W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Depresja plus nerwica lękowa - prośba o poradę

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Viveen
    Świętoszek
    • May 2018
    • 3

    Depresja plus nerwica lękowa - prośba o poradę

    Dzień dobry,
    Obserwuję forum od lat, przyszedł czas, ze zgłupiałam i bardzo proszę mądre głowy o opinię i poradę.
    W kwietniu zakończył się mój prawie 2 letni związek, ja lat 26, on 38. Relacja ta od początku była bardzo intensywna, niemalże od razu zamieszkaliśmy razem, nie zwracając uwagi na żadne przeszkody, czy to duza roznica wieku, czy praca w tym samym miejscu i razem z jego ex. Będąc wręcz na chaju uczuciowym, wyremontowaliśmy własnymi rękoma jego mieszkanie, planowaliśmy i zorganizowaliśmy jakieś podróże, on stał się częścią mojej rodziny a ja jego. Wszystko było wspólne od samego początku, wspólnie kupiliśmy samochód i brnęliśmy razem do przodu w tym american dreamie...
    W czasie gdy poznawaliśmy się z X, ja cały czas utrzymywałam kontakt ze swoim ex (4 lata razem) z którym to po rozstaniu się zaprzyjaźniłam i traktowałam jak najlepszą psiapsiułę. To była pierwsza potężna kość niezgody, X chciał bym ten kontakt urwała zupełnie, dla mnie było to dość trudne, po wizycie u psychologa kontakt ukrocilam, zostały może zamienione dwa zdania raz na kwartał, temat zniknął.

    Oboje z X zmienialiśmy prace, ja trafiając bardzo zle zmieniałam ja 3 razy pod rząd, wszędzie wytrzymując tylko okres próbny, on z kolei 1.5 miesiaca był bez pracy (stresujący czas) i żyliśmy z mojej pensji; po czym znalazł pracę bardzo dobra, dużo wyzej swoich kwalifikacji (i doszło więcej stresu).

    Sytuacja w wiadomy sposob odbiła się na finansach, to generowało kłótnie i spięcia, gdzieś w tle był samochód a w nim masa rzeczy które trzeba naprawić, kilka miesiecy mieliśmy żyjąc od pierwszego do pierwszego, oszczędności nie było, było za to dużo narzekania ze strony X. Postanowiłam oszczedzac, odłożyłam przez 2 miesiące jakaś nie powalająca kwotę, X dowiadując się o tym wściekł się, ze robie to za plecami, Wiec doszedł kolejny stres i spięcia.

    X już raz przechodził terapie nerwicowa, 12 tygodni dzień w dzień plus antydepresanty, które przy poprzednim razie przestał brac po miesiącu, wbrew zaleceń lekarza. Ja tez miałam czas ze brałam psychotropy spowodowane depresja, dawno, chyba 8 lat temu.
    Co nie poprawia naszej sytuacji, oboje z domu jesteśmy DDA, oboje po przejściach związkowych, z jakimiś pewnie problemami behawioralnymi.

    Jak to wyglada teraz. Ja, nie mając gdzie pojsc, zamieszkałam tymczasowo z rodzicami w domu gdzie nadal przelewa się alkohol, jestem pod opieka psychiatry już miesiąc, dostałam leki i nie wiem co robic. Chciałam bardzo tego związku, X jest jedna jedyna osoba która moge nazwać swoją rodzina, ale przez ten miesiąc czuje się tak strasznie poraniona jego obojętnością i oschłością, ze jedyne czego chcę to leżeć pod kocem nie widząc nikogo.

    On z kolei, również pod opieka psychiatry, ma stwierdzony nawrot nerwicy lękowej, wiem ze leki mu nie pomagają, powinien wrocic na terapie ale boi się o prace. Miał dużo pretensji o to ze nie chce po tym jak zerwał się z nim zaprzyjaźnić. Pozniej, pisał ze mam zabierać rzeczy i oddawać klucze bo zmieni zamki. Ze "nie pasujemy do siebie", mamy problem z komunikacja, ja mam inne priorytety życiowe bo jestem młoda, ze nie ma między nami miejsca na myślenie o związku, i ze być może za jakiś czas będzie żałował swojej decyzji.

    Jestem tak zgnieciona psychicznie, ze nie potrafie normalnie i racjonalnie myslec. Czy ja sama siebie oszukuje, myśląc ze jak jego leki zadziałają to się zmieni i będzie można coś jeszcze ratować? Czy my się nawzajem niszczymy i im dalej od siebie tym zdrowiej? Długi czas myślałam, ze dotyka nas obojga podstawowy błąd atrybucji, ze sytuacja życiowa tak nas wykończyła (a wiele było rzeczy pobocznych, jak zepsuty piec w zimę przy -15stopniach i jego naprawa która trwała miesiąc i wiele, wiele innych) i padliśmy ofiara złego czasu, ale już sama nie wiem, zgłupiałam, na pewno bardzo jest mi żal przez to ze tak mnie odciął od siebie, choć chciałam pomoc i jemu i sobie, spróbować naprawiać siebie nawzajem.
  • jezebel
    Emerytowany Pornograf

    Zboczucha
    • May 2006
    • 3667

    #2
    No cóż, doszliście do ściany, pierwszy kryzys zaliczony.
    Obydwoje jawicie mi się jako osoby dość wątłe psychicznie, bowiem Wasze problemy nie różnią się niczym od problemów większości osób jakie znam, a jednak większość osób jakie znam nie musi brać psychotropów i chodzić na psychoterapię.
    Zastanawiam się, czy wyjściem dla Was nie jest wspólna terapia? Skoro te problemy w pewnym sensie Was łączą, a niwelowanie tych problemów może stać się też wspólnym celem i czymś dobrym dla Waszego związku, to ...?
    Jestem sobie. . .zwyczajna. . . jak kiełbasa...i mam idealny kształt...kuli

    Skomentuj

    • wiarus
      SeksMistrz
      • Jan 2014
      • 3264

      #3
      Przekombinowane i trochę tego zbyt dużo:
      - nerwica, psychiatra, porzucona terapia, a jednocześnie oziębłość i oschłość !
      - depresja, odstawione leki i chęć niesienia pomocy drugiej osobie ?
      + cała reszta.
      Prędzej bym zrozumiał dwójkę ćpunów, stosujących terapię dzielenia się prochami.
      Sorry, lecz tak to odbieram.
      "Jesteś samotny? Tak, lecz tylko w towarzystwie ludzi."
      James Jones - Cienka czerwona linia

      Skomentuj

      • iceberg
        PornoGraf
        • Jun 2010
        • 5110

        #4
        Jak dla mnie powinniście odpuścić związek, jeden osobnik potrzebujący terapii to już sporo a dwa grzyby w barszcz to zdecydowanie zbyt wiele. W związku potrzeba aby jedna ze stron mogła wesprzeć drugą - tu jak widać przy problemach zaczyna się wszystko sypać. A jak napisała Jeza - nie są to problemy wielkiej skali (mówiąc obiektywnie bo sama możesz odczuwać inaczej).
        Łączą Was sentymenty i wspomnienia, to nie była miłość tylko zauroczenie i fascynacja w pierwszym etapie, codzienność Was przerosła i zabiła...
        Żyj tak żeby tobie było dobrze, bo innym k....a nie dogodzisz.

        Skomentuj

        • e-rotmantic
          Perwers
          • Jun 2005
          • 1556

          #5
          Dopisuję się do iceberga. Partnerzy w związku wspierają się wzajemnie, ale na różnych polach. Wy macie podobne problemy ze sobą i będąc razem, tylko się pogrążacie.

          Skomentuj

          • Niuniek16v
            Seksualnie Niewyżyty
            • Apr 2013
            • 240

            #6
            Podpiszę się pod wypowiedzią Jezebel. W życiu przerobiłem coś podobnego i dzięki wspólnemu działaniu, terapii i rozmowom udało się wszystko wyprostować. Może nie jest idealnie ale można normalnie funkcjonować i związek trwa. Zmieniły się nam trochę priorytety i i to był początek nowej wspólnej drogi. W lutym stuknęło ćwierć wieku jak jesteśmy razem.
            Pierwsze co musicie zrobić to porozmawiać szczerze i spróbować terapii. Jak to się nie uda to sory memory.
            Aaa same prochy nic nie dają. to nie katar czy angina.

            Skomentuj

            • Viveen
              Świętoszek
              • May 2018
              • 3

              #7
              Dziękuję wszystkim za odpowiedzi.

              Rozumiem oczywiście, ze takie problemy, jak mamy, inni ludzie nawet nie nazwaliby problemami. To są normalne ludzkie zdarzenia, jednak w naszym przypadku budowały atmosferę ciągłego napięcia i zdenerwowania. A to nie jest fundament pod zdrowy, szczęśliwy związek.
              I rzeczywiście, przynajmniej jedno powinno być silniejsze i wspierać to drugie.

              Ja mimo wszystko czuje, ze było tutaj pole do działania, jeszcze były opcje do podjęcia, jak właśnie wspólna terapia, chodzenie na jogę, medytacja i te całe metody relaksacji. Jednak właśnie, On zerwał nie dając wiary ze to cokolwiek pomoże i zanim ja dostałam leki, dzięki którym lepiej się czuje. Mam wrazenie ze decyzja została podjęta wbrew mnie, bez jakiejś poważnej rozmowy naszej i wspólnych wniosków. I nie wiem, walczyć mimo to, czy w ogole jest o co, czy pogodzić się z tym ze to jest Jego świadoma decyzja (tak zreszta twierdzi) która koniec końców wyjdzie nam na dobre z czasem.

              Skomentuj

              • jezebel
                Emerytowany Pornograf

                Zboczucha
                • May 2006
                • 3667

                #8
                Viveen, oczywiście, że są to normalne ludzkie zdarzenia, ale nie jest do końca prawdą, że nie jest to fundament pod zdrowy, szczęśliwy związek. To właśnie takie zdarzenia związek hartują i mogą wpływać na umocnienie więzi - trzeba tylko to umiejętnie wykorzystać. Wiem co mówię - przeszłam podobną historię do Twojej. Dzisiejsze czasy są ciężkie w kontekście budowania relacji, bowiem pogoń za pieniędzmi i narastający konsumpcjonizm nas niszczy. Ja wiem, że powiedzenie "ciężkie czasy" można w zasadzie odnieść do każdego okresu który jest za nami i przed nami, ale chyba żadne pokolenie nie doznało tak dużego przeskoku technologicznego jak nasze, Twoje.
                Chęć natychmiastowości i osiągnięcia życiowej satysfakcji tworzy w nas zniecierpliwienie, brak chęci do naprawiania rzeczy/relacji, a jeśli już decydujemy się na jakiś proces naprawczy to chcemy żeby był szybki. Właśnie z tego powodu uważam minione czasy za dobre. Musicie obydwoje sobie uświadomić, że porażki są integralną częścią życia a związków idealnych NIE MA. Ludzie mówiący, że mają wspaniałe życie, to ludzie radzący sobie świetnie z problemami, a nie ludzie pozbawieni tych problemów.
                Jestem sobie. . .zwyczajna. . . jak kiełbasa...i mam idealny kształt...kuli

                Skomentuj

                • lee
                  Erotoman
                  • Sep 2005
                  • 567

                  #9
                  Pytanie tylko czy to czasy są cięższe, czy każde następne pokolenie traci odporność psychiczną na przeszkody stawiane przez życie(?) W krajach rozwiniętych gdzie "standard życia" ciągle ulega poprawie tendencji do spadku liczby depresji wcale nie widać. Wprost przeciwnie. No ale to tak na marginesie.
                  Też mi się wydaje, że dwie osoby w związku potrzebujące wsparcia psychicznego z zewnątrz to co najmniej o jedną za dużo. No ale łatwo powiedzieć - "rozstań się i znajdź kogoś psychicznie stabilnego". Ludzie się tak nie dobierają, zwykle...
                  Pozostaje decyzja o zakończeniu związku i próby stworzenia nowego (bez gwarancji sukcesu) albo powrót do związku pod ścisłą opieką specjalisty i leków. Może to drugie da się "jakoś" tylko trzeba zachować czujność i działać w porę nim się narobi bałagan i człowiek przestaje mieć ochotę na dany związek.

                  Skomentuj

                  • wiarus
                    SeksMistrz
                    • Jan 2014
                    • 3264

                    #10
                    Nie tyle czasy są cięższe, tylko świat jest coraz bardziej porypany
                    "Jesteś samotny? Tak, lecz tylko w towarzystwie ludzi."
                    James Jones - Cienka czerwona linia

                    Skomentuj

                    • lee
                      Erotoman
                      • Sep 2005
                      • 567

                      #11
                      @Wiarus,

                      "Porypanie świata" jak i "ciężkość czasów" to subiektywne określenia na zmiany, do których sami doprowadzamy. Wynika z tego, że sami nie do końca je akceptujemy. Zganiam to wszystko na globalizację i postęp w rozprzestrzenianiu się technologii, a co za tym idzie na coraz szybszą ewolucję naszego otoczenia. Człowiek zaczyna żyć zbyt długo i w coraz bardziej nienaturalnych dla niego warunkach. Jedni z tym radzą sobie lepiej, a inni gorzej ale wymaga się tego od wszystkich równo.
                      Przeraża mnie jak duży procent osób w najbliższym otoczeniu boryka się z problemami natury psychologicznej.

                      Skomentuj

                      • iceberg
                        PornoGraf
                        • Jun 2010
                        • 5110

                        #12
                        Malinówka mysle że chodzi tu o coś zupełnie innego. Kiedyś naprawdę było ciężej, problemy były o wiele większe a ludzie radzili sobie bez porównania lepiej (nie mam na myśli łatwości komunikacji tylko ogarnięcie życiowe). Co więcej postep technologiczny produkuje nam życiowych analfabetów dla których znalezienie się w bardziej dzikim zakątku bez dostępu do sieci będzie oznaczal dosłownie koniec świata. Do tego niestety przez postęp technologii osłabiamy genetycznie populację dając szansę na przeżycie osobnikom które poddane naturalnej selekcji nie dozylyby do czasu gdy mogą zdefektowane geny przekazać dalej. I nie chodzi mi o eugenikę, tylko o racjonalne podejście do sytuacji. Jest gdzieś granica gdzie nie powinno się dalej pomagać bo trzeba wziąć się w garść i zacząć żyć samodzielnie.
                        W przypadku dwójki ludzi potrzebujących pomocy będzie to raczej nakręcanie spirali negatywnej, co może zakończyć się katastrofą. Wystarczy pomyśleć co będzie jak ta dwójka będzie mieć dziecko. Niestety nie można nikomu zakazać, antykoncepcja bywa zawodna a wychowanie potomka jest naprawdę o wiele bardziej stresującym procesem niż to co zostało opisane tu jako źródła kryzysu w tym związku.
                        A co do rozwoju techniki i jej wpływu... Jeśli nie czytałeś o wypadku samolotu Centralwings w Alpach gdzie pilot z depresją postanowił się zabic i zabrać ze sobą orszak kilkudziesięciu niewinnych ofiar to proponuję poczytać i zobaczyć jakie możliwości daje technika i postęp i jak mogą zostać wykorzystane przez ludzi z zaburzeniami a jak ciężko jest takie ryzyko wyeliminować .
                        Żyj tak żeby tobie było dobrze, bo innym k....a nie dogodzisz.

                        Skomentuj

                        • lee
                          Erotoman
                          • Sep 2005
                          • 567

                          #13
                          Masz rację oczywiście bo globalizacja i postęp mają swoje dobre i złe strony. Dzięki nim możesz komunikować się z dzieciakami na drugim końcu świata ale i dzięki nim te dzieci w ogóle tam wylądowały (poniekąd). To wszystko zależy od tego czy konkretna osoba dobrze znosi ciągłe (przyspieszające?) zmiany, asymiluje się w nowym środowisku (miejsce zamieszkania, praca), ogarnia zmiany technologiczne (telefony, komputery) itd, itd...

                          No i z pewnością zależy od wrodzonych i nabytych wychowaniem cech, które pomogą pokonywać codzienne i niecodzienne trudności.

                          Skomentuj

                          • iceberg
                            PornoGraf
                            • Jun 2010
                            • 5110

                            #14
                            Myślę że wpis dotyczący technologii miał nieco inne założenie. Technologia niby wszystko upraszcza ale z drugiej strony powoduje, że świat coraz bardziej przyspiesza, jest online i ktoś kto nie nadąża za tym odpada z wyścigu. To dość stresujące niezależnie od wieku a powiedziałbym bardziej starsi są odporni bo nauczeni życiem, żeby od czasu do czasu wcisnąć hamulec. A młodzi, którzy nie nadążają za pędzącym światem coraz bardziej się gubią i popadają w depresję. I może o to chodziło ale myślę że to autorzy wpisów o technologii potwierdza albo zaprzecza .
                            Żyj tak żeby tobie było dobrze, bo innym k....a nie dogodzisz.

                            Skomentuj

                            • wiarus
                              SeksMistrz
                              • Jan 2014
                              • 3264

                              #15
                              Napisał lee
                              @Wiarus,
                              ... Człowiek zaczyna żyć...
                              Lee, tak na % Ci powiem: "czasami" mi odbija, ale nigdy w otoczeniu naturalnej przyrody i nie mieszajmy tego z kręgiem oceny, czy psychologią - to nie to.

                              Napisał malinówka
                              Naprawdę uważacie, że globalizacja i technologia to coś szkodliwego dla psychiki?
                              No, to ja nie wiem, lubię technologię, jedno "dziecko" mieszka w Stanach, drugie "dziecko" w Londynie, niedługo będziemy mieć "skośnooką" synową, żadna z naszej czwórki (ani młodzi, ani mąż, ani ja) nie mieliśmy nigdy depresji.
                              A to właśnie oznaki globalizacji i rozwoju technologii
                              ...
                              Zdecydowanie wolę obecne czasy.
                              Tak - zacznijmy od tego, ile czasu marnujesz na bezsensowną komunikację, ilo głpich informacji jest wtłaczanych w Twój mózg jednocześnie i ile z tego to dane "podprogowe".
                              Z depresję jest jak z wódką - pozwala spojrzeć na swiat z drugiej strony.
                              Depresja nie jest oznaką globalizacji - gadasz wierutne bzdury i mogąę to udowodnić /na trzeźwo/.
                              Przeczytaj ostatnią wypowidź ICE - sensowna analiza /a to przecież humanista i widzi tylko kawałek jądra/
                              0statnio edytowany przez wiarus; 15-05-18, 21:03.
                              "Jesteś samotny? Tak, lecz tylko w towarzystwie ludzi."
                              James Jones - Cienka czerwona linia

                              Skomentuj

                              Working...