Długo biłam się z myślami, czy zakładać ten temat, ale ciekawość w końcu wzięła górę, stąd ten post.
Moja sytuacja wygląda następująco: jestem osobą niepełnosprawną, od 14 roku życia choruję na chorobę przewlekłą i z tego powodu właśnie mam orzeczoną niepełnosprawność. Do pewnego czasu nie była ona widoczna, jednak obecnie widać ją na pierwszy rzut oka. Mam niesprawne dłonie, a konkretnie przykurcze palców. Choroba nie ogranicza się tylko do dłoni, ale je najbardziej widać. Z moją chorobą zwykle było stabilnie, najgorszy jednak był zeszły rok, kiedy zmiana leczenia poskutkowała pogorszeniem zdrowia do tego stopnia, że ciężko mi było chodzić, wstawać, siadać itp. Na szczęście nastąpiła poprawa, a ja odżyłam.
W zeszłym roku także rozstałam się z facetem. Nie było to związane z moim pogorszeniem, choć wypadało w podobnym czasie. Źle się działo od jakiegoś czasu i nie warto już było o nic walczyć. Minęło kilka miesięcy od tego momentu, a mnie zaczyna brakować wszystkiego, co wiąże się z byciem z kimś.
To, co teraz napiszę, może się wydać żałosne, jestem w pełni tego świadoma. Jestem osobą dosyć nieśmiałą w kontaktach z obcymi. Każdy facet, z jakim się spotykałam, był poznany gdzieś w internecie. A to jakieś fora, jakieś portale społecznościowe, gadu. Nigdy nie ośmieliłam się podejść do faceta, by go zagadać w sensie zaproszenia na kawę itp. Pewnie nie byłam też zbyt otwarta, by zachęcić kogoś, by podszedł. Zawsze brakowało mi pewności siebie, a wizja tego, że mogę być wyśmiana, skutecznie mnie od takich pomysłów odstręczała. Otoczenie w gimnazjum, kiedy przytyłam po sterydach, skutecznie "pracowało" nad moją pewnością siebie. Zawsze też bałam się tego, czy dany facet zaakceptuje moją chorobę. Dlatego wolałam kontakt przez internet i to, że ktoś może poznać mnie taką, jaka jestem wewnątrz i ma czas na to, by zaakceptować to, co mu powiedziałam o swoim zdrowiu.
Od czasu gimnazjum sporo się zmieniło, ja schudłam, a związki, jakie w tym czasie miały miejsce, podniosły mi moją ocenę. Nie uważam siebie za brzydką, figury idealnej nie mam, ale jest w miarę normalna. Nieraz słyszę komplementy, że jestem inteligentna i to uważam na najlepszy komplement, jaki można usłyszeć od faceta. Mogę rozmawiać na wiele tematów, mam swoje zainteresowania. Dbam o siebie najlepiej, jak potrafię, bo wychodzę z założenia, że skoro nie mam tego, o czym mogłabym marzyć, to zrobię to, co mogę najlepiej z tym, co mam.
Do czego zmierzam? Otóż, jak wspomniałam, brakuje mi bycia w związku, a roczne wykluczenie z życia dało się we znaki. Chcę kogoś poznać, więc na początek (tak, znowu ten żałosny internet) zaczęłam włączać na "dostępny" gadu, które od dawna było tylko ukryte dla świata. Mam zdjęcie profilowe, więc w sumie codziennie ktoś pisze. Niestety, najczęściej są to po prostu napaleńcy w różnym wieku: nastoletnie prawiczki, które szukają kogoś, kto je wprowadzi w świat seksu; młodsi ode mnie faceci, którzy lubią "starsze" kobiety; faceci szukający swojej pani, która ich zdominuje i spełni fantazje erotyczne. To nie dla mnie, bo nie szukam samego bzykania. Rzadko zdarzają się tacy, z którymi da się porozmawiać o czymś innym, niż seks. A kiedy w końcu trafię na takiego, z którym dobrze się gada, to jest on zwykle w jakiś sposób nieosiągalny lub trudno osiągalny.
Czasem, z czystej ciekawości, pytam tych, co proponują przyjaźń z bonusem, czy taka oferta byłaby z ich strony nadal aktualna, skoro jestem niepełnosprawna. I to jest właśnie pierwsza kwestia, której jestem ciekawa. Czy dla faceta kompletnie nic nie jest przeszkodą, kiedy ma jakąś możliwość, by mówiąc kolokwialnie, zar*chać? Nie interesuje go niepełnosprawność, wystarczy, że mu się dziewczyna podoba, kiedy może liczyć na seks?
Druga kwestia, która mnie interesuje: jak byście zareagowali, gdyby taka osoba, jak ja, u której widać problemy z dłoniami, zaczęła was podrywać w realu? Czy patrzylibyście na nią, mając w myślach "och, jaka bidulka" i obudziłaby w was tylko ewentualnie uczucia opiekuńcze? Czy rozważalibyście, czy warto się z nią umówić? Mam wrażenie, że gdybym próbowała kogoś poderwać, to on zaraz wyobrażałby sobie, jak ja sobie poradzę np. w łóżku, a konkretniej z zadowalaniem faceta rękoma, skoro nie mam ich sprawnych. Z moim byłym jakiś sposób wypracowałam i raczej nie narzekał. Faktem jest jednak, że inne ograniczenia sprawiają, że pewnych pozycji nie jestem w stanie fizycznie wykonać, np. uwielbianej przez mężczyzn "na jeźdźca", jednak zawsze można różne rzeczy próbować i sprawdzać, czy się uda. Pytanie tylko, czy ktoś byłby chętny poznać mnie w ogóle i chcieć się ze mną umówić, widząc moje dłonie - powiedzieć sobie, że warto spróbować spróbować poznać, mimo iż może nie być ze mną łatwo?
Moja sytuacja wygląda następująco: jestem osobą niepełnosprawną, od 14 roku życia choruję na chorobę przewlekłą i z tego powodu właśnie mam orzeczoną niepełnosprawność. Do pewnego czasu nie była ona widoczna, jednak obecnie widać ją na pierwszy rzut oka. Mam niesprawne dłonie, a konkretnie przykurcze palców. Choroba nie ogranicza się tylko do dłoni, ale je najbardziej widać. Z moją chorobą zwykle było stabilnie, najgorszy jednak był zeszły rok, kiedy zmiana leczenia poskutkowała pogorszeniem zdrowia do tego stopnia, że ciężko mi było chodzić, wstawać, siadać itp. Na szczęście nastąpiła poprawa, a ja odżyłam.
W zeszłym roku także rozstałam się z facetem. Nie było to związane z moim pogorszeniem, choć wypadało w podobnym czasie. Źle się działo od jakiegoś czasu i nie warto już było o nic walczyć. Minęło kilka miesięcy od tego momentu, a mnie zaczyna brakować wszystkiego, co wiąże się z byciem z kimś.
To, co teraz napiszę, może się wydać żałosne, jestem w pełni tego świadoma. Jestem osobą dosyć nieśmiałą w kontaktach z obcymi. Każdy facet, z jakim się spotykałam, był poznany gdzieś w internecie. A to jakieś fora, jakieś portale społecznościowe, gadu. Nigdy nie ośmieliłam się podejść do faceta, by go zagadać w sensie zaproszenia na kawę itp. Pewnie nie byłam też zbyt otwarta, by zachęcić kogoś, by podszedł. Zawsze brakowało mi pewności siebie, a wizja tego, że mogę być wyśmiana, skutecznie mnie od takich pomysłów odstręczała. Otoczenie w gimnazjum, kiedy przytyłam po sterydach, skutecznie "pracowało" nad moją pewnością siebie. Zawsze też bałam się tego, czy dany facet zaakceptuje moją chorobę. Dlatego wolałam kontakt przez internet i to, że ktoś może poznać mnie taką, jaka jestem wewnątrz i ma czas na to, by zaakceptować to, co mu powiedziałam o swoim zdrowiu.
Od czasu gimnazjum sporo się zmieniło, ja schudłam, a związki, jakie w tym czasie miały miejsce, podniosły mi moją ocenę. Nie uważam siebie za brzydką, figury idealnej nie mam, ale jest w miarę normalna. Nieraz słyszę komplementy, że jestem inteligentna i to uważam na najlepszy komplement, jaki można usłyszeć od faceta. Mogę rozmawiać na wiele tematów, mam swoje zainteresowania. Dbam o siebie najlepiej, jak potrafię, bo wychodzę z założenia, że skoro nie mam tego, o czym mogłabym marzyć, to zrobię to, co mogę najlepiej z tym, co mam.
Do czego zmierzam? Otóż, jak wspomniałam, brakuje mi bycia w związku, a roczne wykluczenie z życia dało się we znaki. Chcę kogoś poznać, więc na początek (tak, znowu ten żałosny internet) zaczęłam włączać na "dostępny" gadu, które od dawna było tylko ukryte dla świata. Mam zdjęcie profilowe, więc w sumie codziennie ktoś pisze. Niestety, najczęściej są to po prostu napaleńcy w różnym wieku: nastoletnie prawiczki, które szukają kogoś, kto je wprowadzi w świat seksu; młodsi ode mnie faceci, którzy lubią "starsze" kobiety; faceci szukający swojej pani, która ich zdominuje i spełni fantazje erotyczne. To nie dla mnie, bo nie szukam samego bzykania. Rzadko zdarzają się tacy, z którymi da się porozmawiać o czymś innym, niż seks. A kiedy w końcu trafię na takiego, z którym dobrze się gada, to jest on zwykle w jakiś sposób nieosiągalny lub trudno osiągalny.
Czasem, z czystej ciekawości, pytam tych, co proponują przyjaźń z bonusem, czy taka oferta byłaby z ich strony nadal aktualna, skoro jestem niepełnosprawna. I to jest właśnie pierwsza kwestia, której jestem ciekawa. Czy dla faceta kompletnie nic nie jest przeszkodą, kiedy ma jakąś możliwość, by mówiąc kolokwialnie, zar*chać? Nie interesuje go niepełnosprawność, wystarczy, że mu się dziewczyna podoba, kiedy może liczyć na seks?
Druga kwestia, która mnie interesuje: jak byście zareagowali, gdyby taka osoba, jak ja, u której widać problemy z dłoniami, zaczęła was podrywać w realu? Czy patrzylibyście na nią, mając w myślach "och, jaka bidulka" i obudziłaby w was tylko ewentualnie uczucia opiekuńcze? Czy rozważalibyście, czy warto się z nią umówić? Mam wrażenie, że gdybym próbowała kogoś poderwać, to on zaraz wyobrażałby sobie, jak ja sobie poradzę np. w łóżku, a konkretniej z zadowalaniem faceta rękoma, skoro nie mam ich sprawnych. Z moim byłym jakiś sposób wypracowałam i raczej nie narzekał. Faktem jest jednak, że inne ograniczenia sprawiają, że pewnych pozycji nie jestem w stanie fizycznie wykonać, np. uwielbianej przez mężczyzn "na jeźdźca", jednak zawsze można różne rzeczy próbować i sprawdzać, czy się uda. Pytanie tylko, czy ktoś byłby chętny poznać mnie w ogóle i chcieć się ze mną umówić, widząc moje dłonie - powiedzieć sobie, że warto spróbować spróbować poznać, mimo iż może nie być ze mną łatwo?
Skomentuj