Lipiec był miesiącem pełnym kłótni w moim związku. Postanowiłem więc na sierpień wyjechać z Poznania do starszej siostry na wieś. Moja dziewczyna zareagowała na tą myśl z taką samą ulgą jak ja.
Dni były upalne, rzepak na polach zbrązowiał już od słońca. Późnymi popołudniami temperatura była na tyle znośna, że można było z przyjemnością wyjść z domu. Dom mojej siostry i jej męża leżał na uboczu wsi. Całkiem niedaleko przez bukowy las można było dojść do śródleśnych małych jeziorek. Niektóre były morenowe, głębokie i wiecznie chłodne. Inne były płytsze, a woda w nich była gorąca. Te były najbardziej oblegane przez kąpiącą się całymi dniami miejscową dzieciarnie.
Często wędrowałem samotnie kojąc nerwy po pięknych lasach Pomorza. Nie mogłem się jakoś zasymilować z miejscowymi rówieśnikami. Zamiast pić na przystankach i gadać o „dupach” i samochodach wolałem podchodzić pod młodniki by obserwować sarny i jelenie.
Pewnego dnia spotkałem na poobiednim spacerze Martę, koleżankę ze szkoły mojej siostry. Przywitała mnie szerokim uśmiechem na okrągłej twarzy. Spacerowaliśmy boso po piaszczystej drodze. Nosiłem jej sandały, a ona zrywała przydrożne kwiatki z których wiła sobie wianek. Wiał ciepły wietrzyk niosący znad łąki rozkoszny bukiet świeżo ściętego siała. Później zastanawiam się, co widziała w takim szczupłym młodziku jak ja. Nigdy długo nie bywałem samotny, ale też płeć piękna nie dobijała się do mnie drzwiami i oknami.
Spacerując wzdłuż lasu rozmawialiśmy głównie o religii.
Starałem się nie urazić Marty. Łudziłem się wtedy, że logiczną argumentacją da się odwieść ludzi od religijności. Marta była zagorzałą katoliczką i z pasją próbowała mnie przekonać do swojego światopoglądu.
Miała śliczne błękitne oczy, lekko skośne. Nosek lekko spłaszczony. Silnie zarysowane kości policzkowe nadawały jej twarzy orientalny wyraz. Pozostałość po akcji Wisła i ukraińskich przodkach. Blond włosy miała grzecznie związane w warkocz.
W rytm jej kroków falowały wielkie okrągłe piersi. Były tak soczyste i pełne, że uniemożliwiały Marcie zapięcie czerwonej, flanelowej koszuli, którą miała na sobie. Pod piersiami koszule zawiązała w supeł odsłaniając brzuch. Lekko wypukły, lecz nie nazwałbym jej grubej. Wąska talia kończyła się niezwykle szerokimi biodrami. Jeansy, dzwony opinały jej grube, umięśnione uda. Gdy niebo robiło się pomarańczowe od zachodzącego słońca, wróciliśmy do wsi. Umówiliśmy się na kolejny spacer następnego dnia.
Nocą, przed zaśnięciem próbowałem sobie wyobrazić jak jej pokaźne piersi wyglądają bez koszuli. Przyznam, że w tamtych dniach byłem opętany jej biustem. Nie mogłem przestać o nim myśleć.
Kolejny spacer przebiegł podobnie jak poprzedni. Moją bolączką było to, że T-shirt, który miała na sobie całkowicie zakrywał jej piersi. Srebrny krucyfiks śmiał się szyderczo dyndając na jej szyji. Marta zerkała na mnie trochę inaczej niż poprzedniego dnia, jakby bardziej nieśmiało. Rozmowa się nie kleiła za bardzo, pewnie przez moją nową obsesje.
Kto inny na moim miejscu próbowałby ją zaciągnąć do łóżka, ja jednak nie umiem flirtować, więc tylko rozmawialiśmy. Tak minęło kilka dni i kilka nocy. W końcu moje fascynacja jej zjawiskowym ciałem trochę zelżała. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, miała wiele zainteresowań, w które zawsze musiała wplatać Boga. Dzielnie znosiliśmy nasze różnice zdań na Jego temat. Była wdzięczna losowi, że przyjechałem, że może w końcu komuś się wygadać. Może dlatego znosiła pięć lat różnicy w wieku między nami.
Kolejnego słonecznego dnia spotkaliśmy się tam gdzie zawsze. Byłem skupiony na krytyce książki jakiegoś księdza, którą mi podrzuciła do czytania. Nie zauważyłem nawet, że miała na sobie długą, choć niekrępującą ruchów spódnice i znów założyła flanelową koszule, której nie mogła dopiąć, a krucyfiks tonął między jej piersiami. Szliśmy dobrze już sobie znaną trasą. Nie odzywała się za dużo. Myślałem, że jest to spowodowane naporem moich argumentów. W milczeniu wiła wianek.
W pewnym momencie poprosiła mnie bym się odwrócił. Zrobiłem o co prosiła. Cała zawstydzona powiedziała, że stanik który założyła musiał się uszkodzić w praniu, bo strasznie uwierał. Zdjęła go więc tuż za moimi plecami i powrotem zawiązała koszule. Nie mając torebki poprosiła mnie, bym przez jakiś czas ponosił jej stanik w tylnej kieszeni spodni. Widok jej sutków zarysowujących się pod tkaniną koszuli, oraz rozlewających się piersi, które wydawały mi się karykaturalnie za duże do jej postaci wprawił mnie w osłupienie. Przez chwile szliśmy w milczeniu, starałem się nie zerkać w jej stronę, by opanować jakoś podniecenie. Nie na wiele mi się to zdało, bo świadomość jej stanika w mojej tylnej kieszeni powodowała tylko jeden, krępujący efekt. Miałem głęboką nadzieje, że nie widzi mojego zwodu, nie miałem odwagi, by sprawdzić, czy na mnie zerka. Postanowiłem skupić się na jakimś moralnym dylemacie z książki, którą mi pożyczyła. Trochę to podziałało.
Byliśmy już daleko od wsi, gdy słońce zaczęło zachodzić. Tak byłem zaaferowany komentowaniem, że zgubiłem rachubę czasu.
Ona natomiast założyła kwietny wianek na głowę i zatrzymała się przede mną. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by mój członek ponownie nabrzmiał. Zbliżyła się, oparła ręce o mój wątły tors i przybliżyła usta. Pocałowała mnie a przez całe moje ciało przebiegł prąd podniecenia. Moje usta zadrżały, tak samo jak dłonie, które niezdarnie chciałem położyć na jej ciele. Przybliżyła się i poczułem jak jej piersi ugniatają się na moim ciele. Czułem jak krew pulsuje w moim członku. Przywarła po chwili do mnie brzuchem i żołądź otarła się o jej podbrzusze. Byłem podniecony jak nigdy przedtem. Drżałem na całym ciele.
- Chodźmy w głąb lasu – szepnęła mi do ucha.
Złapałem ją za biodro i szybkim krokiem poszliśmy w bukowy las. Nie poszliśmy głęboko. Zatrzymaliśmy się, gdy wydawało się, że młode drzewka nas osłonią przed światem. Drżałem jak w gorączce, przełykając ślinę obserwowałem jak z uśmiechem i zakłopotaniem odwiązuje supeł koszuli ukazując mi swoje piersi o których tak intensywnie fantazjowałem ostatnimi nocami. Miała duże, płaskie blade sutki, które zamieniły się w dwie twarde krągłe brodawki w tej samej chwili jak moje chciwe palce dotknęły opuszkami te cuda świata. Gładziłem je delikatnie, nie mogąc nadziwić się ich rozmiarem. Nasze policzki ocierały się o siebie. Cicho wyjękiwała mi do ucha wyrazy aprobaty. Gdy znowu mnie pocałowała chwyciłem jej piersi pewniej i mocniej. Nabrzmiałe sutki przeciskały się między moimi palcami. Było mi zdecydowanie za mało poprzestać na pocałunkach. Zniżyłem głowę by pocałować jej piersi. Zrobiłem to nagle, bez opamiętania. Najpierw całowałem je zachłannie. Drażniłem wargami sutki. Lizałem je zachłannie. Wcisnąłem swą twarz tonąc w jej piersiach i liżąc jej skórę. Gdy uniosłem głowę złapała za klamrę paska. Odpięła guzik i rozpięła rozporek. Włożyła dłoń do mych spodni i miarowo wodziła nią po moich jądrach i prąciu. Żołądź wystawała poza majtki i dosięgała mojego pępka. Uśmiech na jej twarzy sugerował, że była zadowolona ze szczegółów mojej anatomii. Włożyła drugą dłoń i spodnie opadły mi na kostki. Zsunęła moje bokserki przykucając. Czułem jej oddech na moim pulsującym członku. Chwyciła moją żołądź w dwa palce i odgięła penisa do poziomu. Czułem jak krew pulsuje mi w skroniach a serce wali jak młot pneumatyczny. Opuszkiem palca drugiej ręki gładziła mnie po 21 cm mojego prącia. Patrzyła na mnie z dołu uśmiechając się w sposób, o który bym jej nigdy nie podejrzewał. Potem obięła go palcem wskazującym i kciukiem. Czuła jak krew pulsuje w żyłach na całych 4 cm obwodu. Nie wiem kiedy przyklękła przede mną. Nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Przesuwała obręczą z palców miarowo i powoli do przodu i w tył. Ścisnęła mnie mocniej i z mojego penisa wyciekła spora ilość płynów ejakulacyjnych. Rozsmarowała je dwoma palcami po napuchniętej podnieceniem żołędzi. Oparłem się plecami o drzewo. Czułem, że w innym przypadku bym się wywrócił. Świat zawirował, a ona wodziła palcami i wodziła po i pod żołędziom. Po chwili zbliżyła usta bliżej penisa i dotknęła mnie delikatnie czubkiem ledwo wyciągniętego języka. Wydawało mi się, że marzyłem o tej chwili przez wieczność a ona bawiła się nim delikatnie całując, to liżąc. Palcami gładziła nabrzmiałe jądra a koniec jej języka poruszał się wertykalnie wzdłuż mojego przyrodzenia. Chciałem się na nią rzucić. Całe moje ciało rwało się do tego by dała mi więcej, by zabrać więcej. Chciałem by włożyła go głęboko w swoje gardło lub zdjęła majtki i dała się w siebie zanurzyć, byle w jakikolwiek sposób dała mi więcej, a zawirowało mi w głowie jak włożyła żołądź do swoich małych usteczek. Jej język kręcił się w rytm kręcącego się świata w mojej głowie a jej ciasne wargi poruszały się nieznacznie do przodu i w tył. Jęczałem jak opętany ściskając dłońmi pień drzewa. Świat zrobił się czerwony od ostatnich promieni zachodzącego słońca, ale dla mnie nie miało to najmniejszego znaczenia. W chwili, gdy po raz kolejny dzisiaj myślałem, że nie może istnieć większa przyjemność ona mi ją dała stymulując mojego penisa zębami. Kolana się pode mną ugięły i zsunąłem się na ziemię. Nie zauważyłem kiedy jej dłoń powędrowała pod jej spódnice. Zauważyłem tylko jak spod niej wyszła. Włożyła mi wilgotny palec w usta, a ja ssałem go zachłannie. Weszła na mnie a ja jęknąłem, że nie mam prezerwatyw. Uśmiechnęła się i powiedziała, że jako katoliczka nie uznaje antykoncepcji i ścisnęła mnie swoimi pełnymi udami. Moje ręce rzuciły się na nie. Fala rozkoszy uderzała mnie raz za razem gdy mój członek przechodził przez jej wargi zewnętrzne, przez wargi wewnętrzne. Jęczałem zwijając się z rozkoszy, gdy napięły się jej mięśnie Hegla z moim członkiem wewnątrz. Zagryzła wargi próbując stłumić swoje jęki. Posuwała się powoli wzdłuż całej długości mojego prącia. Jej nozdrza się rozszerzyły a spojrzenie zamgliło się. Na jej policzkach wykwitł czerwony rumieniec a na jej szyi nabrzmiały żyły. Zabrała moje dłonie z jej ud u położyła je na swych piersiach. Ich wielkość musiała powodować ból przy tych ruchach pełnych rozkoszy. Starałem się je podtrzymywać ale kolejne spazmy przyjemności powodowały, że bezczelnie i bez opamiętania je pieściłem, gniotłem i tarmosiłem. Odrętwiałe palce chłonęły jak najwięcej dążeń.
Zrobiło się już szaro a Marta zmieniła rytm. Wchłonęła mnie całą sobą, poczułem jej srom na swoim podbrzuszu a ona szybko i nieznacznie przesuwała się w przód i w tył pojękując szybko i miarowo. Jej dłonie wodziły po moim torsie, oparła się o moje piersi i podniosła się. Przykucnęła nade mną i znów poruszała się długimi posunięciami. Z klaśnięciami jej łechtaczka uderzała o moje ciało a pośladki uderzały w jądra i uda. Już nie była wstanie powstrzymywać jęków. Wygięła się i znieruchomiała ssuwając się do jąder.
- Zaraz dojdę – jęknąłem.
Ona zmusiła się by wstać i złapała mnie za prącie. Poruszyła nim kilkakrotnie i wytrysnąłem. Za każdym ruchem jej ręki kolejna fala nasienia wytryskiwała na trawę. Zachichotała, gdy ruszała dłonią dalej a sperma wciąż tryskała i tryskała a ja z przymkniętymi oczyma przeciągle pojękiwałem.
Położyła się na mnie układając swoją pierś na mój tors i próbowała wyrównać oddech. Objęła mnie swoim pełnym udem, mocno objęła ramieniem i uśmiechała się. Po chwili wyszeptała:
- Już późno, musimy iść. Wstaliśmy, poprawiliśmy ubranie i w milczeniu poszyliśmy przy coraz niklejszym świetle w stronę świateł domów wsi.
c.d.n.
Dni były upalne, rzepak na polach zbrązowiał już od słońca. Późnymi popołudniami temperatura była na tyle znośna, że można było z przyjemnością wyjść z domu. Dom mojej siostry i jej męża leżał na uboczu wsi. Całkiem niedaleko przez bukowy las można było dojść do śródleśnych małych jeziorek. Niektóre były morenowe, głębokie i wiecznie chłodne. Inne były płytsze, a woda w nich była gorąca. Te były najbardziej oblegane przez kąpiącą się całymi dniami miejscową dzieciarnie.
Często wędrowałem samotnie kojąc nerwy po pięknych lasach Pomorza. Nie mogłem się jakoś zasymilować z miejscowymi rówieśnikami. Zamiast pić na przystankach i gadać o „dupach” i samochodach wolałem podchodzić pod młodniki by obserwować sarny i jelenie.
Pewnego dnia spotkałem na poobiednim spacerze Martę, koleżankę ze szkoły mojej siostry. Przywitała mnie szerokim uśmiechem na okrągłej twarzy. Spacerowaliśmy boso po piaszczystej drodze. Nosiłem jej sandały, a ona zrywała przydrożne kwiatki z których wiła sobie wianek. Wiał ciepły wietrzyk niosący znad łąki rozkoszny bukiet świeżo ściętego siała. Później zastanawiam się, co widziała w takim szczupłym młodziku jak ja. Nigdy długo nie bywałem samotny, ale też płeć piękna nie dobijała się do mnie drzwiami i oknami.
Spacerując wzdłuż lasu rozmawialiśmy głównie o religii.
Starałem się nie urazić Marty. Łudziłem się wtedy, że logiczną argumentacją da się odwieść ludzi od religijności. Marta była zagorzałą katoliczką i z pasją próbowała mnie przekonać do swojego światopoglądu.
Miała śliczne błękitne oczy, lekko skośne. Nosek lekko spłaszczony. Silnie zarysowane kości policzkowe nadawały jej twarzy orientalny wyraz. Pozostałość po akcji Wisła i ukraińskich przodkach. Blond włosy miała grzecznie związane w warkocz.
W rytm jej kroków falowały wielkie okrągłe piersi. Były tak soczyste i pełne, że uniemożliwiały Marcie zapięcie czerwonej, flanelowej koszuli, którą miała na sobie. Pod piersiami koszule zawiązała w supeł odsłaniając brzuch. Lekko wypukły, lecz nie nazwałbym jej grubej. Wąska talia kończyła się niezwykle szerokimi biodrami. Jeansy, dzwony opinały jej grube, umięśnione uda. Gdy niebo robiło się pomarańczowe od zachodzącego słońca, wróciliśmy do wsi. Umówiliśmy się na kolejny spacer następnego dnia.
Nocą, przed zaśnięciem próbowałem sobie wyobrazić jak jej pokaźne piersi wyglądają bez koszuli. Przyznam, że w tamtych dniach byłem opętany jej biustem. Nie mogłem przestać o nim myśleć.
Kolejny spacer przebiegł podobnie jak poprzedni. Moją bolączką było to, że T-shirt, który miała na sobie całkowicie zakrywał jej piersi. Srebrny krucyfiks śmiał się szyderczo dyndając na jej szyji. Marta zerkała na mnie trochę inaczej niż poprzedniego dnia, jakby bardziej nieśmiało. Rozmowa się nie kleiła za bardzo, pewnie przez moją nową obsesje.
Kto inny na moim miejscu próbowałby ją zaciągnąć do łóżka, ja jednak nie umiem flirtować, więc tylko rozmawialiśmy. Tak minęło kilka dni i kilka nocy. W końcu moje fascynacja jej zjawiskowym ciałem trochę zelżała. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, miała wiele zainteresowań, w które zawsze musiała wplatać Boga. Dzielnie znosiliśmy nasze różnice zdań na Jego temat. Była wdzięczna losowi, że przyjechałem, że może w końcu komuś się wygadać. Może dlatego znosiła pięć lat różnicy w wieku między nami.
Kolejnego słonecznego dnia spotkaliśmy się tam gdzie zawsze. Byłem skupiony na krytyce książki jakiegoś księdza, którą mi podrzuciła do czytania. Nie zauważyłem nawet, że miała na sobie długą, choć niekrępującą ruchów spódnice i znów założyła flanelową koszule, której nie mogła dopiąć, a krucyfiks tonął między jej piersiami. Szliśmy dobrze już sobie znaną trasą. Nie odzywała się za dużo. Myślałem, że jest to spowodowane naporem moich argumentów. W milczeniu wiła wianek.
W pewnym momencie poprosiła mnie bym się odwrócił. Zrobiłem o co prosiła. Cała zawstydzona powiedziała, że stanik który założyła musiał się uszkodzić w praniu, bo strasznie uwierał. Zdjęła go więc tuż za moimi plecami i powrotem zawiązała koszule. Nie mając torebki poprosiła mnie, bym przez jakiś czas ponosił jej stanik w tylnej kieszeni spodni. Widok jej sutków zarysowujących się pod tkaniną koszuli, oraz rozlewających się piersi, które wydawały mi się karykaturalnie za duże do jej postaci wprawił mnie w osłupienie. Przez chwile szliśmy w milczeniu, starałem się nie zerkać w jej stronę, by opanować jakoś podniecenie. Nie na wiele mi się to zdało, bo świadomość jej stanika w mojej tylnej kieszeni powodowała tylko jeden, krępujący efekt. Miałem głęboką nadzieje, że nie widzi mojego zwodu, nie miałem odwagi, by sprawdzić, czy na mnie zerka. Postanowiłem skupić się na jakimś moralnym dylemacie z książki, którą mi pożyczyła. Trochę to podziałało.
Byliśmy już daleko od wsi, gdy słońce zaczęło zachodzić. Tak byłem zaaferowany komentowaniem, że zgubiłem rachubę czasu.
Ona natomiast założyła kwietny wianek na głowę i zatrzymała się przede mną. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by mój członek ponownie nabrzmiał. Zbliżyła się, oparła ręce o mój wątły tors i przybliżyła usta. Pocałowała mnie a przez całe moje ciało przebiegł prąd podniecenia. Moje usta zadrżały, tak samo jak dłonie, które niezdarnie chciałem położyć na jej ciele. Przybliżyła się i poczułem jak jej piersi ugniatają się na moim ciele. Czułem jak krew pulsuje w moim członku. Przywarła po chwili do mnie brzuchem i żołądź otarła się o jej podbrzusze. Byłem podniecony jak nigdy przedtem. Drżałem na całym ciele.
- Chodźmy w głąb lasu – szepnęła mi do ucha.
Złapałem ją za biodro i szybkim krokiem poszliśmy w bukowy las. Nie poszliśmy głęboko. Zatrzymaliśmy się, gdy wydawało się, że młode drzewka nas osłonią przed światem. Drżałem jak w gorączce, przełykając ślinę obserwowałem jak z uśmiechem i zakłopotaniem odwiązuje supeł koszuli ukazując mi swoje piersi o których tak intensywnie fantazjowałem ostatnimi nocami. Miała duże, płaskie blade sutki, które zamieniły się w dwie twarde krągłe brodawki w tej samej chwili jak moje chciwe palce dotknęły opuszkami te cuda świata. Gładziłem je delikatnie, nie mogąc nadziwić się ich rozmiarem. Nasze policzki ocierały się o siebie. Cicho wyjękiwała mi do ucha wyrazy aprobaty. Gdy znowu mnie pocałowała chwyciłem jej piersi pewniej i mocniej. Nabrzmiałe sutki przeciskały się między moimi palcami. Było mi zdecydowanie za mało poprzestać na pocałunkach. Zniżyłem głowę by pocałować jej piersi. Zrobiłem to nagle, bez opamiętania. Najpierw całowałem je zachłannie. Drażniłem wargami sutki. Lizałem je zachłannie. Wcisnąłem swą twarz tonąc w jej piersiach i liżąc jej skórę. Gdy uniosłem głowę złapała za klamrę paska. Odpięła guzik i rozpięła rozporek. Włożyła dłoń do mych spodni i miarowo wodziła nią po moich jądrach i prąciu. Żołądź wystawała poza majtki i dosięgała mojego pępka. Uśmiech na jej twarzy sugerował, że była zadowolona ze szczegółów mojej anatomii. Włożyła drugą dłoń i spodnie opadły mi na kostki. Zsunęła moje bokserki przykucając. Czułem jej oddech na moim pulsującym członku. Chwyciła moją żołądź w dwa palce i odgięła penisa do poziomu. Czułem jak krew pulsuje mi w skroniach a serce wali jak młot pneumatyczny. Opuszkiem palca drugiej ręki gładziła mnie po 21 cm mojego prącia. Patrzyła na mnie z dołu uśmiechając się w sposób, o który bym jej nigdy nie podejrzewał. Potem obięła go palcem wskazującym i kciukiem. Czuła jak krew pulsuje w żyłach na całych 4 cm obwodu. Nie wiem kiedy przyklękła przede mną. Nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Przesuwała obręczą z palców miarowo i powoli do przodu i w tył. Ścisnęła mnie mocniej i z mojego penisa wyciekła spora ilość płynów ejakulacyjnych. Rozsmarowała je dwoma palcami po napuchniętej podnieceniem żołędzi. Oparłem się plecami o drzewo. Czułem, że w innym przypadku bym się wywrócił. Świat zawirował, a ona wodziła palcami i wodziła po i pod żołędziom. Po chwili zbliżyła usta bliżej penisa i dotknęła mnie delikatnie czubkiem ledwo wyciągniętego języka. Wydawało mi się, że marzyłem o tej chwili przez wieczność a ona bawiła się nim delikatnie całując, to liżąc. Palcami gładziła nabrzmiałe jądra a koniec jej języka poruszał się wertykalnie wzdłuż mojego przyrodzenia. Chciałem się na nią rzucić. Całe moje ciało rwało się do tego by dała mi więcej, by zabrać więcej. Chciałem by włożyła go głęboko w swoje gardło lub zdjęła majtki i dała się w siebie zanurzyć, byle w jakikolwiek sposób dała mi więcej, a zawirowało mi w głowie jak włożyła żołądź do swoich małych usteczek. Jej język kręcił się w rytm kręcącego się świata w mojej głowie a jej ciasne wargi poruszały się nieznacznie do przodu i w tył. Jęczałem jak opętany ściskając dłońmi pień drzewa. Świat zrobił się czerwony od ostatnich promieni zachodzącego słońca, ale dla mnie nie miało to najmniejszego znaczenia. W chwili, gdy po raz kolejny dzisiaj myślałem, że nie może istnieć większa przyjemność ona mi ją dała stymulując mojego penisa zębami. Kolana się pode mną ugięły i zsunąłem się na ziemię. Nie zauważyłem kiedy jej dłoń powędrowała pod jej spódnice. Zauważyłem tylko jak spod niej wyszła. Włożyła mi wilgotny palec w usta, a ja ssałem go zachłannie. Weszła na mnie a ja jęknąłem, że nie mam prezerwatyw. Uśmiechnęła się i powiedziała, że jako katoliczka nie uznaje antykoncepcji i ścisnęła mnie swoimi pełnymi udami. Moje ręce rzuciły się na nie. Fala rozkoszy uderzała mnie raz za razem gdy mój członek przechodził przez jej wargi zewnętrzne, przez wargi wewnętrzne. Jęczałem zwijając się z rozkoszy, gdy napięły się jej mięśnie Hegla z moim członkiem wewnątrz. Zagryzła wargi próbując stłumić swoje jęki. Posuwała się powoli wzdłuż całej długości mojego prącia. Jej nozdrza się rozszerzyły a spojrzenie zamgliło się. Na jej policzkach wykwitł czerwony rumieniec a na jej szyi nabrzmiały żyły. Zabrała moje dłonie z jej ud u położyła je na swych piersiach. Ich wielkość musiała powodować ból przy tych ruchach pełnych rozkoszy. Starałem się je podtrzymywać ale kolejne spazmy przyjemności powodowały, że bezczelnie i bez opamiętania je pieściłem, gniotłem i tarmosiłem. Odrętwiałe palce chłonęły jak najwięcej dążeń.
Zrobiło się już szaro a Marta zmieniła rytm. Wchłonęła mnie całą sobą, poczułem jej srom na swoim podbrzuszu a ona szybko i nieznacznie przesuwała się w przód i w tył pojękując szybko i miarowo. Jej dłonie wodziły po moim torsie, oparła się o moje piersi i podniosła się. Przykucnęła nade mną i znów poruszała się długimi posunięciami. Z klaśnięciami jej łechtaczka uderzała o moje ciało a pośladki uderzały w jądra i uda. Już nie była wstanie powstrzymywać jęków. Wygięła się i znieruchomiała ssuwając się do jąder.
- Zaraz dojdę – jęknąłem.
Ona zmusiła się by wstać i złapała mnie za prącie. Poruszyła nim kilkakrotnie i wytrysnąłem. Za każdym ruchem jej ręki kolejna fala nasienia wytryskiwała na trawę. Zachichotała, gdy ruszała dłonią dalej a sperma wciąż tryskała i tryskała a ja z przymkniętymi oczyma przeciągle pojękiwałem.
Położyła się na mnie układając swoją pierś na mój tors i próbowała wyrównać oddech. Objęła mnie swoim pełnym udem, mocno objęła ramieniem i uśmiechała się. Po chwili wyszeptała:
- Już późno, musimy iść. Wstaliśmy, poprawiliśmy ubranie i w milczeniu poszyliśmy przy coraz niklejszym świetle w stronę świateł domów wsi.
c.d.n.
Skomentuj