- Zycie kobiety to jedno wielkie cierpienie – powiedziała półgłosem Paulina patrząc w lustro sięgające krawędzi podłogi. Zerknęła w stronę hotelowej recepcji. Recepcjonistka musiała usłyszeć. Uniosła głowę i uśmiechnęła się ze zrozumieniem - Zwłaszcza kobiety, która chce być elegancka – resztę myśli Paula dodała już tylko w głowie. Mierzyła się od kosmyków jasnych włosów po czubeczki pantofelków. Delikatny makijaż podkreślał zieleń oczu i zmysłowy kształt ust. Dość mocno opięty czarny żakiet idealnie nadawał się na półoficjalne okazje. W rozcięciu dekoltu rysowała się górna część biustu uniesionego nieco miseczkami push-upa. Jasnoszara spódnica była stanowczo zbyt wąska, żeby uznać ją za wygodną. Trudno w niej było siedzieć, jeszcze trudniej chodzić, a najtrudniej pokonywać schody. Jednak idealnie podkreślała linię bioder i ud właścicielki. Pończochy samonośne były zdecydowanie przereklamowane. Paulina wolała swoje klasyczne rajstopy,.
Najgorsze jednak były pantofle. Miały przepiękny kształt od szpiczastego przodu do wysoko uniesionej obcasem pięty. Paulina wydała na nie tydzień temu majątek i rzeczywiście stopa wyglądała w nich niebiańsko. Teraz jednak kobieta miała za sobą cztery godziny krążenia po korytarzach i salach jednego z najbardziej okazałych biurowców Mordoru. Czuła pulsowanie każdego mililitra krwi, próbującej przepchać się przez arterie zaciśnięte w mocnym uścisku obuwniczej mody. Tak, stanowczo współczesna bussiness woman musi znosić większe katusze, niż Joanna d'Arc torturowana przez angielskich żołdaków.
A ten palant się spóźniał. Minęło już siedem minut, odkąd powinien grzecznie pojawić się w lobby hotelu Korona. Mieli pójść na spacer do pobliskich Łazienek. Pogoda była idealna do podobnych peregrynacji. Po zimnym kwietniu i równie nieprzyjemnym początku maja w drugiej połowie miesiąca wiosna wybuchnęła niemal lipcowym skwarem. Umówili się na 13.20 z myślą o tym, że ze spokojem zdążą na lunch zamówiony godzinę później w Cafe Mnemosis.
Paulina poruszyła palcami w pantofelkach. Popatrzyła z tęsknotą na marmurową podłogę. Na pewno były kojąco chłodne. Gdyby nie miejsce publiczne, najchętniej stanęłaby boso na gładkich płytach. Niestety nie wypadało robić siary w czterogwiazdkowym przybytku luksusu. A wszystkie fotele w lobby były zajęte przez panów zatopionych w tabletach i smartfonach. Żaden nie ustąpił miejsca, chociaż Paula co jakiś czas przestępowała z nogi na nogę.
Wreszcie w drzwiach pojawił się Krystian Walrderod. Kobieta od pierwszego spotkania nie potrafiła os sim myśleć inaczej jak Konrad Wallenrod. Zastanawiała się, co musieli mieć w głowie rodzice, żeby synowi przy tak dziwnym nazwisku dać jeszcze nazbyt oryginalne imię. Przekomarzali się kiedyś dość ostro. Krystian upierał się dla odmiany, że Paulina to imię nazbyt arystokratyczne do pospolitego nazwiska Pawlak. Nie pomagały nawet argumenty, że imię panieńskie brzmiało Sobańska. „To trzeba było sobie zostawić nazwisko rodowe. Paulina Pawlak? Dobrze, że nie Kargul” - śmiał się Krystian złośliwie.
Teraz Krystian miał nietęgą minę. Wiedział, jak bardzo Paula nienawidzi jego kłopotów z punktualnością. Poprawił nerwowo lnianą marynarkę. W sumie bardziej przypominała bluzę. W rdzawym tiszercie i jasnych bawełnianych spodniach wyglądał trochę na kogoś z innej bajki niż Paulina. Spodziewała się, że mężczyzna będzie ubrany bardziej oficjalnie. Poczuła się mało komfortowo. Czuła także narastającą irytację. To ona ma się męczyć w tych Łazienkach biegając w mundurku i szpilkach, a wygodnicki sobie zafundował sportowy strój? Niedoczekanie!
- Przepraszam – bąknął przepraszająco Krystian. Nachylił się do pocałunku w usta, ale kobieta odwróciła głowę i podsunęła do policzek.
- Aż tak podpadłem – mężczyzna z zaskoczenia cmoknął kochankę jak starszą ciocię.
- Stój kiedyś przez pół godziny w szpilkach czekając na jakiegoś kutafona, to pogadamy – warknęła Paula.
- Ale przecież... - Krystian wymownie wskazał na zegar wskazujący 13.31.
- Nawet nie próbuj... - kobieta sprowadziła rozmówcę do pionu jednym spojrzeniem. - I w dodatku ubrałeś się jak na majówkę...
- Myślałem, że idziemy na spacer po parku, a nie na pertraktacje z Billem Gatesem w sprawie przejęcia Microsoftu... - mężczyzna próbował rozładować atmosferę kiepskim żartem.
- Dobra. Zrobimy tak. Ja skoczę się przebrać do pokoju, a Ty poczekaj kwadransik. Muszę ubrać coś wygodniejszego – Paula nie miała nastroju do przekomarzanek. Była naprawdę zmęczona. Najchętniej odpuściłaby sobie te wszystkie spacery i lunche i po prostu poszła spać. Biorąc wcześniej długą kąpiel w wannie, tak żeby stopom i łydkom dać wytchnienie.
- Wjadę z Tobą na górę. Na pewno masz jakąś mineralną, bo konam z pragnienia. A Ty przecież nie chciałabyś, żebym umarł z pragnienia, prawda? – Krystian spojrzał na Paulinę takim wzrokiem, że nie potrafiła mu odmówić.
- Dobra. Winda jest w korytarzu zaraz za recepcją.
Pierwsze co zrobiła Paulina po wejściu do swojego pokoju hotelowego, to pozbycie się butów. Poczuła pod podeszwami szorstkość wykładziny. „Tego mi było trzeba” - pomyślała. Krystian wyminął ją bez słowa i podszedł do biurka pod oknem. Otworzył jednym jestem butelkę z mineralną i kilkoma łykami opróżnił do końca.
- Tego mi było trzeba – westchnął.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Dwoje kochanków wchodzi do pustego pokoju i nie rzuca się na siebie. Jedno z nas chce tylko pozbyć się butów, a drugie dopaść czystej wody – Paulina zdjęła żakiet i powiesiła obok drzwi.
Krystian podszedł do niej.
- Myślisz, że wystarczy mi zaspokojenie tylko jednej potrzeby – mężczyzna zmrużył oczy. I popatrzył na twarz towarzyszki. Ujął jej głowę obiema dłońmi. Paula objęła go w pasie. Kiedy zdjęła buty była o kilka centymetrów niższa. Rozchyliła usta. Sekundę potem poczuła na nich koniuszek męskiego języka. Poprowadziła swój na powitanie. Oboje całowali się niespiesznie, rozsmakowując się w pieszczocie. Krystian oderwał się po dłuższej chwili i poprowadził kochankę do łóżka. Bez słowa skłonił ją, by usiadła na nim.
- Podobno była pani zmęczona – uklęknął obok stóp Pauli. Ujął prawą za piętę i położył sobie na udach. Masował powoli kciukami podeszwę od pięty w kierunku palców. Raz za razem uciskał zmęczone miejsca, jakimś tajemniczym radarem odczytując ich położenie. Opuszki ślizgały się po lycrze, której szorstkość dodawała jeszcze przyjemnych odczuć. Paula położyła się plecami na łóżko i zamknęła oczy. Czerpała przyjemność z każdego gestu Krystiana.
Najgorsze jednak były pantofle. Miały przepiękny kształt od szpiczastego przodu do wysoko uniesionej obcasem pięty. Paulina wydała na nie tydzień temu majątek i rzeczywiście stopa wyglądała w nich niebiańsko. Teraz jednak kobieta miała za sobą cztery godziny krążenia po korytarzach i salach jednego z najbardziej okazałych biurowców Mordoru. Czuła pulsowanie każdego mililitra krwi, próbującej przepchać się przez arterie zaciśnięte w mocnym uścisku obuwniczej mody. Tak, stanowczo współczesna bussiness woman musi znosić większe katusze, niż Joanna d'Arc torturowana przez angielskich żołdaków.
A ten palant się spóźniał. Minęło już siedem minut, odkąd powinien grzecznie pojawić się w lobby hotelu Korona. Mieli pójść na spacer do pobliskich Łazienek. Pogoda była idealna do podobnych peregrynacji. Po zimnym kwietniu i równie nieprzyjemnym początku maja w drugiej połowie miesiąca wiosna wybuchnęła niemal lipcowym skwarem. Umówili się na 13.20 z myślą o tym, że ze spokojem zdążą na lunch zamówiony godzinę później w Cafe Mnemosis.
Paulina poruszyła palcami w pantofelkach. Popatrzyła z tęsknotą na marmurową podłogę. Na pewno były kojąco chłodne. Gdyby nie miejsce publiczne, najchętniej stanęłaby boso na gładkich płytach. Niestety nie wypadało robić siary w czterogwiazdkowym przybytku luksusu. A wszystkie fotele w lobby były zajęte przez panów zatopionych w tabletach i smartfonach. Żaden nie ustąpił miejsca, chociaż Paula co jakiś czas przestępowała z nogi na nogę.
Wreszcie w drzwiach pojawił się Krystian Walrderod. Kobieta od pierwszego spotkania nie potrafiła os sim myśleć inaczej jak Konrad Wallenrod. Zastanawiała się, co musieli mieć w głowie rodzice, żeby synowi przy tak dziwnym nazwisku dać jeszcze nazbyt oryginalne imię. Przekomarzali się kiedyś dość ostro. Krystian upierał się dla odmiany, że Paulina to imię nazbyt arystokratyczne do pospolitego nazwiska Pawlak. Nie pomagały nawet argumenty, że imię panieńskie brzmiało Sobańska. „To trzeba było sobie zostawić nazwisko rodowe. Paulina Pawlak? Dobrze, że nie Kargul” - śmiał się Krystian złośliwie.
Teraz Krystian miał nietęgą minę. Wiedział, jak bardzo Paula nienawidzi jego kłopotów z punktualnością. Poprawił nerwowo lnianą marynarkę. W sumie bardziej przypominała bluzę. W rdzawym tiszercie i jasnych bawełnianych spodniach wyglądał trochę na kogoś z innej bajki niż Paulina. Spodziewała się, że mężczyzna będzie ubrany bardziej oficjalnie. Poczuła się mało komfortowo. Czuła także narastającą irytację. To ona ma się męczyć w tych Łazienkach biegając w mundurku i szpilkach, a wygodnicki sobie zafundował sportowy strój? Niedoczekanie!
- Przepraszam – bąknął przepraszająco Krystian. Nachylił się do pocałunku w usta, ale kobieta odwróciła głowę i podsunęła do policzek.
- Aż tak podpadłem – mężczyzna z zaskoczenia cmoknął kochankę jak starszą ciocię.
- Stój kiedyś przez pół godziny w szpilkach czekając na jakiegoś kutafona, to pogadamy – warknęła Paula.
- Ale przecież... - Krystian wymownie wskazał na zegar wskazujący 13.31.
- Nawet nie próbuj... - kobieta sprowadziła rozmówcę do pionu jednym spojrzeniem. - I w dodatku ubrałeś się jak na majówkę...
- Myślałem, że idziemy na spacer po parku, a nie na pertraktacje z Billem Gatesem w sprawie przejęcia Microsoftu... - mężczyzna próbował rozładować atmosferę kiepskim żartem.
- Dobra. Zrobimy tak. Ja skoczę się przebrać do pokoju, a Ty poczekaj kwadransik. Muszę ubrać coś wygodniejszego – Paula nie miała nastroju do przekomarzanek. Była naprawdę zmęczona. Najchętniej odpuściłaby sobie te wszystkie spacery i lunche i po prostu poszła spać. Biorąc wcześniej długą kąpiel w wannie, tak żeby stopom i łydkom dać wytchnienie.
- Wjadę z Tobą na górę. Na pewno masz jakąś mineralną, bo konam z pragnienia. A Ty przecież nie chciałabyś, żebym umarł z pragnienia, prawda? – Krystian spojrzał na Paulinę takim wzrokiem, że nie potrafiła mu odmówić.
- Dobra. Winda jest w korytarzu zaraz za recepcją.
Pierwsze co zrobiła Paulina po wejściu do swojego pokoju hotelowego, to pozbycie się butów. Poczuła pod podeszwami szorstkość wykładziny. „Tego mi było trzeba” - pomyślała. Krystian wyminął ją bez słowa i podszedł do biurka pod oknem. Otworzył jednym jestem butelkę z mineralną i kilkoma łykami opróżnił do końca.
- Tego mi było trzeba – westchnął.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Dwoje kochanków wchodzi do pustego pokoju i nie rzuca się na siebie. Jedno z nas chce tylko pozbyć się butów, a drugie dopaść czystej wody – Paulina zdjęła żakiet i powiesiła obok drzwi.
Krystian podszedł do niej.
- Myślisz, że wystarczy mi zaspokojenie tylko jednej potrzeby – mężczyzna zmrużył oczy. I popatrzył na twarz towarzyszki. Ujął jej głowę obiema dłońmi. Paula objęła go w pasie. Kiedy zdjęła buty była o kilka centymetrów niższa. Rozchyliła usta. Sekundę potem poczuła na nich koniuszek męskiego języka. Poprowadziła swój na powitanie. Oboje całowali się niespiesznie, rozsmakowując się w pieszczocie. Krystian oderwał się po dłuższej chwili i poprowadził kochankę do łóżka. Bez słowa skłonił ją, by usiadła na nim.
- Podobno była pani zmęczona – uklęknął obok stóp Pauli. Ujął prawą za piętę i położył sobie na udach. Masował powoli kciukami podeszwę od pięty w kierunku palców. Raz za razem uciskał zmęczone miejsca, jakimś tajemniczym radarem odczytując ich położenie. Opuszki ślizgały się po lycrze, której szorstkość dodawała jeszcze przyjemnych odczuć. Paula położyła się plecami na łóżko i zamknęła oczy. Czerpała przyjemność z każdego gestu Krystiana.
Skomentuj