Pasta

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Kationek
    Erotoman
    • Feb 2009
    • 749

    Pasta

    Tak dla poprawy humoru dla tych, którzy lubią poczytać historie nie do końca poważne.
    Kto użytkownikiem Wykopa, ten się z PASTĄ spotkał. Dla reszty do samodzielnej oceny.
    Na początek chyba najbardziej znana pasta w polskich "internetach" (bez korekt):

    Mój stary to fanatyk wędkarstwa. Pół mieszkania zaj***ne wędkami najgorsze. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżący na ziemi haczyk czy kotwicę i trzeba wyciągać w szpitalu bo mają zadziory na końcu. W swoim 22 letnim życiu już z 10 razy byłem na takim zabiegu. Tydzień temu poszedłem na jakieś losowe badania to baba z recepcji jak mnie tylko zobaczyła to kazała buta ściągać xD bo myślała, że znowu hak w nodze.
    Druga połowa mieszkania zaj***na Wędkarzem Polskim, Światem Wędkarza, Super Karpiem xD itp. Co tydzień ojciec robi objazd po wszystkich kioskach w mieście, żeby skompletować wszystkie wędkarskie tygodniki. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem go into internety bo myślałem, że trochę pieniędzy zaoszczędzimy na tych gazetkach ale teraz nie dosyć, że je kupuje to jeszcze siedzi na jakichś forach dla wędkarzy i kręci gównoburze z innymi wędkarzami o najlepsze zanęty itp. Potrafi drzeć mordę do monitora albo wypie**olić klawiaturę za okno. Kiedyś ojciec mnie wk***ił to założyłem tam konto i go trolowałem pisząc w jego tematach jakieś losowe głupoty typu karasie jedzo guwno. Matka nie nadążała z gotowaniem bigosu na uspokojenie. Aha, ma już na forum rangę SUM, za naj***nie 10k postów."
    "Jak jest ciepło to co weekend zapie**ala na ryby. Od jakichś 5 lat w każdą niedzielę jem rybę na obiad a ojciec pie**oli o zaletach jedzenia tego wodnego gówna. Jak się dostałem na studia to stary przez tydzień pie**olił że to dzięki temu, że jem dużo ryb bo zawierają fosfor i mózg mi lepiej pracuje.
    Co sobotę budzi ze swoim znajomym mirkiem całą rodzinę o 4 w nocy bo hałasują pakując wędki, robiąc kanapki itd.
    Przy jedzeniu zawsze pie**oli o rybach i za każdym razem temat schodzi w końcu na Polski Związek Wędkarski, ojciec sam się nakręca i dostaje strasznego bólu dupy durr niedostatecznie zarybiajo tylko kradno hurr, robi się przy tym cały czerwony i odchodzi od stołu klnąc i idzie czytać Wielką Encyklopedię Ryb Rzecznych żeby się uspokoić.

    W tym roku sam sobie kupił na święta ponton. Oczywiście do wigilii nie wytrzymał tylko już wczoraj go rozpakował i nadmuchał w dużym pokoju. Ubrał się w ten swój cały strój wędkarski i siedział cały dzień w tym pontonie na środku mieszkania. Obiad (karp) też w nim zjadł [cool][cześć]

    Gdybym mnie na długość ręki dopuścili do wszystkich ryb w polsce to bym wziął i zapie**olił.

    Jak któregoś razu, jeszcze w podbazie czy gimbazie, miałem urodziny to stary jako prezent wziął mnie ze sobą na ryby w drodze wyjątku. Super prezent k***o.

    Pojechaliśmy gdzieś wp*zdu za miasto, dochodzimy nad jezioro a ojcu już się oczy świecą i oblizuje wargi podniecony. Rozłożył cały sprzęt i siedzimy nad woda i patrzymy na spławiki. Po pięciu minutach mi się znudziło więc włączyłem discmana to mnie ojciec pie**olną wędką po głowie, że ryby słyszą muzykę z moich słuchawek i się płoszą. Jak się chciałem podrapać po dupie to zaraz 'krzyczał szeptem', żebym się nie wiercił bo szeleszczę i ryby z wody widzą jak się ruszam i uciekają. 6 godzin musiałem siedzieć w bezruchu i patrzeć na wodę jak w jakimś j***nym Guantanamo. Urodziny mam w listopadzie więc jeszcze do tego było zimno jak sam sk***ysyn. W pewnym momencie ojciec odszedł kilkanaście metrów w las i się sp***ział. Wytłumaczył mi, że trzeba w lesie pierdzieć bo inaczej ryby słyszą i czują.

    Wspomniałem, że ojciec ma kolegę mirka, z którym jeździ na ryby. Kiedyś towarzyszem wypraw rybnych był hehe Zbyszek. Człowiek o kształcie piłki z wąsem i 365 dni w roku w kamizelce BOMBER. Byli z moim ojcem prawie jak bracia, przychodził z żoną Bożeną na wigilie do nas itd. Raz ojciec miał imieniny zbysio przyszedł na hehe kielicha. Na****li się i oczywiście cały czas gadali o wędkowaniu i rybach. Ja siedziałem u siebie w pokoju. W pewnym momencie zaczeli drzeć na siebie mordę, czy generalnie lepsze są szczupaki czy sumy.
    >WEŹ MNIE NIE Wk***IAJ ZBYCHU, WIDZIAŁEŚ TY KIEDYŚ JAKIE SZCZUPAK MA ZĘBY? CHAPS I RĘKA Uj***nA!
    >k***A TADEK SUMY W POLSCE PO 80 KILO WAŻĄ, TWÓJ SZCZUPAK TO IM MOŻE NASKOCZYĆ
    >CO TY MI O SUMACH pie**olISZ JAK LEDWO UKLEJĘ POTRAFISZ Z WODY WYCIĄGNĄĆ. SZCZUPAK TO JEST KRÓL WODY JAK LEW JEST KRÓL DŻUNGLI
    No i aż się zaczeli nak***iać zapasy na dywanie w dużym pokoju a ja z matką musieliśmy ich rodzielać. Od tego czasu zupełnie zerwali kontakt. W zeszłym roku zadzwoniła żona zbysia, że zbysio spadł z rowerka i zaprasza na pogrzeb. Odebrała akurat matka, złożyła kondolencje, odkłada słuchawkę i mówi o tym ojcu, a ojciec
    >I bardzo k***a dobrze
    Tak go za tego suma znienawidził.

    Wspominałem też o arcywrogu mojego starego czyli Polskim Związku Wędkarskim. Stał się on kompletną obsesją ojca i jak np. w telewizji mówią, że gdzieś był trzęsienie ziemi to stary zawsze mamrocze pod nosem, że powinni w końcu coś o tych sk***ysynach z PZW powiedzieć. Gazety niewędkarskie też przestał czytać bo miał ból dupy, że o wędkarstwie polskim ani aferach w PZW nic się nie pisze.

    Szefem koła PZW w mojej okolicy jest niejaki pan Adam. Jest on dla starego uosobieniem całego zła wyrządzonego polskim akwenom przez Związek i ojciec przez wiele lat toczył z nim wojnę. Raz poszedł na jakieś zebranie wędkarskie gdzie występował Adam i stary wrócił do domu z podartą koszulą bo siłą go usuwali z sali takie tam inby odpie**alał.
    Po klęsce w starciu fizycznym ze zbrojnym ramieniem PZW ojciec rozpoczął partyzantkę internetową polegającą na szkalowaniu PZW i Adama na forach lokalnych gazet. Napie**alał na niego jakieś głupoty typu, że Adam był tajnym współpracownikiem UB albo, że go widział na ulicy jak komuś gwoździem samochód rysował itd. Nie nauczyłem ojca into TOR więc skończyło się bagietami za szkalowanie i stary musiał zapłacić Adamowi 2000zł.

    Jak płacił to przez tydzień w domu się nie dało żyć, ojciec k***ił na przekupne sądy, PZW, Adama i w ogóle cały świat. Z jego pie**olenia wynikało, że PZW jak jacyś masoni rządzi całym krajem, pociąga za szurki i ma wszędzie układy. Przeliczał też te 2000 na wędki, haczyki czy łódki i dostawał strasznego bólu dupy, ile on by mógł np. zanęty waniliowej za te 2k kupić (kilkaset kilo).

    Stary jakoś w zeszłym roku stwierdził, że koniecznie musi mieć łódkę do połowów bo niby wypożyczanie za drogo wychodzi i wszyscy go chcą oszukać
    >synek na wodzie to się prawdziwe okazy łapie! tam jest żywioł!
    ale nie było go stać ani nie miał jej gdzie trzymać a hehe frajerem to on nie jest żeby komuś płacić za przechowywanie więc zgadał się z jakimiś wędkarzami okolicy, że kupią łódkę na spółkę, ona będzie stała u jakiegoś janusza, który ma dom a nie mieszkanie w bloku jak my, na podjeździe na przyczepie, którą ten janusz ma i się będą tą łódką dzielili albo będą jeździć łowić razem.
    Na początku ta kooperatywa szła nawet nieźle ale w któryś weekend ojciec się rozchorował i nie mógł z nimi jechać i miał o to olbrzymi ból dupy. Jeszcze ci jego koledzy dzwonili, że ryby biorą jak poj***ne więc mój ojciec tylko leżał czerwony ze złości na kanapie i sapał z wk***ienia. Sytuację jeszcze pogarszało to, że nie miał na kogo zwalić winy co zawsze robi. W końcu doszedł do wniosku, że to niesprawiedliwe, że oni łowią bez niego bo przecież po równo się zrzucali na łódkę i w niedzielę wieczorem, jak te janusze już wróciły z wyprawy, wyszedł nagle z domu.
    Po godzinie wraca i mówi do mnie, że muszę mu pomóc z czymś przed domem. Wychodzę na zewnątrz a tam nasz samochód z przyczepą i łódką xD Pytam skąd on ją wziął a on mówi, że januszowi zaj***ł z podjazdu przed domem bo oni go oszukali i żeby łapał z nim łódkę i wnosimy do mieszkania XD Na nic się zdało tłumaczenie, że zajmie cały duży pokój. Na szczęście łódka nie zmieściła się w drzwiach do klatki więc stary stwierdził, że on ją przed domem zostawi.
    Za pomocą jakichś łańcuchów co były na łódce i mojej kłódki od roweru przypiął ją do latarni i zadowolony chce iść wracać do mieszkania a tu nagle przyjeżdżają 2 samochody z januszami współwłaścicielami, którzy domyślili się gdzie ich własność może się znajdować xD Zaczęła się nieziemska inba bo janusze drą mordy dlaczego łódkę ukradł i że ma oddawać a ojciec się drze, że oni go oszukali i on 500zł się składał a nie pływał w ten weekend. Ja starałem się załagodzić sytuację żeby ojciec od nich nie dostał wpie**olu bo było blisko.
    Po kilkunastu minutach sytuacja wyglądała tak:
    -Mój ojciec leży na ziemi, kurczowo trzyma się przyczepy i krzyczy, że nie odda
    -Janusze krzyczą, że ma oddawać
    -Jeden janusz ma rozj***ny nos bo próbował leżącego ojca odciągnąć od łódki za nogę i dostał drugą nogą z kopa
    -Dwóch policjantów ciągnie ojca za nogi i mówi, że jedzie z nimi na komisariat bo pobił człowieka
    -We wszystkich oknach dookoła stoją sąsiedzi
    -Moja stara płacze i błaga ojca żeby zostawił łódkę a policjantów żeby go nie aresztowali
    -Ja smutnazaba.psd
    W końcu policjanci oderwali starego od łodzi. Ja podałem januszom kod do kłódki rowerowej i zabrali łódkę, rzucając wcześniej staremu 500zł i mówiąc, że nie ma już do łódki żadnego prawa i lepiej dla niego, żeby się nigdy na rybach nie spotkali. Matka ubłagała policjantów, żeby nie aresztowali ojca. Janusz co dostał w mordę butem powiedział, że on się nie będzie pie**olił z łażeniem po komisariatach i ma to w dupie tylko ojca nie chce więcej widzieć.
    Stary do tej pory robi z januszami gównoburzę na forach dla wędkarzy bo założyli tam specjalny temat, gdzie przestrzegali przed robieniem jakichkolwiek interesów z moim ojcem. Obserwowałem ten temat i widziałem jak mój ojciec nieudolnie porobił trollkonta
    >Szczepan54
    >Liczba postów: 1
    >Ten temat założyli jacyś idioci! Znam użytkownika stary_anona od dawna i to bardzo porządny człowiek i wspaniały wędkarz! Chcą go oczernić bo zazdroszczą złowionych okazów!

    Potem jeszcze używał tych trollkont do prześladowania niedawnych kolegów od łódki. Jak któryś z nich zakładał jakiś temat to ojciec się tam wpie**alał na trollkoncie i np. pisał, ze ch*jowe ryby łapie i widać, że nie umie łowić xD
    Z tych samych trollkont udzielał się w swoich tematach i jak na przykład wrzucał zdjęcia złapanych przez siebie ryb to sam sobie pisał
    >Noooo gratuluję okazu! Widać, że doświadczony łowca!
    a potem się z tego cieszył i kazał oglądać mi i starej jak go chwalą na forum.
    Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono
  • Kationek
    Erotoman
    • Feb 2009
    • 749

    #2
    No to tak. Jakies 12 lat temu zaczalem studia w duzym miescie wiec trzeba bylo sie przeprowadzic i wynajac chate gdyz codzienne dojazdy bylby zbyt uciazliwe. W rodzinnym domu bywalem wtedy rzadko, nie bylem typowym sloikiem ktory zjezdza co weekend i z zapakowanym plecakiem jedzenia wraca "do siebie" Przyjezdalem do domu roznie, najczesciej przy jakis dluzszych swietach, weekendach majowych no i oczywiscie wakacjach. Jestem jedynakiem wiec na czas wyprowadzki przenioslem mamie do pokoju swojego kompa tak aby wtedy gdy teskni za synem mogla sobie odpalic Skajpaja i ze mna pogadac.

    Pewnego razu musialem zjechac na pare dni zalatwic jakas urzedowa sprawe. Musialem przeszperac mamina szuflade z papierami i wtedy znalazlem je - psychotropy. W choooy roznych lekarstw, jak zgooglowalem pozniej wszystkie bardzo mocne psychotropy na rozne dolegliwosci. Od takich ulatwiajacych zasypianie po leki na schizo. NIe powiem zaniepokoilo mnie to strasznie, wszak chodziloo moja mame ktora sama (prawdopodobnie chora) zostala w domu kiedy jej syn balowal w najlepsze korzystajac ze wszystkich urokow studenckiego zycia ( ͡° ʖ̯ ͡°)

    Zamourowalo mnie to strasznie, naprawde nie wiedzialem co zrobic, co myslec w tej sprawie a najwazniejsze jak zaczac z nia o tym rozmawiac. Nie mialem pojecia jakie sprawy mogly wywolac zaburzenia psychiczne, przez mysl pzreszlo mi rzucenie studiow i opieka nad matka. Pare dni siedzialem cicho, zbieralem sie w sobie zeby zaczac te delikatna rozmowe.
    W koncu przy jkims obiedzie poruszylem temat lekow, ktore znalazlem i ogolnie wtf i ocb?

    Okazalo sie, ze moja mama od dobrego roku leczy sie psychiatrycznie. Powodem leczenia jest to, ze notorycznie w nocy slyszy przytumiona muzyke, ktora nie pozwala jej zasnac. Gdyby to jeszcze byla zwykla muzyka pewnie nie byloby problemu ale w "jej glowie" graly rosyjskie - radzieckie marsze wojskowe i piesni patriotyczne ( ͡° ͜ʖ ͡°). Zachorowala przez to na bezsennoscz ktora zglosila sie do lekarza, lekarz skierowal ja do psychiatry a psychiatra wypisal leki.
    Leki oczywiscie nie pomagaly bo zamiast skupic sie na snie dalej nasluchiwala tych ruskich marszy.
    Tak wiec kolejna wizyta u lekarza ktoremu powiedziala ocb i co jest powodem tego ze nie spi. I kolejna dawka psychotropow tym razem z podejrzeniem ostrej schizy.

    Nie wiedzialem co mam robic, zostac czy wracac do szkoly. No generalnie bylem rozbity ale mama powiedziala, ze poza ta muzyka nie jest zle. Chodzi coprawda przy****na po tych lekach ale funkcjonuje w miare normalnie i zebym wracal na studia a gdy tylko sie u niej pogorszy da mi znac i wtedy wroce. Przystalismy na to.

    Tak uplynely jakies 2 czy 3 miesiace i tym razem na wakacje wrocilem do domu. Komp powedrowal spowrotem do mne do pokoju a ja ciagle z nieufnoscia patrzylem na mame. Czy jest jej lepiej czy moze sciemnia zebym sie nie martwil?

    Wakace jak to wakacje, misja tu, misja tam. Jakies lolki, piwka w plenerze ale tez i w domu.
    Pewnego wieczora wrocilismy z kumplem do mnie upaleni jak szmaty, chcielismy cos porobic przy kompie. Skrecilismy jeszcze lolka, dupnelismy go w oknie i usiedzilismy do kompa.
    Siedzimy dzialamy cos tam, smiechy chichy ogolnie boki zrywac az tu nagle......
    Radziecka nuta, no jakis marsz ****a ale tak pocichu...cichutku delikatnie jakby gdzies w oddali albo nie daj Boze w glowie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Ja odrazu na bace cisnienie w gore, prawie zapasc, ze mnie tez jakas psychoza dopada ale nic sie nie dozywam, tylko siedze cichutko z tysiacami mysli na sekunde i zerkam ukradkiem na kumpla czy on tez, czy moze w glowie juz po*******one albo chata nawiedzona xD
    Siedzimy tak jakies 10 min, radziecki marsz przygrywa mi w glowie, prawie schodze na zapasc czy inny napad leku gdy kumpel do mnie:
    - Slyszysz to?
    - Ale co?
    - Ja nie wiem czy juz tak za****ny jestem albo co to za towar ale wyraznie slysze jakies ruskie przyspiewki xD

    Ufffff..... Miruny gdy on wypowiedzial te slowa to taki kamien spadl mi z serca, ze nawet nie macie pojecia. Tak jakbym narodzil sie na nowo. ****ny katharsis xD W tamtym moemncie bylem najszczesliwszym czlowiekiem na Ziemi.

    Pare chwil zajelo nam namierzenie co jest zrodlem tej muzyki, gdyz jak pisalem bylo to ledwo co slyszalne ale *****sko upierdliwe.

    Winne okazaly sie glosniki Logitech Creative 5.1 Inspire, ktore WYLACZONE sciagaly jakies radzieckie wojskowe radio nadajace marsze i piesni patriotyczne xDxD te same Logitechy ktore przez ponad rok staly u mojej mamy w pokoju i nie dawaly bidulce zasnac co rozpoczelo leczenie psychiatryczne ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Niezwazajac na pore, wbilem do mamy do pokoju, wyciagnalem ja z lozka, zaprowadzilem do siebie i pytam czy to te ****ie i te piesni slyszy po nocach? Oczywiscie potwierdzila, na drugi dzien skonczyla z tabletkami.

    Teraz te historie wspominamy przy kazdym wiekszym obiedzie, smiejac sie do rozpuku xD
    Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono

    Skomentuj

    • Kationek
      Erotoman
      • Feb 2009
      • 749

      #3
      Jean Pierre, francuski policjant patrolujący autostrady był jakiś poddenerwowany już od 4:30 rano. Nie spał. wiercił się. Czuł niepokój...
      Gonzo zapinał biegi, rozpędzając jelonka do granic możliwości - silnik jęczał sympatycznie, skrzynia wołała o pomstę do nieba, michelin się kulił na desce i jakby mógł, to by się zesrał ze
      strachu... no ale nie mógł, to się tylko kulił. Do granicy PL-D dotarli po 2 dniach walki.

      Niemcy, jak zobaczyli jelonka, myśleli, że cofnęli się w czasie - podobno jak mówił kumpel, który jechał tam 3 dni później, dwóch z nich stało jeszcze z całkiem wyschniętymi gębofonami... nie potrafili ich już zamknąć. Nie będą już nigdy tak miłymi gestapowcami, jakimi byli.

      Jelonek łapał oddech na ałtobanie. Michelinowi odechciało się srać, a Gonzo bał się, że bez dziur i trzęsawki zaśnie za szybko, a jelonek mu zgłupieje.
      Darli prawym pasem do przodu, pożerając kilometry. Klepsydra nazywana Tacho pomału się kończyła... a wiec czas na postój. Zaparkowali na grzędzie wśród elity transportu... same scanie, many, volva... Gonzo rozstawił kuchnię gazową, co ją wziął z domu (czteropalnikowa z piekarnikiem), podłączył butlę i pichci.

      Ludzie się zbierają, patrzą... i doszli do wniosku, że to jakiś film wojenny kręcą, albo jakaś kamera ukryta. Pobiegli więc się przebrać w najlepsze ciuchy i zarzucić pomadę na kudełki.
      Gonzo zjadł bigos, co go sobie przygotował na parkingu - lekko przedłużył pauzę, ale niewiele - i dalej w trasę.
      Jean Pierre już o 10 rano miał sraczkę... a nic nie jadł jeszcze. Czuł jakby... kapustę? Nieee... na pewno mu się wydawało. Przecież nie jada kapusty. Czuł jakiś niepokój...

      Jelonek leciał z góry już 2 km, budziki pozamykane na 90 km/h... szybka decyzja, czy zmieniać pas na lewy... Wyprzedzać? Wyprzedzał... wyprzedzał... wyprzedzał... aż do końca góry. Potem szybki remoncik. Nieduży. Nie takie remonciki się robiło na drodze. Jean Pierre miał zamiast zwieraczy jakiś syfon... to NERWY... ale skąd??? Gonzo już pędził w stronę francuskiej granicy.

      Znów pauza. Tym razem bigosik na zimno. Znów gapie. Znów fani myślący, że kręcą film i to coś, co tutaj stoi, to właśnie wyjechało na moment z muzeum, i że to musi być jakaś podpucha albo żart. Po bigosie był mały remoncik i dętka.

      Cały parking ludzi i wszyscy przyszli zobaczyć, jak się to robi. Było 4 wulkanizatorów... ale oni bez maszyny, na parkingu, to co najwyżej umieją przebić dętkę. Ale żeby naprawić? McGyver? Były zdjęcia z jelonkiem. Jak odjeżdżał, wszystkie kobiety płakały. Dwie wpadły w histerię - jedna otworzyła sobie żyły, a druga poprzysięgła, że albo Gonzo w jelonku, albo żaden inny. Klasztor. Jelonek mknął w stronę granicy D - F.

      Jean Pierre miał skurcze brzucha i już 6 raz stawał na poboczu i wylatywał w krzaczory ze ściśniętymi pośladkami... Co jest??? - myślał. Od 3 dni nic nie jem, a sram na wiadra. Lekarz powiedział że to nerwy, ale przed czym? Gonzo dał prztyczka michelinowi. Co się bujasz, michelin? - zagaił przyjacielsko. Jean Pierra gryzła ściółka w dupie. Jelonek ryczał wydechem. Jean Pierre nie miał już Reginy. Igliwiem się nie da... Gonzo dał głośniej Kaję Paschalską. Jechał...

      Tymczasem właściciel firmy przewozowej - Kermit, który wysłał Gonza jelonkiem do Francji, był bardzo zdenerwowany. Nie miał żadnych informacji od Gonza. Musiał wiedzieć, co się dzieje, bo jeszcze przegra zakład...
      "Ty, a może się założymy, że twoja najnowsza Scania nie dotrze na Kazachstan?" - podpuszczał kumpel Kermita.
      "A może puszcze jelonka do Czech, co?" - przebijał Kermit.
      "Do Czech? Hehehe".
      "Dobra, do Niemiec" - postawił się Kermit.
      "Ale do Francji nie dasz rady, spękasz Kermit!".
      "Co?? JA spękam?! JA nigdy nie pękam!! Jelcz poleci do Francji! I jeszcze wypakuję go fajkami! I jeszcze pojedzie Gonzo!".

      "Jezuuu... Kermit, nie przesadzaj... Już wiem, że masz jaja. Fajki to pół biedy, ale Gonzo??? Przecież on nie ma prawa jazdy!" - wystraszył się kumpel.
      "Właśnie dlatego!" - Kermit jak coś powiedział, to powiedział. Z tego był znany.
      Gonzo beknął. Oho, ktoś mnie wspomina - pomyślał. Jakie to miłe. Za pół godziny granica... Jean Pierre nie miał już czym srać. Nerwy go zżerały. Nie poznawał siebie.

      Jelonek ciągnął ostro pod górę. Na jedynce. Gonzo się odprężył - i tak do końca góry nic nie zrobi. W lustra nie ma co patrzeć, bo tam dym jak po Hiroszimie. Euro 7 ostro przerabiało szkodliwe substancje na z pewnością przyjazne dla środowiska. Tylko czarno jak po pożarze fabryki gumy.
      Granica. Jean Pierre zemdlał. Gonzo zajarał blanta. Muszę się odprężyć... dobre zioło zabucham i wjeżdżam. Kermit pił z nerwów. Kumpel Kermita dał na mszę. Michelin się gibał na desce. Wjeżdżają. Francuski posterunek wygasił światła. Jak za okupacji...

      Strażnik wyszedł. Zobaczył jelonka... Wrócił się. Wyszli we trzech. Podeszli do Jelcza, trzymając się za ręce - odważni, jak to Francuzi - popatrzyli w górę.Michelin! Francuskie uśmiechy rozjaśniły francuskie twarze.

      Gonzo wyjął dokumenty i podał im. Trochę się denerwował, czy prawo jazdy, które sobie wydrukował w domu na drukarce atramentowej przejdzie kontrolę. No i certyfikat EURO 7. Sam wymyślił druk. Był dumny. Francuzi udają, że czytają - kłuje ich tłusty napis EURO 7. Jean Pierre wymiotuje. Kermit zakąsza śledzikiem. Kolega Kermita biczuje plecy łańcuchem z poczucia winy. Gonzo zapala następnego blanta. Zaciąga się. Francuz patrzy... i kiwa, żeby mu dać macha. Zaciąga się. Podaje dalej. Francuzi buchają i uśmiechają się. Gonzo się uśmiecha. Michelin się giba na desce. Jest za****ście. O to chodzi, o to chodzi... luzik.
      Francuzi śmieją się i kiwają - wjeżdżaj...
      Gonzo wbija bieg, jelonek rusza. Dym wydobywający się z rury pod obciążeniem silnika zabija dwóch Francuzów. Trzeci na zawsze pozostanie głuchoniemy.
      Wjechał. Jelonek zdobył Francję! ****a! Gonzo się śmieje. Jean Pierre wydaje ostatniego bąka i umiera. Jelcz dotarł do Francji. Udało się. Gonzo zajechał na najbliższy parking. Bigosu już nie ma.

      Znów gapie i fani. Francuzki robią tak językiem do Gonza... jakoś tak dziwnie. Jakby coś lizały. Gozno myśli, że to jakaś tutejsza forma powitania, to też wywala jęzor i trzepocze. Francuzki mdleją. Gonzo wziął z kabiny nóż i małego wypchanego chomika i ruszył z parkingu w stronę lasu.
      Znalazł błoto i wypaćkał sobie twarz i ręce. Zaczyna się polowanie... Dwie godziny się kręcił po lesie szukając zwierzyny. Znalazł francuską kunę leśną drzewną. Zastygł... Kuna żre żołędzie i nie wie, co ją spotka... jeszcze.. Gonzo się przyczaił jak wąż w pomidorach. Kuna żuje. Michelin się przestał gibać. Gonzo powoli wyciąga wypchanego chomika ze swojej myśliwskiej torby... powoli... Kunie się odbija. ****a - myśli kuna. Gonzo powoli się podnosi.

      Kuna kątem oka go dostrzega... włos się jej jeży na klacie (francuskim kunom leśnym drzewnym zawsze się jeży włos na klacie, w przeciwieństwie do kun właściwych - im na grzbiecie). Kuna zastyga. Gonzo nagle jednym szybkim ruchem - jak mieczem samuraja - podnosi chomika i krzyczy "puuu!!!" - zawsze jak się poluje z chomikiem na francuską kunę leśną drzewną należy krzyknąć "puuu!!!".
      Kuna mdleje. Gonzo spokojnie podchodzi i pukając ją kijem w główkę gasi ją do końca. Dla pewności żeni jej kozika pod żebro i podrzyna gardło. Nie będąc jeszcze pewnym czy francuska kuna leśna drzewna na 100% już odeszła, zatyka jej palcami nozdrza na 5 min.
      Potem zabiera kunę na barana i wraca. Tłum szaleje. Francuzki już 7 razy miały orgazm, a teraz mają następny.

      Gonzo wyciąga kuchenkę czteropalnikową i opala kunę nad gazem. Przyrządza ją szybko w żołędziach co je znalazł w żołądku kuny... i zaprasza 3 Francuzki na obiad. Wszystkie mdleją.
      Gonzo pochłania kunę, a Francuzki wstają i mówią, że chcą zawsze być z Gonzem i jego
      wiernym jelonkiem i móc pyrkać michelina, żeby się gibał i w ogóle...
      Gonzo się zgadza.
      Francuzki mdleją.
      Tłum szaleje.
      Gonzo rusza z trzema Francuzkami nimfomankami, które już się ocknęły. Kierunek: Paryż.
      Kermit dowiedział się z wiadomości co się dzieje i pije, ale teraz już z radości. Jelonek dogina na Paryż. Jest booosssssssko!

      Remoncik... ****a! Jelonek musiał w tej chwili... Ale przyzwyczajony Gonzo nie załamuje rąk - wyciąga Małego Naprawiacza Jelczy w Trasie - MNJWT i zabiera się do działania. Francuzki są najarane blantami, na Gonza, a nawet na michelina. Gonzo uporał się z tą drobną usterką w 16 godzin i już są gotowi gnać dalej... Gonzo postanowił przed Paryżem zdrzemnąć się troszkę. Zawinął na parking. Francuzki ciągle to samo wywijają językami... Michelin już się świeci cały. Gonzo też. A im mało.
      Gonzo mówi - "a teraz idę spać. a wy będziecie cicho i dość lizania, jasne?"
      "Łi, łi".
      Gonzo walnął się na wyrko, zamknął oczy... spokój... cisza... Śni mu się jakiś francuski policjant z rozwolnieniem... Głupi sen. Sra i sra... co jest? Nigdy mu się nie śnił srający francuski policjant! Sra na mokro.. bryzga... Gonzo czuje, że też jest mokry... Wilgotno wszędzie, a ten sra...Gonzo otwiera 1 oko - policjant już nie sra, ale dalej wilgotno...
      A 3 Francuzki znowu go liżą... o ja pie**olę! W sumie fajnie... ale ile można? W sumie można... Gonzo zamyka oko i udaje, że śpi. Nie będzie przeszkadzał. Jest bossssko... Rano przyrządza resztę kuny i... Paryż!

      Gonzo odpala maszynę, Francuzki coś szwargoczą i się jak zwykle liżą, michelin zaczyna się gibać, Wiraż nadaje Kaję Paschalską, proporce się kołyszą... i dupa. Dętka.
      Francuzki przechodzą do konkretów, a Gonzo bierze Małego Wulkanizatora i też bierze się za konkrety. Ruszają.
      Paryż.
      Gonzo po 8 godzinach kluczenia, 2 dętkach i 17 hamburgerach podjechał pod bramę, gdzie miał oddać towar. Podjeżdża do budki wartownika... podobny do tego ze snu, co srał.
      "Otwieraj, kmiocie, bo mam towar, a nie mam czasu!" - huknął Gonzo, a Francuzki zrobiły po 3 młynki językami. Strażnik popatrzył i pojawił się strach w jego oczach - pobiegł podnieść szlaban.

      Jelonek wjeżdża, a strażnik za telefon i do prezesa: "Szefie, jakiś ostry herbatnik przyjechał, fura dla prawdziwego twardziela, 3 nimfomanki i michelin!".
      "To on" - szepnął szef i zbladł.
      Gonzo postawił jelonka, klepnął michelina, a potem każdą Francuzkę i poszedł zanieść papiery. Przyszli kolesie rozładować towar. Uklęknęli, jak zobaczyli jelonka. Otworzyli naczepę. Gonzo uklęknął.
      CAŁA NACZEPA FAJEK!
      PO DACH!
      A on skręca blanty...
      Zaczęli rozładowywać, a Gonzo poszedł do kibla... rozwolnienie po tym, co zobaczył na naczepie przyszło jak tajfun. Megatajfun.
      Michelin, gdyby mógł, też by się zesrał, ale nie może. Francuzki znów jarają i się liżą. Skończył się zapas Reginy. Czas wracać do kraju.

      Gonzo załatwił papierki, naprawił dętkę, klepnął michelina i w drogę z powrotem. W tym magazynie do dziś są zdjęcia jelonka z michelinem i Gonzem... i z Francuzkami. Do dziś nie wierzą.
      Wartownik do dziś powtarza to, jak go o*******ił Gonzo. Jest gwiazdą każdego przyjęcia. Nikt mu nie wierzy. Tymczasem Gonzo popędzał konie na wschód. Kermit liczył kasę, co ją wygrał w zakładzie z kumplem. Kumpel się powiesił na łańcuchu do biczowania. Francuzki... no co mogą robić? Michelin się giba. Wracają.
      Na pusto jelonek pod górę idzie na dwójce. NA DWÓJCE! Szaleńsssstwo. Dymu jest 5 razy więcej, ale jak idzie! Na dwójce! Francuzki tak się podnieciły tą informacją, że jedna się od lizania odwodniła.
      Michelinowi aż się zakrciło od gibania.
      NA DWÓJCE!
      Jak Gonzo powie to na bazie... nikt mu nie uwierzy.

      Gonzo zawija na parking szybko. Raz, że trzeba coś zjeść, a dwa - ratować
      Francuzkę, która się od lizania odwodniła. Szybko ją wywleka na asfalt, poi wodą i robi usta-usta. Pozostałe Francuzki znów się podjarały. Michelin się giba z radości. Gonzo robi usta-usta, a potem opiera ręce na klatce Francuzki i chce zacząć masaż serca. Coś nie gra...
      ****a, ona ma włosy na klacie!
      Gonzo sprawdza niżej - pyton. O ja pie**olę. To facet!
      Michelin zastyga bez ruchu
      Dwie Francuzki przestają się lizać.
      Gonzo wstaje, podchodzi do nich i sprawdza, czy to faceci, czy kobiety.
      Kobiety.
      Fajnie...
      Znów się podjarały..
      Michelin w szoku dalej nieruchomy.

      Gozno wyciąga zupki chińskie, dodaje tyrolską i już są kotlety schabowe. Francuzki się zajadają, a Gonzo kombinuje, co zrobić z ciałem. Na parking wjeżdża czarne BMW, wysiada 4 kolesi i zapala fajki. Gonzo skręca blanta i podchodzi do nich. Francuzki miękną w kolanach.. Michelin się poci. Gozno idzie. Kolesie patrzą i zaciągają dym w płuca.
      "Haj" - mówi Gonzo.
      "Hałarju" - kolesie.
      "Aj mam łan body ludzkie na sold" - Gonzo.
      "Ooo" - miłe zdziwienie kolesi.
      "Jes, jes" - Gonzo podaje blanta.
      "Wifil kostet to body" - kolesie z zainteresowaniem.
      "Trochu staff oraz ten tałsend w keszu drahmy" - rzuca Gonzo i wali uśmiech.
      "Wparjatku" - kolesie są zachwyceni.

      Gonzo inkasuje należność, kolesie biorą faceta-Francuzke, który zdążył się ocknąć i obiecują mu zabawę. Francuz nieświadomy, nie znając rosyjskiego uśmiecha się. Będzie bossssko...
      Gonzo pakuje harem i odpala jelonka.
      ****a!
      Dętka.
      Już się łatki kończą.
      Mały Wulkanizator znów w akcji...

      Spocony Gonzo wskakuje do wyklimatyzowanej kabiny z wylizanymi Francuzkami i wygibanym michelinem i odpala jelonka. Czas się już wypełnił - dość pierdół, czeka droga.
      Poszczególne biegi wchodzą niemal gładko... niemal wchodzą. No dobra, trzeba przy****ć ze 100 niutonów, żeby weszły... ale jest git. Proporce się huśtają... Kaja wykrzykuje z Wiraża, że "Chinka cziki cziku linka" to jej największa przyjaciółka, Francuzki jarają zioło i coś gadają.
      Gonzo się uśmiecha...
      Jelonek drze na wschód.
      Gonzo postanawia nie zwalniać na granicy F-D, jak nikt nie będzie się patrzył. Michelin nadal przeżywa, że tamta Francuzka to był jednak Francuz.

      Gonzo też przeżywa i się zastanawia czy ją/jego przeleciał, czy nie. Jednej nie przeleciał... chyba jej/jego. A może... raz był seks analny. Nie pamiętam, nie pamiętam - myśli Gonzo - za dużo jaram. A zresztą... michelin nie umie mówić, a Francuzki komu mają opowiedzieć? - pociesza się Gonzo.
      Jelonek pochłania kilometry.
      Granica.
      Nikogo nie ma.
      Walimy na chama.
      Nikogo nie ma.
      Nikogo...
      Przelatują granicę.
      Niemcy.
      Gonzo oddycha z ulgą.
      Michelin się chyba gibnął... może wróci do siebie.
      Nagle wyskakuje z krzaczorów jakiś koleś w czapce i macha lizakiem.
      ****a!
      Gonzo staje na pe**ale hamulca!
      Jelonek jedzie...
      Zanim tarcie okładzin zrobiło swoje, minął z 5 słupków po 100 m każdy. Jelonek ma dobre hamulce... jak na Jelcza i lata 70.
      Z tyłu dyskoteka... niebiesko.
      Gonzo wysiada i patrzy.
      BAG.
      Bundes Autobahn Gestapo.
      O Boże...
      Z pewnością ich dziadkowie służyli na wieżyczkach wartowniczych. Gonzo postanawia pokazać, kto wygrał pod Grunwaldem.
      "Guten Tag" - gestapowiec.
      "Dzień dobry" - twardy Gonzo.
      "Dzień dobry" - gestapowiec.
      "Jezu, on mówi po polsku" - Gonzowi szczęka odbija się od śródstopia.
      "Jestem Polakiem - uśmiecha się polski gestapowiec - proszę o dokumenty".
      Gonzo wyciąga papiery, certyfikat EURO 7 itd. i podaje. Dwóch pozostałych Niemców coś sobie pokazuje na jelonku. "Strasznie długo pan hamował".

      "Wystraszył mnie pan i chciałem uciec. Mój dziadek był powstańcem, mam taki tik, że jak widzę niemiecki mundur, to wieję" - Gonzo wali głupa.
      "Rozumiem. Wie pan, że EURO 7 nie ma?" - pyta z zaskoczenia inspektor.

      "W Polsce już jest - mamy tyle mocznika i nawozu, że już mamy, dawno pana w kraju nie było. Teraz Jelcz produkuje najbardziej zaawansowane technologicznie ciężarówki - tylko specjalnie i dla kamuflażu tak wyglądają".
      "??? Dlaczego specjalnie?".
      "Wie pan... UE daje kasę, a przecież nie da, jak Niemcy będę zamykać własne fabryki i kupować polskie ciężarówki. A tak... rozumie pan" - Gonzo galopuje w rozmowie.
      Polski Niemiec patrzy i nie wie, czy kazać go aresztować, czy się śmiać. A może to prawda...
      Napina twarz myśleniem.
      Postanawia...
      Wezmę go na najbliższy serwis Jelcza i sprawdzę - myśli błyskotliwy polski Niemiec.
      Gonzo odpala blanta, zaciąga się - "Chcesz?" - mówi do inspektora.
      "Ja?? No coś ty... coś pan... ja nie mogę" - denerwuje się.
      "Albo daj..."

      Po chwili blant krąży wśród inspektorów. Po jeszcze jednej chwili są śmichy-chichy i wymiana nr. telefonów. Po 4 machu pada propozycja, czy nie odeskortować jelonka do granicy.
      "Miałem cię skierować na najbliższy serwis" - mówi polski inspektor, klepiąc Gonza po plecach.
      "Gdzie? W Niemczech?" - Gonzo uśmiecha się pobłażliwie.
      O ****a - myśli inspektor - faktycznie...
      Niemcy kończą palić i bawią się czapką jednego z nich i śmieją jak niemieckie dzieci.
      Gonzo odpala maszynę. Michelin zaczął się gibać... wrócił do siebie. Francuzki zakochały się jeszcze mocniej. Znów jadą...
      Dupa blada.
      Dętka.
      Mały Wulkanizator... rachu ciachu, dwie godziny i gotowe.
      Niemcy palą i uśmiechają się przyjacielsko.
      Ruszają.
      Niemcy machają na pożegnanie i ślą całusy.

      Gonzo patrzy na gadżety, które podarowali mu ci mili panowie z BAG – 4 bezrękawniki, 2 czapki z daszkiem, 3 lizaki, neonówka, kartonik naklejek, laptop do obsługi programów BAG i czytnik tarczek, i jedna bluza mundurowa inspektora BAG… Bardzo sympatyczni kolesie.
      Muza dudni, zimny łokieć…na pusto to bajka.
      Jednak te gładkie drogi nie służą jelonkowi – nie został stworzony do takich prostych nawierzchni.
      ****a!
      Remoncik…
      O ja pie**olę.
      Po 6 godzinach, co zleciały jak z bicza strzelił, znów jadą.
      Przygoda się kończy…
      Na granicy znów tłum i szczęśliwy Kermit, płacząc i łkając radośnie rzuca się w ramiona Gonza
      "Ni.. ni…nigdyyy…wię.. ceeejjjj!! – szlocha – Gon…zo… nigdy wię…ceeeejjjj!"
      Gonzo wie, że dokonał niemożliwego.
      Ekipa z Orlen Team klaszcze i płacze.
      Hołowczyc już wie, że za rok nie wystartuje w Paryż Dakar.
      Ekipa Orlenu za to wie, kto wystartuje… Gonzo też już wie. Widzi to w ich oczach.
      Michelin giba się jak szalony.
      Francuzki zemdlały.
      TVN24 kręci na żywo.
      Wiadomo, kogo zaproszą do następnej edycji Tańca z Gwiazdami…Euro 2012 ma już swoja maskotkę - Jelonka.
      Kermit trochę żałuje… ale kto mógł przypuszczać.

      W niemieckiej TV pokazują film nagrany przez jakiegoś kierowcę, jak naćpani funkcjonariusze BAG puszczają Jelcza i jeszcze dają mu prezenty i machają. Wybucha afera…
      Kanclerz A. Merkel podaje się do dymisji. Są zwolnienia w BAG i poważne zmiany proceduralne.
      Gonzo odpala fajkę i uśmiecha się.
      Dokonał niemożliwego...
      Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono

      Skomentuj

      Working...