Co za hałas? Otwieram oczy. O rany! Już 7.30. No tak, śmieciarze są punktualniejsi od mojego budzika. Budzik jest rosyjski i głośny, ale rzecz dzieje się w Szwajcarii. Znów zaspaliśmy. I nie zdążyliśmy wystawić worków ze śmieciami...
Poranek - segregują butelki...
Już jeden worek leży od poniedziałku na balkonie, a teraz razem z dzisiejszym poczekają znów do poniedziałku. Śmieci wywożą u mnie w Szwajcarii dwa razy w tygodniu. Budzę córkę i jak robot szykuję śniadanie: sok pomarańczowy z butelki wymienianej za kaucją, jogurty, których pokrywki natychmiast myje i składam do torby na aluminium, parzę sobie świeżą kawę, a stare fusy wrzucam do worka na kompost. Popędzam córkę. Wychodzi w ostatniej chwili. Dojeżdża do szkoły rowerem z całą grupą koleżanek. Mają z górki i pędzą później jak szalone.
Teraz mogę wziąć prysznic. Mały jeszcze śpi jak suseł i nie sposób go dobudzić. Ubieram go na śpiąco. Dzieci w Szwajcarii są obowiązane uczęszczać do przedszkoli dwa lata przed rozpoczęciem szkoły. Są to: 4 razy w tygodniu dwie godziny rano, dwie po południu, oraz w środę tylko rano. Dla mnie oznacza to podział dnia na odstępy dwugodzinne. Mały marudzi przy śniadaniu, wreszcie udaje mi się założyć mu na szyję pomarańczowy odblaskowy trójkąt. Wkładam mu do ręki jabłko na przerwę i wyprowadzam do furtki. Zbliża się godz. 9...
Mąż wyszedł pierwszy. Przynajmniej nim nie trzeba się zajmować. Teraz dopiero widać, że dom wygląda jak po najeździe dzikich. Staram się ogarnąć ten chaos. Gdy dochodzę do kuchni opadają mi ręce. Balkon kuchenny kipi. Kipią z niego śmieci. Nie wiem od czego zacząć. Składam porozrzucane przez wiatr puszki i aluminiowe pokrywki. Napełniam dwie torby opakowań szklanych i wynoszę na pobliski parking. Teraz mogę wyładować napięcia. Wrzucam z impetem słoik po słoiku do dziury z gumowym ochronnym kołnierzem. Trzask - zielone butelki do dziury zielonej. Trzask - brązowe do brązowej. Trzask - wszystkie umyte, czyste, trzask! Bez korków i zakrętek metalowych. Trzask, trzask!
Teraz porywam z łazienki kipiący kosz brudów i zanoszę do piwnicy, gdzie mieści się pralnia. No, tak nie ma monety 20-centymowej do automatu zasilającego pralkę w prąd.
Tymczasem wraca Mały. Kolana zielone, brudny jak siedem nieszczęść.
- Mamo, czy wiesz, że delfiny są inteligentne? Pani opowiadała nam i oglądaliśmy książki - zagaja. - Ale co delfinom do twoich zielonych kolan? - pytam. O dwunastej musi być na stole gotowy obiad, jest po jedenastej, a ja nawet jeszcze nie mam pomysłu na to, co będziemy jedli.
Obiad - papierowy ręcznik lepszy od lnianego?
Biją dzwony na wieży kościelnej oraz zegar na ratuszu. Wpada zziajana córka, a za nią mąż. Pod górkę muszą *******ać. - Mamo, nie ma serwetek? - reklamuje córka. Trzeba skończyć z tymi papierowymi, szkoda drzew w lesie tropikalnym. Mamy przecież od babci takie ładne z lnu.
No, ładna zabawa, myślę sobie. - No, tak szkoda lasu. - stwierdzam, ale nie daję się. - A czy pomyślałaś o wodzie, proszku do prania w ściekach, o energii na pranie i prasowanie. Wyprodukowanie tej energii to zanieczyszczenie powietrza. Uff , wycieramy buzie papierowymi, tym razem się udało.
- Mamo, ja nie jem - oświadcza demonstracyjnie Mały. Nie rozumiem. Zawsze bardzo lubił tuńczyka z rissoto i kukurydzą. - Mamo, ja też nie będę jadła, dopóki nie pokażesz mi puszki po tuńczyku - słyszę i dalej nie rozumiejąc, wracam do kuchni. Puszka już umyta na balkonie, a banderolka w torbie z makulaturą. Wracam triumfalnie trzymając żądane przedmioty w rękach.
- Masz szczęście, mamo - oświadcza córka. Na banderolce - etykietce widnieje mały znak "Safe dolphin". Jest to znak zapewniający nabywcę, że tuńczyk był łowiony bez zagrożenia i z pełną ochroną dla delfinów. Podobno wiele tych zwierząt ginęło właśnie przy połowach tuńczyka.
Uff. Obiad zjedzony. Po deserze wszyscy wychodzą, do pracy, szkoły, przedszkola. Zostaję sama z pobojowiskiem w kuchni. Po 14. wychodzę po monety do pralki i drobne zakupy. Nie z pustymi rekami, o nie. Niosę dwie torby. Pod supermarketem stoi kontener na przezroczyste opakowania PET oraz metalowe blaszane puszki. Wrzucam puszkę, zgniatam ją dźwignią, a ta wpada spłaszczona do kontenera. Przynajmniej ćwiczę mięśnie, tyle mam z tego. Zapomniałam o butach do szewca. Ale czy warto je jeszcze raz naprawiać? Zaraz, gdzie ja widziałam te worki na zbieranie niepotrzebnych, lecz użytecznych butów? Tych moich, wydeptanych sandałów nie oddam nikomu.
Podwieczorek - prasowanie opakowań po Coli
Już przy kasach sklepu spotykam znajomą. Rozmawiając pakujemy nasze zakupy do olbrzymich papierowych toreb. Używam ich chętnie, są obszerne i mocne, a później składam w nie makulaturę, oszczędzając sobie wiązania jej w paczki. Moja znajoma skrupulatnie obdziera artykuły ze zbędnych pudełek i opakowań wrzucając je do sklepowego kosza. Widocznie mam bardzo głupią minę, co ją zdziwiło. Oczywiście następnym razem i ja nie będę dźwigać do domu zbędnych opakowań. Wracam do domu objuczona jak wielbłąd. Spieszę się, bo Mały wraca z przedszkola i zazwyczaj przyprowadza kolegę na podwieczorek. Nie zdążyłam rozładować zakupów, gdy wraca córka. Dołącza do ekipy podwieczorkowej.
- Mamo na placu szkolnym ustawili worek nad którym jest dźwignia. Każdą puszkę po Coli i Fancie, itp. należy tam wrzucić po uprzednim sprasowaniu. A butelki pet zdeptać i zakręcić i wrzucić do worka obok. Okazało się, że uczniowie wypijają dziennie wór sprasowanych opakowań.
O godz. 17. parzę świeżą herbatę. Wczorajsze fusy oczywiście wrzucam do worka kompostowego. To specjalny worek. Kiedyś był papierowy , a teraz jest z „żelatynki“ rozpuszczającej się po kilku dniach. Wraca mąż. Przy drugiej filiżance staram się go namówić, by podregulował telewizor. Ten dwunastoletni egzemplarz powoli zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Dzieci usiadły do bajki. No, tak teraz już w ogóle nic nie widać.
Postanawiamy rozejrzeć się za nowym. Ale co zrobić ze starym? Wyrzucić nie wolno. Odstawić na składowisko za dość wysoką opłatą? Wreszcie znajdujemy sklep, który oferuje nowy telewizor, w cenie którego jest już opłata zniszczenia starego, to znaczy że możemy oddać stary w tym sklepie. Mąż postanawia jeszcze raz pogrzebać w starym. Mały jest rozczarowany. Znów nie ma szans na video, bo to stare pudło nie ma podłącza na magiczne kasety: "pożeracze czasu, ładujące do dziecięcych mózgów gotową papkę niepotrzebnych informacji (czyt. ogłupiających filmów)."
Kolacja - każdy płaci za tyle śmieci, ile wyrzuca
Szykujemy kolację. Skorupki z jaj na kompost, pudełka po twarożkach, jedno w drugie, i jeszcze upycham coś do środka. Zagrzewam mleko, pudełka spłaszczam. Ciągle walczą z objętością mojego kubła na śmieci. Ciekawe, dlaczego w jednym sklepie mleko w foli jest droższe od tego w pudełku i odwrotnie w drugim sklepie? Hmm?! Dlatego zazwyczaj kupuję nalewane do bańki.
Na moim kredensie w kuchni wisi obowiązujący w gminie miasteczka regulamin wyrzucania śmieci, a także kalendarz ich wywożenia. Niestosowanie się do nich jest karane wysoka grzywną. Worek 35-litrowy na śmieci kosztuje 2,7 sfr. (obecnie prawie 6 zł - przyp. red.), więc warto selekcjonować odpady nadające się do odzysku. Śmieci można wyrzucać-wystawiać w miejsca wyznaczone, jedynie i tylko w specjalnie wyprodukowanych i uznanych przez gminę workach obciążonych opłatą. Sklepy oraz warsztaty wystawiają swoje śmieci w zamykanych na klucz kontenerach oznaczonych znakiem firmowym jego właściciela.
Od kiedy wprowadzono specjalne worki na śmieci , w cenie których jest opłata za recykling segregowanych odpadów, oraz likwidację śmieci, ilość wystawianych worków zmniejszyła się o połowę. Po prostu każdy płaci za tyle śmieci, ile ich rzeczywiście wyrzuca.
Siadamy do kolacji. - Mały nie huśtaj się na krześle, bo wybijesz zęby – strofuję. - Mamo, to nie ja , to krzesło się rozwala. Istotnie. Dzieci wyrosły już z okresu wandalizmu, a krzesła noszą ślady tych czasów. Przydałoby się zakupić nowe. Właśnie, ale co zrobić ze starymi. Nie mamy kominka, a w ogrodzie nie wolno niczego spalać. Aby się ich pozbyć trzeba zapłacić opłatę w wysokości ceny dwóch nowych krzeseł. Można jeszcze dać ogłoszenie, że są do wzięcia za darmo. Postanawiamy odnowić je sami. Sprzątamy wspólnie po kolacji.
- Mamo, oszalałaś, nie wyrzucaj resztek jedzenia do zlewozmywaka, ani też do muszli klozetowej, to przecież znakomite pożywienie dla szczurów kanalizacyjnych.
Ależ te dzieci mądre. Tymczasem Mały wrzeszczy z łazienki. - Mamo! Nie ma papieru! Kiedy podaje mu nowa, miękką rolkę nie słyszę dziękuję, lecz: - Mamo nie wolno kupować takiego papieru, kupuj tylko z makulatury i to nie prany w chlorze.
Tak, tak pojmuję , ale jak ten 6-latek to rozumie? No tak, w sobotę młodzież zbiera makulaturę. Nie możemy zaspać. Punktualnie o 8 rano trzeba wynieść te stosy reklam, gazet pudeł, pudełeczek tekturowych. itp. Wreszcie można będzie wejść na opróżniony balkon kuchenny. Młodzież otrzymuje pieniądze na swoje obozy. Nie za makulaturę, ale za jej zbieranie. - Dzieci, proszę się myć i hop! do łóżek.
W łazience, jak zawsze wojna kto pierwszy do umywalki. W końcu oboje myją zęby jednocześnie. Słychać: - Jak szczotkujesz Maluchu zęby, to zakręcaj kran, jak tata przy goleniu.
- A ty nie musisz tak mocno odkręcać kranu - broni się Mały. To prawda, nawet nie zdajemy sobie sprawy ile dobrej czystej wody spływa bezużytecznie do kanalizacji.
Idziemy spać - baterie to trujący śmieć!
Mały już w łóżku, jeszcze tylko paciorek i bajka na dobranoc. Błagam Małego, by zwolnił mnie z czytania Kubusia Puchatka. Włączam kasetę. Cholera, baterie wysiadły. Postanawiam stanowczo jutro kupić baterie do 1000-krotnego ładowania i odpowiednią ładowarkę. Od razu zabieram te zużyte baterie do swojej torebki, by nie zapomnieć ich oddać w miejscu kupna nowych. Baterie to okropnie trujący śmieć, za wyrzucenie którego grozi kara grzywny. Oczywiście w mojej kuchni wisi gminna informacja: co, gdzie i kiedy należy wyrzucić. Czego wyrzucać nie należy, a trzeba odstawić stare do sprzedawcy nowego.
Kiedy kładę się do łóżka, zdaję sobie sprawę, że mój dzień, nasza codzienność jest pod wyraźnym znakiem ekologii. A śmieci i walka z nimi prawie obsesją. Jaki to ma sens? Czy to coś pomoże? Komu? Po co? Jeśli każdy z nas zacznie od własnego gospodarstwa, od swego kubła, to w skali ok. 100 milionów gospodarstw w Europie będzie w rozrachunku ...spora „kupa“ śmieci.
"Odpady są surowcem"
Jeszcze do niedawna wszelkie odpady gromadzono na wyznaczonych zielonych łąkach, placach,
które przeobrażały sie w potworne wysypiska. Obecnie już nie można pozwolić sobie na takie lekceważenie środowiska, zatruwanie gleby i wody. Dziś wiadomo, że była to rozrzutność i marnotrawstwo surowców i materiałów nadających się do wtórnego uzdatnienia. Przede wszystkim było i jest to marnotrawstwo przestrzeni oraz ziemi, która nas żywi i na której żyjemy. Wysypiska ponadto zatruwały wody gruntowe.
W małej Szwajcarii, gdzie każdy skrawek ziemi jest na wagę złota, spala się śmieci od ponad 45 lat. Jednakże z jednej tony spalonych śmieci pozostaje 30 kg smoło-żwiru, który składowany jest w wyznaczonych i zabezpieczonych miejscach. Segregacja odpadów zmniejszyła o połowę objętość trafiających do spalarni oraz na wysypiska śmieci. Dzięki temu zmniejszyły się: objętość smoło-żwiru, emisja dwutlenku węgla oraz innych substancji, a także wydatki na spalanie, oraz na zagospodarowywanie wysypisk. Nie mówiąc o niezłym interesie z odzyskanych surowców, nowych miejscach pracy itp., itd. Dzięki uzdatnianiu odpadów i odzyskiwaniu z nich surowców przyczyniamy się do zmniejszenia zużycia energii potrzebnej do ich wytworzenia. A przecież obecnie stoimy wobec światowego problemu źródeł energii.
"Barbara Hasiok"
PS. "Hasiok" w gwarze śląskiej oznacza śmietnik.
Od redakcji. Pierwowzór artykułu był publikowany w katowickim dodatku do „Gazecie Wyborczej” kilkanaście lat temu.
Poranek - segregują butelki...
Już jeden worek leży od poniedziałku na balkonie, a teraz razem z dzisiejszym poczekają znów do poniedziałku. Śmieci wywożą u mnie w Szwajcarii dwa razy w tygodniu. Budzę córkę i jak robot szykuję śniadanie: sok pomarańczowy z butelki wymienianej za kaucją, jogurty, których pokrywki natychmiast myje i składam do torby na aluminium, parzę sobie świeżą kawę, a stare fusy wrzucam do worka na kompost. Popędzam córkę. Wychodzi w ostatniej chwili. Dojeżdża do szkoły rowerem z całą grupą koleżanek. Mają z górki i pędzą później jak szalone.
Teraz mogę wziąć prysznic. Mały jeszcze śpi jak suseł i nie sposób go dobudzić. Ubieram go na śpiąco. Dzieci w Szwajcarii są obowiązane uczęszczać do przedszkoli dwa lata przed rozpoczęciem szkoły. Są to: 4 razy w tygodniu dwie godziny rano, dwie po południu, oraz w środę tylko rano. Dla mnie oznacza to podział dnia na odstępy dwugodzinne. Mały marudzi przy śniadaniu, wreszcie udaje mi się założyć mu na szyję pomarańczowy odblaskowy trójkąt. Wkładam mu do ręki jabłko na przerwę i wyprowadzam do furtki. Zbliża się godz. 9...
Mąż wyszedł pierwszy. Przynajmniej nim nie trzeba się zajmować. Teraz dopiero widać, że dom wygląda jak po najeździe dzikich. Staram się ogarnąć ten chaos. Gdy dochodzę do kuchni opadają mi ręce. Balkon kuchenny kipi. Kipią z niego śmieci. Nie wiem od czego zacząć. Składam porozrzucane przez wiatr puszki i aluminiowe pokrywki. Napełniam dwie torby opakowań szklanych i wynoszę na pobliski parking. Teraz mogę wyładować napięcia. Wrzucam z impetem słoik po słoiku do dziury z gumowym ochronnym kołnierzem. Trzask - zielone butelki do dziury zielonej. Trzask - brązowe do brązowej. Trzask - wszystkie umyte, czyste, trzask! Bez korków i zakrętek metalowych. Trzask, trzask!
Teraz porywam z łazienki kipiący kosz brudów i zanoszę do piwnicy, gdzie mieści się pralnia. No, tak nie ma monety 20-centymowej do automatu zasilającego pralkę w prąd.
Tymczasem wraca Mały. Kolana zielone, brudny jak siedem nieszczęść.
- Mamo, czy wiesz, że delfiny są inteligentne? Pani opowiadała nam i oglądaliśmy książki - zagaja. - Ale co delfinom do twoich zielonych kolan? - pytam. O dwunastej musi być na stole gotowy obiad, jest po jedenastej, a ja nawet jeszcze nie mam pomysłu na to, co będziemy jedli.
Obiad - papierowy ręcznik lepszy od lnianego?
Biją dzwony na wieży kościelnej oraz zegar na ratuszu. Wpada zziajana córka, a za nią mąż. Pod górkę muszą *******ać. - Mamo, nie ma serwetek? - reklamuje córka. Trzeba skończyć z tymi papierowymi, szkoda drzew w lesie tropikalnym. Mamy przecież od babci takie ładne z lnu.
No, ładna zabawa, myślę sobie. - No, tak szkoda lasu. - stwierdzam, ale nie daję się. - A czy pomyślałaś o wodzie, proszku do prania w ściekach, o energii na pranie i prasowanie. Wyprodukowanie tej energii to zanieczyszczenie powietrza. Uff , wycieramy buzie papierowymi, tym razem się udało.
- Mamo, ja nie jem - oświadcza demonstracyjnie Mały. Nie rozumiem. Zawsze bardzo lubił tuńczyka z rissoto i kukurydzą. - Mamo, ja też nie będę jadła, dopóki nie pokażesz mi puszki po tuńczyku - słyszę i dalej nie rozumiejąc, wracam do kuchni. Puszka już umyta na balkonie, a banderolka w torbie z makulaturą. Wracam triumfalnie trzymając żądane przedmioty w rękach.
- Masz szczęście, mamo - oświadcza córka. Na banderolce - etykietce widnieje mały znak "Safe dolphin". Jest to znak zapewniający nabywcę, że tuńczyk był łowiony bez zagrożenia i z pełną ochroną dla delfinów. Podobno wiele tych zwierząt ginęło właśnie przy połowach tuńczyka.
Uff. Obiad zjedzony. Po deserze wszyscy wychodzą, do pracy, szkoły, przedszkola. Zostaję sama z pobojowiskiem w kuchni. Po 14. wychodzę po monety do pralki i drobne zakupy. Nie z pustymi rekami, o nie. Niosę dwie torby. Pod supermarketem stoi kontener na przezroczyste opakowania PET oraz metalowe blaszane puszki. Wrzucam puszkę, zgniatam ją dźwignią, a ta wpada spłaszczona do kontenera. Przynajmniej ćwiczę mięśnie, tyle mam z tego. Zapomniałam o butach do szewca. Ale czy warto je jeszcze raz naprawiać? Zaraz, gdzie ja widziałam te worki na zbieranie niepotrzebnych, lecz użytecznych butów? Tych moich, wydeptanych sandałów nie oddam nikomu.
Podwieczorek - prasowanie opakowań po Coli
Już przy kasach sklepu spotykam znajomą. Rozmawiając pakujemy nasze zakupy do olbrzymich papierowych toreb. Używam ich chętnie, są obszerne i mocne, a później składam w nie makulaturę, oszczędzając sobie wiązania jej w paczki. Moja znajoma skrupulatnie obdziera artykuły ze zbędnych pudełek i opakowań wrzucając je do sklepowego kosza. Widocznie mam bardzo głupią minę, co ją zdziwiło. Oczywiście następnym razem i ja nie będę dźwigać do domu zbędnych opakowań. Wracam do domu objuczona jak wielbłąd. Spieszę się, bo Mały wraca z przedszkola i zazwyczaj przyprowadza kolegę na podwieczorek. Nie zdążyłam rozładować zakupów, gdy wraca córka. Dołącza do ekipy podwieczorkowej.
- Mamo na placu szkolnym ustawili worek nad którym jest dźwignia. Każdą puszkę po Coli i Fancie, itp. należy tam wrzucić po uprzednim sprasowaniu. A butelki pet zdeptać i zakręcić i wrzucić do worka obok. Okazało się, że uczniowie wypijają dziennie wór sprasowanych opakowań.
O godz. 17. parzę świeżą herbatę. Wczorajsze fusy oczywiście wrzucam do worka kompostowego. To specjalny worek. Kiedyś był papierowy , a teraz jest z „żelatynki“ rozpuszczającej się po kilku dniach. Wraca mąż. Przy drugiej filiżance staram się go namówić, by podregulował telewizor. Ten dwunastoletni egzemplarz powoli zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Dzieci usiadły do bajki. No, tak teraz już w ogóle nic nie widać.
Postanawiamy rozejrzeć się za nowym. Ale co zrobić ze starym? Wyrzucić nie wolno. Odstawić na składowisko za dość wysoką opłatą? Wreszcie znajdujemy sklep, który oferuje nowy telewizor, w cenie którego jest już opłata zniszczenia starego, to znaczy że możemy oddać stary w tym sklepie. Mąż postanawia jeszcze raz pogrzebać w starym. Mały jest rozczarowany. Znów nie ma szans na video, bo to stare pudło nie ma podłącza na magiczne kasety: "pożeracze czasu, ładujące do dziecięcych mózgów gotową papkę niepotrzebnych informacji (czyt. ogłupiających filmów)."
Kolacja - każdy płaci za tyle śmieci, ile wyrzuca
Szykujemy kolację. Skorupki z jaj na kompost, pudełka po twarożkach, jedno w drugie, i jeszcze upycham coś do środka. Zagrzewam mleko, pudełka spłaszczam. Ciągle walczą z objętością mojego kubła na śmieci. Ciekawe, dlaczego w jednym sklepie mleko w foli jest droższe od tego w pudełku i odwrotnie w drugim sklepie? Hmm?! Dlatego zazwyczaj kupuję nalewane do bańki.
Na moim kredensie w kuchni wisi obowiązujący w gminie miasteczka regulamin wyrzucania śmieci, a także kalendarz ich wywożenia. Niestosowanie się do nich jest karane wysoka grzywną. Worek 35-litrowy na śmieci kosztuje 2,7 sfr. (obecnie prawie 6 zł - przyp. red.), więc warto selekcjonować odpady nadające się do odzysku. Śmieci można wyrzucać-wystawiać w miejsca wyznaczone, jedynie i tylko w specjalnie wyprodukowanych i uznanych przez gminę workach obciążonych opłatą. Sklepy oraz warsztaty wystawiają swoje śmieci w zamykanych na klucz kontenerach oznaczonych znakiem firmowym jego właściciela.
Od kiedy wprowadzono specjalne worki na śmieci , w cenie których jest opłata za recykling segregowanych odpadów, oraz likwidację śmieci, ilość wystawianych worków zmniejszyła się o połowę. Po prostu każdy płaci za tyle śmieci, ile ich rzeczywiście wyrzuca.
Siadamy do kolacji. - Mały nie huśtaj się na krześle, bo wybijesz zęby – strofuję. - Mamo, to nie ja , to krzesło się rozwala. Istotnie. Dzieci wyrosły już z okresu wandalizmu, a krzesła noszą ślady tych czasów. Przydałoby się zakupić nowe. Właśnie, ale co zrobić ze starymi. Nie mamy kominka, a w ogrodzie nie wolno niczego spalać. Aby się ich pozbyć trzeba zapłacić opłatę w wysokości ceny dwóch nowych krzeseł. Można jeszcze dać ogłoszenie, że są do wzięcia za darmo. Postanawiamy odnowić je sami. Sprzątamy wspólnie po kolacji.
- Mamo, oszalałaś, nie wyrzucaj resztek jedzenia do zlewozmywaka, ani też do muszli klozetowej, to przecież znakomite pożywienie dla szczurów kanalizacyjnych.
Ależ te dzieci mądre. Tymczasem Mały wrzeszczy z łazienki. - Mamo! Nie ma papieru! Kiedy podaje mu nowa, miękką rolkę nie słyszę dziękuję, lecz: - Mamo nie wolno kupować takiego papieru, kupuj tylko z makulatury i to nie prany w chlorze.
Tak, tak pojmuję , ale jak ten 6-latek to rozumie? No tak, w sobotę młodzież zbiera makulaturę. Nie możemy zaspać. Punktualnie o 8 rano trzeba wynieść te stosy reklam, gazet pudeł, pudełeczek tekturowych. itp. Wreszcie można będzie wejść na opróżniony balkon kuchenny. Młodzież otrzymuje pieniądze na swoje obozy. Nie za makulaturę, ale za jej zbieranie. - Dzieci, proszę się myć i hop! do łóżek.
W łazience, jak zawsze wojna kto pierwszy do umywalki. W końcu oboje myją zęby jednocześnie. Słychać: - Jak szczotkujesz Maluchu zęby, to zakręcaj kran, jak tata przy goleniu.
- A ty nie musisz tak mocno odkręcać kranu - broni się Mały. To prawda, nawet nie zdajemy sobie sprawy ile dobrej czystej wody spływa bezużytecznie do kanalizacji.
Idziemy spać - baterie to trujący śmieć!
Mały już w łóżku, jeszcze tylko paciorek i bajka na dobranoc. Błagam Małego, by zwolnił mnie z czytania Kubusia Puchatka. Włączam kasetę. Cholera, baterie wysiadły. Postanawiam stanowczo jutro kupić baterie do 1000-krotnego ładowania i odpowiednią ładowarkę. Od razu zabieram te zużyte baterie do swojej torebki, by nie zapomnieć ich oddać w miejscu kupna nowych. Baterie to okropnie trujący śmieć, za wyrzucenie którego grozi kara grzywny. Oczywiście w mojej kuchni wisi gminna informacja: co, gdzie i kiedy należy wyrzucić. Czego wyrzucać nie należy, a trzeba odstawić stare do sprzedawcy nowego.
Kiedy kładę się do łóżka, zdaję sobie sprawę, że mój dzień, nasza codzienność jest pod wyraźnym znakiem ekologii. A śmieci i walka z nimi prawie obsesją. Jaki to ma sens? Czy to coś pomoże? Komu? Po co? Jeśli każdy z nas zacznie od własnego gospodarstwa, od swego kubła, to w skali ok. 100 milionów gospodarstw w Europie będzie w rozrachunku ...spora „kupa“ śmieci.
"Odpady są surowcem"
Jeszcze do niedawna wszelkie odpady gromadzono na wyznaczonych zielonych łąkach, placach,
które przeobrażały sie w potworne wysypiska. Obecnie już nie można pozwolić sobie na takie lekceważenie środowiska, zatruwanie gleby i wody. Dziś wiadomo, że była to rozrzutność i marnotrawstwo surowców i materiałów nadających się do wtórnego uzdatnienia. Przede wszystkim było i jest to marnotrawstwo przestrzeni oraz ziemi, która nas żywi i na której żyjemy. Wysypiska ponadto zatruwały wody gruntowe.
W małej Szwajcarii, gdzie każdy skrawek ziemi jest na wagę złota, spala się śmieci od ponad 45 lat. Jednakże z jednej tony spalonych śmieci pozostaje 30 kg smoło-żwiru, który składowany jest w wyznaczonych i zabezpieczonych miejscach. Segregacja odpadów zmniejszyła o połowę objętość trafiających do spalarni oraz na wysypiska śmieci. Dzięki temu zmniejszyły się: objętość smoło-żwiru, emisja dwutlenku węgla oraz innych substancji, a także wydatki na spalanie, oraz na zagospodarowywanie wysypisk. Nie mówiąc o niezłym interesie z odzyskanych surowców, nowych miejscach pracy itp., itd. Dzięki uzdatnianiu odpadów i odzyskiwaniu z nich surowców przyczyniamy się do zmniejszenia zużycia energii potrzebnej do ich wytworzenia. A przecież obecnie stoimy wobec światowego problemu źródeł energii.
"Barbara Hasiok"
PS. "Hasiok" w gwarze śląskiej oznacza śmietnik.
Od redakcji. Pierwowzór artykułu był publikowany w katowickim dodatku do „Gazecie Wyborczej” kilkanaście lat temu.
Polecam przeczytanie, dla mnie wizja przerażająca eko-terror w najczystszej postaci
Skomentuj