W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Kamila i senne marzenia XVI "A gdyby tak..."

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Falanga JONS
    Banned
    • Feb 2012
    • 1156

    Kamila i senne marzenia XVI "A gdyby tak..."

    Hejtowałem ja, niech hejtują inni. A ja sobie nabiję parę postów.



    KAMILA I SENNE MARZENIA XXVII. A gdyby tak…

    Pewnie nie zwróciłaby uwagi na ten tekst, gdyby nie to, że był tak charakterystyczny.
    Praca z tekstem wymagała czasem konsultacji licealistów z kolegami i koleżankami siedzącymi w ławce obok, wiec ignorowała lekki szmer roznoszący się po klasie. Ale akurat te słowa…
    - Nigdy nie zaruchasz takiej dupy, ofermo.
    Bartek. To oczywiste. Naładowany testosteronem, trochę zadufany w sobie niby twardziel z mocną pozycją tak wśród kolegów, jak i koleżanek. Właśnie dosolił jednemu z kolegów.
    - Spokój, proszę – odezwała się dość stanowczym tonem.
    Rzuciła przy tym niechętne spojrzenie na autora słów. Raziło ją takie wywyższanie się nad innych. Nie było zasługą Bartka, że jest taki, no… Trochę lepszy. Zresztą bez przesady, nie był ani tytanem intelektu, ani jakimś przystojniakiem. Ot trochę powyżej średniej krajowej. Za to cholernie pewny siebie i zdecydowany.
    Najchętniej powiedziałaby mu dwa słowa więcej, ale co? Tutaj, przy całej klasie? Nie warto.
    Tym bardziej, że był już praktycznie koniec lekcji. Ostatniej tego dnia. Wyjrzała przez okno i zobaczyła dobrze jej znany model samochodu z trójką pasażerów. Danielem za kierownicą i dwójką dzieci z tyłu.
    Piątkowe popołudnie. I to w maju. Żyć, nie umierać. Bartek natychmiast wyleciał jej z głowy. Ale ten tekst…
    „Nigdy nie zaruchasz takiej laski, ofermo”, kołatało się w jej głowie podczas jazdy samochodem. W kuchni, gdy przygotowywała obiad. I wreszcie w fotelu, gdy o siedemnastej, zasiadł w nim, włączając telewizor.
    „A gdyby tak… Gdyby wtedy, w drugiej klasie… Rok 2004…”

    - Martyna z każdym dniem nie lubi cię coraz bardziej – zaśmiała się Kinga.
    - To jej problem, nie mój – odpowiedziała spokojnie Kamila, idąc wolno chodnikiem.
    - No tak, ale wiesz… Ona jest zdolna do wielu rzeczy…
    - Jakich konkretnie? Co mi może zrobić? – zainteresowała się wysoka brunetka. – Poza tym, ja mam wciąż sporą rezerwę do Patryka.
    - No, ale on do ciebie chyba nie ma – wciąż uśmiechała się Kinga. – Poza tym Martyna nie będzie pytać się kto startuje do kogo, tylko z miejsca uzna ciebie za przyczynę wszystkich niepowodzeń.
    - Wkurza mnie – stwierdziła Kamila. W sumie było to coś nowego, bo rzadko kto ją wkurzał. Ale akurat Martyna dawała sporo powodów do takiego uczucia. Szkolna gwiazdka, blondynka, imprezowa, raczej głośna, generalnie numer jeden w szkole jeśli chodzi o popularność. A tu…
    - A tu wskakuje numer dwa, który numerowi jeden zwija chłopaka – docinała Kinga z lekką nutką złośliwości, bawiąc się w najlepsze.
    - Przestań – żachnęła się Kamila. – Ja nikogo nikomu nie odbijam. To są ich sprawy. A Patryk i tak nie jest w moim typie.
    - No jasne… - spojrzała pobłażliwie Kinga. – Najprzystojniejszy w szkole, wygadany, dowcipny… Ale ty masz inne priorytety…
    - Kinga, wiesz dobrze, że nie interesują mnie tacy faceci. To pustaki. Z reguły. Poza tym… Ten typ chłopaków tak ma, że szuka dziewczyny na szybko, na raz. A dwa dni później interesuje się już inną. To nie dla mnie.
    Kinga milczała. Znała koleżankę od jakiegoś już czasu i wiedziała, że mówi prawdę. Choć była atrakcyjną dziewczyną, nie w głowie były jej jakieś zabawy z chłopakami. Kamila była rzeczowa, dość konkretna. Podrywacze, bawidamki i inny tacy odpadali na starcie.
    - A ja dla niego byłabym i tak jedną z wielu, wiec po co zawracać sobie w ogóle nim głowę? – dodała jeszcze Kamila.
    - Ale głupoty pierdzielisz – skwitowała krótko. – Wiesz dobrze, że Martyna jest numerem jeden w szkole, bo jest po prostu najpopularniejsza. Wszędzie jej pełno, jest aktywna w takich tam przedsięwzięciach, imprezuje, jest głośna ogólnie rzecz biorąc. Ty jesteś schowana, ale gdybyś miała taki charakter jak ona, to wciągnęłabyś ją nosem na liście popularności.
    Kamila drgnęła słysząc te słowa. Słyszała je nie pierwszy raz, przynajmniej jeśli chodziło o sens, nie o konkretną treść. I wciąż nie mogła się z tym oswoić.
    Od jakiegoś czasu zauważyła, że przyciąga na siebie uwagę niejednego chłopaka. Że patrzą się na nią, jak idzie do szkoły, jak wraca z niej. Albo w samej szkole. Ale zawsze składała to na karb tego, że oni po prostu patrzą tak na każdą dziewczynę. Albo przynajmniej na większość. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że patrzą, bo im się naprawdę podoba.
    No bo gdzie ona? Za wysoka, z lekkim nadmiarem tłuszczu, bo waga sześćdziesiąt kilogramów, przy wzroście już sto siedemdziesiąt pięć, to jest pewien nadmiar i nie ma co tego ukrywać. Tyłek trochę za wielki. No i ten wzrost. Faceci nie lubią wysokich dziewczyn a już w ogóle wyższych od siebie. A ona tu w liceum, co krok natykała się na takich, na których mogła patrzeć lekko z góry.
    I tak, nie lubiła plejbojowatych facetów z żelem na głowie jak Patryk. Akurat on był od niej ciut wyższy. Miał fajną sylwetkę, choć mięśniami nie imponował. I był przystojny, trzeba to było obiektywnie przyznać. Operatywny, miał wielu kolegów, pewnie charakteryzował się męskimi przymiotami jak lojalność, czy koleżeństwo. Był w tym samym wieku, co ona, chodził do równoległej klasy. Ale kręcił się wokół dziewczyn jak Martyna i jej tyle samo warte koleżanki jak Angela, czy Wioletta. To decydowało o wszystkim.
    Stanowcze „nie”, dla takich skaczących z kwiatka na kwiatek, dla facetów, którym imponują takie pustaki jak Martyna i jej ekipa.
    Ona w tym czasie będzie sobie myśleć o…
    Sms. Tuż przed furtką do drzwi. Zatrzymała się naciskając klamkę jedną ręką i wyciągając telefon drugą. Otworzyła i drzwi i wiadomość.
    „Cześć, szybko uciekłaś ze szkoły dziś, tak że nawet nie zdążyłem zapytać, czy nie pójdziesz jutro ze mną do Manhattanu na występ Kate Ryan. I nawet nie pytaj o Martynę, czy inne koleżanki, bo ich obecność mnie w ogóle nie interesuje”.
    Tak, jasne, nie interesuje… Już ona dobrze wie, co się kryje za tym, gdy największy przystojniak w szkole wysyła jej niewinne zaproszenie na koncert. Gdzie byliby sami. We dwoje. W towarzystwie dobrej muzyki. Kate Ryan, jeden z trzech koncertów w Polsce, akurat tutaj. To się szybko nie powtórzy. I Patryk, ten szkolny playboy, bawidamek… Wyświetliła opcję „odpisz”.
    „O której chciałbyś wpaść po mnie?”

    - Karol przyszedł – zaanonsowała matka wchodząc do pokoju Kamili bez pukania. Taki zwyczaj w tym domu mieli jej rodzice. Nie walczyła z tym.
    Kiwnęła głową i zaraz po tym w pokoju pojawił się chłopak. Młodszy od niej o rok, pierwszoklasista uczęszczający zresztą do tego samego liceum. Przychodził raz na jakiś czas, bo kiepsko radził sobie z materiałem z języka polskiego. W przeciwieństwie do niej samej.
    Był synem jakiejś dalszej koleżanki matki. Stąd te kontakty. Wcześniej pojawił się u niej dwa razy, teraz trzeci.
    Westchnęła. Z jednej strony mogła się popisać swą wiedzą na porządnym poziomie licealnym. Z drugiej, popisywanie się przy takim audytorium nie sprawiało jej większej satysfakcji. Karol był… Taki nijaki.
    Brunet z grzywką, zdecydowanie nieśmiały a przynajmniej zamknięty w sobie. Nie jakiś wybitnie brzydki, ale też na pewno nie przystojny. Okularnik. Nieco wyższy od niej, ale, o zgrozo, na pewno nie ważył więcej.
    W każdym razie nieco ofermowaty, małomówny, nieśmiały. Bez siły przebicia. W sumie w tym wszystkim nieco podobny do niej samej. Czyli jego osoba na niwie koleżeńskiej mogła jeszcze ujść. Gorzej, gdy, mimo wszystko, spoglądała na niego pod kątem mężczyzny.
    Nie brała żadnego wynagrodzenia za swą pomoc, wszystko odbywało się na niwie koleżeńskiej. To, tym bardziej psuło jej nastawienie do „pracy”. Nie, żeby była materialistką, bo nie była, ale jak większość nastolatek na nadmiar pieniędzy nie narzekała. Choćby były to głupie dziesięciozłotówki, to dla osiemnastolatki zawsze już coś.
    Wyłożyła mu co trzeba, zajęło jej to nieco ponad pół godziny. Chłopak odzywał się z rzadka, nie zadawał zbyt wielu pytań a jak już się odezwał, to wychodziło na to, że polotem nie błyszczał. Trochę się wynudziła.
    - Dobra, to wszystko, nie? – zerknęła na zegar widniejący na monitorze nowiutkiego komputera.
    - Pewnie tak – zgodził się potulnie.
    Cierpliwie patrzyła jak zbiera się powoli do wyjścia. Jakoś szło mu to tego dnia wyjątkowo opornie. Zrozumiała powód, już po chwili.
    - Kamila – odwrócił się, gdy już stali na balkonie. – Wiem, że słuchasz takie muzy a jutro jest koncert Kate Ryan w Manhattanie…
    - No… - cierpliwie czekała aż wyłoży to o co mu chodzi.
    - No właśnie… Nie chciałabyś pójść na ten koncert? Mam dwa bilety.
    - Dzięki, ale mam inne plany na jutro – wypaliła nieco zmieszana tą propozycją, składając dłonie na piersiach. – Będę na innej imprezie.
    Zobaczyła jak kiwa głową, spuszczając ją nieco w dół i schodzi po schodach, wychodząc na ulicę.
    Trochę skarciła się za to kłamstwo. Brzydziła się nim i sama nie wiedziała, dlaczego nie powiedziała mu prawdy. Szkoda, ale co tam…

    Oczywiście wyjście ze szkolnym kolegą traktowała niezobowiązująco. Ot, tak, impreza, szkolny przystojniak do towarzystwa. Nic wielkiego, przecież odbyli ze sobą raptem kilka krótkich rozmówek. Kilka dni temu zdobył jej numer telefonu. Od którejś z koleżanek. Na początku wkurzyła się, ale potem wzruszyła ramionami. Jeśli liczy na coś wielkiego, to niech nie liczy.
    Ale ten wieczór był magiczny.
    Koncert, koncertem, lubiła tą muzykę i dobrze wpływała na jej nastrój. Ale ważniejsze było co innego. Jej luz. Nigdy wcześniej tak się nie czuła. Co na to wpłynęło?
    Znikąd przybyło jej pewności siebie. W białej spódniczce do kolan kręciła się na parkiecie, przyciągając dziesiątki spojrzeń tak męskich, jak i żeńskich. Jedne i drugie wyrażały zazdrość. Te pierwsze, zazdrość z tego powodu, że obiekt ich spojrzeń jest zajęty przez jakiegoś przystojniaczka. Te drugie, zazdrościły jej właśnie tego, że obraca się w takim towarzystwie.
    Choć nigdy nie była próżna, poza tym minimum próżności, które ma w sobie każda kobieta, to teraz odczuwała satysfakcję. Tego wieczoru, to ona była numerem jeden. Nie tylko dlatego, że sama prezentowała się atrakcyjnie, ale także z tego powodu, że to ją adorował największy przystojniak w klubie. Taki, którego zazdrościły jej dziesiątki dziewczyn.
    Tak, prezentowała się atrakcyjnie. Wreszcie to do niej dotarło. Z wysoko uniesioną głową przyjmowała męskie spojrzenia pełne aprobaty i żeńskie, wyrażające trochę inne odczucia. I jedne i drugie sprawiały, że jej pewność siebie a przede wszystkim poczucie własnej wartości wzrosły niepomiernie.
    Pozwoliła sobie na pełne szczęścia uśmiechy, kierowane w stronę Patryka. Tu na imprezie, nie wydawał się takim… Bucem? Nie, nigdy chyba nim nie był. Był normalny. Wygadany, uprzejmy, nie narzucający się. Wychwyciła kobiece spojrzenia skierowane na Patryka. Po każdym takim, jakby mocniej przytulała się do niego w tańcu.
    Łamała swoje zasady. Oczywiście tylko te nic nie znaczące. Jak bezpośredni kontakt z chłopakiem. Z jego dłońmi na jej ciele. Nigdy w zasadzie tego nie robiła. Pierwszy raz tak naprawdę czuła te dłonie na swojej talii, czasem na plecach. Męskie dłonie, mocniej ściskające jej własne. To klimat imprezy? Jej własna satysfakcja? Osoba Patryka?
    Ach, jakby czasem było fajniej nie mieć tych wszystkich zasad, dzięki którym trzymała chłopaków na dystans…
    1
  • Falanga JONS
    Banned
    • Feb 2012
    • 1156

    #2
    Było jej dobrze. I źle.
    Dobrze, po ten sobotni wieczór coś zmienił w jej życiu. Czy tylko chwilowo, czy już na wieki? Nie wiedziała. Czuła, że kolejne dni, rutynowe, sztampowe spychają ów wieczór w cień. Ale tak nie do końca. Jakoś śmielej potrafiła spojrzeć w męskie twarze puszczające jej oczka, czy uśmiechy. Spojrzeć bez cienia wyższości, ale też bez lęku, bez rumieńca, bez kompleksów. Nie dając jednocześnie swym spojrzeniem nadziei na cokolwiek więcej.
    I było źle. Bo już krótko po północy, gdy Patryk odwiózł ją do domu, poczuła coś w rodzaju tęsknoty. Szczególnie następnego dnia, w niedzielę, gdy nie mogła skupić się prawie na niczym.
    A Patryk praktycznie nie dał znaku życia. Ani w niedzielę, ani nawet później w szkole. Poza zdawkowym „cześć” rzuconym z daleka w poniedziałek. We wtorek nie widziała go w ogóle a w środę znów tylko na mgnienie oka, na szkolnym boisku. Znów „cześć” i krótkie wyjaśnienie, że jest zajęty czymś tam i trochę brakuje mu czasu. Ale coś wymyśli.
    W międzyczasie krótka migawka ze szkolnego korytarza jak zaśmiewa się z czegoś w towarzystwie kolegów i Martyny.
    I z jednej strony rozczarowanie powoli wstępujące w jej umysł, z drugiej żal, bo już po kilku godzinach sobotniej imprezy poczuła, że ten Patryk nie jest złym chłopakiem, jak na takiego plejbojowatego żelika.
    No trudno…
    Aż w piątek przyszedł kolejny sms. Otworzyła.
    „Przepraszam, że się nie odzywałem, ale byłem naprawdę mocno zajęty. Nawet nie zdążyłem ci powiedzieć, jak wspaniale się bawiłem z Tobą na koncercie. Niestety w sobotę mnie nie ma, wyjeżdżam poza miasto na imprezę rodzinną, ale w niedzielę będę już i chciałbym pójść na żużel, bo zaczyna się sezon. Pójdziesz ze mną? Mam nadzieję, że mi nie odmówisz”.
    Zirytowana z jednej strony i z miękkim brzuchem z drugiej. Faceci… Czy naprawdę tak trudno czasem wysłać smsa z informacją, że jest tak i tak, albo zadzwonić chociaż? Albo znaleźć te pięć minut, to przecież tak niewiele, podejść na boisku, czy na korytarzu i wyjaśnić jak wygląda sytuacja?
    I żużel? Co ma żużel do tego? Była w życiu jeden raz, ojciec ją wziął, gdy była chyba w drugiej klasie podstawówki. Nie zainteresował jej kompletnie. To już nie lepiej pójść choćby do parku?
    „Możemy przecież pójść po meczu. Mnie się nigdzie nie spieszy a już na pewno, gdy jestem z Tobą”.

    No to poszli. Najpierw na żużel, potem do parku. Jego towarzystwo… Było na tyle rozbrajające, że przecierpiała nawet te ponad dwie godziny siedzenia na twardej ławce.
    Całe szczęście, że niedziela była piękna, już niemal prawdziwe wiosenna. Oddychała świeżym powietrzem, miała obok siebie Patryka, mocno zaangażowanego w oglądanie meczu. Jej ten sport nie interesował, ale z uwagą patrzyła, jak jej towarzysz emocjonuje się kolejnymi wyścigami. Miał swoją pasję, którą traktował poważnie. To był duży plus. I w końcówce meczu, gdy ważył się jego wynik, sama się trochę wciągnęła.
    A potem park. Znajdujący się zasadniczo ulicę za stadionem. Przy zieleniących się drzewach i powoli zachodzącym słońcu. No, kurde…
    Tak, to był świetny dzień. Ale gdy Patryk próbował delikatnie wziąć jej dłoń w swoją uciekła, patrząc na niego uważnie.
    - Więc to prawda, jesteś bardzo zasadnicza – skwitował, wytrzymując ten wzrokowy pojedynek.
    - Przeszkadza ci to?
    - Nie, to było tylko stwierdzenie faktu.
    - Z pewnością Martyna nie jest tak zasadnicza, jak ja – postanowiła wykorzystać moment, by zgłębić tak mocno nurtujący ją problem.
    Nie zaśmiał się z wymuszeniem, czego oczekiwała. Westchnął lekko, od razu rozumiejąc kontekst wypowiedzi.
    - Martyna jest moją koleżanką i widzę, że trochę ci to przeszkadza…
    - Nie przeszkadza mi to absolutnie w niczym – wycofała się szybko.
    - Ty masz swoich kolegów, ja mam koleżanki. Nie można wpływać na drugą osobę tak, by zrywała ona kontakty z innymi. Ktoś kto kogoś zmusza do tego nie jest wart uczucia. Ja na pewno nie będę miał zamiaru zabraniać swojej dziewczynie koleżeńskich kontaktów z facetami. Przynajmniej z tymi, którzy są jej przyjaciółmi. Nie chciałbym, by ktoś robił mi uwagi pod tym względem.
    - Rozumiem cię dobrze – palnęła czując lekkie zmieszanie tą poważnie brzmiącą wypowiedzią Patryka. Ale chyba najbardziej uderzyło ją sformułowanie „swojej dziewczynie”. Nie miał pewnie na myśli jej, ale… Po raz pierwszy zaczęła myśleć o nim, jak o…
    - Nie musze chodzić na imprezę z Martyną, wolałbym z tobą i tylko z tobą – powiedział tak naturalnie, że serce jej podskoczyło. – Ale też nie mogę omijać jej na korytarzu i udawać, że się nie znamy, skoro chodzimy do jednej klasy. To chyba logiczne, prawda?
    Nie mogła zaprzeczyć, nie dało się. I gdy drugi raz dotknął placami jej dłoni, nie wyrwała się. I choć jej dłoń pozostała bierna, to ona sama chłonęła delikatny dotyk jego palców.
    A więc to tak? Raptem dwie poważniejsze randki sprawiły, że ona, dziewczyna z zasadami była ugotowana?
    Mimo tego, że w poniedziałek trzeba było wstać wcześniej, to w nocy długo nie mogła zasnąć rzucając się po łóżku i intensywnie rozmyślając na wieloma sprawami.

    Poniedziałek nadszedł i minął. Za to wtorek…
    Idąc szkolnym korytarzem, czuła się trochę nieswojo. Była gwiazdą. W sensie, że skupiała na sobie spojrzenia, w dużo większej częstotliwości, niż zazwyczaj. Czemu? Nie wiedziała. Ale słyszała jakieś szepty, widziała jak ktoś wskazuje ją palcem. Czemu?
    - Nie wiesz czemu? – z dystansem spojrzała na nią Kinga. – Nie udawaj. Jesteśmy w liceum, mamy po osiemnaście lat. Co nas interesuje? Chłopacy. A ich? Dziewczyny. Jak się największy przystojniak w szkole związuje z największą laską, to…
    - Nikt się ze mną nie związuje – zareagowała stanowczym głosem.
    - Ja tam nie wnikam – uniosła ręce w obronnym geście. – Ale parę osób widziało was na koncercie w Manhattanie, potem ktoś na żużlu, jeszcze kto inny w parku… Kogo chcesz oszukać? A nawet jeśli, to pamiętaj, że plotki zawsze są wyolbrzymiane i pewnie dla połowy szkoły jesteście już parą. Czy chcesz tego, czy nie. A z uwagi na wasze walory będziecie na świeczniku do samego końca.
    Chrząknęła zakłopotana. Taka popularność jej nie cieszyła. Nawet gdyby z Patrykiem miało coś wyjść, to wolała by był to po prostu ich związek. Dla nich samych a nie dla połowy liceum. Dla chłopaków i dziewczyn nie mających własnego życia. Wścibskich, ciekawskich, obgadujących na każdym kroku. Nie, tego nie chciała.
    I w ogóle o czym ona myśli? Czy nie rozpędza się za bardzo? To dopiero dwie randki a ona…
    Tak mijały lekcje, aż nadszedł WF.
    Akurat w tym liceum do wychowania fizycznego podchodzono poważnie. Tu nie było lekcji na od*******, polegających na tym, że dziewczyny przebierały się w sportowy strój, siadały na ławkach i obgadywały wszystko jak leci a znudzeni chłopacy rzucali sobie do kosza.
    Poza tym szkoła przyjęła taki system, że każda klasa miała dwie godziny WFu naraz, jedna po drugiej. I w związku z tym dzieliła je z inną klasą. Problemu nie było, dziewczynami zajmowała się wuefistka, chłopakami, z reguły mniej licznymi, wuefista. Klasa Kamili miała WF wspólnie z równoległą klasą drugą, tą do której uczęszczali Patryk i Martyna.
    Wuefistka zadysponowała tego dnia mecz siatkówki pomiędzy dwoma klasami. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie dwie rzeczy.
    Nauczyciel WFu przebywał na L4, więc licealiści, którymi nie miał się kto zająć rozsiedli się na ławkach szkolnej hali sportowej, przypatrując się zmaganiom dziewczyn.
    A po drugiej stronie boiska w drużynie rozbawionych rywalek, Kamila zobaczyła jedną twarz, która żadnej radości nie wyrażała. Raczej przeciwnie. Była to twarz Martyny.
    - Chyba masz szczęście, że siatkówka to nie jest sport kontaktowy – śmiała się Kinga, rozsiadając się wygodnie na ławce rezerwowych.
    Kamila rozumiała tok myślenia przyjaciółki. Gdyby to był futbol, albo koszykówka, to w czasie takiego meczu, mogłaby zarobić czasem jakiegoś kuksańca w bok, czy coś innego. Ale tutaj, gdzie dwie drużyny dzieliła siatka…
    Gdy jednak po dwóch minutach Kamila z trudem uchyliła głowę przed piłką przebitą z drugiej strony, zrozumiała, że jak się chce komuś dowalić, to nie ma przeszkód nie do pokonania.
    Źle się z tym wszystkim czuła. Nie uderzała przecież w Martynę angażując się w znajomość z Patrykiem. Tym bardziej, że ten zapewniał, iż nic go z nią nie łączy.
    No i może nie łączyło, tyle, że Martyna była innego zdania? Albo może chciała, by coś jednak połączyło?
    Boisko do siatkówki nie było jednak miejscem na tego typu rozkminki. Trzeba było grać a poziom, jak przystało na liceum poważnie traktujące sport, był przyzwoity. Zaś ambicja, może niekoniecznie swoja, ale koleżanek, nakazywała grać o zwycięstwo.
    A z drugiej strony, Kamila zdeprymowana była czymś jeszcze. Tym, że biegając po parkiecie w dość kusym stroju, w którym nie zwykła pokazywać się facetom, prowokowała ich, zupełnie nieświadomie przede wszystkim do spojrzeń, jak i rzucania głupio-śmiesznych tekstów. Tak nieco ambitniejszych, jak i zdecydowanie prymitywnych.
    Jej własna klasa raczej ją oszczędziła, za to licealiści z przeciwnej… Nie no, nie zachowywali się jakoś chamsko, ale gdy akurat pojawiała się w ich pobliżu, mogła usłyszeć komentarze dotyczące swojego wyglądu, swoich włosów, długich nóg, odsłaniającego się czasem w ferworze walki kawałka pleców, czy coś tam.
    Choć nie była to już nowość w jej życiu, wciąż nie potrafiła przejść nad tym do porządku dziennego.
    - Nigdy nie widziałem tak seksownie spoconej laski – usłyszała, gdy po raz kolejny znalazła się obok grupki chłopaków z sąsiedniej klasy.
    - Masz lepsze nogi, niż Steczkowska – to akurat lekko ją rozśmieszyło.
    - A ze mną pójdziesz na żużel?
    - Co się czepiasz? – tu akurat wpadł jej w ucho fragment dialogu miedzy dwoma chłopakami. – Jak zajdzie w ciąże to i cycki jej urosną.
    Przygryzła wargę. I te teksty i kolejne ataki w wykonaniu wyraźnie podminowanej Martyny sprawiały, że czuła się na tym boisku coraz gorzej. Ukradkiem zerkała jak reaguje na to wszystko Patryk. Nie reagował. Albo rozmawiał z jakimś kolegą, albo wręcz znikał z hali.
    Nieco zdenerwowana usiadła w końcówce meczu na ławce rezerwowych. Nie chciała robić za cel na boisku, tym bardziej, że po jakimś czasie zorientowała się, że silne piłki w jej kierunku idą także ze strony jednej z koleżanek Martyny.
    Popadła w zły nastrój i pewnie by się on nie poprawił, gdyby pod sam koniec meczu, gdy ważyły się losy wyniku, za jej plecami nie znalazł się Patryk wywołując ją na ubocze.
    - Skoczymy w sobotę do Manhattanu? Tym razem nie ma koncertu, ale klimat jest fajny na imprezę. Tylko ty i ja, pasuje?
    Nim odpowiedziała, upewniła się, że ich dwójkę rozmawiającą ze sobą bez świadków, widzi także szalejąca na parkiecie Martyna.

    Skomentuj

    • Falanga JONS
      Banned
      • Feb 2012
      • 1156

      #3
      - Słyszałam, ze chory jesteś coś, mama mówiła, że mam wpaść do ciebie – Karol usłyszał głos wchodzącej do pokoju Kamili. Serce zabiło mu mocniej.
      - Coś mnie tam dopadło – wyjąkał z zażenowaniem. Rzeczywiście, przeziębić się przy takiej pogodzie mogła tylko taka oferma jak on. Ale widok tej wysokiej piękności stawiającej kroki po jego zamkniętym w czterech ścianach królestwie natychmiast podniósł go na nogi.
      - To twoje? – zapytała zatrzymując się przy meblościance i wskazując stertę książek. – Nie mów, że przeczytałeś to wszystko.
      - Tak, co w tym trudnego? – zapytał niewinnym tonem.
      - No trochę tego jest. Naprawdę wszystko…?
      - Tak – powtórzył. – To nieco ponad sto książek. W większość przygodówek. Karol May, Wiesław Wernic, Longin Jan Okoń, Sat Okh, Baxter, Cooper. To wszystko czyta się szybko, nie ma nad czym marudzić. Dwa dni i książka zrobiona.
      - Rozumiem. Ale nie mogę pojąć, że ktoś, kto tak dużo czyta, ma problemy z polskim…
      - Jedno nie ma nic do drugiego – wytłumaczył. – Można kochać się w przygodówkach i nienawidzić jakichś tam Tristanów i Izold, czy czegoś innego. Albo po prostu nie przebrnąć przez Homera. Nie ma w tym żadnego cudu. To samo tyczy się pojęć z gramatyki, różnych onomatopei, imiesłowów i … Sama wiesz.
      - Mogę zobaczyć? – zapytała patrząc z zainteresowaniem na księgozbiór.
      - A proszę bardzo – zapewnił żarliwie i widząc, jak szkolna piękność z namaszczeniem wyjmuje z półki jedną z jego ulubionych książek, „Złe miasto” Wernica, poczuł jak jego ciało sztywnieje i przebiegają po nim niezwykle przyjemne dreszcze.
      - Ładnie wydana. Tak bardzo interesuje cię Dziki Zachód? – zapytała przewracając kilka kartek.
      - Mam to pewnie po ojcu – wybąkał niezdarnie. – Ale tak, to był fajny świat, mimo wszystko.
      - I chciałbyś być kowbojem?
      - Wiesz, kowboj, to zwykły pasterz bydła – wyjaśnił szybko. – To w Polsce się utarło, że kowboje to ci z rewolwerami, co wywołują różne strzelaniny. No czasami, jacyś pijani kowboje tak robili, ale to po prostu naganiacze bydła pracujący na farmach. Z reguły bez broni. Pewnie miałaś na myśli jakichś rewolwerowców. Oczywiście tych dobrych – zdobył się na lekki uśmiech.
      - Pewnie tak, wybacz, jestem zielona w tym temacie – uśmiechnęła się przepraszająco i ona.
      - Nic nie szkodzi, zawsze służę pomocą – zapewnił gorliwie.
      - I pewnie chciałbyś pojąć za żonę jakąś Indiankę? – zażartowała nie przestając się uśmiechać.
      - Jasne, córkę wodza Czirokezów, czy Szejenów – wysilił się na luz, z trudem powstrzymując się od twierdzenia, że to właśnie ta szkolna, czarnowłosa piękność jak najbardziej przypomina mu taką Indiankę. – Ale na razie muszę zmagać się z polskim.
      - No właśnie – zamknęła książkę, ostrożnie wstawiając ją na swoje miejsce. – Zajmijmy się tym co trzeba – stwierdziła, rozglądając się za jakimś krzesłem. – Ale pasję masz fajną – podkreśliła, znów przyprawiając go o ciarki na ciele.

      Choć była to już trzecia randka, przygotowywała się do niej porządniej, niż do pierwszej. Ojciec patrzył trochę krzywo. Stary konserwatysta. Nie podobało mu się wypuszczanie córeczki na żywioł. Rozumiała to trochę, ale przecież nie mogła mu ulegać we wszystkim do końca życia.
      Miała osiemnaście lat. Jeszcze niepełne, jeszcze brakowało czterech miesięcy, ale już czuła prawie dorosłość. W każdym razie w dyskotekowym barze bez problemu zamówiła sobie pierwszego w życiu drinka.
      Może z nerwów, może z powodu poczucia upragnionej wolności a może dla lepszej zabawy.
      Ale zabawa i bez alkoholu była przednia. Ludzi było trochę mniej, niż dwa tygodnie wcześniej, ale ona nie zważała na to. Królowała na parkiecie a Patryk nie ustępował jej kroku. Czuła się świetnie. Z powodu imprezy, ale dużo bardziej z powodu towarzystwa. Sama, wypuszczona w świat. A u jej boku on. I nikogo więcej, żadnych kolegów, czy koleżanek ze szkoły. Tylko oni, we dwoje.
      „Tell my why” Paula Van Dyka, grane przez jakiś czas bez przerwy, włączając to różne remiksy zrobiło klimat. Ich ciała skleiły się na parkiecie nieco bardziej. Zrobiło się trochę nieprzyzwoicie, przynajmniej jak na nią. Ale jakoś nie mogła sobie tego odmówić.
      A on trochę chyba to wyczuł. Nic dziwnego, był playboyem, bawidamkiem, przystojniakiem. Mógł wybrać sobie każdą dziewczyną do zabawy. Każdą jedną. A wybrał ją, Kamilę. Spośród dziesiątek, albo i setek.
      Zmęczona usiadła. W uszach wciąż brzmiał ten kawałek, który podobał jej się szczególnie. A na swym ciele poczuła dłonie Patryka. Konkretnie jedną we włosach a drugą na swym kolanie. Spódniczka podwinęła się nieco, ukazując towarzyszowi długie nogi jej właścicielki.
      Reagowała dość wolno. Może przez alkohol, może przez zmęczenie. A może dlatego, że reagować za bardzo nie chciała. Tym bardziej, że dłonie Patryka zachowywały się przyzwoicie. Dość leniwie gładził jej ciemne włosy i delikatnie palcami pieścił kolano. W końcu spróbowała oderwać się nieco, ale nie pozwolił na to.
      - Kamila, wiem, że jesteś dziewicą, ale…
      - Skąd wiesz? – przerwała mu, czując się nieswojo i rumieniąc trochę.
      - Widać to po tobie. Zachowujesz się jak dziewczyna z zasadami a wcześniej nie miałaś chłopaka. Rachunek jest prosty. Więc… Więc rozumiem to i szanuję, ale nie uciekaj od moich rąk.
      Jego oczy iskrzyły. Widziała to. A więc tak, ona, zwykła dziewczyna, działa na tego chłopaka. Skoro tak, to nie była tak do końca zwykłą dziewczyną.
      - A Martyna? – chcąc, nie chcąc znów z jej ust musiało wypłynąć imię najpopularniejszej w szkole blondynki.
      - Co Martyna? – nie zrozumiał.
      - Ona chyba za bardzo uzurpuje sobie jakieś prawa do ciebie. I nie powiem, żebym czuła się z tym dobrze – poważnie patrzyła w twarz Patryka, oczekując wybuchu. Ale nic takiego nie nastąpiło.
      - Nie mam żadnego wpływu na to co robi Martyna i co sobie wyobraża – odpowiedział wprost zachowując kontakt wzrokowy. – Przykro mi, jeżeli cię to denerwuje, ale nic na to nie poradzę.
      - Ale ona…
      - Kamila – odezwał się silniejszym tonem, przysuwając swą twarz do jej głowy. – W dupie mam Martynę – podkreślił dobitnie. – Przynajmniej jeśli chodzi o jakieś stosunki damsko-męskie. Widzisz tu gdzieś między nami Martynę? Nie ma jej. Jesteśmy tylko ty i ja I chcę żeby tak pozostało.
      Jego błyszczące oczy zahipnotyzowały ją. A potem poczuła kilka rzeczy naraz.
      To, jak jej ciało pod względem tego wzroku, jak i wypowiedzianych przez Patryka słów wiotczeje. To, jak w środku robi się jej gorąco. I to jak dłoń chłopaka zaciska się na jej włosach przyciągając jej głowę w kierunku jego twarzy.
      I to jak jego druga dłoń zaciska się nieco mocniej na jej kolanie, przesuwając lekko w górę. Zacisnęła nogi, hamując go w ten sposób. Przystopował, ale nie zmieniało to faktu, że miała jego dłoń między swymi udami. I nie mogła zareagować, bo jego miękkie usta przykleiły się do jej własnych.
      Poczuła jak mięśnie jej nóg napinają się, oczy szeroko otwierają a jej wargi chłoną gorący smak ust Patryka. Nie była w stanie tego powstrzymać. Chciała i nie chciała. Wiedziała, że dzieje się coś niezgodnego z jej zasadami, ale to było tak rozkoszne, że nie znalazła odpowiedniej siły, by się temu przeciwstawić.
      Całowała się z Patrykiem. Z tym Patrykiem. Byli tu sami we dwoje i świat nie istniał. Albo legł u ich stóp. Wszystko, rodzice, dom a przede wszystkim liceum z wrednymi nauczycielami, nielubianymi koleżankami, złośliwymi kolegami. Wszystko to teraz Kamila deptała swymi butami. Wszystko to w sytuacji, gdy jej ciało stało się zupełnie bezwolne, bezsilne i gdy on całując ją po męsku, zachłannie i zdecydowanie, przesuwał swą dłoń między udami powoli, ale nieustępliwie wyżej i wyżej. Boże, to było takie… Zniewalające i rozkoszne, jak nic innego, czego doświadczyła w życiu.
      Jego silna, gorąca dłoń między jej nagimi udami. Tak oto, ona, królowa zasad dawała się teraz zdobywać szkolnemu playboyowi. Playboyowi, który jako pierwszy na świecie zdobył jej usta, jej kolana, jej bezbronne uda, wdzierając się coraz głębiej, by zdobyć…
      Nie. Gdy poczuła jak jego palce otarły się o materiał majtek oprzytomniała. Ostatkiem sił zacisnęła uda, oderwała wargi od jego ust. Ruchem dłoni i zmianą pozycji, wygoniła jego rękę spod swojej spódniczki oddychając ciężko.
      Nie oponował, choć wyczuła, że ciężko mu zrezygnować z tego co działo się przez ostatnie kilkadziesiąt sekund.
      Nie mówił nic. Ba, niemal do końca imprezy nie mówili nic. Ani ona, ani on. Siedzieli tylko w boksie, w kącie, ukryci przed światem i dotykali się, choć nie aż tak śmiało jak chwilę wcześniej. Nie mógł odpuścić zabawy z jej włosami a akurat na tyle mogła mu pozwolić. Poza tym delikatnie masował jej brzuch. I to przez materiał bluzeczki.
      A ona cierpliwie czekała, aż minie oszołomienie spowodowane klimatem imprezy, wypitym alkoholem i burzą hormonów. Mijało zdecydowanie powoli. Opierając się o jego ramię zamykała oczy oddając się tym niewinnym pieszczotom i nie chcąc by godzina druga nadeszła zbyt szybko.
      Oczywiście nadeszła. Kwadrans wcześniej wyszli z klubu i biorąc taksówkę pojechali do domu. Do jej domu, w którym obiecała się zameldować najpóźniej o drugiej.
      Zanim wpuścił ją do jej własnego domostwa, przycisnął do siebie raz jeszcze. Złożył na jej ustach ostatni tego wieczoru delikatny pocałunek a ona przez chwilę opierała głowę na jego ramionach.
      - I co teraz? – zapytała cicho z głupia frant, nie bardzo wiedzieć jak sformułować nurtujące ją pytanie.
      - Teraz ty pójdziesz grzecznie spać. A ja za pół godziny, jak znajdę się domu – zaśmiał się cicho doskonale zdając sobie sprawę, że chodziło jej o coś zupełnie innego. – A poza tym teraz już jesteś zajęta i nie możesz umawiać się z innymi panami – zastrzegł już na poważnie. – Chyba się rozumiemy, prawda?
      Z uśmiechem patrzyła jak znika w mroku ulicy. Po czym weszła do domu, rozebrała i położyła do łóżka. Ale w głowie jej szumiało a mózg po raz pierwszy w życiu podsuwał jakieś dziwne rzeczy. Dziwne rzeczy, do których mogłoby dojść, gdyby w tamtym momencie w klubie nie zareagowała zgodnie ze swymi zasadami, ze swym wychowaniem.
      Rzeczy takie jak jego dłoń pieszcząca jej uda coraz silniej i jednak docierająca bez przeszkód do majtek. A potem? Pieszcząca jej kobiecość przez materiał. Aż wreszcie wdzierająca się silnie, zdecydowanie i brutalnie pod majtki. Nie zważając na nieme protesty właścicielki. Bo rozpalony do granic Patryk pieściłby jej kobiecość dokładnie tak jakby tego chciał i nikt nie byłby mu w stanie w tym przeszkodzić. Nawet ona sama.
      Zasypiając, wilgotna jak nigdy wcześniej wiedziała, że on obudził w niej demony. I nie do końca była przekonana, czy to takie dobre. Choć na pewno rozkoszne.

      Skomentuj

      • Falanga JONS
        Banned
        • Feb 2012
        • 1156

        #4
        Poproszony przez nauczyciela do posprzątania sali z pachołków, piłek i różnego sprzętu, Karol został po lekcji WFu. Nie spieszyło mu się. Jak zawsze we wtorek, była to ostatnia lekcja, mógł poświęcić tę chwilę i zostać w szkole pięć minut dłużej
        W cichej sali było pusto, jak to na zakończenie szkolnego dnia. No nie tak do końca. Na jednej z ławek rozsiadło się trzech chłopaków. Karol znał ich z widzenia, ba, przynajmniej jednego aż za dobrze. Wiedział, że wszyscy chodzili do drugiej klasy.
        - Nie mów, że wymacałeś ją, stalowa dziewicę – usłyszał jednego z nich.
        Przystanął, koncentrując się na porządkowaniu terenu wokół siedzącej trójki. Jako nieśmiały, zakompleksiony chłopak, nie potrafiący nawiązać bliższych kontaktów z płcią przeciwną alergicznie reagował na wszelkiego rodzaju opowieści rówieśników o tym, że posunęli się z jakąś dziewczyną daleko. Ale ta sprawa już od razu zaczęła wyglądać na wyjątkową.
        Wiedział bowiem, z kim zaczął spotykać się jeden z owych chłopaków a i pseudonim „stalowa dziewica” też obił mu się o uszy. I wiedział kogo dotyczył. Jedno wypowiedziane przez nich zdanie i wnioski wyciągnięte przez niego wystarczyły, by podjąć decyzję o tym, aby nie uronić ani słowa z toczącej się dwa metry od niego rozmowy.
        - Musisz wierzyć na słowo. Chociaż łatwo nie było. Ale potem…
        - *******isz. Opowiadaj, co tam w tym Manhattanie.
        - Dużo tańców najpierw, trochę wypiliśmy, ona nie dużo, ja też w sumie, bo nie chciałem się nawalić, nie muszę. No, ale coś tam zadziałało. No i gdzieś o północy ona się chyba zmęczyła tym wszystkim i wpakowaliśmy się do boksu.
        - No i co dalej?
        - Coś taki ciekawy, hehe…?
        Podsłuc***ący Karol poczuł jak serce bije mu mocno. Już a chwile miał się dowiedzieć, że piękna dziewczyna, którą tak skrycie darzył olbrzymim uczuciem, piękna i zasadnicza, dużo fajniejsza, niż ta Martyna, czy inne, uległa jakiemuś pieprzonemu playboyowi… Choć z jednej strony gorączkowo modlił się, by pierwsze zdanie jakie padło w tej rozmowie było tylko czczą przechwałką, to z drugiej fakt, że ktoś wreszcie potrafił przełamać tą czarnowłosą piękność i poużywać sobie był czymś, co…
        - Gadasz jak zakochany, co broni swego terytorium… No nie *******, że się zabujałeś.
        - Nie no, co ty. Tak tylko…
        - No to jak w końcu było.
        - No normalnie. Usiedliśmy i gadka. O różnych rzeczach. O uczuciach i takie tam. Wiesz, klimat był, muzyka, impreza, alko… No i w którymś momencie wyczytałem w jej oczach, że jest trochę urobiona. Czy to klimatem, czy mną, nieważne. Przysunąłem się, zaczęliśmy się lizać. Trochę protestowała chyba, ale uległa. A rękę wsadziłem jej między kolana.
        - Pozwoliła? Ona?
        - No pozwoliła, czemu nie? I powoli przesuwałem rękę wzwyż, macałem jej uda, aż dotarłem do majtek.
        - No nie *******…!
        - Nie *******ę, mówię jak było – Karol zobaczył jak mówca stanowczo i gorliwie pokręcił głową w formie zaprzeczenia. Serce zabiło mu jeszcze mocniej a dłonie rozpaczliwie zacisnął na drążku jednego z pachołków. – Przez majtki macałem jej cipkę.
        - O, ****a, nieźle… I nie protestowała?
        - Jakoś tam broniła się i to za****ste było… Zacisnęła uda, ale nie odpuszczałem. I macałem ją bezlitośnie, aż jej opór słabł. I sama w końcu rozłożyła nogi szerzej.
        - Gdybyście byli w jakiejś chatce, to byś ją zerżnął? Nie wierzę…
        - Ja też nie, ale to byłoby całkiem możliwe. Zresztą tam była okazja na co innego i to wykorzystałem.
        - Na co? Zmacałeś coś więcej?
        - Nie tylko. Chwyciłem ją za cycki. Nie za duże ma, ale to zawsze cycki. Za****ście jęczała.
        - Ona? Stalowa dziewica?
        Głosy dopytujących się kolegów naładowane były emocjami, ale żadne emocje choćby w przybliżeniu nie dorównywały temu, co przeżywał Karol, który czuł, jak cały zaczyna drżeć.
        - Tak, ona. I wiesz, czas trochę minął, zrobiło się luźnej, wiara trochę odjechała w boksach, był klimat…
        - No i co z tego?
        - No to, że mieliśmy nieco więcej swobody. W boksie dość ciemno, my rozszalali…
        - No mów wreszcie!
        - Wyczuła, że mi stanął. Sama się trochę wstydziła, więc jak ją macałem, to drugą ręką oprowadziłem ją w kierunku moich spodni. Rozpiąłem je a on dotknęła mojego kutasa. I zaczęła mi walić.
        - I zwaliła?
        - Nie do końca… Jak już się ośmieliła to pokierowałem ją tek, że pochyliła się nad nim zaczęła go lizać a potem wzięła go do gęby.
        - Przeginasz…
        - Poważnie, jak Boga kocham! – Karol wbił swój wzrok w błyszczące oczy opowiadającego. – Obciągała mi, no tak trochę nieudolnie, widać, że pierwszy raz, ale stary… Wystarczyło, że mój kutas zniknął w jej gorących ustach, to miałem prawie orgazm.
        - A miałeś? Nie mów, że spuściłeś się Kamili do ryja.
        - Miałem. Nie, nie do ryja, ale coś tam poleciało – zaśmiał się a razem z nim jego towarzysze.
        - O, ****a… - jęknął któryś z nich.
        - Nie wierzę, że na trzeciej randce obciągnęła ci pałę w boksie w Manhattanie… Co dalej?
        - No nic, myślę, że teraz to już tylko kwestia jednego spotkania, dwóch i ją przelecę w każdej pozycji – tym razem zaśmiał się dość nerwowo, opowiadający.
        - Jeszcze przed końcem rok szkolnego?
        - Albo tak, albo w wakacje, ale chyba to pierwsze.
        - ****a, taka dupa…
        Karol wstał, niczym ogłuszony. Miał dość, poza tym wszystko co najważniejsze już słyszał. Zabrał ostatniego pachołka i powoli kierował się w stronę pomieszczenia dla nauczycieli.
        - A Martyna? – usłyszał jeszcze pytanie.
        - No nic a co? Wiesz, jak z nami jest, spotykamy się ot tak, koleżeńsko, z bonusem… Nie mam zakazu tak jak i ona nie ma. Choć fakt, że ona Kamili nie lubi, ale…
        Karol nie słyszał już niczego więcej. Wiedział, że będzie miał spieprzony wieczór, ale pewnie nie tylko ten. Jego wyobrażenia o pięknym świecie, ideałach, wartościowych kobietach w tym momencie runęły z hukiem w dół.
        Jeśli i ona jest taka jak wszystkie…

        Wolnym krokiem opuściła szkolny gmach. Jak to w czwartek, wiedziała, że drogę do domu pokona samotnie. Jak zawsze tego dnia, Kinga zostawała na dodatkowe zajęcia.
        Od jakiegoś czasu czuła się dziwnie. Znajomość z Patrykiem, tak gwałtownie się rozwijająca, miała na to oczywiście wpływ. Ale to nie o to chodziło. Idąc szkolnym korytarzem czuła na sobie mnóstwo spojrzeń. Jakby wyczuwała, że są inne, niż zwykle. Nie, że „idzie fajna laska”, czy coś. Tym bardziej, że patrzyli się nie tylko chłopacy, dziewczyny też. Cóż, widocznie takie były uroki sławy. Bo rozumiała, że to przez jej kwitnący romans z największym szkolnym przystojniakiem.
        Romans, ech…
        Nie lubiła takiej sławy, ale rozumiała, że tak musi być. Szkoda. Nie chciała być z nim przecież dla popularności. Kierowały nią zupełnie inne motywy, normalne.
        Obejrzała się za siebie raz, drugi, trzeci. Gwar i podniesiony ton różnych głosów zwracał jej uwagę. Ledwo wyszła ze szkoły, licząc na spokój a tu…
        - Głupi pacanie… Po co wspominałeś o tym wierszu? Ona w ogóle zapomniała o nim…
        - Byśmy podali jej stopnie z głowy, każdy by wymyślił coś tam dla siebie. Wmówiłoby się jej, że ona nie miała wtedy dziennika ze sobą. A teraz?
        - Teraz musimy się uczyć znowu na pamięć jakiegoś gównianego wiersza.
        - Przecież to był przypadek – ten głos był znajomy i wiedziała od razu, że należy do Karola, który znalazł się w opałach. – Nie wiedziałem jak to rozegrać i…
        - Nigdy nic nie wiesz, głupi frajerze – powiedział z irytacją ktoś inny. – Zjeżdżaj ****a, nie pierwszy taki numer wywinąłeś.
        - Tak – podchwycił kolejny. – Tak było z klasówką z biologii w marcu. Teraz znowu to samo.
        - ****a, za****łbym mu – pieklił się ktoś wyjątkowo nadpobudliwy.
        - Za co? – Kamila usłyszała głos próbującego się postawić Karola. – Za głupi wiersz?
        - Tak, za to, ****a! Mielibyśmy już praktycznie wakacje, plaża, piłka i reszta a teraz musimy wkuwać, idioto!
        Kamila obejrzała się raz jeszcze i trafiła na moment, w którym jeden agresorów walnął Karola w głowę. Przystanęła zastanawiając się przez sekundę, czy warto zajmować się nieswoim sprawami. Ale poczucie sprawiedliwości, które towarzyszyło jej przez całe życie, odrobina pewności siebie, której nabrała w ostatnich dniach i znajomość ofiary zdecydowało.
        - Hej! – podniosła głos. – Kolegę z klasy bijecie? Kim wy jesteście?!
        Przystopowała ich na moment. Pomruczeli, burknęli coś, spojrzeli krzywo na Karola i na szczęście wycofali się.
        - Masz pecha, ale powinieneś im to bardziej wytłumaczyć, co się stało? – zagadnęła spokojniej, czekając, aż Karol zrówna się z nią.
        - Nic – burknął krótko, nie patrząc na nią.
        - Jak to nic? – odparła pogodnie widząc, że chłopak jest mocno wkurzony. – Słyszałam o jakimś wierszu…
        - Nie muszę się tłumaczyć dyskotekowej obciągarze – tym razem spojrzał jej w oczy a ją zamurowało.
        - Co ty mówisz? – aż przystanęła. – Dlaczego tak…
        - A dlatego, że… - zająknął się. – Po prostu nie chce mi się gadać z laską, która obciąga szkolnym przystojniaczkom w dyskotekach.
        - Karol – jej głos zabrzmiał bardziej surowo. – O czym mówisz? Chyba coś pomieszałeś?
        - Pomieszałem? – zapytał tak poważnym tonem, że niemal wbiła wzrok w jego usta chłonąc z nich każde słowo. – A więc to nieprawda, że na ostatniej imprezie zaszalałaś tak, że pod stołem… - zająknął się. – Obciągałaś mu? Jemu? Takiemu debilnemu ruchaczowi?
        - Kto ci takich rzeczy naopowiadał? – była tak zdumiona, jak i oburzona. Stała na chodniku z szeroko otwartymi oczami.
        - On – odpowiedział krótko.
        Milczała przez chwilę próbując ustalić fakty. Potrącona lekko przez jednego z przechodniów wróciła do rzeczywistości.
        - Chodźmy tu – zarządziła, kierując się w prawo. Kawałek stąd znajdował się niewielki park w którym można było spokojnie usiąść na ławeczce. Zdenerwowana szła, niemal trzymając młodszego kolegę za ramię. Całe szczęście, nie stawiał oporu. Chyba był trochę zdezorientowany. Choć pewnie nie tak jak ona.
        - Siadaj – nakazała mu zdecydowanie. Usiadł a ona obok niego. – I opowiadaj.
        - Ale wszystko już ci powiedziałem – wzruszył ramionami. Wyglądał jednak na zaintrygowanego, powoli wnioskując, że coś tu jest nie tak.
        - Nie, dopiero zacząłeś – odparła natychmiast stanowczo. – Teraz mów wszystko co wiesz. Co ci powiedział? Jaki on? Patryk?
        - Tak, Patryk… Nie do końca powiedział. Po prostu podsłuchałem jak rozmawiał z kolegami.
        - Gdzie go podsłuchałeś? – spytała podejrzliwie.
        - W sali od WF, sprzątałem po lekcji a on tam siedział z jakimiś dwoma kumplami. Jeden to chyba Krzychu, drugiego nie znam z imienia.
        - No i co mówił?
        - Mam powiedzieć dokładnie wszystko co słyszałem?
        - Tak wszystko, przecież o to pytam – odpowiedziała ponaglającym tonem.

        Skomentuj

        • Falanga JONS
          Banned
          • Feb 2012
          • 1156

          #5
          - No więc mówił, że był z tobą w Manhattanie, że tańczyliście a potem zmęczeni usiedliście w boksie, nie…? No i że po chwili zaczęliście się lizać a on włożył rękę pod twoją spódnicę i pieścił twoją… Cię przez majtki.
          Pod wpływem jego spojrzenia, jak i przede wszystkim wypowiadanych słów poczuła jak na jej twarz wypływa silny rumieniec.
          - I co jeszcze? – zapytała ciszej.
          - No i że doprowadził cię do orgazmu. A potem złapał za cycki… A na końcu, że zaczęłaś dobierać się do jego fiuta. Najpierw rękoma a potem… Potem mu obciągnęłaś w boksie.
          - Coś jeszcze…? – ledwo wydusiła z siebie.
          - Jeszcze o swoich stosunkach z Martyną – wyliczał. – I na koniec o tym, że chciałby cię przelecieć najlepiej jeszcze przed końcem roku szkolnego.
          - Jakich stosunkach?
          - Że oni się bawią. Że… Tak, jak wynikało z tego co mówił, że się tylko bzykają… Tak, że i ona i on mogą sobie szukać kogoś innego do tego, jeśli chcą…
          Patrzyła na niego jak rażona piorunem. To spojrzenie zniewoliło Karola, jak i oprzytomniło. Doszedł do wniosku, że coś tu chyba jest nie tak.
          - Przysięgnij, że nie ściemniasz… Przysięgnij, że on tak naprawdę powiedział…
          - Przysięgam – westchnął. – Po co miałbym to sobie wymyślać.
          Chyba miał rację. Tym bardziej, że generalnie pierwsza połowa jego opowieści zgadzała się ze stanem faktycznym, co wskazywałoby na to, że naprawdę musiał to słyszeć od Patryka.
          Co zrobić? Jak zareagować? Przypomniała sobie raz jeszcze te spojrzenia na korytarzu, na boisku. Czy naprawdę chodziło o to, że to idzie nowa zdobycz Patryka? Nowa zdobycz, która kilka dni temu obciągała mu w boksie w Manhattanie?
          O Boże…
          Musiała wszystko przemyśleć. Co zrobić? Zatłuc Patryka. Ale…
          - Może teraz ty mi coś wyjaśnisz? – przerwał jej rozmyślania Karol.
          - Chodzi ci o tą opowieść? – zrozumiała intencje pierwszoklasisty. – Posłuchaj… Zgodna z prawdą jest tylko pierwsza część tej historii. Że tańczyliśmy i.. – urwała na moment. – W każdym razie on nie dobrał się do żadnych moich majtek, ani do piersi a ja mu niczego nie obciągałam! No, ****a…! – po raz chyba pierwszy w życiu zaklęła szpetnie i załamana poczuła jak do oczu cisną się łzy.
          - OK., wierzę ci – odpowiedział, choć miała wątpliwości, czy powiedział to szczerze. Ale to w tym momencie miało już drugorzędne znaczenie.
          - Nie wiem co zrobić… - opadły jej ręce. – Jak wszyscy wiedzą... To znaczy, znają to z jego kłamstw, to…
          - Nie wiesz? To znaczy, że rozważasz opcję utraty dziewictwa z nim jeszcze przed wakacjami? – nie zrozumiał chyba kontekstu Karol, pytając z lekką nutką złośliwości i goryczy.
          - Nie zrozumiałeś - Karol spojrzał w oczy dziewczyny i nieoczekiwanie, zamiast załamki dostrzegł w nich ogień i wściekłość. – Jedyne co rozważam, to w jaki sposób go… Dotknąć, tak, aby… No wiesz sam.
          Milczeli przez chwilę pogrążając się w swoich myślach.
          - Nie wiem czego konkretnie oczekujesz, ale może postaram ci się jakoś pomóc – odezwał się w końcu Karol. – Aczkolwiek dzisiaj miałem wpaść do ciebie. Nie wiem czy pamiętasz i nie wiem czy masz do tego serce.
          - Wpadnij – odpowiedziała. – Ale nie dziś, bo nie dam rady. Czwartek dziś? Może w sobotę?

          - Dopiero wczoraj coś do mnie dotarło, jakieś plotki – tłumaczyła się przed lekcją matematyki w piątkowy poranek Kinga. – Nie widziałam cię już, nie powiedziałam. Ale nie wiem, jaki to ma zasięg. Pewnie spory, no bo wiesz… Takie plotki w gronie ludzi w naszym wieku szybko się rozchodzą. Mister szkoły i miss… Sama wiesz – nie dokończyła, ale przekaz był jasny.
          Sześć godzin w szkole było ciężkim przeżyciem. Być może inne dziewczyny zniosłyby te spojrzenia, ba, niektóre obnosiłyby się tym wszystkim z dumą. Ale nie ona. Ją te spojrzenia raniły. Nawet jeśli były niewinne i po prostu wyrażały zainteresowanie ładną dziewczyną. W każdym z nich widziała oskarżenie. „Lodziara, nowa lodziara, obciągająca Patrykowi”.
          Jego samego widziała tylko na odległość. Zajęty swoimi sprawami tylko kiwnął jej głową. Unikała go na przerwach.
          Ale chciała się z nim spotkać. W tym całym mętliku umysłowym nie wiedziała jak to wszystko rozegrać. Powiedzieć mu od razu? Odrzuci, ba, może jeszcze wybroni się tak, że ją przekabaci i złamie. To wygadany bawidamek, ma pewnie tysiąc usprawiedliwień na minutę.
          Kurde, żeby dało się go wciągnąć w jakąś kompromitującą sytuację. To by była zemsta na całego. Ale jaką konkretnie? Nie wiedziała. I żałowała, że nie zna tych sztuczek, trików i innych cholerstw.
          Po południu wsiadła w autobus i pojechała do niego, uprzednio informując go o tym przez sms. Ubrana dość prowokacyjnie. Korzystając z ciepłej pogody miała na sobie sportowe obuwie, krótkie spodenki i koszulkę. Nic więcej. Uprzedziła go, że tylko na chwilę w zasadzie.
          Źle się czuła w takim stroju, szczególnie w takiej sytuacji jaka wynikła z jego powodu. Ale to tak specjalnie. Niech mu się oczy zaświecą na to co stracił. O czym jeszcze nie wie, ale prędzej, czy później się dowie.
          - Wyglądasz bosko – na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
          No jasne. Ponoć atrakcyjna, wysoka, z długimi, nagimi nogami i lekką koszulką. Jak miała wyglądać, jak nie właśnie bosko?
          Usiadła i mówiła niewiele. Pozwalała prowadzić rozmowę chłopakowi. Na początku neutralną, ale z minuty na minutę skręcał w kierunku stosunków damsko-meskich. Wracał niedwuznacznie do sytuacji z sobotniego wieczora.
          Usiadł w końcu obok niej. Poczuła jego zapach. Nie ruszyła się. Nawet, gdy jego dłoń wylądowała tak jak wtedy, na jej kolanie.
          - To specjalnie dla mnie? – zapytał z lekkim uśmiechem.
          Zamknęła oczy, aby nie dostrzegł w nich wstrętu. Wstrętu i do niego i do siebie samej. Do siebie też, bo po co tu przyjechała? Czy nie powinna mu od razu wygarnąć i zakończyć to raz na zawsze bez bawienia się w jakieś gierki?
          Otworzyła oczy patrząc jak jego dłoń bezkarnie przesuwa się wzwyż uda. Tak, teraz się ****iła. Coś co dla innych dziewcząt byłoby wydarzeniem niewartym wspomnienia dla niej było ****ieniem się. Pozwalała na to by on robił to, czego do tej pory nie udało się żadnemu innemu chłopakowi. By on, ten oszust, ściemniacz, kłamca, napinacz macał ją bezkarnie po jej ciele.
          To było tak obrzydliwe, że aż... Podniecające? Jakim cudem? W taki sposób odkrywała tajniki kobiecej natury, jej własnego mrocznego jestestwa. Zamiast od razu odskoczyć jak oparzona, albo walnąć go w gębę, czy przynajmniej stanowczo zażądać, by przestał ją macać, ona ani drgnęła.
          Być może dziesiątki innych, normalnych chłopaków, nie tak przystojnych i wygadanych jak Patryk, zasłużyło na to bardziej, jeśli w ogóle mowa tu o jakichś zasługach a ona, jak na złość ****iła się, dając się macać właśnie jemu.
          Nie przerywała, tak zaczarowana własną uległością, jak i ciekawością, jak daleko wytrzyma. Nacisk jego dłoni stawał się mocniejszy. Wyczuła w nim pożądanie. Z trudem dotarło do niej, że i ona czuje to samo. Przynajmniej w jakimś stopniu.
          Kiedy to zatrzymać? Właśnie teraz, kiedy pochylił się ku niej, niemo domagając się pocałunku. I kiedy jego dłoń wdarła się wewnątrz jej zaciśniętych ud, starając się znaleźć drogę do jej kobiecości. Kiedy jego palce próbowały wedrzeć się pod jej spodenki.
          - Mam okres – wyszeptała łagodnie. Z satysfakcją przyjmując, że to kłamstwo sprawiło jej sporą rozkosz.
          - Mi to nie przeszkadza – usłyszała zgodnie z oczekiwaniami.
          - Ale mi tak – wyrwała jego dłoń spomiędzy ud.
          Wstała spokojnie dając sygnał, że wizyta jest skończona. Uświadomiła sobie, że zachowywała się dość dziwnie a on niczego nie dostrzegł. Albo dostrzec nie chciał, skupiając się tylko na jednym.
          - Opowiadałeś komuś o nas? – nie mając innego sposobu zapytała lekkim na pozór tonem.
          - O czym konkretnie? – dostrzegła w jego oczach zawahanie.
          - No ogólnie, o tym co mi powiedziałeś na końcu. Że jestem już zajęta... I o tym co działo się w Manhattanie…
          - Nie, nie opowiadam nikomu o tak intymnych rzeczach.
          - Naprawdę? – wysiliła się na uśmiech. – Przecież wszyscy to robią, szczególnie chłopacy. Jak… Jak zdobędą jakąś bazę – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, zdając sobie sprawę, że nikt nie ma prawa dostrzec w tym uśmiechu pewnego poniżenia.
          Jednocześnie zdawała sobie także sprawę, że mimowolnie daje mu jakąś ostatnią szansę. Na to by się wyspowiadał, przyznał, że zgrzeszył i chcąc dodać sobie fejmu, naopowiadał kolegom takich bzdur na jej temat.
          - Naprawdę – wzruszył ramionami patrząc spokojnie w jej twarz. – Wygląda tak jakbyś mi nie wierzyła.
          Spuściła wzrok i natychmiast podniosła oczy w górę z powrotem. Nie mogła dopuścić do tego, by on domyślił, że ona wie. Że wie, że on ją okłamuje.
          Raz jeszcze postanowiła go sprowokować.
          - Wtedy w parku mówiłeś, że jestem zasadnicza, że wiesz o tym. Ale konsekwentnie zmierzasz do tego bym złamała swe zasady.
          Stanął przy niej i natychmiast przyciągnął do siebie. Nie oponowała. Znów poczuła się jak ****a.
          - Bo coś mi mówi, że sama tego chcesz.
          Zamknęła oczy. W sumie to miał rację. Przynajmniej w jakiejś części. Przynajmniej tak było do soboty. Wtedy przecież w jej głowie pojawiały się lubieżne myśli. No nie aż takie, w których traciła dziewictwo, ale…
          - Jesteś taki pewny siebie… Zawsze mi to imponowało. Ale teraz chyba przesadzasz – otworzyła oczy spoglądając w jego.
          - Nie – pokręcił głową. – Jesteś cudowna. Także dlatego, że masz zasady. Ja nie chcę ich łamać, ale wiem, że i ty i ja… Strasznie mi na tobie zależy i wiem, że tobie na mnie też – patrzył jej w oczy, jakby chcąc ją zahipnotyzować.
          Zamknęła oczy raz jeszcze i otworzyła szybko, raz jeden w życiu ciesząc się tym, że umie coś zagrać. Na jej twarzy pojawił sie szeroki uśmiech. On uśmiechnął się także, ale inaczej. Jakby z triumfem, że to czego oczekiwał stanie się faktem. I to już niedługo.
          - Do następnego razu – rzuciła nie przestając się uśmiechać. Ale w jej głowie pobrzmiewała tylko jedna myśl.
          „Chcesz zrobić ze mnie ****ę. I ty i inni. Będę nią, ale na moich własnych zasadach”

          - Mama! Kolacja! – wydarł się Mieszko płaczliwym głosem.
          - Kamila, ale lunatykujesz dzisiaj – Daniel przyjrzał się jej z lekkim zirytowaniem, jak i ciekawością. – Daj mi pilota, przecież i tak tego nie oglądasz.
          - Już ci daję. Herbatę chcesz? I kanapki? – Kamila niechętnie podniosła się z fotela.
          - Tak. Z nutellą – zażądał syn i uciekł do swego pokoju, wracając przed monitor.
          Kilkanaście minut zajęło jej przygotowanie kolacji. Niecierpliwie zrobiła wszystko co trzeba, zaniosła do dziecięcego pokoju i przeniosła się do swojego zostawiając męża samego przed telewizorem.
          Nie mogła przerwać w takim momencie.

          Skomentuj

          • Falanga JONS
            Banned
            • Feb 2012
            • 1156

            #6
            Odkręciła wodę. Gorący prysznic w sobotnie południe przyprawił ją o błogość i całą gamę innych uczuć, które nie opuszczały jej od kilku dni.
            Od kilku dni wszystko było erotyką. Już nawet nie Patryk, nawet nie to wszystko co działo się w poprzednią sobotę. Już nawet ona sama była erotyką. Jej wczorajszy ubiór podczas wizyty u szkolnego playboya. Jej zachowanie u niego. Nawet jej własne nagie ciało, na które leciała teraz gorąca woda.
            Jakoś dopiero teraz pierwszy raz zaczęła je traktować jako przedmiot, dzięki któremu można coś uzyskać, coś ugrać. W sumie to bez sensu, ale…
            Od czwartku intensywnie rozmyślała nad sprawą kłamstw Patryka. I niczego nie wymyśliła. Nie miała do tego głowy. Prysznic, tak rozleniwiający, jak i ożywczy, także nie przyniósł żadnego pomysłu.
            Zakręciła wodę i w tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Ktoś stał na balkonie i była niemal pewna kto to. Ale zapytać musiała.
            - Tak? – krzyknęła zza drzwi łazienki.
            - To ja, Karol, byłem umówiony z Kamilą – usłyszała głos z balkonu. Wyraźny, bo drzwi zostawiła otwarte.
            - Wejdź do mojego pokoju, zaraz przyjdę – odkrzyknęła. Zaczęła wycierać swe ciało ręcznikiem jednocześnie nasłuc***ąc odgłosów dochodzących z domu. Te świadczyły o tym, że Karol faktycznie wszedł do pokoju.
            Poczuła, że serce bije jej szybciej. Czegoś takiego nie zrobiła. No, w sobotę poprzednią. I wczoraj. Coś w ten deseń. Ale to było jednak coś innego. To była namiętność. A teraz…
            Mimo wszystko włożyła na siebie majtki. Tak na wszelki wypadek. A potem owinęła nagie ciało ręcznikiem i ostrożnie wyszła z łazienki.
            Czuła jak nogi drżą, gdy stawiała krok za krokiem. Przechodząc korytarzem rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w największe domowe lustro. Ręcznik zakrywał niewiele. W zasadzie uda tak do połowy, może nawet nie. Gdy stała, wyglądało to jeszcze znośnie. Gdy usiądzie…
            Westchnęła. Co ją tak odmieniło? I dlaczego tak łatwo się temu poddaje? A może to coś innego? Forma podziękowania?
            Niech będzie, że tak.
            - Cześć – jej głos nie zabrzmiał zbyt pewnie gdy wkroczyła do pokoju. Patrzyła w twarz Karola, ale on zupełnie gdzie indziej. Zdumiony obrzucił wzrokiem całą sylwetkę właścicielki pokoju. No nic dziwnego. – Siadaj – wskazała mu krzesło.
            - A ty? – zapytał widząc, że jest to jedyne krzesło w pokoju. Było jeszcze lóżko.
            - Zaraz – odpaliła. – Przepraszam za mój strój, ale zapomniałam wziąć do łazienki cokolwiek, stąd jestem w ręczniku. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
            Ta, jasne. Na pewno było za co przepraszać.
            - Twój pokój, ubieraj się jak chcesz – dostrzegła lekkie wzruszenie ramionami, które nieco przystopowało jej pewność. Nie rusza go to? Czy może jako nieśmiały chłopak już od razu odrzuca jakąkolwiek możliwość pokazania, że to co widzi jest tak urzekające?
            - Wiesz, chyba nie mam głowy do tego wszystkiego. Do tego materiału, który miałam ci powtórzyć – powiedziała, krążąc wolno po pokoju i nie mogąc znaleźć sobie miejsca. – Znasz powód i chyba się temu nie dziwisz.
            - Nie, nie dziwię się – pokręcił głową. Jednak z sekundy, na sekundę jakby śmielej przypatrywał się jej nagim ramionom, ale przede wszystkim długim i w dużej mierze odsłoniętym nogom.
            Poczuła chyba pierwsze w życiu delikatne oznaki rozkoszy płynące ze swego ekshibicjonizmu. Jak się okazuje, nie trzeba było do tego Patryka. Wystarczył ktoś taki jak Karol.
            - Jestem w rozterce, nie wiem co zrobić. To znaczy wiem jaki będzie finał – poprawiła się. – Ale chciałabym coś specjalnego, wiesz?
            - Rozumiem. Chcesz żebym ci pomógł?
            No, tu był ten klops. Do tego doszło, że spowiada się mu z prywatnych rozterek i innych rzeczy. Nie dość, że osobie pół obcej, ale także akurat takiej. Mało dynamicznej, przedsiębiorczej, ogólnie rzecz biorąc wycofanej.
            - No właśnie, nie wiem… Chętnie poznałabym jakieś opinie innych. Ale nie mogę z nikim o tym pogadać, tylko z tobą.
            Tym go zastrzeliła. Po raz pierwszy. Oto, dziewczyna, określana miss liceum, zwraca się z prośbą do niego, do tego zakompleksionego, wycofanego chłopaka. To musiało podnieść mu morale, bez cienia wątpliwości.
            A sekundę później nastąpił drugi strzał. Niby zaaferowana problemem i zmęczona chodzeniem w kółko usiadła na łóżkowym zagłówku. Był dość wysoki, więc ledwo sięgała stopami do podłogi. Aby nie pozostawać w niewygodnej pozycji, oparła je na kolanach siedzącego pół metra dalej Karola.
            Dyskretnie rzuciła na niego okiem. Osłupiał i wstrzymał oddech.
            Powstrzymała uśmiech, co było o tyle łatwe, że do śmiechu, mimo wszystko w całej tej sytuacji życiowej jej nie było. Widziała jak spogląda w dół na jej nagie stopy oparte o jego kolana. Zachowywał się tak, jakby nie wiedział gdzie położyć swe ręce.
            - Rozumiem, że chcesz z nim zerwać… - zaczął ostrożnie, jąkając się.
            - Nie muszę z nim zrywać, bo nigdy z nim nie byłam i już nie będę – przerwała mu. – Chcę mu dopiec. Zakończyć te znajomość tak, żeby zapamiętał na długo, rozumiesz?
            - Tak – pokiwał głową i jakby zmieszany a może i nie, znalazł wreszcie oparcie dla swych dłoni.
            Położył je na stopach siedzącej obok niego licealistki. Kamila z trudem powstrzymała drgnięcie. Jego dłonie były ciepłe. Nie wykonała ani jednego gestu, by odtrącić go od siebie.
            - Nie wiem sama. Naprawdę. To już…
            - Ja też nie wiem, do jakiego stopnia chcesz się posunąć – odezwał się bardziej zdecydowanym głosem. – Czy ośmieszyć go przed kolegami? Tak jak w filmach młodzieżowych? Ale jak? Chcesz go sprowokować do czegoś? Do siebie?
            - Coś w tym stylu… - odparła ostrożniej, widząc, że chłopak dość nieoczekiwanie ruszył mózgownicą i jakby przejął inicjatywę. Tyle, że chyba nawet nie domyślał się, jak daleko może posunąć się zdeterminowana koleżanka.
            - Nie wiem Kamila, bo nie wiem na co cię stać. Czy chcesz go… Uwieść? Doprowadzić do jakiejś takiej sytuacji… I nagle zostawić, odprawić z kwitkiem?
            - Dobrze myślisz – pochwaliła go, chcąc dodać mu w ten sposób animuszu. – Tylko za cholerę nie mam sposobu, rozumiesz?
            Ton jej głosu był łagodny. Tak, by on zrozumiał, że ma przed sobą nie tyle nieosiągalną piękność ze szkoły, ile zwykłą koleżankę z liceum. Zwykłą, rok starszą.
            Nie wiedziała, czy właśnie przez to, ale…
            - Z tego co mówiłaś, wynikało, że on… On… Pieścił twoje nogi. I bardzo mu tego zazdroszczę.
            Tym razem nie powstrzymała drgnięcia. To było odważne wyznanie, jak na niego i zaskoczyło ją.
            Nie poruszyła się. Nie powiedziała ani słowa, czekając. Czekając, czy… Jej nastawienie, jej strój i jego słowa wprowadziły ją w przyjemny klimat. Niemal jak wczoraj u Patryka znów poczuła dreszczyk na skórze.
            Który wzmógł się, gdy jego ciepłe, drżące palce przesunęły się w górę jej łydki. Nawet nie przypuszczała, że to może być takie przyjemne. I że to ktoś taki jak on może tą przyjemność sprawić.
            Ukradkiem obserwowała jego twarz. Widziała na niej całą gamę różnych emocji, spowodowanych tym, że ma dostęp do jej nagich nóg a ona mu w tym nie przeszkadza. I te emocje powoli, zupełnie nieoczekiwanie zaczęły udzielać się także jej.
            Tym bardziej, że Karol jakimś cudem zrozumiał, że nie musi poprzestać na łydkach. Jego dłoń znalazła się na kolanie. Z jednej strony był tak zawstydzony, że chyba bał się spojrzeć w jej oczy. Z drugiej jego dłoń powoli, ale stanowczo wdzierała się w górę, zdobywając niedostępne do tej pory szczyty. Minęła kolano i znalazła się na udzie.
            Kamila lekko rozchyliła usta. Znów się ****iła. Drugi dzień z rzędu. Ale to było coś innego. Wczoraj czuła odrazę. Jej uczucie do Patryka wyparowało, stał się dla niej kimś obcym i jego wczorajsze macanki miały zdecydowanie bardziej perwersyjny a co za tym idzie *****ski charakter.
            Teraz… Teraz było inaczej. Przy Karolu, choć mniej atrakcyjnym fizycznie, jak i mentalnie, czuła jednak coś innego. To była jakaś rozkosz płynąca z własnego ekshibicjonizmu i udostępniania części swego ciała chłopakowi, który miał do niej dużo bardziej pozytywne nastawienia. No i w tej chwili, ona do niego też. Choć nie w takim aspekcie, na jakim pewnie mu zależało. Przynajmniej tak jej się wydawało.
            Drgnęła, czując jak jego dłoń naciska jej udo nieco powyżej kolana. Nie, nie… Mimo wszystko za bardzo zaczęło przypominać jej wczorajszą wizytę u Patryka. Zamknęła oczy.
            - Karol – odezwała się cicho.
            Przez moment nie zareagował, poza zatrzymaniem swej dłoni.
            - Rozumiem – odparł w końcu. Acz wciąż trzymał rękę na jej kolanie. Widocznie nie mógł się z nim rozstać. – Masz najpiękniejsze nogi na całym świecie. Słowo – powiedział tak poważnym tonem, że te rzeczone nogi na chwilę jej zmiękły a i serce mocniej zabiło.
            Zabiło także dlatego, że w jej umyśle pojawiła się niezwykle absurdalna wizja następnych minut. I ku jej oszołomieniu, nie poczuła żadnych przeszkód, by te wizję wprowadzić w życie.
            Czując jak nogi się uginają, opuściła stopy na podłogę i wstała.
            - Muszę się ubrać – stwierdziła cicho.
            Powoli podeszła do szafy, otwierając ją. Poczuła jak na twarz występuje silny rumieniec a ona sama ma mętlik w głowie, jakby traciła rozum. Co ty chcesz zrobić? Naprawdę, właśnie to? Chyba jesteś nienormalna…
            Niedostrzegalnym ruchem ręki, sięgnęła do miejsca, w którym zawiązany był ręcznik, gdy nagle usłyszała odgłos samochodu parkującego pod domem.
            - Rodzice przyjechali – odezwała się naturalnym tonem, przynajmniej tak się jej wydawało. I wiedziała już, że to oznacza koniec jakichkolwiek perwersyjnych rozmyślań.
            Chyba jednak powinna podziękować Bogu za ten wcześniejszy przyjazd rodziców.
            - Pójdę już – usłyszała jak Karol dźwiga się na nogi. Nie oponowała.
            - Wyjdziesz sam? – zapytała proszącym tonem.
            - Wyjdę, znam drogę – uśmiechnął się niezdarnie. Zauważyła, ze kulił się lekko. Domyśliła się powodu tego zachowania i znów poczuła jak jej twarz czerwienieje. Jednocześnie zrobiło się jej miło, że te kilka minut tak podziałało na tego chłopaka.
            Odwróciła się i stanęła kilka centymetrów przed nim.
            - Nie zdążyłam ci podziękować za to, że mi o wszystkim powiedziałeś i za to, że chcesz pomóc – powiedziała z lekkim skrępowaniem. – Więc dziękuję i myślę, że zrobię to raz jeszcze. Bądź tego pewny – obiecała solennie, z lekkim niepokojem, czy aby nie przesadza.
            Nie odpowiedział nic, poza słowem pożegnania. Spojrzała przez okno, jak schodzi po schodach i wychodzi przez furtkę.
            Ponownie stanęła przed szafą, zrzucając z siebie ręcznik. Ciało wcale nie przestało drżeć. Czuła, że jest dość wyraźnie pobudzona.
            To dobrze, bo w głowie legły zarysy jakiegoś planu. Nie znała szczegółów, musiała je dopracować, ale wiedziała jaki będzie finał. Chyba.

            Skomentuj

            • Falanga JONS
              Banned
              • Feb 2012
              • 1156

              #7
              Od poniedziałku była już bardziej sobą. Tą Kamilą, która myślała logicznie, racjonalnie, chłodno. Spojrzenia nie bolały tak bardzo. Przyzwyczaiła się do nich i wmawiała sobie, że to wcale nie chodzi o kłamstwa rozpuszczone przez Patryka.
              On sam zwiększył swą aktywność. Może jej wizyta w niego i to, że znów mu pozwoliła na coś więcej upewniła go w tym, że cel jest blisko i zaczęło mu się spieszyć.
              Może jeszcze w czerwcu chciał triumfalnie obwieścić szkolnym kolego, że złamał żelazną dziewicę i przeleciał nieoficjalną miss szkoły.
              Nie odrzucała go, ale i trzymała na lekki dystans. Ot tak, porozmawiać sobie na przerwach możemy, ale jeśli chcesz mnie objąć, przytulić, pocałować z triumfem na oczach dziesiątek uczniów, to nie. Nic z tego nie będzie.
              Dość sławy i zabawy jej kosztem.
              Ale w piątek, korzystając z uroków czerwcowego słońca zrobiła coś, jak na nią perwersyjnego. Poszła do szkoły w krótkich spodenkach. Niech patrzą i ci, którzy zbyt łatwo uwierzyli kłamstwom Patryka i inni. I przede wszystkim on sam. Niech patrzy. Ale tylko i wyłącznie z daleka, bo na przerwach konsekwentnie omijała go szerokim łukiem. Jeśli był na jednej stronie szkolnego boiska, ona pojawiała się na drugiej. I tak na zmianę. Niech patrzą inni z bliska. A on z daleka.
              I niech się napala. Już w trakcie tygodnia zapraszał ją do siebie. Odmawiała, tłumacząc chęcią poprawy ocen z niektórych przedmiotów. I pracą, jak choćby te quasi korepetycje dla Karola. Przyjmował to z rozczarowaniem, ale nie nalegał. Może rozumiał, że jeśli nie dziś to jutro, albo pojutrze. I wtedy osiągnie cel. Wtedy doprowadzi do ostatniej rozgrywki.
              No i poniekąd miał rację. Kamila ostatnią rozgrywkę zaplanowała na sobotę.
              - Może znów Manhattan? – zaproponował telefonicznie, nie mogąc stanąć z nią oko w oko.
              - Zobaczymy, najpierw w południe mam turniej siatkówki – odparła wykrętnie.
              - Prawda, jesteś w reprezentacji szkoły przecież.
              - Właśnie, najpierw gramy półfinał z czwartym liceum. Będzie trochę ludzi – rzuciła zdawkowo.
              - Domyślam się, przyjdą popatrzyć na mecz. No i nie tylko na mecz.
              - Pewnie nie tylko… Ogólnie jakaś impreza jest, powinieneś wiedzieć, grill na powietrzu…
              - Wiem, wiem, tylko wyleciało mi to z głowy…
              - Szkoda, liczyłam na twoje wsparcie i twój doping – sprowokowała.
              - Zawsze masz moje wsparcie – zapewnił gorliwie.
              - Ale liczyłam na specjalne, wiesz… - zniżyła nieco głos. – Bardziej bezpośrednie. I przed meczem i w trakcie i po…
              - Po meczu? – chyba nie do końca rozumiał.
              - No po meczu – odpowiedziała cierpliwie. – Czasem trzeba pocieszyć dziewczyny po porażce a jutro taka jest przecież możliwa… Pocieszyć, jak zrezygnowane wejdą pod prysznic a potem zmęczone gramolą się, nie mając sił by się w końcu ubrać i wyjść…
              - Aha, to tak… - usłyszała po dwóch sekundach ciszy w słuchawce. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Chyba wyobraził sobie dokładnie to czego chciała. – Rzeczywiście moje miejsce jest wtedy u boku…
              - Pewnie tak, bo ja już taka jestem, że się gramolę… I mam opinię dziewczyny, która zawsze wychodzi z szatni ostatnia – rzuciła swobodnie, wiedząc, że kto, jak kto, ale ktoś taki, jak Patryk zrozumie te słowa właściwie.
              - Mam nadzieję, że nie będę cię musiał pocieszać – odparł kurtuazyjnie, ale ton jego głosu świadczyło innych odczuciach. – Ale jeśli zajdzie taka potrzeba, możesz na mnie liczyć.
              - No do jutra, cześć – zakończyła rozmowę pospiesznie.
              Usiadła na krześle czując przyspieszony oddech. Znów z niepokojem zauważyła, że w trakcie tej rozmowy, rzucając niedwuznaczne aluzje poczuła się jak jakaś *****ka i że wpłynęło w to na nią tak poniżająco, jak i rozkosznie. Czy naprawdę, to jej drugie ”ja” jest takie mroczne? Skąd to się wzięło?
              Dobra, nieważne. Teraz liczyło się coś innego. To już jutro. Plan był opracowany, ale… Może nie był jakiś wybitnie wymyślny, ale na pewno odważny. Ba, był jak na nią… Szalony wręcz. No, przynajmniej ta pierwsza część jakaś normalniejsza, ale druga?
              Będzie ją na to stać? Na to wszystko? W sumie ta druga część jest raczej dobrowolna… To znaczy wszystko będzie zależeć od nastroju, może z niej zrezygnować…
              Boże, gdzie ona z tym wszystkim dotarła?

              Pogoda dopisywała. Ale tym razem ubrała się nico poważniej, choć czy na pewno? No na zewnątrz raczej tak. Gustowna spódniczka i pończochy. Pewnie gdyby niechcący podwinęła spódniczkę, czy to w autobusie, czy gdzieś i oczom jakiegoś faceta ukazałyby się pończochy samonośne, byłoby dużo bardziej perwersyjnie, niż wczoraj.
              Ale oczywiście nie zrobiła tego. Spokojnie doszła do swego liceum, zbierając męskie spojrzenia. Tak w drodze, jak i w samym budynku.
              Ciemne okulary przeciwsłoneczne dodawały jej pewnie seksapilu, ale dla niej były po prostu ucieczką. Ucieczką przed strachem, który bił z jej oczu. Bo to był strach, przynajmniej jakiś jego element. Czy nie byłoby lepiej po prostu zakończyć znajomość, powiedzieć „Wiem, co rozpowiadałeś na mój temat, wiem jakie masz oczekiwania. Jest nam nie po drodze, do widzenia”?
              Nie. Zasłużył na coś gorszego. Musi go upokorzyć, nawet jeśli okupi to własnym strachem i nieustannie szybko walącym sercem.
              W szkole wróciła do stanu względnej normalności. Wiadomo, mecz i koleżanki. Dla niej było o tyle spokojnie, że grać w siatkę umiała, ale nie na tyle, by łapać się co pierwszej szóstki. Tyle, by wyjść na rozgrzewkę a potem usiąść na ławkę i wejść w trakcie meczu raz, może dwa na chwilę, krótszą, czy choćby nawet dłuższą.
              Spokojnie przebrała się w głośnej, rozgadanej szatni, wśród dwunastu dziewczyn. Wyszła na salę. Zerknęła na trybuny, było tam z kilkadziesiąt osób. Czyli sporo. Pewnie spora część zwabiona imprezą trwającą pod szkołą, grillem. Ale pobudki były nieistotne. Liczył się fakt, że dzisiaj będzie na nią patrzeć tyle osób. Kolegów i koleżanek, znajomych i nieznajomych licealistów. Tych z własnego liceum i innych.
              W trakcie rozgrzewki rzucała co chwilę okiem na trybuny. Patryka nie dostrzegła. Może to i lepiej. Zjawi się prędzej, czy później i lepiej, jeśli będzie to później. Oszczędzi jej stresu.
              A zjawi się na pewno. Dostrzegła na ławkach kilku chłopaków z jego klasy. Przyszli, pewnie bardziej dla Martyny. Ale jeśli byli oni, to będzie i on.
              Nim się rozejrzała zaczął się mecz. Drugi półfinał pomiędzy jej a czwartym liceum. Pierwszy półfinał, między jedynką a dwójką skończył się wcześniej.
              Spokojnie usiadła na ławce rezerwowych. Przynajmniej siliła się na spokój. By odegnać od siebie różne myśli, skupiła się na meczu. W przeciwieństwie do prawdziwej siatkówki, tu grano do dwóch wygranych setów. Gdyby było inaczej, cały turniej mógłby skończyć się wieczorem.
              A tak… Pierwszy set przegrany w kilkanaście minut. Nim się obejrzała, przegrywali i drugiego.
              - Kamila, za Gosię – zaordynowała wuefistka.
              Nieco stremowana wbiegła na boisko, zajmując pozycję. Zdążyła zaliczyć parę kontaktów z piłką, z reguły średnio udanych. Coś im nie szło.
              - 14:18 – podał sędzia po kolejnej piłce.
              To była już praktycznie ostatnia szansa na ugranie czegokolwiek w turnieju.
              Piłka serwowana przez rywalki poszła w bok zmierzając w róg boiska. Mogło się skończyć asem serwisowym i Kamila na to pozwolić nie mogła. Stanęła w rozkroku usiłując sięgnąć piłkę. Źle. Jej nogi rozjechały się, przy czym lewa stopa wygięła się niebezpiecznie.
              - Auuu… - syknęła, upadając na boisko. Nie obroniła piłki a sama poczuła ból w lewej stopie.
              Nie podnosiła się przez chwilę, z grymasem na twarzy macając ostrożnie stopę.
              - Coś poważnego? – zbliżyła się wuefistka.
              - Chyba nie. Ale na razie nie dam rady… - wysapała, wstając i ostrożnie schodząc na ławkę. Przypadkowo spojrzała w górę i dostrzegła Patryka. Zawstydzona spuściła natychmiast wzrok.
              Odsiedziała chwilę na ławce, czekając aż ból ustąpi. Doczekała się tego, jak i porażki swojej drużyny.
              Razem z dziewczynami doczłapała się do szatni.
              - Nie ma co siadać, za piętnaście minut gramy o trzecie miejsce z dwójką – rzuciła któraś z licealistek.
              - Kamila co z tobą? Coś poważnego? – zapytała inna.
              - Nie, raczej nie. Ale chyba nie zaryzykuję wejścia na boisko – odparła.
              Trudno. I tak zostało im pięć rezerwowych. Wystarczy spokojnie.
              Z coraz szybciej bijącym sercem Kamila odczekiwała kolejne minuty. Wykorzystała moment, by się przebrać w cywilne ciuchy. W spódniczkę i koszulkę. Nie zapominając wcześniej wciągnąć pończoch. A potem patrzyła jak koleżanki wstają z miejsc i wychodzą na korytarz a potem na boisko.
              Została sama. Na chwilę ukryła twarz w dłoniach. Czuła jak drży a serce tłucze jak szalone. Wzięła głęboki oddech i wstała.
              To już teraz. To ostatnia chwila, kiedy może się jeszcze wycofać. Bo jak nie, to…
              Spokojnie wyszła na korytarz. Nie weszła na halę. Przystanęła przy drzwiach, opierając się o framugę. Nawet nie spojrzała na trybuny. Wiedziała, że on tam jest i że nie będzie mógł zaprzepaścić takiej okazji.
              Oprócz pewnego strachu, jak i podniecenia zbliżającym się finałem całej sprawy, była szalenie ciekawa jak Patryk się do tego zabierze.
              Nie musiała czekać długa. Nie minęło sześćdziesiąt sekund aż pojawił się naprzeciw niej.
              - Żałuję, że jesteś już ubrana. W poprzednim wdzianku wyglądałaś bardzo ponętnie – rzucił uwodzicielskim tonem.
              - A w tym już nie? – odwzajemniła lekki uśmiech, jednocześnie sugerując rozczarowanie.
              - W tym też. Tylko, że jest więcej do zdejmowania.
              Patrzyła mu prosto w oczy, nie komentując bezczelnego tekstu. Niech się wysili. Niech powie coś w swoim stylu, niech…
              Dość nieoczekiwanie przywarł do niej swoim ciałem. Trochę zaskoczona stawiła opór, ale nieskutecznie. No, dobra, niech ma… Chociaż tak na oczach wszystkich… Może nie wszystkich, ale na pewno niejeden zauważył i się gapił. Gapił na to, jak szkolny playboy napiera na miss liceum i unosi lekko spódniczkę. Zabawne. Bo z racji pozycji, nie widział pod nią w zasadzie niczego. Widzieć mógł tylko postronny obserwator znajdujący się przynajmniej metr dalej.
              Tak oto, pokazywała całej szkole, że ma na sobie podobno bardzo seksowne pończochy samonośne. I że jest taki chłopak, który bezkarnie może unieść jej spódniczkę w górę. A ona nic.
              - Nie stało ci się nic poważnego? – zapytał z fałszywą troską.
              - Nie, już wszystko w porządku – odpowiedziała.
              - A może jednak? Chciałbym zobaczyć twoją stopę – upierał się.
              W lot zrozumiała wszystko. Nie było to nic wymyślnego, ale jednak.
              Powoli, z lekka opierając się ruszyła za nim, ciągnięta za rękę. Pokonali te kilka metrów do szatni i weszli do niej. Kamila dyskretnie zamknęła drzwi na zatrzask, ale nie uszło to jego uwadze.

              Skomentuj

              • Falanga JONS
                Banned
                • Feb 2012
                • 1156

                #8
                Ciekawiło ją co zrobi dalej. Co powie, co…
                A on znienacka przycisnął ją do ściany, opierając dłonie o biodra. Pochylił się ku niej, całując w szyję.
                - Patryk, to nie jest stopa – powiedziała łagodnie.
                - Przecież ze stopą wszystko w porządku – odparł zapalczywie.
                Jego dłoń usiłowała wedrzeć się do tyłu i chwycić za jej pośladek. Zdecydowanym ruchem ręki uniemożliwiła mu to. Druga dłoń w tym czasie wylądowała miedzy jej udami. Dobra, nogi niech maca, skoro i tak już wymacał. Ale nie pośladki i inne części ciała.
                - Patryk, co chcesz ze mną zrobić? – wyszeptała z lodowatym spokojem.
                - Przecież wiesz – odpowiedział krótko nie przestając całować. Czuła jego zapach, jego podniecenie. Czuła testosteron i było to urzekające. Czuła też, że jego dłoń pomiędzy jej udami usiłuje wedrzeć się wyżej, ale i na to nie pozwoliła zaciskając nogi najsilniej jak mogła.
                - Patryk, jestem dziewicą – znów zabrzmiała tak samo lodowato jak poprzednio. – A ty robisz ze mnie ****ę… Lubię silnych, zdecydowanych, męskich facetów… - podpuszczała go do tego, by wyłożył kawę na ławę. – Powiedz co chcesz ze mną zrobić?
                - Chcę się pieprzyć z tobą – wysapał z takim ładunkiem emocji, że poczuła dreszcz na swoim ciele. I był to przyjemny dreszcz. Nie spodziewała się, że taki tekst może ją tak zniewolić.
                - Aaach – jęknęła cicho, dość nieoczekiwanie, bo Patryk atakował coraz mocniej a ona broniła mu dostępu resztkami sił.
                Tak, ten tekst zniewolił ją. I z przerażeniem uświadomiła sobie, że gdyby nie to czego się o nim dowiedziała, gdyby nie słowa Karola, to być może właśnie teraz czułaby to samo co on. Że chce się z nim ruchać.
                Ba, nawet czuła to po prostu. Te słowa i jego chamskie zachowanie podnieciły ją. Znów poczuła się ****ą, dając się macać temu bezczelnemu chamowi. Już dawno powinna to przerwać. Ale przez chwilę upajała się tym stanem i jego pieszczotami. Dopóki nie dotarł do intymnych części ciała, dopóty mógł macać. Mógł macać po to, by ona uświadamiała sobie ze zgrozą, już kolejny raz, że to upodlenie, którego staje się ofiarą bywa w swym poniżeniu niezwykle podniecające.
                Tak, jak w Manhattanie, przełamał jej obronę i jego dłoń spomiędzy ud, dotarła do majtek. Zebrała w sobie siły i odepchnęła go od siebie.
                - Chcesz się pieprzyć ze mną? – czuła, że jej oczy zrobiły się wielkie i że doskonale pasuje to do sytuacji. – Powtórz to.
                - Chcę cię widzieć nago i chcę się z tobą pieprzyć. To chyba jasne – powiedział bez wahania.
                - To na co czekasz? – wypaliła błyskawicznie, chyba go nawet zaskakując. – Też chcę cię zobaczyć nagiego.
                Jakby dla dodanie mu animuszu, zdjęła z siebie koszulkę. Zadziałało. Patryk zaczął wyskakiwać z kolejnych części ubrania. I ona nie mogła tak nagle przestać. Zresztą popatrzeć sobie może. Nie spiesząc się, zdjęła z siebie spódniczkę. Poczuła skrępowanie. Stała przed nim w samej bieliźnie i pończochach. Zobaczyła jak i jego oczy robią się wielkie. Stał przed nią w samych bokserkach.
                - To jeszcze nie koniec –wypaliła drżącym tonem, bo sama nie mogła opanować emocji. Serce biło jej mocno. Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem? A co jeśli nie?
                Patrząc mu w oczy, sięgnęła rękoma do tyłu. Rozpięła stanik i z pewnymi oporami rzuciła go na ławeczkę. Po raz pierwszy w życiu stała przed jakimkolwiek mężczyzną prężąc swój niewielki, ale co zdecydowanie ważniejsze, nagi biust.
                Na chwilę pociemniało jej w oczach.
                - Nie! – niemal krzykiem uprzedziła jego ruch, gdy chciał rzucić się na jej nagie piersi. – Nie, Patryk. To mój pierwszy raz i zrobimy to po mojemu, dobrze?
                - Jak? – stanął zdezorientowany.
                - Właśnie tak – z leżącego obok plecaka, w której miała swój sportowy strój wyciągnęła kilka pasków materiału. – Stań tam – wskazała miejsce za nim.
                Cofnął się posłusznie. I uniósł ręce w górę, gdy mu to nakazała. Choć z oporami.
                - Dlaczego? To ja jestem od wiązania? - starał się uśmiechnąć.
                - Dlatego, że to mój pierwszy raz – powiedziała spokojnie. – I to ja chcę mieć ciebie na własność nie ty mnie. Przynajmniej na te kilka minut – zbliżyła się do niego rozchylając lekko usta. Choć czuła się z tym idiotycznie, to wiedziała, że powinno zadziałać. Na chłopaków powinno.
                Ledwo sięgała do wystającej ze ściany żerdzi. Weszła na ławkę a jej biust znalazł się na wysokości głowy Patryka. Nie przegapił okazji i polizał jedną z jej piersi. Zacisnęła usta, modląc się by przywiązywanie jego dłoni do żerdzi skończyło się szybko. Nie było to łatwe. Wiązała powoli a ten gnojek w tym czasie bezczelnie lizał jej nagie piersi, choć przynajmniej nie dosięgał sutków.
                Zeszła z ławki, odchodząc na pół metra. Udało się. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, który on pewnie zinterpretował inaczej.
                - Powiedz, kto jest najpiękniejszą dziewczyną w szkole – zapytała z uśmiechem.
                - Ty a któżby inny?
                - I co ta dziewczyna powinna teraz zrobić…?
                - Obciągnąć mi.
                Pochyliła się, zsuwając z niego bokserki. Poczuła tylko odrobinę satysfakcji i dużo większy żal, że pierwsze męskie bokserki jakie ściąga z faceta należą do kogoś takiego.
                Wyprostowała się rzucając bokserki w dal. Patrzył na nią, znów lekko zdezorientowany.
                To by było na tyle. Już nie ma się co bawić z panem Patrykiem. Czas kończyć.
                - Karol – zwróciła wzrok w lewo.
                Zdążyła jeszcze wychwycić wzrok niemogącego się w tym połapać Patryka a zza ostatniej szafki wyszedł ubrany tylko w bokserki Karol. Odetchnęła. Nie dość, że zgodnie z umową, wślizgnął się do szatni w międzyczasie, gdy ona z niej wyszła, to jeszcze i strojem dostosował się do jej poleceń.
                A ona w ciągu minuty zaliczyła drugiego faceta, który zobaczył jej nagi biust. Ten drugi, podobnie jak i pierwszy wpatrywał się w niego jak urzeczony.
                - Co ty robisz? - zapytał osłupiały Patryk.
                - Nic – siliła się na niewinny ton, ale tak podniecenie wywołane swą własną nagością, uległością wobec Patryka, jak i szczęście wynikające z triumfu nad nim, nie pozwoliło jej na to. – Teraz ładnie przyznasz się do tego co opowiadałeś o mnie kolegom. O tym, co się działo w Manhattanie. To znaczy, inaczej… Przypomnisz swe kłamstwa.
                - Chyba zwariowałaś…!
                - Chyba ty zwariowałeś, jeżeli myślałeś, ze dam się przelecieć takiemu bufonowi jak ty! – rzuciła mu prosto w twarz. - Więc posłuchaj raz jeszcze. To jest szatnia, nasza szatnia. Dziewczyny grają teraz mecz o trzecie miejsce. Skończą może za dwadzieścia minut, może za pół godziny. I wejdą tu. I co zobaczą? Albo raczej kogo?
                - Oszalałaś! Rozwiąż mnie natychmiast.
                - Nie mam ochoty bawić się z tobą w jakieś przekomarzanki. Pytam cię po raz ostatni. Albo przyznasz się do wszystkiego, albo zostawiam cię tak, jak tu jesteś.
                - Nie… Nic nie powiem… Nie zostawisz mnie tak. Głupia suko!
                - Ach, suko… Suki to twój ulubiony cel. Ja nie jestem suką. Chyba, że mściwą – zaśmiała się cichutko i zbliżyła do Patryka wbijając w niego swój ostry wzrok i przybierając kuszącą pozę. – A może na pożegnanie chcesz zobaczyć jak ściągam z siebie majtki, co?
                Nie odpowiedział. Wyczuła za to, że Karol poruszył się niespokojnie.
                - Milczysz. Czyli nie sprostujesz kłamstw o tym, że macałeś mnie przez majtki? Że obciągnęłam ci? Nie masz za grosz honoru – rzuciła ze wzgardą. – Dlatego będziesz cierpieć.
                - Puść mnie natychmiast – zażądał. – A ty się tak nie patrz. Nigdy nie zaruchasz takiej dupy frajerze!
                - Ach… - mruknęła tylko w dopowiedzi.
                - Kamila, puść mnie natychmiast, ach… - dalsze słowa utknęły mu w gardle, bo w dłoni dziewczyny natychmiast pojawił się kolejny kawałek materiału, który od razu wepchnęła mu w usta.
                - Zamilcz! – rzuciła pogardliwie. – Żaden z ciebie mężczyzna. Chciałeś mnie przelecieć. To zobaczysz coś. O ile ci pozwolę.
                No właśnie, to był ten motyw, którego nie dopracowała. Po prawdzie, nie wiedziała nic. Co konkretnie zrobić, jak daleko się dopuścić i czy pozwolić Patrykowi by ten na to patrzył.
                Nie, nie zasłużył na to. I zasadniczo jego obecność zaczęła jej przeszkadzać. Znalazła trzeci skrawek materiału i przewiązała nim oczy szamoczącego się Patryka. W ten sposób był tu, ale związany, zakneblowany i nic niewidzący. Czyli tak jakby go nie było. Mógł tylko słuchać.
                Mimo, że starała się to ukryć, targały nią niesamowite emocje. Już tyle się wydarzyło. Utarła nosa Patrykowi. Ale także rozebrała się. Najpierw miała na sobie taki, *****ski strój, bieliznę i pończochy. Teraz była bez stanika. Ku swemu zdumieniu, przez chwilę zachowywała się tak, jakby nie czuła, że jest w towarzystwie dwóch mężczyzn i świeci nagimi piersiami. Dopiero teraz uświadomiła to sobie, gdy zwróciła się do milczącego przez cały ten czas Karola. Patrzył to w jej oczy, to w jej biust. Poczuła, jak wraca do życia normalna Kamila. Normalna? No choćby o tyle, że na jej twarz wystąpił silny rumieniec.
                Spojrzała w jego twarz. Był bez okularów i jego oczy… Pierwszy raz wydały jej się całkiem interesujące.
                - Karolu – zwróciła się spokojnie do chłopaka. – Jestem ci bardzo wdzięczna, za to co zrobiłeś. Bez ciebie, cała ta sytuacja mogła zakończyć się bardzo źle. Jestem ci winna wdzięczność. Obiecałam ci to.
                Powstrzymała się od słów typu „czy masz jakieś życzenie?”. Były zbędne. Chyba nawet taka oferma jak…
                - Zawiodłaś mnie – usłyszała ku swemu zdumieniu. – Miałem o tobie lepsze zdanie. Myślałem, że nie zbajeruje cię taki byle chłystek. Że jesteś dla prawdziwego mężczyzny. A tymczasem ty pozwoliłaś się obmacywać takiemu dupkowi. Zgrzeszyłaś i to mocno.
                Osłupiała. Spodziewała się kilku rozwiązań, kilku możliwych odpowiedzi, ale nie takiej.
                - Wiem – przyznała ku swojemu zdumieniu dość potulnie. – Masz rację. Czy to znaczy, że mną gardzisz?
                - Nie – usłyszała w odpowiedzi. – O ile jesteś gotowa na karę.
                - Jaką karę? – znów została zaskoczona.

                Skomentuj

                • Falanga JONS
                  Banned
                  • Feb 2012
                  • 1156

                  #9
                  Widziała, że zmiękł trochę. Stracił tą chwilową pewność siebie. Ale nie mówiąc ni słowa, podszedł do niej i objął w biodrach. Ni stąd, ni zowąd, jego usta zetknęły się z jej ustami a jego dłonie znalazły się na jej biodrach. Poczuła jak majtki zaczynają zsuwać się w dół.
                  - Karol…! – wyszeptała bardziej, niż krzyknęła, kompletnie zaskoczona taką postawą nieśmiałego ofermy, którym do tej pory się jawił.
                  - Nie – jednym gestem powstrzymał rodzący się sprzeciw. Kamila oszołomiona patrzyła jak jej majtki zjeżdżają w dół. Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła. Po prostu nie mogła.
                  Nie mogła uwierzyć, że pierwszym mężczyzną, który zdjął z niej majtki był właśnie Karol. Ten nieśmiały, nieco fajtłapowaty okularnik. I zrobił to tak, że ani myślała o proteście.
                  Po prostu stała naga, już kompletnie naga, nie licząc seksownych pończoch na nogach. Stała naga w obecności dwóch chłopaków. OK, jeden z nich nie był świadom tego co się dzieje, ale drugi widział jej nagość w całej okazałości.
                  I co gorsza, ona ani myślała o proteście. Z rozchylonymi ustami i wielkimi oczyma, wpatrywała się w Karola.
                  Planowała, że to tak może się skończyć. Że stanie przed nim bez majtek. Ale nie w taki sposób. Jak to możliwe? Skąd to się u niego wzięło?
                  Jak zahipnotyzowana patrzyła na niego. Na zupełnie nieoczekiwanego wodza. Przed którym stała praktycznie kompletnie naga. On w bokserkach, obcałowywał jej szyję, jej twarz, jej usta. A ona nie była w stanie zaprotestować.
                  Oparł swe dłonie na jej barkach, zatrzymując się w swym pożądaniu. Znów ją zaskoczył. Rozkręcił się i co? Czy myślał, że to już koniec? Że to wszystko na co może sobie pozwolić?
                  Tak chyba wynikało z jego zachowania.
                  Teraz? Gdy ona, zupełnie nieoczekiwanie dla siebie samej poczuła duże podniecenie? Gdy gorące pocałunki płynące z tak nieoczekiwanego źródła rozpaliły ją bardziej, niż te, których doświadczała z ust Patryka?
                  Stał i patrzył w jej oczy. Duże oczy. Wiedziała, że musi przejąć inicjatywę. I jednocześnie jej ciało nie pozwoliło na to, by przestała.
                  - Tam – popchnęła go na ławkę pod szafkami. Karol dość posłusznie usiadł na niej. Okrakiem. Tak jak chciała.
                  Spojrzała na jego nagą klatkę piersiową. Lekko owłosioną co ją trochę zaskoczyło i podnieciło. Nie taki dzieciak z niego. A w tym czasie on patrzył wprost przed siebie na jej nagie łono.
                  - No już – ponagliła go szeptem. Zdumiewała ją własna odwaga. A może to nie odwaga? Może to jej ciało i pożądanie?
                  Pochyliła się nad nim, ściągając z niego bokserki. Choć bała się, że może wyglądać to śmiesznie, ponad wszystko zapragnęła dotknąć sterczącego penisa. Pierwszego jakiego w życiu widziała, bo ten Patryka się nie liczył. Delikatnie ujęła go drżącą ręką. Jednocześnie była na tyle skrępowana, że bała się spojrzeć Karolowi w oczy.
                  Nie miała żadnego doświadczenia, lecz w jej głowie od kilku dni pobrzmiewała wizja z pewnego filmu porno, który widziała kiedyś u koleżanki. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy raz. Z mocno walącym sercem uznała, że kompletnie szalone, ale…
                  - Połóż się… Albo oprzyj – nakazała pierwszoklasiście a ten wykonał polecenie, odchylając się nieco w tył.
                  Na drżących nogach Kamila stanęła tuż nad nim. Rozchyliła usta a jej oczy zrobiły się jeszcze większe, gdy dotarło do niej, co właśnie wyprawia. Stojąc w rozkroku nad ławką i odchylonym w tył Karolem, poczęła się opuszczać.
                  Wystarczył moment pierwszego zetknięcia się jej wilgotnej cipki ze sterczącym penisem, by z jej ust wydobył się krótki, urwany jęk. Zawstydziła się go nieco a twarz oblała się rumieńcem.
                  Nie była w stanie utrzymać się na drżących nogach. W sukurs przyszedł Karol, który chwycił ją za biodra. To było takie męskie. Teraz on prowadził, kierował. Z wytrzeszczonymi oczami intensywnie wpatrywała się w jego twarz, gdy on trochę niezdarnie, ale stanowczo sterował jej ciałem. Drżąc na całym ciele uniosła głowę w górę, gdy poczuła, że to co jeszcze kilka dni temu wydawało się niemożliwe, staje się faktem.
                  W jej cipkę wbijał się męski penis. Już nawet nieważne czyj. Ważne, że w ogóle jakiś się wbijał.
                  Świadomość tego wydarzenia wprawiła ją w takie osłupienie, że totalnie odleciała. Podobnie, jak Karol, odchyliła się lekko w tył, opierając się z trudem na drżących rękach i czując, że za chwilę straci zmysły.
                  Oto traciła dziewictwo w szkolnej szatni, w dodatkowym towarzystwie jednego, wprawdzie nic nie widzącego, ale pewnie mającego świadomość co się dzieje, świadka. To było chore, absurdalne, niewyobrażalne. A jednak się działo. Czuła jak penis Karol wbił się w jej cipkę niemal w całości.
                  - Aaaaach…! – nie potrafiła powstrzymać może niezbyt głośnego, ale długiego i przeraźliwego jęku.
                  Czuła ból. Ból pierwszego razu, sztywnego penisa rozbijającego jej dziewiczą pochwę. Ale ten ból był niczym w porównaniu z rozkoszą jaką jej dostarczył.
                  Dotarło do niej, że była stracona. Że teraz już za nic nie odpuści, aż Karol, aż jego penis…
                  Energicznie pochyliła się w przód, niemal stykając się z Karolem. I dobrze. Chciała bardziej poczuć jego ciało. Poczuć jak jego tors styka się z jej biustem, jak jej nogi obejmują jego biodra. Ale najbardziej chciała, by tam, w środku coś się działo.
                  Odchyliła dłonie, opierając je na kolanach Karola, przesuwając w stronę łydek i zaczęła ujeżdżać jego penisa. Tak, jak na tamtym filmie. I doświadczenie jakiego doznała, znów spowodowało, że z jej ust wydarł się lekki jęk.
                  Już nie przestawała. Lekko okrężnymi ruchami stymulowała swą cipkę. Miała przy tym nadzieję, że i Karolowi było dobrze, ale w tym momencie triumfował jednak egoizm. Nie, nie… Jeśli nie ma teraz, to za chwilę będzie miał swoje pięć minut. Ale teraz liczyła się przede wszystkim ona. Ona, opierająca dłonie z łydki pierwszoklasisty i okrężnymi ruchami ujeżdżająca jego penisa. A chwilę później poszła jeszcze dalej. Poczęła lekko unosić swe biodra i opuszczać je znów.
                  Nigdy w życiu nie przypuszczała, że straci dziewictwo w takiej pozycji i że może jej ona dostarczyć takiej, nieopisanej wręcz rozkoszy.
                  Niemal nie zważała na to co się dzieje wokół i czy w ogóle coś dzieje. Naprzemiennie, to okręcała się wokół gorącego penisa Karola, to wysuwała go z siebie, po to by na niego opaść. To była tak szalona jazda, że przez chwilę przestraszyła się, że straci przytomność.
                  Opadła z sił. Poczuła jak jej ciało wiotczeje. Gdyby nie dłonie Karola…
                  - Kamila – usłyszała wreszcie jego głos. – Wstań… - wyszeptał.
                  Z żalem przyjęła do wiadomości fakt, że jego rozgrzany penis opuszcza jej obolałą cipkę, ale trwało to tylko chwilę.
                  Nie wiedziała co kombinuje, ale zaufała mu. Zdała się na jego dominację. I znów poczuła jaj serce poczyna walić niczym młot.
                  Oto, wiedziona niemymi poleceniami Karola, stanęła w rozkroku, wypinając swoje nagie pośladki w stronę chłopaka. Stała, choć czyniła to z najwyższym trudem, bo jej nogi drżały tak, że gdyby Karol nie chwycił jej mocno za biodra, z całą pewnością upadłaby. Takich doznań dostarczył jej ten pierwszy w życiu seks.
                  Ale przecież jeszcze się nie skończył. Stojąc z wypiętym dupskiem i opierając swe dłonie o niską ławeczkę, poczuła, jak twardy penis Karola znów wsuwa się w jej cipkę. Znów z jej ust wydobył się jęk.
                  Teraz zasady gry się zmieniły. Przestała dominować. Teraz rządził Karol.
                  Rządził, stojąc za nią i wbijając się swoim penisem niemal od początku jak oszalały. To było coś niewiarygodnego. Ona, nieoficjalna miss liceum dawała się bezwzględnie rżnąć zahukanemu, nieśmiałemu, niepozornemu pierwszoklasiście. Ona, która mogła jeszcze przed chwilą dać się przelecieć temu bezczelnemu, ale jednak atrakcyjnemu playboyowi, teraz była grzmocona przez na pozór przeciętnego małolata.
                  Ale już nie myślała tak o nim. Swoim zachowaniem dowiódł, że pewne zasady nie są mu obce. Zachował się jak trzeba, pomógł w ciężkiej sytuacji a teraz… Teraz trzymał ja mocno za biodra i grzmocił jak oszalały.
                  Tak, tu już nie chodziło o to, że sztywny jak drąg penis wypełniał w dynamicznym tempie jej cipkę przy jej niepowstrzymywanych już jękach. Chodziło o to, że ten niepozorny okularnik zmienił się w prawdziwego mężczyznę dyktującego tempo i ruchającego ją jak tylko miał na to ochotę. Dominującego nad nią, zniewalającego ją w potwornej rozkoszy.
                  Tak, właśnie, tak…! O, Boże…!
                  - Aaaaach…. Aaaaaach….! – nie potrafiła powstrzymać przeraźliwego, niezwykle długiego jęku, który jeszcze dodatkowo spotęgował ruchy Karola, bo teraz i on, jak rozszalały młocił ją, by kilkanaście sekund później zalać jej cipkę gorącym strumieniem spermy.
                  Zrobił to. Spuścił się w niej. Doprowadziła do orgazmu pierwszego swojego faceta.
                  Jej ciało, wypuszczone powoli z rąk Karola, bezwładnie osunęło się na ławkę. W życiu nie spodziewała się czegoś takiego. Niemal zwinęła się w kłębek, pozostając w stanie półświadomości. Zamknęła oczy, prawie nie kontaktując. To było oś niesłychanego…
                  Poczuła, że Karol klęka przy niej, delikatnie wsuwając dłoń w jej włosy. Poczuła jego oddech na swej twarzy. Delikatny dotyk jego ust na niej. Uśmiechnęła się słabo.
                  Nie, dla niego nie był to po prostu seks. To nie było po prostu puknięcie szkolnej piękności. To było coś więcej. Wiedziała to a on teraz ją w tym upewniał.
                  - Kamila… - szepnął a w tym szepcie kryło się wszystko co tylko możliwe.
                  Nie odpowiedziała, chcąc jak najdłużej pozostać w tym stanie. Choć przecież musiała wrócić do rzeczywistości. Lada chwila mógł skończyć się mecz, mogły wrócić dziewczyny. No i jeszcze Patryk, który szamocząc się, przypominał o swoim istnieniu.
                  - Kamila… - czuła jak Karol powtarza jej imię. – Kamila…

                  - Kamila – jakby z rozczarowaniem zrozumiała, że to nie głos Karola a Daniela. – Ja wszystko rozumiem, ale jeszcze nie widziałem, żebyś tak wypinała dupsko przy zlewozmywaku.
                  Zerknęła zawstydzona. Ale pozycji nie zmieniła. Mimo, że sekunda wystarczyła by uświadomić sobie, jak to rzeczywiście wygląda. Przyjęła to z lekkim uśmiechem, trochę żałując, że nie będzie jej dane dokończyć rozmyślań. Ale chyba wszystko co najważniejsze, już sobie dopowiedziała.
                  - A ja jeszcze nie widziałam, żeby tobie to przeszkadzało – odpowiedziała łagodnie.
                  - Nie skarżyłem się, ze przeszkadza – jego ton, mimo wszystko nadal pozostawał lekko prześmiewczy. Jednocześnie stanął za nią i niespiesznie zaczął ściągać z niej spodnie a potem majtki.
                  Właśnie tak, jak chciała. Niespiesznie. Bo nie miała ochoty na jakieś szaleńcze jazdy i miała nadzieję, że mąż się do jej oczekiwań dostosuje. To przez tą opowieść, którą od kilku godzin intensywnie toczyła w swojej głowie.
                  Nie widziała niczego podniecającego w nagim wypiętym tyłku, ale rozumiała, że facetów to kręci. I Daniela rzecz jasna też. Dlatego też, kręciło i ją. Kręciło to, że on zdejmuje z niej majtki i patrzy w jej nagie pośladki.
                  - O czym ty myślałaś? – usłyszała, jak zadumał się, przejeżdżając palcem po jej cipce. Uśmiech na jej twarzy poszerzył się. Tak, była mokra. Ta opowieść ją podnieciła, to oczywiste.
                  Nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej wypięła pośladki. Nie czekała długo. Moment później poczuła. Nie tego wirtualnego penisa Karola, tylko realnego, prawdziwego. Na którego czekała od dobrych kilku godzin.
                  Opuściła głowę, pochylając się w stronę wyciągniętych przed siebie dłoni. Daniel robił to co do niego należało. Posuwał swą żonę spokojnie, bez szaleństw. Oczywiście nie w żółwim tempie, ale jednak dość delikatnie. Nigdzie się nie spiesząc.
                  Wsuwał swego penisa w jej cipkę na całą długość i wysuwał. I tak w kółko. Tego chciała, tego pragnęła. Nie wiedziała dlaczego tak to robi, bo przecież nie wyczytał tego w jej myślach. Nawet on nie miał takiej zdolności. Nie zmieniało to faktu, że wczuł się w jej oczekiwania idealnie.
                  Pomrukiwała lekko czując jak jego sztywny penis rozbija jej cipkę i jak jego palce delikatnie jeżdżą po bokach jej ciała. To już kilkanaście lat a jej ciało jeszcze mu się nie znudziło. Wciąż potrafił je pieścić z młodzieńczą fascynacją. I miedzy innym za to go kochała.
                  Mimo, że jego ruchy nie były szybkie, na orgazm i jego i jej nie trzeba było długo czekać. Zacisnęła dłonie i poczuła skurcz w środku. Jęknęła. Chwilę później, niczym w opowieści, Daniel mocniej chwycił ją za biodra i skończył. Odetchnął głębiej i jak to miał w zwyczaju, strzelił klapsa.
                  - No to możesz podziękować swemu panu i iść spać – zapiał spodnie i skierował się w stronę korytarza.
                  - Dziękuję ślicznie mój panie – odpowiedziała łagodnym tonem. Cały Daniel. Poruchał sobie i nawet nie zainteresował się tym, by ubrać żoną z powrotem.
                  Sama więc wciągnęła na siebie majtki i spodnie.
                  Dokończyła zmywanie. Mimo przeżytego orgazmu, wciąż czuła się niezaspokojona. Przynajmniej nie do końca. Co na to wpłynęło? Czy ta opowieść tak ją nakręciła?
                  Może coś było nie tak? Albo z nią, Kamilą, albo z opowieścią?
                  Poszwendała się jeszcze po mieszkaniu. Zajrzała do łazienki, potem do pokoju Mieszka i Oliwii, sprawdzając czy spokojnie śpią. Wróciła do kuchni, zaglądając do lodówki. Nagle przystanęła nad kuchennym stołem.
                  A co, gdyby tak jednak… Gdyby Karol jej nie ostrzegł? A co, gdyby uległa Patrykowi i w części świadomie a częściowo nie, została jego ****ą?

                  Skomentuj

                  Working...