Temat zainspirowany refleksjami w dziale zwiazki.
Mniej wiecej z takim podejsciem jaki zawarlam w temacie (zwlaszcza bardzo mlodych czyli nastolatkow i dwudziestoparolatkow) ludzi sie spotykam. Wszedzie.
Przyklady mozna mnozyc. Generalnie z moich obserwacji i doswiadczen wynika, ze:
1) Ludzie sa roszczeniowi. Posiadaja wygorowane mniemanie o sobie, podejscie "wszystko mi sie nalezy" a sami nie chca z siebie dac nic.
2) Ludzie cierpia na tzw. "zyciowa sraczke". Ciagles gdzie im sie spieszy tylko nie bardzo wiadomo gdzie i po co. Wszystko chca miec od razu i bez wysilku. Brak im cierpliwosci, wytrwalosci, konsekwencji w dazeniu do celu (nie mylic z tyraniem bez efektu). Jesli musza sie troche wysilic i poczekac to im sie nie chce. Biegna dalej jak szarancza az zatrzymaja sie tam, gdzie beda mogli przyjsc na gotowe.
Ja rozumiem, ze swiat nie jest idealny. Ja to wszystko wiem. Ale pojac nie moge jak w dobie kryzysu, gdy o prace i doswiadczenie dla mlodych ludzi ciezko, mlodziez moze robic łaske, ze w ogole odpowiadaja na ogloszenie. Dlaczego wola w sylwestra siedziec w domu przed tv zamiast sie troche wysilic i wspolnie ze znajomymi zorganizowac fajna impreze. Dlaczego nie chca wlozyc minimum wysilku, by SWOJE(!) zycie uczynic lepszym. Niedlugo nawet im wysrac sie nie bedzie chcialo.
To ja jestem jedynaczka, egoistka i leniem a ciagle odbijam sie od sciany pt. "nie chce mi sie". Znalezienie myslacych ludzi, ktorym by sie cos chcialo i z ktorymi mozna zrobic cos sensownego graniczy z cudem (znalazlam takich po ciezkich bojach). Zawsze tak bylo? A moze cos, gdzies po drodze poszlo nie tak?
Zapraszam do dyskusji.
Mniej wiecej z takim podejsciem jaki zawarlam w temacie (zwlaszcza bardzo mlodych czyli nastolatkow i dwudziestoparolatkow) ludzi sie spotykam. Wszedzie.
Przyklady mozna mnozyc. Generalnie z moich obserwacji i doswiadczen wynika, ze:
1) Ludzie sa roszczeniowi. Posiadaja wygorowane mniemanie o sobie, podejscie "wszystko mi sie nalezy" a sami nie chca z siebie dac nic.
2) Ludzie cierpia na tzw. "zyciowa sraczke". Ciagles gdzie im sie spieszy tylko nie bardzo wiadomo gdzie i po co. Wszystko chca miec od razu i bez wysilku. Brak im cierpliwosci, wytrwalosci, konsekwencji w dazeniu do celu (nie mylic z tyraniem bez efektu). Jesli musza sie troche wysilic i poczekac to im sie nie chce. Biegna dalej jak szarancza az zatrzymaja sie tam, gdzie beda mogli przyjsc na gotowe.
Ja rozumiem, ze swiat nie jest idealny. Ja to wszystko wiem. Ale pojac nie moge jak w dobie kryzysu, gdy o prace i doswiadczenie dla mlodych ludzi ciezko, mlodziez moze robic łaske, ze w ogole odpowiadaja na ogloszenie. Dlaczego wola w sylwestra siedziec w domu przed tv zamiast sie troche wysilic i wspolnie ze znajomymi zorganizowac fajna impreze. Dlaczego nie chca wlozyc minimum wysilku, by SWOJE(!) zycie uczynic lepszym. Niedlugo nawet im wysrac sie nie bedzie chcialo.
To ja jestem jedynaczka, egoistka i leniem a ciagle odbijam sie od sciany pt. "nie chce mi sie". Znalezienie myslacych ludzi, ktorym by sie cos chcialo i z ktorymi mozna zrobic cos sensownego graniczy z cudem (znalazlam takich po ciezkich bojach). Zawsze tak bylo? A moze cos, gdzies po drodze poszlo nie tak?
Zapraszam do dyskusji.
Skomentuj