W przypadku problemów z logowaniem wyczyść ciasteczka, a jeśli to nie pomoże, to użyj trybu prywatnego przeglądarki (incognito). Problem dotyczy części użytkowników i zniknie za kilka dni.

Definicja zdrady

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Eerie
    Świętoszek
    • Feb 2007
    • 4

    Definicja zdrady

    Przeleciałem forum szukając refleksji nt. tego co nazywamy zdradą. Bezskutecznie. Czy dla was wszystkich seks "poza zawiązkiem" jest zdradą? Co to w ogóle znaczy? Dla mnie to słowo bardziej pasuje do takich spraw jak patriotyzm i wojna.

    Piszę ten post także z myślą o postawie biseksualnej. Człowiek, który tak został ukształtowany, a jednocześnie ceni sobie stały związek, oparty za przyjaźni i bliskości, musi sobie jakoś poradzić ze swoimi potrzebami. Potrzeba posiadania partnera w życiu musi zostać jakoś pogodzona z naturalnym spełnieniem seksualnym.

    Problem rodzi się w poprzez społeczne, kulturowe ograniczenia i z tego powodu na ogół próżno szukać zrozumienia u partnera. Tego typu problemy pojawiają się także u osób het*******ualnych po kilku/kilkunastu latach związku. Pojawiają się ukrycie kochankowie itd. Czy nie możemy po prostu zaakceptować tego faktu?

    Czym jest miłość, skoro potrafimy odrzucić od siebie "ukochaną" osobę w momencie jej tzw. skoku w bok? I to pomimo, iż pragnie żyć z nami, kocha nas... Tak, już widzę wasze reakcje: skoro przespał się z inną, znaczy że mnie nie kocha. Absurd! Ale wszyscy tak myślicie, prawda?

    W odpowiedziach, proszę, postarajcie się podejść do sprawy jak najbardziej ogólnie, obiektywnie. Z tego powodu wykluczam z dyskusji katolików i innych, którzy sobie ślubowali tworząc coś w rodzaju seksualnego kontraktu, umowy na wyłączność. Proszę, aby się nie wypowiadali.

    Porozmawiajmy, bo stary temat się nie bardzo rozwinął Tutaj podobny, choć w trochę innym aspekcie - anduk.
    0statnio edytowany przez anduk; 04-11-09, 21:55.
  • Hagath
    Emerytowany PornoGraf
    • Feb 2009
    • 1769

    #2
    Biseksualizm to nie konieczność bzykania i chłopców i dziewczynek. To tylko możliwość wybrania partnera z większego grona niż to dostępne het*******ualistom. Zdradzający biseksualista, tłumaczący się potrzebą sypiania z obiema płciami jest takim samym hipokrytą jak het*******ualista uznający za wymówkę to, że przecież każdy człowiek jest inny w łóżku, więc nie da się poprzestać na sypianiu z jednym.

    P.s. Twoje wyrokowanie o tym, kto może się wypowiadać, a kto nie, jest, delikatnie mówiąc... przykre.
    The Bitch is back.

    Skomentuj

    • Rojza Genendel

      Pani od biologii
      • May 2005
      • 7704

      #3
      Nie chcę się powtarzać...
      Powiem tyle- związek to rodzaj umowy między partnerami. Złamanie tej umowy nazywam zdradą.
      Obecnie funkcjonuje na ateista.pl

      Skomentuj

      • upocone jajka
        Banned
        • May 2009
        • 5151

        #4
        Rojze dobrze mówi, tyle że nie dyktuje co ma robić z kim i kiedy, stawiam raczej na jej inteligencje i rozwage, tego samego wymagam, od ponad pół roku nie padł temat jakiejś zdrady, oskarżeń, domysłów, powiem jeszcze inaczej rozumiemy sie bez słów

        Skomentuj

        • brzoskwineczka
          Perwers
          • Sep 2009
          • 824

          #5
          Jeśli dana para uznaje tylko monogamię to jej złamanie jest zdradą. Całowanie, mizianie, pieszczoty lub oral [i inne które niekoniecznie muszę spamiętywać] są dążeniem do zdrady nawet jeśli osoba w związku twierdzi, że to takie było dla zabawy.
          Znajomych trzyma się na pewnych zasadach cielesnych a partnera na inych, mieszanie tego jest zdradą.
          Słowne zachęcanie, podniecanie, snucie fantazji również dla mnie jest zdradą.
          Najprościej ujęła to Rojza.
          ...:::tylko spokój może nas uratować:::...

          "Postępujemy tak, bo uważamy, że nasze błędy lepiej jest ukryć pośród masy innych. Tak jak grzech lepiej ukryć wśród wielu innych grzechów." prof. J. Bralczyk

          Skomentuj

          • Lubartowiak
            Erotoman
            • Oct 2006
            • 487

            #6
            Słowne zachęcanie, podniecanie, snucie fantazji również dla mnie jest zdradą.
            Więc wg Ciebie ostrzejszy flirt to zdrada?;>
            "Są ludzie, którzy nigdy nie byliby zakochani, gdyby nie słyszeli o miłości" La Rochefoucauld

            Skomentuj

            • e-rotmantic
              Perwers
              • Jun 2005
              • 1556

              #7
              Rozwodzicie się jak małe dzieci nad kątem i odległością sikania. A ja Wam podam niepodważalną definicję zdrady (którą już tu z resztą pisałem, ale ostatnio ją udoskonaliłem).

              Zdrada w związku to dobrowolne i świadome zrobienie czegokolwiek przez jednego z partnerów, co u drugiego z nich wywołuje poważną wątpliwość co do dalszego trwania tego związku lub wywołałoby ją, gdyby zdradzony partner się o rzeczonym czynie dowiedział.
              Napisał Rojza Genedel
              związek to rodzaj umowy między partnerami. Złamanie tej umowy nazywam zdradą.
              Umowę to masz w banku. W tak bliskiej relacji między dwojgiem ludzi nie da się wszystkiego uściślić regułami, zasadami, paragrafami, gwiazdeczkami i penis wie, czym jeszcze. Jak tak na to patrzeć, to przez drobne niedopatrzenie Twój facet przyłapany z inną lalą w łóżku mógłby ze stoickim spokojem powiedzieć - Nie umawialiśmy się, że nie mogę dmuchać innych panienek.
              0statnio edytowany przez e-rotmantic; 05-11-09, 00:05.

              Skomentuj

              • Lubartowiak
                Erotoman
                • Oct 2006
                • 487

                #8
                e-rotmantic tylko wraz z tej Twojej definicji wychodzi na to, że trzeba wszystkie reguły ustalić wcześniej jak przy umowie
                Facet przyłapany z inną lalą mógłby powiedzieć.."przecież nie powiedziałaś że to może wywołać poważną wątpliwość co do dalszego trwania związku"
                Więc tak czy siak jeżeli wcześniej nie ustali się reguł gry to teoretycznie można robić wszystko.
                "Są ludzie, którzy nigdy nie byliby zakochani, gdyby nie słyszeli o miłości" La Rochefoucauld

                Skomentuj

                • e-rotmantic
                  Perwers
                  • Jun 2005
                  • 1556

                  #9
                  Lubartowiak, no właśnie nie. Chodzi o czyn świadomy również w tym sensie, że sprawca czynu po prostu wie, że zburzyłby on zaufanie u jego partnera. Nie musi tego wiedzieć z umowy. To może być intuicja, znajomość jego psychiki, empatia, może to nawet wiedzieć od wróżki, never mind. Na ogół takie rzeczy się po prostu czuje, co jest wynikiem intymności między partnerami.

                  Dla przykładu, gdybym dzisiaj zdecydował, że wyjeżdżam na rok do Stanów, zostawiając swoją narzeczoną w Polsce i postawiłbym ją przed faktem dokonanym, byłaby to zdrada, chociaż M. nigdy nie postawiła mi zakazu w stylu - Nie możesz mnie opuścić na dłużej niż 38 dób, 15 godzin i 3 minuty. Po prostu znam ją i wiem, że nie zniosłaby takiej rozłąki.
                  0statnio edytowany przez e-rotmantic; 05-11-09, 00:29.

                  Skomentuj

                  • Lubartowiak
                    Erotoman
                    • Oct 2006
                    • 487

                    #10
                    Mówiąc o umowie nie chodziło mi, że trzeba ustalić każdy szczegół, doprecyzować ją do perfekcji... tylko, że trzeba ustalić ogólne reguły konkretnego związku dopasowane do potrzeb osób go tworzących.
                    Jeżeli się tego nie zrobi i będzie się polegało na intuicji itp. to jednak można się przejechać. Niestety jest tak, że empatia u niektórych pojawia się tylko gdy oglądają np. "Króla Lwa", czasami trzeba tłumaczyć jak krowie na miedzy po 5x a a ktoś dalej nie rozumie, że coś jest be i robi swoje... mimo że nam się wydawało, że to jest oczywiste że nie powinien tego robić bo to boli, bo tym nas krzywdzi i on o tym powinien doskonale wiedzieć.
                    Jeżeli czegoś się nie zrobi na początku, nie ustali się reguł gry prosto w oczy to później może dochodzić do różnych nieporozumień. Ludzie tworzący związki nie koniecznie będą opierać się na KRO... mają swoje systemy wartości... grunt to jasno przedstawić je drugiej stronie a potem pertraktować i szukać porozumienia.
                    "Są ludzie, którzy nigdy nie byliby zakochani, gdyby nie słyszeli o miłości" La Rochefoucauld

                    Skomentuj

                    • Gurgun
                      Erotoman
                      • Feb 2009
                      • 707

                      #11
                      Napisał e-rotmantic
                      Rozwodzicie się jak małe dzieci nad kątem i odległością sikania. A ja Wam podam niepodważalną definicję zdrady (którą już tu z resztą pisałem, ale ostatnio ją udoskonaliłem).

                      Zdrada w związku to dobrowolne i świadome zrobienie czegokolwiek przez jednego z partnerów, co u drugiego z nich wywołuje poważną wątpliwość co do dalszego trwania tego związku lub wywołałoby ją, gdyby zdradzony partner się o rzeczonym czynie dowiedział.
                      Podpisuję się obiema rękami i obiema nogami pod tym. W skrócie jeśli partner się na coś nie godzi, albo by się nie zgodził gdyby został o to zapytany to wykonanie tej czynności jest zdradą.

                      Ktoś może się nie zgadzać żeby jego parter flirtował z kimś innym i wtedy ten flirt będzie zdradą, a innej osobie nie będzie przeszkadzać, że parnter będzie uprawiał seks z dwoma innymi osobami na raz i o zdradzie mówić wtedy nie można
                      Gurgun - jaki jest każdy widzi

                      Skomentuj

                      • Rojza Genendel

                        Pani od biologii
                        • May 2005
                        • 7704

                        #12
                        Napisał e-rotmantic
                        Umowę to masz w banku. W tak bliskiej relacji między dwojgiem ludzi nie da się wszystkiego uściślić regułami, zasadami, paragrafami, gwiazdeczkami i penis wie, czym jeszcze. Jak tak na to patrzeć, to przez drobne niedopatrzenie Twój facet przyłapany z inną lalą w łóżku mógłby ze stoickim spokojem powiedzieć - Nie umawialiśmy się, że nie mogę dmuchać innych panienek.
                        Nie zrozumiałeś :-)
                        Powinnam była napisać "umowa społeczna" lub coś w tym rodzaju. Konkretnie, nie chodzi o zbiór zakazów, nakazów i norm. Chodzi natomiast o świadomość zobowiązania: wiem co druga osoba uzna za nielojalne i tego nie robię.
                        Obecnie funkcjonuje na ateista.pl

                        Skomentuj

                        • Eerie
                          Świętoszek
                          • Feb 2007
                          • 4

                          #13
                          ALE.... skąd u nas to cholerne poczucie zdrady?? Dlaczego tak nazywamy seks naszego partnera z inną osobą? Czemu postrzegamy to jako złamanie zaufania? Mówicie wciąż o umowach, ale próbuję zrozumieć skąd w ogóle takie postrzeganie związku?

                          Zgadzam się ze zdaniem Lubartowiaka, że "Jeżeli czegoś się nie zrobi na początku, nie ustali się reguł gry prosto w oczy to później może dochodzić do różnych nieporozumień". Ale wciąż kręcimy się koło tematu.

                          Pragnę zrozumieć sens owych niepisanych "systemów wartości", dlaczego w zasadzie wszyscy zakładamy coś w rodzaju "aneksji" drugiej osoby? Dlaczego jest tak, że obdarzając kogoś uczuciem zobowiązujemy jego/ją do seksualnego patriotyzmu??????????????

                          Rozumiem, że tak jest w związkach religijnych, ale to mnie nie obchodzi. Chcę to zrozumieć na polu obiektywnym.

                          Skomentuj

                          • brzoskwineczka
                            Perwers
                            • Sep 2009
                            • 824

                            #14
                            tak, uwazam, że ostrzejszy flirt to coś niefajnego wobec osoby z którą sie jest. Ja bym była zazdrosna i zapewne mój partner również. Świadome wywolanie takiego stanu u niego to zdrada, bo ja fantazjuje z kimś innym. Skoro chcę z nim być to nie powinnam dopuszczać do takich sytuacji. Wiadomo, nie o wszystkim musi wiedzieć, ale mamy swoje ustalenia, że wiemy o sobie wszytko i uważam to za duży plus związku.
                            ...:::tylko spokój może nas uratować:::...

                            "Postępujemy tak, bo uważamy, że nasze błędy lepiej jest ukryć pośród masy innych. Tak jak grzech lepiej ukryć wśród wielu innych grzechów." prof. J. Bralczyk

                            Skomentuj

                            • e-rotmantic
                              Perwers
                              • Jun 2005
                              • 1556

                              #15
                              Napisał Rojza Genendel
                              Nie zrozumiałeś :-)
                              Powinnam była napisać "umowa społeczna" lub coś w tym rodzaju. Konkretnie, nie chodzi o zbiór zakazów, nakazów i norm. Chodzi natomiast o świadomość zobowiązania: wiem co druga osoba uzna za nielojalne i tego nie robię.
                              Cóż, to mówimy prawie o tym samym. Jednak samo złamanie zasad to jeszcze nie zdrada, ponieważ może to być jakaś błahostka w stylu jednorazowego rzucenia skarpetek na środek podłogi. Jednak upierałbym się, żeby ów czyn, tudzież naruszenie zasad, związane było z wywołaniem załamania zaufania u partnera lub, innymi słowy, zwątpienia w sens kontynuacji związku.
                              Napisał Eerie
                              ALE.... skąd u nas to cholerne poczucie zdrady?? Dlaczego tak nazywamy seks naszego partnera z inną osobą? Czemu postrzegamy to jako złamanie zaufania? Mówicie wciąż o umowach, ale próbuję zrozumieć skąd w ogóle takie postrzeganie związku?
                              O, i to już jest ciekawsze zagadnienie. Według mnie, na ogół chcemy być dla partnera tymi jedynymi na świecie, a jego mieć niejako na własność. A sprowadza się to wszystko do lęku przed osamotnieniem i samotnością. Pojawienie się osoby trzeciej odczuwamy jako zagrożenie dla nas. Dodatkowo, waga czynu, którą uznajemy za zdradę, jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu naszych kompleksów (które ma każdy, ale każdy inne i o różnym natężeniu). Im czujemy się gorsi, tym bardziej boimy się, że partner wymieni nas na lepszy towar. Wówczas mamy większą tendencję do uznania czegoś za zdradę. W skrajnych przypadkach może to być na przykład spojrzenie na dłoń innej kobiety. Choć taka kobieta nie powie na głos, że została zdradzona, to jednak tak się czuje. Kompleksy mogą być z czasem redukowane w trakcie trwania związku. Miłość i oddanie partnera dowartościowują nas, czujemy się pewnie, a co za tym idzie, wzrasta zaufanie do partnera. Po pewnym czasie już nie irytuje obejrzenie się za ów czy ową, na zaloty "konkurencji" reagujemy co najwyżej uśmiechem. Oczywiście, zaufanie, a tym samym pewność swojej pozycji, raczej nigdy nie stają się nieskończone, przesuwa się tylko ich granica, która w fizycznym aspekcie najczęściej zatrzymuje się na seksie z inną osobą. Są jednak pary, które i tę granicę przekraczają, np. swingersi. Zawsze fascynował mnie ten poziom zaufania między kobietą i mężczyzną, którzy nie mają obaw, aby partner zaznał uciech cielesnych z kimś innym. I nie tylko chodzi tu o zaufanie, ale jest to też wyraz miłości - chęć uprzyjemnienia życia partnerowi właśnie w taki sposób - pozwalając mu zasmakować cielesności kogoś innego, mniej znanego, nieoswojonego. Cóż, ale i u swingersów jest granica, która najczęściej dotyczy seksu z kimś innym bez wiedzy lub udziału partnera. U nich dopiero w tym miejscu zaczyna się zdrada, czyli kończy się zaufanie, a zaczyna lęk.

                              W kwestii swingu zawsze mnie zastanawiało, czy to jednak, mimo wszystko, nie jest przegięcie. Czy takie związki, że tak powiem, wychodzą cało z tych zabaw? Czy nie jest tak, że później okazuje się, że któryś z partnerów przecenił siebie lub partnera? Czy nie zdarza się, że albo czyjaś psychika tego nie wytrzymuje, albo któryś z partnerów, nie panując nad emocjami, ląduje na stałe w ramionach innego? Takie pytania mi się rodzą, bo nie znam żadnych swingersów, nie mam pojęcia o tym środowisku. Owszem, wypowiadają się oni, jak to wszystko fajnie, że zaufanie, że radość z życia, że miłość... Tylko jeśli taka para jednak wpadnie w pułapkę, swing zniszczy ich związek, to tym przecież już się tak ochoczo nie pochwalą na łamach gazety czy portalu.

                              Ech, zszedłem trochę na OT, ale to tak refleksyjnie, może założę osobny wątek, żeby spróbować dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.

                              Skomentuj

                              Working...