Przysłowia erotyczne

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • e-rotmantic
    Perwers
    • Jun 2005
    • 1556

    #16
    13. Księga Pana Tadeusza

    Pan Tadeusz wszedł pierwszy, drżącymi rękami
    Drzwi za sobą zamknal ach! nareszcie sami
    Ach! Zosiu, ach! Zosienko jak mi niewygodnie
    Popatrz jak odstaje, popatrz na me spodnie.
    Zosia łzy rzewne roni i za pierś się chwyta,
    Nie wiedziała zaiste czy się ma całować
    Ze swym mężem, czy płakać, czy pod ziemię schować
    Stoi tedy i milczy, Tadeusz pomału
    Jął się przygotowywać do ceremoniału.
    Od chwili gdy ich ślubna przywiozła kareta
    Tadeusz miał myśl jedną - myśl ta to mineta
    ( Sztuka wówczas na Litwie nikomu nie znana,
    Dziś już rozpowszechniona, ale źle widziana
    Przez strzegące cór swoich matrony
    I księży, którzy nieraz ganią ją z ambony.)
    Tadeusz we Francji długie lata bawił
    Wielce się w używaniu sztuki owej wprawił,
    Niezmiernie lubił lizać, wyrażał mniemanie,
    Że mineta o wiele przewyższa ****nie,
    Bo kutas zmysł dotyku jedynie posiada,
    Język zas również smakiem prócz dotyku włada,
    A poza tym wszystkie zmysły za wyjątkiem słuchu
    Spełniają pewną rolę, kiedy język w ruchu.
    Na przykład podniebienie ... a i wzrok się raczy
    Tem czego ślepy kutas nie zobaczy.

    Tak myśląc jął Tadeusz pieścić swą Zosienkę
    Najpierw ją z galanterią pocałował w rękę
    Na łożu ją posadził i macając ręką,
    Dwa cycuszki jak pączki wyczuł pod sukienką,
    Rękę niżej przesunął, pod suknie wsadził,
    I po nóżkach od kolan, aż po udka gładził.
    Wyciągnął się na łożu przy Zosi jak długi
    Wydobył jeden cycuś, a potem i drugi
    Wreszcie usta oderwał i w nagłym porywie
    Pół sukienki Zosieńce narzucił na głowę,
    Ściągnął majteczki, długie koronkowe,
    Dar cioci Telimeny, ku nóżkom się schylił
    I zaciśnięte udka po trochu rozchylił,
    Całując je namiętnie od wewnetrznej strony,
    A Zosia zapomniała zupełnie obrony
    I opor dziewiczej trwogi zaraz odrzuciła
    Nóżki jak tylko mogła, tak je rozstawiła
    I chowając w poduszki zawstydzone lice
    Pokazywała mężowi całą tajemnicę
    Co ukryta głęboko wśród złocistych włosów
    Rozowiała niewinnie jak kwiatek wśród kłosów.

    Tadeusz po mistrzowsku wykonał minetę.
    Najpierw lizał po wierzchu, czując tę podnietę
    Jęła Zosia wzdychać, jęczeć w końcu krzyczeć,
    Tadeusz, by jej wiekszej rozkoszy użyczyć,
    Wsadził głębiej, języczkiem jak młynkiem obracał
    Rękami ją od dołu, aż do góry macał,
    Przy czym język bez przerwy coraz głębiej wpychał
    Obracając językiem coraz żywiej, głodniej
    Wreszcie zajęczał cicho i spuścił się w ... spodnie
    Chwilę cicho poleżał i odpoczął krzynę
    Tuląc nozdrza i usta w złocistą gęstwinę.
    Wreszcie podniósł się z łoża, odszedł od Zosienki
    I z lekka ocierając włosy grzbietem ręki
    Jął się żywo rozbierać. Zdjął pas z kutasami,
    Ściągnął kontusz i zupan, buty z cholewami,
    Koszule zdjął przez głowę, hajdawery złożył,
    A gacie przemoczone na krześle położył.
    Wreszcie usiadł na łożu, odsapnął troszeczkę,
    Po jajach się pogłaskał, spojrzał na żoneczkę
    Suknia na twarz rzucona zasłoniła jej lica
    Odsłaniając cycuszki, pępuszek i pice.
    Widok ten znów krew wzburzył w panu Tadeuszu,
    Choć się dopiero spuścił, nabrał animuszu.
    Jął rozbierać żoneczkę, sposobić posłanie
    By tym czasem poczekać, aż mu kutas stanie.

    Zosia już odrzuciwszy wstydliwość wszelką
    Na c***a spoglądała z ciekawością wielką,
    Bo dotychczas o c***u niewiele wiedziała -
    Raz od służebnych coś tam usłyszała
    Drugi raz leżąc w gaju rankiem, w cieniu drzewa,
    Zobaczyła przypadkiem jak się chłop odlewa.
    W grubej garści trzymając jakiś przedmiot wielki
    I otrząsając na liście ostatnie kropelki
    I ciocia Telimena coś jej tłumaczyła,
    Lecz Zosia nie słuchała, strasznie się wstydziła,
    A teraz żoną będąc, dziewczątko uznało,
    Że święty obowiązek zbadać sprawę całą,
    Więc spytała : " Ach to co ? Do czego służy ?
    Przed chwilą taki mały, teraz taki duży,
    Oj! Jak to się rozciąga, jak to się rozwija
    Długi taki i gładki, niczym gęsia szyja.
    A cóż go u dołu tak ładnie przystraja ?"
    Rzekł Tadeusz z powagą : " Zosiu, to są jaja.
    A to co cię w tak wielkie wprawiło zdumienie
    Zwie się (gdy obyczajnie nazwać) - przyrodzeniem.
    Kutasem także zwane, chociaż często bywa,
    Że pospólstwo i chłopstwo c***em to nazywa.
    Przy tym istnieją inne najrozmaitsze słowa...
    A dziwne to, bo przecież ręka albo głowa,
    Choć większe i ważniejsze jedną nazwę mają
    Ten zaś widzieć niewielki, różnie nazywają,
    Tylu dziwnymi mianami. Sędzia nieraz zrzędzi :
    " Jak się gorąc zaczyna, to mnie kuska swędzi".
    Podkomorzy zaś wałem kutasa nazywa,
    A Wojski zaganiaczem go nieraz przezywa,
    Maciek mówi wisielec, bo już stać nie zdoła,
    A Gerwazy na chłopskie dzieci nieraz wola :
    " Nie baw się Wojtuś ptaszkiem". Jankiel cymbalista
    Zwie go smokiem lub bucem i rzecz oczywista
    Jeszcze dziwniejsze nazwy ludzie wymyślają,
    Ułani go na przykład pytą nazywają.".
    Tak wyjaśnił Tadeusz te sprawy powoli,
    A potem tłumaczył jak kutas *******i.
    I chcąc poprzeć naukę stanowczym przykładem
    Zaczął wpychać... na próżno, chociaż ruszał zadem.
    Choć sapał, choć się pocił, **** się nie zagłębiał.
    ****ąc dotychczas ****y z francuskiej stolicy,
    Lub nadobne szlachcianki z całej okolicy,
    Nie miał do czynienia z taką ot dziewicą
    Z ciasną, niewyrobioną i zamkniętą piczą
    Co nie zaznała kutasa żadnego
    Więc gdzieżby się tam zmieścił taki **** jak jego.
    Ani w Polsce, ani na Litwie, ni na świętej Żmudzi,
    Ani wśród drobnej szlachty, ni wielkich dziedziców,
    Ani wśród Horeszków, ani wśród Sopliców,
    Ani wśród Radziwiłłów - książąt przepotężnych,
    Ani wśród Dobrzyńskich, znakomitych mężnych,
    Ni wśród Bartków i Maćków - braci doborowej,
    Ni wśród całej rozlicznej braci zaściankowej
    Nikt tędy c***a takiego nie posiadał.
    Dumny był żen Tadeusz i dzielnie nim władał,
    A do dumy takowej miał słuszne powody,
    Bo na c***u mogł podnieść pełne wiadro wody.
    **** Tadeusza mierzył jedenaście cali,
    Gruby jak ręka w kiści, twardy jak ze stali,
    Zahartowany w trudzie, co rzadko się kładzie,
    Zdobny w dwa jaja wielkie jak dwa jabłka w sadzie.
    Jedyny tylko Gerwazy za czasów młodości...
    Słynął ponoć z kutasa podobnej wielkości.
    I dziś jeszcze żartując szlachta się pytała
    Co ma większe Gerwazy scyzoryk czy jaja.

    Otóż tę pyte chciał Tadeusz Zosi
    Na siłe wepchnąć, śmiechem się zanosi
    Zosieńka, tak się bawi, śmieje do rozpuchu
    I jak dziecina woła : " a kuku, a kuku"
    Nagle schwyciwszy zręcznie kutasa do ręki
    Zanuciła przekornie słowa tej piosenki :
    " Do dziury myszko, do dziury,
    Bo cię tam złapie kot bury,
    A jak cię złapie w pazurki
    To cię obedrze ze skórki ".
    " Myszka ?" - krzyknał Tadeusz - " cóż to za myśl dzika
    Nazwać sobie ot myszką, tego oto żbika.
    Ja ci myszkę pokażę, zaraz pożałujesz,
    Do dziury ją zapędzasz ? Zaraz ją poczujesz"
    Tak mówiąc powstał z łóżka i wyszedł z pokoju
    Do przedsionka, gdzie stała wielka beczka łoju,
    Pełną ręką zaczerpnął, natłuścił kutasa,
    Żeby błyszczał jak wielka, czerwona kiełbasa.
    Do pokoju powrócił, zaraz legł na łoże,
    Pomacał dziurkę ręką, palcami poszerzył,
    Przytknął równo kutasa, popchnął i uderzył,
    Rozwarły się podwoje, coś tam z cicha trzasło
    I wjechał kutas w ****e, jak nóż wjeżdża w masło.
    Zabolało Zosieńkę, aż się popłakała
    Rączęta załamując gwałtownie krzyczała :
    " Wyjm, pan, wyjm natychmiast, to okropnie boli !"
    Tadeusz jej nie słuchał, ****e, rżnie, *******i,
    Ręce pod pupe włożył i mocno je złączył,
    Dymał, rąbał, chedożył, aż wreszcie zakończył.
    Pięć razy tę zabawe powtórzył
    Pięć razy się spuścił, aż się w końcu znużył.
    Żonę na bok odrzucił niczym sprzęt zużyty,
    Lecz kutas jeszcze sterczał, wielki chociaż syty.
    Wnet też świtać poczęło, Tadeusz zmęczony,
    Jak na męża przystało, legł dupą do żony.
    Kołdre na grzbiet nacisnął, w jaja się podrapał,
    Twarz do ściany odwrócił i mocno zachrapał.

    Ale Zosieńka nie śpi, leży na posłaniu,
    Oczęta ma otwarte, nie myśli o spaniu.
    Przedtem dziewicą będąc, tak bardzo się bała,
    Lecz teraz gdy przywykła, to by jeszcze chciała,
    Chce obudzić małżonka, lecz Tadeusz chrapie,
    Do góry go uniosła, palcami ujeła,
    Obudził się Tadeusz i z uśmiechem prawi :
    " Spójrzcie na tę plotkę, jak ją kutas bawi,
    Mówił kapitan Ryków : " Toć powiadam pięknie
    Baby c***em nie straszcie, bo się nie przelęknie"
    I mówią, że Suworów rzekł raz : " Mili moi,
    U największych rycerzy **** się baby boi".
    Ale droga Zosieńko, bez twojej urazy
    Zrozum, żem się tej nocy spuścił już sześć razy,
    Trzeba c***a oszczędzać, pozwól mi odsapnąć,
    Mogę ci jeśli pragniesz, znów minetę chlapnąć,
    Lecz lepiej daj mu spocząć, później znów kochanie
    Weź go troszeczke do buzi, a na pewno stanie.
    A wtedy pokaże ci figle rozmaite,
    W Paryżu wyprawiano sztuki wyśmienite :
    Przed lustrem, na siedząco, lub na stojaka,
    Lub też konno na c***u, na boku, na raka,
    A może między cycki, lub też na podnietę,
    Nie wadzi się wykonać podwojną minetę,
    Jeśli wiesz co to znaczy... lecz Zosiu kochana
    Zaraz się zabawimy, zaczekaj do rana,
    Bo miękki kutas niedaleko zajdzie."

    Tak mówił, a Zosieńka oczęta zamknęła
    I tuląc się do niego powoli zasnęła.
    I śniła o niezmiernych rozkoszach zamęścia
    Których zazna przez lata małżeńskiego szczęścia.


    Źródło: http://www.webpage.terramail.pl/e-humor/13.html

    Skomentuj

    • agoola20
      Świętoszek
      • Aug 2006
      • 2

      #17
      jak sie popiesci to sie zmiesci

      Skomentuj

      • padme
        Erotoman
        • Mar 2006
        • 666

        #18
        Gdzie kucharek sześć tam jest na co popatrzeć
        "Wyjmij także gałki oczne, bo wybuchną podczas pieczenia - użyj do tego noża do grejpfrutów i nożyczek."

        Skomentuj

        • viper_88
          Erotoman
          • Mar 2005
          • 417

          #19
          Jest to trochę podobne do cytatów Bendera, ale co tam:

          "Chcesz miec ząbki jak kryształy, pij codziennie soczek z pały"

          PS. Tekst zamieszczony przez e-romantica jest po prostu boski - w trakcie czytania zwijałem się ze śmiechu

          Skomentuj

          • e-rotmantic
            Perwers
            • Jun 2005
            • 1556

            #20
            Aleksander Fredro

            Baśń o Trzech Braciach i Królewnie

            Mrok wieczorny - babcia siwa
            przy kominku głową kiwa.
            Nos jak haczyk, - okulary,
            Coś tam mruczy babsztyl stary.
            Snuje bajdy niestworzone,
            O królewnie ****olonie,
            O trzech braciach jak niewielu,
            O matuli ich z burdelu,
            Opowiada stare dzieje...
            A na dworze wicher wieje.

            Siądzcie społem panny, smyki,
            Młodojebce, stare pryki
            I nadstawcie dobrze uszy!
            Choć na polu śnieżek prószy.
            W domu ciepło i wygodnie...
            Zostaw pan w spokoju spodnie!
            Bo zawołam zaraz Mamy!...
            Sza! Uwaga! Zaczynamy!

            Za morzami, za rzekami,
            Za lasami, za górami,
            Żył przed bardzo wielu laty,
            Król potężny i bogaty,
            Dobrotliwy, szczodrobliwy,
            Ale bardzo nieszczęśliwy,
            Ciągle smutny i zmartwiony
            Z winy córki ****olony,
            Co choć bardzo piękna, miła,
            Lecz nadmiernie się ****iła.

            A dawała bez wyboru
            I rycerzom, panom dworu,
            I kucharzom, i kuchcikom,
            Giermkom, ciurom, pisarczykom,
            Na leżąco, na stojaka,
            W dupę, w cycki i na raka.
            Czy na dworze, czy w salonie,
            Czy w klozecie, czy na tronie,
            W każdej chwili, w każdym czasie
            Wciąż myślała o kutasie.

            Próżno mówił jej król stary,
            Że we wszystkim trzeba miary,
            Nie wypada bowiem pannie
            Dawać dupy bezustannie.

            Na nic się to wszystko zdało,
            Wciąż jej c***a było mało
            I na całym króla dworze
            Nikt chędożyć już nie może.
            Wszyscy byli roz****ni.
            Nawet księżą kapelani.
            Raz ją tak swędziała dupa.
            Że zgwałciła aż biskupa,
            A gdy ten ją zdupczył marnie
            - Poszła dawać pod latarnię.

            Aż do tego doszło wreszcie,
            że z burdelów wszystkich w mieście
            Od *****skiej całej nacji
            Przyszły ****y w delegacji.
            Ta najbardziej roz****na,
            Padłszy przed nim na kolana,
            Z trudem tłumiąc rzewne łkanie
            Rzekła: Królu nasz i Panie!
            Ty panując od lat wielu
            Ojcem byłeś dla burdelu.
            Burdelowy cech upada
            ****om grozi dziś zagłada!
            Upadają obyczaje!
            Twoja córka dupy daje!
            Na ulicy bez pieniędzy,
            Przez co wpycha nas do nędzy.
            Nikt nas dziś już nie *******i,
            Bo darmochę każdy woli!
            A więc najjaśniejszy panie,
            Sprawiedliwość niech się stanie!

            Król na łzy *****skie czuły,
            Kazał dać ze swej szkatuły
            Każdej ****ie po dukacie...
            Po czym zamknął się w komnacie
            W nocy zaś przywołał swego
            Astrologa nadwornego,
            By ten patrząc w gwiezdne szlaki
            Znalazł wreszcie sposób jaki,
            By królewnę można było
            Dobrowolnie, czy też siłą
            Wrócić znów do cnoty granic,
            A gdy to się nie zda na nic,
            Niech przynajmniej w swojej sferze
            Obłapników sobie bierze...

            Więc astrolog wziąwszy lupę,
            Zajrzał raz królewnie w dupę,
            Dwakroć cyrklem ****ę zmierzył,
            Po czym zamknął się w swej wieży.
            Tak był w pracy pogrążony,
            Taki przy tym roztargniony,
            że szukając prawdy na niebie
            W roztargnieniu srał pod siebie.
            Kręcił, wiercił teleskopem,
            Wreszcie wrócił z horoskopem
            I rzekł: Smutną wieść, niestety
            objawiły mi planety,
            Że królewny nic nie wstrzyma.
            Na jej szał lekarstwa ni ma!
            Chyba, że się znajdzie jaki,
            Tęgi ****k nad ****ki,
            Który ją tak zerżnie pięknie,
            Że królewnie picza pęknie!
            Żywym ogniem się zapali,
            Na kawałki się rozwali.
            Wtedy będzie ****olona
            Z czaru swego wyzwolona!
            I znów stanie się prawiczką
            Z malusieńską, ciasną piczką.

            Król, choć płakał ze zmartwienia,
            Zamknął córkę do więzienia,
            By się więcej nie puszczała.
            Tam codziennie dostawała,
            Prócz świetnego utrzymania,
            Tysiąc wiec do brandzlowania,
            Wazeliny beczkę całą.
            Lecz jej tego było mało.
            Ciągle płacze, ciągle krzyczy:
            To za mało dla mej piczy!

            Wszystkim było ogłoszone
            Że kto zbawi ****olonę
            Ten dostanie ją za żonę
            I podzieli się królestwem
            by raz skończyć z tym *****twem...

            Więc zjeżdżają się ****cze,
            Czarodzieje, zaklinacze,
            I rycerze, królewicze,
            By królewnie zerżnąć piczę!
            Każdy swoich sił próbuje,
            Lecz choć tęgie mieli c***e
            Na nic się to wszystko zdało,
            Bo królewnie wciąż za mało.

            Król gdy widział co się dzieje
            Stracił całkiem już nadzieję,
            Płakał, martwił się dzień cały
            Aż mu jaja posiwiały
            Bo już siwy był na głowie.

            A tymczasem heroldowie
            Wieści dziwne rozgłaszali
            Coraz dalej, dalej, dalej...
            Aż dotarły hen daleko,
            Gdzie za siódmą górą, rzeką,
            Stała sobie mała chatka,
            W niej mieszkała stara matka
            Wraz z synami swymi trzema,
            Którym równych w świecie nie ma.

            Każdy dzielny, tęgi, zwinny,
            ale każdy z nich był inny
            I w tym nie ma nic dziwnego:
            Każdy z ojca był innego,
            Bo w młodości swojej czasie
            Matka strasznie puszczała się.
            Była stróżką przy burdelu
            I kochanków miała wielu.

            Syn najstarszy miał **** długi
            I gruby na kształt maczugi,
            A po bokach jego były
            jak postronki - grube żyły,
            Jakieś sęki, jakieś guzy -
            Jaja miał jak dwa arbuzy!
            A że ciągle mu bez mała
            ta ogromna pyta stała,
            C***ogromem go nazwano.

            ****oliza nosił miano
            Syn następny, bo lizanie
            Stawiał wyżej nad ****nie,
            I nie było mistrza w świecie,
            Co by sprostał mu w minecie.

            Cieszą matkę takie dzieci,
            Lecz niestety - smuci trzeci,
            Który rodu był zakałą,
            Bo miał kuśkę całkiem małą,
            A cieniutką na kształt glizdy
            I nie palił się do ****y.
            Dobrze, gdy z matczynej woli
            Raz na miesiąc po*******i.
            A że mało tak obłapia,
            Bracia mieli go za gapia.
            No i matka nawet czasem
            Nazywała go Głuptasem.

            Tak im słodko życie idzie,
            Ani w zbytku, ani w biedzie.
            Starsze bowiem dwa chłopaki
            Zarabiali w sposób taki,
            że pobożne, starsze panie
            Brały ich na utrzymanie.
            A i matka, chociaż stara,
            Też dawała za talara.
            Tylko trzeci syn - wyskrobek
            Wypinał się na zarobek.
            Że nie udał się niewiastom,
            Dawał dupy ******stom
            I ku wielkiej matki złości
            Nie brał nic od swoich gości...

            Tak im się więc dobrze żyło,
            I wygodnie, dobrze, miło.
            Aż dotarła i w ich strony
            Wieść o losie ****olony.
            Na zarobek więc łakoma
            woła matka C***ogroma
            I tak rzecze: Ty, mój synu
            Id?! Dokonaj tego czynu!
            Gdy s*******isz ****olonę
            To dostaniesz ją za żonę.
            Pół królestwa twoim będzie!
            Tak królewskie brzmi orędzie."

            Syn usłuchał rady matki.
            Zaraz włożył czyste gatki.
            Wymył c***a - i bez zwłoki
            Ra?no ruszył w świat szeroki...
            A gdy przybył do stolicy,
            Zaraz poszedł do ciemnicy
            Gdzie się świecą, rozkraczona,
            brandzlowała ****olona.

            Pyta dębem mu stanęła,
            Więc się ostro wziął do dzieła
            I za pierwszym sztosem leci
            Błyskawicznie drugi, trzeci,
            Czwarty, piąty - aż nareszcie
            Wyrżnął sztosów tysiąc dwieście
            I utracił siłę całą -
            Lecz królewnie wciąż za mało!
            Tak był potem osłabiony,
            Że zleść nie mógł z ****olony,
            Aż musiały dworskie ciury
            ciągnąć go za dupę z dziury,
            I zanieśli omdlałego,
            Do szpitala zamkowego.
            A królewna ciągle krzyczy,
            Że to mało dla jej piczy!

            Prędko, prędko baśń się baje,
            Nie tak prędko kutas staje,
            Baśń się baje, czas ucieka,
            C***ogroma matka czeka,
            W końcu martwić się zaczyna -
            Że nie widać s****ysyna...

            Aż ją doszły straszne wieści...
            Powstrzymując łzy boleści,
            ****oliza do się wzywa
            I w te słowa się odzywa:
            - Bratu, rzecz to nie do wiary,
            Nie powiodły się zamiary.
            Kutas zmarniał mu, niestety -
            Id? więc ty, spróbuj minety!

            I ****oliz wnet bez zwłoki,
            Ruszył prędko w świat szeroki.
            W końcu zaszedł do stolicy.
            Tam się udał do ciemnicy,
            Gdzie się świecą, rozkraczona,
            Brandzlowała ****olona.

            Zaraz ją za piczę łapie
            I minetę tęgo chlapie
            Język jego na kształt węża
            To się spręża, to rozpręża,
            To się wije jak sprężyna,
            W ****ę wwiercać się zaczyna,
            To po wierzchu, to od środka.
            Kręci na kształt kołowrotka,
            To się zwija znów jak fryga,
            że gdy patrzeć - w oczach miga.
            Doba tak za dobą mija,
            On jęzorem wciąż wywija.
            Lecz z nim także to się stało
            Że utracił siłę całą.
            Więc i jego dworskie ciury
            ciągnęły za dupę z dziury,
            I wyniosły omdlałego,
            Do szpitala zamkowego.
            A królewna ciągle krzyczy,
            Że to mało dla jej piczy!

            Prędko, prędko baśń się baje,
            Nie tak prędko kutas staje,
            Baśń się baje, czas ucieka,
            ****oliza matka czeka,
            I już martwić się zaczyna -
            Bo nie widać s****ysyna...

            W końcu widząc, że nie wraca
            Myśli: Na nic moja praca...
            Biedna dola jest matczyna.
            Oto już drugiego syna
            Losy wzięły mi zdradziecko!
            Jedno mi zostało dziecko,
            I do tego całkiem głupie.

            Głuptas miał to wszystko w dupie.
            Raz spokojnie po jedzeniu
            Chciał pochrapać sobie w cieniu.
            Coś mu jednak spać nie daje,
            Coś go ciągle gryzie w jaje.
            Więc się prędko zrywa z trawy,
            W portki patrzy się ciekawy
            A tu się po jajach szwenda
            Niby chrabąszcz - wielka menda!

            Głuptas już rozpinał gacie,
            By ją zgubić w sublimacie,
            Gdy wtem menda nieszczęśliwa
            Ludzkim głosem się odzywa:
            Nie zabijaj chłopcze luby!
            Czemu pragniesz mojej zguby?
            Menda też stworzenie boże,
            Że inaczej żyć nie może
            I że czasem w jajo utnie -
            Nie gubże jej tak okrutnie!?
            Głuptas to serca bierze,
            Myśli sobie: Biedne zwierzę,
            Że mnie utniesz, cóż to złego?
            Przecież nie zjesz mnie całego...
            A pocierpieć czasem mogę
            Id? więc dalej w swoją drogę!

            A tu nagle menda znika
            I zmienia się w czarownika,
            Czarownika - czarodzieja,
            I do swego dobrodzieja,
            Co się w strachu z miejsca zrywa,
            W takie słowa się odzywa:
            - ?Że litości miałeś względy
            Dla bezbronnej, słabej mendy
            I żeś jej darował życie -
            Wynagrodzę cię sowicie.
            Dam ja ci wskazówki pewne
            jak s*******ić masz królewnę.
            Sił twych mało tu potrzeba
            Jest kondona - samo****,
            Który ma tę dziwną siłę,
            Że gdy włożysz na swą żyłę
            I rozkażesz - on za ciebie
            sztos za sztosem ciągle ****e
            Czarodziejską mocą cudną!
            Ale zdobyć go jest trudno...
            Dupa strzeże go zaklęta,
            Na przechodniów wciąż wypięta,
            Z której mocą złego ducha
            Ustawicznie ogień bucha.
            I czy z bliska, czy z daleka,
            Żarem swoim wszystko spieka.
            I w tym mocnym, wielkim żarze
            Dupa się całować każe,
            Lecz gdy powiesz do niej słowa:
            - Niech się ogień w dupie schowa!
            Sama się pocałuj właśnie!
            - Wtedy ogień w dupie zgaśnie.
            I powoli, z dobrej woli,
            Kondon zabrać ci pozwoli.
            Za twą dobroć ja ci mogę
            Do tej dupy wskazać drogę.
            We? ten kłębek z sobą razem,
            On ci będzie drogowskazem!
            Rzuć na ziemię i id? wszędzie,
            Gdzie się kłębek toczyć będzie.
            Lecz pamiętaj zawsze święcie
            Czarodziejskie to zaklęcie!

            Tu czarownik, niby mara,
            Zniknł i rozwiał się jak para.
            Głuptas wstaje ucieszony,
            Bierze kłębek, rozbawiony,
            I nie mówiąc nic nikomu
            Po kryjomu znika z domu.

            Prędko, prędko baśń się baje,
            Nie tak prędko kutas staje.
            Głuptas idzie, nie ustaje,
            Coraz nowe mija kraje.
            Gdy stu granic minął słupy
            Zaszedł wreszcie aż do dupy,
            Z której ogień wieczny tryska.
            A podszedłszy do niej z bliska,
            Rozżarzonej nad pojęcie,
            Czarodziejskie swe zaklęcie
            Głuptas z całej siływrzaśnie:
            Sama się pocałuj właśnie!...
            Wtedy dupa zawstydzona,
            Puściła go do kondona.

            Więc z kondonem, ucieszony,
            Pędzi wnet do ****olony.
            A gdy przybył do stolicy,
            Zaraz poszedł do ciemnicy,
            Gdzie się świecą, rozkraczona,
            Brandzlowała ****olona.

            Wkłada kondon na kutasa
            I.. O dziwo! U głuptasa
            ****, co zawsze był jak z ciasta,
            Na olbrzyma się rozrasta!
            Na sto c***ów się rozdziela
            Każdy gruby, jak ta bela,
            Każdy twardy, jak ze stali,
            Każdy długi na sto cali!
            Wszystkie c***e z całej siły
            Na królewnę się rzuciły,
            Każdy się jej w piczę wwierca,
            Każdy końcem sięga serca,
            Każdy jej się w piczy grzebie,
            Każdy ****e, ****e, ****e...
            Głuptas leży bez wysiłku,
            Czasem klepnie ją po tyłku
            Czasem w cycki pocałuje,
            A samojeb piczę pruje.
            Aż królewna ****olona
            Zchędożona, s*******ona,
            Ze zmęczenia ledwo żywa,
            Krzyczy: - **** się rozrywa!

            Takie przy tym tarcie było,
            Aż się w piczy zapaliło.
            By ugasić pożar ciała,
            Straż zamkowa przyjechała
            Z toporami, z bosakami,
            Sikawkami i kubłami,
            Słowem - z całym inwentarzem
            Używanym przy pożarze.
            I po długiej, ciężkiej pracy
            Ugasili ją strażacy.

            Tak została ****olona
            Z czaru swego wybawiona,
            I znów stała się prawiczką
            Z malusieńką, ciasną piczką.
            Głuptas dostał zaś w podziękę
            Pół królestwa i jej rękę.

            Król był taki ucieszony,
            Ze zbawienia ****olony,
            Że pomimo swej starości
            Kapucyna rżnął z radości,
            Tak się znowu poczuł młody
            Potem zaś wyprawił gody
            Głuptasowi z ****oloną -
            Mnie na gody zaproszono.
            Więc jak mówię, też tam byłam.
            Jadłam, piłam, *******iłam,
            Bawiłam się z nimi społem,
            Aż zasnęłam gdzieś pod stołem...

            Tu bajka dobiega końca
            Już za oknem patrzeć słońca
            Przy kominku babcia siwa
            Coś mamrocze, głową kiwa
            Dając dziatwie pouczenia
            O rozkoszach chędożenia.

            Których i Wam czytelnicy
            Autor tej powiastki życzy!

            Źródło: http://www.polskiinternet.com/polski/rozr/poezja1.htm

            Skomentuj

            • gal_anonim
              Ocieracz
              • Mar 2006
              • 107

              #21
              Ciało rzucone na łoże traci na oporze.

              Skomentuj

              • Rojza Genendel

                Pani od biologii
                • May 2005
                • 7704

                #22
                Ciało w ciemności unika oporności.
                Obecnie funkcjonuje na ateista.pl

                Skomentuj

                • bigskizo
                  Seksualnie Niewyżyty
                  • Jan 2006
                  • 226

                  #23
                  nice shoes ... wanna fuck ??
                  to nie rymowanka ale prostacki tekscik z serii Monte PYTONA

                  Bicie konia wzmacnia krew, człowiek czuje się jak lew.
                  Cnota jest jak zapałka, służy tylko raz.
                  Cukierki są słodkie, ale sex nie popsuje ci zębów.
                  Czy wiesz czym się różni sperma od budyniu? Spróbuj budyniu...
                  Dmuchaj życzliwie, zawsze w prezerwatywie.
                  Dupa nie strzelba, nie strzela do celu.
                  Dzieci to kupa szczęścia, z przewagą kupy.
                  Dziewiczość lasu świadczy o impotencji wiatru.
                  Fiut nie granat, buzi nie rozerwie.

                  Kobieta to stworzenie Boże, co niegdyś mieszkało w oborze, lecz ze względu na kształt dupy, człowiek wziął je do chałupy.

                  Lepiej siedem razy z Królewną Śnieżką, niż raz siedmioma Krasnoludkami.
                  Ludzie pierwotni mieli narządy z kamienia.
                  Mietka zbiła katechetka, za stwierdzony brak napletka.
                  Moja teściowa ma zawsze mokro - codziennie podlewam jej grób.
                  Last edited by bigskizo; 01-11-06, 20:28.

                  Skomentuj

                  • lawlessness
                    Erotoman
                    • Aug 2006
                    • 504

                    #24
                    Takie trochę wulgarne: "głowa pijana, dupa sprzedana", "jaki but taki fiut"....a w obu pierwiastek prawdy
                    Wszystko co dobre jest nielegalne, niemoralne, albo powoduje tycie.

                    Skomentuj

                    • e-rotmantic
                      Perwers
                      • Jun 2005
                      • 1556

                      #25
                      Słuchaj dzieweczko! - ona nie słucha.
                      Przesunął więc rękę z piersi do brzucha
                      Buch - jak gorąco! Uff - jak gorąco!
                      Ty żeś tu w nocy? To ty Jasieńku?
                      Jam ci najdroższa! - Wchodź pomaleńku!
                      W szedł w nią powoli jak żółw ociężale.
                      Ruszył - dwa razy - tak wolno, ospale.
                      Szarpnęła się trochę - przyciągnął z mozołem,
                      Nogami się zaparł o krzesło za stołem...
                      I teraz przyspieszył, i pcha coraz prędzej,
                      I dudni,i stuka, łomoce i pędzi.
                      A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
                      (Klęczała wygięta w pozycji "na most").
                      A on ją w tę szparę, w ten tunel, w ten las.
                      I śpieszy się, śpieszy, by zdążyć na czas.
                      Aż łóżko turkoce i krzesło też puka, A Jasiu ją stuka,
                      i stuka, i stuka.
                      Tak gładko, tak lekko, tak calem za cal wyjmował i
                      wkładał ten narząd jak stal.
                      A ona spocona, zziajana, zdyszana poległa na plecach,
                      uniosła kolana.
                      Zdziwiona tym wszystkim, co tu się z nią dzieje.
                      I pyta się Jaśka, i pyta i śmieje:
                      A skądże to, jakże to, czemu tak gnasz!?
                      A co to to, co to to, co mi tu pchasz!?
                      Że wali, że pędzi, że bucha, buch, buch!?
                      Ach jakże, ach jakże, ja lubię ten ruch!
                      I gna ją, i pcha ją, i akcję swą toczy,
                      I tłoczy ją, tłoczy ją Jasiu uroczy,
                      Nagle.. świst. Nagle... gwizd.
                      ... raptem; buch! Ustał ruch.
                      Oj, gdzie mi zniknąłeś! Chcę jeszcze Jasieńku!
                      Próbuje go znaleźć swa ręką po ciemku.
                      A on już bez ducha, juz śpi nieboraczek,
                      malutki, skulony, choć akt nie skończony!
                      Więc strzela o pomoc wokoło oczyma.
                      I dziwi się temu, co w ręce swej trzyma.
                      I płacze, narzeka na los swój niewieści,
                      wiec sama ze sobą zaczyna sie pieścić...

                      Skomentuj

                      • damianski
                        Świntuszek
                        • Aug 2006
                        • 94

                        #26
                        Nie ucz ojca dzieci robić
                        Czasem tak bywa że koń tonie a grzywa pływa.
                        Koniec miłości, majtki na dupe

                        Skomentuj

                        • e-rotmantic
                          Perwers
                          • Jun 2005
                          • 1556

                          #27
                          Bywają i takie przypadki, że córka jest starsza od matki.

                          Tak to jest; ojca nie ma, dziecko jest.

                          Skomentuj

                          • Przemas
                            Świętoszek
                            • Apr 2006
                            • 18

                            #28
                            Skoro e-rotmantic już zapodał poezję erotyczną, też daję link do fajnego zbiorku.
                            Dlaczego kobiety odpychają rękę, która tam sięga?
                            Bo nie ręką należy tam sięgać.
                            B. de Verville

                            Skomentuj

                            • damianski
                              Świntuszek
                              • Aug 2006
                              • 94

                              #29
                              A i jak to mawia mój kolega

                              "na ***** do raju"

                              Skomentuj

                              • bigskizo
                                Seksualnie Niewyżyty
                                • Jan 2006
                                • 226

                                #30
                                Budowa cipki

                                Oto przed tobą damskie krocze
                                Które się składa w rzeczy samej?
                                Z części ozdobnej i roboczej
                                U każdej statystycznej damy.
                                W części ozdobnej włos jest trzonem,
                                Badz przystrzyżone, badz w nieładzie.
                                Bywa, że całkiem jest zgolony,
                                Lub farbowany, lecz już rzadziej.
                                W części roboczej tego tworu,
                                Który umilić ma Ci życie?
                                Choć głównie składa się z otworu
                                Ma również piękne okolice.
                                Tam wargi duże są i mniejsze
                                Broniące wstępu do „pieczary”.
                                Tam też łechtaczka ma swe miejsce
                                Górując dumnie koło „szpary”.

                                Przeznaczenie i warunki gwarancji
                                Do wielu rzeczy może służyć,
                                A jest tak zmyślnie wykonane.
                                Ze będzie działać znacznie dłużej
                                Gdy będzie częściej używane.
                                Dawać ma rozkosz pełną mocą,
                                Od trzech do pięciu razy dziennie.
                                I jeszcze parę razy nocą,
                                Gdy obsługujesz umiejętnie.
                                A gdyby tylko do siusiania,
                                Wbrew przeznaczeniu i bez racji,
                                Była wciąż tylko używana,
                                To nie udziela się gwarancji!

                                Wskazówki eksploatacyjne
                                Używać możesz w sto sposobów,
                                Które opisać trudno w części?
                                Lecz jest to jeden z tych wyrobów,
                                Co przed użyciem trzeba pieścić?
                                Możesz oglądać i dotykać,
                                Lizać, całować, gryźć z umiarem,
                                Chuchać i dmuchać, głaskać, bzykać,
                                Aby rozkoszy dobyć czarę.
                                Reasumując – jednym zdaniem:
                                Najwyższej klasy urządzenie,
                                A kompleksowe korzystanie
                                Jest proste jak pier...
                                Ten długo jedzie, – kto smaruje,
                                Tak w życiu bywa i tu także.
                                Smaruj pieszczotą i uczuciem,
                                To urządzenie się nie zatrze.
                                Życząc „sto lat” bardzo owocnej
                                Eksploatacji owej dziurki.
                                Dzisiaj na zawsze Tobie chłopcze
                                Oddaję rękę swojej córki.

                                Skomentuj

                                Working...