Od samego rana zbierało się na burzę. Powietrze ciężkim całunem rozpościerało się nad sandomierską starówką. Ola podeszła do okna w nadziei na chłodniejszy wiatr znad Wisły. Bez szans. Nawet tutaj nie dało się odczuć najmiejszego podmuchu. Trudno było złapacć chwilę wytchnienia po kilku godzinach spędzonych na pieleniu grządek. W dodatku za kwadrans powinna przyjechać wycieczka z Ełku i trzeba będzie ich oprowadzić po wszystkich atrakcjach miasteczka. Ola ledwo zdążyła oczyścić szarą suknię ze śladów ziemi i napić zimnej wody z kranu. Chciałoby się wskoczyć w bikini. Albo chociaż w szorty i koszulkę na cienkich ramiączkach. Dziewczyna westchnęła. Postanowiła jednak pozbyć się spod habitu bawełnianej bluzki i legginsów. Inaczej jak nic zagotuje się przy powrotnym podejściu od nadrzecznej przystani do rynku.
Codzienne drobne uciążliwości. Niewygoda habitu, chrapiąca koleżanka z pokoju czy kiepskie talenty kucharskie siostry Bernadetty. Nie rozważa się ich rozpatrując w duszy różne aspekty powołania, a potrafią one nieźle dopiec. Kiedy Ola przystępowała do nowicjatu zaraz po studiach psychologicznych, w jej mniemaniu była to decyzja w mniejszym stopniu wywołana porywami dusz, niż czystą kalkulacją. Owszem, jeszcze przed pierwszą komunią czuła chęć założenia kornetu, ale któraż dziewczynka nie ma w głowie podobnych pomysłów. Jako nastolatka wyobrażała sobie standardowe przyszłe życie: studia, praca, mąż, dzieci. No owszem, zawsze była blisko swojej parafii, nie odpuszczała niedzielnych mszy, zaliczyła trzy razy pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, w rówieśniczych dyskusjach broniła „czarnych” przed antyklerykalnymi atakami. Ale żeby wstąpić do zakonu? Słaby pomysł. Nawet ten cały ruch oazowy wydawał się zbiegowiskiem egzaltowanych panienek i nawiedzonych kolesi. Ola była na podobne wątpliwe atrakcje zbyt rozsądna. Dopiero pod koniec czwartego roku studiów zaczęła zastanawiać się na serio nad wskoczeniem w habit. Perspektywy „cywilnej” pracy były kiepskie. Tysiąc złotych brutto na niepełny etat w szkole lub państwowej poradni. Albo niepewny chleb własnej działalności gospodarczej. Zakon Kornych Służebnic Miłosierdzia zwany kornetkami oferował wikt i opierunek oraz ciekawe wyzwania zawodowe. Specjalizował się w ewangelizacji młodzieży, zwłaszcza tej z trudnych rodzin. Ola zapukała do furty zgromadzenia w Sandomierzu, gdzie absolwentkę psychologii i resocjalizacji Uniwersytetu Jagiellońskiego przyjęto z otwartymi rękami. W zeszłym tygodniu, po złozeniu ślubów wieczystych dostała nawet własny pokój.
Ola rozejrzała się po wnętrzu szukając wzrokiem swojej Nokii, przy okazji oceniając jeszcze raz nowe lokum. Tak, przyzwoite warunki jak na celę klasztorną – uśmiechnęła się do swych myśli. Prawie 20 metrów kwadratowych z aneksem łazienkowym, duże okno, meble z Ikea, jasno pomalowane ściany. Gdyby nie mosiężny krucyfiks nad łóżkiem, śmiałoby można by pomyśleć, że znaleźliśmy się w jednym z sandomierskich hotelików wyremontowanych ostatnio za unijne pieniądze. Tylko klima w taki dzień byłaby nie od rzeczy. Grube mury średniowiecznej kamienicy lepiej chroniły przed zimowymi chłodami, niż przed ciągnącą od strony Ukrainy wyżową duchotą.
Dziewczyna zlokalizowała telefon w zagłębieniu fotela. Koperta pokazywałą dwie nieodebrane wiadomości od ksiedza Jacka. Pierwsza sprzed dwóch godzin: „Tkwimy w korkach, ale powinniśmy być na czternastą. Jeśli nie masz nic przeciwko temu odwiedzę Cię kiedy dojedziemy i odbiorę paczki z prowiantem.” Druga sprzed trzech minut. „logujemy autokar ;-) Zaraz będę”. Ola wpadła w panikę. Jeśli zaparkowali przed Bramą Grodzką, to „zaraz” oznacza naprawdę „zaraz”. Byłby numer, gdyby zastał ją w trakcie przebierania. Nie liczyła na żartobliwe rozwiązanie takiej hecy. Ojciec Jacek już przy pierwszym spotkaniu wydawał się jej nad wiek poważny, mimo że seminarium skończył trzy lata wcześniej. Zasadniczy i konkretny do bólu. Potrafił jednym spojrzeniem uspokoić rozwydrzoną watachę nastolatkó z patologicznych rodzin. Ola sama miała podobne usposobienie i od razu z ełckim księdzem nawiązali nić porozumienia.
Odrobina szamotania się z szarym płótnem i tiszert wraz z legginsami znalazł się na fotelu. Ola poczuła się ciut chłodniej, ale jej delikatna skóra lekko cierpiała ocierając się o szorstką tkaninę. Przynajnmniej bielizna była wygodna. Nikt nie oczekiwał, że zakonnice w dzisiejszych czasach będą umartwiać się barchanowymi gaciami i stanikami z bazaru. Kieszonkowe nie rozpieszcazało, ale Aleksandra zainwestowała w sportowy komplet z Triumpha. No a teraz po ostatecznym związaniu się z konwentem kieszonkowe wzrośnie do półtora tysiąca miesiecznie. Bez podatku. Spokojnie starczy na bieliznę z Schiesser albo Intimissimi. Ola zerknęła do lustra. Poprawiła welon i szkaplerz. Na pewno nie wyglądała na taką, co uciekła do zakonu, bo chłopa nie mogła znaleźć. Mało kto dałby je te 28 lat. Raczej niewiele ponad 20. Uwagę rozmówców zawze przyciągały wesołe brązowe oczy. Do tego kilka piegów na lekko zadartym nosie, kosmyki zadbanych włosów wymykające się niesfornie spod welonu. Na szczęście habit ukrywał przed światem kobiecą sylwetkę. Tylko twarz i dłonie ze smukłymi palcami wystawione były na pożądliwe męskie spojrzenia. Dziewczyna przypomniała sobie cytat z Chandlera: „blondynka, na widok której biskup zdolny by był wybićdziurę w witrażu”.
Ola straciła pewność, czy pozbycie się części ubrania było aż tak świetnym pomysłem. Ostatnio celibat doskwierał jej nad wyraz mocno. Nawet wahała się nad złożeniem ślubów wieczystych. Nigdy wcześniej sprawy ciała nie zaprzątały zbyt mocno jej uwagi. Utrata dziewictwa na wycieczce licealnej przebiegła średnio pomyślnie. Marek nie był zbyt doświadczony, a na dodatek myślał głównie o własnej przyjemności. Dwóch innnych partnerów podczas studiów także nie sprawdziło się w roli namiętnych kochanków. Wydawało się, że nad pożądaniem będzie łatwo zapanować i rzeczywiście przez cały nowicjat Aleksandra nie miała z tym problemów. Naprężenie łatwo dawało się rozładować raz w miesiącu pod prysznicem, a rozgszeszenie uzyskiwała od swego spowiednika w takich razach bez najmniejszego kłopotu.
Jednak od kilku tygodni pojawiały się niemal co noc lubieżne fantazje. Gdyby to zdarzyło się 300 lat wcześniej, pewnie można by podejrzewać atak sukkuba. Ale teraz Ola mogła tylko obwiniać buzujące hormony. Zdarzało się też coraz częściej, że grzeszne myśli wracaływ ciągu dnia. Już nie tylko gasiła je pieszcząc się pod strumieniami wody, ale i w łóżku przed snem albo rankiem sięgałą dłonią między uda. Starała się zaprzątać głowę pracą, ale to niewiele pomagało. No i postanowiła poczekać ze spowiedzią z tych myśli i uczynków, kiedy naprawdę wystąpi mocne postanowienie poprawy.
Od drzwi dobiegło zdecydowane pukanie. Za późno na ponowne przebieranki.
- Proszę, ksiądz wejdzie – Ola starała się, aby ton głosu nie oddawał myśli, jakie zbudziły się przed chwilą w jej głowie.
- A witam siostrę, pochwalony – ksiądz Jacek najwyraźniej był w kapitalnym nastroju. Nawet gdzieś zniknąl z jego twarzy wyraz chłodnej powściągliwości. Ba, nawet uśmiechnął się.
- Pochwalony, ojcze Jacku.
- Co tam siostra? Niegotowa jeszcze?
- Paczki przygotowałam w przedsionku, możemy schodzić.
- Nie pali się, wysłałem dzieciaki z ojcem Mateuszem na lody.
- No tak, jak do Sandomierza, to tylko z ojcem Mateuszem – próbowała zażartować Ola.
- Co siostra przez to rozumie? - temperatura głosu księdza spadła o kilka stopni.
- A nic, taka dygresja, no o Sandomierzu, że niby jak ta postać w serialu – Ola plątała się w wyjaśnieniach.
- No tak, chyba jest coś takiego. Nie wiem, nie mam czasu na telewizję – ksiądz Jacek intonacją dał znać, że jest ponad takie przyziemne rozrywki
Ola wkurzyła się w duchu. Co za palant. Niby przystojny, niby inteligentny i z osobowością, a jak byle co to nie omieszka okazać swojej wyższości. W głowie dziewczyny zaczął kiełkować szatański plan.
- Jak mamy chwilę, to może ksiądz kawy się napije? W taki upał podobno najlepiej gasi pragnienie.
- Jeśli bezkofeinowa, to chętnie.
Ojciec Jacek zajął miejsce na fotelu przy oknie. Ola krzątała się przy stoliku z elektrycznym czajnikiem. Celowo schyliła się tak po upuszczoną saszetkę z cukrem, aby wypiąć się w kierunku mężczyzny. No zobaczymy, czy taki on święty, jak się maluje. Dziewczyna wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie. Sprawa mogła się zakończyć zesłaniem gdzieś na zapadłą białoruską wieś. Jednak niespełnione od rana podniecenie wzrastające od kilku dni falami wraz z irytacją na zachowanie gościa spowodowały, że naturalny dla Oli rozsądej i umiar uciekły gdzieś w krzaki nad Wisłę. No i powiedzmy sobie szczerze – Jacek świetnie wyglądał w szarej koszuli z koloratką, czarnych jeansach i modnych butach.
- Ksiądz pewnie zmęczony po tak długiej podróży – zagadywała.
- Jestem w stanie spać nawet w ekstremalnych warunkach. Umówiliśmy się z ojcem Mateuszem, że on zapanuje nad naszą niesforną gromadką w tę, a ja z powrotem.
Ola podała kawę w filiżance ze szwedzkiej ceramiki.
- Dobrze, że mamy trochę czasu. Zdążę się przebrać. Jest naprawdę gorąco. Nie ma ksiądz nic przeciwko? - nie czekając na odpowiedź dziewczyna zniknęła za załomem muru. Zdawała sobie sprawę, że jeśli ksiądz Jacek wychyli się tylko trochę w stronę łóżka, zobaczy wnętrze aneksu łazienkowego w długim lustrze.
Ola odwiesiła welon na wieszak i pozbyła wsuwek. Przycięte „na pazia” włosy rozsypały się wokół twarzy. Po chwili na kolejnym haku zawisła suknia i kornet. Dziewczyna pozostała w sandałach i nie spiesząc się zdjęła majtki i stanik. Przeciągnęła się, obracając wokół własnej osi. Wypięła tyłeczek w stronę wejścia udając, że podnosi coś z podłogi. Potem ubrała się z powrotem w zakonny mundurek i z wesołym uśmiechem opuściła aneks łazienkowy.
Ksiądz Jacek stał przy oknie patrząc w stronę szeroko rozlewającej się rzeki.
- Wie ojciec, że mamy w Sandomierzu ucho igielne? To taka brama w starych murach miejskich. Jest taki przesąd, że jak kto przejdzie nim i wypowie w myślach marzenie, to się ono spełni – siostra Ola mówiła w stronę szerokich pleców na tle jasnego prostokąta. - Ciekawe o czym ksiądz teraz marzy...
Ojciec Jacek odwrócił się w stronę swej gospodyni. Trudno nie było zauważyć charakterystycznego wybrzuszenia w spodniach. Jednak nie wytrzymał i zafundował sobie lustrzane widowisko.
- W co ty pogrywasz? – twarz księdza wykrzywił nieładny grymas, przydając mu pewnego okrucieństwa.
- O, przeszliśmy „na Ty” - Ola uśmiechnęła się tym razem z ironią.
- Myślisz, że bezkarnie możesz ze mną lecieć w kulki?
- A co, zgłosisz mnie do siostry przełożonej?
Jacek podszedł do zakonnicy na wyciągnięcie ręki.
- Sam cię przełożę – ksiądz znienacka chwycił Olę za nadgarstki i nie puszczając ich popchnął w stronę ściany. Wpił się w usta dziewczyny. Całował ją władczo, rozgniatając wargi, wpychając język bez pardonu. Aleksandra w pierwszej chwili była zdezorientowana rozwojem sytuacji. W drugiej chciała się bronić i odepchnąć napastnika. W następnej oddawała brutalne pocałnuki jeszcze gwałtowniej. Jacek odsunął się, aby zaczerpnąć tchu.
- To przełóż mnie i zerżnij. A może nie potrafisz? – to głos Oli tym razem wionął chłodem.
- Taka jesteś lubieżnica? Dogadzasz sobie gromnicą? Trzy wieki temu spaliłbym cię na stosie.
- Tak właśnie robili frustraci, impotenci w habitach kiedy spotkali prawdziwą kobietę.
- Nie zapominaj, kto tutaj nosi habit.
- No tak, bo pod habitem już wiesz co mam, obrzydliwy podglądaczu – Ola sama nie wiedziała, dlaczego tak ją bawi drażnienie się Jackiem. Jak igranie z głodnym szakalem.
- Ojciec Jacek zacisnął wargi. Chwycił dziewczynę jedną ręką za kark , drugą za ramię i podprowadził do łóżka.
- Klękaj – widać było, że w księdzu buzują się długo tłumione emocje.
- Będziemy czynić pokutę? - parsknęła.
- Klękaaaaaj – Jacek siłą wymusił na Oli zajęcie tej pozycji.Opierała się przedramionami na materacu. Czuła, że jej cipka spływa gorącymi sokami, a piersi obrzmiały palącym pożądaniem.
Jacek zarzucił połę sukni i szkaplerz kobiecie na plecy, odsłaniając krągły tyłek. Nie namyślając długo rozpiął suwak dżinsów i wbił aż po samą nasadę.
- Taaaaak – jęknęła Ola. - Mocniej.
Ksiądz wsuwał się w wilgotną muszelkę raz za razem, za każdym razem wywołując podobny spazm rozkoszy. Rozpychał się grubym wałem między delikatnymi płatkami. Dziewczyna jednak nie protestowała. Odreagowywała lata niespełnienia, oddawałą pchnięcia, zaciskając łonie na kołdrze. Jacek rżnął zakonnicę przytrzymując ją za biodra. Jej piersi ocierały sie o szorstką tkaninę drażniąc wrażliwe sutki. Łóżko nienawykłe do podobnych działań jęczało i stukało w ścianę w rytm uderzeń.
Ola zdawała sobie sprawę, że Jackowi niewiele trzeba do finiszu. Zaciskajac mięśnie pochwy na penisie starała się sama jak najszybciej dojść do orgazmu. Udało jej się, ale starała się nie okazać tego dalej oddając swoją cipkę na pastwę księżowskiego pręta.
Jacek też zdawał sobie sprawę, że za chwilę skończy. Wysunął połyskujący wilgocią trzon z nabrzmiałą główką.
- Sssij - warknął.
Ola pochyliła głowę w zakonnym welonie nad wyprężonym członkiem. Zamknęła na mim usta. Ssała i lizała berło, pieściła dłonią mosznę. Wreszcie zbliożała się właściwa erupcja. Jacek odchylił głowę do tyłu i własną dłonią brandzlował się przed twarzą zakonnicy. Ola odsunęła usta. Ciepłe, białe krople spadały na jej twarz, trafiały w rozchylone wargi, osiadały na welonie i szakaplerzu.
- Przepraszam, uslyszałam stukanie w ścianę – w drzwiał stała oniemiała Amelia, tegoroczna maturzystka która właśnie dzisiaj miała rozpocząć nowicjat w konwencie kornetek.
Codzienne drobne uciążliwości. Niewygoda habitu, chrapiąca koleżanka z pokoju czy kiepskie talenty kucharskie siostry Bernadetty. Nie rozważa się ich rozpatrując w duszy różne aspekty powołania, a potrafią one nieźle dopiec. Kiedy Ola przystępowała do nowicjatu zaraz po studiach psychologicznych, w jej mniemaniu była to decyzja w mniejszym stopniu wywołana porywami dusz, niż czystą kalkulacją. Owszem, jeszcze przed pierwszą komunią czuła chęć założenia kornetu, ale któraż dziewczynka nie ma w głowie podobnych pomysłów. Jako nastolatka wyobrażała sobie standardowe przyszłe życie: studia, praca, mąż, dzieci. No owszem, zawsze była blisko swojej parafii, nie odpuszczała niedzielnych mszy, zaliczyła trzy razy pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, w rówieśniczych dyskusjach broniła „czarnych” przed antyklerykalnymi atakami. Ale żeby wstąpić do zakonu? Słaby pomysł. Nawet ten cały ruch oazowy wydawał się zbiegowiskiem egzaltowanych panienek i nawiedzonych kolesi. Ola była na podobne wątpliwe atrakcje zbyt rozsądna. Dopiero pod koniec czwartego roku studiów zaczęła zastanawiać się na serio nad wskoczeniem w habit. Perspektywy „cywilnej” pracy były kiepskie. Tysiąc złotych brutto na niepełny etat w szkole lub państwowej poradni. Albo niepewny chleb własnej działalności gospodarczej. Zakon Kornych Służebnic Miłosierdzia zwany kornetkami oferował wikt i opierunek oraz ciekawe wyzwania zawodowe. Specjalizował się w ewangelizacji młodzieży, zwłaszcza tej z trudnych rodzin. Ola zapukała do furty zgromadzenia w Sandomierzu, gdzie absolwentkę psychologii i resocjalizacji Uniwersytetu Jagiellońskiego przyjęto z otwartymi rękami. W zeszłym tygodniu, po złozeniu ślubów wieczystych dostała nawet własny pokój.
Ola rozejrzała się po wnętrzu szukając wzrokiem swojej Nokii, przy okazji oceniając jeszcze raz nowe lokum. Tak, przyzwoite warunki jak na celę klasztorną – uśmiechnęła się do swych myśli. Prawie 20 metrów kwadratowych z aneksem łazienkowym, duże okno, meble z Ikea, jasno pomalowane ściany. Gdyby nie mosiężny krucyfiks nad łóżkiem, śmiałoby można by pomyśleć, że znaleźliśmy się w jednym z sandomierskich hotelików wyremontowanych ostatnio za unijne pieniądze. Tylko klima w taki dzień byłaby nie od rzeczy. Grube mury średniowiecznej kamienicy lepiej chroniły przed zimowymi chłodami, niż przed ciągnącą od strony Ukrainy wyżową duchotą.
Dziewczyna zlokalizowała telefon w zagłębieniu fotela. Koperta pokazywałą dwie nieodebrane wiadomości od ksiedza Jacka. Pierwsza sprzed dwóch godzin: „Tkwimy w korkach, ale powinniśmy być na czternastą. Jeśli nie masz nic przeciwko temu odwiedzę Cię kiedy dojedziemy i odbiorę paczki z prowiantem.” Druga sprzed trzech minut. „logujemy autokar ;-) Zaraz będę”. Ola wpadła w panikę. Jeśli zaparkowali przed Bramą Grodzką, to „zaraz” oznacza naprawdę „zaraz”. Byłby numer, gdyby zastał ją w trakcie przebierania. Nie liczyła na żartobliwe rozwiązanie takiej hecy. Ojciec Jacek już przy pierwszym spotkaniu wydawał się jej nad wiek poważny, mimo że seminarium skończył trzy lata wcześniej. Zasadniczy i konkretny do bólu. Potrafił jednym spojrzeniem uspokoić rozwydrzoną watachę nastolatkó z patologicznych rodzin. Ola sama miała podobne usposobienie i od razu z ełckim księdzem nawiązali nić porozumienia.
Odrobina szamotania się z szarym płótnem i tiszert wraz z legginsami znalazł się na fotelu. Ola poczuła się ciut chłodniej, ale jej delikatna skóra lekko cierpiała ocierając się o szorstką tkaninę. Przynajnmniej bielizna była wygodna. Nikt nie oczekiwał, że zakonnice w dzisiejszych czasach będą umartwiać się barchanowymi gaciami i stanikami z bazaru. Kieszonkowe nie rozpieszcazało, ale Aleksandra zainwestowała w sportowy komplet z Triumpha. No a teraz po ostatecznym związaniu się z konwentem kieszonkowe wzrośnie do półtora tysiąca miesiecznie. Bez podatku. Spokojnie starczy na bieliznę z Schiesser albo Intimissimi. Ola zerknęła do lustra. Poprawiła welon i szkaplerz. Na pewno nie wyglądała na taką, co uciekła do zakonu, bo chłopa nie mogła znaleźć. Mało kto dałby je te 28 lat. Raczej niewiele ponad 20. Uwagę rozmówców zawze przyciągały wesołe brązowe oczy. Do tego kilka piegów na lekko zadartym nosie, kosmyki zadbanych włosów wymykające się niesfornie spod welonu. Na szczęście habit ukrywał przed światem kobiecą sylwetkę. Tylko twarz i dłonie ze smukłymi palcami wystawione były na pożądliwe męskie spojrzenia. Dziewczyna przypomniała sobie cytat z Chandlera: „blondynka, na widok której biskup zdolny by był wybićdziurę w witrażu”.
Ola straciła pewność, czy pozbycie się części ubrania było aż tak świetnym pomysłem. Ostatnio celibat doskwierał jej nad wyraz mocno. Nawet wahała się nad złożeniem ślubów wieczystych. Nigdy wcześniej sprawy ciała nie zaprzątały zbyt mocno jej uwagi. Utrata dziewictwa na wycieczce licealnej przebiegła średnio pomyślnie. Marek nie był zbyt doświadczony, a na dodatek myślał głównie o własnej przyjemności. Dwóch innnych partnerów podczas studiów także nie sprawdziło się w roli namiętnych kochanków. Wydawało się, że nad pożądaniem będzie łatwo zapanować i rzeczywiście przez cały nowicjat Aleksandra nie miała z tym problemów. Naprężenie łatwo dawało się rozładować raz w miesiącu pod prysznicem, a rozgszeszenie uzyskiwała od swego spowiednika w takich razach bez najmniejszego kłopotu.
Jednak od kilku tygodni pojawiały się niemal co noc lubieżne fantazje. Gdyby to zdarzyło się 300 lat wcześniej, pewnie można by podejrzewać atak sukkuba. Ale teraz Ola mogła tylko obwiniać buzujące hormony. Zdarzało się też coraz częściej, że grzeszne myśli wracaływ ciągu dnia. Już nie tylko gasiła je pieszcząc się pod strumieniami wody, ale i w łóżku przed snem albo rankiem sięgałą dłonią między uda. Starała się zaprzątać głowę pracą, ale to niewiele pomagało. No i postanowiła poczekać ze spowiedzią z tych myśli i uczynków, kiedy naprawdę wystąpi mocne postanowienie poprawy.
Od drzwi dobiegło zdecydowane pukanie. Za późno na ponowne przebieranki.
- Proszę, ksiądz wejdzie – Ola starała się, aby ton głosu nie oddawał myśli, jakie zbudziły się przed chwilą w jej głowie.
- A witam siostrę, pochwalony – ksiądz Jacek najwyraźniej był w kapitalnym nastroju. Nawet gdzieś zniknąl z jego twarzy wyraz chłodnej powściągliwości. Ba, nawet uśmiechnął się.
- Pochwalony, ojcze Jacku.
- Co tam siostra? Niegotowa jeszcze?
- Paczki przygotowałam w przedsionku, możemy schodzić.
- Nie pali się, wysłałem dzieciaki z ojcem Mateuszem na lody.
- No tak, jak do Sandomierza, to tylko z ojcem Mateuszem – próbowała zażartować Ola.
- Co siostra przez to rozumie? - temperatura głosu księdza spadła o kilka stopni.
- A nic, taka dygresja, no o Sandomierzu, że niby jak ta postać w serialu – Ola plątała się w wyjaśnieniach.
- No tak, chyba jest coś takiego. Nie wiem, nie mam czasu na telewizję – ksiądz Jacek intonacją dał znać, że jest ponad takie przyziemne rozrywki
Ola wkurzyła się w duchu. Co za palant. Niby przystojny, niby inteligentny i z osobowością, a jak byle co to nie omieszka okazać swojej wyższości. W głowie dziewczyny zaczął kiełkować szatański plan.
- Jak mamy chwilę, to może ksiądz kawy się napije? W taki upał podobno najlepiej gasi pragnienie.
- Jeśli bezkofeinowa, to chętnie.
Ojciec Jacek zajął miejsce na fotelu przy oknie. Ola krzątała się przy stoliku z elektrycznym czajnikiem. Celowo schyliła się tak po upuszczoną saszetkę z cukrem, aby wypiąć się w kierunku mężczyzny. No zobaczymy, czy taki on święty, jak się maluje. Dziewczyna wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie. Sprawa mogła się zakończyć zesłaniem gdzieś na zapadłą białoruską wieś. Jednak niespełnione od rana podniecenie wzrastające od kilku dni falami wraz z irytacją na zachowanie gościa spowodowały, że naturalny dla Oli rozsądej i umiar uciekły gdzieś w krzaki nad Wisłę. No i powiedzmy sobie szczerze – Jacek świetnie wyglądał w szarej koszuli z koloratką, czarnych jeansach i modnych butach.
- Ksiądz pewnie zmęczony po tak długiej podróży – zagadywała.
- Jestem w stanie spać nawet w ekstremalnych warunkach. Umówiliśmy się z ojcem Mateuszem, że on zapanuje nad naszą niesforną gromadką w tę, a ja z powrotem.
Ola podała kawę w filiżance ze szwedzkiej ceramiki.
- Dobrze, że mamy trochę czasu. Zdążę się przebrać. Jest naprawdę gorąco. Nie ma ksiądz nic przeciwko? - nie czekając na odpowiedź dziewczyna zniknęła za załomem muru. Zdawała sobie sprawę, że jeśli ksiądz Jacek wychyli się tylko trochę w stronę łóżka, zobaczy wnętrze aneksu łazienkowego w długim lustrze.
Ola odwiesiła welon na wieszak i pozbyła wsuwek. Przycięte „na pazia” włosy rozsypały się wokół twarzy. Po chwili na kolejnym haku zawisła suknia i kornet. Dziewczyna pozostała w sandałach i nie spiesząc się zdjęła majtki i stanik. Przeciągnęła się, obracając wokół własnej osi. Wypięła tyłeczek w stronę wejścia udając, że podnosi coś z podłogi. Potem ubrała się z powrotem w zakonny mundurek i z wesołym uśmiechem opuściła aneks łazienkowy.
Ksiądz Jacek stał przy oknie patrząc w stronę szeroko rozlewającej się rzeki.
- Wie ojciec, że mamy w Sandomierzu ucho igielne? To taka brama w starych murach miejskich. Jest taki przesąd, że jak kto przejdzie nim i wypowie w myślach marzenie, to się ono spełni – siostra Ola mówiła w stronę szerokich pleców na tle jasnego prostokąta. - Ciekawe o czym ksiądz teraz marzy...
Ojciec Jacek odwrócił się w stronę swej gospodyni. Trudno nie było zauważyć charakterystycznego wybrzuszenia w spodniach. Jednak nie wytrzymał i zafundował sobie lustrzane widowisko.
- W co ty pogrywasz? – twarz księdza wykrzywił nieładny grymas, przydając mu pewnego okrucieństwa.
- O, przeszliśmy „na Ty” - Ola uśmiechnęła się tym razem z ironią.
- Myślisz, że bezkarnie możesz ze mną lecieć w kulki?
- A co, zgłosisz mnie do siostry przełożonej?
Jacek podszedł do zakonnicy na wyciągnięcie ręki.
- Sam cię przełożę – ksiądz znienacka chwycił Olę za nadgarstki i nie puszczając ich popchnął w stronę ściany. Wpił się w usta dziewczyny. Całował ją władczo, rozgniatając wargi, wpychając język bez pardonu. Aleksandra w pierwszej chwili była zdezorientowana rozwojem sytuacji. W drugiej chciała się bronić i odepchnąć napastnika. W następnej oddawała brutalne pocałnuki jeszcze gwałtowniej. Jacek odsunął się, aby zaczerpnąć tchu.
- To przełóż mnie i zerżnij. A może nie potrafisz? – to głos Oli tym razem wionął chłodem.
- Taka jesteś lubieżnica? Dogadzasz sobie gromnicą? Trzy wieki temu spaliłbym cię na stosie.
- Tak właśnie robili frustraci, impotenci w habitach kiedy spotkali prawdziwą kobietę.
- Nie zapominaj, kto tutaj nosi habit.
- No tak, bo pod habitem już wiesz co mam, obrzydliwy podglądaczu – Ola sama nie wiedziała, dlaczego tak ją bawi drażnienie się Jackiem. Jak igranie z głodnym szakalem.
- Ojciec Jacek zacisnął wargi. Chwycił dziewczynę jedną ręką za kark , drugą za ramię i podprowadził do łóżka.
- Klękaj – widać było, że w księdzu buzują się długo tłumione emocje.
- Będziemy czynić pokutę? - parsknęła.
- Klękaaaaaj – Jacek siłą wymusił na Oli zajęcie tej pozycji.Opierała się przedramionami na materacu. Czuła, że jej cipka spływa gorącymi sokami, a piersi obrzmiały palącym pożądaniem.
Jacek zarzucił połę sukni i szkaplerz kobiecie na plecy, odsłaniając krągły tyłek. Nie namyślając długo rozpiął suwak dżinsów i wbił aż po samą nasadę.
- Taaaaak – jęknęła Ola. - Mocniej.
Ksiądz wsuwał się w wilgotną muszelkę raz za razem, za każdym razem wywołując podobny spazm rozkoszy. Rozpychał się grubym wałem między delikatnymi płatkami. Dziewczyna jednak nie protestowała. Odreagowywała lata niespełnienia, oddawałą pchnięcia, zaciskając łonie na kołdrze. Jacek rżnął zakonnicę przytrzymując ją za biodra. Jej piersi ocierały sie o szorstką tkaninę drażniąc wrażliwe sutki. Łóżko nienawykłe do podobnych działań jęczało i stukało w ścianę w rytm uderzeń.
Ola zdawała sobie sprawę, że Jackowi niewiele trzeba do finiszu. Zaciskajac mięśnie pochwy na penisie starała się sama jak najszybciej dojść do orgazmu. Udało jej się, ale starała się nie okazać tego dalej oddając swoją cipkę na pastwę księżowskiego pręta.
Jacek też zdawał sobie sprawę, że za chwilę skończy. Wysunął połyskujący wilgocią trzon z nabrzmiałą główką.
- Sssij - warknął.
Ola pochyliła głowę w zakonnym welonie nad wyprężonym członkiem. Zamknęła na mim usta. Ssała i lizała berło, pieściła dłonią mosznę. Wreszcie zbliożała się właściwa erupcja. Jacek odchylił głowę do tyłu i własną dłonią brandzlował się przed twarzą zakonnicy. Ola odsunęła usta. Ciepłe, białe krople spadały na jej twarz, trafiały w rozchylone wargi, osiadały na welonie i szakaplerzu.
- Przepraszam, uslyszałam stukanie w ścianę – w drzwiał stała oniemiała Amelia, tegoroczna maturzystka która właśnie dzisiaj miała rozpocząć nowicjat w konwencie kornetek.
Skomentuj