Witajcie.
Chciałabym dać gdzieś upust swoim emocją, ale i dostać jakąś poradę od Was, gdyż nie wiem co robić dalej. Zacznę od początku:
Byłam ze swoim facetem 7 lat. Byliśmy swoimi pierwszymi partnerami od 15 roku życia, więc praktycznie od zawsze. Przez 4 lata żyliśmy w związku na odległość. Dzieliło nas 600 km. Pomimo tego naszego miłość przetrwała. Rozchodziliśmy 2-3 razy, jednak po miesiącu zawsze wracaliśmy, przyciągnie. W końcu stało się i przeprowadziłam się do niego, zamieszkaliśmy razem. Na początku było pięknie, kupiliśmy pieska i myślałam, że już zawsze tak będzie. Z czasem pojawiła się u mnie tęsknota za domem, rodzicami, przyjaciółmi, w nowym mieście nie miałam nikogo, więc chętnie odwiedzałam rodzinę - myślę, że to był pierwszy problem, teraz to widzę. Z czasem mój chłopak zaczął popalać trawę. Nie mam nic przeciwko temu, sama lubiłam z nim zapalić. Niestety u niego popalanie przerodziło się w jaranie jak smok. Gdy miał wolne od pracy dzień zaczynał od tego, wracał z pracy zaczynał od palenia. Bardzo zaczeło mi to przeszkadzać i otwarcie zaczęłam o tym mówić. On uwazał, że to nic złego i nie rozumiał o co mi chodzi. Oddaliliśmy się od siebie. Nie miałam ochoty na seks patrząc na niego po jaraniu i pewnego dnia doszło do dużej kłótni. W złości wykrzyczał mi, że już nie chce ze mną być, że moge wracać do domu.. kolejne dni nie rozmawaliśmy ze sobą. Po 3 dniach "tak jakby" wróciło wszystko do normy.. jednak powiedział, że nie zmienił zdania o rozstaniu. Bardzo mnie to zabolało chciałam, żeby je zmienił po czym on odparł, że nie ma podstaw żeby to zrobić, na co mu odpowiedziałam, że przecież bardzo Go Kocham i zdziwiła mi jego reakcja odpowiadając mi "ta, na pewno". Bardzo bolało mnie pakowanie, wyjazd nie mogłam powstrzymać łez. On mówił, że jest mu tak sam przykro jak mi, że bardzo tego nie chciał, odprowadził mnie na pociąg i wyjechałam. Od tamtego czasu napisałam mu tylko jednego smsa z pociągu i od tamtego czasu milczę. Teraz kolejna kwestia, bardzo kocham mojego psa nie wyobrażam sobie abym nie mogła go widywać, a został z nim powiedział, że zawsze moge wpaść go odwiedzić (9h poćiagiem). Mamy razem telefony na jednej fakturze, za które on płaci, ja mam jego internet na siebie, mój tata ma jego samochód na siebie. Zostało tam pełno moich rzeczy wiadomo nie zabrałabym się pociągiem ze wszystkim. Czuje wielki niedosyt.. tyle lat razem, tyle walczyliśmy o ten związek na odległość i on przetrwał i czuję, że powinnam jednak chyba walczyć o to, inaczej to wszystko na marne cała tęsknota ból jaki przeżywałam będąc tak daleko. Planuje przez miesiąc dać sobie czas i jemu i nie utrzymywać kontaktu i wtedy pojechać tam za miesiąc po kolejne rzeczy, odwiedzić pieska i chyba porozmawiać jak juz trochę emocję opadną. Jak wygląda wasza opinia patrząc na to całkowicie z boku? Czy widać w tym jakiś sens?
Dziękuję, za przeczytanie i wszystkie rady i opinie. Trochę ze mnie zeszło jednak uczucie pustki...
czy powinnam walczyć o ten związek?
Chciałabym dać gdzieś upust swoim emocją, ale i dostać jakąś poradę od Was, gdyż nie wiem co robić dalej. Zacznę od początku:
Byłam ze swoim facetem 7 lat. Byliśmy swoimi pierwszymi partnerami od 15 roku życia, więc praktycznie od zawsze. Przez 4 lata żyliśmy w związku na odległość. Dzieliło nas 600 km. Pomimo tego naszego miłość przetrwała. Rozchodziliśmy 2-3 razy, jednak po miesiącu zawsze wracaliśmy, przyciągnie. W końcu stało się i przeprowadziłam się do niego, zamieszkaliśmy razem. Na początku było pięknie, kupiliśmy pieska i myślałam, że już zawsze tak będzie. Z czasem pojawiła się u mnie tęsknota za domem, rodzicami, przyjaciółmi, w nowym mieście nie miałam nikogo, więc chętnie odwiedzałam rodzinę - myślę, że to był pierwszy problem, teraz to widzę. Z czasem mój chłopak zaczął popalać trawę. Nie mam nic przeciwko temu, sama lubiłam z nim zapalić. Niestety u niego popalanie przerodziło się w jaranie jak smok. Gdy miał wolne od pracy dzień zaczynał od tego, wracał z pracy zaczynał od palenia. Bardzo zaczeło mi to przeszkadzać i otwarcie zaczęłam o tym mówić. On uwazał, że to nic złego i nie rozumiał o co mi chodzi. Oddaliliśmy się od siebie. Nie miałam ochoty na seks patrząc na niego po jaraniu i pewnego dnia doszło do dużej kłótni. W złości wykrzyczał mi, że już nie chce ze mną być, że moge wracać do domu.. kolejne dni nie rozmawaliśmy ze sobą. Po 3 dniach "tak jakby" wróciło wszystko do normy.. jednak powiedział, że nie zmienił zdania o rozstaniu. Bardzo mnie to zabolało chciałam, żeby je zmienił po czym on odparł, że nie ma podstaw żeby to zrobić, na co mu odpowiedziałam, że przecież bardzo Go Kocham i zdziwiła mi jego reakcja odpowiadając mi "ta, na pewno". Bardzo bolało mnie pakowanie, wyjazd nie mogłam powstrzymać łez. On mówił, że jest mu tak sam przykro jak mi, że bardzo tego nie chciał, odprowadził mnie na pociąg i wyjechałam. Od tamtego czasu napisałam mu tylko jednego smsa z pociągu i od tamtego czasu milczę. Teraz kolejna kwestia, bardzo kocham mojego psa nie wyobrażam sobie abym nie mogła go widywać, a został z nim powiedział, że zawsze moge wpaść go odwiedzić (9h poćiagiem). Mamy razem telefony na jednej fakturze, za które on płaci, ja mam jego internet na siebie, mój tata ma jego samochód na siebie. Zostało tam pełno moich rzeczy wiadomo nie zabrałabym się pociągiem ze wszystkim. Czuje wielki niedosyt.. tyle lat razem, tyle walczyliśmy o ten związek na odległość i on przetrwał i czuję, że powinnam jednak chyba walczyć o to, inaczej to wszystko na marne cała tęsknota ból jaki przeżywałam będąc tak daleko. Planuje przez miesiąc dać sobie czas i jemu i nie utrzymywać kontaktu i wtedy pojechać tam za miesiąc po kolejne rzeczy, odwiedzić pieska i chyba porozmawiać jak juz trochę emocję opadną. Jak wygląda wasza opinia patrząc na to całkowicie z boku? Czy widać w tym jakiś sens?
Dziękuję, za przeczytanie i wszystkie rady i opinie. Trochę ze mnie zeszło jednak uczucie pustki...
czy powinnam walczyć o ten związek?
Skomentuj