Hej,
na wstępie chciałbym zaznaczyć, że czuję się trochę głupio szukając pomocy na forum internetowym, ale liczę że zobaczę inny punkt widzenia.
No więc fakty, kawa na ławę: jestem z dziewczyną już kilka lat. Wprowadziła się do mnie razem ze sporą częścią swojego dobytku.
Od samego początku czułem, że jest to trochę toksyczna relacja. Ostatnio łapie się na myśli, że "jak się rozstanę to...". Ale w sumie przez różne problemy zawsze odsuwalem na "innym razem".
Co jest problemem?
Mieszka u mnie. Jak powiem dzisiaj, że to koniec to w sumie dopóki się nie wyprowadzi, wolałbym spać na parkingu, w samochodzie, bo atmosfera byłaby tak napięta, że bym się chyba przekręcił.
Wnioskuje to, bo ilekroć dochodziło między nami do spięcia, mówiła że się wyprowadza, przez kilka dni do mnie tyłkó warczala i jej przechodziło. No i zostawała.
Oczywiście, mógłbym powiedzieć jej że jutro ma jej nie być, ale nie jestem aż takim dupkiem. Ogarnięcie nowego mieszkania, szczególnie o tej porze będzie trwało. Powrót do rodziców w grę nie wchodzi, mieszkają w innym mieście.
Drugą sprawa: wbrew pozorom, mimo iż w sumie nie było miesiąca bez ciosania kołków ja głowie, to jestem do niej przywiązany. Kilka lat codziennie spędzaliśmy ze sobą czas. Weź się od czegoś takiego odklej... Szczególnie jak alternatywa jest samotność.
Czytałem trochę o toksycznych związkach i uważam, że moja relacja pasuje do większości wymienianych przykładów. Czy jest to dla mnie wystarczający powód, aby zerwać? Tak... Ale to wszystko co wymieniłem wyżej. Oczywiście, kiedy rozmawiałem o tym problemie z moimi znajomymi, spotkałem się z pytaniem "czy jest inna". Przewrotnie powiem "niestety nie". "Nie", bo zdradę uważam za coś naprawdę złego. "Niestety", bo czuję się ... Zablokowany, gdy szukam jakiejkolwiek odskoczni. Szczególnie, że moje poczucie wartości jako "mężczyzny" zostało zrównane z ziemią - w tym też seks uprawiamy w sumie raz czy dwa do roku. Więc w sumie czuję, że penisa mógłbym zostawiać w domu.
Więc z jednej strony rozstanie postrzegam jako czarną samotnośc i picie do lustra, a z drugiej jako uwolnienie się.
Czy ktoś miał podobne doświadczenia?
na wstępie chciałbym zaznaczyć, że czuję się trochę głupio szukając pomocy na forum internetowym, ale liczę że zobaczę inny punkt widzenia.
No więc fakty, kawa na ławę: jestem z dziewczyną już kilka lat. Wprowadziła się do mnie razem ze sporą częścią swojego dobytku.
Od samego początku czułem, że jest to trochę toksyczna relacja. Ostatnio łapie się na myśli, że "jak się rozstanę to...". Ale w sumie przez różne problemy zawsze odsuwalem na "innym razem".
Co jest problemem?
Mieszka u mnie. Jak powiem dzisiaj, że to koniec to w sumie dopóki się nie wyprowadzi, wolałbym spać na parkingu, w samochodzie, bo atmosfera byłaby tak napięta, że bym się chyba przekręcił.
Wnioskuje to, bo ilekroć dochodziło między nami do spięcia, mówiła że się wyprowadza, przez kilka dni do mnie tyłkó warczala i jej przechodziło. No i zostawała.
Oczywiście, mógłbym powiedzieć jej że jutro ma jej nie być, ale nie jestem aż takim dupkiem. Ogarnięcie nowego mieszkania, szczególnie o tej porze będzie trwało. Powrót do rodziców w grę nie wchodzi, mieszkają w innym mieście.
Drugą sprawa: wbrew pozorom, mimo iż w sumie nie było miesiąca bez ciosania kołków ja głowie, to jestem do niej przywiązany. Kilka lat codziennie spędzaliśmy ze sobą czas. Weź się od czegoś takiego odklej... Szczególnie jak alternatywa jest samotność.
Czytałem trochę o toksycznych związkach i uważam, że moja relacja pasuje do większości wymienianych przykładów. Czy jest to dla mnie wystarczający powód, aby zerwać? Tak... Ale to wszystko co wymieniłem wyżej. Oczywiście, kiedy rozmawiałem o tym problemie z moimi znajomymi, spotkałem się z pytaniem "czy jest inna". Przewrotnie powiem "niestety nie". "Nie", bo zdradę uważam za coś naprawdę złego. "Niestety", bo czuję się ... Zablokowany, gdy szukam jakiejkolwiek odskoczni. Szczególnie, że moje poczucie wartości jako "mężczyzny" zostało zrównane z ziemią - w tym też seks uprawiamy w sumie raz czy dwa do roku. Więc w sumie czuję, że penisa mógłbym zostawiać w domu.
Więc z jednej strony rozstanie postrzegam jako czarną samotnośc i picie do lustra, a z drugiej jako uwolnienie się.
Czy ktoś miał podobne doświadczenia?
Skomentuj