Witam w kąciku dla ludzi, którzy jeszcze nigdy nie byli w związku. Podejrzewam, że wśród użytkowników znajdują się takie osoby. Ile macie lat? Czy domyślacie się, a może dobrze wiecie dlaczego tak jest? Jak się z tym czujecie? Żeby was ośmielić, zacznę pierwsza.
Mam 20 lat. Przez życie idę sama, gdyż nadal czekam na mojego Józka na brązowym osiołku (pozdrowienia dla Maxi.Kaza ). Związanie się z kimkolwiek, byleby tylko nie być sama- to nie w moim stylu. Mam za sobą kilka zauroczeń, nigdy nie byłam zakochana. Jak się z tym czuję? Kilka lat temu marzyłam o prawdziwej miłości, mocno przeżywałam ten stan rzeczy, jak to nastolatka. Niestety naiwna nastolatka. Wpakowałam się wtedy w wirtualny pseudozwiązek, który przerodził się w telenowelę, ale to inna historia. Dodam tylko, że do dziś czuję zażenowanie na myśl, że używałam słowa kocham. I nie tylko na tę. Później przyzwyczaiłam się. Przyzwyczajenie przeszło w postawę "nie potrzebuję faceta do szczęścia". Obecnie z racji moich planów na najbliższą przyszłość odkładam miłość, i tym samym związek, na lepsze czasy. Flirtować flirtuję, ale trzymam mężczyzn na dystans. Nawet nie daję sobie szansy na poznanie kogoś w tzw. realu, więc jest to całkiem łatwe. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle nadaję się do związku, między innymi dlatego, że chyba staję się coraz bardziej egoistyczna...Ale co zrobić w mojej sytuacji, jeśli nie nastawić się na siebie?
Koniec wywodu. Wasza kolej.
Mam 20 lat. Przez życie idę sama, gdyż nadal czekam na mojego Józka na brązowym osiołku (pozdrowienia dla Maxi.Kaza ). Związanie się z kimkolwiek, byleby tylko nie być sama- to nie w moim stylu. Mam za sobą kilka zauroczeń, nigdy nie byłam zakochana. Jak się z tym czuję? Kilka lat temu marzyłam o prawdziwej miłości, mocno przeżywałam ten stan rzeczy, jak to nastolatka. Niestety naiwna nastolatka. Wpakowałam się wtedy w wirtualny pseudozwiązek, który przerodził się w telenowelę, ale to inna historia. Dodam tylko, że do dziś czuję zażenowanie na myśl, że używałam słowa kocham. I nie tylko na tę. Później przyzwyczaiłam się. Przyzwyczajenie przeszło w postawę "nie potrzebuję faceta do szczęścia". Obecnie z racji moich planów na najbliższą przyszłość odkładam miłość, i tym samym związek, na lepsze czasy. Flirtować flirtuję, ale trzymam mężczyzn na dystans. Nawet nie daję sobie szansy na poznanie kogoś w tzw. realu, więc jest to całkiem łatwe. Czasami zastanawiam się, czy w ogóle nadaję się do związku, między innymi dlatego, że chyba staję się coraz bardziej egoistyczna...Ale co zrobić w mojej sytuacji, jeśli nie nastawić się na siebie?
Koniec wywodu. Wasza kolej.
Skomentuj