Rodzinne biczowanie

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Rakso Hardik
    Świętoszek
    • Apr 2013
    • 9

    Rodzinne biczowanie

    Według niepisanego kodeksu postępowania z dziećmi, to gdy dopuszczą się one występku, zwłaszcza takiego, który zatrważa dorosłych, niszczy ich wizję dziecka i dzieciństwa, iluzje małego aniołka, należy wtedy sięgnąć po równie drastyczne środki. Zgodnie z tradycją, wychowanie przy pomocy bicza, jest nie tylko najłatwiejszym sposobem cywilizowania, socjalizacji wywrotowych jednostek, ale również najskuteczniejszym. Bezpośrednia przemoc poprzez ciało zmusza do refleksji, rozwija wrażliwość, empatię i krytycyzm. Mocy bicza spadającego na pośladki dziecka nie da się z niczym porównać. Nie ma się co dziwić, że kiedy rodzice debatowali, jaką karę mi wymierzyć, chłosta wydała się najlepszą opcją. Niekoniecznie podzielałem ich opinię.



    Siedziałem pod drzwiami podsłuc***ąc, co oni się tam naradzają, dziwiąc się jednocześnie, że taką aferę robią, że przecież Emilka sama chciała, ja chciałem, wiedzieliśmy, co robimy, nikogo do patrzenia nie zmuszaliśmy. Przecież, prawda, mogli zostawić gąszcz w spokoju. Nikt im nie kazał. Sami sobie winni, że widzieli.


    Ojciec był bardziej zdeterminowany do karania, chociaż chciał, aby to mama wymierzyła sprawiedliwość, bo to szacunku do kobiet nauczy, że kobieta może ból nieść, może też strachu, bo ten nasz syn, mówił ojciec, to on na kobiety jakiś narwany, pewnie wszystko przez te dziewczyny, co go zepsuły pieszczotami i przekarmiały mlekiem. Matka słabo oponowała, w końcu uległa. Zawsze ulegała namową ojca, niezależnie od czasu i miejsca. Niezależnie od treści nalegań.


    Drzwi otworzyły się nagle. Rodzice ubrani w czarne, lateksowe stroje spojrzeli na mnie groźnie. Mama w dłoni trzymała pejcz. Z trwogą zacząłem się cofać. Lęk budził zarówno ich ubiór, jak narzędzie kary. Bałem się, że nie przeżyję, że sprawiedliwości stanie się zadość dopiero po moim zgonie, poprzedzonym nieludzkim cierpieniem.


    Ojciec szybko zakończył próbę ucieczki. Zostałem przywiązany do stołu, obnażono mi plecy i pośladki. W usta wciśniętą gumową kulkę. Chciałem się modlić, ale nie mogłem przypomnieć sobie żadnej modlitwy. Zaklinałem rzeczywistość, gdy pierwsze uderzenie z dzikim świstem spadło na plecy…

    Trudno opisać to, co poczułem. Błysk bólu ustąpił fali rozkoszy. Kara przerodziła się w niebiańską pieszczotę. Z kolejnym uderzeniem osiągałem wyższy stopień nasycenia. Chłosta podniecała i zaspokajała jednocześnie. Gryzłem gumową kulkę mając nadzieje, ze kara będzie trwać wiecznie. Penis nabrzmiała majestatycznie, potężniejąc, gdy mama zadawała kolejne razy. Zdyszana jęczała cicho. Jęczał też pejcz ze świstem przecinający powietrze. Jęczał ojciec ocierający się o nogę mamy. Coraz szybciej i szybciej. Uderzenia, oddechy, ruchy ojca…


    Płomień na chwilę przygasł. Poczułem ogarniającą falę ciepła. I spokój.


    Wreszcie, po tylu latach, doznałem ukojenia, pragnienia zostały zaspokojone. Wiedziałem już, jakie jest moje przeznaczenie. Wiedziałem, że z biczem łączy mnie więź silniejsza niż z ludźmi. Erotyczne przymierze. Stał się nieodłącznym towarzyszem nocnych i dziennych zabaw. Nie jedna dziewczyna mdlała z rozkoszy, nie jedna dziewczyna wymierzała mi razy, przed ostrą penetracją. Jęki współgrały ze świstem bicza. Nie ma piękniejszej na świecie muzyki.


    Po tych wydarzeniach prowokowałem zachowaniem, licząc, że znowu mnie zwiążą i wychłoszczą. Starali się ignorować wyczyny, udawali, że nie widzą, że to nic takiego. Czasami upominali, męczyli nudną gadką, że nie wypada, że w moim wieku, i tak dalej, sami niezbyt przejęci, tym co mówią.

    Nie oznacza to, że wyczyny, których się dopuszczałem ich nie obchodziły. Wręcz przeciwnie. Z trudem znosili moje zachowanie. Narzekali znajomym, narzekali specjalistom, dziadkom, babciom, ciociom, wujkom. Do głowy im nie przyszło, że jeśli raz się bicza użyło, to nie można go odstawiać. Skoro się dziecko wprowadziło w rejony sadomasochistyczne, to już, konsekwentnie, trzeba go dalej edukować. Co ja bym dał wtedy, za chociaż minutową chłostę, za kilka razów na gołe pośladki! Czego bym się nie dopuścił, aby mój tyłek został porządnie przetrzepany! Ci liberałowie woleli chłostać się nawzajem, kiedy myśleli, że śpię czy że jestem gdzieś z kimś, czymś zajęty. Skulony oglądałem jak matka wymierza ojcu najtkliwszą, najszlachetniejszą rozkosz, biczując plecy i pośladki, a potem dosiada nabrzmiałego penisa, ujeżdżając go niczym młodego ogiera. Widziałem jak ojciec pastwi się nad pośladami matki, a potem bierze ją od tyłu, jak sukę pies. Albo chłostał ją po obfitych piersiach, aż stawały się całe czerwone. Spuszczał się na wygolone łono matki wściekle okładając ją szpicrutą.


    Widziałem to wszystko, obserwowałem z przejęciem, i rosło w mnie pragnienie dzikie, nienasycone, płomień trawiący trzewia. Widzieć i nie móc uczestniczyć, to straszliwa kara, najgorsza jaką mogli wymyśleć. Traciłem panowanie nad sobą. Rozpalony biegłem przed siebie, tłukąc co nasunęło się pod rękę. Rodzice szybko kończyli przybiegali spoceni, zmęczeni, mamrocząc, że nie ładnie, że tak być nie powinno. To wzbudzało we mnie jeszcze dzikszą wściekłość. Jakim prawem zawłaszczyli sobie przyjemność, której dali mi posmakować? Dlaczego nie mogę pić już z tego źródła? Czy nie rozumieją mojego pragnienia!?


    Raz tylko, jeden tylko raz, udało mi się ich sprowokować. Ojciec nagi wybiegł z sypialni, ze sterczącym fiutem, chlapiąc dookoła spermą. Chwycił mnie mocno i wymierzył soczystego klapsa w pośladek. Nie wiem, czy dlatego, że moja twarz wyraziła głęboką wdzięczność, czy może dlatego, że był nagi, równie nagle jak zaczął tak zaprzestał bicia. Szybko wrócił do sypialni, gdzie ostro zerżną mamę w tyłek. Słyszałem jak krzyczała, a ja płakałem, że mnie porzucił. Ukazali raj, poczym wygnali. Bez tłumaczenia, bez wyjaśnienia. Mama szczytowała, ojciec szczytował, a ja płonąłem, a ja płakałem. Sam w pustym, mrocznym pokoju.


    Moje zachowanie stawało się nie do zniesienia, co wymagało zresztą sporego wysiłku, wymyślania kolejnych, wykwintniejszych wyczynów. Szkoliłem się w sztuce zła. Wydaje mi się, że byłem dobrym samoukiem. Rodzice byli coraz częściej źli, chodzili rozdrażnieni. Starali się, jak tylko mogli, ignorować mnie. Mimo tego, nie bili, nie chłostali. Dranie! Byłem bardziej niż wściekły. Ciskałem się opętany przez bicz, który leżał zachęcająco na nocnym stoliku, opętany o szpicrutę wiszącą nad łóżkiem, przez smycz zawieszoną obok okna.


    Rodzice już nie chłostali. Przestali nawet komentować. Pewnego dnia, po prostu, bez słowa, odeszli. Spakowali się i już ich nie było. Nawet się nie pożegnali. Jak w tym wierszu, dla niegrzecznych dzieci, co dziewczynka nie obcina paznokci, nie myje rąk, aż mama i tata nie wytrzymują i ruszają w świat, a ona zostaje sama. Tak i ja zostałem sam. A raczej zostałem przygarnięty przez młodą dziewczynę, która nauczyła mnie, że sztuka, akt twórczy, to rozkosz.



    tekst jest fragmentem powieści Erotyczne przygody Pana R.
    fragment pochodzi z bloga: http://raksohardik.blogspot.com
    Erato: Podziemna rozkosz
  • przyjaciel40
    Perwers
    • Jul 2010
    • 1116

    #2
    dobre aż szkoda, że tak krótkie
    Nie dyskutuję z debilem! Najpierw sprowadzi Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.

    Skomentuj

    Working...