Jak w temacie.
Rozumiem, ze ukonczenie zasadniczej szkoly zawodowej i praca na budowie do konca zycia moze nie byc szczytem marzen wiekszosci ludzi.
Niemniej istnieje szereg zawodow, ktorych wykonywanie wymaga pewnego poziomu inteligencji, talentu i umiejetnosci lecz niekoniecznie studiow wyzszych (badz te mozna robic juz w trakcie pracy, by podniesc swoje kwalifikacje).
Do takich zawodow naleza mn. fryzjer, kosmetyczka, sekretarka, kucharz, cukiernik i wiele innych.
W czesci z tych zawodow odnajda sie nawet najambitniejsi (miedzynarodowe konkursy np. kulinarne) a wiekszosc z nich zapewnia godne zycie i mozliwosc otworznia wlasnej dzialanosci gospodarczej.
Zdaje sobie sprawe, ze ktos kto konczy edukacje na tytule technika farmacji/elektroniki czy innego kierunku technicznego badz lekarskiego moze czuc niedosyt i chciec kontynuowac edukacje na studiach. Ale to sa konkretne kierunki po ktorych praca jest.
Mi chodzi glownie o te wszystkie pseudokierunki (najczesciej humanistyczne i posiadajace egzotyczne nazwy). Pomijajac promile prawdziwych pasjonatow, mlodzi ludzie nie maja czego na nich szukac. Nie potrafie zrozumiec czemu wybieraja jakis gowniany kierunek (czesto na prywatnej uczelni zaocznie) zamiast przyzwoite studium dzienne?
Jesli sie boja, ze beda ciezko pracowac za najnizsza krajowa jako popychadla bez mozliwosci awansu - przeciez wlasnie taka opcja czeka ich po studiach. Jesli boja sie, ze nie znajda pracy w zawodzie i beda musieli sie przekwalifkowac i zalozyc wlasny biznes - wlasnie taka opcja czeka ich po studiach. Predzej po gownianych studiach niz po dobrym studium.
Przeciez wlasnie po tych studiach czeka ich denna, ciezka praca za marne grosze a czesto w efekcie koncowym dorabiaja tytul technika do studiow, by miec konkretny fach w reku i moc z czegos zyc. Wiec po to traca cenne lata zycia?
Czy w swiadomosci polakow tytul magistra wciaz tak wiele znaczy mimo iz studia zostaly kompletnie umasowione?
Kwestia dyskusyjna jest rowniez dalsza edukacja po uzyskaniu tytulu licencjata/inzyniera. Czy naprawde po 3/3,5 roku dalsza edukacja w trybie natychmiastowym jest konieczna? Czy nie lepiej, by studia magisterskie byly albo studiami przygotowywujacymi do studiow doktoranckich albo studiami podnoszacymi kwalifkacje zawodowe dla ludzi juz pracujacych (cos na ksztalt obecnych dyplomowek). W wielu krajach wiekszosc osob konczy edukacje na 4-letnim licencjacie i nie jest przez to mniej kompetentna od naszych magistrow.
Rozumiem, ze ukonczenie zasadniczej szkoly zawodowej i praca na budowie do konca zycia moze nie byc szczytem marzen wiekszosci ludzi.
Niemniej istnieje szereg zawodow, ktorych wykonywanie wymaga pewnego poziomu inteligencji, talentu i umiejetnosci lecz niekoniecznie studiow wyzszych (badz te mozna robic juz w trakcie pracy, by podniesc swoje kwalifikacje).
Do takich zawodow naleza mn. fryzjer, kosmetyczka, sekretarka, kucharz, cukiernik i wiele innych.
W czesci z tych zawodow odnajda sie nawet najambitniejsi (miedzynarodowe konkursy np. kulinarne) a wiekszosc z nich zapewnia godne zycie i mozliwosc otworznia wlasnej dzialanosci gospodarczej.
Zdaje sobie sprawe, ze ktos kto konczy edukacje na tytule technika farmacji/elektroniki czy innego kierunku technicznego badz lekarskiego moze czuc niedosyt i chciec kontynuowac edukacje na studiach. Ale to sa konkretne kierunki po ktorych praca jest.
Mi chodzi glownie o te wszystkie pseudokierunki (najczesciej humanistyczne i posiadajace egzotyczne nazwy). Pomijajac promile prawdziwych pasjonatow, mlodzi ludzie nie maja czego na nich szukac. Nie potrafie zrozumiec czemu wybieraja jakis gowniany kierunek (czesto na prywatnej uczelni zaocznie) zamiast przyzwoite studium dzienne?
Jesli sie boja, ze beda ciezko pracowac za najnizsza krajowa jako popychadla bez mozliwosci awansu - przeciez wlasnie taka opcja czeka ich po studiach. Jesli boja sie, ze nie znajda pracy w zawodzie i beda musieli sie przekwalifkowac i zalozyc wlasny biznes - wlasnie taka opcja czeka ich po studiach. Predzej po gownianych studiach niz po dobrym studium.
Przeciez wlasnie po tych studiach czeka ich denna, ciezka praca za marne grosze a czesto w efekcie koncowym dorabiaja tytul technika do studiow, by miec konkretny fach w reku i moc z czegos zyc. Wiec po to traca cenne lata zycia?
Czy w swiadomosci polakow tytul magistra wciaz tak wiele znaczy mimo iz studia zostaly kompletnie umasowione?
Kwestia dyskusyjna jest rowniez dalsza edukacja po uzyskaniu tytulu licencjata/inzyniera. Czy naprawde po 3/3,5 roku dalsza edukacja w trybie natychmiastowym jest konieczna? Czy nie lepiej, by studia magisterskie byly albo studiami przygotowywujacymi do studiow doktoranckich albo studiami podnoszacymi kwalifkacje zawodowe dla ludzi juz pracujacych (cos na ksztalt obecnych dyplomowek). W wielu krajach wiekszosc osob konczy edukacje na 4-letnim licencjacie i nie jest przez to mniej kompetentna od naszych magistrow.
Skomentuj