Ostrzeżenie:
Autor opowiadania ostrzega że roi się ono od błądów ortograficznych.
Jeśli masz zamiar je przeczytać, a kładziesz wagę na poprawnej pisowni powinieneś wiedzieć że robisz to na własną odpowiedzialność!
Dalsze czytanie może spowodować że:
załamiesz ręce
zachce ci się płakać
zaleje cię krew
trafi cię szlag
itp.
Pozatym autor zaleca przed (z)użyciem nastąpującego tekstu NIE czytać jakichkolwiek ulotek i zaniechać konsultacji ze słowniczkiem lub polonistą.
Przechowywać poza zasięgiem dzieci!
Należy spożyć przed 23.11.2007
---------------------------------------------------------
Autostopowicz
Deszcz skapujący z mych włosów prosto za kołnierzyk koszuli już przestał mi przeszkadzać. Moja "przeciwdeszczowa" kurtka sprawiała wrażenie powstrzymywania wody nie przed dostaniem się do środka lecz wręcz przed wydostaniem się na zewnątrz. Jednym słowem byłem przemoczony do suchej nitki. Jedyną pociechą jaką miłaem był fakt że buty jeszcze nie przemokły.
Idąc wąskim poboczem ulicy, starając omijać się większe kałuże, przeklinałem moją naiwność. Tylko kompletny imbecyl jak ja dałby się namówić na randkę z poznaną przez internet dziewczyną na takim "zadupiu" nie sprawdzając adresu.
Ale w sumie wszystko wyglądało O. K. . Kilkumiesięczny, stały kontakt przez e-mail. Długie, coraz bardziej intymniejsze dyskusje o wszystkim. Wszystko sprawiało szczere, uczciwe wrażenie. Nawet ta nieoczekiwana propozycja spotkania..... eh.........
Jeszcze dziś rano wszystko wyglądało tak dobrze.Przez całą drogę pociągiem, którym przebyłem pół polski, towarzyszyło mi słońce. Długą podróż uprzyjemniałem sobie przemyślaniami o przebiegu naszego spotkania (Marzyciel!, skarciłem się w duchu.) Zaczeło padać dopiero w tym momencie gdy wysiadłem z ostatniego przejeżdzającego dzisiaj przez tę wiochę autobusu. To był zły omen, ale byłem tak podekscytowany już bliskim spotakniem z mą wybraną że nawet tego niezarejestrowałem. Trochę to trwało aż dotarło do mnie że podany mi adres, ba nawet podana ulica nie istnieje. Z początku myślałem jeszcze o pomyłce, że gdzieś przy spisywaniu adresu popełniłem błąd, ale zapytywani przezemnie mieszkańcy szybko rozwiali resztki tkwiącej we mnie nadzieji.
Ciężko jest się przyznać przed samym sobą że jest się kompletnym idiotą. Z pewnością akaś gówniara lub inny żartowniś właśnie teraz wyglądała z okna (rozejrzałem się po pobliskich domach, próbując rozpoznać jakić skryty ruch za firanką) i śmieje się do rozpuku. Zawróciłem, klnąc pod nosem.
Rozkład jazdy wiszący na przystanku na którym wyśiadłem upewnił mnie jedynie w fakcie że kolejny autobus jadący w stronę dworca kolejowego przyjedzie jutro o 5.30. "Super!" - krzyknąłem jednocześnie rozładowując swą złość kopiąc w wmurawany w chodnik kosz na śmieci i kasując za to jadowite spojrzenie straszej pani przechodzącej o bok.
"Do dworca jest jakieś 15-20 km jeśli się wyrobię w 2 godz to z odrobiną szczęścia nad ranem będę w domu" - Myślałem kierując me kroki w kierunku głównej drogi. "Może jednka lepiej powinienem spróbować złapać stopa?" - przeszło mi przez myśl gdy spojrzeniem taksowałem zachmurzone niebo z którego coraz to większe ilości wody wybierały się w moim kierunku. Do porządku luneło jednak dopiero gdy dotarłem do drogi łączącej tą mieścinę z resztą świata.
Droga nie była zbyt uczęszczana. Kilka pierwszych aut mineło mnie dużym łukiem wogóle nie reagując na mój wyciągnięty i zesztywniały z zimna kciuk. Jadąca kolejnym para młodzików miała niezły ubaw przejeżdzając przez wielką kałużę i wzbijając zniej w mym kierunku fontannę wody. Wprawdzie nie było już możliwości aby bardziej mnie zmoczyć, jednak postanowiłem poprostu schodzić kolejnym, zbliżającym się pojazdom z drogi. Któreś z rzędu mijające mnie auto zwolniło jednak i przystaneło kilkadziesiąt metrów przedemną. Czułem że kierowca obserwuje mnie w lusteruku. Po któtkiej chwili podjął decyzję gdyż rozpaliło się tylnie światło sygnalizujące bieg wsteczny i auto ruszyło wolno w mym kierunku. Pzystanąło na równo ze mną, przez przyciemniane, zalane wodą szyby widziałem tylko sylwetkę kierowcy. Szyba uchyliła się lekko. "Może cię podwieść?" - usłyszałem miły, ciepły, kobiecy głos...
Autor opowiadania ostrzega że roi się ono od błądów ortograficznych.
Jeśli masz zamiar je przeczytać, a kładziesz wagę na poprawnej pisowni powinieneś wiedzieć że robisz to na własną odpowiedzialność!
Dalsze czytanie może spowodować że:
załamiesz ręce
zachce ci się płakać
zaleje cię krew
trafi cię szlag
itp.
Pozatym autor zaleca przed (z)użyciem nastąpującego tekstu NIE czytać jakichkolwiek ulotek i zaniechać konsultacji ze słowniczkiem lub polonistą.
Przechowywać poza zasięgiem dzieci!
Należy spożyć przed 23.11.2007
---------------------------------------------------------
Autostopowicz
Deszcz skapujący z mych włosów prosto za kołnierzyk koszuli już przestał mi przeszkadzać. Moja "przeciwdeszczowa" kurtka sprawiała wrażenie powstrzymywania wody nie przed dostaniem się do środka lecz wręcz przed wydostaniem się na zewnątrz. Jednym słowem byłem przemoczony do suchej nitki. Jedyną pociechą jaką miłaem był fakt że buty jeszcze nie przemokły.
Idąc wąskim poboczem ulicy, starając omijać się większe kałuże, przeklinałem moją naiwność. Tylko kompletny imbecyl jak ja dałby się namówić na randkę z poznaną przez internet dziewczyną na takim "zadupiu" nie sprawdzając adresu.
Ale w sumie wszystko wyglądało O. K. . Kilkumiesięczny, stały kontakt przez e-mail. Długie, coraz bardziej intymniejsze dyskusje o wszystkim. Wszystko sprawiało szczere, uczciwe wrażenie. Nawet ta nieoczekiwana propozycja spotkania..... eh.........
Jeszcze dziś rano wszystko wyglądało tak dobrze.Przez całą drogę pociągiem, którym przebyłem pół polski, towarzyszyło mi słońce. Długą podróż uprzyjemniałem sobie przemyślaniami o przebiegu naszego spotkania (Marzyciel!, skarciłem się w duchu.) Zaczeło padać dopiero w tym momencie gdy wysiadłem z ostatniego przejeżdzającego dzisiaj przez tę wiochę autobusu. To był zły omen, ale byłem tak podekscytowany już bliskim spotakniem z mą wybraną że nawet tego niezarejestrowałem. Trochę to trwało aż dotarło do mnie że podany mi adres, ba nawet podana ulica nie istnieje. Z początku myślałem jeszcze o pomyłce, że gdzieś przy spisywaniu adresu popełniłem błąd, ale zapytywani przezemnie mieszkańcy szybko rozwiali resztki tkwiącej we mnie nadzieji.
Ciężko jest się przyznać przed samym sobą że jest się kompletnym idiotą. Z pewnością akaś gówniara lub inny żartowniś właśnie teraz wyglądała z okna (rozejrzałem się po pobliskich domach, próbując rozpoznać jakić skryty ruch za firanką) i śmieje się do rozpuku. Zawróciłem, klnąc pod nosem.
Rozkład jazdy wiszący na przystanku na którym wyśiadłem upewnił mnie jedynie w fakcie że kolejny autobus jadący w stronę dworca kolejowego przyjedzie jutro o 5.30. "Super!" - krzyknąłem jednocześnie rozładowując swą złość kopiąc w wmurawany w chodnik kosz na śmieci i kasując za to jadowite spojrzenie straszej pani przechodzącej o bok.
"Do dworca jest jakieś 15-20 km jeśli się wyrobię w 2 godz to z odrobiną szczęścia nad ranem będę w domu" - Myślałem kierując me kroki w kierunku głównej drogi. "Może jednka lepiej powinienem spróbować złapać stopa?" - przeszło mi przez myśl gdy spojrzeniem taksowałem zachmurzone niebo z którego coraz to większe ilości wody wybierały się w moim kierunku. Do porządku luneło jednak dopiero gdy dotarłem do drogi łączącej tą mieścinę z resztą świata.
Droga nie była zbyt uczęszczana. Kilka pierwszych aut mineło mnie dużym łukiem wogóle nie reagując na mój wyciągnięty i zesztywniały z zimna kciuk. Jadąca kolejnym para młodzików miała niezły ubaw przejeżdzając przez wielką kałużę i wzbijając zniej w mym kierunku fontannę wody. Wprawdzie nie było już możliwości aby bardziej mnie zmoczyć, jednak postanowiłem poprostu schodzić kolejnym, zbliżającym się pojazdom z drogi. Któreś z rzędu mijające mnie auto zwolniło jednak i przystaneło kilkadziesiąt metrów przedemną. Czułem że kierowca obserwuje mnie w lusteruku. Po któtkiej chwili podjął decyzję gdyż rozpaliło się tylnie światło sygnalizujące bieg wsteczny i auto ruszyło wolno w mym kierunku. Pzystanąło na równo ze mną, przez przyciemniane, zalane wodą szyby widziałem tylko sylwetkę kierowcy. Szyba uchyliła się lekko. "Może cię podwieść?" - usłyszałem miły, ciepły, kobiecy głos...
Skomentuj