Wałek

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • selenograf
    Ocieracz
    • Mar 2010
    • 182

    Wałek

    Bartek nie przepadał za wódką. Krzywił się niemiłosiernie po pierwszym kieliszku czystej i fizycznie się wstrząsał. „Ale kto lubi wódkę, chodzi o to, żeby sponiewierało” - śmiał się wtedy Jacek i dolewał drugą „pięćdziesiątkę”. Sam pochodził Pakosza, małej wioski pod Rawiczem, gdzie okazje do sponiewierania nadarzały się przynajmniej dwie-trzy w miesiącu. Jacek Wolak pił dużo, często, niełatwo się upijał i nigdy nie miewał kaca. Nic dziwnego, że stał się idolem całej grupy przyszłych socjologów już od pierwszego roku studiów. Czasami po pijaku toczyły się długie dyskusje na temat źródeł jackowej odporności na alkohol. Większość paczki stawiała długie intensywne treningi podczas wesel, chrzcin, poprawin i innych uroczystości integrujących społeczność Pakoszy. Bartek Kincz był w mniejszej grupie wskazującej na prawdopodobny wpływ chłopskich genów i selekcji naturalnej przez pokolenia wycinającej z rodziny Wolaków osobniki obdarzone słabą głową i żołądkiem. Sam doszukiwałby się w korzeniach swojego drzewa genealogicznego przybyszów z południa Europy. Zdecydowanie bardziej gustował w winach i to takich z górnej półki. Ale w towarzystwie Jacka nie było zmiłuj. Żadne tam „kolorowe bełty dla snobów” nie wchodziły w grę. Miała być na stole klasyczna polska Żytnia, ewentualnie od wielkiego dzwonu oryginalny Absolut.

    Teraz na stole stała druga już omszała flaszka zdobiona niebieskimi literami wskazującymi na destylarnię w Åhus. Okazja była zaiste wymagająca lepszego trunku.
    Stary, naprawdę kto by pomyśśśślał. Tyle lat, brasssie, tyle lat – Jacek wykonywał wiatrakowate ruchy. Czas nie tylko posypał mu czarne włosy siwizną, ale i ewidentnie osłabił odporność organizmu na promile. Inna rzecz, że po trzeciej kolejce przestał pilnować rytuału jednoczesnych sztosów. Na jedną wychyloną porcję przez Bartka przypadały dwa-trzy kieliszki Jacka. Trudno było powiedzieć, że był nawalony jak autobus PKS Koszalin. Niewiele mu jednak brakowało, ot taki poziom mikrobusa turystycznego Kraków-Wieliczka. Opowiadał coraz bardziej bełkotliwie o swojej firmie transportowej, która zbudowała sieć ponad 20 takich tras turystycznych w największych ośrodkach turystycznych kraju.
    - Brassie, a jaka rzeźnia była w Częstochowie. Nooooormalnie juszszz miałem dogranego Ukraińca z kałachem. Cięli mi opony, rysowali karoserię. Ale nissst o. Czeba być trwadym, a nie miętkim. Zdrowie brachu...
    I tak już od dwóch godzin, kiedy wpadli na siebie koło pomnika Starego Marycha. Sześć lat się nie widzieli. Zaraz, kiedy to ostatnio? No tak. Na ślubie Jacka i Małgośki. W czerwcu, dwa lata po ukończeniu studiów. Byli wtedy nierozłączni. Przez trzy lata od pierwszego wykładu z podstaw socjologii aż do absolutorium. A potem przez kolejny rok, do czasu kiedy każdy zaczął wędrować w swoją stronę. Spotkania były coraz rzadsze, coraz mniej mieli sobie do powiedzenia. Zaproszenie na przysięgę małżeńską do Wagi Miejskiej było już chyba wysłane z rozpędu. A w zasadzie zawiadomienie, bo zaproszenie zawierałoby przecież także anons o przyjęciu weselnym w hotelu Edison w Baranowie. Bartek poszedł więc, pokiwał do przyjaciela ponad głowami rodziny, ale nie doczekał się choćby zdawkowego uśmiechu. Wyszedł zaraz po sakramentalnym „tak” nie czekając na Marsz Mendelssohna.

    Tak się pewnie musiało stać. Studencka przyjaźń skazana była na uwiąd od samego początku. Trudno powiedzieć, dlaczego aż tak bardzo te kilka lat temu Jacek i Bartek przypadli sobie do serca. Łączyła ich chyba tylko bogata erudycja i łatwość w przyswajaniu wiedzy. Poza tym różniło ich nie tylko upodobanie do alkoholi i pochodzenie społeczne, ale i w zasadzie wszystko inne. Podobały im się różne filmy, różne gry komputerowe, różne książki. Śmiali się z innych kabaretów. Inaczej patrzyli na świat. Jacek twardo stał nogami na ziemi i nie liczył się z pieniędzmi, on je po prostu miał. Wydawał sumy olbrzymie nie tylko dla kieszeni studenta - na eleganckie ciuchy, markowe kosmetyki i sesje w sushi barach. Bartek miał wrażenie, jak by to on był chłopkiem z zabitej dechami dziury a nie potomkiem ordynata Kincza z Bartoszyc. Mimo, że Jacek nigdy nie okazywał przyjacielowi ani krzyny poczucia wyższości. To trzeba przyznać. „Ile Ci trzeba brachu” - bez namysłu wyciągał z kieszeni plik banknotów, kiedy koło 20-tego kończyła się bartkowa kasa ze stypendium naukowego.

    Bartek wypił pół kieliszka i patrzył, jak Jacek chwieje się na hookerze. Wolak ocierał mankietem spocone czoło. Miał dosyć, ale nie zdawał sobie sprawy. Sięgnął do kubełka z lodem po Absoluta. Zapełnił brakujące pół kieliszka przyjaciela i nalał sobie aż po sam brzeżek. Na cud zakrawało, że nie ulał ani kropli podnosząc go do rozchylonych chciwie ust. Beknął obrzydliwie i nachylił się do Jacka.
    - A ssso u siebie brachu. Nadal siedzisz na tej pieprzonej uczelni?
    Kincz powoli wychylił wódkę aż do samego końca.
    - Tiaaaa. Habilitację kończę. Ale wiesz - mam na boku też całkiem niezła firmę badawczą.
    - Aaaaaa... Sondażownia dla tych buców z sejmu?
    - Raczej dla biznesu. Wiesz, fikusy, CATI, takie tam. Da się żyć.
    W szklistych oczach Jacka pojawiło się trzeżwiejsze spojrzenie.
    - Nieważna kasa. Nieważne sraty doktoraty. Nieważne bzdety kobiety. Jak co do czego, to wiesz co jest ważne.
    - Obyśmy tylko zdrowi byli i wódka dobrze zmrożona – zaśmiał się Jacek.
    Bartek też się śmiał. Tak właśnie powtarzał lutując wódkę. Zarówno podczas hucznych imprez w akademiku, jak i kiedy we dwójkę pili w schronisku koło Pięciu Stawów. Jeszcze jedna różnica w spojrzeniu na świat. Może właśnie te różnice ich przyciągały do siebie podczas studiów? Oczywiście z biegiem czasu zadziałało prawo osmozy. Jacek przy Bartku przekonał się do kryminałów z Wallanderem i filmów braci Cohen. Bartek zaczął śmiać się na komediach Mela Brooksa i rozczytywać w klasycznych opowieściach graficznych ze stajni DC Comics. Tylko upijania się wódką nie polubił, czego Jacek za nic nie potrafił zrozumieć. Teraz postanowił nie pić już więcej. Też miał dosyć na dziś.
    - Słuchaj, nie zamawiamy trzeciej flaszki. Dopijemy ostatnią kolejkę i do chaty. Wiesz, trzeba jutro zwlec się skoro świt o dziesiątej.
    - Dobra, ale jedną na drogę. Kelner... – Jacek wyciągnął władczo rękę w stronę baru.

    Jacek zachrapał na tylnim siedzeniu taksówki, kiedy zjeżdżali z ronda na Śródce. Sięgnął do kieszeni. Na szczęście miał pięć dych w gotówce. Powinno wystarczyć na peryferie Swarzędza, gdzie Jacek wybudował się jeszcze na ostatnim roku studiów. „A z powrotem trzeba będzie z buta na Rynek, żeby wypłacić na kolejną taksę. A może wzdłuż trasy wrócę pieszo do Poznania?” - Kincz snuł w myślach mało trzeźwe kalkulacje. Nie chciał przyznać się przed sobą, że najbardziej obawiał się odprowadzić Jacka do drzwi. To groziło spotkaniem twarzą w twarz z wybudzoną Małgorzatą. Nie zanosiło się na miłe powitanie. Nie oczekiwał, że małżonka powita pijanego w trupa Jacka bukietem kwiatów. Zwłaszcza w towarzystwie przyjaciela sprzed lat. Relacje Małgośki z Bartkiem były napięte na długo zanim została panią Wolakową. Mówiąc wprost nie znosili się od pierwszego spotkania we troje. Jacek próbował mediować, ale w końcu machnął ręką. Być może gdyby nie ta sytuacja, przyjaźń ze studiów nie wygasłaby tak szybko.
    “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
    Alexander Woollcott
  • selenograf
    Ocieracz
    • Mar 2010
    • 182

    #2
    Jacek zatrzymał się nagle. „No to teraz się zacznie”. Na ganku domu rozbłysło światło kiedy tylko przeszli przez furtkę. A w zasadzie Bartek przeszedł, a Jacek został przez niego przeciągnięty. Przy wychodzeniu z taksówki lekko się wybudził, rzucił kierowcy stówkę i z niefarsobliwym „reszynieczeba” niemal wypadł przez drzwi auta. Kincz widział jeszcze w poblasku latarni, jak taksówkarz kręci głową odjeżdżając w kierunku centrum Swarzędza. Nie dziwił się. Pijany przyjaciel bekał obrzydliwie przez sen i chyba tylko pomyślnym zrządzeniem losu nie zabrudził tapicerki torsjami. Sam Bartek zdążył na tyle wytrzeźwieć, że bez kłopotu zweryfikował negatywnie swój plan pieszego marszu do Poznania. Miał nawet ochotę wrócić tą samą „taryfą”, ale Wolak nie wydawał się być zdolnym do samodzielnego przedostania się za próg swego domu. Pijany zawisał całym ciężarem na kumplu trzymając się kurczowo ramion trzeźwiejszego towarzysza. Powłóczył „Tak, z pewnością Małgorzata uraduje się widząc taką szykowną parę” - pomyślał Jacek starając się sam nie stracić równowagi.

    Drzwi od willi się nie otwierały. Na szczęście to nie pani domu zapaliła światło na ganku, ale po prostu odpaliła się fotokomórka. Towarzysze niedoli dotarli na schodki, gdzie Bartek delikatnie umiejscowił Jacka i oparł o drewniany filar.
    - Jacol, gdzie masz klucze – Kincz potrząsnął półprzytomnym przyjacielem.
    - Zieśśśśśtuuu - gospodarz nieskoordynowanymi ruchami sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki. Potem do wewnętrznej. Zbadał zakamarki marynarki.
    - Nieeeeemaaaa... Hyyyyp... - Jacek wzruszył demonstracyjnie ramionami prawie spadając ze schodków.
    - Czekaj, poszukam sam – Bartek pochylił się nad kolegą starając się pozostawiać twarz poza zasięgiem jego oddechu. No i ewentualnego pawia.
    Wreszcie spory pęk kluczy znalazły się w tylnej kieszeni spodni. Teraz należało rozwiązać zagadkę, który z nich pasuje do którego zamka. Bartek uporał się z dwoma zapadkami. Zanim otworzył ostatnią szczęknęła zasuwa i w uchylonych drzwiach pojawiła się Małgorzata Wolak.

    Z pewnością nie spodziewała się niespodzianego gościa, bo ledwo ujrzała Jacka, a już cofnęła się w głąb mieszkania. Założyła za siebie poły czerwonej podomki i w sekundę zawiązała jedwabny pasek. Mężczyzna zdołał jeszcze dostrzec, że pod jedwabnym szlafroczkiem ukrył się dość głęboki dekolt zwiewnej koszulki nocnej. Poczuł drgnięcie w podbrzuszu.
    - Dawno się nie widzieliśmy, Bartoszu – skrzywiła się kobieta i wychyliła się szukając wzrokiem męża. Zobaczyła pochylone ciało, skrzywiła się jeszcze bardziej i zmrużyła powieki wpatrując się w przybysza.
    - Tak bardzo, że zdążyłaś zapomnieć mojego imienia – Bartek uśmiechnął się promiennie.
    - Bartek, prawda? Kumpel Jacka ze studiów? Ten od litrów wódki? Dobrze pamiętam? - cierpki grymas na twarzy Małgośki przeobraził się w złośliwy uśmieszek.
    - Tak, ale Bartłomiej nie Bartosz – mężczyzna nie tracił rezonu. Postanowił nie dać się sprowokować. Był pewien, że Wolakowa pamięta jego prawdziwe imię.
    - No tak. Ale w tej drugiej sprawie się nie pomyliłam, prawda? I jak widzę nic u Pana się nie zmieniło? - kobieta teatralnym gestem poprawiła rudy kosmyk nad czołem.
    - Mam pomóc wnieść Jacka, czy tak zostawić dżentelmena kochającej małżonce? - tym razem Kincz zmrużył oczy .
    - Będę zobowiązana. To rzeczywiście nielekkie zadanie.
    Bartek nie widział, czy kobieta teraz mówi serio, czy nadal się wyzłośliwia. Bez słowa cofnął się na przód ganku. Dźwignął Jacka, który zdążył ponownie usnąć. Przeniósł pochrapujące ciało przez próg domu. Przeszedł na tyle blisko Małgorzaty, że poczuł jej zapach. Zapach wybudzonej z pościeli kobiety, szamponu do włosów, lekkie wspomnienie po perfumach o świeżym zapachu i rozgrzanego snem ciała. Podbrzusze Kincza przeszyło ponownie elektryczne doznanie. Mężczyzna z zażenowaniem uświadomił sobie, że ma pełną erekcję. Wszedł w głąb ciemnego mieszkania. Tylko gdzieś z przodu z otwartych drzwi pobłyskiwała delikatna poświata.
    - Do przodu i trzecie drzwi na lewo – Bartek usłyszał za plecami głos Małgośki i trzask zamykanych drzwi. Uginając się pod ciężarem przyjaciela podążył za instrukcjami jego żony.
    “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
    Alexander Woollcott

    Skomentuj

    • Indragor

      #3
      Zieśśśśśtuuu - gospodarz nieskoordynowanymi ruchami sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki. Potem do wewnętrznej.
      ???

      Założyła za siebie poły czerwonej podomki i w sekundę zawiązała jedwabny pasek.
      A nie "założyła na siebie"?

      Skomentuj

      • selenograf
        Ocieracz
        • Mar 2010
        • 182

        #4
        Ssstarsbrghmnwz – wyburczał Jacek odwracając się tyłem do Bartka. Próbował się podnieść, rozejrzał się wokół siebie i bezsilnie opadł na poduszkę. Chwilę wcześniej spadł jak wielki worek pyrów na podwójne, idealnie zasłane łóżko. Hotelowa sterylność i neutralność pomieszczenia wskazywała, że pełni ono rolę pokoju gościnnego. Zachowanie gospodarza dawało z kolei do zrozumienia, że nocleg w takich warunkach nie jest dla niego nowym doświadczeniem. Bartek zastanowił się chwilę czy nie zdjąć przyjacielowi przynajmniej butów, ale uznał pomysł za nadmiernie troskliwy. Zostawił też zapaloną lampkę nocną. Tylko okrył chrapiące ciało kocem i wycofał się z pokoju zamykając powoli drzwi. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Małgorzatą. Znowu poczuł jej zapach i drgnięcie podbrzusza wyciszonego podczas układania Jacka do snu.
        - On tak często? - wskazał kciukiem za siebie.
        - Ostatnio coraz częściej. Dobrze, że dzieci śpią w bocznym skrzydle – Małgorzata uśmiechnęła się zdawkowo. Już nie wyglądała na wkurzoną żonę czekającą z wałkiem na pijaka. Raczej mogłaby zapozować do któregoś z portretów smutnych kobiet Auguste'a Renoira.
        - Macie trójkę, jak zawsze chciałaś?
        - Trzy dziewczynki i chłopiec – tym razem uśmiech kobiety stał się cieplejszym. - Tomek ma roczek, Ania trzy lata, Kasia o rok starsza, a z Julką byłam w ciąży już podczas ślubu.
        - Gratuluję.
        - Gdyby nie to że stać nas na nianię i kucharkę, to chyba bym oszalała – mimo lekkiego tonu twarz Małgorzaty spoważniała. - Napijesz się herbaty?
        Bartek był zaskoczony zmianą tonu rozmowy. Po cierpkim przyjęciu spodziewał się, że Wolakowa wypchnie go czem prędzej za próg.
        - Późno już... Muszę dostać się do Poznania...
        - Daj spokój. Ja pewnie i tak do rana nie zasnę. A Ty zdaje się nie musisz co rano zrywać się do biura ani fabryki – ironia w głosie kobiety kontrastowała z zachęcającym spojrzeniem.
        - Najlepiej mocną czarną z podwójną cytryną – Bartek potarł skroń. Czuł lekkie pulsowanie z tyłu głowy.

        Pani domu bez słowa odwróciła się i powędrowała w mroczne wnętrze. Mężczyzna odczekał chwilę, dopóki nie zapaliła światła w kuchni. Dopiero wtedy podążył za przewodniczką. Stała tyłem przy blacie nalewając wody do czajnika elektrycznego. Czerwony jedwab miękko układał się na biodrach podkreślając kształtny zarys pośladków. Podomka ledwo sięgała za kolana odsłaniając kształtne łydki i pęciny. Kobieta stała boso z lekko uniesioną prawą piętą. Miedziane włosy sięgały nieco poniżej linii karku. Wydawały się nieco dłuższe, kiedy Małgorzata zaglądała na górną półkę szafki z herbatami. Bartek oparł się jedną dłonią o ścianę nie spuszczając oka z krzątającej się gospodyni. Nasypała czarnych opiłków do koszyczka, zainstalowała sprzęt w czajniczku i po brzęknięciu czajnika wypełniła bulgocącym cicho płynem. Kiedy zawartość czajniczka ciemniała Małgośka przesunęła się ku lodówce. Pochyliła lekko szukając cytryn w dolnej szufladzie. Tkanina szlafroczka napięła się na pupie zdradzając fason i fakturę koronkowych fig. Bartek przełknął ślinę wzbierającą w ustach. Nie potrafił już powstrzymać niesfornych myśli.

        Nie chciał tego przyznać nawet sam przed sobą, ale pojawiły się już kiedy Małgorzata pojawiła się po raz pierwszy u boku Jacka na imprezie w akademiku Jowita. Lojalność wobec niego sprawiła, że Bartek przekuł pożądanie i gorętszy poryw serca w demonstracyjną niechęć wobec nowej osoby w studenckiej paczce. Udawał wystarczająco dobrze, żeby zniechęcić do siebie Małgorzatę, oszukać Jacka i wszystkich znajomych. Może nawet potrafiłby przekonać nawet samego siebie, że nie znosi dziewczyny, narzeczonej, wreszcie żony swego przyjaciele. Tylko nie dałoby się wtedy wytłumaczyć, dlaczego podczas seksu z każdą inną kobietą zamykał oczy i widział pod powiekami twarz okoloną rudymi włosami i zawadiackie spojrzenie zielonych oczu Pewnie celowo interesował się tylko blondynkami, szatynkami i brunetkami. Każdy kosmyk w kolorze ginger powodował powrót wspomnienia tej upragnionej i niedostępnej. A teraz miał o cztery kroki od siebie nie tylko kosmyki, ale całą burzę tych właśnie włosów wraz z ich właścicielką. Bartek zrobił pierwszy krok w kierunku lodówki.
        “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
        Alexander Woollcott

        Skomentuj

        • selenograf
          Ocieracz
          • Mar 2010
          • 182

          #5
          Mężczyzna zawahał się. Nie podchodził jeszcze bliżej. Stanął przy wielkim dębowym stole i oparł dłoń o wysokie oparcie jednego z krzeseł. Bał się, że inaczej rzuci się na wymarzoną postać. Małgorzata wyprostowała się i obróciła w kierunku gościa. W prawej dłoni trzymała od spodu dojrzałą cytrynę. Spojrzała prosto w oczy Bartka i uśmiechnęła się kącikiem ust. Mężczyzna wyobraził sobie że w podobny sposób smukła dłoń ujmowałaby mosznę podczas pieszczot oralnych. Czuł, że spodnie na kroczu wypycha penis w pełnej erekcji i obrzmiałe w pożądaniu jądra.

          - Dużo słodzisz? - Małgośka odgarnęła kosmyk z twarzy.
          - Cukru nie używam, ale gdybyś miała miód...
          - Bez szans. Moje potwory wyjadają w błyskawicznym tempie – gospodyni znowu odwróciła się przodem do blatu. Kroiła starannie owoc na cienkie plasterki z cichym stukiem noża o deskę. Bartek przesuwał z przyjemnością wzrokiem po linii ramion i bioder.
          - Filiżanka czy kubek?
          - Wszystko mi jedno.
          - To weź porcelanę z witryny.
          Bartek rozejrzał się. Refleksy światła z kuchni odbijał przeszklony mebel w stojący w głębi ciemnego salonu. Mężczyzna wyjmując dwie modernistyczne filiżanki w myślach pochwalił dobry gust mieszkańców. Domyślał się, że nowoczesny styl zawędrował tutaj za sprawą pani domu. Jacek „od zawsze” zdecydowanie wolał rustykalne klimaty.

          Delikatnie niósł kanciastą porcelanę na blat i postawił koło dzbanka z herbatą i talerzyka z cytryną. Małgorzata siedziała już tyłem do lodówki. Musiała znowu zasunąć poły podomki, bo dekolt był znacznie mniejszy niż jeszcze przed chwilą. Nalała aromatycznego naparu najpierw do jednej, potem do drugiej filiżanki. Srebrnym widelczykiem przełożyła do nich cytrynę. W trakcie tych manipulacji jedwabna tkanina zsunęła się odsłaniając przedramiona. Bartek z niesmakiem zauważył na jasnej skórze ledwie widoczne ślady koloru jodyny. Siniaki już prawie zniknęły, ale ewidentnie Jacek egzekwował patriarchalne porządki twardą ręką. Wolakowa podążyła za wzrokiem gościa i szybko zsunęła rękawy podomki.
          - To co porabiasz na co dzień poza upijaniem mojego męża – znowu przywołała ironiczny ton i zmrużyła oczy.
          - Naprawdę Cię to interesuje, czy chcesz zagadać ciszę?
          Małgorzata zacisnęła zęby i dociskała plasterek łyżeczką do dna filiżanki. Kincz ujął biały bibelot do ust i podmuchał na parę znad herbaty. Zrobił mały łyczek. Nie rozpoznawał gatunku ani marki, ale z pewnością nie była to supermarketowa masówka. Kolejny, nieco większy łyk prawie oparzył gardło.
          - Kiedy to się zaczęło?
          - W sumie jeszcze przed ślubem zdarzyło mu się mną potrząsnąć. Zwykle po alkoholu, więc tłumaczyłam sobie to wiejskim nieokrzesaniem. Zresztą zawsze potem przepraszał i...
          - I godziliście się w łóżku? - Bartek bardziej stwierdził, niż zapytał.
          - Naprawdę jestem z nim bardzo szczęśliwa. Dba o mnie i o dzieci. Przepada za nimi. Żadnego nawet nie tknął palcem. Nawet opieprzyć je nie bardzo potrafi kiedy zbroją. Potrafi być bardzo czuły, kiedy...
          Małgorzata wstała raptownie z krzesła i podeszła do ciemnego prostokątu okna. Zacisnęła dłonie na parapecie. Bartek widział, jak drżą jej ramiona w niemym płaczu. Nie wytrzymał. Nie był już podniecony. Raczej odczuwał pomieszanie wściekłości na przyjaciela i tkliwej czułości wobec jego żony. Podszedł do niej blisko. Objął ją od tyłu i kołysał delikatnie. Czuł zapach włosów o milimetry od twarzy.

          Wolakowa odwróciła się nie uwalniając z męskich ramion. Bartek pocałował łzę na jej policzku. Potem kolejna na drugim. W trzecim pocałunku musnął usta Małgorzaty. Nie odepchnęła go, ale i nie przytulała się sama. Wydawała się zastanawiać. Ważyć za i przeciw. Po dłuższe chwili oddała pocałunek równie delikatnie. Potem drugi raz, już nieco mniej subtelnie. W kolejnym pocałunku spotkały już nie tylko usta, ale i koniuszki języków. Pożądanie po raz kolejny tego wieczoru spłynęło żarem do męskiego podbrzusza. Bartek ujął głowę Małgośki w dłonie i wcałowywał się swoimi ustami w jej wargi. Przesuwał językiem od kącika jej ust po dolnej wardze. Wsuwał go na spotkanie kobiecego języka. Całowali się coraz bardziej namiętnie i coraz gwałtowniej. Mężyzczna położył dłonie na jedwabiu okrywającym biodra. Napierał całym
          sobą. Na szczęście Wolakowa miała za sobą parapet, bo pewnie oboje by się przewrócili. Gdzieś w dole wreszcie splotły się ich palce w niecierpliwej pieszczocie.

          Bartek przez chwilę chciał uciec. Wyczuł dłonią obrączkę na serdecznym palcu żony przyjaciela. Jednak zamiast tego zaatakował kolejnymi pocałunkami. Rozkoszował się jej zapachem i smakiem. Kradł grzeszne przyjemności z perwersyjną świadomością, ze za ścianą leży ten, któremu one naprawdę przynależą. Jednym ruchem rozwiązał pasek. W kolejnym rozchylił czerwony jedwab odsłaniając batystową koszulkę sięgającą nieco poniżej pępka. Pod tkanina rysowały się wyprężone sutki. Koronkowe figi były w tym samym odcieniu zgaszonego różu, co góra bielizny.

          Małgorzata nie zareagowała ani słowem. Stała bezwolna z zamkniętymi oczami i dłońmi opartymi o parapet. Oddychała nierówno. Mężczyzna szarpnął w dół jej szlafrok odsłaniając ramiona. Łososiowa koszulka miała cienkie ramiączka. Bartek położył na ramionach Małgośki dłonie i także zsunął batystowe paseczki niżej. Patrzył na odsłonięte piersi z dużymi, jasnoróżowymi obwódkami. Bez namysłu sięgnął do prawej brodawki ustami. Wciągnął ja wargami jak najmocniej i przygryzł delikatnie u nasady. Małgośka jęknęła. Jej głos rozbrzmiał w ciszy mieszkania jak odgłos pękającego kieliszka.
          “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
          Alexander Woollcott

          Skomentuj

          • selenograf
            Ocieracz
            • Mar 2010
            • 182

            #6
            Bartek chwycił dłonią od dołu lewą pierś Małgorzaty. Ścisnął lekko i uniósł nieco, kierując brodawkę bardziej ku górze. Powoli przesunął po niej językiem. Potem jeszcze raz i ponownie. Z przyjemnością skonstatował, że lewy sutek wyprężył się i stwardniał równie mocno jak prawy. Małgorzata oddychała głośno i nierówno. Coś powiedziała, ale mężczyzna nie zrozumiał. A może nie chciał zrozumieć.
            - Nieeee... Nie możemy tak... - kobieta wydyszała protest głośniej.
            Bartek nie przerywał pieszczot piersi.
            - Przestań! - pani domu ewidentnie starała się zapanować nad rozpalonymi emocjami.
            Bartek bezustannie ssał lewą pierś i chwycił prawy sutek palcem wskazującym i kciukiem. Ścisnął mocno,
            - Aaaaaghhhh... - Małgośka odchyliła głowę do tyłu. Poczuła dłoń mężczyzny na brzuchu, tuż powyżej gumki od fig. Odepchnęła go. Zaskoczony Bartek zachwiał się lekko. Stał w lekkim rozkroku. Patrzył na kobietę, która od tylu lat panowała nad jego wyobraźnią. W miękkim światłocieniu wyglądała przepięknie, ale ciut nierealnie. Bardziej jak postać z wilgotnego snu studenta, niż realna kobieta w pełni wieku. Gra blasku i mroku na nagiej skórze podkreślała kuszący kształt krągłych ramion, lekko zaokrąglonego brzucha, ciężkich piersi i zgrabnych nóg. Sutki nadal sterczały po niedawnych igraszkach. Może to była autosugestia, ale mężczyzna odnosił wrażenie, że u zbiegu ud ciemniej na koronce majtek podłużna plamka wilgoci.

            Zmysłowy obraz zaburzały tylko zaciśnięte ze złością usta i pięści.
            - Nie myśl sobie że mnie wykorzystasz. Najlepiej będzie, jak po prostu sobie już pójdziesz.
            Przez głowę Bartka przebiegało milion myśli. Czuł się z jednej strony jak skończony palant. Stał z nabrzmiałymi jądrami buzującymi spermą o temperaturze lawy. Ze sterczącym do bólu penisem. Dobrze, że nie zdążył pozbyć się spodni, bo sytuacja byłaby naprawdę groteskowa. Był nabuzowany niczym goryl sprowokowany przez oziębłą kobietę ze znanego dowcipu. Miał ochotę odwrócić się na pięcie i nigdy tutaj nie wracać. Nie miał zresztą wątpliwości, że gospodyni nigdy by go już nie wpuściła za próg domu. Uznał więc, że nie ma nic do stracenia. W końcu anegdotyczna prowokatorka wylądowała ostatecznie w gorylej klatce. Małgorzata chyba nie zdawała sobie sprawy, że obudziła w starym znajomym atawistyczne, zwierzęce żądze. W dodatku nie było między nimi żadnych krat.
            - Najlepiej będzie, jak zrobisz to, co od kilkunastu minut masz w głowie.
            - To znaczy? - Małgorzata przechyliła głowę na bok.
            - To znaczy wypniesz się, żeby dać mi dupy.
            Kobieta wymierzyła cios w policzek imperytnenta. Jednak jej dłoń nie dotarła do celu. Bartek przewidział jej reakcję. Przechwycił damską rękę w nadgarstku, wykręcił do tyłu na plecy Małgorzaty i przyciągnął ją brutalnie blisko siebie. Próbowała się szarpać, uderzyć kolanem w krocze napastnika. I to przewidział. Wykorzystał szamotaninę, żeby także drugą rękę Małgośki unieruchomić za jej plecami. Przytrzymał jej oba nadgarstki prawą dłonią. Lewą miał wolną i nie omieszkał tego wykorzystać. Sięgnął w dół, wsunął palce pod koronkę. Tak jak wcześniej domniemywał. kobieta była pod majtkami gorąca i wilgotna. Czuł blisko siebie zapach włosów, kosmetyków kąpielowych i – teraz już rozpoznał – zapach Kenzo. Ton zapachowy jednak różnił się od wyczuwanego w przedsionku. Ktoś obcesowy nazwałby ten aromat wonią samiczej ****y w rui.

            Bartek ściągnął dłonią przód majtek w wąski pasek i pociągnął do góry. Pasmo koronki wbiło się między wargi i nacisnęło na łechtaczkę.
            - O matkoooo... Magłorzata jęknęła na cały głos. Mimo ataku męskiej chuci nie krzyczała. Albo nie chciała zbudzić dzieci, albo ponownie zmieniła zdanie na temat zdrady małżeńskiej. Bartek nie zamierzał roztrząsać tej kwestii. Wpił się wargami w rozchylone usta i wsunął bezceremonialnie język. W tym pocałunku nie było już nic z wcześniejszej subtelności. Małgorzata spróbowała ugryźć i ponownie się szarpnęła.
            - Tak sobie chcesz pogrywać? - warknął Bartek. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając właściwego miejsca. Znalazł wzrokiem najbardziej kuszące. Puścił dłonie kobiety ale w tej samej chwili chwycił od tyłu jej miedziane włosy.
            - Ałaaaa... - zniewolona Małgośka nadal nie krzyczała. Stała bez słowa kiedy Bartek trzymał ją za głowę jedną dłonią, a drugą zdarł w dół szlafrok. Zupełnie jak by straciła chęć do walki, mimo że bez problemu mogła uratować się budząc cały dom. Nie próbowała zakrywać piersi czy chronić swoich majtek. Bezwolnie dała się podprowadzić do dębowego stołu.
            - Nie tak... - zaprotestowała, kiedy Bartek gestem popchnął ją do położenia się brzuchem na blacie.
            - Ależ tak – agresor nie zamierzał ustępować. Nie teraz. Jeszcze kwadrans wcześniej starałby się być czuły i delikatny. Teraz był po prostu samcem chcącym wziąć od tyłu grzejącą się sukę. Przesunął dłoń z włosów Małgorzaty na jej kark i docisnął w kierunku blatu. Kobieta chciała zaprzeć się przedramionami, ale domniemany gwałciciel życzył sobie czegoś innego. Leżała więc z dłońmi wzdłuż tułowia, czując na brzuchu i piersiach twardość dębowych desek.

            Po chwili poczuła jeszcze jedną twardość. Bartek wbił dwa palce w pochwę, od razu aż po same knykcie. Obrócił nimi naciskając na aksamitne sklepienie. Poruszał nimi przez chwilę w przód i tył, jednocześnie masując opuszkiem kciuka łechtaczkę. Kobieta tylko coraz szybciej oddychała i rozstawiła lekko nogi. Czuła jak wrażliwe brodawki suwają się w rytm męskiej woli po drewnie. Piersi były coraz twardsze i obrzmiałe, a ich koniuszki jeszcze bardziej wrażliwe.

            Mężczyzna wyjął palce i niczym zwierzę posmakował kobiecych soków. Smak i zapach podniecenia Małgorzaty podziałał na jego podbrzusze niczym dźgnięcie ogiera strzemionem. Bez chwili wahania szarpnął koronkę pozbawiając kobietę ostatniego bastionu cnoty. Rozpiął spodnie, aż opadły do kostek. Zsunął bokserki do kolan, odchylił poły koszuli i pchnął z całej siły. Cipka okazała się zdumiewająco ciasna jak na matkę trojga dzieci. Tym przyjemniejsze były doznania, kiedy wciskał się penisem aż do samego końca, nieprzerwanie aż po same jądra. Nie poprzestał na tym. Nacisnął kciukiem między pośladki Małgorzaty docierając opuszkiem grubego palca do gwiazdki anusa. Kobieta próbowała się wyrwać, ale znów poczuła dłoń mężczyzny na karku. Jęczała cicho, kiedy wnętrze cipki wypełniał bez reszty penis, a ciaśniejszą, dziewiczą dziukę rozpychał milimetr za milimetrem wyprostowany kciuk.
            “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
            Alexander Woollcott

            Skomentuj

            • przyjaciel40
              Perwers
              • Jul 2010
              • 1116

              #7
              czytam i czekam na dalszy ciąg
              Nie dyskutuję z debilem! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.

              Skomentuj

              • Christophero
                Banned
                • Feb 2009
                • 1039

                #8
                Napisał Indragor
                ???
                A nie "założyła na siebie"?
                tylko tyle wyniosłeś z tego opowiadania?

                jeśli tylko tyle to idź do działu i pooglądaj gołe cipy. Tam jest coś dla ciebie.

                opowiadanie ciekawe.
                Nawet bardzo.

                "hyyyyp!"


                "Nieważna kasa. Nieważne sraty doktoraty. Nieważne bzdety kobiety. Jak co do czego, to wiesz co jest ważne."

                święte słowa.
                Widać że autor z niejednego pieca chleb jadał...
                chylę czoła w rycerskim geście!


                ps a mówiąc krótko dalej można się spodziewać analnego wejścia smoka
                Last edited by Christophero; 19-12-15, 02:17.

                Skomentuj

                • Indragor

                  #9
                  Christophero, buc jesteś.

                  Skomentuj

                  • Christophero
                    Banned
                    • Feb 2009
                    • 1039

                    #10
                    Napisał Indragor
                    Christophero, buc jesteś.
                    no właśnie z tego powodu poleciłem ci abyś szedł oglądać cipy w innym dziale,
                    ten salon nie dla plebsu,
                    analizując tą odpowiedź nadal konkluduję "idź patrzeć na cipy".

                    konkludować: znaczy wnioskować etc... gdybyś nie pojmował.

                    Skomentuj

                    • Indragor

                      #11
                      Twoja odpowiedź potwierdza tylko trafność mojego spostrzeżenia z poprzedniego postu. Jesteś zbyt zarozumiały i pewny swojej wyższości, by przyznać się do błędu. Potwierdzeniem jest też twój ton wypowiedzi: „poleciłem ci”, „ten salon nie dla plebsu”. Nie przypominam sobie, abyś był moim szefem więc nie możesz mi wydawać żadnych poleceń, najwyżej proponować. Nie zauważyłem też, aby „ten salon”, czyli jak sądzę te forum było twoją własnością. Nie do ciebie więc należy ocena dla kogo ono jest. W świetle powyższego twój podpis nie wymaga już właściwie komentarza: „People hate you, I mean, you're pretty damn clever and you know it tak, to prawda, to właśnie ja”, czyli po polsku: „Ludzie cię nienawidzą, to znaczy, że jesteś cholernie mądry i ty to wiesz, tak, to prawda, to właśnie ja”. Tak, wysokie mniemanie o sobie. Buc jak ulał. Dla wyjaśnienia definicja słowa „buc” – potocznie o człowieku zarozumiałym, aroganckim.

                      Skomentuj

                      • Christophero
                        Banned
                        • Feb 2009
                        • 1039

                        #12
                        Napisał Indragor
                        ..czyli jak sądzę te forum
                        to forum.
                        ---------------------------------------

                        a mimo to zwracasz uwagę:
                        Napisał Indragor
                        ???
                        A nie "założyła na siebie"?
                        innym.

                        :-)
                        mój ty skarbeńku:-)

                        słodziutki pszecitałeś pot spodem ale na boku jus sie nie chciało....
                        a tam jest napisane "modelator plowokator"

                        to powinno ci wyjaśnić wątpliwości... no a telaz już idź cukierecku na cipy oglądąc...

                        tatuś placuje....


                        ------------------------------------
                        "poleciłem ci" w sensie poradziłem ci, pokazałem inną opcję. Człek o mniejszym polocie czy poziomie inteligencji może to pomylić z rozkazem.

                        "ten salon" - ma sens "ten post" (broń boże nie 'to post')
                        a nie to forum (nie 'te forum')

                        chlopcyku ja tak mogę cały czas cię tłamsić, bo.....

                        "wielka dzieli naaaaas graaaaanicaaaa..... ty masz głowę jaaakkkk..... słonica.... lalalalalla tralalala bumbum"

                        tak, to prawda to właśnie jaaaaa..... :-)

                        -------------------------------------------------------------------------------
                        pozwoliłem sobie poczytać kilka twoich postów i czytam:

                        "Mimo że wyjątkowo krótkie, to nie dałem rady przeczytać. Zrezygnowałem po trzecim zdaniu. Jak napisali przedmówcy – talentu do pisania to ty nie masz. Składnia, styl, interpunkcja, słowem wszystko do poprawy. Wiesz w ogóle co to interpunkcja? Na wszelki wypadek, gdybyś nie wiedział, przecinek wygląda tak: ,

                        Gubisz kropki na końcu zdania.
                        Nadużywasz wielokropku, przez co opowiadanie staje się nieczytelne i to irytująco.
                        Dobrze, że rozpoczynasz dialogi od myślnika w nowym akapicie, ale dalej jest gorzej. Czasami nie wiadomo kto, co mówi. Niepotrzebny jest cudzysłów. Np.:

                        Nie należy używać skrótów (ofc.), liczby na ogół należy pisać słownie („trzeciego dnia wieczorem”, a nie: „3 dnia wieczorem”).

                        Jak na miniaturkę byłoby całkiem dobre, gdyby nie mnogość błędów. I wywal z tekstu te gwiazdki."


                        hmmm....
                        no jeśli ja jestem buc.... to kim ty kurka wódka jesteś?

                        nauczyciel kurna?

                        proboszcz?

                        ty! a może ty jesteś księżunio co dzieci uczy i pomacuje po pupci?!

                        ajtyajty!!
                        Last edited by Christophero; 19-12-15, 02:37.

                        Skomentuj

                        • Indragor

                          #13
                          Cuchnie hejtem na kilometr i właściwie mógłbym twoją „wypowiedź” skomentować jednym zdaniem: gdy brakuje rzeczowych argumentów zaczynają się inwektywy, gdyby nie pewien drobiazg, którego i tak zapewne nie zrozumiesz Christophero.

                          Otóż ja znam swoją wartość i dlatego nie muszę jej udowadniać. A opinia o mnie jakiegoś człowieka szamoczącego się w więzach własnych przesądów, żeby nie powiedzieć frustrata mającego przymus udowadniania swojej wyższości, jest mi całkowicie obojętna. Mam ją w głębokim poważaniu.


                          Moderatorom tego forum dedykuję:




                          Selenograf, przepraszam, że z powodu mojego niewinnego, wydawałoby się, komentarza powstało w Twoim wątku takie bagno. Mogę tylko obiecać, że z mojej strony kontynuacji tego bagna nie będzie. Jeszcze raz przepraszam – Indragor.
                          Last edited by Gość; 01-01-16, 17:58.

                          Skomentuj

                          • Christophero
                            Banned
                            • Feb 2009
                            • 1039

                            #14
                            Napisał Indragor
                            Otóż ja znam swoją wartość
                            200 PLN/h ?

                            FBG robisz?

                            a tak w ogóle to miałem nadzieję że rozpoczniemy poważną dyskusję na temat problemu "być lubianym czy nienawidzonym?, co jest ważniejsze w życiu"

                            ale widzę że nie należysz do mojej ligi,
                            a szkoda bo ja mam ogromnie dużo argumentów.

                            Napisał Indragor
                            Moderatorom tego forum dedykuję
                            chowasz się za modem?

                            przypominasz mi jednego chłopaczka, który onegdaj w szkole zaczepiał i zaczepiał, ale jak dostał z liścia i przeleciał przez ławkę to usłyszałem od niego "idę do dyrektora"

                            a mieliśmy wtenczas po 18 lat jakoś...

                            śmialiśmy się z niego do końca szkoły, miał ksywę "dyrektor"

                            a tak na marginesie grasz w czołgi? bawisz się w czołgistę?
                            Last edited by Christophero; 24-12-15, 08:02.

                            Skomentuj

                            • selenograf
                              Ocieracz
                              • Mar 2010
                              • 182

                              #15
                              Bartek wykonał kilka ruchów bioder i zatrzymał się. Sycił się podwójną przyjemnością. Tą fizyczną, płynącą z ciasnego uścisku cipki na penisie. Nie poruszał się, ale kobiece mięśnie zaciskały się co kilka sekund dodatkowo stymulując doznania. I tą emocjonalną, płynącą z zapanowania nad zmysłami długo upragnionej kobiety. Była pod nim tak jak tego chciał. Dopadł ją jak pełen pasji entomolog ulotnego, rzadkiego motyla. Przez tyle lat mógł ją obserwować tylko z daleka jak krąży kusząc miedzianymi skrzydłami bujnych włosów. A teraz uległa podwójnemu przyszpileniu nabita na wyprężonego kutasa i lekko zagięty kciuk. Zrobiła to, czego oczekiwał. Wypinała się lubieżnie, żeby „dać mu dupy”. Nawet zaczęła delikatnie poruszać biodrami ewidentnie zniecierpliwiona zatrzymaniem ruchów frykcyjnych.

                              Małgorzata dyszała ciężko. Dawno nie zaznała tak gwałtownej i tak intensywnej przyjemności. Dawno? A może nigdy? Od chwili kiedy weszli razem do kuchni zmagały się w jej duszy dwie przeciwstawne siły. Na początku dominowała ta pierwsza, trzymająca zmysły w ryzach. Jako stateczna pani domu, matka trojga dzieci była wręcz wzorem wiernej żony. Nigdy nawet dłużej nie spojrzała na innego mężczyznę. Nie kusili jej ogrodnicy ani robotnicy budowlani, na których sąsiadki gapiły się z wywieszonym językiem. Traktowała obowiązki małżeńskie jak tradycyjne poznańskie pieczenie ciasta na weekend. Jako coś, co jest naturalne, czasami wychodzi smaczniej, czasami z zakalcem. Na pewno nie jest warto poświęcać się temu bez reszty.

                              Jednak ostatecznie przeważyła ta druga siła, wzmocniona przez okoliczności fizjologiczne. Od trzech dni Małgorzata weszła w dni płodne. Nosiło ją po całym mieszkaniu i ogrodzie. Rzuciła się w wir mycia okien i zmywania podłóg, aby tylko odsunąć dalej lawę przelewającą się w podbrzuszu i piersiach. Dwa razy dziennie wędrowała jednak pod prysznic, żeby dać upust pulsującej ochocie na seks. Tylko tam, pod strugami płynącej wody pozwalała swoim myślom wyzwalać się z okowów moralności. Śliską od piany dłonią prowadziła dotyk śladem obrazów rozbłyskujących w głowie. I nie raz i nie dwa razy w tych rozbłyskach pojawiała się twarz Bartka.

                              W tych fantazjach kolega męża nie był subtelnym intelektualistą, za jakiego go miała. Raczej przeistaczał się w brutalnego samca, który nie pyta o zgodę. Bierze bezpardonowo to, na co ma ochotę i przełamuje najmniejszą oznakę oporu. Szamotanina z mężczyzną nie była więc wywołana naruszeniem nietykalności wiernej matrony. Była realizacją najskrytszych scenariuszy mroczniejszej strony kobiecości. Gdyby Bartek zaprzestał pieszczot, wyrzuciłaby go za drzwi i starała się jak najszybciej zapomnieć o tym incydencie. Jego natarczywość i zdecydowanie wzmagały w Małgorzacie pożądanie, ale nie była do końca przekonana czy tego naprawdę chce. Kiedy jednak zebrał w garść pukiel jej włosów, wiedziała że już jest cała jego. Gdyby w tej chwili odwrócił się i wyszedł, chyba wyczekiwałaby pod drzwiami jego mieszkania ze spuszczonymi majtkami. Tak, miał ją w garści nie tylko dosłownie. Była gotowa ostatecznie i do samego końca poddać się woli Bartka i spełnić każde jego życzenie.

                              Jak kotka grzejąca się w rui przyjmowała w siebie kolejne suwy. Wyrywała się jedynie po to, żeby poczuć je bardziej intensywnie. A kiedy poczuła nacisk na zakazane miejsce? Ufff... Nigdy w życiu by się do tego nie przyznała, ale to zaskakująca pieszczota pupy tak bardzo wzmogło przyjemność, że miała ochotę jęczeć na cały głos. Suwający się trzon w cipce i rozpychający kciuk w anusie doprowadził kobietę na krawędź orgazmu już po kilkunastu sekundach. Chciała jednak więcej.
                              - Weź mnie, weź mnie całą. Po prostu wy******* mnie do upadłego – wyszeptała Małgorzata. Bartek jak by czekał na te słowa. Zaczął otępieńczą jazdę wbijając się to płyciej to głębiej. Jego ciężkie, rozkołysane jądra uderzały w kobiece podbrzusze. Kciuk w pupie także nie pozostawał bezczynny. Wiercił się i dociskał w rytmie uderzeń penisa. Mężczyzna drugą dłoń położył na kibici kochanki i galopował coraz szybciej i mocniej.

                              Małgorzata dawała się unosić kolejnymi falami rozkoszy. Mgnienie rozsądku wróciło w chwili, kiedy Bartek zaczął zwalniać melodię ujeżdżania, co zwiastowało rychły finał. „Cholera, on przecież nie ma prezerwatywy” - rozbłysnęła nagła myśl. „Wprawdzie przerwanie stosunku to kiepska antykoncepcja, ale lepsza taka niż żadna”.
                              - Nie kończ we mnie. Mam płodnie dni – Małgorzata wyjęczała, ale mężczyzna nie zareagował. Rżnął kobietę bez ustanku jak napalony samiec goryla.
                              - Proszę nie spuszczaj się we mnie, jestem taka płodna – jęczała głośniej. Tym razem Bartek na pewno musiał usłyszeć. Jednak zamiast ulec prośbie zaczął wbijać się z pełnym impetem. Tego Małgorzacie było za wiele. Tego mężowi nie chciała zrobić. Zaczęła się wyrywać, próbując zrzucić z siebie kochanka. Była jednak uwięziona między nim i stołem. Zresztą wystarczyło kilka sekund i mężczyzna wyprężył się finiszując wewnątrz jej łona. Tak, tego właśnie chciał. Zalać tę ciasną, niedostępną cipkę swoim gorącym nasieniem nie zawracając sobie głowy konsekwencjami. Jeśli miał przy tym zbrzuchacić wyniosłą żonę przyjaciela, to tym lepiej. Będzie miał na nią tak potężnego haka, że zmusi ją do podstawiania się pod kutasa kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. Pompował więc w gorące wargi kolejne porcje spermy jęcząc przy każdym pchnięciu. Małgorzata też jęczała. Wbrew wszelkim okolicznościom wytrysk Bartka także u niej wyzwolił falę orgazmu. Zacisnęła pięści i eksplodowała w grzesznej przyjemności.
                              “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
                              Alexander Woollcott

                              Skomentuj

                              Working...