Doskonałe pytanie!
To oczywiście będzie dość prosta próba syntezy tego zagadnienia, z uwagi na brak czasu (musiałbym rozmyślać pół roku), ale wydaje mi się że plebsem określimy sporą część społeczeństwa, której egzystencja została zminimalizowana do kilku bo już nawet nie kilkunastu czynności.
Można by wylistować powiedzmy przykładowo:
- Zjeść,
- wypić,
- zadupcyć,
- pospać,
Może jeszcze kilka tego typu czynności. W tej grupie społecznej nigdy nie wystąpiły lub zanikły potrzeby nazwijmy je wyższe, jak ciekawość świata, zjawisk fizycznych, przyrodniczych, ciekawość siebie i natury człowieka.
Nie występuje u plebsu potrzeba poszerzania wiedzy, nie występuje zainteresowanie historią, polityką, aktualnymi wydarzeniami.
Moje obserwacje opieram na doświadczeniu.
Nauczyło mnie obcowanie z rodziną ze wsi. Po latach różnych doświadczeń z nimi widzę, że pomimo zakończenia szkół wyższych, mimo sukcesów zawodowych, mimo dobrych aut, tak naprawdę głęboko są prymitywnymi prostakami, nie ciekawymi niczego, ograniczającymi rozmowę i egzystencję do flaszki i dupy.
Znam też wieśniaków zupełnie innej klasy, mało wyedukowanych, prostych i prymitywnych. W nich (w niektórych) dopatruję się jednak pozytywnych cech, nie każdy wieśniak jest prostakiem bo są przecie wyjątki.
To ludzie nie wiedzący co to jest kiwi, nie wiedzący kto to był Jan III Sobieski czy co to był Potop Szwedzki, lub gdzie jest Grodzka w Krakowie.
To także ludzie nie mający totalnie żadnych głębszych potrzeb, niektórzy przypominają mi zwierzęta, mają zwierzęce zachowania i instynkty.
Tylko dzięki ich codziennej obserwacji to widzę, a widzę wyraźniej i coraz wyraźniej.
To przerażające.
Druga sprawa to samo nazewnictwo.
Wieśniak nie jest wyłącznie ze wsi, bo są także wieśniaki z miasta. Niektóre przypadki wydają się być gorsze niż oryginalne wieśniaki ze wsi.
Plebs jest więc ogólnie rzecz biorąc prymitywnym bytem, którego potrzeby zostały sprowadzone do minimum, a wartości wyższe praktycznie uległy zanikowi lub nigdy nie wystąpiły.
Pozwól stryju że Ci się sprzeciwię.
Ja uważam, że manie w dupie spraw takich jak okupacja czy polityka to wynika właśnie z ogólnej teorii wieśniactwa, którą na prędko ułożyłem powyżej.
Oni się nie interesują bo tego nie pojmują, nie rozumieją.
Kiedyś wyesencjonowałem takie powiedzenie (w dyskusji z ojcem)
- nie rozmawiaj z nimi tatko, bo oni tego nie rozumieją,
- nie rozmawiaj z nimi tatko bo nawet jak zrozumieją, to ich to nie interesuje,
- nie rozmawiaj z nimi bo nawet jak zainteresuje, to za chwilę zapomną i tak mają to w dupie.
Sprawdza mi się to po dziś dzień.
I ojciec mi przyznał rację.
ps. psychiatra mi też ostatnio przyznał rację
W zasadzie i ogólnie to ja się z Tobą zgadzam, mam bardzo podobne rozumienie tego tematu.
Ja też uważam że napiwek to nie przymus, brońbogu!
Zawsze staram się być uprzejmy w stosunku do obsługi, raczej nigdy się nie zawiodłem, zawsze daję napiwek ale przyznam że nie analizuję czy był kelner bardziej czy mniej uprzejmy. Uważam że tak trzeba, że tak wypada.
Jak ja jestem miły dla kelnerki to i ona jest miła i wszystko gra.
Tak samo jak uwodzenie panienki, gada się jej bzdury żeby ją wydymać, a ona to łyka i na koniec... łyka.
Proste i miłe.
No.
To oczywiście będzie dość prosta próba syntezy tego zagadnienia, z uwagi na brak czasu (musiałbym rozmyślać pół roku), ale wydaje mi się że plebsem określimy sporą część społeczeństwa, której egzystencja została zminimalizowana do kilku bo już nawet nie kilkunastu czynności.
Można by wylistować powiedzmy przykładowo:
- Zjeść,
- wypić,
- zadupcyć,
- pospać,
Może jeszcze kilka tego typu czynności. W tej grupie społecznej nigdy nie wystąpiły lub zanikły potrzeby nazwijmy je wyższe, jak ciekawość świata, zjawisk fizycznych, przyrodniczych, ciekawość siebie i natury człowieka.
Nie występuje u plebsu potrzeba poszerzania wiedzy, nie występuje zainteresowanie historią, polityką, aktualnymi wydarzeniami.
Moje obserwacje opieram na doświadczeniu.
Nauczyło mnie obcowanie z rodziną ze wsi. Po latach różnych doświadczeń z nimi widzę, że pomimo zakończenia szkół wyższych, mimo sukcesów zawodowych, mimo dobrych aut, tak naprawdę głęboko są prymitywnymi prostakami, nie ciekawymi niczego, ograniczającymi rozmowę i egzystencję do flaszki i dupy.
Znam też wieśniaków zupełnie innej klasy, mało wyedukowanych, prostych i prymitywnych. W nich (w niektórych) dopatruję się jednak pozytywnych cech, nie każdy wieśniak jest prostakiem bo są przecie wyjątki.
To ludzie nie wiedzący co to jest kiwi, nie wiedzący kto to był Jan III Sobieski czy co to był Potop Szwedzki, lub gdzie jest Grodzka w Krakowie.
To także ludzie nie mający totalnie żadnych głębszych potrzeb, niektórzy przypominają mi zwierzęta, mają zwierzęce zachowania i instynkty.
Tylko dzięki ich codziennej obserwacji to widzę, a widzę wyraźniej i coraz wyraźniej.
To przerażające.
Druga sprawa to samo nazewnictwo.
Wieśniak nie jest wyłącznie ze wsi, bo są także wieśniaki z miasta. Niektóre przypadki wydają się być gorsze niż oryginalne wieśniaki ze wsi.
Plebs jest więc ogólnie rzecz biorąc prymitywnym bytem, którego potrzeby zostały sprowadzone do minimum, a wartości wyższe praktycznie uległy zanikowi lub nigdy nie wystąpiły.
Pozwól stryju że Ci się sprzeciwię.
Ja uważam, że manie w dupie spraw takich jak okupacja czy polityka to wynika właśnie z ogólnej teorii wieśniactwa, którą na prędko ułożyłem powyżej.
Oni się nie interesują bo tego nie pojmują, nie rozumieją.
Kiedyś wyesencjonowałem takie powiedzenie (w dyskusji z ojcem)
- nie rozmawiaj z nimi tatko, bo oni tego nie rozumieją,
- nie rozmawiaj z nimi tatko bo nawet jak zrozumieją, to ich to nie interesuje,
- nie rozmawiaj z nimi bo nawet jak zainteresuje, to za chwilę zapomną i tak mają to w dupie.
Sprawdza mi się to po dziś dzień.
I ojciec mi przyznał rację.
ps. psychiatra mi też ostatnio przyznał rację
W zasadzie i ogólnie to ja się z Tobą zgadzam, mam bardzo podobne rozumienie tego tematu.
Ja też uważam że napiwek to nie przymus, brońbogu!
Zawsze staram się być uprzejmy w stosunku do obsługi, raczej nigdy się nie zawiodłem, zawsze daję napiwek ale przyznam że nie analizuję czy był kelner bardziej czy mniej uprzejmy. Uważam że tak trzeba, że tak wypada.
Jak ja jestem miły dla kelnerki to i ona jest miła i wszystko gra.
Tak samo jak uwodzenie panienki, gada się jej bzdury żeby ją wydymać, a ona to łyka i na koniec... łyka.
Proste i miłe.
No.
Skomentuj