Bestialska lekcja tańca (dominacja, porwanie, gwałt)

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • ŁowcaPerwersji
    Świętoszek
    • Jun 2016
    • 1

    Bestialska lekcja tańca (dominacja, porwanie, gwałt)

    Witam, to moje pierwsze opowiadanie. Miałem ochotę na jakieś mocniejsze wejście - stąd taka a nie inna tematyka, mam nadzieję, że wymyślona przeze mnie historia przypadnie wszystkim miłośnikom cięższych klimatów do gustu

    Bestialska lekcja tańca cz. 1

    Nazywam się Lena – wszystko wydarzyło się gdy uczęszczałam do trzeciej klasy gimnazjum. Pochodziłam ze średniego miasta na wschodzie Polski – nie za dużego nie za małego, nazwę pominę. W domu rodzinnym, jak to mówią – „nie przelewało się”. Ojciec pracował jako kierowca, mama była pielęgniarką zaś brat studiował w innym mieście. Część zarobionych pieniędzy rodzice oddawali bratu na studia, pamiętam że bywali wtedy rzadko w domu – ciągle tylko praca i praca. Byłam raczej drobną blondynką o niewielkim wzroście i niewielkich piersiach. Włosy zawsze zaczesywałam w grzywkę, moje stroje nie były ostatnim krzykiem mody – zwykłe bluzki i dżinsy. Niektórzy mówili, że mam „końską twarz”, pamiętam że nie podobało mi się to i często z tego powodu potrafiłam zalewać łzami moje brązowe oczy. Nie byłam więc specjalną pięknością, ale jemu to nie przeszkadzało, jednak o tym później. Jak każda gimnazjalistka lubiłam filmy, książki dla dziewczyn (najlepiej te o wampirach!). Jednak poza typowymi dla nastolatki pasjami uwielbiałam też taniec i zwierzęta – zwłaszcza psy. W swoim mieście uczęszczałam do domu kultury na zajęcia taneczne. Był to budynek blisko rynku – stary szary blok z kolorowym napisem „Dom kultury”. Nie opuściłam żadnych zajęć, do chwili zdarzenia o którym chce opowiedzieć. Sala taneczna była obszerna, próby można było oglądać przez okna wychodzące na korytarz, czasem pojawiali się tam rodzice aby oglądać występy swoich pociech, jak niestety się okazało nie tylko rodzice. Zajęcia prowadziła Monika – była studentką AWF i instruktorką tańca, zajęcia nie były drogie ( dzięki temu było stać moich rodziców na opłacanie mi tych lekcji). Pod koniec maja na nasze zajęcia przychodził jako widz pewien mężczyzna. Zawsze punktualnie o 16.30 – już po rozgrzewce. Stawał na korytarzu i oglądał nasze ćwiczenia. Zawsze myślałam, że to po prostu rodzic jednej z koleżanek, jednak nigdy nie zauważyłam by po próbach rozmawiał z jedną z nich. Jednak wtedy nie było to dla mnie nic dziwnego – skoro były tam okna, to chyba nawet lepiej, że ktoś patrzy i obserwuje nas – schlebiało mi to, nawet motywowało do większych starań na treningu.

    Pod koniec czerwca tamtego roku wiele osób wyjechało z miasteczka na wakacje, nic dziwnego nie było tu za wiele do roboty, jednak ku mojemu zadowoleniu otworzono wakacyjne warsztaty taneczne. Zajęcia odbywały się w każdy wtorek i piątek o godzinie 19.30 i trwały dwie godziny. Pamiętam ile razy musiałam prosić rodziców by pozwolili mi uczęszczać na zajęcia, że będę uważać kiedy będę wracać sama z zajęć, w końcu co mogło mi się stać wieczorem? W końcu wiedząc, że i tak, z powodów finansowych, nie pojadę nigdzie na wakacje zgodzili się. Na zajęcia chodziło kilka dziewczyn – ze mną było nas 10. Razem ćwiczyliśmy, razem śmiałyśmy się i razem wracałyśmy w stronę przystanku autobusowego – tam rozstawałyśmy się – one w większości mieszkały po drugiej stronie miasta, ja nieopodal terenów kolejowych. Wieczory były wtedy ciepłe, mimo, że obiecywałam rodzicom, że zaraz po zajęciach będę wracała prosto do domu – nie robiłam tego, często zagadywałam się z koleżankami czekającymi na autobus, a potem chodziłam na skróty – przez tunel pod nasypem kolejowym. Tak i też zdążyło się tamtego wieczoru. Ola opowiadała mi i swoim nowym chłopaku, i tak straciłam trzydzieści minut, jednak nie panikowałam – wiedziałam, że rodzice pracują dziś na nocną zmianę. Kiedy pożegnałam się z Olą skręciłam w stronę terenów kolejowych, przeszłam koło dwustu metrów by oddalić się od drogi i tym samym wyeliminować odgłosy samochodów w tle. Wyciągnęłam telefon komórkowy i wybrałam z książki adresowej numer mamy. Po kilku sygnałach usłyszałam jej ciepły głos.
    - Lena, już po zajęciach? – spytała mama lekko zatroskanym głosem
    - Tak mamo, właśnie weszłam do domu, zaraz wezmę prysznic i poczytam sobie do poduszki „Zmierzch”. – nie lubiłam kłamać, ale przecież lepiej było ją uspokoić a nie dostawać od niej reprymendę.
    - To dobrze Lenka, ja będę dopiero rano… ojciec zresztą też, pamiętaj by zjeść jakąś kolację!
    - Ehh… Tak mamo, zjem. Okej idę pod prysznic – miłej pracy, kocham cię!
    - Ja ciebie też Lena, buziaki! – po tych słowach mama rozłączyła się.
    Schowałam telefon ostrożnie do kieszonki szortów , poprawiłam plecak i ruszyłam przed siebie w stronę domu, jednak już wolniejszym i spokojniejszym krokiem. Tereny kolejowe zawsze przypominały mi te z moich książek o wampirach. Przerdzewiałe wagony, jakieś opuszczone budynki. Kiedyś to musiała być jakaś bocznica? A może co innego. Mimo wszystko było tu dosyć mrocznie i tajemniczo. Najmniej przyjemnym elementem wycieczki był tunel – zawsze śmierdziało tam sikami, ściany były pokryte graffiti, część świetlówek nie działała. Jednak zawsze dzielnie tamtędy przechodziłam ( mimo, że rodzice zawsze kazali mi wracać dłuższą drogą). Powoli robiło się już ciemno kiedy wkroczyłam do wiaduktu pod torami. Moje kroki odbijały się w nim echem, każdy krok małych stóp w zniszczonych trampkach odbijał się echem, moje łydki i uda odsłonięte przez dżinsowe szorty zawsze pokrywały się tu gęsią skórką. Lekko pomasowałam swoje ramiona – mimo niebieskiej bluzki z długim rękawem, zapinanej z przodu na dekolcie na kilka guziczków poczułam chłód. Jakby coś ostrzegało mnie bym zawróciła. Żałuję, że nie posłuchałam wtedy tego przeczucia. Pamiętam jak bardzo przestraszyłam się, gdy po wyjściu z tunelu oślepiły mnie dwa jasne światła. Przez chwile chciałam brać nogi za pas i uciekać, gdziekolwiek. Jednak samochód stanął, a silnik zgasł. Odetchnęłam z ulgą.
    - Przepraszam, mogłabyś wskazać mi drogę – zapytał wysiadający z samochodu mężczyzna. Lekko przymrużyłam oczy, poznałam go – to mężczyzna, który pojawiał się na próbach tańca. Serce zabiło mi mocniej. Co on tu robił?
    - Halo słyszysz mnie? – powtórzył i powoli zbliżył się do mnie.
    - Ja…yyy… - zrobiłam lekki krok w tył, w takich chwilach czujesz, że coś jest nie tak.
    - Proszę tylko o wskazówkę jak dojechać do rynku, chyba się zgubiłem a mój GPS nie łapie sygnału – mężczyzna lekko przyspieszył kroku. Zerwałam się do ucieczki jak przerażone zwierzątko, z powrotem do tunelu. Moje kroki odbijały się echem, jednak nie tylko one, słyszałam też tupot butów mężczyzny zaraz za mną. Serce waliło mi jak oszalałe, prawie wyskakiwało z niemal płaskiej klatki piersiowej. Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. „Czemu dziś tak ciężko ćwiczyłam?” Powtarzałam sobie w myślach, czując nabiegające do oczu łzy. Biegnąc przed siebie jak szalona, zrzuciłam plecak, byłam już blisko, jeszcze kilka metrów i ucieknę, naiwnie myślałam widząc wyjście z tunelu – jakby ono miało dać mi schronienie. Wtedy poczułam jak jedna z moich stóp w wytartych trampkach za bardzo posuwa się w przód – poślizgnęłam się. Próbowałam jeszcze złapać równowagę i przeniosłam ciężar na drugą opadającą nogę. Kiedy stopa dotknęła ziemi usłyszałam lekko chrupnięcie. Upadłam ciężko. Skręcona kostka dawała o sobie znać. Próbowałam jeszcze się podnieść i biec dalej. Ale on był szybszy, jego duże silne dłonie złapały mnie za niewielkie ramiona. Mocno odwrócił mnie tak by mógł zobaczyć moją twarz.
    - Czemu uciekasz… Lena? – jego brązowe oczy lśniły w świetle jarzeniówek. Było w nich coś niepokojącego, językiem powoli przesunął po swoich wargach, oblizał się lubieżnie. Z moich niewielkich płuc wydałam niesamowity wrzask, który niósł się przez chwile po ścianach tunelu. „Skąd on zna moje imię!?” pomyślałam przerażona. On zaś tylko zacisnął mocniej uchwyt.
    - Ratunku! Pomocy! – czułam jak mężczyzna przygniata mnie całym ciałem do mokrej ziemi, w uszach tętniły mi moje odbite echem wrzaski o pomoc – Pomocy! – Mężczyzna przedramieniem przygniótł moje gardło. Odruchowo spojrzałam co robi drugą – teraz już wolną ręką. „Boże” – pomyślałam przerażona, czując jak po policzkach płyną mi łzy, a z nosa powoli sączyła się wydzielina – mężczyzna sięgał ręką w stronę spodni. Zdjął je… i wyjął sztywnego, żylastego penisa.
    - Raaaatunk… - mężczyzna stłumił mój wrzask naciskając mocniej na gardło. Teraz wydawałam z siebie tylko chrapiący skrzek. W ustach czułam smak łez i wydzieliny z nosa. Mężczyzna patrząc na moja histerię tylko bardziej się podniecał. Jego penis, nabrzmiały, spory i żylasty – jak na moje drobne ciało lekko drgnął. Starałam się ratować – zaczęła wierzgać i chaotycznie uderzać gwałciciela małymi dłońmi, jednak spowodowało to tylko jego jęk rozkoszy i mocniejszy nacisk na krtań. Przestałam, wiedziałam, że nie mam szans. Był większy i silniejszy. Ciągle mnie podduszając powoli zsunął po moich wydatnych (jak na ten wiek) biodrach szorty. Pod spodem miałam zielone majtki. Mężczyzna powoli ściągnął skórę z nabrzmiałego penisa ukazując czerwona nabrzmiała od krwi główkę penisa. Z czubeczka w miejscu niewielkiej szpary na żołądźu prącia wyciekła kropelka. Główka penisa dotknęła majtek. Jęknęłam cicho i zaczęłam mocniej płakać
    - Proszę… proszę… zostaw… błagam, nie chce… proszę… nie…nie…nie… - patrzyłam na niego zapłakanymi oczyma. Jednak zakończyło się to tylko pojedynczym mocniejszym przyciśnięciem przedramienia do krtani. Potem lekko zsunął moje majtki. Mała owłosiona szparka stanęła przed nim otworem. Złapał mnie wtedy żelaznym chwytem za gardło. Zastygłam w przerażeniu. Powoli zdjął szorty i majtki – odrzucił je. Zaczęłam się trząść. „Mamo… mamo…” wołałam na pomoc w myślach kiedy rozszerzył mi na siłę wolną ręką nogi.
    - Proszę…zostaw – łzy napływały coraz mocniej, gluty z nosa, trzęsłam się i wtedy… poczułam jak jego penis wdziera się we mnie, powoli rozszerzając wargi mojej pochwy, powoli… wsuwa się we mnie ciasną… czuje jak rozrywa mnie w środku. Znowu wpadam w histerię. Wrzeszczałam „ Puszczaj zboku! Ratunku! Maaamo! Pomocy!” Wierzgałam ile wlezie ale krzyki znowu umilkły kiedy ścisnął mocno gardło. Został już tylko ryk i zapłakana czerwona twarz, oraz jego lubieżne pełne pożądania i podniecenia spojrzenie. Penis wchodził dalej, czułam jaki jest nabrzmiały…ciepły i twardy. Czułam w moim wnętrzu każdą żyłę ocierającą się o moje niewinne wnętrze. Wszedł aż po jądra – duże i nabrzmiałe. Chwile leżał na mnie i ciężko oddychał. Potem zaczęło się piekło. Podniósł lekko twarz, zacisnął wargi i wycofał penisa, jego biodra uniosły się a ja zakwiczałam z przerażenia jak mała świnka. Cofnął biodra tak by końcówka penisa dalej zostawała we mnie. Nagle wykonał mocne pchnięcie biodrami do przodu, jądra głośno zaklaskały o mnie. Szybko zaczął ponawiać ruch w tył i przód. Odwróciłam twarz i pociągnęłam nosem. Bolało ale on rżnął mnie. W rytm klaskania jajami o moje ciało. Dyszał, ślinił się i jęczał zachwycony. „Lena… Lena…Lena” powtarzał jak w transie, co tylko wzmagało moją histerię. Wiem po co przychodził do „Domu Kultury”. Dla mnie. Nie miałam już czym płakać. Chciałam by to się skończyło, i tak skończyło się - tak… owszem, ale w najgorszy sposób. Kiedy jego penis zaczął drgać we mnie a on dyszał coraz bardziej zachwycony nagle wyciągnął fiuta z mojej pochwy. Sztywny penis był pokryty krwią. Usiadł na mnie w rozkroku na małej klatce piersiowej. Dalej dusił – nawet mocniej, nie miałam już jak oddychać. Gwałciciel uśmiechał się a jego penis sterczał mi nad niewinną buzią. Starałam się błagać i prosić, ale to nic nie dało – zamiast próśb wydawałam z siebie tylko charczenie. Jedną ręką dusił mnie drugą masował tego ohydnego *****. Skóra złaziła szybko w dół i naciągała się w górę aż…. Aż z penisa wytrysnęła gorąca i lepka spermą prosto w twarz. Oblał mnie, czułam jak sperma wdziera się do ust i nosa oraz napływała do oczu. Uścisk na gardle wzmocnił się – widocznie w wyniku orgazmu gwałciciela. Czułam jak powoli tracę świadomość. Zgwałcona i z pokryta na twarzy ciepła ohydną wydzieliną. Jednak miał być to dopiero początek.

    Koniec części 1
Working...