Jest to szkic, który posłużył mi do napisania e-booka "Witamina M" (do pobrania z mojego chomika). Nie jest to typowe opowiadanie, a kilka scenek, które zna każdy z nas.
Obudził się i od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Cisnęło go mocno w dole brzucha, czuł, jakby miał jajka z kamienia. Wsadzał rękę w spodnie od piżamy, czul się, jakby trzymał ją w czymś mokrym. Wyjął i powąchał. Fuj. Nie, nie będzie wstawał, tego dnia. Jest chory.
– Jakub, a ty do szkoły dziś nie idziesz? – zapytał ojciec stojąc w drzwiach.
– Nie, tata, źle się czuję – odpowiedział. –
– Pewnie masz jakąś klasówkę. Wczoraj dzwoniła nauczycielka, jesteś zagrożony z polskiego. Znajdź sobie inny czas na chorowanie.
– Nigdzie nie pójdę! – wykrzyknął. – Dajcie mi wszyscy święty spokój!
– Ej, synu, nie takim tonem – przestrzegł ojciec i usiadł na łóżku. – Ale faktycznie nie wyglądasz mi za ciekawie. Co się dzieje?
Jakub milczał.
– No mów! Czy mam przynieść pasek? – wściekał się ojciec.
– Nic takiego, może rzeczywiście pójdę do tej szkoły.
– Nigdzie nie pójdziesz! – grzmiał ojciec. – Masz natychmiast powiedzieć, co ci jest!
– Nic… – odpowiedział, przewracając się na łóżku.
– Już ja cię nauczę rozumu – ojciec podszedł do łózka i zdarł kołdrę z chłopca. I zdębiał. Jakub leżał z majtkami ściągniętymi do kolan, a jego podbrzusze pokrywały rdzawe plamy. Wpatrywał się jakiś czas.
– To… to się ze mnie wylało – bąknął nieśmiało.
– I ty chcesz leżeć cały dzień tylko dlatego, że się spuściłeś? – grzmiał dalej ojciec. – Marsz do szkoły, ale już!
Co to znaczy się spuszczać? – zastanawiał się cały dzień. W szkole ten problem gryzł go tak, że nie mógł uważać na lekcjach I mało nie pogrzebał swoich szans na przejście do gimnazjum.
– Zawadzki, co ty się tak wiercisz? – pytała nauczycielka. Jakub zauważył po raz pierwszy w życiu, że ma spore cycki. Gdy nauczycielka podchodziła do niego, czul się, jakby najeżdżały na niego wielkie cycki. Temat cycków absorbował go cały dzień w szkole, aż do ostatniej lekcji. Eh, zobaczyć takie cycki – fantazjował. Tylko jak? Przypomniał sobie, że chłopaki z klasy podglądały dziewczyny w przebieralni, która przylegała do sali gimnastycznej. Dyskretnie, tak żeby nikt nie widział, wspiął się na gzyms, trzymając się ręką zewnętrznej framugi okna. W ciasnej przebieralni istotnie przebierały się dziewczyny,
– Czy może któraś zamknąć to cholerne okno? – usłyszał. Jakaś dziewczyna podeszła i zatrzasnęła okno, przycinając chłopcu palce. Jakub spadł z wysokiego gzymsu na brukowaną podmurówkę domu, łamiąc sobie nogę.
Przez trzy tygodnie leżał w domu i oprócz jednego kumpla pies z kulawą nogą go nie odwiedził. Kumpel, z którym zresztą się nie lubili, przyniósł zeszyty do przepisania.
– Słuchaj – zapytał go Jakub. – Co to znaczy spuszczać się?
– To ty tego nie wiesz? – zdziwił się kumpel. – Zawsze wiedziałem, że jesteś niedorozwój, ale nie, że aż taki.
– To powiesz mi czy nie? – nalegał Jakub.
– A niby dlaczego mam ci to powiedzieć? Od wychowywania dzieci są rodzice, zapytaj starego, to ci powie.
– Dobra mamo, już idę, jeszcze tylko zrobię biologię – krzyknął słysząc kolejne ponaglenie. Włączył internet. Zmora ostatnich dni, prezentacja o wielorybach wisiała nad nim tym bardziej, im bardziej od niej uciekał. na wpół senny przebijał się przez wyplute przez google adresy. Narwale, płetwale... Nagle zastanowił się. Hmmm, Walenie w pociągu. Pewnie coś o transporcie tych pożytecznych zwierząt.
To, co zobaczył, może z transportem miało coś wspólnego, ale na pewno nie z wielorybami. W każdym razie jeśli w tym momencie nie wypadły mu oczy, zawdzięczał tylko przenośnemu znaczeniu tego zwrotu. Wie, powinien to wyłączyć, to grzech. Tak mówił ksiądz na religii, tak mu wpajali od urodzenia w domu. Kiedy był mały, bawił się ptaszkiem, kiedy złapał go na tym ojciec. Dostał po łapach, pamięta to, jakby to się zdarzyło przed chwilą. Od tamtej pory nawet nie patrzył jak sika. Tym panom zdecydowanie nie dał nikt po łapach. A powinien.
I tak się zaczęło...
Owe sceny prześladowały go przez następny dzień, i jeszcze następny... Postanowił się przejechać pociągiem, tak, żeby nikt nie wiedział. Może zobaczy jakieś walenie. Ojciec miał samochód i pociąg jako środek lokomocji zupełnie nie wchodził w grę. Korzystając z wolnego dnia i tego, że rodzice akurat byli w pracy, wymknął się chyłkiem z domu. Kupił bilet do Oławy, przeliczywszy czas transportu wyszło mu, że w cztery godziny obróci tam i z powrotem. Pociąg, do którego wsiadł był pusty. Zaczął sobie przypominać sceny zaobserwowane na internecie. Powoli nadciągała mocna fala, fala, której nie wcześniej nie zaznał. Odruchowo chwycił za krocze. Robiło mu się coraz przyjemniej, gdy, patrząc nieprzytomnie w okno usłyszał: Niech będzie pochwalony... Obrócił się. O cholera, zakonnica. Tak, aby nie zauważyła niczego podejrzanego, wymknął się chyłkiem z przedziału. Gdzie teraz? A, toaleta, powinna przecież być. Znalazł ją, zamknął się od środka i ściągnął spodnie. W oczy rzucił mu się napis: Spłukiwanie ustępu pedałem, który jakiś dowcipniś przerobił na: Przez spłukiwanie ustępu zostaniesz pedałem. Tak poznał nowe słowo, którego znaczenia dokładnie nie znał, ale coś tam słyszał. Ustęp był zdezelowany, dolna klapa nie dociskała do końca, w wyniku czego stukanie pociągu przepełniało metalicznym trzaskiem całą toaletę. Gdy już miał przeżyć swe największe szczęście w życiu, zadzwoniła komórka. Przeniósł rękę z członka do kieszeni, wyciągnął wyjące urządzenie. Mama. O, cholera...
Ustępu nie spłukał. Z tej wycieczki wrócił autobusem.
Wpisał do googli słowo "p*dał". Część mechanizmu dźwigniowego służąca do wprawiania go w ruch za pomocą nacisku nogą. – dowiedział się z Wikipedii. Inne wyniki były o wiele ciekawsze. Z coraz większym zdumieniem patrzył, co robią panowie na zdjęciach. Złapał się na tym, że chciałby zobaczyć komuś fiuta. Tak na żywo. Pogrzebał w pamięci – ależ już widział, tyle, że dawno i nie zastanawiał się nad tym specjalnie. Zeszłych wakacji, u kuzyna na wsi. Wszedł do łazienki, nie wiedział, że kuzyn się kąpie. Kuzyn, chłopak dwa lata starszy od niego, nawet nie zareagował, a on wycofał się wstydliwie z łazienki. Nawet zastanawiał się, czy nie powiedzieć tego księdzu na najbliższej spowiedzi. Ale jak to powiedzieć? Siurka? Ch*ja? Nie, nie będzie klął w kościele, to grzech. I nie powiedział.
Przypiliło go, wszedł do toalety. Obok, przy pisuarze stał jakiś facet. Ni to przypadkiem, popatrzył kątem oka... i po chwili już nie mógł oderwać wzroku, nie zauważył nawet, że zaczyna sikać po ścianie...
– Co się tak gapisz?
– Ja? Nic...
– Ale jednak się gapisz...
– Też bym chciał takiego mieć – powiedział, nawet nie zastanawiając się.
– Pij mleko, będziesz miał wielkiego – zaśmiał się facet, zapiął rozporek i wyszedł z toalety.
Tego dnia na kolację wypił dwie szklanki, ku zdumieniu matki. Do tej pory trzeba go było przymuszać nawet do jednej.
Przeciętny wymiar członka wynosi od siedmiu do dziewięciu centymetrów w stanie spoczynku, od trzynastu do siedemnastu centymetrów w wzwodzie – czytał. Ciekawe, jakiego on ma. Sięgnął do piórnika po linijkę, gdy przypomniał sobie, że zgubił gdzieś w szkole.
– Mama, gdzie jest centymetr krawiecki?
– A po co ci potrzebny? – tego pytania nie przewidział. Przecież nie powie prawdy...
– Chcę wiedzieć ile mam w pasie – wymyślił na poczekaniu.
– O, dobrze się składa, zaraz cię zmierzę, widziałam ładne spodnie w sklepie, pewnie będą w sam raz dla ciebie. Chodź tu...
– Zaraz – wymruczał i poprawił członka w majtkach tak, żeby nic nie było widać. Będzie mierzyła zaraz nad, na brzuch się nie da go położyć. Wcisnął między nogi, syknął z bólu i lekko podkurczony ruszył do pokoju.
Z reguły robił to albo późnym wieczorem, kiedy wszyscy spali, albo kiedy nikogo nie było w domu. Jego łóżko trzeszczało, bał się, że będzie coś słychać. Tego dnia wrócił ze szkoły wcześniej. Wszedł do pokoju. Fajnie by było... rozpiął spodnie. Był już gotowy. Przyjemna fala wstrząsnęła jego ciałem.
– Co ty robisz?
W drzwiach stał ojciec. W piżamie.
– Jak ci nie wstyd, ty... ty… zboczeńcu.
Naciągnął dresy, minął ojca i wypadł z pokoju. Zatrzymał się na ulicy. Nie, do domu to on już nie wróci. Ojciec go zabije. Nawet nie ma o czym myśleć. Bez sensu łaził po mieście, nawet nie zauważył, gdy robiło się ciemno. Z kilkugodzinnego odrętwienia wyrwał go dźwięk komórki. SMS.
Gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie.
Piszą to piszą – powiedzial do siebie Jakub. Po chwili drugi esemes: Nie wygłupiaj się wracaj, ja to tez robiłem jak byłem w twoim wieku a nawet czasem teraz. Ale to męska tajemnica. Mamie ani słowa. Ciii...
Odkrył cenną rzecz: jak się go poleje zimną wodą to opada. Ucieszył się, bo czasem jego mały sprawiał mu niemiłe niespodzianki, zwłaszcza przed wuefem, kiedy musiał się przebierać w szatni ze wszystkimi. Zawsze więc w krytycznym momencie urywał się pod koniec poprzedniej lekcji i w pustej toalecie dokonywał niezbędnych przygotowań.
Nazajutrz po jednym z takich zabiegów obudził się z gorączką. Gdy rozprostował nogi, poczuł silny ból w kroczu. Z przerażeniem uświadomił sobie, że wizyty u lekarza nie uniknie. Matka, widząc że synowi rzeczywiście coś dolega, zgodziła się z nim pójść do przychodni. Szczegółów sobie darował. Ale lekarzowi będzie musiał powiedzieć, co martwiło go bardzo. A najgorsze – pokazać.
Pewnie też mu stanie. Ostatnio wyobrażał sobie co by było na takim badaniu.
– Następny proszę. I z rodzicem – usłyszał głos. Żeński.
Musiał pokazać. Oczywiście na widok dekoltu pani doktor jego członek wyprostował, się w sposób wręcz podręcznikowy. Nie tak sobie wyobrażał moment, po którym sobie obiecywał, że będzie najpiękniejszy w jego życiu.
– Synu, będziemy musieli poważnie porozmawiać – usłyszał, gdy siedział przed telewizorem. Nie zabrzmiało to przyjemnie.
– Pytaj tato – odrzekł po chwili wahania.
– Te plamy na twoim prześcieradle... Wiesz, ja wszystko rozumiem, ale w tym domu jest kobieta. Miejże chociaż szacunek dla własnej matki.
Milczał chwilę, wreszcie wydusił z siebie:
– To powiedz jak to robić. Sam mówiłeś...
Starał się nie patrzeć na ojca, który w tym momencie zrobił się purpurowy, nawet nie czerwony.
– Idź do książek. Zdaje się, że jęczałeś, że masz na jutro dużo zadane.
– Ale...
– Ja ci będę zmieniał pościel. Idź się uczyć, daj mi spokój...
Właśnie odrabiał lekcje, gdy zapikała komórka. Dzwonił kolega, którego kilka ostatnich dni nie było w szkole. Był piątek, mógł podskoczyć z zeszytami. Drzwi otworzył mu kolega w piżamie. Musiał stwierdzić, że wyglądał ciekawie, nigdy do tej pory nie zwrócił na to uwagi, w innym otoczeniu i stroju prezentował się o wiele korzystniej. Czyżby interesowali go chłopcy? Pogadali o szkole, o lekcjach i w zasadzie już miał wyjść, kiedy kolega powiedział:
– Mam coś ciekawego. Obejrzymy?
– Hmmmm... zależy co to jest.
– No chyba się domyślasz.
Zastanowił się chwilę. Właściwie czemu nie? Kolega włączył film. Jakieś dwie blondynki siedziały na kanapie. Po chwili jedna drugiej zaczęła się dobierać do piersi. Patrzył na to bez zainteresowania.
– I? tylko tyle?
– Poczekaj, zaraz do nich przyjdą trzy koleżanki, dopiero się zacznie.
Oglądali dalej. Patrzył na to z coraz większym przerażeniem. Najchętniej by to wyłączył. Były brzydkie, ordynarnie wymalowane i lizały sobie pipki.
– Idę sobie zwalić – powiedział kumpel. Jak wrócę, ty też będziesz mógł. – i opuścił pokój.
Zrobiło mu się mdło, pragnął zwymiotować. Już nie patrzył na ekran. Poszedłby do toalety, ale tam przecież tamten wali… Gdy tamten wrócił, pognał do ubikacji. Zdążył w ostatniej chwili. Robił wszystko, by tamten nie słyszał odgłosów wymiotowania.
– No co, fajnie było? – usłyszał, kiedy wszedł do pokoju.
Obudził się i od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Cisnęło go mocno w dole brzucha, czuł, jakby miał jajka z kamienia. Wsadzał rękę w spodnie od piżamy, czul się, jakby trzymał ją w czymś mokrym. Wyjął i powąchał. Fuj. Nie, nie będzie wstawał, tego dnia. Jest chory.
– Jakub, a ty do szkoły dziś nie idziesz? – zapytał ojciec stojąc w drzwiach.
– Nie, tata, źle się czuję – odpowiedział. –
– Pewnie masz jakąś klasówkę. Wczoraj dzwoniła nauczycielka, jesteś zagrożony z polskiego. Znajdź sobie inny czas na chorowanie.
– Nigdzie nie pójdę! – wykrzyknął. – Dajcie mi wszyscy święty spokój!
– Ej, synu, nie takim tonem – przestrzegł ojciec i usiadł na łóżku. – Ale faktycznie nie wyglądasz mi za ciekawie. Co się dzieje?
Jakub milczał.
– No mów! Czy mam przynieść pasek? – wściekał się ojciec.
– Nic takiego, może rzeczywiście pójdę do tej szkoły.
– Nigdzie nie pójdziesz! – grzmiał ojciec. – Masz natychmiast powiedzieć, co ci jest!
– Nic… – odpowiedział, przewracając się na łóżku.
– Już ja cię nauczę rozumu – ojciec podszedł do łózka i zdarł kołdrę z chłopca. I zdębiał. Jakub leżał z majtkami ściągniętymi do kolan, a jego podbrzusze pokrywały rdzawe plamy. Wpatrywał się jakiś czas.
– To… to się ze mnie wylało – bąknął nieśmiało.
– I ty chcesz leżeć cały dzień tylko dlatego, że się spuściłeś? – grzmiał dalej ojciec. – Marsz do szkoły, ale już!
Co to znaczy się spuszczać? – zastanawiał się cały dzień. W szkole ten problem gryzł go tak, że nie mógł uważać na lekcjach I mało nie pogrzebał swoich szans na przejście do gimnazjum.
– Zawadzki, co ty się tak wiercisz? – pytała nauczycielka. Jakub zauważył po raz pierwszy w życiu, że ma spore cycki. Gdy nauczycielka podchodziła do niego, czul się, jakby najeżdżały na niego wielkie cycki. Temat cycków absorbował go cały dzień w szkole, aż do ostatniej lekcji. Eh, zobaczyć takie cycki – fantazjował. Tylko jak? Przypomniał sobie, że chłopaki z klasy podglądały dziewczyny w przebieralni, która przylegała do sali gimnastycznej. Dyskretnie, tak żeby nikt nie widział, wspiął się na gzyms, trzymając się ręką zewnętrznej framugi okna. W ciasnej przebieralni istotnie przebierały się dziewczyny,
– Czy może któraś zamknąć to cholerne okno? – usłyszał. Jakaś dziewczyna podeszła i zatrzasnęła okno, przycinając chłopcu palce. Jakub spadł z wysokiego gzymsu na brukowaną podmurówkę domu, łamiąc sobie nogę.
Przez trzy tygodnie leżał w domu i oprócz jednego kumpla pies z kulawą nogą go nie odwiedził. Kumpel, z którym zresztą się nie lubili, przyniósł zeszyty do przepisania.
– Słuchaj – zapytał go Jakub. – Co to znaczy spuszczać się?
– To ty tego nie wiesz? – zdziwił się kumpel. – Zawsze wiedziałem, że jesteś niedorozwój, ale nie, że aż taki.
– To powiesz mi czy nie? – nalegał Jakub.
– A niby dlaczego mam ci to powiedzieć? Od wychowywania dzieci są rodzice, zapytaj starego, to ci powie.
– Dobra mamo, już idę, jeszcze tylko zrobię biologię – krzyknął słysząc kolejne ponaglenie. Włączył internet. Zmora ostatnich dni, prezentacja o wielorybach wisiała nad nim tym bardziej, im bardziej od niej uciekał. na wpół senny przebijał się przez wyplute przez google adresy. Narwale, płetwale... Nagle zastanowił się. Hmmm, Walenie w pociągu. Pewnie coś o transporcie tych pożytecznych zwierząt.
To, co zobaczył, może z transportem miało coś wspólnego, ale na pewno nie z wielorybami. W każdym razie jeśli w tym momencie nie wypadły mu oczy, zawdzięczał tylko przenośnemu znaczeniu tego zwrotu. Wie, powinien to wyłączyć, to grzech. Tak mówił ksiądz na religii, tak mu wpajali od urodzenia w domu. Kiedy był mały, bawił się ptaszkiem, kiedy złapał go na tym ojciec. Dostał po łapach, pamięta to, jakby to się zdarzyło przed chwilą. Od tamtej pory nawet nie patrzył jak sika. Tym panom zdecydowanie nie dał nikt po łapach. A powinien.
I tak się zaczęło...
Owe sceny prześladowały go przez następny dzień, i jeszcze następny... Postanowił się przejechać pociągiem, tak, żeby nikt nie wiedział. Może zobaczy jakieś walenie. Ojciec miał samochód i pociąg jako środek lokomocji zupełnie nie wchodził w grę. Korzystając z wolnego dnia i tego, że rodzice akurat byli w pracy, wymknął się chyłkiem z domu. Kupił bilet do Oławy, przeliczywszy czas transportu wyszło mu, że w cztery godziny obróci tam i z powrotem. Pociąg, do którego wsiadł był pusty. Zaczął sobie przypominać sceny zaobserwowane na internecie. Powoli nadciągała mocna fala, fala, której nie wcześniej nie zaznał. Odruchowo chwycił za krocze. Robiło mu się coraz przyjemniej, gdy, patrząc nieprzytomnie w okno usłyszał: Niech będzie pochwalony... Obrócił się. O cholera, zakonnica. Tak, aby nie zauważyła niczego podejrzanego, wymknął się chyłkiem z przedziału. Gdzie teraz? A, toaleta, powinna przecież być. Znalazł ją, zamknął się od środka i ściągnął spodnie. W oczy rzucił mu się napis: Spłukiwanie ustępu pedałem, który jakiś dowcipniś przerobił na: Przez spłukiwanie ustępu zostaniesz pedałem. Tak poznał nowe słowo, którego znaczenia dokładnie nie znał, ale coś tam słyszał. Ustęp był zdezelowany, dolna klapa nie dociskała do końca, w wyniku czego stukanie pociągu przepełniało metalicznym trzaskiem całą toaletę. Gdy już miał przeżyć swe największe szczęście w życiu, zadzwoniła komórka. Przeniósł rękę z członka do kieszeni, wyciągnął wyjące urządzenie. Mama. O, cholera...
Ustępu nie spłukał. Z tej wycieczki wrócił autobusem.
Wpisał do googli słowo "p*dał". Część mechanizmu dźwigniowego służąca do wprawiania go w ruch za pomocą nacisku nogą. – dowiedział się z Wikipedii. Inne wyniki były o wiele ciekawsze. Z coraz większym zdumieniem patrzył, co robią panowie na zdjęciach. Złapał się na tym, że chciałby zobaczyć komuś fiuta. Tak na żywo. Pogrzebał w pamięci – ależ już widział, tyle, że dawno i nie zastanawiał się nad tym specjalnie. Zeszłych wakacji, u kuzyna na wsi. Wszedł do łazienki, nie wiedział, że kuzyn się kąpie. Kuzyn, chłopak dwa lata starszy od niego, nawet nie zareagował, a on wycofał się wstydliwie z łazienki. Nawet zastanawiał się, czy nie powiedzieć tego księdzu na najbliższej spowiedzi. Ale jak to powiedzieć? Siurka? Ch*ja? Nie, nie będzie klął w kościele, to grzech. I nie powiedział.
Przypiliło go, wszedł do toalety. Obok, przy pisuarze stał jakiś facet. Ni to przypadkiem, popatrzył kątem oka... i po chwili już nie mógł oderwać wzroku, nie zauważył nawet, że zaczyna sikać po ścianie...
– Co się tak gapisz?
– Ja? Nic...
– Ale jednak się gapisz...
– Też bym chciał takiego mieć – powiedział, nawet nie zastanawiając się.
– Pij mleko, będziesz miał wielkiego – zaśmiał się facet, zapiął rozporek i wyszedł z toalety.
Tego dnia na kolację wypił dwie szklanki, ku zdumieniu matki. Do tej pory trzeba go było przymuszać nawet do jednej.
Przeciętny wymiar członka wynosi od siedmiu do dziewięciu centymetrów w stanie spoczynku, od trzynastu do siedemnastu centymetrów w wzwodzie – czytał. Ciekawe, jakiego on ma. Sięgnął do piórnika po linijkę, gdy przypomniał sobie, że zgubił gdzieś w szkole.
– Mama, gdzie jest centymetr krawiecki?
– A po co ci potrzebny? – tego pytania nie przewidział. Przecież nie powie prawdy...
– Chcę wiedzieć ile mam w pasie – wymyślił na poczekaniu.
– O, dobrze się składa, zaraz cię zmierzę, widziałam ładne spodnie w sklepie, pewnie będą w sam raz dla ciebie. Chodź tu...
– Zaraz – wymruczał i poprawił członka w majtkach tak, żeby nic nie było widać. Będzie mierzyła zaraz nad, na brzuch się nie da go położyć. Wcisnął między nogi, syknął z bólu i lekko podkurczony ruszył do pokoju.
Z reguły robił to albo późnym wieczorem, kiedy wszyscy spali, albo kiedy nikogo nie było w domu. Jego łóżko trzeszczało, bał się, że będzie coś słychać. Tego dnia wrócił ze szkoły wcześniej. Wszedł do pokoju. Fajnie by było... rozpiął spodnie. Był już gotowy. Przyjemna fala wstrząsnęła jego ciałem.
– Co ty robisz?
W drzwiach stał ojciec. W piżamie.
– Jak ci nie wstyd, ty... ty… zboczeńcu.
Naciągnął dresy, minął ojca i wypadł z pokoju. Zatrzymał się na ulicy. Nie, do domu to on już nie wróci. Ojciec go zabije. Nawet nie ma o czym myśleć. Bez sensu łaził po mieście, nawet nie zauważył, gdy robiło się ciemno. Z kilkugodzinnego odrętwienia wyrwał go dźwięk komórki. SMS.
Gdzie jesteś? Martwimy się o ciebie.
Piszą to piszą – powiedzial do siebie Jakub. Po chwili drugi esemes: Nie wygłupiaj się wracaj, ja to tez robiłem jak byłem w twoim wieku a nawet czasem teraz. Ale to męska tajemnica. Mamie ani słowa. Ciii...
Odkrył cenną rzecz: jak się go poleje zimną wodą to opada. Ucieszył się, bo czasem jego mały sprawiał mu niemiłe niespodzianki, zwłaszcza przed wuefem, kiedy musiał się przebierać w szatni ze wszystkimi. Zawsze więc w krytycznym momencie urywał się pod koniec poprzedniej lekcji i w pustej toalecie dokonywał niezbędnych przygotowań.
Nazajutrz po jednym z takich zabiegów obudził się z gorączką. Gdy rozprostował nogi, poczuł silny ból w kroczu. Z przerażeniem uświadomił sobie, że wizyty u lekarza nie uniknie. Matka, widząc że synowi rzeczywiście coś dolega, zgodziła się z nim pójść do przychodni. Szczegółów sobie darował. Ale lekarzowi będzie musiał powiedzieć, co martwiło go bardzo. A najgorsze – pokazać.
Pewnie też mu stanie. Ostatnio wyobrażał sobie co by było na takim badaniu.
– Następny proszę. I z rodzicem – usłyszał głos. Żeński.
Musiał pokazać. Oczywiście na widok dekoltu pani doktor jego członek wyprostował, się w sposób wręcz podręcznikowy. Nie tak sobie wyobrażał moment, po którym sobie obiecywał, że będzie najpiękniejszy w jego życiu.
– Synu, będziemy musieli poważnie porozmawiać – usłyszał, gdy siedział przed telewizorem. Nie zabrzmiało to przyjemnie.
– Pytaj tato – odrzekł po chwili wahania.
– Te plamy na twoim prześcieradle... Wiesz, ja wszystko rozumiem, ale w tym domu jest kobieta. Miejże chociaż szacunek dla własnej matki.
Milczał chwilę, wreszcie wydusił z siebie:
– To powiedz jak to robić. Sam mówiłeś...
Starał się nie patrzeć na ojca, który w tym momencie zrobił się purpurowy, nawet nie czerwony.
– Idź do książek. Zdaje się, że jęczałeś, że masz na jutro dużo zadane.
– Ale...
– Ja ci będę zmieniał pościel. Idź się uczyć, daj mi spokój...
Właśnie odrabiał lekcje, gdy zapikała komórka. Dzwonił kolega, którego kilka ostatnich dni nie było w szkole. Był piątek, mógł podskoczyć z zeszytami. Drzwi otworzył mu kolega w piżamie. Musiał stwierdzić, że wyglądał ciekawie, nigdy do tej pory nie zwrócił na to uwagi, w innym otoczeniu i stroju prezentował się o wiele korzystniej. Czyżby interesowali go chłopcy? Pogadali o szkole, o lekcjach i w zasadzie już miał wyjść, kiedy kolega powiedział:
– Mam coś ciekawego. Obejrzymy?
– Hmmmm... zależy co to jest.
– No chyba się domyślasz.
Zastanowił się chwilę. Właściwie czemu nie? Kolega włączył film. Jakieś dwie blondynki siedziały na kanapie. Po chwili jedna drugiej zaczęła się dobierać do piersi. Patrzył na to bez zainteresowania.
– I? tylko tyle?
– Poczekaj, zaraz do nich przyjdą trzy koleżanki, dopiero się zacznie.
Oglądali dalej. Patrzył na to z coraz większym przerażeniem. Najchętniej by to wyłączył. Były brzydkie, ordynarnie wymalowane i lizały sobie pipki.
– Idę sobie zwalić – powiedział kumpel. Jak wrócę, ty też będziesz mógł. – i opuścił pokój.
Zrobiło mu się mdło, pragnął zwymiotować. Już nie patrzył na ekran. Poszedłby do toalety, ale tam przecież tamten wali… Gdy tamten wrócił, pognał do ubikacji. Zdążył w ostatniej chwili. Robił wszystko, by tamten nie słyszał odgłosów wymiotowania.
– No co, fajnie było? – usłyszał, kiedy wszedł do pokoju.
Skomentuj