W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Sanatorium (zdrada)

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • witez
    Świętoszek
    • Sep 2013
    • 1

    Sanatorium (zdrada)

    Bardzo stare opowiadanie, ma około 20 lat (data archiwizacji płytki VII.2004) - niestety nie mam nazwy strony i autora. Jeśli ktoś pamięta niech poda.

    ZDRADA
    - Jesteś cudowną dziewczyną - powiedział. - Z tego co mówisz można wysnuć wniosek, że twój mąż tego chyba nie docenia. Gdybym ja miał taką żonę, to chyba nigdy bym jej nie puścił samej do sanatorium....
    Uśmiechnęła się.
    - Nie miał wyboru - powiedziała. Dostałam skierowanie jeszcze leżąc w szpitalu. Gdyby wiedział, że ja, zamiast chodzić na zabiegi, spaceruję po parku z innym mężczyzną, to bym dopiero miała...
    - No - moja żona też nie byłaby tym zachwycona - zaśmiał się. Pójdziemy na lody? - spy-tał.
    - Chętnie - odpowiedziała.
    Weszli do kawiarni, skąd dobiegały dźwięki muzyki. Zjedli lody, potem wypili po lampce koniaku.... Zaprosił ją do tańca. Dobrze tańczył. W jego ramionach czuła się lekka, rozluź-niona... Jeszcze jedna lampka koniaku... Wieczór mijał szybko - zbliżała się godzina dzie-siąta. Trzeba było wracać do sanatorium. Wcale nie miała ochoty, ale po dziesiątej zamy-kali drzwi wejściowe i trzeba było potem się tłumaczyć ze spóźnienia.
    - Słuchaj - powiedział Andrzej - czy twoja współmieszkanka nadal jest nieobecna?
    - Tak - dzwoniła do mnie wczoraj, że w tym tygodniu nie zdąży załatwić swoich spraw i że prawdopodobnie wróci dopiero po niedzieli. A czemu pytasz?
    - Pomyślałem, że moglibyśmy kupić jakieś wino i posiedzieć jeszcze u ciebie - co ty na to?
    Nie miała nic przeciwko temu. Perspektywa siedzenia samej w pokoju wcale jej nie odpo-wiadała, a na sen było jeszcze za wcześnie.
    - Dlaczego nie? - powiedziała. Ale wino będziesz przemycać ty - I jeśli cię złapią to ja nie mam z tym nic wspólnego - zaśmiała się.
    - Dobrze- biorę wszystko na siebie.
    Weszli do sklepu i wybrali wino. Do wina dokupili jeszcze ciastka. Zdążyli wrócić w ostat-niej chwili - portier już podchodził z kluczem do drzwi. W świetlicy siedziało kilka osób przy telewizorze, z dołu słychać było klepanie piłeczki pingpongowej. Weszli na górę. Mieszkali na tym samym piętrze.
    - Wejdę na chwilę do siebie - powiedział Andrzej. Przyjdę za piętnaście minut, dobrze? Chciałbym się wykąpać po tym upalnym dniu.
    - Dobrze - powiedziała - ja też chętnie wezmę prysznic i przebiorę się.
    Rozstali się i Anka poszła do swojego pokoju. Szybko zrzuciła ubranie i weszła pod prysz-nic. Trochę jej się kręciło w głowie. Pomyślała, że chyba się upiła tym koniakiem. Myjąc intymne miejsca ciała przypomniała sobie powiedzenie: myjcie się dziewczyny, bo nie zna-cie dnia ani godziny i - wybuchnęła śmiechem. Nie miała najmniejszego zamiaru zdradzać Krzysztofa. Przecież go kocha. Andrzej jest po prostu sympatycznym kolegą, z którym miło się spędza czas. I też ma swoją żonę, którą kocha... Spłukała dokładnie mydło, szyb-ko się wytarła i skropiła ciało perfumami. Spojrzała na zegarek- piętnaście po dziesiątej - zaraz przyjdzie Andrzej. Wyciągnęła z walizki czystą bluzkę i nowe majteczki i szybko się w nie ubrała. Potem jeszcze spódniczka... Spojrzała w lustro, poprawiła włosy. Była goto-wa. Chciała jeszcze posprzątać trochę w pokoju, ale już nie zdążyła bo usłyszała pukanie do drzwi.
    - Proszę - powiedziała.
    Andrzej uchylił drzwi.
    - Można?
    - No pewnie, wejdź, proszę.
    Wszedł na palcach, przykładając palec do warg - i w tej konspiracyjnej pozie wyglądał tak zabawnie, że aż się roześmiała.
    - Zamykaj szybko drzwi - szepnęła dostosowując się do jego konspiracyjnego zachowa-nia..
    Teraz on się roześmiał. Wszedł na palcach i zamknął drzwi.
    - Czy zamykać na klucz?
    - Oczywiście - przecież będziemy popełniać przestępstwo i nikt tego nie może widzieć - zaśmiała się.
    Andrzej wyjął z reklamówki wino i ciastka, Anka włączyła czajnik żeby zaparzyć herbatę.
    - A to dla ciebie- usłyszała.
    Odwróciła się i zobaczyła bukiet kwiatów w ręce Andrzeja.. Piękne, świeże różyczki. Do-słownie ją zatkało.
    - Skąd je masz? Są naprawdę piękne...
    - Cicho, nic nie mów - ukradłem - powiedział. I o nic więcej nie pytaj...
    Nie pytała więc... Zupełnie odruchowo, nie zastanawiając się nad tym co robi, pocałowała go w policzek. Potem nalała wodę do wazonika i wstawiła róże.
    - Są naprawdę prześliczne - powtórzyła - a teraz otwórz to wino - mam ochotę się tro-szeczką upić. Nie masz nic przeciwko temu?
    - Nie- powiedział - mam ochotę na to samo co ty.
    - No to świetnie się składa, tylko że o czymś zapomnieliśmy - po prostu nie mamy kielisz-ków - w sanatorium takich rzeczy się nie przewiduje. Są tylko szklanki...
    - Trudno - Nie będzie tak elegancko ale smakuje identycznie - oboje zaczęli się śmiać.
    Andrzej otworzył butelkę wyjętym z kieszeni korkociągiem. Rozlał wino do szklanek.. Anka włączyła radio, znalazła nastrojową muzykę. Pełen luz.. Rozmawiali o wszystkim i o ni-czym. Czuła się wspaniale. Sączyli wino, przegryzali ciasteczkami..
    - Jestem ciekawa jak wygląda twoja żona? Masz może jej zdjęcie? - spytała.
    - Mam - odpowiedział. Chcesz obejrzeć?
    - Oczywiście że chcę!
    Wyjął z portfela zdjęcie. Wzięła je do ręki
    - Ładna dziewczyna - powiedziała szczerze, przyglądając się fotografii kokieteryjnie uśmiechniętej blondynki. Na pewno bardzo ją kochasz? - spytała .
    - Tak, to prawda... Ale kiedy siedzę tu z tobą to muszę przyznać że są chwile kiedy o tym zapominam... A ty kochasz swojego męża?
    - Bardzo - powiedziała zupełnie szczerze. Ale ciebie bardzo lubię - dodała z uśmiechem - a to pewnie nie podobałoby się ani mojemu mężowi, ani twojej żonie.
    - Chyba masz rację - zaśmiał się Andrzej. Za to mnie się podoba!
    Pochylił się ku niej i z kolei on pocałował ją w policzek. Pogroziła mu palcem, chichocąc. Czuła się cudownie, lekka, rozluźniona. Było coraz później i czuła jak coraz bardziej kręci jej się w głowie..
    - Upiłam się - powiedziała...
    - Ja chyba też - odpowiedział Andrzej.
    - Nie gniewaj się ale muszę się na chwilę położyć...
    Podłożył jej poduszkę pod głowę a potem sam położył się koło niej i bawił się jej włosami zawijając je na palcach.
    - Jesteś śliczną dziewczyną - powiedział.
    - Nieprawda, jestem brzydka - przekomarzała się - i mam zadarty nos...
    - Wiesz jaka jesteś naprawdę ?
    - Jaka?
    - Przede wszystkim jesteś niemądra. W całej Krynicy nie widziałem ładniejszej dziewczyny od ciebie - szepnął i przyciągnąwszy ją lekko do siebie pocałował ją w usta.
    To wydało jej się tak naturalne, że nie zaprotestowała. Rozchyliła usta, czuła przyjemne podniecenie. Zaczęła oddawać pocałunki. W pewnym momencie jakby się ocknęła.
    - Nie powinniśmy tego robić- szepnęła, odrywając się od niego - przecież kochasz swoją żonę ... A ja kocham męża...
    - Masz rację - szepnął - wiem o tym tak samo jak ty, ale.... to takie przyjemne... I - mój Boże - w końcu nie robimy przecież nic złego...
    - Nie jestem tego taka pewna - szepnęła - gdyby twoja żona albo mój mąż widzieli co robimy to z całą pewnością byliby innego zdania... I boję się że to się może źle skoń-czyć...
    - Nie bój się - oboje będziemy o tym pamiętać, żeby nie posunąć się za daleko...
    - Nie wierzę ci - powiedziała, coraz bardziej podniecona. Ani sobie - dodała zdławionym głosem. Powinieneś już pójść....
    Ale on nie odchodził a ona nadal leżała w jego ramionach i było jej dobrze... Zrobiło się ciemno ... jego ręce błądziły po jej ciele, dotykając poprzez bluzkę jej piersi, ramion, brzucha......
    - Przestań, proszę.... szepnęła. Proszę cię... - powtórzyła zdławionym głosem.
    Coraz bardziej kręciło się jej w głowie a jednocześnie odczuwała coraz większe podniece-nie.
    - Idź już, proszę...
    Jego pocałunki sprawiały jej niezwykłą przyjemność...
    - Naprawdę powinieneś już iść! szeptała ... Nie, nie rób tego.. Proszę cię...
    Czuła jak on ją rozbiera ale nie miała siły by protestować..
    - Nie... proszę cię... nie... szeptała... Przestań... Ja nie chcę zdradzać swojego męża...
    - Wiem o tym, maleńka... szeptał jej do ucha. Ja też nie chcę zdradzić żony. I nie bę-dziemy ich zdradzać... Ale my jesteśmy tak blisko siebie... a oni są tak daleko... Nie mu-simy ich zdradzać. Ale możemy być blisko siebie... Jest mi z tobą tak dobrze... I przecież tobie też jest ze mną dobrze - przyznaj się... Powiedz że tak jest... Powiedz, proszę...
    - O Boże - szepnęła - przecież dobrze wiesz że tak właśnie jest! Gdyby było inaczej, nie byłabym tu z tobą... Ale ja naprawdę nie chcę zdradzić męża.
    - Nie bój się maleńka - szeptał. Nie będziemy ich zdradzać... To co robimy to nie jest jeszcze zdrada... Jest pewna granica, której nie powinniśmy przekroczyć i oboje będziemy o tym pamiętać... Dobrze, maleńka?
    - Nie wiem... Wcale ci nie wierzę... tylko tak mówisz... Boję się że o tym zapomnimy... Nie wierzę ci...
    - Nie bój się, kochana... Będę się tylko pieścił - to nie jest jeszcze zdrada. Przecież oboje tego pragniemy... Ty też - przyznaj się... Ty też chcesz żebym cię pieścił, prawda?....
    - Nie wiem, szepnęła - o Boże - nie wiem... Chyba tak... Ale jestem pijana i boję się, że na tym się nie skończy... Że będziesz chciał się ze mną kochać, a ja nie potrafię ci się oprzeć... I że ja też...
    - Co ty też, maleńka?
    - Że... że... ja też będę tego chciała... Że nie potrafię ci odmówić...
    - Nie bój się - oboje będziemy o tym pamiętać, żeby nie posunąć się za daleko - powtó-rzył. Pragnę cię tylko rozebrać i pieścić.... Boże, jesteś taka śliczna... Chcę cię całować... Całą, całą... Nie bój się, maleńka - nie zrobię ci żadnej krzywdy. Chcę cię tylko pieścić... i całować.... Twoje piersi, twój brzuszek, twoje stópki... To też,... to też powinnaś zdjąć. Chcę się tulić do ciebie, czuć cię całą, całą...
    Mówiąc to nie przestawał jej rozbierać, a ona była już prawie naga.
    - Nie, proszę cię - ja się wstydzę... Bardzo cię proszę.. Nie zdejmuj mi wszystkiego... Ja naprawdę się wstydzę... i.... jeśli już musimy się całkiem rozebrać, to chociaż zgaś świa-tło, proszę cię...
    - Dobrze, maleńka...
    Wyciągnął rękę i sięgnął do wyłącznika. Przekręcił kontakt. Zrobiło się ciemno, ale jednak nie tak do końca... Na ulicy świeciła się latarnia.. A poza tym była pełnia księżyca... Ścią-gając jej majteczki widział jej płaski brzuch, szczupłe biodra i pełne uda... I ciemny trójkąt gęstych włosów na jej łonie. Dygotała gwałtownie, wpijając palce się w jego ramiona... Całował jej brzuch i gładkie jak jedwab uda. Delikatnie rozsunął zaciśnięte kolana dziew-czyny i wtulił twarz w jej łono. Oburącz pieścił jej nagie piersi a jednocześnie jego usta spijały kwaskowy nektar z rozchylonej szpary sromowej. Była bardzo mokra i bardzo śli-ska... I okropnie podniecona. Czuł jak jej ciało dygoce w jego ramionach.
    - Nie bój się - szeptał - nie bój się... Strasznie cię pragnę, ale będę cię tylko pieścił. I ca-łował.. Tak jak ci obiecałem. Nic więcej, przysięgam... Chcesz żebym to robił? Powiedz, proszę... Chcesz tego?
    - Tak- szepnęła. O Boże, tak...
    - A ja mogę się też rozebrać?
    - Tak, skinęła tylko głową, bo zaschło jej zupełnie w gardle...
    Andrzej oderwał się od niej na chwilę, kilkoma ruchami rozpiął koszulę i spodnie. Ściągnął wszystko z siebie i rzucił na podłogę. Przez chwilę widziała jego nagość i sterczący do góry fallus.... Przytuliła go do siebie, a on wtulił usta w jej wargi, przywarł nagimi piersiami do jej nagich, nabrzmiałych piersi. Miał ogromną erekcję i nie ukrywał tego. Jego nagi brzuch przylgnął do jej nagiego brzucha, a jego wyprężony penis pulsował pomiędzy jej udami, czuła go bardzo mocno, był tuż tuż - w pobliżu jej łona... Delikatnie ścisnęła go udami i czuła jego wyprężoną twardość, która była niemym hołdem złożonym jej kobiecości...
    - Jesteś piękna, cudowna... szeptał. ...
    Jego język poruszał się w jej ustach, jego ręce pieściły jej nabrzmiałe sutki. Leżeli na bo-ku, jedno obok drugiego, bardzo blisko siebie. Lewą ręką pieścił jej piersi, prawą wsunął pomiędzy jej uda, rozchylił palcami nabrzmiałe wargi sromowe, ucisnął twardą, obrzmiałą łechtaczkę dziewczyny. Była niezwykle duża, wystawała mocno spomiędzy wilgotnych warg sromowych... Czuł jak bardzo jest podniecona.
    - Jesteś samą kobiecością.- szeptał - Samą esencją kobiecości. I jesteś piękna. I pragnę cię tak bardzo jak nigdy jeszcze nikogo nie pragnąłem, tak bardzo, że nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić.
    A ona słysząc jego słowa była jeszcze bardziej podniecona... Pieścił wilgotny, rozchylony srom dziewczyny, drażnił palcami łechtaczkę, raz po raz wsuwał palec w ciasną, wilgotną dziurkę prowadzącą w głąb jej ciała, a ona oddychała głośno i szybko, coraz głośniej i co-raz szybciej... Powoli obrócił ją na plecy i wsunął się na nią, kolanami rozsunął jej uda...
    - Nie bój się - szepnął - nic nie zrobię, obiecuję, będę cię tylko dotykał, nic więcej... O tak, właśnie tak... Widzisz jakie to przyjemne, prawda? O Boże, jak cudownie, cudownie... O Boże, jesteś taka śliska w środku, taka cudowna!
    Wyprężonym członkiem gładził jej srom, naciskał na łechtaczkę, ostrożnie wsuwał obrzmiałą główkę prącia w ciasny i wilgotny przedsionek pochwy, cofał się i znów napierał, by za moment znów się cofnąć.
    - Jesteś tam taka miękka i taka ciasna zarazem - szeptał a ona dygotała i jęczała z rozko-szy.
    W końcu doprowadził ją do orgazmu. Szlochając zacisnęła gwałtownie uda, wpiła kurczowo palce w jego ramiona, przywarła do niego mocno całym swoim ciałem.
    - O Boże... och!... o Boże, o mój Boże - jęczała.. Tak mi dobrze, o Boże, tak cudownie..
    Objęła go z całej siły, dysząc ciężko. Rozkoszne dreszcze przepływały przez jej lędźwie, przez piersi, przez obrzmiałe łono. Omdlewała z rozkoszy...
    - To było cudowne - wyszeptała... I ty też byłeś cudowny. Nawet nie wiesz jak bardzo. I jak bardzo jestem ci wdzięczna, że nie wykorzystałeś sytuacji i nie zrobiłeś tego co mo-głeś bez trudu zrobić... I wcale nie dlatego ci jestem wdzięczna, że tego nie zrobiłeś ale... dlatego że mogę ci ufać...
    W pewnej chwili sięgnęła nieśmiało ręką w dół i objęła palcami jego wyprężony ciągle czło-nek...
    - Jesteś bardzo kochany - powiedziała zdławionym głosem. A On jest taki duży i taki twar-dy! I wiem jak bardzo mnie pragnąłeś.... Ja też cię pragnęłam. I teraz mogę ci powie-dzieć, że chciałam żebyś to zrobił... Bardzo cię pragnęłam i nadal cię pragnę. I - chyba musimy to zrobić... szepnęła - wiem że nie powinniśmy, ale jeśli tego nie zrobimy, to całe życie będziemy tego oboje żałować... . On jest taki duży i taki twardy.... Chcę go poczuć w sobie... Chcę żebyś zaraz wszedł nim we mnie i zrobił mi to, co mężczyzna robi kobie-cie, kiedy ją pragnie... Zrób to zaraz! Chcesz tego?
    - Tak - powiedział - tak... dobrze wiesz, jak bardzo..
    - Wiem, szepnęła - wiem... i czuję to...
    Rozchyliła kolana, a on uniósł się nad nią i włożył wyprężony i twardy jak kamień członek między jej nabrzmiałe, rozkosznie śliskie, miękkie i bardzo wilgotne wargi sromowe. Po-woli zagłębił się w mokrą i ciasną pochwę, która szczelnie otuliła go swoim jedwabistym uściskiem... Wstrzymując oddech i dygocąc na całym ciele objęła go kurczowo. Wszedł w nią głęboko, do samego końca...
    - Bardzo cię pragnę - powiedział zdławionym głosem.
    - Ja też cię pragnę - szepnęła... Czuję cię tak bardzo mocno w sobie - jesteś cudowny, cudowny... Nigdy w życiu nie było mi tak dobrze... Poruszaj się, poruszaj się, najdroż-szy... O tak.. Właśnie, tak... tak.!.. Oh, jesteś cudowny!!!...
    - O Boże, maleńka, jak mi dobrze, jak dobrze - szeptał poruszając lędźwiami. Kocham cię... Bardzo, bardzo...
    Obejmując kurczowo jej pośladki raz po raz przenikał w gorące, rozkosznie śliskie wnę-trze jej ciała.
    - Cudownie, cudownie, o Boże, jak cudownie - jęczała.
    Poruszała się wraz z nim zgodnym rytmem, raz po raz wybiegając mu naprzeciw. Nagle skurczyła się, zamarła w bezruchu, poczuła rozkoszny dreszcz w lędźwiach:
    - Teraz- powiedziała zachrypniętym nagle głosem - teraz, najdroższy, o Boże, teraz!...
    Skończ już... skończ!!!... Tak, tak !!!.
    Poczuła gorący strumień nasienia tryskający gwałtownie w głąb jej ciała... Oplotła nogami jego nogi, przytrzymała go z całej siły, nie pozwoliła się wycofać. Stało się to co miało się stać.... Dreszcze rozkoszy przenikały na wskroś ich splecione z sobą ciała a jego nasienie zamierającym strumieniem wpływało w głąb jej pochwy.
Working...