Nie przyczynił się, ale i nie wspierał i nie wspiera. Raczej- gdy mam silniejszy nawrót- wścieka się, że zachciało mi się "durnej" choroby, przez którą straciłam pracę rok temu i maskuję swoje lenistwo. Nie rozumie, że dla mnie walką jest już wstanie rano z łóżka...
edit Chociaż jeżeli zaliczyć jako "przyczynianie się " brak dbania i porównywanie, to może...
Cóż, niby tak, ale chyba nie... Z rodzinnego domu wyniosłam, że "spokój jest najważniejszy". Nienawidzę awantur, krzyku, nie potrafię się kłócić, dlatego wolę odpuścić, byle tylko nie było eskalacji.
Wszelkie próby rozmowy na temat jego matki kończą się jego złością i wyrzutami. Kiedy mam gorsze samopoczucie podczas jej wizyty- podobnie. W zasadzie większość opiera się na słowach "bo to mama" i z tym już nie ma dyskusji. Nie ważne, że może pierwsza godzina jej wizyty faktycznie wygląda tak, że rozmawiają, on jej pokazuje, co znalazł na konsole/ co kupił/ cokolwiek, a później jest tylko oglądanie telewizji, bo ona lubi dobry film (a mamy u siebie HBO GO i Netflix- czego ona nie umie obsłużyć mimo prób nauki.
I tu się zaczynają schody... Szanowne przyjaciółki sąsiadki dały impuls, by porozmawiała z synem odnośnie odwiedzin "chociaż raz w tygodniu" i nocowania u nas, choć i tak wiercą, żeby lepiej przyjeżdżała na cały weekend Ogólnie rzecz biorąc, z powodu jej ogrzego stylu bycia nie są zbyt chętne, by spędzać z nią wiecej czasu...
Żadne kursy, zajęcia, cokolwiek nie przejdzie, bo ona nie ma ochoty i kwituje. "a gdzie tam będę chodzić, dość się w życiu nachodziłam i narobiłam." UTW mamy dosłownie pięć minut od siebie, ale nawet nie chciała pójść, zobaczyć (od siebie do innej filii ma 15 minut spacerem). Ma 63 lata, jej ulubionym zajęciem jest oglądanie telewizji, rozwiązywanie krzyżówek i jedzenie (gotowanie już nie).
Ogólnie ciężki to temat... Dlatego wolę odpuścić, choć bywa męczące, a bolesne bywa, że nie mogę być sobą, a gdy jest mi źle- trzeba dobrze udawać, że jest inaczej, by nie doprowadzić do konfliktu.
edit Chociaż jeżeli zaliczyć jako "przyczynianie się " brak dbania i porównywanie, to może...
Cóż, niby tak, ale chyba nie... Z rodzinnego domu wyniosłam, że "spokój jest najważniejszy". Nienawidzę awantur, krzyku, nie potrafię się kłócić, dlatego wolę odpuścić, byle tylko nie było eskalacji.
Wszelkie próby rozmowy na temat jego matki kończą się jego złością i wyrzutami. Kiedy mam gorsze samopoczucie podczas jej wizyty- podobnie. W zasadzie większość opiera się na słowach "bo to mama" i z tym już nie ma dyskusji. Nie ważne, że może pierwsza godzina jej wizyty faktycznie wygląda tak, że rozmawiają, on jej pokazuje, co znalazł na konsole/ co kupił/ cokolwiek, a później jest tylko oglądanie telewizji, bo ona lubi dobry film (a mamy u siebie HBO GO i Netflix- czego ona nie umie obsłużyć mimo prób nauki.
I tu się zaczynają schody... Szanowne przyjaciółki sąsiadki dały impuls, by porozmawiała z synem odnośnie odwiedzin "chociaż raz w tygodniu" i nocowania u nas, choć i tak wiercą, żeby lepiej przyjeżdżała na cały weekend Ogólnie rzecz biorąc, z powodu jej ogrzego stylu bycia nie są zbyt chętne, by spędzać z nią wiecej czasu...
Żadne kursy, zajęcia, cokolwiek nie przejdzie, bo ona nie ma ochoty i kwituje. "a gdzie tam będę chodzić, dość się w życiu nachodziłam i narobiłam." UTW mamy dosłownie pięć minut od siebie, ale nawet nie chciała pójść, zobaczyć (od siebie do innej filii ma 15 minut spacerem). Ma 63 lata, jej ulubionym zajęciem jest oglądanie telewizji, rozwiązywanie krzyżówek i jedzenie (gotowanie już nie).
Ogólnie ciężki to temat... Dlatego wolę odpuścić, choć bywa męczące, a bolesne bywa, że nie mogę być sobą, a gdy jest mi źle- trzeba dobrze udawać, że jest inaczej, by nie doprowadzić do konfliktu.
Skomentuj