Autostopowicz

Collapse
X
 
  • Czas
  • Pokaż
Clear All
new posts
  • Tajemniczy_76
    Świętoszek
    • Jun 2005
    • 8

    Autostopowicz

    Ostrzeżenie:

    Autor opowiadania ostrzega że roi się ono od błądów ortograficznych.
    Jeśli masz zamiar je przeczytać, a kładziesz wagę na poprawnej pisowni powinieneś wiedzieć że robisz to na własną odpowiedzialność!
    Dalsze czytanie może spowodować że:
    załamiesz ręce
    zachce ci się płakać
    zaleje cię krew
    trafi cię szlag
    itp.

    Pozatym autor zaleca przed (z)użyciem nastąpującego tekstu NIE czytać jakichkolwiek ulotek i zaniechać konsultacji ze słowniczkiem lub polonistą.

    Przechowywać poza zasięgiem dzieci!

    Należy spożyć przed 23.11.2007


    ---------------------------------------------------------

    Autostopowicz

    Deszcz skapujący z mych włosów prosto za kołnierzyk koszuli już przestał mi przeszkadzać. Moja "przeciwdeszczowa" kurtka sprawiała wrażenie powstrzymywania wody nie przed dostaniem się do środka lecz wręcz przed wydostaniem się na zewnątrz. Jednym słowem byłem przemoczony do suchej nitki. Jedyną pociechą jaką miłaem był fakt że buty jeszcze nie przemokły.

    Idąc wąskim poboczem ulicy, starając omijać się większe kałuże, przeklinałem moją naiwność. Tylko kompletny imbecyl jak ja dałby się namówić na randkę z poznaną przez internet dziewczyną na takim "zadupiu" nie sprawdzając adresu.

    Ale w sumie wszystko wyglądało O. K. . Kilkumiesięczny, stały kontakt przez e-mail. Długie, coraz bardziej intymniejsze dyskusje o wszystkim. Wszystko sprawiało szczere, uczciwe wrażenie. Nawet ta nieoczekiwana propozycja spotkania..... eh.........

    Jeszcze dziś rano wszystko wyglądało tak dobrze.Przez całą drogę pociągiem, którym przebyłem pół polski, towarzyszyło mi słońce. Długą podróż uprzyjemniałem sobie przemyślaniami o przebiegu naszego spotkania (Marzyciel!, skarciłem się w duchu.) Zaczeło padać dopiero w tym momencie gdy wysiadłem z ostatniego przejeżdzającego dzisiaj przez tę wiochę autobusu. To był zły omen, ale byłem tak podekscytowany już bliskim spotakniem z mą wybraną że nawet tego niezarejestrowałem. Trochę to trwało aż dotarło do mnie że podany mi adres, ba nawet podana ulica nie istnieje. Z początku myślałem jeszcze o pomyłce, że gdzieś przy spisywaniu adresu popełniłem błąd, ale zapytywani przezemnie mieszkańcy szybko rozwiali resztki tkwiącej we mnie nadzieji.

    Ciężko jest się przyznać przed samym sobą że jest się kompletnym idiotą. Z pewnością akaś gówniara lub inny żartowniś właśnie teraz wyglądała z okna (rozejrzałem się po pobliskich domach, próbując rozpoznać jakić skryty ruch za firanką) i śmieje się do rozpuku. Zawróciłem, klnąc pod nosem.

    Rozkład jazdy wiszący na przystanku na którym wyśiadłem upewnił mnie jedynie w fakcie że kolejny autobus jadący w stronę dworca kolejowego przyjedzie jutro o 5.30. "Super!" - krzyknąłem jednocześnie rozładowując swą złość kopiąc w wmurawany w chodnik kosz na śmieci i kasując za to jadowite spojrzenie straszej pani przechodzącej o bok.

    "Do dworca jest jakieś 15-20 km jeśli się wyrobię w 2 godz to z odrobiną szczęścia nad ranem będę w domu" - Myślałem kierując me kroki w kierunku głównej drogi. "Może jednka lepiej powinienem spróbować złapać stopa?" - przeszło mi przez myśl gdy spojrzeniem taksowałem zachmurzone niebo z którego coraz to większe ilości wody wybierały się w moim kierunku. Do porządku luneło jednak dopiero gdy dotarłem do drogi łączącej tą mieścinę z resztą świata.

    Droga nie była zbyt uczęszczana. Kilka pierwszych aut mineło mnie dużym łukiem wogóle nie reagując na mój wyciągnięty i zesztywniały z zimna kciuk. Jadąca kolejnym para młodzików miała niezły ubaw przejeżdzając przez wielką kałużę i wzbijając zniej w mym kierunku fontannę wody. Wprawdzie nie było już możliwości aby bardziej mnie zmoczyć, jednak postanowiłem poprostu schodzić kolejnym, zbliżającym się pojazdom z drogi. Któreś z rzędu mijające mnie auto zwolniło jednak i przystaneło kilkadziesiąt metrów przedemną. Czułem że kierowca obserwuje mnie w lusteruku. Po któtkiej chwili podjął decyzję gdyż rozpaliło się tylnie światło sygnalizujące bieg wsteczny i auto ruszyło wolno w mym kierunku. Pzystanąło na równo ze mną, przez przyciemniane, zalane wodą szyby widziałem tylko sylwetkę kierowcy. Szyba uchyliła się lekko. "Może cię podwieść?" - usłyszałem miły, ciepły, kobiecy głos...
    Last edited by Tajemniczy_76; 16-06-05, 10:55.
    Ortogravia to tródna żecz.
  • Tajemniczy_76
    Świętoszek
    • Jun 2005
    • 8

    #2
    Kiwnąłem głową. "Plecak wrzuć najlepiej do bagażnika" - usłyszałem słowa właścicielki obserwujących mnie przez uchyloną szybę, migoczących zielonych oczu. Otworzenie bagażnika zdrętwiałymi dłońmi nie należy do łatwych zadań i udało mi się dopiero przy którymś z rzędu podejściu. Zdjąłem plecak, umieściłem go w bagażniku i zatrzasnąłem klapę. W tym momencie motor zawył i auto wręcz skoczyło do przodu. Zdębiałem. Samochód zatrzymał się jednak już po kilku pierwszych metrach. Niepewnie ruszyłem w jego stronę licząc się z tym że w każdym momencie znów ruszy do przodu odjeżdżając z resztą mojego prowiantu i pieniędzy. Nic takiego jednak się nie stało. Wkurzony jak jeszcze nigdy w moim życiu, wolno otworzyłem drzwiczki. "Przepraszam" usłyszałem ten sam ciepły, jednak tym razem prubujący powstrzymać śmiech, głos. "Nie mogłam się powstrzymać. żałuj że niewidziałeś twojeg......." zamilkła gdy nasze spojrzenia spotkały się. Zabicie kogoś samym spojrzenem z pewnością nigdy nikomu się nie uda ,ale założę się że byłem bardzo blisko tego wątpliwego osiągnięcia. "Hej.... to miał być żart..." - wydukała ciszej, i mniej pewniej siebie. "Ja...". "Sorry, ale nie jestem dzisiaj w nastroju na żarty"- wycedziłem przez zęby, jednocześnie wpadając jej w słowo. Powstała nieprzyjemna cisza w kórej wręcz omiatałem ją wzrokiem. "Przykro mi. Naprawdę. Wsiadasz?"- przerwała. Przez chwilę naprawdę zastanawiałem się nad tym, ale jej przepraszająca minka, oraz ciepło bijące z nagrzanego wnętrza auta zwyciężyły.

    Ruszyła gdy tylko udało mi się zdrętwiałymi dłońmi zapiąć pas. Nagrzane powietrze wolno przebijało się przez warstwy wilgotnych tkanin pokrywających me ciało. "Dokąd cię podwieść?" - spytała krótko spoglądając na mie. "Nie dąsaj się."- dodała nieodczekując mojej odpowiedzi. "Na dworzec." - odpowiedziałem rozcierając dłonie i próbując w ten sposób nieprzyjemne uczucie swędzenia spowodowane nagłą zmianą temperatur - "Niedąsam się. Zresztą już o tym zapomnia...."- kichnięcie nie pozwoliło dokończyć mi zdania. Z kieszeni kurtki wydobyłem paczkę (dzięki ich plastikowemu opakowaniu ciągle jeszcze suchych) chusteczek. "Pozatym muszę i tak ci podziękować, bo bez ciebie musiałbym się dalej tłuc po tej pogodzie"- dodałem wycierając nos i gestem wskazując poza samochodową szybę.

    Oderwałem wzrok od okna i po raz pierwszy dokładnie się jej przyjrzałem. Miała na sobie czarny, niezbyt gruby, wełniany golf a na nim zielono-czarną koszulkę z jakimś firmowym znakiem. Krótka, sięgająca do połowy ud, zielona spódnica zezwalała by na niezły widok gdyby nie fakt że nosiła czarne, odpowiednio dopasowane do pogody, grubsze, pończochy, których materiał mimo wszystko podkreślał zgrabny krztałt ukrywających się pod nim nóg. Krutkie, kruczoczane włosy uzupełniały w naturalny sposób jej outfit a spadające na jej czoło i gładkie policzki kosmyki włosów podkreślały jednocześnie jej bladą cerę.

    "Co cię tu przywiodło, tak z dala od cywilizacji?" spytała nie odwaracając wzroku od wijącej się przed nami drogi i chyba tylko dla tego nie zauważając mojego badającego ją wzroku. Opowiedziałem jej moją historię, z przerwami na coraz to liczniejsze kichania. Oczywiście nie omieszkałem zmienić przy okazji kilku faktów by nie wyjść na kompletnego durnia. W sumie opowiastka była bardzo odległa od prawdy. W zamian dowiedziałem się że mieszaka tu w pobliżu, dzieląc się mieszkaniem z koleżanką z którą jest na tej samej uczelni, a dorabia jako hostessa przy akcjach reklamowych. Chwilowo przy Bacardi Rigo - teraz dopiero rozpoznałem logo na koszulce.

    Pociąg stał już na peronie gdy podjechaliśmy pod dworzec, a właściwie przystanek kolejowy. Kichając, szybko rzuciłem podziękowanie, wyskoczyłem z auta, wydobyłem mój plecak z bagażnika i nieoglądając się biegiem rzuciłem się w stronę ruszającego już pociągu. Jednym susem przesadziłem barierki torujące mi drogę na peron ale i to nie pomogło. Zwalniając bieg, wzrokiem odprowadziłem odjeżdżający pociąg. Zaklnąłem. Następne dwie godziny na tym, wprawdzie zadaszonym, ale nie chroniącym od wiartu peronie nie uśmiechały mi się zbytnio. Z myślą by poszukać jakiegoś baru w którym mógłbym się czegoś ciepłego napić lub najeść ruszyłem z powrotem w kierunku drogi. Zatrzymałem się, gdy - ku mojemu zdumieniu - zauważyłem samochód mojej Rigo-hostessy (zdałem sobie sprawę że w sumie nie wiem jeszcze nawet jak ma na imię) stojące ciągle jeszcze w tym samym miejscu w którym z niego wysiadłem. Po chwili zastanowienia ruszyłem w jego kierunku.
    Ortogravia to tródna żecz.

    Skomentuj

    • Tajemniczy_76
      Świętoszek
      • Jun 2005
      • 8

      #3
      "Kiedy odjeżdża następny?" - spytała, odgarniając dłonią kosmyki włosów zasłaniających jej zielone oczy, gdy tylko otworzyłem drzwiczki, "Mieszkam prawie za rogiem." - powiedziała słysząc moją odpowiedź - " Jeśli chcesz możesz przeczekać u nas." "Monika z pewnością nie ma nic przeciwko temu. " dodała uśmiechając się.

      "Nie odmówię. Monika to twoja koleżanka?" - spytałem zdejmując plecak i wsiadając do auta. Skinieniem głowy potweirdziła mój domysł. Ruszyliśmy.

      "A tak przy okazji to mam na imię Tomek" - powiedziałem porawiając plecak leżący na mych kolanach. "Zdradzisz mi może twoje?"

      "Ania" - odpowiedziała nawet na mnie nie spoglądając.

      Już po niespełna 5 min zakończyliśmy naszą podróż, parkując auto pod rzędem starych kamienic.

      "Jesteśmy na miejscu" - oznajmiła gasząc motor i otwierając drzwi. - "Pomożesz mi rozładować auto?"

      Z bagażnika wydobyliśmy plastikowy worek pełen reklamowych gadgetów oraz dwa kartony wypełnione, tylko jeszcze do połowy, kolorowymi kuponami jakiegoś konkursu. Objuczony plecakiem i kartnami ruszyłem za Anią w strone ponad stuletniej kamienicy. Stare, drewniane drzwi prowadzące do domu stały otworem. W klatce schodowej, panował chłód, zapach stęchlizny oraz ciemność, spowodowana brakiem okien. Zapalone przez Anię, słabe światło żarówek z trudnością zwalczało mrok ukazując drewniane schody oraz odrapane i w wielu miejscach pokryte bazgrołami ściany.

      Schody skrzypiały przy każdym naszym kroku. Mój wzrok zatrzymał się na zielonej spudnicy idącej przedemną Ani. Zielony materiał falował rytmicznie przy każdym jej kroku i z tym związanym ruchu pośladków. Właśnie byłem zająty myślą o tym że przy lepszym świetle widok byłby z pewnością nieczego sobie, gdy niesiony przez Anię worek pękł bez ostreżenia, rozsiewając po schodach czarno-zielone długopisy, breloczki, zapaliniczki i otwieracze. spojrzała na mnie, westchneła i z rezygnacją spóściła ramiona. Wspólnie zaczeliśmy zbierać leżące na ziemi przedmioty umieszczając je w jednym z kartonów.

      Sięgając już po którąś to z rzędu zapalniczke z firmowym logo, moje palce spoczeły na jej dłoni. Dotyk jej ciepłej skóry spowodował że przebiegł mnie przyjemny dreszcz. Poderwałem głowę do góry. Nasze spojrzenia spotkały się. Milczeliśmy. Jej zielone oczy nawet w tym skromnym świetle zdawały się migotać własnym blaskiem. Uśmiechnąłem się a Ania uśmiech ten odwzajemniła. Wolnym muśnięciem prowadziłem palce mej dłonie w kierunku jej nadgarstka starając się wyłowić każdy możliwy znak dezaprobaty w jej oczacz. I w tym właśnie momencie zgasło światło......
      Ortogravia to tródna żecz.

      Skomentuj

      • Tajemniczy_76
        Świętoszek
        • Jun 2005
        • 8

        #4
        A ja nadal miałem wrarzenie że rozpoznaję blask jej oczu. Cofneła swoją dłoń a w ciemność wdarł się błysk zapalanej zapalniczki. Migający, trzymany w górze płomień oświetlał tylko prawą połowę jej twarzy. Nadal uśmiechała się patrząc prosto w moje oczy.

        "Zaczekaj tu." - powiedziała wstając i ruszając schodami na wyżej leżące piętro. Otaczająca mnie ciemność gęstniała z każdym jej oddalającm się krokiem. Po krótkiej chwili usłyszałem ciche pstryknięcie i klatkę schodową znów zalało skąpe światło żarówek. Przykucnięty, ponownie zabrałem się za zbieranie reszty rozsypanych gadgetów. Schody znów zaskrzypiały zdradzając jej powrót. spojrzałem w jej stronę. Prezętowała się wspaniale. "Nie zdziwiłbym się, gdyby obrót reklamowanego przez nią napoju rósł po jej reklamowej interwencji." - przeszło mi przez głowę - "Gdyby nie te pończochy widok byłby godny pozazdroszczenia." - nie potrafiłem powstrzymać rozmarzonego uśmieszku. Niewiem czy odgadła kryjące się za nim myśli, ale uśmiechneła się również. W ciszy, spoglądając na i uśmiechając się do siebie pozbieraliśmy resztę rozsypanych przedmiotów i razem ruszyliśmy w górę. Zatrzymaliśmy się przy starych odrapanych drzwiach mieszkania na 3 piętrze. Musiała trochę pomęczyć się z górnym zamkem za nim ustąpił pozwalając otworzyć drzwi. Przekroczyliśmy próg. Biorąc pod uwagę wygląd klatki i drzwi wejściowych, jasne i niedawno remontowane wnętrze przedpokoju zaskoczyło mnie zupełnie. Po prawej jak i po lewej stronie zanjdowała się para zamkniętych drzwi jedynynie kuchnia leżąca na przciw drzwi wejściowych stała otworem. Między drzwiami na lewej stronie, na przeciw leżących prawie obok siebie drzwi po prawej, ściany wisiała garderoba z wielkim lustrem.

        - Monika?! - zawołała, jedoncześnie wskazując mi miejsce w którym mogłem odstawić kartony. - Moonikaa?! - Nie otrzymała odpowiedzi.

        - Nieźle - powiedziałem, rozglądając się i kiwiąc z aprobatą głową. Kichnąłem powtórnie

        - Podoba się? - spytała, - To dzięki rodzicom Moniki. To w sumie jej mieszkania, prezęt od starszych na rozpoczęcie nauki. Ja wynajmuję u niej tylko mały pokoik na czas studiów.

        - Drugie drzwi po prawej, to właśnie moje królestwo, pierwsze to łazienka. Tutaj - powiedziała wskazując na pierwsze drzwi po lewej - to pokój Moniki, te drugie to nasza wspólna "przebywalnia". Tam na przeciw to, jak łatwo odgadnąć, kuchnia. - tłumaczyła dalej odwieszając swą torebkę na garderobie i podchodząc do małego stolika stojącego przy prawej ścianie między drzwiami wejściowymi a łazienką. Oprucz telefonu znajdowała się na nim również, zwracając niecierpliwym mruganiem czerwonej diody uwagę na siebie oraz na nagraną wiadomość, automatyczna sekretarka

        "Hej, mała!" - wypluł z siebie kobiecym głosem automat, prawie nie odczekując naciśnięcia odpowiedniego klawisza. "Nie pogniewasz się jeśli do kina pójdziemy innym razem? Robert zaprosił mnie na imprezę do akademika. Wiem że chciałaś widzieć ten film, ale sama wiesz jak długo czekałam na to że się wreszcie ze mną umówi. Nie gniewasz się?..... Przyjdę więc późno....... Pa." - PIIIP - "WIADOMOść..., NAGRANA..., DZISAJ..., O GODZI....."- Nastąpny klawisz powstrzymał nieprzyjemny głos automatu od podania czasu nagrania.

        - To Monika - powiedziała Ania, nieodrywając wzroku od sekretarki. Zastanawiała się nad czymś, niepewnie przygryzając dolną wargę. Domyślałem się tylko że jej myśli mogą krążyć wokół obcego facete stojącego w jej mieszkaniu oraz faktu że jest z nim tutaj sama. Ale, może jednak myliłem się.


        - Odwieś kurtkę i chodź do kuchni. - powiedziała spoglądając na mnie i uśmiechając się. Odwzajemniłem uśmiech - Napijesz się czegoś gorącego, to cię rozgrzeje.

        - Przecież ty jesteś cały mokry - zawołała gdy dojrzała moją przemoczoną koszulę. Właśnie miałem skłamać mówiąc że "to nic takiego " i że "wogóle mi to nie przeszkadza" gdy złapała mnie za rękę i mówiąc - Poczekaj, mam inny pomysł. - zaciągneła jak małego, krnąbrnego chłopczyka do łazienki. Łazienka jak i przedpokój była widocznie nie tak dawno remontowana.Wskazywały na to biało-niebieskie kafelki oraz nowe urządzenia sanitarne. Wyposażeie pomiszczenia uzupełniały jeszcze prakla oraz stojąca na niej suszarka. I to właśnie ona była celem naszej "wyprawy".

        - Wrzuć tu najlepiej wszystkie twoje mokre rzeczy, a za jakieś 20 min. będziesz je miał suche. - powiedziała puszczając mą dłoń - Wystarczy że zamkniesz drzwiczki. - dodała otwierając je i manipulując przy pokrętłach i przyciskach suszarki. - Kurtkę będziemy musieli suszyć osobno. Jeśli będziesz chciał możesz wziąść w tym czasie prysznic - szczebiotała dalej przechodząc obok mnie i odkręcając wodę w kabinie. - Ciepła woda idzie aż z piecyka w piwnicy, i trochę to może potrwać. - ruszyła w stronę drzwi - A ja w tym czasie zrobię nam herbaty. - dorzuciła spoglądając na mnie i zamykając je za sobą. Stałem jak wryty gapiąc się w zamknięte drzwi. Odgłos lejącej się wody podkreślał właściwie tylko ciszę która powstała po jej wyjściu. Nie bardzo wiedziałem co zrobić. Różne myśli przechodziły mi przez głowę. Między innymi wizja napakowanego gościa który stoi przedemną i z chęcią mordu w oczach pyta mnie co robię, nago(!) w łazience jego dziewczyny. Wzdrygnąłem się odrzucając tą myśl jak najdalej od siebie. Wachałem się jeszcze chwilkę, ale chęć pozbycia się mokrych rzeczy była silniejsza. "Raz kozie śmierć!"

        Mokra koszula jako pierwsza wylądowała w suszarce a wilgotna koszulka już chwilę później dzieliła jej los. Przejrzałem się w, wiszącym nad umywalką, lustrze. Mokre włosy leżały na mnie jak ulizane. "Pięknie wyglądam" - pomyślałem zaczesując włosy dłońmi do tyłu. Napiąłem mięśnie uśmiechając się idiotycznie sam do siebie. Daleko było mi do Brada Pita ale uprawiany regularnie sport pozwolił mi przynajmniej zachować szczupłą sylwetkę oraz uchronić się od piwnego "brzuszka" którego pośadaczami pozostli w międzyczasie liczni moi znajomi lubiejący się jak ja w tym trunku . Byłem cały mokry . Wyglądałem jakbym właśnie wyszedł z kąpieli. "A propos kąpieli, jeśli miałbym rzeczywiście z niej skorzystać, to przydał by się jakiś ręcznik." - pomyślałem rozglądając się po łazience. Na stojącej w kącie półce leżała sterta ręczników, lecz stara szkoła wymagała zasięgnięcia zgody gospodyni tego lockum. Otworzyłem drzwi by ją zawołać, lecz zamerłem w bezruchu, a jej imę ugrzęzło gdzieś w mym gardle.

        W lustrze na przeciwnej ścianie odbijało się wnętrze leżącego obok pokoju Ani. Widziałem część szafy, oraz stojące pod oknem biurko. Ania stała przed biurkiem. Nie miała już na sobie rajstop i jej zielona spódnica luzem spadała na jej gładkie, nagie uda. Właśnie zdejmowała firmową koszulkę którą niedbale rzuciła na oparcie stojącego również przed biurkiem krzesła.
        Ortogravia to tródna żecz.

        Skomentuj

        • Tajemniczy_76
          Świętoszek
          • Jun 2005
          • 8

          #5
          W pierwszej chwili, odskoczyłem jak oparzony, odruchowo robiąc krok w tył i domykając za sobą drzwi łazienki. Ciekawość szybko jednak zwyciężyła nad zaskoczeniem. Powtórnie uchyliłem drzwi. Zrobiłem to wprawdzie wolniej i nie otworzyłem ich tak szeroko jak za pierwszym razem, lecz wystarczająco na tyle, by żaden szczegół odbijający się w lustrze nie uszedł mojej uwadze. Pomarańczowe światło zachodzącego słońca zalewało pokój swym, wolno lecz nieodwołalnie przechodząc w czerwień, blaskiem. Ania właśnie ściągała swój czarny golf, ukazując coraz więcej swego młodego ciała oraz granatowy biustonosz ktróry stał w wyraźnie kontraście do jej bladej karnacji. Przeciągneła go przez głowę, przy czym obcisły materiał kołnierza do samego końca więził jej włosy, które teraz luzem lecz w bezładzie opadały na jej twarz i nagą szyję. Odwruciła się w lewo a ja po raz pierwszy mogłem podziwiać jej profil. Jej piersi były w rzeczywistości większe niż pozwoliłby się tego domyślać ich zarysy które widziałem pod grubym materiałem wełnianego swetra. Musiała patrzeć w lustro, gdyż patrząc sztywno przed siebie prawą ręką zręcznie poprawiła rozrzucone włosy. Golf również wylądował na oparciu krzesła. Wciąż spoglądając przed siebie pochwyciła dłońmi za zapięcie biustonosza, a ja miałem tylko nadzieje że szum nadal lejącej się wody jest w stanie zagłuszyć coraz szybsze bicie mojego serca. Mój puls, i nie tylko on, błyskawicznie ruszył w górę.

          Zapięcie nie stawiało oporów. Biustonosz jak i reszta ubioru wylądował na krześle. Musiał być trochą za ciasny, o czym świadczyły, widoczne nawet na tą odległość, czerwone pręgi na jej bezskazitelnej skórze, pozostawione przez wrzynający się w ciało materiał. Ania ujeła nagle swe piersi w dłonie, głaszcząc i przegniatając je tak, jak by chiała rozmasować je z odrętwienia spowodowanego długogodzinnym ugniataniem w biustonoszu. Wykonywała to automatycznie, bezwiednie i z pewnością nie przykładała tej czynności zbyt wielkiej uwagi. Nie mogłem tego powiedzieć o sobie. Absorbowałem każdy, nawet najdrobniejszy, jej ruch. Jak zachipnotyzowany, starając się nieprzegapić żadnego szczegółu, wiodłem wzrokiem za jej dłońmi delikatnie pieszczącymi jej brodawki. Fascynujące przedstawienie zakończyło się jednak równie niespodziewanie jak się rozpoczeło. Uwolnione z delikatnego uścisku piersi, zakołysały się krótko, a Ania zajeła się guzikami spódnicy. Ciemnoczerwone, przygasające światło zachodzącego słońca wypełniało pomieszczenie i nadawało całej tej scenie odpowiedniego tła. Rozpinała je wolno guzik po guziku. Uśmiechnąłem się mimowoli gdy w mojej głowe zabrzmiały pierwsze takty "You Can Leave Your Hat On" Joe Cocera. Niestety nie było ich zbyt wiele i już po chwili spódnica bezszelestnie osuneła się po jej nagich nogach na ziemię.

          Kilkakrotnie obróciła w miejscu obserwując swoje odbicie pod różnym kątem. Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie moje pozy, które jeszcze przed chwilą odstawiałem przed lustrem. Otworzyła szafę wyciągając z niej krótką sukienkę na ramiączkach. Przykładając ją do siebie odwróciła się powtórnie do lustra. Jedwabny materiał zdawał się opływać jej, ukrywające się pod nim, kontury. Niestety nie zostało mi dane obejrzenia Ani w owej sukience, gdyż zdecydowanym ruchem odwiesiła ją zpowrotem do szafy jednocześnie wyciągając kolejną, tym razem dłuższą. Gdzieś, w głębi mnie, pewien głosik coraz pewniej podszeptywał mi że to ja jestem powodem tego braku zdecydowania w doborze odpowiedniej garderoby i że wybór pierwszej kreacji był kierowany tym aby mnie się spodobać, został jednak odrzucony jako za bardzo śmiały i jednoznaczny. Zadowolony tą myślą, uśmiechnąłem się jeszcze bardzie. Procedura powtórzyła się, przykładanie, przeglądanie się w lustrze i powrót do szafy. Wszystko powtórzyło się jeszcze kilkakrotnie. Decyzja padła w końcu na białą, zapinaną na guziki bluzkę oraz niebieske jeansy. Oparty o ramę drzwi rozkoszowałem się ostatnimi chwilami tego fascynującego spektaklu, przechyliłem głowę lekko w prawo opierając ją również o ramę i....... kichnąłem (!)
          Ortogravia to tródna żecz.

          Skomentuj

          Working...