W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Szalony wyjazd na Mazury

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Micra21
    Świntuszek
    • Oct 2014
    • 62

    Szalony wyjazd na Mazury

    Rok dwa tysiące siódmy, początek lipca, sobota godzina szósta rano, jadę do Rucianego-Nidy na żagle. Nareszcie po kilkunastu latach mogę wejść na pokład żaglówki. Mój dobry kolega, Tomek zaproponował mi wypad na sobotę i niedzielę na Mazury, gdzie w Rucianem-Nidzie stacjonuje jego łódź. Mamy całe dwa dni na pływanie po Mazurach. Całe DWA DNI!!! Z radości nucę sobie pod nosem jakieś piosenki żeglarskie, dziś już nie pamiętam, jakie. Sobotni poranek powitał mnie o piątej pełnym słońcem i czystym błękitem nieba. Czekało mnie dwieście kilometrów jazdy, na szczęście nie samotnej, bo zabrałem na ten króciutki, dwudniowy wypad moją przyjaciółkę, Monikę. W Rucianem mamy zarezerwowany pokój w niedużym pensjonacie „Róża Wiatrów”, tak na wszelki wypadek, bo przecież na „Futrzaku” (tak nazywa się łódź kolegi) mamy do dyspozycji kabinę z czterema kojami. Z nazwą jachtu wiąże się śmieszna historia. Kilka lat temu rodzina kolegi miała długowłosego kociaka, persa o imieniu Futrzak, a świeżo kupiony jacht typu Sportina miał wykładzinę ze sztucznego futerka na burtach kabiny. Synowie Tomka stwierdzili – jak łódka ma futro to będzie nazywała się „Futrzak”. I tak już zostało.
    Jak zwykle, wyjazd z miasta zabiera trochę czasu, ale po dłuższej chwili przeciskania się przez zatłoczone ulice wyjeżdżamy na trasę wzdłuż rzeki i jedziemy w kierunku Serocka i dalej przez Pułtusk, Ostrołękę do miejscowości Stare Kiełbonki, gdzie jest zjazd do Rucianego. Po drodze zatrzymujemy się na leśnym parkingu w okolicach Kadzidła. Bardzo lubię to miejsce, pięknie położone w środku lasu i trochę odsunięte od jezdni. Słabo oznakowane, widać je w ostatniej chwili i nikomu nie chce się ostro hamować, więc rzadko ktoś tu się zatrzymuje. Ja wiem dokładnie gdzie to jest, bo często jeżdżąc na Mazury zatrzymuję się tu. Dzisiaj z Moniką szukamy samotności we dwoje, chcemy trochę pobyć razem, napić się dobrej kawy i porozmawiać o paru sprawach. Mamy o czym pogadać, bo znamy się już ponad czterdzieści lat, gdzieś od szkoły podstawowej. Kiedyś, w młodości, byliśmy parą. Los jednak zdecydował inaczej, głównie za sprawą Jej Rodziców. A może ja byłem wtedy zbyt niedojrzały....? Zapewne przyczyn było kilka, ale stało się, jak się stało. Nasze życiowe drogi rozeszły się w pewnym momencie. Każde z nas założyło własną rodzinę, przyszły na świat dzieci. Osobno układaliśmy swoje życie, choć... muszę przyznać, że nigdy jej nie zapomniałem. Zawsze wiedziałem, co dzieje się u Moniki – a to za sprawą wspólnych, dalszych lub bliższych znajomych, a to okazyjnego telefonu, czy kartki na święta. Ona też życzliwie interesowała się moim losem, czasem przez kogoś przesyłając pozdrowienia.
    Jakieś dwanaście lat temu spotkaliśmy się całkiem przypadkowo (o ile ktoś wierzy w takie przypadki) na imieninowej kolacji u wspólnych znajomych - byliśmy tam bez swoich małżonków. Przetańczyliśmy całą noc i wszystko to, co było w młodości, nagle wróciło. I uderzyło w nas z niespotykaną siłą. Poczuliśmy tę tak zwaną „chemię”. Wtedy uwierzyłem w feromony, bo inaczej tego nie mogłem wytłumaczyć. Zapomnieliśmy się całkowicie na tarasie gospodarzy, była gwiaździsta, ciepła czerwcowa noc. Już nie pamiętam nawet, czy to była inicjatywa moje ukochanej, czy to ja nie umiałem się opanować. Zapomnieliśmy o całym świecie, jak dwoje postrzelonych nastolatków. Całowaliśmy się i pieściliśmy namiętnie, nie mogąc nasycić sobą, stęsknieni, ze zdumieniem odkrywając, że pragniemy siebie z taką samą intensywnością jak dwadzieścia lat wcześniej. Po tej zwariowanej nocy nie umiałem ochłonąć. Ona też nie. Nastąpiły dalsze spotkania, choć radość z ponownego odnalezienia przyćmiewała rzeczywistość i odpowiedzialność. Wyjaśniliśmy to sobie, stawiając nade wszystko dobro i spokój naszych dzieci. Przecież one nie są niczemu winne i nie mogą ponosić konsekwencji za błędy rodziców. Zwyciężyła więc odpowiedzialność za rodzinę. Dziś, niestety, większość takich par rozwaliłaby dwie rodziny, żeby być razem, nie bacząc na okoliczności. To trudne do zniesienia, ale myślę, z perspektywy tych kilkunastu lat, że mieliśmy rację. Dzieci wychowały się w normalnych, pełnych rodzinach, miały poczucie bezpieczeństwa i kochających ich rodziców. Tak, poświęciliśmy coś, ale nie żałujemy. Tak było lepiej. A dziś... Dzisiaj jesteśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi, rozumiemy się bez słów i bardzo się kochamy, ale to uczucie jest ukryte gdzieś głęboko, żeby nikt się nie dowiedział. Może za lat parę, jak pociechy wyjdą z domu „na swoje” to zejdziemy się na stałe. Przynajmniej taki jest plan. Tymczasem cieszymy się każdą wspólną chwilą, doceniając i wykorzystując maksymalnie darowany nam czas.
    - Masz kawę? - pyta Monika.
    - Dla ciebie zawsze, zwierzaczku – odpowiadam ze śmiechem.
    - To ty jeszcze dziś wozisz termos ze sobą, jak wszędzie można napić się kawy po drodze?! – Zaskoczona Monika nie może wyjść ze zdziwienia.
    - A dlaczego nie? Przyzwyczaiłem się przez parę lat samotnych jazd. – Śmieję się podając mojej ukochanej kubek pachnącej, parującej kawy. – Choćby tu i teraz, gdzie dostalibyśmy kawę w lesie?
    - Kocham cie, słoneczko. – Uśmiecha się do mnie, równocześnie zdejmując z ramion bluzeczkę, pod którą ma śliczny kolorowy stanik od opalacza. – Coś mi za ciepło.
    - No jasne, słońce grzeje całkiem nieźle – mówię i sam ściągam koszulkę.
    - Mmmm – mruczy moja piękność podnosząc ręce do góry – chodź, siądziemy sobie na trawie.
    - Ok – odpowiadam.
    Biorę z bagażnika samochodu kocyk z warstewką folii od spodu. Ta folia ma za zadanie zatrzymać wilgoć. Bardzo wygodne, jak jest rosa, specjalnie wożę go na takie okazje. Siadamy na kocu przytulając się do siebie. Cudowne uczucie mieć tak blisko najukochańszą osobę. Monika całuje mnie w usta a ja odwzajemniam pocałunek i szukam jej języka swoim. Nasze języki przekomarzają się ze sobą. Całujemy się tak dość długo, czuję jak mój penis zaczyna rosnąć i robi mi się ciasno w spodenkach. Ręka powoli obniża swoje położenie i z ramienia kobiety schodzi niżej, dotykając jej piersi, obejmuję dłonią całą prawą pierś pod stanikiem i szukam palcami brodawki. Monika ma bardzo wrażliwe piersi, cała drży pod moim dotykiem i zaczyna głośniej oddychać. Jej ręka ląduje na moim członku, na razie skrytym pod spodniami, ale próbuje wsunąć rękę pod pasek, tylko że, niestety, w tej pozycji nie jest to możliwe. Rozpina guzik i wtedy udaje jej się dotrzeć do celu.
    - Coś mi mówi, że on czeka na mnie – szepcze cicho – daj mi go.
    - Jest cały twój – mówię do niej równie cicho.
    Powoli zdejmuje ze mnie spodenki i kąpielówki. Lekko nabrzmiały członek zostaje uwolniony i ciekawie łypie swoim jednym okiem do Moniki. Moja ukochana obejmuje go swoimi długimi palcami i zaczyna zabawę zsuwając i naciągając skórkę. W kilka sekund mój przyjaciel staje na baczność. Przestajemy się całować, a ja kładę się na plecy. Moja Pani wykorzystuje to i sama układa głowę na moim brzuchu jak na poduszce. Przez chwilkę obserwuje swoją rękę poruszającą się po penisie. Powoli zbliża twarz do niego i po chwili trąca językiem sam czubek. Próbuje wargami złapać za brzeg napletka, co się udaje i pociąga go delikatnie. W tym samym czasie moja prawa ręka wędruje pod jej spodnie. Mam trochę ułatwione zadanie, bo spodnie, a w zasadzie dół opalacza, są elastyczne i dłoń bez problemu wślizguje się na pośladki. Zaczynam początkowo delikatnie a później mocniej szczypać kształtną pupę Moniki. Wiem, że to lubi i czasem sama mnie o to prosi. Po chwili wchodzę dalej i wsuwam się między uda. Palce dosięgają miękkich, leciutko zarośniętych zewnętrznych warg, czuję wypływającą wilgoć a moje palce, najpierw jeden, potem drugi powoli wślizgują się do środka. Rozpalone wnętrze Moniki otula je swoją delikatnie pulsującą miękkością. Oboje zaczynamy szybciej oddychać. Jej usta obejmują już całą żołądź, a język lekko drażni otworek i wędzidełko. Czuję, że nie wytrzymam długo tej pieszczoty - a chcę pobawić się troszkę dłużej, więc delikatnie przytrzymując głowę dziewczyny, daję do zrozumienia kochance, żeby przestała. Podnosi głowę i szepcze:
    - Chcę do buzi i połknąć wszystko, a ty zrób mi delikatną palcówkę, na resztę będzie czas w Rucianym
    - Według życzenia. – Uśmiecham się i zaczynam szukać palcem jej guziczka rozkoszy.
    Rękę mam cały czas wsuniętą od tyłu pod majteczki i dołączam trzeci palec do zabawy. Dwoma palcami delikatnie przyszczypuję łechtaczkę, podczas gdy trzeci wędruje do środka. Monika zaczyna odlatywać, ja zresztą tak samo. Nagle kilka razy spina się i czuję, że jej pochwa kilkoma skurczami orgazmu zaciska się na moim palcu. W tym samym momencie penis wypełnia usta kochanki kilkoma „strzałami”. Chwilkę leżymy bez ruchu, z zamkniętymi oczami, wracając na ziemię po mocnym orgazmie.
    - Dziękuję. – Słyszę delikatny szept w moim uchu.
    - Ja też – odpowiadam równie cicho.
    Kończymy wystygłą już kawę i ruszamy dalej, bo szkoda dnia. Jacht czeka!
    Około dziesiątej trzydzieści podjeżdżamy pod bramę przystani, żeby spotkać się z Tomkiem i jego żoną, Elą. Mają czekać na pomoście, przy „Futrzaku”. Na miejscu okazuje się, że jeszcze ich nie ma. Zamknięty „Futrzak” stoi przycumowany do pomostu i kołysze się lekko na słabym wiaterku. Pogoda przepiękna, słoneczko grzeje nasze ciała, a wiatr, właściwie powiew delikatnie porusza jachtami w porcie, dzwoniąc cichutko olinowaniem po masztach. Chciałoby się zatrzymać takie chwile i widoki na dłużej.
    Czasu jest niewiele, a ja mam wielki głód pływania pod żaglami. Żegluję z przerwami od końca lat sześćdziesiątych, jednak ostatni raz pływałem prawie dwadzieścia lat temu na sasance 620, którą użytkowaliśmy wspólnie z zaprzyjaźnioną rodziną przez całe siedem lat. Jeżeli przyjdzie nam ochota, to możemy popłynąć na Bełdany. Tyle tylko, że wyjście na to jezioro z przystani „U Faryja” wiąże się z koniecznością położenia masztu na sportinie i pokonanie śluzy Guzianka. Chyba jednak pozostaniemy na Nidzkim. Tu również musimy położyć maszt, żeby przepłynąć pod mostem, a nawet dwoma – kolejowym i drogowym. W sumie niewielka różnica, ale zawsze śluza to więcej czasu, a tego mamy zbyt mało. Cudowne jezioro, pięknie zakręcone w wielki rogal od przejścia pod linią wysokiego napięcia i stosunkowo mało ruchliwe ze względu na obowiązujący na nim zakaz używania silników spalinowych. Dzięki temu jest błoga cisza, bo wszelkiej maści motorówki mają zakaz wpływania. Również pływanie na jachcie żaglowym wymaga doświadczenia i znajomości tego pięknego akwenu, bo jego wewnętrzny, wschodni brzeg jest bardzo płytki i trzeba dobrze uważać, żeby nie osiąść na jakiejś mieliźnie, które sięgają długimi jęzorami daleko w kierunku środka jeziora. W środku tego „rogala” jest najszersze miejsce, z jednej strony zatoka Zamordeje Wielkie a od wschodu Zamordejska. Brzegi prawie całego jeziora porastają piękne lasy, miejscami przecięte polanami, łąkami i polami uprawnymi.
    cdn
    0statnio edytowany przez Micra21; 20-03-15, 14:13.
    Taki sobie Starszy Pan
  • Micra21
    Świntuszek
    • Oct 2014
    • 62

    #2
    Jako że Tomka i Elżbiety jeszcze nie ma, jedziemy do pensjonatu żeby odświeżyć się po podróży. Lipcowe upały dają się we znaki nawet nad wodą. Dostajemy śliczny, duży pokój z widokiem na jezioro. W oddali można dostrzec wyspy, przy których stoi kilka masztów, najwidoczniej niektórym nie chce się żeglować w taki upał, a wiaterek jest leciutki. Może powieje w okolicach południa. Dzwonię do Tomka i okazuje się, że coś im wypadło i musieli zostać w mieście do południa, ale za godzinę ruszą. W tej sytuacji mamy parę godzin tylko dla siebie. Długo czekaliśmy na możliwość kochania się bez limitu czasu, bo w naszym mieście mamy tylko krótkie chwile sam na sam, i to dość rzadko.
    Monika idzie pod prysznic a ja rozglądam się po pokoju. Słyszę z łazienki wołanie:
    - Chodź umyć mi plecy!
    Oczywiście nie trzeba mi dwa razy powtarzać, zrzucam z siebie ciuchy i wchodzę do kabiny, a tam moje kochanie stojąc w strugach wody, puszcza do mnie oczko i uśmiecha się słodko. Biorę trochę żelu na dłonie i zaczynam pomalutku masować plecy Moniki. Myjąc ją pod pachami mimowolnie zahaczam o boki jej piersi. Mmmmm, cudowne uczucie tak ślizgać się po jej mięciutkiej, jedwabistej skórze. Dłonie same zamykają się na tych cudnych krągłościach. Monika jako dojrzała kobieta, która wykarmiła trójkę dzieci, ma dość duże piersi, więc nie mieszczą się w dłoniach. Miedzy palcami czuję sztywniejące brodawki a mój członek zaczyna prowadzić swoje niezależne życie i podnosi się zdecydowanie. Jeszcze chwilkę stoimy pod wodą i kończymy chlapanko. Oboje nadzy wychodzimy z łazienki obejmując się czule i padamy na ogromne, prawie kwadratowe, łóżko, czując ochotę na dokończenie naszych igraszek rozpoczętych na postoju. Sięgam ręką między uda mojej ukochanej i wyczuwam gorącą śliskość, jest gotowa na przyjęcie mnie w swoje rozpalone wnętrze.
    - Chodź już do środka bo nie wytrzymam – mruczy mi do ucha.
    Delikatnie wsuwam penisa między wargi i pcham mocno. Bez oporu dobijam do końca czując sklepienie i zaczynamy jazdę, na początek powolną, by po chwili przyspieszyć. Moja ukochana obejmuje mnie nogami dociskając do siebie. Jesteśmy tak napaleni, tak głodni siebie, że po kilku minutach Monika zaczyna drżeć i wyginać się, głośno pojękując w spazmach orgazmu. Ja też pompuję nasienie w jej wnętrze w ekstazie spełnienia. Opadamy na prześcieradło i tulimy się do siebie powracając z krainy rozkoszy do słonecznej rzeczywistości. Na chwilkę zasypiamy. Gdy otwieramy oczy po krótkiej drzemce, to słońce dalej wesoło zagląda do naszego pokoju i delikatnie pieści ciepłymi promieniami nasze wtulone w siebie ciała. Patrzę w oczy Moniki i widzę w nich wielką radość i miłość. Po prostu szczęście.
    - Wiesz, co? - mówię – mógłbym tak z tobą leżeć do końca świata i jeszcze dzień dłużej.
    - Ja też – odpowiada sennie - wcale nie chce mi się wstawać.
    - Ale ja głodny jestem – mówię z uśmiechem – ubieramy się i schodzimy na obiad.
    - Koniecznie? - pyta Monika mrużąc oczy i przeciągając się.
    - Jak chcesz mieć ze mnie jeszcze dziś jakiś pożytek, to muszę uzupełnić kalorie, bo trochę ich straciłem, ostatni raz jadłem rano, a dzień jeszcze długi. - Z poważną miną siadam na łóżku, uśmiechając się jednak kącikiem ust.
    - Oj, te chłopy, tylko seks i żarcie im w głowach, kolejność nieprzypadkowa – żartuje.
    Powoli, z ociąganiem, wstajemy, wciągamy na siebie ubrania i schodzimy do jadalni pensjonatu. Obiad pyszny, nawet jest szarlotka na deser. Po takim obiedzie mamy ochotę na mały spacer i kawę, więc idziemy nad jezioro popatrzeć na wodę i pływające jachty. Wiatru trochę przybyło i wypełnia żagle kręcących się po jeziorze łodzi. Nad wodą znajdujemy przytulną kawiarenkę ze stolikami na świeżym powietrzu i widokiem na las po drugiej stronie jeziora. Mocna, gorąca kawa smakuje wybornie, a do niej malutki kieliszek koniaku. Dziś już nie jadę samochodem, więc mogę sobie pozwolić na tę drobną przyjemność. W międzyczasie dzwoni Tomek, że przyjadą dopiero poźnym wieczorem. Jako, że mamy pokój w pensjonacie, umawiamy się na pomoście około dziewiątej następnego dnia. To oznacza, że mamy z Moniką dla siebie (i tylko dla siebie) sobotnie popołudnie i calutką noc. Plany były trochę inne, ale zupełnie nam to nie przeszkadza. Powiem więcej – jesteśmy szczęśliwi, bo będziemy mogli kochać się do woli i to całkowicie swobodnie, bez ograniczeń czasowych. Życie jest piękne! Chociaż pisze różne scenariusze, to tym razem dobre dla nas, ba, to jest najlepsze, co mogło nam się zdarzyć, przynajmniej w tej chwili. W tym miejscu powiem, że jak dotychczas, nie mieliśmy dla siebie więcej czasu, niż godzinę, może półtorej, a dla nas to zdecydowanie za krótko. Ale i tak uważam nasz seks za bardzo udany, choć te wykradane chwile już nas trochę zmęczyły. Zresztą przy naszych temperamentach seksualnych to wszystko za mało. Możemy kochać się zawsze (no, powiedzmy, prawie zawsze) bez względu na porę doby i miejsce, jeśli tylko mamy zapewnioną wystarczającą intymność. Nasz pierwszy stosunek miał miejsce w samochodzie, na jakimś ciemnym parkingu na obrzeżach miasteczka. Doszło do niego absolutnie spontanicznie, ot impuls, potrzeba chwili. Zresztą samochód był często naszym azylem, szczególnie w lecie, Dojrzali ludzie, dobrze po czterdziestce, a zachowują się jak zakochani nastolatkowie... No cóż, tacy po prostu jeteśmy i dobrze nam z tym!
    Piękne sobotnie popołudnie mija bardzo szybko i zbliża się wieczór. Powoli, wędrując wzdłuż jeziora i patrząc na pływające jeszcze po wodzie łódki, wracamy do naszego pensjonatu. Moja przezorność związana z rezerwacją pokoju na ten weekend w tym momencie sprawdziła się w stu procentach, inaczej musielibyśmy szukać jakiegoś noclegu. A tak mamy zagwarantowane wygodne łóżko, łazienkę z ciepłą wodą i dobre, jak się okazało, jedzenie w pensjonacie. Idąc do „Róży Wiatrów” widzimy ludzi, podobnie jak my, spacerujących po Rucianem. Nikt się nie spieszy, widać nastrój wybitnie urlopowy. Pogoda w dalszym ciągu świetna, jak przystało na lipiec, nawet wieczorem jest dość gorąco. Wiatr ustał całkowicie, słońce już pomału schodzi niżej na zachodniej stronie nieba. Kocham Mazury, tu zawsze odpoczywam psychicznie od pędu wielkomiejskiego życia. Jakoś tak nad wodą nie mam potrzeby spieszyć się gdziekolwiek.
    Wchodzimy do pensjonatu w porze kolacji. Wpadamy do pokoju na szybką wizytę w łazience i schodzimy coś zjeść. Po kolacji, jako, że słoneczko zachodzi dopiero koło dziewiątej wieczorem, idziemy na pomost posiedzieć trochę nad wodą i poczekać na zachód słońca. Przytuleni zauważamy powoli zapalające się światełka nad brzegami jeziora. Obejmuję Monikę w niemym porozumieniu. Wiem, że tak samo jak ja kocha te widoki. Woda jest gładka jak lustro i wszystko widać podwójnie – na brzegu i odbite w wodzie. W ciszy słychać dalekie głosy śpiewające przy ogniskach, lub nawołujące dzieci do spania. Jednym słowem wakacyjna sielanka. Z wolna zapada zupełna cisza, tylko jakieś świerszcze dają swój wieczorny koncert.
    - Co ci chodzi po głowie? - pytam szeptem Monikę, bo od dłuższej chwili zamilkła i wtuliła twarz w moje ramię
    - Wiesz, zastanawiam się, jakie by były nasze dzieci - odpowiada poważnym tonem, patrząc mi w oczy.
    - Tego nie wiemy i się chyba już nie dowiemy, bo juz za późno dla nas na wspólne potomstwo, nasz czas na to już minął – mówię równie poważnie.
    - A szkoda... - słyszę jej ledwo dosłyszalny szept. Wiem, że to dla niej bolesny temat. Gdybyśmy wtedy bardziej zdecydowanie walczyli o siebie, nie pozostawiając nic przypadkowi. Nie możemy nic już zmienić, nie zmienimy przeszłości. Ale ja chcę się cieszyć tym, co jest nam dane teraz.
    - Chodź, wracamy do pokoju, trzeba pomyśleć o spaniu, bo jutro też jest dzień. – Całując Monikę w usta, łapię ją za rękę, wstajemy z desek pomostu i wracamy do pensjonatu. Moja dziewczyna rozpogadza się, znów uśmiecha.
    Wchodzimy do pokoju, a ja natychmiast przywieram ustami do warg Moniki i językiem buszuję po jej buzi. Ledwo drzwi się za nami zamknęły niecierpliwie zaczynamy ściągać z siebie odzienie. Nie ma tego dużo, bo to przecież lato i pogoda gorąca, więc szybciutko osiągamy stan całkowitej nagości i wbiegamy pod prysznic, oczywiście razem. Kabina niewielka, ale na stojąco wystarcza miejsca dla dwojga. Szybkie mycie, drobne pieszczoty i nago wskakujemy do łóżka. Dziś możemy nareszcie nie spieszyć się, mamy czas na delektowanie się swoimi ciałami, długie pieszczoty i pełny relaks w bliskości. Moja ukochana delikatnie bierze mojego członka w dłoń i obejmując samymi opuszkami palców, delikatnie zsuwa skórkę. Ten reaguje zwiększeniem swojej wielkości i twardości. Równocześnie ja całuję piersi Moniki, leciutko przygryzam brodawki, co powoduje ich błyskawiczne powiększenie i stwardnienie. Wspominałem już o ich szczególnej wrażliwości. Reagują natychmiast na moją pieszczotę a Monika daje znać o tym troszkę głośniejszym i szybszym oddechem. Jednocześnie ręką głaszczę ją po brzuszku, i zataczając kółeczka, schodzę niżej, na wzgórek, łapię go całą dłonią tak, jakbym chciał pociągnąć do góry. A jest za co chwycić. Za chwilę sięgam do jej sromu, bardzo ostrożnie masuję małe wargi i delikatnie rozchylam wsuwając jeden palec do środka. Czuję, że już zaczyna być mokro wewnątrz, mokry palec środkowy wędruje na łechtaczkę i leciutko masuję ten najczulszy punkt w ciele kobiety. Monika drga pod tym dotykiem i zaczyna wiercić się po łóżku.
    - 69 – sapie.
    Kładę się na wznak a moja ukochana na mnie, wypinając pupę w stronę mojej twarzy. Oboje uwielbiamy tę pozycję, wtedy oddajemy się całkowicie drugiej osobie. Usta i język Moniki pracują nad moim przyrodzeniem, które już całkiem się podniosło i celuje swym jednym okiem w jej usta. A ja wsuwam swój język w rozpalone, ociekające sokami podniecenia wnętrze kobiety. Wwiercam się najdalej, jak mogę, spijam strumyczek tego nektaru i rozprowadzam go po całej powierzchni cipki i okolicach. Czuję, że ukochana za moment będzie na granicy spełnienia, dlatego szybciej pracuję językiem i palcami. Po chwili targa nią spazm orgazmu, napina plecy i nagle gwałtownie przywiera do mojej twarzy. Czuję na języku skurcze pochwy i jeszcze więcej soku zalewa mi usta. Cudowne uczucie, daje mi całą siebie, bez żadnych zahamowań. Na kilka chwil zamiera w bezruchu uspokajając oddech. Nawet przestała pieścić mojego penisa, tylko trzyma go delikatnie w ustach.
    - Wejdź we mnie – prosi.
    - A na co masz ochotę – pytam.
    - Klasyka – odpowiada szeptem
    Kładzie się na plecy a ja na niej przyciskając swoim (niemałym) ciężarem do materaca. Rozchylone nogi i rozwarte wejście do pochwy zapraszają mnie do siebie. Kochamy się niezbyt szybko, dopiero po kilku minutach zwiększam tempo. Dobijam głęboko, nasze wzgórki uderzają o siebie. Czuję, że spełnienie już blisko, Monika też jęczy z rozkoszy. Orgazm dopada nas prawie w tym samym momencie, mnie trochę wcześniej, ją po kilku sekundach. Zamieramy na chwilę w bezruchu, smakując wspólnie przeżytą przyjemność. Po chwili zasypiamy przytuleni do siebie „na łyżeczkę”.
    Gdzieś nad ranem, już świta, budzę się z dziwnym uczuciem, że mam ochotę na seks. Penis stoi na baczność i wyraźnie daje znaki, że ma ochotę na jeszcze, mimo wcześniejszego zaspokojenia wieczorem i po południu. Moja ukochana śpi sobie smacznie, ale delikatnie wsuwam go między jej pośladki, jeszcze śliskie po ostatnim kochaniu. Przez sen, a może i nie, cicho mruczy, lekko napierając na mnie. Ciało Moniki wyraźnie na mnie czeka. Nogi ma podkurczone i pozwala na penetrację od tyłu. Bez pośpiechu poruszam się w niej powolutku.
    - Chodź, weź mnie od tyłu - prawie niesłyszalnie prosi
    Klęka, wypinając tyłeczek, a ja wchodzę od tyłu. W tej pozycji dochodzę bardzo szybko i opadamy na prześcieradło cudownie spełnieni. Dalej wtuleni w siebie śpimy już do rana. Taki przerywnik w nocy, to wspaniałe przeżycie. Rano budzimy się nawet wyspani, mimo nocnych ekscesów, ale ciągle nie mamy siebie dość. Tym razem to Monika zaczepia mnie, bierze do ust członka i robi mi loda. Mały jest trochę zmęczony po wczorajszym maratonie, ale powoli „powstaje z martwych”. Ja osobiście uwielbiam poranny seks, ale bardzo rzadko mam okazję go uprawiać. Dziś właśnie jest taki dzień. Moja Pani siada na mnie i ujeżdża kilkanaście minut, aż do cudownego orgazmu. Po chwili opada zmęczona i, całując, mówi mi „dzień dobry”. Kocham taki początek dnia, oby częściej.
    Szkoda, że nie mamy czasu na przytulanki, ale trzeba wstawać, bo „Futrzak” czeka a na nim nasi przyjaciele. Późnym wieczorem przysłali sms-a, że już są w porcie i czekają na nas koło dziewiątej. Szybki prysznic, śniadanie i jedziemy do portu. Pogoda dalej fantastyczna, nawet zaczęło wiać, więc czeka nas piękny dzień pod żaglami. Pływamy po Nidzkim, ścigając się, jak to zwykle robią prawdziwi żeglarze ze wszystkimi na wodzie. Jak mocniej powieje, to dopiero jest zabawa! Na kawę stajemy w ślicznym miejscu naprzeciwko miejscowości Krzyże. Z wody widać trochę trawy w prześwicie między trzcinami. Ładne i czyste zejście do wody, więc można się wykąpać. Pijemy kawę w kokpicie i już umawiamy się na następne spotkanie, pewnie gdzieś w sierpniu. Życie jest piękne! Szczególnie pod żaglami. Niestety, czas już wracać, bo nieubłaganie zbliża się poniedziałek, a szefowie nie mają litości dla załogi sponiewieranej po męczącej sobocie i niedzieli. Trzeba trochę się pozbierać i doprowadzić do stanu używalności zawodowej. Pomalutku płyniemy w kierunku przystani, bo wiatr przycichł, jak to zwykle bywa po południu. Dobijamy do pomostu koło szesnastej. Szkoda, że to już koniec pływania, miałem nadzieję na trochę dłuższe, lecz życie musiało zweryfikować tak dobre plany. Tomek z Elą zbierają się do samochodu a my jedziemy do pensjonatu, żeby pozbierać resztę bagaży, zjeść jakiś poźny obiad i, o zgrozo, wracać do szarej codzienności.
    W pokoju pakujemy nasze rzeczy i idziemy do jadalni. Rozliczamy się w recepcji, od razu rezerwując pokój na sierpień. Wracamy na górę zabrać nasze torby. Już mamy wychodzić, gdy nagle przyszedł mi do łepetyny szalony pomysł.
    - Trzeba pożegnać Ruciane – mówię do Moniki.
    - Czy masz na myśli to samo, co ja? - odpowiada z szelmowskim uśmiechem na swojej ślicznej twarzy.
    - No nie wiem, zaraz się przekonamy – chwytam ją za rękę i ciągnę w stronę łóżka.
    Przewracam ją, migiem ściągam z niej szorciki, sam pozbywam się równie szybko swoich i ląduję na niej. Już od dłuższej chwili planowałem, że jeszcze raz musimy pokochać się na pożegnanie z Mazurami, więc jestem gotowy. Wbijam się w pochwę Moniki i nie zważając na nic szybko dobijam do końca. Nie wiem, jak to zrobiła, ale jest mokra i chętna. Kilka minut i już zamieramy w ekstazie. Taki klasyczny „szybki numerek”. Jeszcze trzeba się trochę opłukać, bo przed nami kilka godzin jazdy. Adieu Ruciane!
    Powrót był dość sprawny, dopiero pod naszym miastem wypadek spowodował małe opóźnienie. Oboje byliśmy zachwyceni tym szalonym wypadem. Ten wyjazd pokazał, że nawet w tak dojrzałym wieku można dość dużo, jeśli partnerzy są dla siebie atrakcyjni i bardzo się kochają. Tylko to za krótko! Ale, niestety, jak mówi przysłowie: „Wszystko, co dobre, szybko się kończy”.


    To pierwsze moje opowiadanie, które napisałem. W styczniu zostało przyjęte do publikacji na Najlepszej Erotyce
    Podziękowania dla Miss Swiss z NE za korektę tekstu.
    0statnio edytowany przez Micra21; 24-03-15, 10:19.
    Taki sobie Starszy Pan

    Skomentuj

    • Nabram
      Seksualnie Niewyżyty
      • Mar 2015
      • 307

      #3
      fajne i superr
      Oral-B Nieeeee oral cacy
      Jutro może dla nas nie nadejść, więc żyjmy dziś dodatkowo na zapas. Król Julian

      Skomentuj

      • Micra21
        Świntuszek
        • Oct 2014
        • 62

        #4
        Dzięki, to jest pierwsze opowiadanie, jakie w życiu napisałem. Pozostaje mi mieć nadzieję, że się spodoba. Lubię tematykę żeglarską, bo pływam od kilkudziesięciu lat.

        Pozdrawiam
        0statnio edytowany przez Micra21; 20-03-15, 15:06.
        Taki sobie Starszy Pan

        Skomentuj

        • Nabram
          Seksualnie Niewyżyty
          • Mar 2015
          • 307

          #5
          za starych dobrych czasów też pływałem. W Giżycku było zawsze sporo wyposzczonych dziewczyn.
          Oral-B Nieeeee oral cacy
          Jutro może dla nas nie nadejść, więc żyjmy dziś dodatkowo na zapas. Król Julian

          Skomentuj

          • james_blond
            Ocieracz
            • Aug 2014
            • 167

            #6
            Bardzo mi się podobało. Zwłaszcza podniecające szepty bohaterów.

            Skomentuj

            • Micra21
              Świntuszek
              • Oct 2014
              • 62

              #7
              Widzę sporo wizyt. Czy podoba się to opowiadanie? Czytajcie i komentujcie. Wszystkie oceny mile widziane. Mogą nie być do końca pozytywne, bo przecież nie każdemu musi się podobać, tym bardziej, że temat dość kontrowersyjny - zdrada małżeńska. Piszcie, proszę.

              Pozdrawiam miłych Czytelników
              Micra21
              Taki sobie Starszy Pan

              Skomentuj

              • Padre_Vader
                Gwiazdka Porno
                • May 2009
                • 2321

                #8
                Micro, mi się podobało, tylko rzeczywiście ta zdrada, której Twój narrator zdaje się nie widzieć lub też tylko ją pomijać wydaje mi się strasznie perfidna. Ot jedzie sobie mąż z kochanką na Mazury, jakby nigdy nic.

                W opowiadaniu są rzeczy, do których można by się przyczepić, ale kto jest bez winy... i takie tam. Pisz dalej. Chętnie przeczytam więcej.

                Chwalą Ci się też podziękowania dla korektorki.

                Czy tylko ja tutaj nie przepadam za motywami żeglarskimi? :/
                Luke, ja sem twój otec - Padre Vader

                Skomentuj

                Working...