Witam, nie sądziłem, że będę pisał tu jeszcze wiadomości. Jestem typem, zamkniętym w sobie z problemami. Sytuacja trochę mnie przerosła więc potrzebuje zdania innej osoby. Dookoła mnie również są ludzie, ale nie rozmawiam o takich sprawach ani z kolegą, siostrą, matka/ojcem itp. Jeśli już to z dziewczyną, ale właśnie to o nią chodzi.
Post może być trochę długi, ale jest kilka zwrotów akcji o których chciałbym wspomnieć.
Mam 24 ona 23 lata. Jesteśmy ze sobą ponad 5 lat. Mieszkamy razem od 2 lat. Przedstawię wam sytuacje, od której wszystko z mojej perspektywy się zaczęło.
Miesiąc temu zrezygnowałem z pracy, jestem w trakcie poszukiwań. Dziewczyna również zrezygnowała ze swojej, ponad 2 tygodnie temu. Po jakimś czasie, wróciła do naszego miasta rodzinnego - oddalone o jakies 100 km, bo tam dostała propozycje - żeby sobie dorobić. Pracowała tam 2 lata temu i zle to znosiłem ponieważ jestem bardzo zazdrosny. Ale teraz się zgodziłem, bo mam wrażenie, że w jakimś stopniu sie z zazdroscią poradziłem i ostatnio jej mocno ufałem.
Szybko mówiąc praca ta polegała na organizowaniu zabaw dla jakiś dzieci, wycieczka przyjezdza atrakcje itp - w różnych miejscach. Pierwsze 2 dni zostałem rzucony na głęboką wodę - bo cięzko było z dziewczyną o kontakt, ale to rozumiem. Sprawa która mi bardziej przeszkadzała to to, że od 7 z rana do 23 czasem do pólnocy pracowała, bo jeszcze jakieś podchody itp. Następnie podwoził ją jakiś obcy chłopak. OK, to mi się nie podobało, ale kilka dni więcej i dziewczyna ledwo co mówi z powodu zdarcia gardła, skóra schodzi jej płatami od opalenizny. Więc pokłócilismy się i mówie, że nie podoba mi się ta praca i powinnaś wrócić do mnie na stancje znaleźć tutaj prace i być razem. Po rozmowie zgodziła się, kompromis był taki, że popracowała jeszcze 3 dni.
Gdy wróciła, teoretycznie wszystko było ok. Zaczeła mnie nurtować jedna sprawa. Często było tak, że miała wyciszone dzwięki w telefonie gdy wracała z poprzedniej pracy - rozumiem. Ale jaki jest sens wyłączania nawet wibracji gdy siedzimy razem przez 2 dni i trzymanie tego telefonu jakby coś tam było. Więc spytałem wprost dlaczego tak robisz? Przecież to nie logiczne. Powiedziała, że tak jej wygodnie i nic więcej. Więc ja się zdenerwowałem i tak nie odzywaliśmy się parę godzin.
Następnie zacząłem cisnąć trochę bardziej, dowiedziałem się ze z dupy potrzebuje zastanowić się nad naszym związkiem, że ostatnio dzieje się coś nie tak - że jestem winny temu, temu i tamtemu. Potrzebuje kilku dni na zastanowienie się i chce wrócić do miasta rodzinnego. To jawnie i klarownie wskazuje na to, że robi ze mnie idiotę. Więc powiedziałem jej to i zacząłem przedstawiać fakty, że coś śmierdzi. Po 30 min zaczęła coś bełkotać i dowiedziałem się - że znalazła sobie wujka dobrą rade. Ten typ który ją odwoził w nocy, zaczęła mieć z nim dobry kontakt. Powiedziała mi, że tylko z nim rozmawiała o związku ze mną: że to nienormalne, że każe jej wracać, nienormalne, że jestem zazdrosny itp itd. Rozumiem to jako taki przyjaciel od serca który się wypowiada. Sam ma podobno dziewczyne, ale ona studiuje nie wiadomo gdzie i tak na prawdę nie wiadomo czy jeszcze ze sobą są a o ich dogadywaniu się już nie wspomnę.
Więc się delikatnie zdenerwowałem, że rozmawia z jakiś fagasem o naszym związku poważniej niż ze mną. Muszę ciągnąc ją za język, żeby czegokolwiek się dowiedzieć skąd ta zmiana w stosunku do mnie.
Więc role się odwróciły i powiedziałem, że to ja teraz tak na prawdę potrzebuje czasu. Budowałem zaufanie bardzo długo(jeszcze powiedziała, że w poprzedniej pracy z miesiąc temu przyklejał się do niej jakiś chłopak, ale ona kazała mu się odczepić, w każdym razie, żałuje, że tego też mi nie powiedziała wcześniej). Kłamała mi prosto w oczy mówiąc, że nic się nie dzieje i ten telefon to tak o, a prawdą jest ,że pisali ze sobą.
Pytam się, czy jest coś wiecej o czym powinienem wiedzieć? Jakaś forma zdrady? Wie że tego nie wybaczę. Zapewnia, że nie. Że tylko uswiadomił ją, że isnieje życie beze mnie. Więc ja już zdezorientowany co tam tak na prawdę się działo i ogólnie w mocno wkur, spakowałem torbe i wróciłem do miasta rodzinnego.
Nie odzywałem się słowem. Pisała sms, że to błąd tak myśleć, że nie zna takiej drugiej osoby jak ja. Że tylko ze mną chce być. Że nie zrobiła nigdy nic co mogłoby przekreślić nasz związek, że mnie kocha itp, ale się pogubiła. Więc w pewnym momencie, pusciły mi nerwy i napisałem jej konkretnego maila. Głównie, że robi ze mnie idiote. Nie rozmawia ze mną o problemach, że tak na prawdę nie dowiem się czy nie zdraciła mnie z tym fagasem skoro kłamała nawet w kwestii głupiego telefonu.
Do rodzinnego wróciłem w sobote, w niedziele wieczorem wróciłem na stancje bo musiałem. Idąc do mieszkania zobaczyłem ja jak gdzieś idzie i pytam się gdzie? Zdziwiona powiedziała, że wraca do mnie żeby porozmawiać(nie wiedziała, że przyjadę). Ja nie wzruszony idę w kierunku stancji a ona za mną i mówie jej - żeby wracała sobie do miasta rodzinnego, ja nie mam ochoty z nią rozmawiać i teraz ja potrzebuje czasu(byłem bardzo zły). Została i tak przez dwa dni, ona w jednym pokoju ja w drugim. Olewałem ją, nie odzywaliśmy się.
Wczoraj wróciła do miasta rodzinnego.
Zaczęliśmy jakąkolwiek rozmowę przez sms. Wychodzi na to, że czuje się zle sama ze sobą od dłuższego czasu. Ze ma problemy, nie ma pracy. Zaczęła olewać uczelnie(zaocznie- ja tak samo, z resztą też olewam). Ze marnuje sobie życie. Ze zaniedbała nas związek, że rutyna i tak dalej. Więc ja mówie iż nie mam zamiaru rozmawiać o tych sprawach przez sms. Przyjedz, porozmawiamy kilka godzin i podejmiemy jakąś decyzje. Jeśli kończyć to teraz. Od jakiegoś czasu wspominała mi, że chce abym pośpieszył się z zaręczynami, za rok ślub itp. Pisałem jej też, że ja nie wiem co sądzić na ten temat bo przecież nic mi nie mówiła o tych problemach. Ale nie zmiena faktu, że zrobiła ogromny regres w moim zaufaniu i nie wiem czy jest sens ciągnąć ten zwiazek.
Miała teoretycznie przyjechać dzisiaj. Ale z rana telefon. Ze potrzebuje jeszcze czasu, że poprosiła ojca o to, żeby umówił ją na wizyte do psychologa. Byłem w szoku. Zaczęła mi mówić, o tym, że jak wczoraj zaczęliśmy pisać to przez kilka godzin płakała, telepała się i nie mogła poradzić sobie z emocjami.
Jestem w szoku. Głównie z tego powodu iż nic nie wiedziałem o jej problemach, dole emocjonalnym itp. Zaczęła mnie przepraszać, że nic mi o tym nie mówiła, że nie potrafiła ze mną poważnie porozmawiać. Żałuje iż tak się stało, bo dopiero sama przed sobą się przyznała, że potrzebuje fachowej pomocy.
Zmiękłem. Pokazywałem jej przez okres kłótni, że ja też się zastanawiam czy to ma sens, czy chcę być z nią. Prawda jest taka, że chcę i kocham ją mimo tego iż mnie zraniła i okłamała. Mimo przyzwyczajenia chciałbym walczyć o ten związek, czasem są nieporozumienia ale nastawiłem się na całe życie z nią. Tylko jak ja mam walczyć skoro nie wiem co tak na prawdę się dzieje. Czy ta sytuacja nie jest spowodowana tym iż mnie na przykład zdradziła i wie, że popełniła najwiekszy błąd a teraz stąd te emocje?
Nie wiem co robić. Ona od rodziców zbyt dużego wsparcia nie ma. Powiedziałem jej, że jestem w szoku że poprosiła ojca, żeby jej załatwił tę wizyte, zamiast mnie. Twierdzi, że potrzebuje czasu na uporanie się ze swoimi emocjami. Ja przedstawiłem jej moje zdanie na ten temat. Wyszło na to, że dzisiaj albo jutro wróci, żeby porozmawiać.
Czy jest ktoś w stanie powiedzieć mi coś o tej sytuacji? Potrzebuje opinii osoby patrzącej na to z boku. Dziekuje
Post może być trochę długi, ale jest kilka zwrotów akcji o których chciałbym wspomnieć.
Mam 24 ona 23 lata. Jesteśmy ze sobą ponad 5 lat. Mieszkamy razem od 2 lat. Przedstawię wam sytuacje, od której wszystko z mojej perspektywy się zaczęło.
Miesiąc temu zrezygnowałem z pracy, jestem w trakcie poszukiwań. Dziewczyna również zrezygnowała ze swojej, ponad 2 tygodnie temu. Po jakimś czasie, wróciła do naszego miasta rodzinnego - oddalone o jakies 100 km, bo tam dostała propozycje - żeby sobie dorobić. Pracowała tam 2 lata temu i zle to znosiłem ponieważ jestem bardzo zazdrosny. Ale teraz się zgodziłem, bo mam wrażenie, że w jakimś stopniu sie z zazdroscią poradziłem i ostatnio jej mocno ufałem.
Szybko mówiąc praca ta polegała na organizowaniu zabaw dla jakiś dzieci, wycieczka przyjezdza atrakcje itp - w różnych miejscach. Pierwsze 2 dni zostałem rzucony na głęboką wodę - bo cięzko było z dziewczyną o kontakt, ale to rozumiem. Sprawa która mi bardziej przeszkadzała to to, że od 7 z rana do 23 czasem do pólnocy pracowała, bo jeszcze jakieś podchody itp. Następnie podwoził ją jakiś obcy chłopak. OK, to mi się nie podobało, ale kilka dni więcej i dziewczyna ledwo co mówi z powodu zdarcia gardła, skóra schodzi jej płatami od opalenizny. Więc pokłócilismy się i mówie, że nie podoba mi się ta praca i powinnaś wrócić do mnie na stancje znaleźć tutaj prace i być razem. Po rozmowie zgodziła się, kompromis był taki, że popracowała jeszcze 3 dni.
Gdy wróciła, teoretycznie wszystko było ok. Zaczeła mnie nurtować jedna sprawa. Często było tak, że miała wyciszone dzwięki w telefonie gdy wracała z poprzedniej pracy - rozumiem. Ale jaki jest sens wyłączania nawet wibracji gdy siedzimy razem przez 2 dni i trzymanie tego telefonu jakby coś tam było. Więc spytałem wprost dlaczego tak robisz? Przecież to nie logiczne. Powiedziała, że tak jej wygodnie i nic więcej. Więc ja się zdenerwowałem i tak nie odzywaliśmy się parę godzin.
Następnie zacząłem cisnąć trochę bardziej, dowiedziałem się ze z dupy potrzebuje zastanowić się nad naszym związkiem, że ostatnio dzieje się coś nie tak - że jestem winny temu, temu i tamtemu. Potrzebuje kilku dni na zastanowienie się i chce wrócić do miasta rodzinnego. To jawnie i klarownie wskazuje na to, że robi ze mnie idiotę. Więc powiedziałem jej to i zacząłem przedstawiać fakty, że coś śmierdzi. Po 30 min zaczęła coś bełkotać i dowiedziałem się - że znalazła sobie wujka dobrą rade. Ten typ który ją odwoził w nocy, zaczęła mieć z nim dobry kontakt. Powiedziała mi, że tylko z nim rozmawiała o związku ze mną: że to nienormalne, że każe jej wracać, nienormalne, że jestem zazdrosny itp itd. Rozumiem to jako taki przyjaciel od serca który się wypowiada. Sam ma podobno dziewczyne, ale ona studiuje nie wiadomo gdzie i tak na prawdę nie wiadomo czy jeszcze ze sobą są a o ich dogadywaniu się już nie wspomnę.
Więc się delikatnie zdenerwowałem, że rozmawia z jakiś fagasem o naszym związku poważniej niż ze mną. Muszę ciągnąc ją za język, żeby czegokolwiek się dowiedzieć skąd ta zmiana w stosunku do mnie.
Więc role się odwróciły i powiedziałem, że to ja teraz tak na prawdę potrzebuje czasu. Budowałem zaufanie bardzo długo(jeszcze powiedziała, że w poprzedniej pracy z miesiąc temu przyklejał się do niej jakiś chłopak, ale ona kazała mu się odczepić, w każdym razie, żałuje, że tego też mi nie powiedziała wcześniej). Kłamała mi prosto w oczy mówiąc, że nic się nie dzieje i ten telefon to tak o, a prawdą jest ,że pisali ze sobą.
Pytam się, czy jest coś wiecej o czym powinienem wiedzieć? Jakaś forma zdrady? Wie że tego nie wybaczę. Zapewnia, że nie. Że tylko uswiadomił ją, że isnieje życie beze mnie. Więc ja już zdezorientowany co tam tak na prawdę się działo i ogólnie w mocno wkur, spakowałem torbe i wróciłem do miasta rodzinnego.
Nie odzywałem się słowem. Pisała sms, że to błąd tak myśleć, że nie zna takiej drugiej osoby jak ja. Że tylko ze mną chce być. Że nie zrobiła nigdy nic co mogłoby przekreślić nasz związek, że mnie kocha itp, ale się pogubiła. Więc w pewnym momencie, pusciły mi nerwy i napisałem jej konkretnego maila. Głównie, że robi ze mnie idiote. Nie rozmawia ze mną o problemach, że tak na prawdę nie dowiem się czy nie zdraciła mnie z tym fagasem skoro kłamała nawet w kwestii głupiego telefonu.
Do rodzinnego wróciłem w sobote, w niedziele wieczorem wróciłem na stancje bo musiałem. Idąc do mieszkania zobaczyłem ja jak gdzieś idzie i pytam się gdzie? Zdziwiona powiedziała, że wraca do mnie żeby porozmawiać(nie wiedziała, że przyjadę). Ja nie wzruszony idę w kierunku stancji a ona za mną i mówie jej - żeby wracała sobie do miasta rodzinnego, ja nie mam ochoty z nią rozmawiać i teraz ja potrzebuje czasu(byłem bardzo zły). Została i tak przez dwa dni, ona w jednym pokoju ja w drugim. Olewałem ją, nie odzywaliśmy się.
Wczoraj wróciła do miasta rodzinnego.
Zaczęliśmy jakąkolwiek rozmowę przez sms. Wychodzi na to, że czuje się zle sama ze sobą od dłuższego czasu. Ze ma problemy, nie ma pracy. Zaczęła olewać uczelnie(zaocznie- ja tak samo, z resztą też olewam). Ze marnuje sobie życie. Ze zaniedbała nas związek, że rutyna i tak dalej. Więc ja mówie iż nie mam zamiaru rozmawiać o tych sprawach przez sms. Przyjedz, porozmawiamy kilka godzin i podejmiemy jakąś decyzje. Jeśli kończyć to teraz. Od jakiegoś czasu wspominała mi, że chce abym pośpieszył się z zaręczynami, za rok ślub itp. Pisałem jej też, że ja nie wiem co sądzić na ten temat bo przecież nic mi nie mówiła o tych problemach. Ale nie zmiena faktu, że zrobiła ogromny regres w moim zaufaniu i nie wiem czy jest sens ciągnąć ten zwiazek.
Miała teoretycznie przyjechać dzisiaj. Ale z rana telefon. Ze potrzebuje jeszcze czasu, że poprosiła ojca o to, żeby umówił ją na wizyte do psychologa. Byłem w szoku. Zaczęła mi mówić, o tym, że jak wczoraj zaczęliśmy pisać to przez kilka godzin płakała, telepała się i nie mogła poradzić sobie z emocjami.
Jestem w szoku. Głównie z tego powodu iż nic nie wiedziałem o jej problemach, dole emocjonalnym itp. Zaczęła mnie przepraszać, że nic mi o tym nie mówiła, że nie potrafiła ze mną poważnie porozmawiać. Żałuje iż tak się stało, bo dopiero sama przed sobą się przyznała, że potrzebuje fachowej pomocy.
Zmiękłem. Pokazywałem jej przez okres kłótni, że ja też się zastanawiam czy to ma sens, czy chcę być z nią. Prawda jest taka, że chcę i kocham ją mimo tego iż mnie zraniła i okłamała. Mimo przyzwyczajenia chciałbym walczyć o ten związek, czasem są nieporozumienia ale nastawiłem się na całe życie z nią. Tylko jak ja mam walczyć skoro nie wiem co tak na prawdę się dzieje. Czy ta sytuacja nie jest spowodowana tym iż mnie na przykład zdradziła i wie, że popełniła najwiekszy błąd a teraz stąd te emocje?
Nie wiem co robić. Ona od rodziców zbyt dużego wsparcia nie ma. Powiedziałem jej, że jestem w szoku że poprosiła ojca, żeby jej załatwił tę wizyte, zamiast mnie. Twierdzi, że potrzebuje czasu na uporanie się ze swoimi emocjami. Ja przedstawiłem jej moje zdanie na ten temat. Wyszło na to, że dzisiaj albo jutro wróci, żeby porozmawiać.
Czy jest ktoś w stanie powiedzieć mi coś o tej sytuacji? Potrzebuje opinii osoby patrzącej na to z boku. Dziekuje
Skomentuj