zdjecia? "NIe wiem gdzie sa". Troche czasu? "MUSZE sie uczyc". W sylwestra spalismy niby razem, ale tak napawde jakby osobno, zero przytulenia, czulosci, NIC. Drugi dzien - zasnela po kilkunastu minutach filmu, trzeci - poszla spac wczesniej "Bo jest zmeczona"..
Powiedzcie mi, czy to ja jestem jakis niedo****ny czy to z nią cos nie tak? Naprawdę nie mam juz pomyslu, jak do niej dotrzeć. Probowalem z nia rozmawiac, mowic ze potrzebuje wiecej namietnosci, bliskości, to usłyszalem: "a to nie ma bliskosci?"... Mowilem, ze mysle caly czas o naszym pierwszym razie, o tym ze mi sie sni, ze tego pragne, ze o tym marze. To uslyszalem tylko, "ze nie musimy sie spieszyc". Nie wiem, podpowiedzcie cos, bo ja juz zaczynam wysiadac psychicznie...
Skomentuj