Kontynuacja serii.
Z góry dziękuję za wszelkie sugestie poprawek i komentarze do tekstu.
Z góry dziękuję za wszelkie sugestie poprawek i komentarze do tekstu.
Ciche tykanie wiszącego na ścianie, szwajcarskiego zegara, leniwie odmierzało upływający czas. Wskazówki na okrągłej tarczy niedawno rozpoczęły nowe okrążenie - było 14 minut po południu. Niestety Einstein miał rację - życie płynie w różnym tempie, indywidualnym dla każdego z nas. Czas galopuje zawsze wówczas, gdy jest nam dobrze i złośliwie zwalnia, gdy radość przeminie. Tak bardzo teraz chciałem by niemiecki naukowiec tym razem był w błędzie, a chwile spędzane właśnie z Valentiną trwały znacznie dłużej.
- Masz ochotę na spacer? – ciszę przerwała dziewczyna, spoglądając na błękit nieba przez wielkie okno.
- Ogromną, ale najpierw coś zjedzmy – uśmiechnąłem się lekko.
- Racja, ja także zgłodniałam – miękkie usta dotknęły moich.
- Przyniosą nam jedzenie do łóżka? Nie chce mi się ruszać – zażartowałem.
- Ciekawe, co powiedziałaby obsługa na widok dwóch golasów – roześmiała się.
- Pewnie nie takie rzeczy tu widzieli – radośnie ciągnąłem temat, odraczając moment, w którym będziemy musieli się od siebie oderwać. Po chwili jednak wstaliśmy niespiesznie z łóżka, niechętnie zakładając na siebie pierwsze warstwy ubrania. Raz po raz spoglądałem na krzątającą się po pokoju dziewczynę. Wyjęła z szafki błękitne figi i wsunęła je na rozkoszną pupę. Chwilę później jędrne piersi otulił koronkowy stanik, kolorem idealnie pasujący do majteczek. Ja w tym czasie zdołałem ubrać bokserki oraz jeansy. Moja kochanka zauważyła, że ją obserwuję, uśmiechnęła się i kołysząc kusząco biodrami, podeszła do mnie. Kolor jej skóry pięknie kontrastował z błękitem bawełnianej bielizny. Widok tak zgrabnego ciała okrytego skąpym materiałem, czarne oczy wpatrujące się w moje oraz kosmyki włosów niesfornie układające się na policzkach sprawiły, że w mojej głowie ponownie zaszumiało. Zarzuciła dłonie na moim karku, złożyła głęboki pocałunek i przywarła do mnie swoim nadal rozpalonym ciałem. Moje dłonie przebiegły po gładkiej skórze bioder, pleców i zatopiły się we włosach, pieszcząc przy okazji kark dziewczyny. Ciche, kobiece westchnienie i pomruk ponownie rozległy się w czterech ścianach pokoju.
- Jesteś niesamowity, Michał – szepnęła mi do ucha, unosząc się nieznacznie na palcach.
- Jestem szczęściarzem – spojrzałem w jej czarne, wilgotne, szklące się w świetle dnia oczy.
- Zostań ze mną do końca pobytu – wyszeptała niepewnie.
- Czytasz w moich myślach Val – szepnąłem, a jej promienny uśmiech rozświetlił całe pomieszczenie.
- No to chodźmy coś zjeść – rzuciła krótko i posłała szybkiego buziaka w policzek. Figlara – pomyślałem. Powróciliśmy do ubierania się. Valentina wciągnęła na siebie czarne jeansy, idealnie układające się na ciele oraz kaszmirowy sweter utrzymany w ciemnej tonacji, poczym zniknęła na chwilę w łazience. W momencie, kiedy kończyłem zapinać ostatni guzik koszuli, w pokoju pojawiła się Ona – rozpuszczone włosy zostały doprowadzone do porządku, uszy ozdobione zostały skromnymi, złotymi kolczykami, a na szyi pojawił się gustowny wisiorek. Oczy tak piękne jeszcze chwilę temu, nabrały dodatkowego blasku, podkreślone skromnym makijażem. Na pełnych ustach dotkniętych szminką pojawił się subtelny uśmiech, w momencie, gdy Valentina zobaczyła moją zaskoczoną minę.
- Dziękuję – powiedziała radośnie, z nutką urzekającej skromności i nieśmiałości.
- Z każdą sekundą jesteś piękniejsza – wydusiłem z siebie.
Podeszła miękkim krokiem, otulił mnie zapach świeżo rozpylonych perfum oraz delikatna dłoń zaplatająca się na włosach z tyłu mojej głowy.
- Komplemenciarz – szepnęła do ucha. Dziękuję kochanie – dokończyła i musnęła mnie ustami. Krótką chwilę później, gotowi do wyjścia stanęliśmy w korytarzu. Valentina, stukając niewysokimi obcasami skórzanych kozaków wyszła z pokoju pierwsza. Jej ciało okrywał świetnie dopasowany do sylwetki, czarny, wełniany płaszcz sięgający do połowy ud. Skierowaliśmy się do windy, którą pojechaliśmy trzy piętra w dół, do głównego holu. Przepastne pomieszczenie, niczym komnata o polerowanych ścianach i podłodze, tętniło życiem. Obsługa uwijała się jak w ukropie, przyjmując nowych gości i odprawiając starych. Krocząc dumnie obok Włoszki, widziałem zazdrosne spojrzenia przemykających obok nas mężczyzn oraz zawiść pojawiającą się w oczach innych kobiet. Na moich ustach pojawił się półuśmiech. Tak, jestem cholernym szczęściarzem – zaśmiałem się w duchu.
Obrotowe drzwi wypuściły nas na chłodne powietrze spokojnego miasta. Nie mieliśmy pomysłu dokąd się udać, skręciliśmy zatem w prawo, licząc że natrafimy na jakieś miłe miejsce.
- Masz ochotę na pizzę czy spaghetti? – zaśmiała się Val.
- Nic bardziej włoskiego nie zaproponujesz? – rozbawiony spojrzałem na dziewczynę spokojnie idącą przy moim prawym ramieniu.
- Już zaproponowałam … w pokoju – droczyła się, przesyłając lubieżny uśmieszek.
- Masz rację, to było wykwintne danie. No to teraz dla odmiany coś innego – powiedziałem w momencie, gdy w zasięgu wzroku pojawiła się duża witryna restauracji Carlton. Z jej wnętrza biło ciepło intymnego oświetlenia, a stonowane, brązowe barwy i elegancki wystrój zachęcał do wejścia. Dziewczyna zdawała się pomyśleć to samo.
- Zacznijmy od tego – powiedziała krótko.
Już w progu zostaliśmy otuleni cichą, klasyczną muzyką oraz zapachem świeżych ziół. Stonowane oświetlenie kinkietów oraz świeczki palące się na stolikach wskazywały, że jest to właściwe miejsce na randkę. Tak, to była nasza randka, a przynajmniej tak się właśnie czułem. W głębi obszernej sali zauważyłem tylko dwie pary sączące nieśpiesznie jakiś napój i przekąszające drobiazgi.
- Witam państwa serdecznie – powiedział z francuskim akcentem, zakradający się z lewej strony kelner. W czym mogę pomóc? – dokończył.
- Dzień dobry. Jeden stolik dla dwojga, w głębi sali poproszę – odpowiedziałem, rozglądając się po otoczeniu.
- Oczywiście, proszę za mną – gestem dłoni wskazał kierunek i podążał dwa kroki przed nami, kierując się w stronę ściany, na której wisiały pokaźne obrazy. Okrągły stół nakryto jasnym obrusem i przyozdobiono świeżo ciętymi kwiatami oraz dwiema, tlącymi się świecami. W momencie, gdy się zatrzymaliśmy, obok nas pojawił się drugi kelner, który to sprawnym ruchem odebrał od nas płaszcze, natomiast drugi pracownik odsunął Valentinie krzesło. Usiadłem chwilkę po niej, w chwili, gdy kelner, wyuczonym gestem położył naprzeciwko nas niedużą, ale elegancko oprawioną kartę dań.
- Będę dzisiaj do Państwa dyspozycji, proszę dać znak jak tylko będą Państwo gotowi – mówił elegancką angielszczyzną, po czym powędrował kilka metrów dalej.
Blask świec odbijał się w pięknych oczach Włoszki, a cienie tańczące na jej twarzy i Chopin sączący się w tle, tworzyły niezwykle intymną atmosferę. Po chwili przeglądania menu, zdecydowaliśmy się na zamówienie. Kelner podpłynął szybkim krokiem i zaoferował drobne przekąski oraz wino, które miało uprzyjemnić nam oczekiwanie na główne danie.
- Zauważyłem, że nie masz obrączki na palcu. Dlaczego? Zdjęłaś specjalnie dla mnie? – rozpocząłem niepewnie z grubej rury. Włoszka uśmiechnęła się nieśmiało i schowała dłoń pod stół.
- Nie, to nie tak. Sprawa z moim małżeństwem jest skomplikowana – odpowiedziała.
- Ale nie przeze mnie, prawda? – zapytałem cicho.
- Nie, to dzieje się od dawna. Obrączkę zdjęłam dzisiaj rano. Chciałam być z Tobą i tylko z Tobą. Chciałam na chwilę zapomnieć o tym, co czeka mnie w domu – kontynuowała.
- Nie chcę być wścibski, ale jeśli chcesz o tym porozmawiać to jestem do Twojej dyspozycji – starałem się być ostrożny, nie chciałem jej urazić ani zasmucić. Jej dłonie ponownie pojawiły się na stole. Dotknąłem ich opuszkami palców.
- Normalnie powiedziałabym, że nie. Nie rozmawiam o swoich prywatnych sprawach – ucichła.
- Ale … – pomogłem jej.
- Ale czuję, że z Tobą mogę i chcę rozmawiać – skwitowała.
- Chętnie wysłucham, a jeśli będę potrafił to także pomogę – szepnąłem i wsunąłem do ust mały kawałek dojrzałej Goudy.
- Pobraliśmy się dość wcześnie, osiem lat temu, choć znaliśmy się krótko. Jak dotąd On był moim pierwszym i jedynym mężczyzną. Na początku było nam dobrze, rozumieliśmy się doskonale. Była pasja, radość i chęć życia – potok słów zaczął płynąć nieprzerwanym strumieniem. Obserwowałem jej poważną minę, nie spuszczając z niej wzroku.
- Cztery lata temu na Świat przyszedł Paolo. Od tamtego czasu powoli zaczęliśmy tracić ze sobą kontakt. Pozornie nic się nie zmieniło - pracę mamy tą samą, mieszkamy w tym samym miejscu, ale w tle nastąpiły zmiany – urwała krótko.
- Jakie zmiany? – dopytywałem.
- Do niedawna sądziłam, że to moja wina. Poświęcając dziecku bardzo wiele czasu, zaczęłam zaniedbywać męża – spuściła wzrok.
- Myślę, że to naturalne. Ale na pewno nie jest to Twoją winą. Czy Twój mąż chciał mieć dziecko? – drążyłem temat, bojąc się, że tym samym przekraczam granicę.
- Tak, oboje chcieliśmy – odpowiedziała ożywiona. Jakieś dwa lata temu doszłam jednak do wniosku, że to nie ja, a On zaczął się ode mnie odsuwać – kontynuowała. W nasze życie wdarła się rutyna, a odeszła pasja i wzajemne zainteresowanie. Gdyby ktoś spojrzał na nas z boku, pomyślałby, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. W środku jest jednak inaczej – skwitowała z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Kochasz go?
- Zadaję sobie to pytanie od dobrych dwóch lat. Myślę, że aktualnie to już tylko przyzwyczajenie. Jesteśmy razem dla naszego syna. To On jest teraz najważniejszy, jego szczęście jest najistotniejsze.
- A Twoje? Nie chcesz być szczęśliwa?
- Chcę, ale nie kosztem Paolo – rzuciła krótko.
- Może uda Ci się znaleźć w przyszłości jakieś rozwiązanie… - nieudolnie próbowałem ją pocieszać.
- Michał – szepnęła i spojrzała mi głęboko w oczy. Teraz jestem szczęśliwa – położyła swoje drobne dłonie na moich, a na jej twarzy zagościł promienny uśmiech.
<ciąg dalszy niżej>
Skomentuj