Jestem Karolina, chodzę do drugiej liceum. Nie mam żadnych koleżanek, od niedawna mam tylko jednego kolegę. Ludzie ze szkoły zbytnio mnie nie lubią, bo uważają mnie za sztywną i nudną kujonkę, z którą nawet nie ma o czym pogadać. Zresztą mają rację – jako jedna z niewielu zawsze mam odrobione wszystkie prace domowe, a do sprawdzianów jestem zazwyczaj wzorowo przygotowana. Nie lubię imprez, bo źle się czuję w hałasie i w dużym tłumie, nie umiem też rozmawiać z ludźmi, bo po prostu nie wiem o czym, a jeśli już muszę z kimś dyskutować, to mówię tylko o szkole. Do tego jestem dość wstydliwa i niezbyt atrakcyjna z wyglądu. Jakby mi zależało, to mogłabym się wypindrzyć jak moje rówieśnice i wyglądać całkiem pociągająco – wiem, bo kiedyś mama mnie uczesała, nakręciła włosy, umalowała twarz i wyglądałam całkiem ładnie, a skoro sama tak stwierdziłam, to rzeczywiście musiało tak być, bo jestem wobec siebie bardzo krytyczna. Jednakże nie mam ochoty ani motywacji, żeby stroić się i robić z siebie seksowną barbie, więc zazwyczaj spinam po prostu moje jasne włosy w kok, nie maluję twarzy i wyglądam… po prostu normalnie, jak zwyczajna, szara myszka. Noszę duże, okrągłe okulary, które nadają mi jeszcze bardziej kujoński wygląd. Nie jestem gruba, ale szczupła też nie – w kwestii tuszy także określiłabym się jako „zwyczajna dziewczyna”, choć niektórym moje nogi mogłyby się wydawać nieco puszyste, a brzuszek trochę za bardzo wystający. Nie dbam o to. Nie stroję się także w żadne wyzywające ciuchy, bo wiem, że nawet gdybym to robiła, to i tak żaden chłopak by na mnie nie poleciał. Po pierwsze każdy wstydziłby się przed kolegami, że podoba mu się taka drętwa i nielubiana kujonka, a po drugie zdaję sobie sprawę, że w szkole konkurencja jest naprawdę na wysokim poziomie i chłopców zwyczajnie bardziej pociągają ekstra laseczki, niż takie szaraki jak ja – choćby ładnie wystrojone. Nie ukrywam wszak, że bardzo chciałabym zwabić jakiegoś chłopaczka, podniecić go i skłonić do ostrego przerżnięcia mojej napalonej cipki. Seks jest bowiem moją obsesją. Nie mam co prawda zbyt często okazji go uprawiać, ale wciąż o nim myślę, a moja wyobraźnia jest naprawdę bujna… Masturbacja jest moim zamiłowaniem, uprawiam ją codziennie po kilka razy – no, chyba, że danego dnia mam okazję uprawiać prawdziwy seks. Muszę się jednak przyznać, że dziewictwo straciłam dopiero w tym roku, choć jestem już siedemnastolatką. Swój pierwszy raz przeżyłam z pewnym nieśmiałym chłopcem kilka miesięcy temu. Chłopiec ten ma na imię Jasiu i to właśnie on jest tym moim jedynym kolegą, o którym wspomniałam na początku. Ma podobny charakter do mojego – jest spokojny i nieśmiały, taki nietowarzyski, zamknięty w sobie chłopaczek. Niski, chuderlawy, z wyglądu niezbyt pociągający, choć odpychający też nie jest. Koledzy wciąż mu dokuczają – to biją go (nie tak, żeby mu zrobić krzywdę, ale tak, żeby go upokorzyć), to zabierają i chowają mu różne rzeczy, to go przezywają, a także wciąż się z niego wyśmiewają. Jasiu nie umie się bronić, bo wstydzi się cokolwiek powiedzieć, więc inni chłopcy mogą bezkarnie zażywać rozrywki w postaci znęcania się nad słabszym.
Teraz właśnie siedzę na lekcji języka polskiego i z niecierpliwością czekam na koniec zajęć. Nie słucham nauczycielki, bo i tak wiem wszystko to, co ona mówi – powtarzają się te same tematy, które przerabiałam już w gimnazjum… Nie licząc tej lekcji, do końca zostały jeszcze cztery godziny. Strasznie mi się dłuży, ponieważ po lekcjach jestem umówiona z Jasiem – idziemy do „naszego lasku”, czyli pobliskiego lasu, w którym odkryliśmy pewne świetne, dobrze ukryte i przez nikogo nieodwiedzane miejsce. Wchodzi się tam między kępę krzewów, w środku której jest kawałek czystej, nie porośniętej niczym ziemi, i jest się ukrytym od wszystkich ciekawskich spojrzeń. Dziś mamy zamiar udać się tam z Jasiem w celu odbycia stosunku seksualnego. Nie robiliśmy tego już pięć dni, więc jestem niewyobrażalnie napalona, dlatego podczas zajęć wciąż myślę o tym, co ma się wydarzyć. Nie to jednak będzie tematem mojej opowieści, gdyż odkąd zaczęliśmy z Jasiem współżyć seksualnie, wszystkie nasze akty płciowe stały się podobne do siebie i nie byłoby w tym nic ciekawego. Wspaniałe wspomnienia pozostawił jednak u mnie nasz pierwszy raz, kiedy to wszystko, co przeżywaliśmy, było dla nas takie nowe, jakby zakazane i dotychczas znane jedynie ze świata fantazji… Nudząc się więc na lekcji i z dreszczem podniecenia przypominając sobie tamto wydarzenie, postanowiłam je opisać.
Tamtego dnia już od rana byłam zmęczona, a osiem godzin w szkole wykończyło mnie jeszcze bardziej. Mieliśmy wtedy bardzo ważny sprawdzian z historii, do którego przygotowywałam się do trzeciej w nocy, a przez tą naukę w ciągu całego poprzedniego dnia nie znalazłam nawet chwili na masturbację… Z nerwów nawet nie miałam na nią ochoty. Sprawdzian napisałam dobrze i byłam niemal pewna, że dostanę piątkę. Kiedy już było po wszystkim i nerwy puściły, zaczął mi się dawać we znaki wczorajszy dzień bez masturbacji – wszystko wokół mnie podniecało, cipka mnie swędziała i moje myśli błądziły wciąż wokół seksu. Rozebrałam wtedy w wyobraźni chyba każdego chłopaka z klasy, a z ponad połową z nich pieprzyłam się w fantazjach. W końcu lekcje się skończyły i z niecierpliwością ruszyłam do domu, chcąc jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju, sam na sam ze swoimi zwinnymi palcami i erotycznymi marzeniami… To miał być piękny rytuał – w nagrodę za dobrze napisany sprawdzian. Cała klasa wychodziła ze szkoły w tym samym czasie, by pod budynkiem rozejść się każdy w swoją stronę. Pech chciał (tak uważałam wtedy, bo teraz uważam to za szczęście), że w stronę tego samego przystanku co ja, szedł zawsze także Jasiu, więc zazwyczaj część drogi do domu odbywaliśmy razem. Wtedy jednakże nie kolegowałam się z nim jeszcze – był on dla mnie po prostu zakompleksionym chłopczykiem, którego było mi trochę szkoda, kiedy inni mu dokuczali. W związku z tym, że oboje byliśmy wstydliwi i nie wiedzieliśmy, o czym ze sobą rozmawiać, całą drogę zawsze milczeliśmy, wymieniając ze sobą jedynie pożegnalne, nieśmiałe „cześć”, kiedy wysiadałam z autobusu, którym Jasiu jechał dalej.
Tym razem było inaczej, a przynajmniej tak mi się wydawało po wyjściu ze szkoły. Opuszczając budynek zobaczyłam, jak chłopaki znowu dokuczają Jasiowi, popychając go do siebie nawzajem, jakby grali biedakiem w piłkę. Mieli przy tym niezły ubaw patrząc, jak chłopiec próbuje wydostać się z ich kręgu, co oni mu uniemożliwiali. Przyznam szczerze, że choć nie miałam nic do Jasia, to niezbyt wtedy lubiłam wspólne z nim powroty do domu, bo po prostu głupio się czułam, kiedy tak całą drogę milczeliśmy, więc szybkim krokiem ruszyłam w swoją stronę mając nadzieję, że kiedy Jasiu uwolni się od swych prześladowców, zdążę już odejść na tyle daleko, iż tym razem nie będziemy z Jasiem skazani na swoje towarzystwo, co sądzę, że także dla niego byłoby bardziej komfortowe. Niestety, ze szkoły wyszła jakaś nauczycielka, więc chłopaki byli zmuszeni wypuścić Jasia, kiedy ich mijałam, zatem biedak ruszył i szedł równo ze mną. Po dwóch minutach milczącego marszu, postanowiłam przerwać ciszę.
- Jak ci poszedł sprawdzian z historii? – spytałam, mając nadzieję, że Jasiu nie uzna mnie tak jak wszyscy za nudziarę dlatego, że rozmawiam o szkole.
- Nie wiem, chyba słabo… - odparł jakimś dziwnym, płaczliwym głosem.
- A czego nie napisałeś? – dopytywałam.
- Niedużo w ogóle napisałem – powiedział tym samym dziwnym głosem, po czym pociągnął nosem.
Spojrzałam na niego i – choć Jasiu bardzo starał się to ukryć – zauważyłam, że płacze! Miał zaczerwienione oczy i spod okularów wyciekała mu właśnie duża łza. Zrobiło mi się go cholernie żal.
- Jasiu… - powiedziałam ze współczuciem. – Nie przejmuj się… Przecież będzie można poprawić ocenę… - próbowałam go pocieszyć.
- Super… - odrzekł takim tonem, jakby ocena ze sprawdzianu obchodziła go w tym momencie najmniej.
- O co chodzi, Jasiu?
Chociaż zwykle krępowałam się go zagadywać, teraz włączył się we mnie jakiś opiekuńczy instynkt i politowanie, które nakazywało mi pocieszyć Jasia – mimo, że nawet nie wiedziałam, dlaczego płacze.
- Nic… - powiedział na odczepnego.
Skoro nie chciał mówić, postanowiłam nie drążyć, ale poklepałam go po ramieniu po czym objęłam, mówiąc wesoło:
- Nie martw się, będzie dobrze!
- Już mam ich wszystkich dość! – wybuchnął w końcu Jasiu. – Co ja im zrobiłem?! Ciągle tylko wszyscy mi dokuczają! Moja wina, że jestem spokojny i nieśmiały? Taki już jestem, nic nie poradzę, to powód, żeby mi dokuczać?!
Pierwszy raz usłyszałam z ust Jasia tak długą wypowiedź. Widać nerwy mu puściły i nieśmiałość chwilowo ustąpiła. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak ten chłopak cierpi z powodu ciągłego szykanowania – przez to, że był tak spokojny, zawsze sprawiał wrażenie, że te zaczepki mało go obchodzą. Jednak w duchu bardzo to przeżywał. Dalej więc próbowałam go pocieszyć:
- Oczywiście, że to żaden powód! – powiedziałam twardo i z oburzeniem. - To są debile, nie ma co się takimi przejmować! Mnie też nie lubią, ale mam ich wszystkich gdzieś!
Mówiąc to, przytuliłam Jasia mocniej do siebie, przez co aż był zmuszony zwolnić nieco kroku.
- Tobie tak nie dokuczają, bo jesteś dziewczyną…
- Prawda. Musisz się kiedyś postawić, pokazać, że nie dasz sobą pomiatać!
- To nie takie proste… - westchnął Jasiu.
Stanęłam w miejscu i zatrzymałam Jasia. Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
- Jak chcesz, to ci pomogę – rzekłam zdecydowanym głosem.
- Niby jak? – spytał sceptycznie.
- Nie wiem, coś wymyślimy – położyłam dłonie na jego ramionach i spod swoich okularów jeszcze głębiej zajrzałam w jego niebieskie oczy, również przysłonięte szkłami okularów.
Jasiu speszył się i spuścił wzrok.
- Dziękuję – bąknął.
- Uszy do góry.
Spojrzał na mnie spod byka i z jego oka znów wyciekła łza.
- Ja naprawdę mam już tego dość… - zaczął chlipać. – Tak bym chciał mieć święty spokój… Przez nich ta szkoła to dla mnie mordęga… Codziennie rano boli mnie brzuch na samą myśl, że znowu muszę iść do szkoły i że znowu będą mi dokuczać…
Zrobiło mi się go jeszcze bardziej szkoda – tak bardzo, że odruchowo go przytuliłam. Z początku trochę się speszył, ale po chwili także mnie objął i położył głowę na moim ramieniu. Byliśmy podobnego, niskiego wzrostu. Nasze policzki się zetknęły i uczułam przyjemne kołowanie w brzuchu. Zrobiło mi się miło, że Jasiu się przede mną otworzył i że w końcu normalnie z nim rozmawiam. Zaczął nawet gładzić ręką moje plecy, co było całkiem przyjemne. Pierwszy raz byłam w tak bliskim zetknięciu z „mężczyzną”, jeśli Jasia można było określić tym mianem.
- Będzie dobrze, Jasiu – mówiłam czule, również głaszcząc go po plecach. – Musisz tylko przestać się nimi przejmować. Kiedy skończymy tą szkołę, to ty coś w życiu osiągniesz, bo jesteś porządnym chłopakiem, a oni wszyscy to nieuki. Niech się śmieją, póki mogą, ale ty się będziesz śmiał ostatni…
- Dzięki, Karolina… Jesteś taka miła… - łkał Jasiu.
- Nie ma sprawy. Lubię cię, Jasiu…
- Ja też cię bardzo lubię. Najbardziej z całej klasy. Nikt nie był nigdy dla mnie taki miły… - Jasiu otwierał się coraz bardziej. Widać potrzebował odrobiny czułości i współczucia, żeby wdać się z kimś w rozmowę.
Jakoś tak mimowolnie przytuliliśmy się jeszcze mocniej, bo obydwojgu nam było przyjemnie w swoich objęciach. Przypuszczam, że Jasiu, który także nigdy wcześniej nie przytulał się z żadną dziewczyną, czuł się podobnie jak ja. Głaskaliśmy się wciąż po plecach i przyciskaliśmy do siebie nasze policzki. Całe nasze ciała przylegały do siebie. Po paru chwilach takich czułości i pocieszeń, poczułam przez swoje ciasne spodnie, że krocze Jasia dziwnie zesztywniało… Czułam tą twardość na swoim kroczu i aż przyprawiła mnie ona o miły dreszcz, który rozszedł się od moich majtek po brzuchu w górę.
Teraz właśnie siedzę na lekcji języka polskiego i z niecierpliwością czekam na koniec zajęć. Nie słucham nauczycielki, bo i tak wiem wszystko to, co ona mówi – powtarzają się te same tematy, które przerabiałam już w gimnazjum… Nie licząc tej lekcji, do końca zostały jeszcze cztery godziny. Strasznie mi się dłuży, ponieważ po lekcjach jestem umówiona z Jasiem – idziemy do „naszego lasku”, czyli pobliskiego lasu, w którym odkryliśmy pewne świetne, dobrze ukryte i przez nikogo nieodwiedzane miejsce. Wchodzi się tam między kępę krzewów, w środku której jest kawałek czystej, nie porośniętej niczym ziemi, i jest się ukrytym od wszystkich ciekawskich spojrzeń. Dziś mamy zamiar udać się tam z Jasiem w celu odbycia stosunku seksualnego. Nie robiliśmy tego już pięć dni, więc jestem niewyobrażalnie napalona, dlatego podczas zajęć wciąż myślę o tym, co ma się wydarzyć. Nie to jednak będzie tematem mojej opowieści, gdyż odkąd zaczęliśmy z Jasiem współżyć seksualnie, wszystkie nasze akty płciowe stały się podobne do siebie i nie byłoby w tym nic ciekawego. Wspaniałe wspomnienia pozostawił jednak u mnie nasz pierwszy raz, kiedy to wszystko, co przeżywaliśmy, było dla nas takie nowe, jakby zakazane i dotychczas znane jedynie ze świata fantazji… Nudząc się więc na lekcji i z dreszczem podniecenia przypominając sobie tamto wydarzenie, postanowiłam je opisać.
Tamtego dnia już od rana byłam zmęczona, a osiem godzin w szkole wykończyło mnie jeszcze bardziej. Mieliśmy wtedy bardzo ważny sprawdzian z historii, do którego przygotowywałam się do trzeciej w nocy, a przez tą naukę w ciągu całego poprzedniego dnia nie znalazłam nawet chwili na masturbację… Z nerwów nawet nie miałam na nią ochoty. Sprawdzian napisałam dobrze i byłam niemal pewna, że dostanę piątkę. Kiedy już było po wszystkim i nerwy puściły, zaczął mi się dawać we znaki wczorajszy dzień bez masturbacji – wszystko wokół mnie podniecało, cipka mnie swędziała i moje myśli błądziły wciąż wokół seksu. Rozebrałam wtedy w wyobraźni chyba każdego chłopaka z klasy, a z ponad połową z nich pieprzyłam się w fantazjach. W końcu lekcje się skończyły i z niecierpliwością ruszyłam do domu, chcąc jak najszybciej zamknąć się w swoim pokoju, sam na sam ze swoimi zwinnymi palcami i erotycznymi marzeniami… To miał być piękny rytuał – w nagrodę za dobrze napisany sprawdzian. Cała klasa wychodziła ze szkoły w tym samym czasie, by pod budynkiem rozejść się każdy w swoją stronę. Pech chciał (tak uważałam wtedy, bo teraz uważam to za szczęście), że w stronę tego samego przystanku co ja, szedł zawsze także Jasiu, więc zazwyczaj część drogi do domu odbywaliśmy razem. Wtedy jednakże nie kolegowałam się z nim jeszcze – był on dla mnie po prostu zakompleksionym chłopczykiem, którego było mi trochę szkoda, kiedy inni mu dokuczali. W związku z tym, że oboje byliśmy wstydliwi i nie wiedzieliśmy, o czym ze sobą rozmawiać, całą drogę zawsze milczeliśmy, wymieniając ze sobą jedynie pożegnalne, nieśmiałe „cześć”, kiedy wysiadałam z autobusu, którym Jasiu jechał dalej.
Tym razem było inaczej, a przynajmniej tak mi się wydawało po wyjściu ze szkoły. Opuszczając budynek zobaczyłam, jak chłopaki znowu dokuczają Jasiowi, popychając go do siebie nawzajem, jakby grali biedakiem w piłkę. Mieli przy tym niezły ubaw patrząc, jak chłopiec próbuje wydostać się z ich kręgu, co oni mu uniemożliwiali. Przyznam szczerze, że choć nie miałam nic do Jasia, to niezbyt wtedy lubiłam wspólne z nim powroty do domu, bo po prostu głupio się czułam, kiedy tak całą drogę milczeliśmy, więc szybkim krokiem ruszyłam w swoją stronę mając nadzieję, że kiedy Jasiu uwolni się od swych prześladowców, zdążę już odejść na tyle daleko, iż tym razem nie będziemy z Jasiem skazani na swoje towarzystwo, co sądzę, że także dla niego byłoby bardziej komfortowe. Niestety, ze szkoły wyszła jakaś nauczycielka, więc chłopaki byli zmuszeni wypuścić Jasia, kiedy ich mijałam, zatem biedak ruszył i szedł równo ze mną. Po dwóch minutach milczącego marszu, postanowiłam przerwać ciszę.
- Jak ci poszedł sprawdzian z historii? – spytałam, mając nadzieję, że Jasiu nie uzna mnie tak jak wszyscy za nudziarę dlatego, że rozmawiam o szkole.
- Nie wiem, chyba słabo… - odparł jakimś dziwnym, płaczliwym głosem.
- A czego nie napisałeś? – dopytywałam.
- Niedużo w ogóle napisałem – powiedział tym samym dziwnym głosem, po czym pociągnął nosem.
Spojrzałam na niego i – choć Jasiu bardzo starał się to ukryć – zauważyłam, że płacze! Miał zaczerwienione oczy i spod okularów wyciekała mu właśnie duża łza. Zrobiło mi się go cholernie żal.
- Jasiu… - powiedziałam ze współczuciem. – Nie przejmuj się… Przecież będzie można poprawić ocenę… - próbowałam go pocieszyć.
- Super… - odrzekł takim tonem, jakby ocena ze sprawdzianu obchodziła go w tym momencie najmniej.
- O co chodzi, Jasiu?
Chociaż zwykle krępowałam się go zagadywać, teraz włączył się we mnie jakiś opiekuńczy instynkt i politowanie, które nakazywało mi pocieszyć Jasia – mimo, że nawet nie wiedziałam, dlaczego płacze.
- Nic… - powiedział na odczepnego.
Skoro nie chciał mówić, postanowiłam nie drążyć, ale poklepałam go po ramieniu po czym objęłam, mówiąc wesoło:
- Nie martw się, będzie dobrze!
- Już mam ich wszystkich dość! – wybuchnął w końcu Jasiu. – Co ja im zrobiłem?! Ciągle tylko wszyscy mi dokuczają! Moja wina, że jestem spokojny i nieśmiały? Taki już jestem, nic nie poradzę, to powód, żeby mi dokuczać?!
Pierwszy raz usłyszałam z ust Jasia tak długą wypowiedź. Widać nerwy mu puściły i nieśmiałość chwilowo ustąpiła. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak ten chłopak cierpi z powodu ciągłego szykanowania – przez to, że był tak spokojny, zawsze sprawiał wrażenie, że te zaczepki mało go obchodzą. Jednak w duchu bardzo to przeżywał. Dalej więc próbowałam go pocieszyć:
- Oczywiście, że to żaden powód! – powiedziałam twardo i z oburzeniem. - To są debile, nie ma co się takimi przejmować! Mnie też nie lubią, ale mam ich wszystkich gdzieś!
Mówiąc to, przytuliłam Jasia mocniej do siebie, przez co aż był zmuszony zwolnić nieco kroku.
- Tobie tak nie dokuczają, bo jesteś dziewczyną…
- Prawda. Musisz się kiedyś postawić, pokazać, że nie dasz sobą pomiatać!
- To nie takie proste… - westchnął Jasiu.
Stanęłam w miejscu i zatrzymałam Jasia. Obróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
- Jak chcesz, to ci pomogę – rzekłam zdecydowanym głosem.
- Niby jak? – spytał sceptycznie.
- Nie wiem, coś wymyślimy – położyłam dłonie na jego ramionach i spod swoich okularów jeszcze głębiej zajrzałam w jego niebieskie oczy, również przysłonięte szkłami okularów.
Jasiu speszył się i spuścił wzrok.
- Dziękuję – bąknął.
- Uszy do góry.
Spojrzał na mnie spod byka i z jego oka znów wyciekła łza.
- Ja naprawdę mam już tego dość… - zaczął chlipać. – Tak bym chciał mieć święty spokój… Przez nich ta szkoła to dla mnie mordęga… Codziennie rano boli mnie brzuch na samą myśl, że znowu muszę iść do szkoły i że znowu będą mi dokuczać…
Zrobiło mi się go jeszcze bardziej szkoda – tak bardzo, że odruchowo go przytuliłam. Z początku trochę się speszył, ale po chwili także mnie objął i położył głowę na moim ramieniu. Byliśmy podobnego, niskiego wzrostu. Nasze policzki się zetknęły i uczułam przyjemne kołowanie w brzuchu. Zrobiło mi się miło, że Jasiu się przede mną otworzył i że w końcu normalnie z nim rozmawiam. Zaczął nawet gładzić ręką moje plecy, co było całkiem przyjemne. Pierwszy raz byłam w tak bliskim zetknięciu z „mężczyzną”, jeśli Jasia można było określić tym mianem.
- Będzie dobrze, Jasiu – mówiłam czule, również głaszcząc go po plecach. – Musisz tylko przestać się nimi przejmować. Kiedy skończymy tą szkołę, to ty coś w życiu osiągniesz, bo jesteś porządnym chłopakiem, a oni wszyscy to nieuki. Niech się śmieją, póki mogą, ale ty się będziesz śmiał ostatni…
- Dzięki, Karolina… Jesteś taka miła… - łkał Jasiu.
- Nie ma sprawy. Lubię cię, Jasiu…
- Ja też cię bardzo lubię. Najbardziej z całej klasy. Nikt nie był nigdy dla mnie taki miły… - Jasiu otwierał się coraz bardziej. Widać potrzebował odrobiny czułości i współczucia, żeby wdać się z kimś w rozmowę.
Jakoś tak mimowolnie przytuliliśmy się jeszcze mocniej, bo obydwojgu nam było przyjemnie w swoich objęciach. Przypuszczam, że Jasiu, który także nigdy wcześniej nie przytulał się z żadną dziewczyną, czuł się podobnie jak ja. Głaskaliśmy się wciąż po plecach i przyciskaliśmy do siebie nasze policzki. Całe nasze ciała przylegały do siebie. Po paru chwilach takich czułości i pocieszeń, poczułam przez swoje ciasne spodnie, że krocze Jasia dziwnie zesztywniało… Czułam tą twardość na swoim kroczu i aż przyprawiła mnie ona o miły dreszcz, który rozszedł się od moich majtek po brzuchu w górę.
Skomentuj