Po opisanym już przezemnie "wypadku" podczas peep show, na którym niespodziewanie dla siebie samego dotknąłem pipki striptizerki (miałem pozwolenie na oglądanie nie dotykanie), do powozumienia z dziewczyną doszedłem zanim zdażyłem wrócić z wyjazdu służbowego. Choć nie powiem, miałem w gaciach jak pierwszy raz stawałem z nią twarzą w twarz.
Co by nie było, już bardziej light-owo wiele razy powracaliśmy w rozmowie do tego wydarzenia. Ja za każdym razem potwierdzałem swoje poczucie winy i usprawiedliwiając że w końcu kiedyś powiedziała mi że "raz wolno mi z inną" i w tamtej chwili wydawało mi się to tylko dotknięciem, które jest niczym przy takim pozwoleniu (niezaznajomionych z tematem odsylam tutaj ).
Kilka razy mniej lub bardziej wprost, przy poruszaniu tego tematu, moja dziewczyna stwierdziła coś, co mozna by streścić jako że "jeśli chciałem sobie podotykac tą pipkę, to mogłem to zrobić, ale ona poprostu nie chce o tym wiedzieć".
Nigdy nie chciałem zdradzić swojej dziewczyny, a zdradę interpretowałem jako takie zachowanie, co do ktorego jestem pewnien że ona by sobie nie życzyła. Nigdy też nie okłamałem swojej dziewczyny i jestem zadeklarowanym przeciwnikiem dewizy że "oszustem nie jest ten którego nie złapano".
Wiec teraz mam dziwne rosterki morlane. Dziewczyna kiedyś pozwolila mi raz zrobić to z inną, tylko ona nie chce nic o tym wiedzieć (z kim, jak, gdzie, kiedy... że wogóle się odbyło). Teraz okazuje się że trwale moge sobie czasem pofiglować, tylko również mam to zachowac dla siebie. Tego ze nie chce ani razu przepać się z inną, jestem pewnien. Ale inne mniej radykalne doświadczenia erotyczne z innymi dziewczynami nieco kuszą. Powiem szczerze chciałbym, ale nie potrafię się przełamać. Zawsze gdy chcę iśc na striptize, pytam o zgodę dziewczynę. Fizycznych kontaktów o charakterze erotycznym wogóle sobie nie wyobrazam, bo miałbym wrażenie że oszukuje swoją dziewczynę nie "spowiadając" sie jej z tego, a jeśli bym się przyznał to napewno byłaby zła i było by jej przykro.
Co myślicie o takim zezwoleniu na rzeczy o których raczej nie ma się ochoty wiedzieć. To ze nie musze pytac dziewczyny o zgodę na pogadanie ze swoją kolezanką jest oczywiste (bo i nie ma w tym nic złego). Teraz mógłbym np. na jakiejś imprezie posmyrac się z taką koleżanką, polizać się z nią, podotykać piersi, bylebym zachował to w tajemnicy dla siebie. Jest ktoś kto ma takie uklad w związku? Nie gryzie was sumienie?
... a jak kurna kiedyś na imprezie w akademinu podpita kumpela z grupy chciała się ze mną całować to odmówiłem i oczywiście powiedziałem o tym dziewczynie.
Tak na marginesie, to znam ludzi którzy bez żadnego pozwolenia dopuszczają się takich "lekkich" zdrad i jakoś to ich nie gryzie. Uwazaja ze puki nie prześpią się z inną to wszystko jest ok. Moze więc taki układ jest fajny? Drobny "wentyl bezpieczenstwa", gdzie określone jest ile wolno.
Co by nie było, już bardziej light-owo wiele razy powracaliśmy w rozmowie do tego wydarzenia. Ja za każdym razem potwierdzałem swoje poczucie winy i usprawiedliwiając że w końcu kiedyś powiedziała mi że "raz wolno mi z inną" i w tamtej chwili wydawało mi się to tylko dotknięciem, które jest niczym przy takim pozwoleniu (niezaznajomionych z tematem odsylam tutaj ).
Kilka razy mniej lub bardziej wprost, przy poruszaniu tego tematu, moja dziewczyna stwierdziła coś, co mozna by streścić jako że "jeśli chciałem sobie podotykac tą pipkę, to mogłem to zrobić, ale ona poprostu nie chce o tym wiedzieć".
Nigdy nie chciałem zdradzić swojej dziewczyny, a zdradę interpretowałem jako takie zachowanie, co do ktorego jestem pewnien że ona by sobie nie życzyła. Nigdy też nie okłamałem swojej dziewczyny i jestem zadeklarowanym przeciwnikiem dewizy że "oszustem nie jest ten którego nie złapano".
Wiec teraz mam dziwne rosterki morlane. Dziewczyna kiedyś pozwolila mi raz zrobić to z inną, tylko ona nie chce nic o tym wiedzieć (z kim, jak, gdzie, kiedy... że wogóle się odbyło). Teraz okazuje się że trwale moge sobie czasem pofiglować, tylko również mam to zachowac dla siebie. Tego ze nie chce ani razu przepać się z inną, jestem pewnien. Ale inne mniej radykalne doświadczenia erotyczne z innymi dziewczynami nieco kuszą. Powiem szczerze chciałbym, ale nie potrafię się przełamać. Zawsze gdy chcę iśc na striptize, pytam o zgodę dziewczynę. Fizycznych kontaktów o charakterze erotycznym wogóle sobie nie wyobrazam, bo miałbym wrażenie że oszukuje swoją dziewczynę nie "spowiadając" sie jej z tego, a jeśli bym się przyznał to napewno byłaby zła i było by jej przykro.
Co myślicie o takim zezwoleniu na rzeczy o których raczej nie ma się ochoty wiedzieć. To ze nie musze pytac dziewczyny o zgodę na pogadanie ze swoją kolezanką jest oczywiste (bo i nie ma w tym nic złego). Teraz mógłbym np. na jakiejś imprezie posmyrac się z taką koleżanką, polizać się z nią, podotykać piersi, bylebym zachował to w tajemnicy dla siebie. Jest ktoś kto ma takie uklad w związku? Nie gryzie was sumienie?
... a jak kurna kiedyś na imprezie w akademinu podpita kumpela z grupy chciała się ze mną całować to odmówiłem i oczywiście powiedziałem o tym dziewczynie.
Tak na marginesie, to znam ludzi którzy bez żadnego pozwolenia dopuszczają się takich "lekkich" zdrad i jakoś to ich nie gryzie. Uwazaja ze puki nie prześpią się z inną to wszystko jest ok. Moze więc taki układ jest fajny? Drobny "wentyl bezpieczenstwa", gdzie określone jest ile wolno.
Skomentuj