Preludium
I oto stała przede mną. Urocza z tym swoim wyrazem twarzy i mową ciała, które nadawały jej wygląd lekko spłoszonej pensjonariuszki. Nie potrafiłbym nazwać koloru jej włosów, ale cudownie oplatały tę młodziutką buzię. Aż chciałoby się je związać, podnieść i zobaczyć, jaki będzie efekt – czy taka fryzura doda jej jeszcze więcej słodkiego uroku. Kiedy tak na nią patrzyłem, nie wiedząc, gdzie bezpiecznie zaparkować wzrok, czułem ten znajomy dreszcz: ciepło rozlewające się po całym ciele, połączenie nadziei, ekscytacji i jakiejś oderwanej od świata tęsknoty. Taki dreszcz może stać się w życiu siłą napędową. Póki co jednak miałem przed sobą licealistkę, z którą łączyło mnie tylko tyle, że od dzisiaj miałem udzielać jej korepetycji z angielskiego. Kurs przyspieszony. Paulina. Jej rodzicami byli znajomi mojej sąsiadki, która chciała polecić im kogoś zaufanego. No i padło na mnie. Myśl o edukowaniu licealistki była całkiem miłą perspektywą dla trzydziestoletniego miłośnika dziewczęcej urody, ale atrakcyjność estetyczna stworzenia, które ujrzałem w drzwiach, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Odczuwając jeszcze coś jakby łaskotanie skrzydełek w podbrzuszu, zaprosiłem ją do środka. Stwierdzenie „Rozbierz się” wydało mi się nieprzyzwoicie dwuznaczne, ale wierząc w niewinność jej skojarzeń, tak właśnie zacząłem:
- Zapraszam, rozbierz się.
Uśmiechnęła się nieznacznie w odpowiedzi i zaczęła od zdjęcia butów. Jej czerwone skarpetki zaszumiały na panelach w moim ciasnym przedpokoju. Zdjęła kurtkę i inne wierzchnie elementy ubioru, a ja gestem zachęciłem ją, by przeszła do pokoju. Musiała mnie w tym celu minąć i ustawiła się lekko bokiem, żeby nasze ciała nie zetknęły się ze sobą podczas tego manewru. Poczułem jej zapach. Bardzo silny, perfumy o nucie zapachowej wgryzającej mi się w zmysły. Byłem lekko oszołomiony. Powiodłem za nią wzrokiem i pożarłem wyobraźnią jej wydatny i zgrabny zarysowujący się pod dżinsami tyłeczek. Przeszliśmy do pomieszczenia, w którym miały odbywać się nasze zajęcia. Była spięta, maskowała to nieprzekonującym sztucznym uśmiechem. Czułem, że sama z siebie nic nie powie, zachęciłem ją więc:
- Czyli jaki mamy plan? – mój głos wydał mi się jakiś nienaturalny. – Zajęcia kilka razy w tygodniu? Opcja intensywna?
Wypowiadając z uśmiechem ostatnie zdanie, starałem się, żeby nie zabrzmiało zbyt lubieżnie. Nie mogłem doczekać się, aż usłyszę jej głos.
- No tak. Może trzy razy w tygodniu.
Był taki, jak przeczuwałem: dziewczęcy, lekko drżący, ale nie nijaki – wyczuwało się w nim pewien charakter, ukryty pazurek. Była w nim też swoista melodia, śpiewność, intonacja wznosiła się i opadała. Chciałoby się go dawkować, żeby nie zachłysnąć się nim zbyt szybko.
Kiedy zajmowała miejsce na kanapie, oceniłem jej piersi przez białą bluzeczkę, którą na sobie miała. Niezbyt duże, starannie ukryte pod tą bielą. Szybko, choć z trudem, oderwałem wzrok i usiadłem obok niej, zachowując około pół metra odstępu między nami. Wdychałem zapach jej perfum.
- Może na początku ocenimy Twój poziom zaawansowania, żeby wiedzieć, od jakiego punktu wystartować, ale trzy godziny tygodniowo to dobre tempo.
- Mhm.
Jedna część mnie chciała ją ośmielić i zapewnić, że nie ma się czego bać, a druga rozkoszowała się tą jej niepewnością, smakowała jej tremę. Po wymianie kilku oficjalnie brzmiących zdań na temat jej poziomu zaawansowania i oczekiwań ustawiłem na stoliku laptop i wyświetliłem test poziomujący. Podsunąłem jej go, a ona zagłębiła się w niuansach angielskiej gramatyki. Zerkałem na nią dyskretnie, zastanawiając się, jaki wynik uzyska, ale bardziej nawet rozkoszując się każdym jej ruchem i tą pełną skupienia miną. Mięśnie miała napięte, pozycja daleka od rozluźnionej – siedziała na brzegu sofy, jak gdyby bała się zaanektować większą jej część dla siebie. Nie spuszczała wzroku z literek na ekranie, a ja zerknąłem, by sprawdzić, czy dojrzę pod bluzką brodawki jej piersi – niestety, materiał skutecznie je zakrywał.
Mam więc obok siebie to nieśmiałe młode stworzonko i ode mnie tylko zależy, jak wyglądać będzie nasza nauka. Ile z tego, co chodzi mi po głowie, powinno pozostać w sferze fantazji, a ile powinienem spróbować wcielić w życie? Jakie konsekwencje będzie miało to, co postanowię zrobić? Ja jestem singlem, ona jest w legalnym wieku – nie robilibyśmy niczego moralnie czy prawnie zabronionego, a wykorzystanie naszej relacji mogłoby być niezwykle ekscytujące. A może nie podołam? Wszystko zależy teraz od właściwych (lub niewłaściwych wyborów).
Jak dalej przebiegać będzie jej nauka? Chciałbym, żebyście to Wy o tym zdecydowali, wybierając za każdym razem jedną z opcji. Pierwsze pytanie brzmi:
Jak powinienem od początku ustawić nasze relacje?
I odpowiedzi do wyboru:
A kumpel – skracam dystans i rozmawiamy swobodnie, bez sztucznych formalności (w ten sposób szybciej się na mnie otworzy, ale może stracę szansę zaintrygowania jej);
B profesjonalista – trzymam dystans i skupiamy się na nauce (w ten sposób pokaże jej, że warto przychodzić do mnie na zajęcia, ale może to utrudnić później próby oswojenia jej);
C surowy nauczyciel – pilnuję dyscypliny i traktuję ją jak dzieciaka; ja tu rządzę i nie uznaję sprzeciwu (w ten sposób zacznę ją sobie podporządkowywać, ale mogę zniszczyć szanse na to, żeby poczuła do mnie sympatię);
D podrywacz – prowadzę z nią lekki flirt, żeby sprawdzić, na ile mogę sobie pozwolić (w ten sposób mogę szybko ją wybadać, ale łatwo przesadzić i ją do siebie zniechęcić);
E treser – robię wszystko, żeby ją onieśmielić i zawstydzić, ustawić ją w pozycji podrzędnej (w ten sposób mogę rozpocząć podniecającą grę, ale mogę ją też łatwo wystraszyć).
Dalsza część będzie zależna od tego, która opcja zdobędzie największą popularność. Podawajcie, proszę, w postach literę odpowiedniej opcji i zachęcam do argumentowania swojego wyboru, komentowania czy nawet dyskutowania. Pamiętajcie, że nie jest to bajka z obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem, więc nie każda decyzja doprowadzi do spodziewanego rezultatu. Ale jeśli odpowiednie to rozegrać, wszystko jest możliwe... Potraktujcie to jak grę i jak wyzwanie.
I oto stała przede mną. Urocza z tym swoim wyrazem twarzy i mową ciała, które nadawały jej wygląd lekko spłoszonej pensjonariuszki. Nie potrafiłbym nazwać koloru jej włosów, ale cudownie oplatały tę młodziutką buzię. Aż chciałoby się je związać, podnieść i zobaczyć, jaki będzie efekt – czy taka fryzura doda jej jeszcze więcej słodkiego uroku. Kiedy tak na nią patrzyłem, nie wiedząc, gdzie bezpiecznie zaparkować wzrok, czułem ten znajomy dreszcz: ciepło rozlewające się po całym ciele, połączenie nadziei, ekscytacji i jakiejś oderwanej od świata tęsknoty. Taki dreszcz może stać się w życiu siłą napędową. Póki co jednak miałem przed sobą licealistkę, z którą łączyło mnie tylko tyle, że od dzisiaj miałem udzielać jej korepetycji z angielskiego. Kurs przyspieszony. Paulina. Jej rodzicami byli znajomi mojej sąsiadki, która chciała polecić im kogoś zaufanego. No i padło na mnie. Myśl o edukowaniu licealistki była całkiem miłą perspektywą dla trzydziestoletniego miłośnika dziewczęcej urody, ale atrakcyjność estetyczna stworzenia, które ujrzałem w drzwiach, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Odczuwając jeszcze coś jakby łaskotanie skrzydełek w podbrzuszu, zaprosiłem ją do środka. Stwierdzenie „Rozbierz się” wydało mi się nieprzyzwoicie dwuznaczne, ale wierząc w niewinność jej skojarzeń, tak właśnie zacząłem:
- Zapraszam, rozbierz się.
Uśmiechnęła się nieznacznie w odpowiedzi i zaczęła od zdjęcia butów. Jej czerwone skarpetki zaszumiały na panelach w moim ciasnym przedpokoju. Zdjęła kurtkę i inne wierzchnie elementy ubioru, a ja gestem zachęciłem ją, by przeszła do pokoju. Musiała mnie w tym celu minąć i ustawiła się lekko bokiem, żeby nasze ciała nie zetknęły się ze sobą podczas tego manewru. Poczułem jej zapach. Bardzo silny, perfumy o nucie zapachowej wgryzającej mi się w zmysły. Byłem lekko oszołomiony. Powiodłem za nią wzrokiem i pożarłem wyobraźnią jej wydatny i zgrabny zarysowujący się pod dżinsami tyłeczek. Przeszliśmy do pomieszczenia, w którym miały odbywać się nasze zajęcia. Była spięta, maskowała to nieprzekonującym sztucznym uśmiechem. Czułem, że sama z siebie nic nie powie, zachęciłem ją więc:
- Czyli jaki mamy plan? – mój głos wydał mi się jakiś nienaturalny. – Zajęcia kilka razy w tygodniu? Opcja intensywna?
Wypowiadając z uśmiechem ostatnie zdanie, starałem się, żeby nie zabrzmiało zbyt lubieżnie. Nie mogłem doczekać się, aż usłyszę jej głos.
- No tak. Może trzy razy w tygodniu.
Był taki, jak przeczuwałem: dziewczęcy, lekko drżący, ale nie nijaki – wyczuwało się w nim pewien charakter, ukryty pazurek. Była w nim też swoista melodia, śpiewność, intonacja wznosiła się i opadała. Chciałoby się go dawkować, żeby nie zachłysnąć się nim zbyt szybko.
Kiedy zajmowała miejsce na kanapie, oceniłem jej piersi przez białą bluzeczkę, którą na sobie miała. Niezbyt duże, starannie ukryte pod tą bielą. Szybko, choć z trudem, oderwałem wzrok i usiadłem obok niej, zachowując około pół metra odstępu między nami. Wdychałem zapach jej perfum.
- Może na początku ocenimy Twój poziom zaawansowania, żeby wiedzieć, od jakiego punktu wystartować, ale trzy godziny tygodniowo to dobre tempo.
- Mhm.
Jedna część mnie chciała ją ośmielić i zapewnić, że nie ma się czego bać, a druga rozkoszowała się tą jej niepewnością, smakowała jej tremę. Po wymianie kilku oficjalnie brzmiących zdań na temat jej poziomu zaawansowania i oczekiwań ustawiłem na stoliku laptop i wyświetliłem test poziomujący. Podsunąłem jej go, a ona zagłębiła się w niuansach angielskiej gramatyki. Zerkałem na nią dyskretnie, zastanawiając się, jaki wynik uzyska, ale bardziej nawet rozkoszując się każdym jej ruchem i tą pełną skupienia miną. Mięśnie miała napięte, pozycja daleka od rozluźnionej – siedziała na brzegu sofy, jak gdyby bała się zaanektować większą jej część dla siebie. Nie spuszczała wzroku z literek na ekranie, a ja zerknąłem, by sprawdzić, czy dojrzę pod bluzką brodawki jej piersi – niestety, materiał skutecznie je zakrywał.
Mam więc obok siebie to nieśmiałe młode stworzonko i ode mnie tylko zależy, jak wyglądać będzie nasza nauka. Ile z tego, co chodzi mi po głowie, powinno pozostać w sferze fantazji, a ile powinienem spróbować wcielić w życie? Jakie konsekwencje będzie miało to, co postanowię zrobić? Ja jestem singlem, ona jest w legalnym wieku – nie robilibyśmy niczego moralnie czy prawnie zabronionego, a wykorzystanie naszej relacji mogłoby być niezwykle ekscytujące. A może nie podołam? Wszystko zależy teraz od właściwych (lub niewłaściwych wyborów).
Jak dalej przebiegać będzie jej nauka? Chciałbym, żebyście to Wy o tym zdecydowali, wybierając za każdym razem jedną z opcji. Pierwsze pytanie brzmi:
Jak powinienem od początku ustawić nasze relacje?
I odpowiedzi do wyboru:
A kumpel – skracam dystans i rozmawiamy swobodnie, bez sztucznych formalności (w ten sposób szybciej się na mnie otworzy, ale może stracę szansę zaintrygowania jej);
B profesjonalista – trzymam dystans i skupiamy się na nauce (w ten sposób pokaże jej, że warto przychodzić do mnie na zajęcia, ale może to utrudnić później próby oswojenia jej);
C surowy nauczyciel – pilnuję dyscypliny i traktuję ją jak dzieciaka; ja tu rządzę i nie uznaję sprzeciwu (w ten sposób zacznę ją sobie podporządkowywać, ale mogę zniszczyć szanse na to, żeby poczuła do mnie sympatię);
D podrywacz – prowadzę z nią lekki flirt, żeby sprawdzić, na ile mogę sobie pozwolić (w ten sposób mogę szybko ją wybadać, ale łatwo przesadzić i ją do siebie zniechęcić);
E treser – robię wszystko, żeby ją onieśmielić i zawstydzić, ustawić ją w pozycji podrzędnej (w ten sposób mogę rozpocząć podniecającą grę, ale mogę ją też łatwo wystraszyć).
Dalsza część będzie zależna od tego, która opcja zdobędzie największą popularność. Podawajcie, proszę, w postach literę odpowiedniej opcji i zachęcam do argumentowania swojego wyboru, komentowania czy nawet dyskutowania. Pamiętajcie, że nie jest to bajka z obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem, więc nie każda decyzja doprowadzi do spodziewanego rezultatu. Ale jeśli odpowiednie to rozegrać, wszystko jest możliwe... Potraktujcie to jak grę i jak wyzwanie.
Skomentuj