Harcerska pomoc dla adamek 2000

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • jammer106
    Ocieracz
    • Jul 2010
    • 151

    Harcerska pomoc dla adamek 2000

    Niniejsze opowiadanie powstało na życzenie Pana o nicku „Adamek2000”. Podał mi fakt,y zgrubnie zarys informacji i poprosił bym stworzył tę opowiastkę. Jest w niej jakieś ziarno prawdy i realności lecz w większym stopniu króluje fikcja literacka. Czy udało się mej skromnej osobie odzwierciedlić to co napisał mi ten forumowicz, nie wiem. O tym może się tylko wypowiedzieć on sam i uściślić ile w tym jest prawdy…..

    Od dzieciństwa chciałem być harcerzem. Dążyłem do tego skrupulatnie i jakoś się to udawało. Najpierw poprzez zuchy, potem już jako harcerz wielokrotnie uczestniczyłem w różnego rodzaju rajdach, zlotach i innych przyjemnością tego harcerskiego żywota. Uczyłem się dobrze, więc nie było powodów by z tego rezygnować. Dobrze potrafiłem pogodzić naukę z przyjemnością jaką było harcerstwo. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia służba w tej organizacji była sposobem na zagospodarowanie czasu wolnego. Dodatkowo, uczyła sumienności, punktualności, prawdomówności i innych zalet o których by to długo tu pisać. Prócz przyjemności mieliśmy również obowiązki. Pomoc ludziom w potrzebie była jedną z nich i gdy byłem już w ósmej klasie przypadło mi zadanie pomocy w gospodarstwie domowym pani Zofii Budasz. Była to kobieta elokwentna, dystyngowana i zawsze elegancka. Pomimo tego że mieszkała w nieco zaniedbanym domu swych rodziców gdzie nie było bieżącej ciepłej wody a tylko zimna, nigdy nie dojrzałem w jej osobie postaci brudnej, nieciekawie pachnącej. W kuchni za parawanem stała przygotowana balia a na kaflowym piecu zawsze grzały się duże garczki z wodą. Pani Zofia mieszkała sama. Słyszałem że owdowiała nie mając żadnego potomstwa. Nie szukała już swej drugiej połówki, podejrzewam że miała być może zbyt wygórowane aspiracje wobec przyszłych kandydatów, a może tak naprawdę nie szukała towarzysza na resztę swego życia. Przychodziłem do niej co drugi dzień wyłączając oczywiście niedziele. W tygodniu były to godziny popołudniowo - wieczorne, w sobotę starałem się być do południa chcąc resztę czasu mieć na swe przyjemności. Pracowała w pobliskim liceum ucząc języka polskiego. Miałą tam opinię wymagającej belferki. Rozpocząłem do niej chodzić końcem września. Głównie to przynosiłem z komórki węgiel do kuchni by miała jak palić, czasami prosiła bym pomógł jej w innych rzeczach, ot taka doraźna pomoc. Nigdy nie doświadczyłem od niej jakiegoś nieakceptowalnego zachowania. Zawsze dziękowała i twierdziła że jest jej głupio że tak mnie wykorzystuje. Starała się w jakiś sposób mi wynagrodzić za tę pracę, zawsze była herbata, jakieś ciasto. Czasami dostawałem tabliczkę czekolady. Jak, sama stwierdziła nie miała tu żadnej rodziny. Jej siostry wyjechały na drugi koniec Polski i odwiedzały ją naprawdę rzadko. Ona sama może raz a może dwa razy do roku jechała do nich. W pewien październikowy czwartek udałem się jak to było umówione do niej. Powoli zmierzchało i ubrany w swój harcerski uniform przemykałem ulicami miasteczka do niej. Nie miałem znów aż tak daleko, ot jakieś niecałe dwa kilometry. Gdy dotarłem pod znajomy adres pani Zofia jak zawsze powitała mnie miłym uśmiechem i zaprosiła do wnętrza domostwa.
    - Witaj Adasiu, oj będę miała dziś do Ciebie wielką prośbę – rozpoczęła rozmowę.
    - Dzień dobry pani Zofio – przywitałem się jak należy i cmoknąłem ja w wyciągnięta na powitanie dłoń.
    Wiedziałem że jej to się podobało. Któregoś razu powiedziała mi że rzadko kiedy można teraz spotkać tak dobrze wychowanego młodzieńca. Podłechtało to moje ego.
    - Słuchaj, zamówiłam na jutro specjalistę od naprawy dachu bo mi na strychu nieco cieknie i miałabym prośbę byś tam uprzątnął – powiedziała.
    - Żaden problem, ale wcześniej to przyniosę węgla z komórki nim się ściemni bo widzę że niedużo go tu jest – odpowiedziałem widząc mikroskopijna ilość „czarnego złota” w kuchni.
    - Dobrze, to idź się przebierz a ja przygotuję herbatę – odparła wstając zza stołu.
    - Ta herbatę to może później pani Zofio – zasugerowałem i udałem się za parawan w kuchni.
    Ten parawan to tak de facto służył tylko chyba jako rekwizyt i miał za zadanie dawać tylko i wyłącznie jakąś namiastkę intymności. Mały, krótki coś tam nieco zasłaniał lecz nie za dużo. Stojąca obok szafeczka z lustrem i damskimi kosmetykami, przyborami toaletowymi , dalej wieszak na ręczniki, dzbanek na wodę i krzesło na którym tkwiło moje ubranie robocze dopełniały obrazu tego miejsca. Począłem zdejmować z siebie harcerski uniform. Powoli rozpinałem guziki bluzy a następnie spodni. Gdy pozostałem w samych majtkach , podkoszulku i skarpetkach w odbiciu lustra zauważyłem że pani Zofia bacznie mi się przygląda. Nie zdawała sobie sprawy że dostrzegłem ją. Nie miałem zamiaru nic jej mówić lecz od paru poprzednich razów zauważyłem że gdy się przebieram , bacznie mi się przygląda. Słowem mówiąc - podglądała. Raz nawet chyba z dwa tygodnie temu to mi gdy to dojrzałem nieco stanął ptaszek lecz szybko wbiłem się w spodnie robocze i miałem nadzieję że tego nie zobaczyła. Teraz znów patrzyła się. Nie dałem po sobie poznać że wiem o tym fakcie. Powoli wziąłem z krzesła spodnie ubrania roboczego i zacząłem wolno wsuwać je na siebie. Fakt że zdawałem sobie sprawę że jestem podglądany spowodował że mój ptaszek zaczął nieco rosnąć. Nim osiągnąłem pełną erekcję zdołałem wbić się w spodnie. Na podkoszulek założyłem bluzę ubrania roboczego i założywszy buty byłem gotowy do pracy.
    - No, to zaczniemy od węgla – powiedziałem wychodząc zza parawanu.
    Pani Zofia zdołała się przez ten czas cofnąć w inne miejsce. Ubrana jak zawsze w kobiecy sposób, sukienka w kolorze granatu sięgająca nieco poniżej kolana, cieliste rajstopy i kapcie. Może ten ostatni element nie dodawał uroku, ale któż po domu gania w szpilkach. Jak tak na oko na dobiegającą pięćdziesiątki panią wyglądała całkiem, całkiem. Zadbane dłonie, lekki makijaż i klasyczna sylwetka były zgoła odmienne od innych pań , które w jej wieku nabawiły się sporej nadwagi. Biust też niczego sobie, ani za duży ani za mały , ot w sam raz. Nigdy nie widziałem jej w spodniach, zawsze albo spódnica lub też sukienka.
    -Dobrze Adasiu, dobrze – odpowiedziała widząc jak chwytam w swe dłonie dwa wiadra i ruszam z nimi w kierunku komórki.
    Nakładając węgiel zastanawiałem się czemu mnie tam podgląda. Przez chwilę pomyślałem sobie o nawet dość sprośnym scenariuszu lecz po chwili wyrzuciłem ten problem z głowy. Z węglem obróciłem chyba z trzy razy. Miała spokojnie na dziś i jutro. W tej jej kuchenkę i piec kaflowy ogrzewający oba pokoje nie wchodziło zbyt dużo a jak z doświadczenia wiedziałem to taka ilość jej wystarczała. Obróciłem jeszcze raz przynosząc szczapy drzewa na jutrzejszą rozpałkę i teraz mogłem się zająć inna robotą.
    - O, chodź tutaj, tu jest wejście na strych – pokierowała mnie pani Zofia wskazując schody wiodące na tę część jej małego domku.
    Wspiąłem się tam i otworzyłem drzwi od tego pomieszczenia.
    - O , zapalę Ci światło – usłyszałem zza swych pleców i po chwili jasny snop światła rozświetlił powierzchnię strychu.
    Znaleźliśmy się tam po chwili. Dostrzegłam teraz że jest tu niezła graciarnia. Wszystko co było zbędne było tutaj postawione. Jakieś stare meble, stos makulatury, worki z nieznaną mi zawartością, czarno biały telewizor , płytki i inne szpejstwa zagracały totalnie to miejsce. Na dodatek panował tu niezły zaduch i ciepło. Wszak nie był to jakiś potężny strych. Jej dom to dwa pokoiki, kuchnia, toaleta, korytarz wejściowy. Od przewodu kominowego buchało ciepło. Na dodatek dzisiejszy dzień był w miarę ciepły jak na październik i sumarycznie dawało to dość znaczną temperaturę.
    - O, to tam w rogu, tam cieknie i zalewa mi sufit w pokoju – powiedziała wskazując róg strychu.
    Spojrzałem w miejsce , które mi wskazała. Kłębiło się tam mnóstwo worków z nieznana mi zawartością. Dodatkowo jakiś stary rower i inne rzeczy. Zdałem sobie sprawę że to dość sporo pracy.
    - Dobrze, a gdzie to mam przestawić ? – zapytałem.
    Zastanowiła się chwilę. Czekałem na konkretna odpowiedź i czułem jak to ciepło atakuje me ciało.
    - Wiesz co Adamie, wywalę te rzeczy na śmieci, trzeba tu zrobić porządek, co zbędne to do śmieci, no już ja Ci powiem co tu zostanie – usłyszałem w odpowiedzi.
    Miałem nadzieję że nie wszystko trzeba będzie stąd wynieść bo roboty miałbym na dobre trzy godziny. Zakasałem rękawy i zabrałem się do roboty. Pani Zofia ku memu zdziwieniu bardzo konkretnie i bez żadnych sentymentów wskazywała co wyrzucić a co ma pozostać w rogu strychu po przeciwnej stronie niż ta dziura. Po kilkunastu minutach zdałem sobie sprawę że w tym grubym ubraniu roboczym to ja długo nie wytrzymam. Czułem gorąc i pot.
    - Tu jest za gorąco, w tym ubraniu nie dam rady – stwierdziłem.
    - Dobrze, choć do kuchni, może coś znajdę lżejszego – odparła i obydwoje zeszliśmy po schodach do kuchni.
    - Poczekaj, zaraz coś poszukam – powiedziała nauczycielka i skierowała swe kroki ku jednemu z pokoi.
    Nieco spocony czekałem na jej powrót. Zjawiła się po chwili dzierżąc coś w dłoniach.
    - No mam tutaj taki rozpinany fartuszek, taka podomkę, nic innego tak jak na Ciebie nie znalazłam – stwierdziła i wręczyła mi to coś.
    Nieco zdębiałem. Wziąłem w dłonie tą podomkę – fartuszek w kolorze granatu z jakimiś bliżej nie określonymi wzorami.
    Przypominało tu fartuch sklepowej. Wykonane z poliestru, nieco przezroczyste z krótkim rękawem miało mi teraz służyć jako odzież robocza. Nie za bardzo wiedziałem co począć. Na oko dolna krawędź tego ciuszka sięgała by mi gdzieś do kolan.
    - widzisz, ja Cię przepraszam, nie mam naprawdę niczego innego choć….. – przerwała i zastanowiła się chwilę widząc me zakłopotanie.
    Nie za bardzo widziałem siebie w tym stroju. Miałem zamiar pozbyć się tej grubej bluzy drelichowej i równie grubych spodni. Szczerze zastanawiałem się czy nie zdjąć też podkoszulka. Tam u góry było naprawdę ciepło.
    - No, mam jeszcze taką koszulę nocna i halkę – dodała.
    No te opcje były naprawdę cool. Już wyobrażałem sobie siebie w halce lub damskiej koszuli nocnej.
    - Proszę Cię Adasiu, bardzo mi na tym zależy, pomożesz mi? – rzuciła błagalnym głosem.
    Nie mogłem jej odmówić. Jakoś zrobiło mi się jej szkoda. Gdybym wiedział że na tym strychu będzie tak ciepło zabrałbym z domu stare rzeczy.
    - To co iść po te halkę i koszulę? – zapytała widząc że się waham.
    - Nie, ta podomka będzie dobra, przecież i tak mnie prócz pani tym nie zobaczy – powstrzymałem ją i począłem zdejmować bluzę ubrania roboczego.
    - Dobrze , połóż ten drelich tu na fotelu i przebierz się – odpowiedziała ucieszona.
    Nie kazała mi iść za parawan, jak zawsze gdy ubierałem lub ściągałem tam swój harcerski mundurek. Z drugiej strony w tym mikroskopijnym miejscu nie było by miejsca gdzie mógłbym pozostawić ten drelich. Na jedynym tam krześle tkwiły moje ciuch w których przyszedłem i jedynym miejscem gdzie mógłbym je teraz zostawić było to krzesło przy kuchennym stole. Zdjąłem bluzę i począłem rozpinać spodnie. Stała patrząc się na mnie. Nie za bardzo wiedziałem czy mam kontynuować to rozbieranie. Mogłem zwrócić jej uwagę, dać jakiś sygnał by się odwróciła, lecz różnica wieku jakoś odebrała mi tę śmiałość.
    - A co tam, nie sobie patrzy, wszak nagi jej się nie pokaże – przeszło przez myśl i bez żadnego zażenowania począłem ściągać spodnie.
    Stała parę kroków ode mnie i patrzyła jak się rozbieram. Ten fakt że patrzy na mnie spowodował że mój penis począł rosnąć. Położyłem spodnie na krześle i nałożyłem na siebie ta podomkę-fartuszek. Kątem oka zobaczyłem jak zerka na moje krocze. Penis podniósł się i z pewnością dostrzegła te zgrubienia w majtkach. Troszku zawstydzony szybko zapinałem guziki tego czegoś. Szło mi to nieco topornie lecz jakoś w końcu mi się udało.
    - No to możemy iść dalej działać – wydukałem z siebie.
    Wyglądałem jak pajac. Przezroczysty fartuch sięgał mi powyżej kolan i w żaden sposób nie chciał zejść niżej. Mało tego wchodząc po nieco stromych schodach, na strych odsłaniał moje nagie uda. Zabrałem się do roboty. Miałem nadzieję że zajmując się nią jakoś pozbędę się tej sytuacji i mój ptaszek wróci do pozycji „na spocznij”. Chwilowo tak się udało. Pani Zofia wskazywała co mam zostawić , a co jest do wyrzucenia i te rzeczy , które były w miarę lekkie znosiła ku dołowi. Jednakże jak stawałem tam u góry, na strychu , a ona była tam na dole i czekała na kolejny ładunek nadający się do wyrzucenia to widziałem że jej wzrok, choćby przez chwilę ląduje pod tą podomkę na moje majtki. Będąc na dole widziała ten element mej bielizny i co mi ptaszek się uspokoił to za chwilę znów poczynał rosnąć w majtkach. Stała na schodach, więc jej nie było tak gorąco jak mi. Co jakiś czas schodziła i dokładała do pieca by nie wygasło. Po jakiejś godzinie , pomimo tego że miałem na sobie tylko ten podomko – fartuszek czułem że znów pot leci mi po plecach.
    - Uff, ale tu jest ciepło – stwierdziłem i począłem rozpinać guziki swego specyficznego odzienia.
    Nie było jej teraz, rzeczy do uporządkowania było coraz mniej. Zrzuciłem fartuszek i zdjąłem z siebie lekko przepocona podkoszulkę , pozostając w samych majtkach, skarpetach i butach.
  • jammer106
    Ocieracz
    • Jul 2010
    • 151

    #2
    - Daj , zabiorę na dół – usłyszałem nagle i na schodach zobaczyłem postać pani Zofii.
    Nieco zaskoczony i zawstydzony , będąc prawie półnagi podałem jej swój podkoszulek. Znów mój ptaszek począł rosnąć w slipkach. Szybko i nerwowo narzuciłem na siebie podomko-fartuszek.
    Teraz pod nim, tam u góry nie było nic, gołe ciało , a prócz skarpetek i butów osłaniały mnie tylko slipki.
    - No , jeszcze tylko te rzeczy i będzie po robocie pani Zofio – powiedziałem.
    -Bardzo dobrze, nie wiem jak Ci dziękować, naprawdę jesteś nieoceniony w pomocy, muszę napisać do hufca bo takiego jak Ty to ze świecą szukać – kadziła mi.
    Było to miłe, choć przy tej robocie to pot lał mi się okrutnie. Jeszcze nigdy tak się u niej nie narobiłem. Pozostało jeszcze parę worków do przeniesienia.
    - To, ułóż z boku, to pamiątki i rzeczy mojego męża, nie mogę ich wyrzucić – odparła i zeszła schodami w dół.
    Niby niedużo ale kolejne pół godziny minęło nim uprałem się z tym. Zmęczony zszedłem ze strychu.
    - Pani Zofio, już skończyłem – oznajmiłem nie widząc jej w kuchni.
    - O, nie wiem jak Ci dziękować Adasiu, naprawdę mi bardzo pomogłeś – odparła wychodząc zza parawanu.
    - Drobiazg – odparłem.
    Podeszła do mnie i uśmiechnęła się pogodnie.
    - Zdejmuj tę podomkę, nagrzałam wody, to się jakoś wykąpiesz - stwierdziła.
    Zaskoczyło mnie to, stanąłem jak wryty. Czegoś takiego się nie spodziewałem.
    - Ale…. – wydusiłem z siebie.
    - Woda nagrzana, Ty jesteś przepocony i nie mam zamiaru byś taki wrócił do domu, pomogłeś mi bardzo i jestem Ci wdzięczna za to – odparła.
    - Nie, to ja się w domu wykąpie – odparłem zaskoczony tym co powiedziała.
    - Nie ma mowy, woda nagrzana już wlewam do balii, przepocisz mundur i tyle z tego będzie – usłyszałem w odpowiedzi.
    - Nie, nie chcę robić Pani kłopotu, naprawdę nie – próbowałem w jakiś sposób odwieść ją od tego zamiaru.
    - Adamie, dwa razy nie będę powtarzać, posłuchaj starszych co mówią, wiem że u mnie to nie są żadne super warunki, ale miej na uwadze że ta nagrzana woda się zmarnuje – odparła stanowczo.
    To był jej ten styl gdy przez telefon rozmawiała z rodzicami uczniów lub innymi nauczycielami. Stanowcza, pewna siebie i nieugięta pani profesor z liceum. Nie ukrywałem że po podstawówce chciałem tam się dostać. Jednakże opcja że mam tutaj , u niej się kapać była nie do przyjęcia.
    - Nie, naprawdę pani Zofio, dziękuję, proszę się nie obrazić….- kontynuowałem swą obronę.
    - Młody człowieku, harcerzu, nie wypuszczę Cię. Mam swoje zasady. Bardzo mi pomogłeś, bardzo Ci jestem wdzięczna i chce Ci to jakoś wynagrodzić , więc proszę posłuchaj mnie i zrób to co mówię – usłyszałem podane stanowczym tonem stwierdzenie.
    Było to powiedziane spokojnie lecz dobitnie. Zdałem sobie sprawę że dalsze dyskusje z panią Zofią nie wchodzą w rachubę. Chwilę się jeszcze wahałem. Wszak cóż mogła mi zrobić? Jednakże jej stanowcze i pewne działanie mnie blokowały. Zdawała sobie sprawę że teraz mam gonitwę myśli i sam nie wiem co począć.
    - No, zdejmujemy to Adasiu – usłyszałem i zobaczyłem jak jej dłonie rozpinają kolejne guziki podomki.
    - Ale…. – wydukałem.
    - Żadnego ale, już powiedziałam, woda tam stygnie a ja nie przyjmuję żadnych wytłumaczeń – usłyszałem w odpowiedzi.
    Patrzyłem, jakby zahipnotyzowany jak rozpinała kolejne guziki podomki. Nim mogłem podjąć jakiekolwiek działania, wszystkie z guzików były rozpięte i tkwiłem w samych majtkach, skarpetach i butach przed nią. Co gorsza, mój ptaszek znów począł rosnąć , rozsadzając materiał slipek. Jedyne co mogłem zrobić to zakryć tę rosnącą erekcję ptaszka dłońmi.
    - No już , rozbieraj się tam za parawanem i właź do balii, woda jest nalana, mam nadzieję że jeszcze ciepła – rozkazała zdając sobie sprawę że już skapitulowałem.
    Przekalkulowałem, szybko ochlapię się to wodą i czmychnę jak najszybciej. Będzie i wilk syty i owca cała.
    - No dobrze, już idę – bąknąłem krótko.
    Wzięła to podomkowo-fartuszkowe coś, a ja z dłońmi zakrywającymi swe krocze poczłapałem za parawan. W bali była nalana ciepła woda. Pani Zofia gdzieś chwilowo umknęła i teraz na spokojnie mogłem zdjąć buty i skarpetki i w majtkach wejść do balii. Zdając sobie sprawę że tak jak się przebierałem wcześniej, tak i teraz może mnie podglądać nie pozbyłem się tej części bielizny. Woda rzeczywiście była ciepła. Zsunąłem dłonie i począłem po nogach polewać się ciepłą wodą. Miałem zamiar podchlapać nogi, ręce i trochę klatki piersiowej. Nie za bardzo, tak trochę by jej nie robić przykrości. Wzrokiem począłem szukać mydła.
    - No, a Ty w majtkach? – usłyszałem i skierowałem wzrok w miejsce skąd doszło.
    Za parawan , tam gdzie się obmywałem weszła pani Zofia. Nie była już ubrana tak jak wcześniej. Na sobie miała tylko halkę pod która było widać biały koronkowy biustonosz , białe matki i swe kapcie. Zdołała pozbyć się sukienki i rajstop. Halka w kolorze ecru sięgała do linii kolan.
    - No….. ale -wydukałem z siebie zaskoczony tą sytuacją.
    - No co, w domu też kapiesz się w slipkach? – zapytała.
    - No, nie – odparłem bez zastanowienia.
    - No to ściągaj je – usłyszałem w odpowiedzi i sam na siebie byłem wściekły że odpowiedziałem tak wcześniej.
    - Ale ja się wstydzę – sparowałem szybko.
    - Dobrze, ja już się odwracam – odparła szybko.
    - Pani Zofio, może ja sam się tu wymyję….. – zacząłem widząc co się święci.
    - Tak, i opłukasz się sam i sam się na plecach namydlisz, specjalnie się rozebrałam z sukienki by Ci tutaj pomóż, ja się odwracam i już zdejmujesz gacie – rzuciła głosem nie lubiącym sprzeciwu.
    - Ale ja się wstydzę -ponownie jej to powiedziałem.
    - Adasiu, byłeś w zuchach? – zapytała.
    Kiwnąłem głową na tak. Nie za bardzo wiedziałem o co jej chodzi.
    - Zuch słucha starszych, prawda? – odpowiedziała.
    Kiwnąłem głową znacząca na tak, choć nie byłem pewny że tak to jest zapisane. Cała ta sytuacja , teraz mnie przerażała.
    - No to ja się odwracam a ty zdejmujesz majtki, dobrze – usłyszałem.
    - Przecież tak mogę się wykąpać, w majtkach – odpowiedziałem nie chcąc pozbyć się tej ostatniej części garderoby.
    - I w mokrych wrócisz do domu? – zapytała.
    No , nie . Mogłem co prawda wrócić w samych spodniach mając majtki w kieszeni.
    - Ściągaj je bo woda wystygnie i mi się tu przeziębisz – rzuciła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
    Sam nie wiem czemu się na to zgodziłem. Może jej to, taki nie znoszący sprzeciwu i pewny na mnie głos tak zadziałał, a może co innego. Nie mogłem podjąć żadnych konkretnych działań.
    - No to ja się odwracam a Ty zdejmujesz majteczki – zakomenderowała widząc moje rozterki.
    Odwróciła się tyłem. Tyle tego było dobrze. Zasłaniając jedną ręką swe klejnoty , drugą zsunąłem majtki w dół. Byłem tak zestresowany że i tak wpadły w wodę i były mokre. Mokre slipki rzuciłem na podłogę.
    - Już? – zapytała.
    - Tak - odparłem zestresowany.
    Mój ptaszek urósł do maksymalnych rozmiarów. Ledwo mogłem go zasłonić sowimi dłońmi. Pani Zofia odwróciła się i zbliżyła się do mojej nagiej postaci.
    - No , dawaj, teraz Cię tu namydlę bo nam woda wystygnie – stwierdziła i pochylając się podniosła z stoliczka mydło.
    Stałem przed nią nagusieńki. Obie moje dłonie zakrywały to co miałem do ukrycia. Penis sterczał jak najęty i miał zamiar wyswobodzić się z okowów mych dłoni. Mocno dociskałem go do brzucha by nie pokazać jej jak bardzo ta sytuacją byłem podniecony. Nigdy wcześniej nie znalazłem się w takiej sytuacji. Ona , dojrzała kobieta i ja całkiem nagi. Patrzyłem jak jej dłonie uzbrojone w mydło dotykają mojego nagiego torsu, jak rozprowadza je po mojej klatce piersiowej, po szyi. Dotyk jej delikatnych dłoni był bardzo miły dla mnie i powodował to że mój ptaszek stawała się maksymalnie duży i coraz bardziej wilgotny.
    - Odwróć się, namydlę Ci plecy – powiedziała.
    Nie wiem dlaczego ale bezwiednie zrobiłem to co kazała. Cały czas zakrywając swą intymność stałem tyłem przed nią odkrywając te tylne części w całości. Poczułem jak namydla moje plecy, potem jej dłonie zsunęły się w dół. Za długo, ale to stanowczo za długo namydlała moje pośladki. Posunęła się nawet do tego że próbowała wjechać swą dłonią w okolice moszny, które szczelnie okrywałem swymi dłońmi. Dotyk jej dłoni był mega przyjemny. Dotykała moich ud i schodziła ku dołowi.
    - Ale masz delikatną skórę, kiedyś tez taką miałam, ale to już teraz historia – oceniał me walory.
    Ten dotyk jej dłoni i to co robiła były cholernym bodźcem. Mój ptaszek był mega wilgotny i ledwo co mogłem do przyciskać do ciała. Napletek zsunął się , odkrywając żołądź.
    - Odwróć się – usłyszałem.
    Namydlony , tam z tyłu i tu z wyjątkiem mych części intymnych ponownie stałem twarzą w twarz z panią Zofią.
    - No, namydlij się tam – powiedziała wskazując palcem na zakrywane części ciała.
    - Może się Pani odwrócić, wstydzę się -wydukałem z siebie.
    - No dobrze, jak muszę to trudno – odparła i odwróciła się na pięcie.
    Szybko i nerwowo namydliłem swój jakże dziewiczy zarost intymny i to co tam skrywałem. Z wielkim problemem mogłem teraz jedna dłonią zakrywać swe organy , a druga podać jej mydło.
    - Proszę, już – dukałem kolejne wyrazy.
    Wzięła z mojej dłoni mydło i odłożyła je na półeczkę jednocześnie zabierając z niej szampon do włosów.
    - No teraz czas na głowę, bo tu też nieciekawie – usłyszałem i zobaczyłem jak bierze w swa dłoń metalowy dzbanek z wodą.
    Polała mi nim głowę, woda była ciepła. Spłynęła po barkach w dół a pani Zofia poczęła wcierać w me włosy porcję szamponu . Ten jej dotyk, muskanie moich włosów, masowanie ich. Stałem zakrywając swe przyrodzenie i czułem się bardzo dobrze. Nie zdawałem sobie sprawy że ta kąpiel może być tak przyjemna. Rozprowadzała szampon tak zmysłowo i delikatnie że mój ptaszek po prostu tam na dole szalał. Był mega wilgotny i tak sztywny jak telegraficzny drut.
    - No to teraz usiądź w bali, tam na dole się trochę wymyjesz a ja przyniosę garczek z wodą i Cię opłukamy – powiedziała i wyszła zza parawanu.
    Usiadłem w tej balii. Woda nie była już tak ciepła jak przedtem. Zwolniłem dłonie , lecz gdy wróciła z ogromnym garem ciepłej wody znów zakryłem swe przyrodzenie. Ptaszek był mega sztywny i na dodatek produkował lepki śluz. Zdawałem sobie sprawę że jestem bardzo podniecony i ukrycie tego będzie ciężkim zadaniem . Miałem nadzieję że nadal podołam temu wyzwaniu i dam radę, choć nie było mi łatwo.
    - No wstań, czas spłukać to co jest na Tobie – powiedziała pani Zofia .
    Przelała zawartość garczka do dzbanka. Wstałem , nadal zakrywając swe przyrodzenie. Nie było to łatwe , lecz jakoś mi się udało. Polała po głowie, spłukując szampon. Znów poczułem jak jej dłonie mierzwią moje włosy , potęgując doznania. Miałem zamknięte oczy bo woda spływała po mojej twarzy. Poczułem tylko jak kolejna porcja wody spływa po moim torsie.
    - Odwróć się – usłyszałem i bezwiednie wykonałem to co nakazała.
    Woda spływała po moich plecach a dłonie pani Zofii znów pocierały tamte strefy. Najpierw plecy, potem pośladki a na samym końcu uda i nogi. Ten dotyk w połączeniu z spływającą wodą był tak delikatny, tak subtelny i przyjemny że miałem gęsia skórkę.
    - Zimno Ci? –zapytała widząc to ma mym ciele.
    - Nie….. nie -wydukałem.
    -Odwróć się teraz spluskamy Cię z przodu -powiedziała.
    Odwróciłem się z trudem pod dłońmi ukrywając swą erekcję. Polała mnie po barkach w tak nieszczęśliwy sposób że duża porcja wody odbiła się od mojego torsu i pochlapała jej halkę.
    - Łoł, teraz to i ja jestem mokra – powiedziała odstawiając dzbanek.
    Zrobiła parę kroków tył wychodząc zza parawanu. Zostałem chwilowo sam i zastanawiałem się co dalej począć. Częściowo spłukany i obmyty stałem jak goły turecki w tej balii. Pani Zofia gdzieś chwilowo zniknęła. Mokre majtki leżały na podłodze. Miałem zamiar jak najszybciej ewakuować się stąd. Pozostawało tylko opłukać się z przodu i finał.
    - Już idę i wracam z wodą – usłyszałem z głębi i po chwili właścicielka wparowała z kolejnym nieco mniejszym garem wody.
    Nie miała już na sobie tej halki, była ubrana tylko w biały koronkowy biustonosz okalający jej dorodne piersi i białe koronkowe majtki.
    - Pochlapałeś mnie , ale damy jakoś radę, mam wodę lecz nie jest już tak ciepła bo do pieca nie dokładałam – stwierdziła i poczęła przelewać kolejna porcję wody do dzbana.
    Tak rozebraną to parę razy widziałem swoją matkę. Kolejny seksualny bodziec podziałał na mą osobę. Kobieta , nawet tak dojrzała jak pani Zofia i ja kompletnie nagi, myty przez nią to było coś czego nie spodziewałem się . Ten bodziec podniósł tylko poziom mojego podniecenia. Zasady harcerskie by być czystym i nie robić nic sprośnego jakoś mnie blokowały.
    - No polewamy i spłukujemy Ciebie – powiedziała i kolejna porcja wody polała się ma mój tors.
    Spłukując mnie nie omieszkała dotykać tej strefy. Znów poczułem ten miły dotyk na swej skórze i miałem gęsią skórkę.
    - No widzisz, że zimna jest ta woda a ja już wygasiłam, trzeba się spieszyć bo mi się przeziębisz – stwierdziła nabierając kolejny dzbanek wody z gara.
    Byłem już obmyty od głowy do pasa. Tak zaciskałem swe dłonie ukrywające swe przyrodzenie. Przychodziło mi to z trudem, wszak ten widok i bodźce cielesne jakie otrzymywałem robiły swoje.
    - Weź ręce, to Cię tam opłukam – stwierdziła patrząc na moje strefy intymne.
    - Nie, ……ja …. sam – odparłem.
    - Adaś, woda stygnie, zaziębisz mi się – skwitowała moje stwierdzenie.
    - Nie, no nie ja się wstydzę, sam siebie tam obmyję tylko n niech się Pani odwróci – odparłem.
    Postępowała coraz bardziej śmiało. Nie mogłem pozwolić na to by ukazać jej swe klejnoty. Czułem się zawstydzony i jednocześnie mega podniecony. To drugie było zaporą by tak ot, ukazać jej me sterczące przyrodzenie. Wszak nie mogłem , zgodnie z harcerskim przyrzeczeniem tak postąpić.
    - Nie bądź dzieciakiem, zobacz stoję tu przed Tobą w samej bieliźnie a Ty masz jakieś dziwne opory, dzieciaku ja nieraz widziałam to co tam skrywasz – odparła hardo.
    - Ale ja nie mogę, ja się bardzo wstydzę, proszę mnie zostawić….. ja sam – wyrzuciłem z siebie , prawie płacząc.
    Odstawiła dzbanek z wodą. Swymi dłońmi chwyciła moje dłonie zakrywające ptaszka.
    - Masz się słuchać starszych prawda? I ja Cię teraz jako starsza osoba o to proszę, zrozumiałeś , czy nie? – zapytała.
    - Ja nie mogę, po prostu nie mogę –odparłem.
    - Dlaczego? – zapytała i siłowo zaczęła odsuwać moje dłonie.
    Trzymałem je mocno. Nie mogłem sobie na to pozwolić. To było nie do przyjęcia.
    - Odsuniesz teraz swe dłonie, nie mam zamiaru się z Tobą siłować, zrobisz to bo ja tak chcę i nie mam zamiaru powtarzać to drugi raz, jasne – wycedziła przez zęby a w jej głosie tkwiła buta i pewność.
    Ponownie chwyciła me dłonie i poczęła je rozginać na boki. Nie wiem czemu, ale ten jej głos i stanowcze działanie spowodowały że skapitulowałem. Moje dłonie przestały zakrywać mega podnieconego członka i jak tylko je odciągnęła od moich ud on odskoczył i ukazał się w pełnej krasie.
    - Ale wstyd – wyrzuciłem z siebie będąc już teraz kompletnie nagi przed nią.
    - I było tak się wstydzić i bronić, wszak na swój wiek masz się czym pochwalić -oceniła to co zobaczyła.
    Polała mnie porcją wody po kroczu, potem po udach. Stałem tak kompletnie bezbronny, nagi wystawiając na jej widok swe skrywane organy. Penis stał jak drut. Jeszcze tylko obmyła me nogi i chwyciła za ręcznik. Znów zakryłem dłońmi swe organy
    - Podnieś ręce, muszę Cię wytrzeć –powiedziała biorąc ręcznik z wieszaka.
    I tak widziała już mojego stojącego ptaszka, i tak zobaczyła co chciała zobaczyć. Nie protestowałem. Opuściłem dłonie wzdłuż tułowia. Poczęła wycierać mnie od głowy w dół. Gdy dotarła do ptaszka poczułem jak zaczyna go dokładnie wycierać. Aż za dokładnie, pocierała mnie ręcznikiem a ruchy jej dłoni stały się poprzez materiał ręcznika posuwisto- zwrotne.
    - Nie, już wystarczy – jęknąłem czując falę zadowolenia.
    - Już ja lepiej wiem - odparła nie przerywając tego działania.
    - Proszę ,nie – jęknąłem widząc że jej działania mają za zadanie spowodowanie wytrysku nasienia.
    Opuściłem tą balię i też za tą kotarą stałem a ona obrabiała mojego stojącego ptaszka. Niby to go wycierała, lecz po chwili ręcznik upadł na podłogę a jej dłoń poczęła stymulować moją mosznę. Druga z rąk cały czas masturbowała mojego sterczącego i jakże wilgotnego ptaszka.
    - Nie proszę nie jęknąłem parę chwil przed trym jak z mojego ptaszka trysnęła pierwsza porcja spermy.
    - Już spokojnie, już dobrze – usłyszałem w odpowiedzi.
    Zdołałem tylko spojrzeć w dół i zobaczyć jak me nasienie ląduje na jej brzuchu. Stała , prawie wtulona we mnie i onanizowała jak nigdy.
    - Już dość proszę już dość –skamlałem.
    Przestała. Na szczęście przestała stymulować mojego penisa. On i tak po wytrysku stawał się mały i wracał do normalnych rozmiarów.
    - No już dobrze mój chłopcze, już dobrze – usłyszałem z jej ust.
    - Ale …. – rzuciłem po chwili.
    - Nic się nie stało, przecież widziałam jak byłeś podniecony i coś musiałam z tym zrobić -odparła bez żadnego zażenowania.
    - To ja się ubiorę -wydukałem i pośpiesznie zacząłem na siebie ubierać swój harcerski uniform.
    Kompletnie zapomniałem o majtkach i podkoszulku. To co tu się działo mnie przerosło. Jako 15 latek nie zdawałem sobie sprawy z tego co się stało. Wszak byłem tu tylko pomóc , a stało się inaczej.
    - No to Adaś widzimy się w sobotę – usłyszałem na wyjściu.
    Na dobra sprawę to teraz nie wiedziałem co w tą sobotę mam robić. Pękło jakieś coś, coś czego nie znałem. Czas miał pokazać co stanie się dalej.

    Skomentuj

    • adamek2000
      Świętoszek
      • Nov 2011
      • 23

      #3
      super opowiadanie, dzięki.

      Skomentuj

      Working...