W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Biegactwo

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • selenograf
    Ocieracz
    • Mar 2010
    • 182

    Biegactwo

    Anna znalazła swój rytm dopiero na czwartym kilometrze. Podeszwy raz za razem uderzały o elastyczną nawierzchnię leśnego duktu. Raz-raz. Raz-raz. Zdawała sobie sprawę, że zbyt dużo czasu upłynęło od poprzedniego treningu. Taka Zosia biegała przez całą zimę, nawet po kostki w śniegu. No ale Zosia naprawdę musiała zrzucić te pięć-sześć kilo, żeby nie wyglądać na pulchną muffinkę. Anna nic nie musiała. Błogosławiła swoją lekką nadczynność tarczycy, która przyspieszała metabolizm. Wybiegała na trasę wyłącznie dla radości ciała i duszy. Dla tego zastrzyku endorfiny, którego nie da się porównać z żadną inną przyjemnością. Nie mniej jednak prawie trzy miesiące lenistwa odbiły się na kondycji. Zaraz po kilkuset metrach Anna musiała nawet przejść z truchtu w marsz, bo w boku odezwała się kolka. Brakowało jej tchu i krew huczała w arteriach. No ale teraz było już idealnie. Raz-raz. Raz-raz. Uspokoiły się i tętno i oddech. Kobieta mogła wczuwać się w melodię biegu i rozkoszować zapachem lasu budzącego się do wiosny.

    W połowie trasy wrócił ból z prawej strony żeber. Anna niepotrzebnie zwiększyła tempo. I tak już wcześniej minęła dwie wylaszczone blondyny truchtające chyba tylko dla lansu i pryszczatego bruneta w brzydkich dresach z kreszu. Kobieta najchętniej trenowałaby na mniej uczęszczanych szlakach, ale Lasek Goniecki był jedynym sensownym miejscem do biegania w najbliższej okolicy. Trudno było powiedzieć, jak taki duży kawał terenów zielonych ostał się jeszcze w tej części miasta przed apetytami developerów.

    Ból nie przechodził mimo wolniejszego tempa i trzeba było przejść do marszu. Anna starała się chociaż nie tracić stałego rytmu kroków. Raaz-raaz. Raaz-raaz. Raaz-raaz. Za następnym zakrętem kobieta stanęła jak wryta. Zobaczyła szereg latarni ciągnących się wzdłuż drogi z głębi lasu. Ewidentnie komuś przeszkadzał dziewiczy status Lasku Gonieckiego i starał się przerobić go na bardziej cywilizowaną modłę. Latarnie musiały tutaj wyrosnąć całkiem niedawno, bo 100 metrów dalej jakiś robotnik przyklęknął przy metalowym słupie majstrował przy wychodzących z niego kablach. Anna była naprawdę wkurzona. Jak to możliwe? Przecież Lasek był podobno pod ochroną konserwatora przyrody. Kobieta przyspieszyła kroku.
    - Mam nadzieję, ze ma Pan zezwolenie na inwestycję? - prawie wrzasnęła w zgięte plecy elektryka.
    - Cooo? - mężczyzna aż się wzdrygnął. Musiał nie usłyszeć nadchodzącej Anny. Obrócił się i wstał. Był o dobrą głowę wyższy od biegaczki.
    - No wie Pan. Zezwolenie z zieleni miejskiej, albo jakiegoś leśniczego.... - kobieta uniosła podbródek z poczuciem misji.
    - Pani, co się mnie pani czepia – elektryk wzruszył ramionami. - Każą mi podłączyć latarnie, to podłączę. A z pretensjami to do szefa. Mogę podać numer na komórę do właściciela firmy...

    Mężczyzna stał tak blisko, że Anna mogła poczuć jego zapach. Na szczęście musiał używać anterpespirantu, bo nie roztaczał wokół siebie woni przepoconego robotnika budowlanego. Inna rzecz, że na szczęście nie nosił tanich drelichów z tworzywa sztucznego. W bawełnianej cienkiej błękitnej bluzie i dżinsowych ogrodniczkach bardziej kojarzył się z reklamowym hydraulikiem. Tyle że leśny elektryk, w przeciwieństwie do pogromcy francuskich damskich serc, nosił krótkie włosy, był szatynem i miał proporcje mniej kulturystyczne.

    - To co, chce Pani komórę do szefa – mężczyzna przerwał chwilę niezręcznej ciszy.
    - W sumie przepraszam, że na pana tak wsiadłam. Przepraszam, ale wkurzyłam się. Uwielbiam tędy biegać. Takie latarnie w środku boru pasują jak pięść do nosa – Anna zmitygowała się.
    - Nie ma sprawy. Ale wie pani, wszystko ma swoje złe i dobre strony – szatyn odsłonił w uśmiechu równe zęby. - Będzie Pani mogła biegać także po zmroku. Będzie bezpieczniej.
    - Nie boję się ciemności – zaperzyła się Anna. - Zresztą tu nie ma nawet dzików.
    - Hahahaha – elektryk roześmiał się na całe gardło. - Nie to miałem na myśli. Kiedy biega się po ciemku, łatwo można się potknąć. Nawet z lampką na głowie.
    - Lubi Pan biegać?
    - Owszem, ale tej zimy za bardzo sobie pofolgowałem. Za dużo pracy do późna.
    - O to tak, jak u mnie – ucieszyła się Anna.
    - Marcel – mężczyzna wyciągnął dłoń.'
    - Anna.
    - Dla przyjaciół Ania? - elektryk zmrużył piwne oczy.
    - Nie lubię tego zdrobnienia jeszcze od czasu gimnazjum. Po prostu Anna – kobieta przygryzła dolną wargę.
    - Dlaczego? Ania to przecież tak ładnie brzmi – elektryk był szczerze zdziwiony.
    - Nie powiem, bo to głupie....
    - No powiedz. Na mnie mówili na podwórku Martzi. To dopiero głupie. Prawda?
    - Nieeee...
    Mężczyzna zmarszczył czoło.
    - Aaaa, chyba już wiem – zaśmiał się cicho.
    - Taaak mądralo?
    - No jak to były teksty gimnazjalistów to już sobie wyobrażam co wygadywali. „Anie. Indianie. Na sianie. Niespodzianie...” - szatyn gardłowo rymował jak początkujący raper.
    Anna zaplotła ręce.
    - No sam widzisz, ze to głupie jak but.
    - Wiesz, w każdej mądrości ludowej jest jakieś ziarno prawdy – Marcel mrugnął okiem do Anny i spojrzał gdzieś za jej głowę.

    Kobieta odwróciła się. Nadbiegały te dwie blond-foczki. Wyglądały, jak by urwały się z reklamówki Nike na kanale tylko dla mężczyzn. Na nogach markowe buty w cenie połowy nauczycielskiej pensji. Jasne, falujące włosy spięte w koński ogon. Leginsy i bluzy ciasno opinały wymęczone na siłce kształty. „Cycki maja chyba o trzy rozmiary większe od mojego” - Anna zerknęła samokrytycznie na swój biust. Był proporcjonalny do jej sportowej sylwetki. Ciemne, proste jak drut włosy też nie były powodem do dumy, więc Anna ścinała je lekko powyżej linii karku. Poczuła się, jak Kopciuszek w wersji dla fanów joggingu. Zwłaszcza że Marcel podążał wzrokiem za wylaszczonymi biegaczkami. W dodatku te zołzy pomachały do elektryka przebiegając obok. Na szczęście nie odkiwał dłonią. To by już byłby szczyt żenady.
    Też będę biegła – Anna zerknęła na opaskę Garmina na prawym nadgarstku.

    - Niezłe barbiaski, nie uważasz – Marcel zaśmiał się cicho. - Ich chirurg musiał na nich zarobić na niejednego mesia.
    - Nie lubisz takich lasek? Serio? - kobieta znowu zaplotła ręce.
    - Wiesz, może na takiego nie wyglądam, ale wolę kobiety z charakterem.
    - To znaczy jakie?
    - Takie, co potrafią nawrzeszczeć na obcego osiłka w ciemnym lesie – Marcel wybuchnął śmiechem tak głośno, że aż się odwróciły odbiegające coraz dalej lanserki.
    - Chyba nie zrobiłbyś mi krzywdy... - Anna wykrzywiła ironicznie usta.
    - Dokąd idziesz Czerwony Kapturku – elektryk obniżył głos i zakrzywił palce niczym szpony.
    - Wilka raczej nie przypominasz. Już raczej teriera – tym razem kobieta zaśmiała się na całe gardło.
    - No taaaak. A jak suka nie zechce, to pies nie dostanie.
    - No i wyszło szydło z worka. Wszystkie kobiety to dla Ciebie suki? - Anna wydęła z teatralną pogardą usta.
    - A wszyscy elektrycy to naiwne głupki które znają się tylko na drucikach i kabelkach?
    - No prezydentem, to Ty nie będziesz – Annę bawiła ta przekomarzanka. Nie spodziewała się, że w środku lasu znajdzie okazję do gierek słownych. A za nimi przepadała.
    - Ważne, że mam swój kabel i nie zawaham się go użyć.
    - Ty uważaj, bo jeszcze Ci się styki przepalą z napalenia.
    - Szanowni Państwo, Miss Oziębłości Lasku Gonieckiego wygłosi swoją mowę do narodu.
    - Zdziwiłbyś się. Mam w sobie tyle temperamentu, że zasiliłabym ten cały szpaler latarni. Ale nic z tego. Za krótki masz kabelek na moją turbinę – im dłużej trwała ta wymiana zdań, tym Anna miała większą ochotę, żeby rzucić się do całowania z tym obcym przecież facetem.
    Temperament? To jakaś nowa opcja w Endomondo? Jesteś pewna, że nie pomyliłaś tego z odwodnieniem?
    - Znasz to z autopsji? Aaaaa... Już rozumiem dlaczego tyle biegasz. Musisz spuścić energię, bo w żadnej kobiecie nie budzisz ani napięcia, ani nawet natężenia?
    - Ty natomiast wywołujesz elektryczną burzę w każdym napotkanym facecie?
    - A nie?
    - Indianie. Na sianie... - Marcel wybuchnął śmiechem.

    To był cios poniżej pasa - Anna odwróciła się tyłem do rozmówcy. Sekundę później poczuła, że obejmują ją silne ramiona.
    Poniżej pasa jeszcze nie sięgaliśmy – usłyszała szept koło swojego ucha. Poczuła wręcz elektryczny dreszcz, kiedy szyję musnął gorący oddech. Odchyliła głowę w bok. Marcel bezceremonialnie sięgnął ustami do płatka kobiecego ucha. Brunetka nie wiedziała jakim cudem domyślił się, że to jedno z jej najwrażliwszych erotycznie miejsc na ciele. Po chwili czuła usta mężczyzny aż przy obojczyku, z boku szyi, na karku. Całował Annę pewnie, lekko wilgotnymi ustami nie przestając obejmować od tyłu. Czuła na opiętych lycrą pośladkach napierający twardy kształt. Prowokująco ocierała się pupą o krocze elektryka. Poczuła dłonie Marcela na piersiach. Drażnił rysujące się pod elastyczną tkaniną brodawki. Skubał je paznokciami i masował opuszkami palców. Zsuwał dłonie na brzuch biegaczki i podążał znowu ku piersiom.
    Wreszcie szatyn oderwał się od pleców kobiety i mogła odwrócić się do niego przodem. Wpili się w swoje usta. Całowali się szaleńczo. Marcel wsunął dłonie pod gumkę legginsów i sportowych stringów Anny. Zacisnął mocno dłonie na pośladkach, aż jęknęła z przyjemności. Wymacała dłonią charakterystyczny kształt pod tkaniną ogrodniczek i masowała z wyczuciem. Elektryk sięgnął dłonią jeszcze niżej. Poczuła jego palce napierające od tyłu na nabrzmiałe wargi. Rozepchnął się dwoma palcami i wbił je w wilgotne wnętrze. Serce Anny waliło, jak podczas półmaratonu na ostatnim kilometrze. Jęczała cicho, kiedy palce pieściły ją rytmicznie w rytm pocałunków. Raz-raz. Raz-raz. Raz...

    Anna żałowała, że nie ma tutaj gdzieś w pobliżu siana z gimnazjalnych żartów. Tak właśnie chciała, żeby Marcel ją wziął. Niespodzianie, ale dziko. Jak Indianie albo inne nieokrzesane samce. W końcu jest prostym elektrykiem. Nie wymagała finezji. Chciała, żeby zapakował sterczący bolec do jej ciasnej dziurki i puścił w nią całą swoją energię jądrową. Ale jak to zrobić? W takim miejscu? Przecież w każdej chwili mogli pojawić się kolejni wyznawcy biegaczej religii.

    Nie ma innego wyjścia. Trzeba to zrobić szybko i sprawnie. Tym razem Anna oderwała się od przypadkowego kochanka. Zrobiła dwa kroki w kierunku latarni. Jednym ruchem spuściła poniżej kolan spodnie i bieliznę. Oparła się dłońmi o metalowy słup i wystawiła tyłek w kierunku Marcela. Ten nie wahał się ani chwili. Po chwili stał za kobietą ze swoimi dżinsami i bokserkami spuszczonymi do kostek. Wbił się w jej kobiecość od razu do samego końca. Anna była tak napalona, że męski tłok bez kłopotu nawilżył się jej sokami.

    Marcel spełnił jej niewyartykułowane oczekiwania. Rżnął ją, jak by był drwalem, a nie elektrykiem. Gwałtownie, mocno, szybko. Raz-raz. Raz-raz. Raz-raz. Pochylona kobieta dyszała ciężko. Jęczała jak przy podbiegu na morderczo strome wzniesienie. O tak. Tego jej było trzeba. Jedną ręką nadal trzymała się słupa, żeby utrzymać równowagę. Drugą dłoń jednak wsunęła pod bluzkę i pieściła swoje piersi. Czuła, jak prąd przepływa między nimi, a podbrzuszem. W tę i z powrotem. I jeszcze raz ponownie, jak błyskawica po piorunochronie.

    Mężczyźnie ciągle było mało. Jego pożądanie wydawało się być napędzane z jakiegoś niespożytego źródła energii. Mimo upływających minut szaleńczego rżnięcia nie zmierzał do finiszu. Jego penis nadal przypominał elastyczny ale twardy kawałek przewodu wysokiego napięcia w grubej izolacji. Teraz tylko nieco zwolnił tempo, jak by przeszedł z biegu w szybki, zdecydowany marsz. Raaz-raaz. Raaz-raaz. Raaz-raaz.

    Anna zaprzestała pieszczot swych piersi sięgnęła dłonią między nogi. To masowała naelektryzowany guziczek swej łechtaczki, to chwytała i pieściła jądra Marcela kołyszące się niczym niewielkie gorące żarówki. Tak, te chwile miały w sobie więcej magii i elektryczności niż Zorza Polarna. Chciałoby się, aby trwały w nieskończoność.

    Mężczyzna znienacka zmienił fazę w tym energetycznym szaleństwie. Znowu przyspieszył suwy, jak by podłączono go do nowych akumulatorów. Raz-raz. Raz-raz. Anna poczuła, że teraz naciąga nieubłaganie finałowa eksplozja. Całe jej ciało i dusza wypełniały wirujące elektrony przyjemności, które pędziły i zderzały się coraz szybciej. I szybciej. I szybciej.

    Impuls orgazmu wywołał dodatkowy bodzieć. Anna poczuła, że między jej pośladki zanurza się kolejna wtyczka. Marcel naparł kciukiem na niezajęte gniazdo grzesznej przyjemności. Wbijał się penisem w cipkę i jednocześnie napierał palcem na anus. Anna poczuła, że drży z rozkoszy jak porażona z odsłoniętej izolacji wysokoenergetycznego kabla. Raaaaaaz. Raaaaaaaaz. Raaaaaaaaa...

    Anna i Marcel rozbłysnęli w orgazmie jednocześnie. Kobieta czuła, jak męski przewód pręży się w jej ciasnym wnętrzu. Czuła skurcze swojego podbrzusza i eksplozje w swoich myślach. Po chwili poczuła, że Marcel wysuwa się, a w dół po udach ścieka jego nasienie.

    Tak. To właśnie było to. Zastrzyk endorfiny, którego nie da się porównać z żadną inną przyjemnością. Nawet z tą po ukończeniu maratonu w czasie poniżej rekordu życiowego.
    “Everything I like is either illegal, immoral or fattening.”
    Alexander Woollcott
  • DrHyde
    Świętoszek
    • Nov 2014
    • 27

    #2
    elektryzujesz

    Skomentuj

    Working...