Witam wszystkich.. w tym oto przy długim poście, zamierzam opisać swój problem, który jest zawarty w temacie.
Mam 21 lat i za cholere nie umiem sobie znaleść dziewczyny. Jest to główny problem mojego krótkiego życia. I powoli zaczyna mnie to irytować.
Od nastolatka, miałem duszę romantyka i zawsze sobie tłumaczyłem, że znajde to jedyną…. DUPA nie znajde bo teraz wiem, że w tym świecie nic się samo nie znajdzie, nie zrobi, nie zarobi… Nagle obudziłem się z ręką w nocniku, zdając sobie sprawe, że mój romantyzm wynika z braku pewności siebie i strachu przed odrzuceniem. Była to swoistego rodzaju wymówka…. „po co podrywać dziewczyny ? jak w końcu znajdę tą piękną, i nawzajem się w sobie zakochamy” – aż chce się powiedzięc „ k***a ależ ja byłem głupi!”
To nie jest tak, że nigdy nie miałem dziewczyny, czy się nie spotykałem… zdarzyło mi się kilka mieć jakąś dziewczyne. Związki w gimnazjum, które trwały po kilka tygodni (muahahaha). Ale w liceum to już dupa… i tak jest do teraz.
Zaczałem się zastanawiać skąd się moja nie pewność do dziewczyn wzięła. Znalazłem kilka powodów:
1. Kilka nie powodzeń w podstawówce, ba nawet w przedszkolu (ponoć ten okres życia mocno kształtuje psychikę )
2. Poznawaniem idiotek… no niestety miałem pecha. I robieniem sobie zbyt dużych nadzieji
3. Brak kontaktu z płcią przeciwną. Nie miałem koleżanek bo zawsze k***a byłem w mat-fizie gdzie było góra 5 dziewczyn o wątpliwej urodzie. Teraz nawet studiuje informatyke gdzie na roku jest 1 dziewczyna
4. Podejście: „Nie chwycę się byle czego, dziewczyna musi mi się podobac” – jak mi się podobała to bałem się podejść do niej…
5. Kilka kompleksów (Chciałbym mieć więcej niż 175 cm wzrostu i ładniejszy uśmiech )
Nie wiem co się ze mna stało, że tak się boje podejść do dziewczyny.
Jestem normalnym gościem, który lubi dobrze się bawić, chodzić na imprezy ze znajomymi itd. Kilka lat trenuję sztuki walki oraz od roku czasu chodze regularnie na siłownie. Ogólnie dbam o siebie i dobrze się ubieram - opinia dziewczyn moich kolegów . Ogólnie jest to tak, że jestem za****scie rozgadany dopóki nie ma w poblizu jakiejś dziewczyny, która mi się podoba. Wtedy tracę grunt pod nogami. Stresuje się bardziej niż przed wyjściem na ring na zawodach – serio.
Więc skoro problem nie tkwi w moim wyglądzie i sposobie bycia to pewnie w psychice. Tylko jak sobie z tym poradzić mając na plecach wielki kilkuletni kompleks pod tytułem „ Czemu ja k***a jestem sam?!” . Wiem, że muszę się poważnie za to zabrać bo później będzie już tylko gorzej. Problem się pogłebia, że tak powiem. Widmo 40-letniego prawiczka przeraża mnie
Ostatnio poznałem fajną dziewczyne, która pracuje w sklepie mojego znajomego. Na wstępie miałem opory, a jak się dowiedziałem, że nie dawno zerwała z chłopakiem z którym była 3 lata to już w ogole mi się odechciało. I tak jest zawsze… tysiąc pięćset wymówek żeby nie podejść do dziewczyny. Jak już podejde do pitole takie głupoty, że szkoda gadać – co najmniej jakby nie był sobą.
Nie dawno przeczytałem ksiązke „Tajemnice uwodzenia”. Mniej więcej zrozumiałem gdzie robię błedy w stosunkach damsko-męskich. Ale nie wiem do końca czy to co jest tam napisane należy brać na serio.
Bardzo bym prosił o wypowiedzi tych, którzy kiedyś mieli podobny problem jak ja i doradzili mi jak sobie z nim poradzili.
Także mile widziane są wypowiedzi pań. Jak one to widzą. No i wszelakie rady, spostrzeżenia są mile widziane.
PS Po co to pisze? Bo musze w koncu z kims o tym pogadać
Mam 21 lat i za cholere nie umiem sobie znaleść dziewczyny. Jest to główny problem mojego krótkiego życia. I powoli zaczyna mnie to irytować.
Od nastolatka, miałem duszę romantyka i zawsze sobie tłumaczyłem, że znajde to jedyną…. DUPA nie znajde bo teraz wiem, że w tym świecie nic się samo nie znajdzie, nie zrobi, nie zarobi… Nagle obudziłem się z ręką w nocniku, zdając sobie sprawe, że mój romantyzm wynika z braku pewności siebie i strachu przed odrzuceniem. Była to swoistego rodzaju wymówka…. „po co podrywać dziewczyny ? jak w końcu znajdę tą piękną, i nawzajem się w sobie zakochamy” – aż chce się powiedzięc „ k***a ależ ja byłem głupi!”
To nie jest tak, że nigdy nie miałem dziewczyny, czy się nie spotykałem… zdarzyło mi się kilka mieć jakąś dziewczyne. Związki w gimnazjum, które trwały po kilka tygodni (muahahaha). Ale w liceum to już dupa… i tak jest do teraz.
Zaczałem się zastanawiać skąd się moja nie pewność do dziewczyn wzięła. Znalazłem kilka powodów:
1. Kilka nie powodzeń w podstawówce, ba nawet w przedszkolu (ponoć ten okres życia mocno kształtuje psychikę )
2. Poznawaniem idiotek… no niestety miałem pecha. I robieniem sobie zbyt dużych nadzieji
3. Brak kontaktu z płcią przeciwną. Nie miałem koleżanek bo zawsze k***a byłem w mat-fizie gdzie było góra 5 dziewczyn o wątpliwej urodzie. Teraz nawet studiuje informatyke gdzie na roku jest 1 dziewczyna
4. Podejście: „Nie chwycę się byle czego, dziewczyna musi mi się podobac” – jak mi się podobała to bałem się podejść do niej…
5. Kilka kompleksów (Chciałbym mieć więcej niż 175 cm wzrostu i ładniejszy uśmiech )
Nie wiem co się ze mna stało, że tak się boje podejść do dziewczyny.
Jestem normalnym gościem, który lubi dobrze się bawić, chodzić na imprezy ze znajomymi itd. Kilka lat trenuję sztuki walki oraz od roku czasu chodze regularnie na siłownie. Ogólnie dbam o siebie i dobrze się ubieram - opinia dziewczyn moich kolegów . Ogólnie jest to tak, że jestem za****scie rozgadany dopóki nie ma w poblizu jakiejś dziewczyny, która mi się podoba. Wtedy tracę grunt pod nogami. Stresuje się bardziej niż przed wyjściem na ring na zawodach – serio.
Więc skoro problem nie tkwi w moim wyglądzie i sposobie bycia to pewnie w psychice. Tylko jak sobie z tym poradzić mając na plecach wielki kilkuletni kompleks pod tytułem „ Czemu ja k***a jestem sam?!” . Wiem, że muszę się poważnie za to zabrać bo później będzie już tylko gorzej. Problem się pogłebia, że tak powiem. Widmo 40-letniego prawiczka przeraża mnie
Ostatnio poznałem fajną dziewczyne, która pracuje w sklepie mojego znajomego. Na wstępie miałem opory, a jak się dowiedziałem, że nie dawno zerwała z chłopakiem z którym była 3 lata to już w ogole mi się odechciało. I tak jest zawsze… tysiąc pięćset wymówek żeby nie podejść do dziewczyny. Jak już podejde do pitole takie głupoty, że szkoda gadać – co najmniej jakby nie był sobą.
Nie dawno przeczytałem ksiązke „Tajemnice uwodzenia”. Mniej więcej zrozumiałem gdzie robię błedy w stosunkach damsko-męskich. Ale nie wiem do końca czy to co jest tam napisane należy brać na serio.
Bardzo bym prosił o wypowiedzi tych, którzy kiedyś mieli podobny problem jak ja i doradzili mi jak sobie z nim poradzili.
Także mile widziane są wypowiedzi pań. Jak one to widzą. No i wszelakie rady, spostrzeżenia są mile widziane.
PS Po co to pisze? Bo musze w koncu z kims o tym pogadać
Skomentuj